Skocz do zawartości

MagnusMagnesium

Użytkownik
  • Postów

    56
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez MagnusMagnesium

  1. Droga Pani @timida, 1) Prawda jest taka, iż wszelkie takie oznaki nie są atrakcyjne. W przeszłości one oznaczały wszelakie zaburzenia zachodzące w organizmie i ewentualne choroby genetyczne (dziś niekoniecznie, ale nasze mózgi nie zmieniają się tak szybko, by tego mechanizmu się wyzbyć: raczej są bardzo długie okresy stagnacji i nagły skok ewolucyjny). Zaburzenia organizmu i u kobiet, i u mężczyzn oznaczają niższą odporność i wyższą podatność na choroby, co mogło prowadzić w konsekwencji do pogorszenia jakości nasienia lub trudności z utrzymaniem ciąży. Krzyżowanie się z osobnikami objawiającymi wszelakie choroby genetyczne mogło spowodować, że także Twe potomstwo będzie miało takie zaburzenia. Także, w części homo sapiens, która miała model monogamiczny, możemy zauważyć poszukiwanie jak najzdrowszego partnera. Dużo łatwiej było zapewnić warunki pod wychowanie dziecka, jeśli Twój partner nie zarażał się co chwila lub nie miał zwyrodnień. 2) W naszej kulturze akurat uznaje się siłę i dominację jako atrakcyjną, więc brak pewności siebie, rany, zadrapania i zaniedbanie wyglądu powodują u nas, zazwyczaj, krzywe spojrzenia. Przez to każdy choćby ślad słabości cielesnej jest uznawany za wysoce szpecący i u mężczyzn, i u kobiet. Duże wymagania wobec siebie, jak i innych są wzmacniane od dzieciństwa. Były w historii kultury stawiające słabość jako oznakę piękna. Przykładem może być okres Heian w Japonii. Ciekawym było to, że nie tylko odnoszono to do ciała, ale również charakteru. Z pewnego powodu ów kultury przejęły później nasz zachwyt potęgą. Osobiście uważam, że każda kobieta, przede wszystkim, powinna postarać się być piękna dla swego mężczyzny, niekoniecznie ogółu. Mogę się jedynie podzielić powodem zniesmaczenia większością kobiet w mych oczach. Myślę, że najbardziej nie odpowiada mi pogoń dziewcząt do bycia pociągającymi seksualnie, poprzez wyzywające odzienie albo niemalże jego brak. Nie mogę zobaczyć nic atrakcyjnego w kobiecie, która pokazuje mi od razu swoje wszystkie walory. To tak jak wygrana w szachy dwoma ruchami - nagroda w postaci wygranej staje się w tym momencie mało wartościowa, brak w tym ekscytacji oraz wyzwania. Życzę Państwu Miłego Dnia
  2. Moi drodzy, Proszę, nie negujmy nauki ani większości raportów z instytucji naukowych. Co prawda, @ewelina posłużyła się raczej swoją opinią i serwisami stronniczymi (tylko w części, gdyż zauważyłem w nich 2 dobrej jakości źródła), ale to nie umniejsza wagi tego problemu. Ostatnio zajmuję się szukaniem informacji na temat żywienia i to nie jest takie czarno-białe, jak się tutaj w wielu postach przedstawiało. By zadbać o rozwój intelektualny owego forum, mogę polecić lekkie, prawie dwugodzinne video autorstwa Darka Hoffmanna: Jak tylko doprowadzę swoje poszukiwania w odłamach bibliotek i wiarygodnych źródeł internetowych do definitywnego końca, to, moi Państwo, postaram się założyć temat i sprostować wszystkie nieścisłości i kontrowersje odnośnie jednej z najważniejszych potrzeb homo sapiens. Odniosę się również do aspektu planety, mimo iż trudno w tych czasach o niej prawić, ponieważ, niestety, ta sprawa została silnie upolityczniona. Życzę Państwu Miłego Dnia
  3. Może jestem za młody, by tutaj pisać, ale jej nagła chęć na seks wydaje mi się podejrzana. Tak jak sam mówiłeś - zmarł jej ojciec i straciła na to chęć. To jest jeszcze w porządku, bo jest emocjonalna, ale powinna się też starać pracować nad tym, by się pogodzić z tym (potrzebuje psychologa) (chociaż możliwe jest też, że używa to jako wymówki). Mam pytanie: Czy ona chce seksu głównie po kłótniach? Jeśli tak, to prawdopodobnie używa go jako narzędzia, by Ciebie trzymać przy sobie. Biologia jest czasami okrutna, panowie. Oksytocyna i wazopresyna, noradrenalina i dopamina. Wygląda na to, że ona nie chce się zmieniać dla Ciebie, tylko wymaga być TY to robił dla niej. Ty masz swoje potrzeby, chcesz mieć trochę oddechu, lecz ona Ci go zabiera i zmusza do stagnacji... Ja zadał bym pytanie, czy Ty chcesz być w związku z uzależnioną (od atencji i komfortu) dziewczyną i sam być niemalże zmuszanym do uzależnienia się od niej? Nie oszukujmy się, ona robi z Ciebie wraka człowieka, a Ty się na to godzisz, bo myślisz, że nie znajdziesz sobie dziewczyny, która da Ci wolność i sama będzie starała się rozwijać. Ona specjalnie będzie chciała Cię odciągać od wszystkiego, byś nie był interesujący i się od niej bardziej uzależnił, ponieważ "nikt inny mnie nie będzie chciał". Później, po latach związku i małżeństwa (nie oszukujmy się, zmusi Cię do ślubu) spojrzysz w przeszłość i co znajdziesz? Stracone okazje? Porzucone hobby? Zmarnowany potencjał? W imię czego? Wszyscy ludzie, nieważne jakiej płci, którzy nie motywują i nie wspierają drugiej połówki w rozwijaniu się, są niczym więcej tylko tyranem. Nie angażuj się więcej, nawet jeśli jest możliwość, że rozpowie, jaki jesteś "zły", to świadczy o niej jeszcze gorzej. Pokazałoby to, że jakbyś się jej sprzeciwiał wystarczająco często, to starałaby się rozwalić Twoje relacje z innymi ludźmi. Uważaj, tacy ludzie są zazwyczaj manipulatorami - w towarzystwie aniołki, ale na osobności będą Cię wyżerać. Strasznie mi ona przypomina moją siostrę o zgrozo. Ludzie jak one nie chcą się zmieniać i nie będą się zmieniać o ile społeczeństwo (co inni ludzie o nich myślą) ich do tego nie zmusi! Pamiętaj, że Twoje zdanie w tej kwestii nie będzie dla niej wystarczające! Oczywiście, będziesz miał kontrolę przez 2-3 dni, ale one wracają do swoich nawyków. I serio? Kłótnia o to, że powiedziałeś jej później o kosmetykach? Widzę, że boisz się o jej uczucia, co jest w miarę typowe u ludzi jak Ty, a ona jest wulkanem emocji. Prawda jest taka, że Ty nie potrzebujesz aż takiego wulkanu. Lepiej ją odpuść. Ona nie potrzebuje logiki, gdyż sama nie stara się Ciebie zrozumieć! Możesz myśleć, że wytrzymasz ze swoimi uczuciami, ale ona ciągle wierci dziurę w Twojej zbroi. Kiedyś się dowierci i wybuchniesz. Możesz wybrać bycie traktowanym jak wycieraczkę przez całe życie lub rozstanie. Znam jedną dziewczynę, która praktycznie jest Twoim lustrem - inteligentna i chłodna, ale daje się traktować jak wycieraczka przez wszystkich. Polecam zadbać trochę o siebie, wyedukować się trochę. Uwierz mi, że są dziewczęta, które z pewnością chciałyby Ciebie (Nie wiem, czy w Twojej sytuacji jest to realne, ale staraj się szukać w środowisku biznesowym, zazwyczaj tam będą kobiety, które pragnęłyby Twojej osobowości i podejścia). Życzę miłego dnia.
  4. @ŚliskiMike Czytałem o tym przez dłuższy czas, gdy w moim życiu występowała osoba właśnie z takim samym problemem co Twój. Jest to związane z naszym strachem przed odrzuceniem, gdyż przez tysiące lat naszej ewolucji ludzie odrzuceni mieli mniejsze szanse na rozmnożenie się. Mniejsza, przejdźmy do metody: 1. Wychodzisz z domu 2. Idziesz na przystanek (lub inne miejsce gdzie ludzie stoją i czekają) 3. Pytasz się osoby obok o godzinę (te osoby i tak czekają na autobus. Staraj się wybrać osobę z wyciągniętym telefonem) 4. Powtarzaj póki nie będziesz miał żadnych oporów (jeden raz dziennie lub trochę częściej) Testowana przez grupę badawczą składającą się z jednej osoby. Nie wiem, czy będziesz chciał ją uznać, ale przyniosła pozytywne efekty tej jednej osobie. Trzymaj się i dąż do tego, co chcesz osiągnąć. Powodzenia. Życzę miłego dnia.
  5. Potrafię się pod to podpiąć, mimo iż mieszkam na przedmieściach-wsi, gdzie mogę dostać całoroczny zapas kartofli za pomoc w zbiorach. Życie za najniższą krajową potrafi dać w kość, ponieważ żeby przeżyć musisz pracować też po pracy, kiedy inni zwyczajnie odpoczywają. Moja matka wychowywała dwójkę dzieci samotnie, ponieważ mój ojciec zaginął, gdy była ze mną w ciąży. Gdy wróciła do domu, to zobaczyła warsztat, źródło ich zarobku, doszczętnie zniszczony. Przez bank, który zażądał natychmiastowego spłacenia kredytu za mieszkanie, matka musiała oddać wszystkie oszczędności i sprzedawać meble z domu i gdy mnie urodziła, to natychmiast pójść do pracy. Pomagała też bogatszym sąsiadom za pieniądze lub obiad. Gdy coś się w domu zepsuło, to potrafiła pracować do późnych godzin, by pozwolić sobie na części zapasowe. Mimo iż powinna dostać jakąkolwiek zapomogę od państwa, to, mimo ubiegania, nie dostała ani złotówki, ponieważ: "pewnie twój mąż wcale nie zaginął, tylko ukrywacie go, by dostać darmowe pieniądze"... Bieda potrafi uczyć ludzi zarządzania. Oczywiście, Pani z filmiku robi to źle, ale nie mogę w pełni się wypowiedzieć w temacie życia w mieście, chociaż widziałem parę świetnych możliwości pracy dorywczej. Myślę, że najlepszym sposobem na zarobienie pieniędzy/oszczędzanie pieniędzy jest robienie konfitur. Kupujesz raz w roku, cześć sprzedajesz za dobrą sumkę, a resztę spożywasz z najtańszym chlebem. Powoli moje i życie mojej rodziny się odmienia, ale jeszcze parę miesięcy musimy spędzić tak jak całość naszego żywota.
  6. Jeśli liderzy mieliby honor lub skromność w pojęciu mas, to nie byliby liderami. Przywódcy nie muszą się odznaczać umiejętnościami praktycznymi tak długo jak znają kogoś, kto je posiada i potrafią wykorzystać tą osobę tak, by nie czuła się nazbyt wykorzystana. Przywódcy tego świata nie są w stanie posiąść całości wiedzy ludzi pod nimi, więc opierają się oni na znajomych twarzach i umiejętności perswazji. Jeśli chcesz być ponad, to wykorzystaj ten system zamiast narzekać, że on jest. Uwierz mi, czasami lepiej mieć szefa, który zna tylko teorię, ale potrafi zjednoczyć cały zespół i jest wystarczająco odważny oraz doświadczony, by pytać. Taka ciekawostka - okazuje się, że u zwierząt naczelnych alfy mają dużo większą empatię od nawet samic mających młode. Jeśli alfa jest zbyt okrutna i mało empatyczna, to jest napadana i zjadana żywcem. Liderzy mają też największy poziom stresu, porównywalny z najniższymi warstwami w społeczności. Najniższy poziom mają Ci tuż poniżej lidera. Ciekawe, czy u ludzi też jest to prawdą?
  7. Wygląda na to, że uzależnienie od słodyczy, prawda? Uzależnienie często zaczyna się od przyjemności, a w późniejszym stadium robimy coś, bo "musimy" (nasz organizm tego wymaga, uzależnienie psychofizyczne). Jak to ograniczyć: * Najmniej odczuwalnym wyjściem z nawyku jest po prostu niewielka zmiana ilości oraz jakości cukru. Polecam przerzucenie się na owoce (na początek daj sobie jakieś słodziutkie np. winogrona), gdyż one dadzą Ci cukier, ale ów cukier będzie zdecydowanie zdrowszy niż syrop glukozowo-fruktozowy. Poza tym, owoce zawierają błonnik i inne przyjazne dla naszego zdrowia związki. * W dodatku polecam ruch. On też powoduje, że się czujemy lepiej, ale tutaj uwaga - nie jedz natychmiast po wysiłku. Usiądź, napij się wody, tak z dwie/trzy szklanki (odwodnienie może być też przyczyną bólu głowy, napij się 3 szklanek zanim weźmiesz leki, bo one też mają swe skutki uboczne [nie wiem dlaczego, ale wiele ludzi o tym zapomina]). W szczególności po ćwiczeniach organizm chce cukru (weź jakiś owoc w ostateczności). Ogólnie, nie idź od razu na siłownię i nie rzucaj się na głęboką wodę z ruchem, Jednogodzinna przejażdżka rowerem wystarczy. Chodzi w tym punkcie o to, byś nie zaliczył aż tak sporego spadku nastroju po odstawieniu słodyczy; aktywność fizyczna dostarcza nam endorfin i serotoniny (stajemy się pewniejsi siebie). * Odrzuć wszystkie słodzone napoje. One mają więcej cukru, niż myślisz. Nie pij też soków ze sklepu, gdyż często są bardziej przesłodzone niż być powinny. Herbata, kawa lub lemoniada (bez słodzenia) są bardzo dobrymi zamiennikami. Ogólnie uzależnienie od cukru ma każdy człowiek i jest w nasileniu podobne do tego spowodowanego przez kokainę. Musisz się pogodzić z tym, że to od Ciebie nie odejdzie. Jedyne, co właściwie może zrobić człowiek, to zmienić formę przyjmowania cukru. Żadne sztuczki ze zmianą sposobu myślenia Ci nie pomogą na dłuższą metę. Zamiast tego, polecam odwrócić batonika i przeczytać skład - to powinno wystarczyć (nie sugeruj się tym, że nie jest to aprobowane przez część społeczeństwa - oni nawet nie wiedzą, co zjadają, co świadczy o ich lekkomyślności). Samobiczowanie się spowoduje katastrofalne skutki, ponieważ tworzy "pętlę" (zjadasz słodycze -> samobiczujesz się -> twój mózg przypomina sobie, co dało Ci łatwą radość (nie bierze pod uwagę tego, jaki nastrój będziesz miał potem) -> zjadasz słodycze itd...).
  8. @Vstorm Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem nie siedzę za dużo w tej chemii. Nikt się nie pytał, ale przedstawię jak to wygląda z mojego punktu widzenia: 1. Eksperyment "Mysia Utopia" - mówi się, że jest on irrelevant, czyli nieistotny. Za główną przyczynę podaje się tutaj zmienność środowiskową, choroby oraz wyzwania intelektualne, które w mieście się zdarzają. Mimo wszystko widać, że na część społeczeństwa ma to duży wpływ, ale nie całość. Po prostu myszy przestały się starać o partnerki, gdyż, po pierwsze, widziały wokół siebie mnóstwo osobników podobnych genetycznie (a co za tym idzie - geny "wiedzą", że zostaną przekazane dalej, ale za pomocą innego ciała), po drugie, myszy zaczęły żyć w gęstej grupie, gdzie zaczęła się, najpierw, walka o byt, a później, z powodu tego, że populacja się nie zmniejszała, myszy musiały stać się mniej terytorialne. Ten zanik spowodował, że samce przestały pilnować gniazd z partnerkami i młodymi, przez co samice musiały wykształcić zachowania agresywne, które upośledziły ich opiekę nad potomstwem, co za tym idzie - samice zaczęły porzucać swe młode. Te młode później nie mogły się odnaleźć w społeczeństwie i były wykorzystywane seksualnie przez silniejszych (samcom brakowało seksu, ponieważ samice stały się agresywne, przez to, że wychowanie potomstwa się im już nie opłacało [za duże koszty, mały zysk, ponieważ wszystkie myszy są ze sobą spokrewnione w dużym stopniu, a samce nie pomagały]). Akty homoseksualne stały się dla młodego pokolenia czymś naturalnym (ponieważ to była jedyna seksualna styczność jaką miały, a próbę zaspokojenia się z samicą przepłaciłyby krwią, czyli, znów, mniejsze zyski niż straty. W dodatku stosunki seksualne mogły być częstsze [brak presji, gdyż nie ma zobowiązań], przez co samce mają zdegradowany mózg [brak wyzwań ze stron samic]). Ta lawina spowodowała, że samce zaczęły bardziej dbać o wygląd i wykształciły u siebie zespół amotywacyjny (brak motywacji do dążenia do czegokolwiek, brak zainteresowań oraz pasji). Ów fakty spowodowały, że samice i samce stały się tępe i niezdolne społecznie do rozmnażania. Koniec. Wierzę w to, że macie IQ powyżej przeciętnej i że potraficie wyciągnąć wnioski. 2. Obydwie płcie mogą się nawzajem uzależnić od siebie. Główną przyczyną jest tutaj niewystarczający poziom serotoniny (zwany przeze mnie hormonem zdrowego rozsądku i spokoju), co powoduje, że zaczynamy obsesyjnie o kimś/o czymś myśleć. Zazwyczaj zbytnia aktywacja obszarów nagrody powoduje, że serotonina się mniej wydziela (zwykle jak wystawiamy nasz organizm na ekstrema, które wiemy, że możemy znieść, to się on zwiększa. Ewentualnie możecie zastosować pewną dietę, a dokładniej jej brak, gdyż bazuje ona na czekoladzie (gorzkiej!) oraz bananach). Za uzależnienie są odpowiedzialne: noradrenalina, adrenalina, brak serotoniny, dopamina. * Noradrenalina - pobudza nas i nie pozwala nam zasnąć, spowalnia pracę żołądka, przez co możemy czuć skurcze. Mogą się obficie pocić dłonie dzięki niej. * Adrenalina - przyspiesza akcję serca, przyspiesza oddech, dostarcza więcej tlenu do mięśni, dzięki czemu jesteśmy w pełni zmobilizowani, by dostać to, co nas uzależniło. * zmniejszenie wydzielania serotoniny - ciągłe myśli o danej rzeczy/osobie, niezauważanie błędów, wad, zwyczajne rzeczy stają się ekscytujące, a lekko dobre niemal euforyczne. Jednocześnie, przy niezaspokojeniu, jesteśmy zestresowani, zmartwieni i zdesperowani, by dostać to z powrotem. Po prostu dostaje się paranoi i obsesji. Ludzie, którzy mają wyjątkowo niski poziom serotoniny zostają stalkerami. * Dopamina - przyjemność, mamy do czego wracać. Jesteśmy nagradzani, ale jednocześnie niszczą się połączenia, szlaki dopaminowe i już ta sama dawka nas nie zaspokaja. Jedynie odstawienie na dłuższy czas lub dłuższe przerwy może pomóc nam przywrócić przyjemność z danej rzeczy/aktywności. Przykładowo, osoby, które często jedzą cukier, są na niego mniej wrażliwe, ale dłuższe odstawienie powoduje, że znów odczuwamy większą słodycz. Nie przypominają powyższe Ci czegoś? Jeśli obstawiłeś "miłość", to masz rację. Jest to powierzchowny opis zauroczenia. Najciekawsze jest to, że nie widać zbytniej różnicy w aktywności mózgów pomiędzy osobą, która zjadła cukier, osobą, która zażyła kokainę, a osobą, która jest zakochana. Oczywiście, niektóre rzeczy bardziej uzależniają, a inne mniej, ale możecie zauważyć powyższe w każdym przypadku. Akurat osoby, które zaznały wcześniej miłości, chcą po raz kolejny jej zaznać, więc miłość jest narkotykiem dla obu płci. Żeby miłość trwała dalej, musimy w tym czasie wystarczająco dużo się przytulać, dotykać, mieć dużo orgazmu... To jest przez oksytocynę i wazopresynę. Wkleję tutaj wcześniejszą wypowiedź: "Podczas orgazmu wydzielają się dwa hormony (oczywiście nie tylko te, ale one są najważniejsze w tym temacie): wazopresyna i oksytocyna. * Oksytocyna (tzw. hormon przytulania) jest w dużej mierze odpowiedzialna za formowanie się więzi między partnerami. Na kobiety działa ona bardziej (ten hormon się wydziela w czasie porodu i asystuje przy tworzeniu się więzi matka-dziecko), ale mężczyźni też odczuwają jej skutki. Zmniejsza on poziom agresji i im więcej się go wytworzy, tym więcej czasu mężczyzna nie może osiągnąć kolejnego orgazmu (od 30 minut do 10 godzin). Powoduje też to, że więcej pamiętamy w odnośnie związku z partnerem i częściej te wspomnienia przywołujemy. Obydwie płcie też są mniej skore do zdrady, jeśli wydziela się im dużo oksytocyny. Można spowodować jej wydzielanie nie tylko poprzez orgazm, ale też przez, właśnie, częste przytulanie lub stymulację sutków (co ciekawe, u obu płci). * Wazopresyna - pewnie na lekcjach biologii słyszałeś, że wazopresyna, to hormon odpowiedzialny za gospodarkę wodną (co jest prawdą), ale dodatkowo wydzielają się jego duże ilości w czasie seksu u mężczyzn (u kobiet mniej) i powoduje uczucie przywiązania. Ten hormon jest rodzajem nagrody za formowanie długotrwałych związków (głównie dla mężczyzn) i powoduje, że po seksie z jedną partnerką, nie chce się od razu iść do drugiej (w zależności od ilości wydzielania tego hormonu może to oscylować między pół godziny a nawet 24 h). Ludzie, którzy mieli częste orgazmy, mają statystycznie dużo mniejsze problemy z oddawaniem moczu na starość. Przy One Night Stand te hormony wydzielają się dużo słabiej lub wcale. Ośrodki wydzielania tych dwóch hormonów są różnie usytuowane względem szlaków dopaminowych w mózgu. U zwierząt i ludzi zauważono taką zależność, że im bliżej sieć dopaminowa, tym bardziej dane zwierzę lub osoba są skłonni do monogamistycznych związków. Gdy zwierzętom silnie monogamistycznym blokowano chemicznie wydzielanie powyższych hormonów lub dopaminy, to miały mniejszy problem w opuszczeniu swej partnerki i zdrady. Ludzie nie są ani monogamistami, ani poligamistami, lecz są po środku tego spectrum, chociaż zdarzają się u nas osobniki ze skrajnościami." 3. Ludzie mają coraz więcej alternatyw seksu i partnerek - w Japonii oraz ogólnie na świecie obserwuje się pojawienie tzw. "waifu" oraz "husbando", którzy zastępują tym osobom partnerów. Kupują też poduszki ze swoimi ulubionymi postaciami, a z realnymi kobietami nie chcą obcować. Rząd Japonii płaci ludziom za chodzenie na randki i wykonanie na nich pewnych aktywności. Rozpowszechnia się trend bycia aseksualnym (głównie w Japonii), pracoholizmu i sukcesu. Pornografia, seks lalki, waifu, husbando zaspokajają nas też seksualnie, gdyż ów rzeczy są stworzone, byśmy mogli zaspokoić to, czego nie możemy w inny sposób. 4. Rozpowszechnienie się antykoncepcji - kobiety dużo łatwiej oddają siebie, ponieważ nie spotykają już najpoważniejszych konsekwencji swych działań. To powoduje, że nie czują presji w znajdywaniu partnera na dłużej. Takie kobiety budzą się później z ręką w nocniku - były niezależne przez całe swe życie, a teraz czują, że chcą potomstwa, ale nie mają partnera, więc w akcji desperacji szukają kogokolwiek albo decydują się na bank spermy. Dzieci z takich rodzin nie potrafią się zazwyczaj odnaleźć społecznie i bardzo często są jedynakami. Podsumowując - wydaje mi się, że w pewnym stopniu jest to wina samych mężczyzn, którzy zmuszają kobiety do przystosowania się, oraz kobiet, które zmuszają mężczyzn do przystosowania się. Najlepiej jest pozostać taką osobą, jaką chce się być, a nie taką, jaką chce społeczeństwo (feministki z jednej strony, z drugiej tradycjonaliści). Dowiedzcie się, jaką rolę dobrze spełniacie i szukajcie osoby kompatybilnej do was. Miejcie swoje oczekiwania i pozwólcie innym je mieć. Tyle.
  9. Tutaj chłopiec, który chodzi do szkoły do dużego miasta. Stwierdzam, że dziewczęta na wsi i w mieście zachowują się zupełnie inaczej. * Chodząc do liceum zauważyłem, że miastowe są to dziewczyny, które biorą social media bardzo na poważnie. Są bardzo "progresywne" i wierzą w to, że mogą być taki samo silne jak mężczyźni, a jednocześnie chodzą na sale lekcyjne z całymi zestawami makijażu, by sobie poprawiać go. Dla nich złamany paznokieć jest tragedią i opuszczają resztę lekcji, by pójść do makijażystki... Jak idą na imprezy, to muszą wszystko nagrywać i upić się do nieprzytomności. Są bardzo chętne na seks, byleby był kolejny numerek do pochwalenia się (oczywiście, z ładnym, młodym i bogatym). Bardzo często to są alfy i ich wsparcie, które obierają sobie ofiary, nad którymi się znęcają. Co do starszych mężczyzn - widziałem, jak parę z nich ma sugar daddy, ale nie biorą ich na poważnie. Bardziej wolą młodych. * Są dziewczyny wypośrodkowane, ze wsi i z miast, które są na social media i starają się być ładnymi, ale nie przesadzają z tym, dopóki alfy ich nie wciągną. One zazwyczaj nie mają pasji, ale zdarzają się takie, które lubią gotować lub trenować tenisa rekreacyjnie, ale też potrafią być kameleonami. Raczej stoją za alfami i ich wsparciem, ale nie są kompletnie wycofane. Wolą stałe związki, ale są wyjątki w tej grupie. * Nieliczne dziewczęta ze wsi, mniej z miast, które biorą edukację bardzo na poważnie i nie siedzą w social media. Są tutaj dwie skrajności: dziewczyny, które są urodzonymi organizatorkami i władczyniami, oraz te, które siedzą z tyłu i nie mają pojęcia, co się dzieje wokół. Organizatorki/władczynie mają gdzieś co robią alfy i organizują szkolne aktywności, zbierają wokół siebie ludzi i są tak pochłonięte wizją osiągnięcia czegoś w życiu, że zapominają o wszystkim innym. Siedzące z tyłu dzielą się na kolejne dwie grupy: uczuciowe, nieśmiałe, oraz racjonalne nerdy. Uczuciowe i nieśmiałe zazwyczaj piszą opowieści oraz wierzą w prawdziwą miłość, ale zazwyczaj są pod skorupą księżniczkami i manipulatorkami. Mają 10 pomysłów na sekundę. Racjonalne nerdy - nikt ich nie chce, ponieważ lubią matematykę i jak nie masz wiedzy, to kompletnie nie zrozumiesz, co mają Ci do powiedzenia. Za to uwielbiają dawać porady i jak się ich zapytasz o jakiś pomysł, to mają ich 4, dodają lub wykluczają, gdy tego wymaga sytuacja. Zwykle, te dwa przypadki są bardzo leniwe, ale szkoła daje im poczucie obowiązku, więc robią. Są jeszcze te naprawdę rzadkie (pewnie mniej niż 1 na 500), które potajemnie planują, jak przejąć władzę nad światem (strateg idealny, wszystko ma być w 100% produktywne i pracować jak w zegarku). Są bardzo pracowite, urodzone CEO. Dziewczyny z tej grupy nie potrafią być kameleonem. Mają jasno zdefiniowane hobby. Mogą nie być zainteresowane w stosunkach płciowych, ponieważ nie chcą robić sobie kłopotu w tak młodym wieku. O ile nie są władcze, to wolą żyć w tym, co jest już znajome, więc prawdopodobieństwo zdrady jest niskie. Dziewczyny ze wsi zazwyczaj wiedzą co to praca i są wdzięczne za to, że rodzice sfinansowali im szkołę. Są tutaj też takie, które skończą zawodówkę lub gimnazjum i pomagają rodzinie przy gospodarstwie. Miastowe są bardziej nastawione na uzyskanie jak największej ilości adoratorów. Ogólnie dziewczęta lubią widzieć potencjał w swoim partnerze. Lubią wierzyć, że osiągnie on sukces, a one będą mogły go wspierać. U dziewczyn strategów/organizatorek/władczych jest inaczej, bo one wolą widzieć najlepsze wsparcie możliwe u mężczyzny, ale one są tak rzadkie, że prędzej zobaczysz te dziewczyny, które tylko udają strategów/organizatorki/władczynie. Co do wieku - zauważyłem, że im starsza, tym bardziej liczy się rodzina, mniej zdobywanie sukcesu/osiągnięć (oczywiście, jej wizji sukcesu). Obracam się też w środowisku starszych osób ze wsi i oni nie są skorzy do zdrady oraz w sporej większości są już w związkach małżeńskich. Jak nie są, to albo umarł jeden z małżonków i są za starzy, by szukać kolejnego, albo są bardzo dysfunkcyjni. Najwięcej wiem o ostatniej grupie dziewcząt, ponieważ to nią się otaczam. Reszta jest w moim środowisku z przymusu, nie wyboru. Ogólnie, to można zastosować do wszystkich ludzi, tylko u mężczyzn są inne proporcje i u kobiet są inne.
  10. Witam, @Agnes Już czekam, Królowo Lodu, na Twoje wymądrzanie się i show off. Masz okazję wypowiedzieć się. Go forward, don't hesitate.
  11. Genialne! Dlaczego zarządzanie pieniędzmi? Stwierdziłem, że zrobienie takiego tematu w erze, gdzie ludzie są atakowani przez chwytliwe reklamy i slogany: "musisz mieć to teraz" jest w pewien sposób konieczne. Sam zdziwiłem się, ile rzeczy posiadają inni ludzie, które nie są im do niczego potrzebne. Pomyślałem więc, że spożytkuję trochę swoje doświadczenie, i dam parę porad w temacie właśnie takiego zarządzania. 1. Nauczcie się gotować Widząc na półkach w sklepie ceny niektórych produktów czasami zastanawiam się, czemu ludzie nie wybierają składników i nie robią tańszych, zdrowszych oraz smaczniejszych alternatyw. Poniekąd znam odpowiedź na to pytanie - z moich obserwacji wynika, że większość moich rówieśników nie umie obejść się w kuchni, co jest niepokojące. Osoby, które mają wprawę w tej sztuce, potrafią wyczarować coś smacznego z niczego (nie dosłownie, ale wielu ludzi uważałoby obecność niewielu rzeczy, których nie da się zjeść bez przygotowania, w lodówce za właśnie takie "nic"). Wiele razy dzięki temu wspólne wydatki naszej rodziny na żywność zamykały się poniżej 80 zł miesięcznie (trzyosobowa rodzina). Oszczędzaliśmy na kupowaniu mięsa (ryby raz na tydzień [zazwyczaj i tak idzie się na wędkowanie, więc nie płacimy]; białe - zależy, ale nie częściej niż raz na tydzień; czerwone - raz na miesiąc lub rzadziej), gdyż odpowiednio doprawione warzywa mogą smakować podobnie. Moja rodzina zazwyczaj kupuje dużą ilość ziemniaków, po czym przechowuje je w piwnicy (lepiej kupować od rolników w dni, kiedy są ich zbiory. Jak się zaoferuje im pomoc, to część oddają za darmo). Proponuję też robienie konfitur, gdyż one sprawiają, że smak owoców masz dostępny na cały rok, a poza tym są dosyć tanie do zrobienia i można część sprzedać sąsiadom, którzy nie kwapią się do ich robienia. Jeszcze jedną taką rzeczą, którą warto wprowadzić, jest gotowanie na cały tydzień. Jak przychodzi się z pracy/szkoły, to większość jest zbyt zmęczona, by się ruszyć, więc radzę wam po prostu gotować w niedzielę i poświęcić na to dwie-trzy godziny, bo więcej to nie zajmuje. Radzę też co jakiś czas pójść i pozbierać sobie takie rośliny jak mniszek lekarski, czy też babka. Herbaty z igieł drzew iglastych (każde drzewo ma inny smak, ja osobiście preferuję sosnę zwyczajną) też są dobre i te igły można też żuć, co zmniejsza ochotę na jedzenie. 2. Założenie mini-ogrodu i wędkarstwo Moja rodzina ma takie szczęście, że my mamy niewielki ogródek, gdzie możemy uprawiać rośliny, ale jestem pewien, że nie wszyscy z was mają taką wygodę. Niektóre rośliny można hodować w domu, w doniczkach. Przykładem może tutaj być szczypior, czy też niektóre odmiany pomidorów, ale i też zdecydowana większość ziół, które dodadzą smaku potrawom. Tutaj mogę polecić wam jeden z najbardziej niesamowitych nawozów - skórki od banana. Bierze się skórki od banana, wkłada do słoika i zalewa małą ilością wody. Po paru dniach (w zależności od temperatury otoczenia) mamy nasz nawóz. Woda wystarczy zwykła kranowa, a ziemia z ogródka (jeśli macie piaskową ziemię, to dokopcie się troszkę głębiej i wtedy bierzcie. Najlepiej brać taką spod drzew liściastych). I tyle, podlewacie i obserwujecie roślinę. W kwestii wędkarstwa warto się zaopatrzyć w dżdżownice (jeśli ma się na ogródku kompostownik, to włóżcie do niego dwie/trzy dżdżownice, nie będziecie później żałować, gdyż one świetnie użyźniają glebę, a po jakimś czasie w zbiorniku będzie ich tak dużo, że będzie można część z nich wyciągnąć do łowienia ryb), wędkę, trochę haczyków, sieć i zapasową żyłkę (jak jesteście bardziej doświadczeni, to nie trzeba tego zabierać). Sieć warto rozłożyć bliżej brzegu na przyszłe przynęty, a wędkę zarzucamy i czekamy robiąc praktycznie cokolwiek (osobiście preferuję czytanie w tym czasie). Kiedy czuję drżenie wędki, to daję jeszcze chwilę rybie, by się dobrze nabiła, a później ją wyławiam. Obydwie te czynności są bardzo relaksujące, więc można je robić w wolnym czasie, a i tak ma się z nich korzyści. 3. Strategia kupna Zanim coś kupisz poza swoją listą, to weź mały zeszyt, otwórz portfel i odejmij kwotę produktu od tego, co masz w portfelu (lub na koncie, ale będzie to mniej uświadamiające), następnie wyjmij te pieniądze na zeszyt i popatrz na produkt, później na zeszyt. Jeśli to nie wystarczyło, to napisz wszystkie plusy i minusy tego produktu. Jeśli przejdzie wszystkie testy, to wtedy kupujesz. Zauważyłem, że większość produktów nie jest w przecenie, tylko podnosi się ich wartość, po czym daje się obniżkę taką, by były równej wartości lub droższe niż przed przeceną. Zbyt często to stosują. 4. Masz tyle pieniędzy, ile masz po odjęciu podatków i długów Tak, wielu ludzi wydaje się o tym zapominać, ale bardzo często nie ma się aż tylu pieniędzy, ile ma się w portfelu po wypłacie. Radzę tutaj wziąć jakieś pudełko i tam odłożyć pieniądze na podatki itp. Jak nie ma się pieniędzy w portfelu, to trudniej po nie sięgnąć. Na początek tyle chyba wystarczy... Liczę na to, że będziecie umieszczać swoje porady dotyczące tego zagadnienia. Życzę miłego dnia.
  12. Stawiam sobie jako punkt honoru stworzenie pożytecznego tematu. Nie lubię, jak taki klub się marnuje
  13. Może opiszę moje doświadczenia wśród młodych ludzi i nieco starszych? Myślę, że wprowadzi tutaj dość świeże spojrzenie młodego, naiwnego chłopca. Tak więc. Do rzeczy. * Zauważyłem, że moje rówieśniczki i rówieśnicy są niesamowicie rozwiąźli - grupa najładniejszych i najzamożniejszych urządza sobie imprezy z orgiami (wiem, ponieważ miałem tą wątpliwą przyjemność robienia za kelnera i ogólnie gościa do pomiatania w czasie przyjęcia. Niestety, nie wytrzymałem, gdy jedna z dziewczyn kazała mi siebie ujeżdżać, tak jakbym był jakimś psem, więc wyszedłem wściekły i mi nie zapłacili). Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę, jak 12 dziewczyn leży na stole rozpościerając nogi i jak 12 chłopców każdą penetrują po pół minuty aż jeden z nich nie dostanie wytrysku... Później grupa kolejnych 24 chętnych użycza stołu itd. To było tak gorszące, że nie wiem, co mogłoby być bardziej. To było jak sprowadzenie płci męskiej do psów, a płci pięknej do lalek erotycznych. To mi obrzydziło tych ludzi tak bardzo, że do dziś staram się unikać z nimi kontaktu. Z tego, co słyszę codziennie, to ta grupa zmienia partnerów jak skarpetki. Po prostu, jak można się tak nie szanować? * Co do biedniejszej i brzydszej części - składa się ona tylko z 6 osób (w tym mnie) i im nawet myśl nie przeszła, by coś takiego robić. Nasza mała grupka (to biedni ludzie ze wszystkich 9 klas) składa się z inteligentnych ludzi, gdyż nie mając topowych ocen nie dostaliby się do tego liceum (Jedno z najlepszych w mieście, duża renoma. Jeśli masz pieniądze to Cię przyjmą z góry, ale jak nie masz, to musisz być w ścisłej czołówce omnibusów). Jesteśmy niemal całkowicie wykluczeni od reszty i nasze relacje są scricte biznesowe, typu: "Co było dziś zadane?" albo "Słyszeliście o tym konkursie, co ma być w następny poniedziałek?", ale też mamy te jedno wyjście w tygodniu do parku, by pograć w szachy (pochwalę się, że jestem najlepszy. Moje ego zostało podniesione). Ogólnie to jesteśmy 3 przegrywami płci żeńskiej i 3 przegrywami płci męskiej, gdyż jakikolwiek kontakt z seksualnością u nas wynosi 0. Nie widzimy sensu w zaczynaniu takich rzeczy tak wcześnie, a przynajmniej taką myślą chcemy się usprawiedliwiać, że bycie dziewicą/prawiczkiem w tym wieku nie jest złą rzeczą. Wiele innych dziewczyn dokucza tym trzem mówiąc im, że są cnotkami tylko dlatego, bo są bezwartościowe i, co za tym idzie, nikt ich nie kocha (to odniesienie do wcześniejszego komentarza, że dziewczyny ciche zmieniają się w divy, niestety). W męskiej szatni natomiast da się słyszeć komentarze atakujące typu: "nawet największy pasztet by was nie chciał" lub po prostu "brudne menele" (tak jakby każdy biedny człowiek był już menelem i pij na porządku dziennym. Ja osobiście nigdy nie tknąłem alkoholu i nie zamierzam). Podsumowując: wśród młodych ludzi jest odsetek tych, którzy podchodzą do życia mniej zabawowo i bardziej odpowiedzialnie. Po prostu, jakby którykolwiek członek biednej grupy uczestniczyłby w spłodzeniu dziecka, to nasze żywota jawiłyby się mniej optymistycznie na przyszłość. Znając trud życia, nie chcemy sobie gwarantować jeszcze większego. U mnie w szkole raczej nie ma innych grup, tylko te dwie. Albo należysz do społeczności szkolnej, albo jesteś jednym z sześciu dziwaków/biedaków z przerostem ambicji. Napiszcie mi na priv, jak to u was wyglądało. Jestem ciekaw. Prawda jest taka, że jak ma się pieniądze, to można sobie pozwolić na kosmetyki, zabiegi lub nawet operację, która bardzo szybko poprawi wygląd. Ludzie bogatsi też mają mniej pozostałości od chorób widocznych na skórze, gdyż mogą sobie pozwolić na chodzenie wszędzie prywatnie. Oczywiście, walor twojego wyglądu mogą też podkreślić ubrania kosztujące tyle, ile taki szaraczek zarabia przez cztery lub więcej miesięcy. Biedniejsi nie mają wyboru, pogarsza się ich wygląd z powodu przemęczenia ciągłą pracą oraz chorób, a na żadną z wymienionych korekt ich nie stać lub tylko na małą ilość kosmetyków. Oczywiście wygląd i pieniądze już stawiają cię dość wysoko, więc do większej ilości kobiet masz już dostęp. Jeszcze tylko dostać kojarzący się z inteligencją lub zaradnością zawód od ojca, czy też matki... Ludzie z brakiem pieniędzy mają o tyle gorszą sytuację, że nawet jeśli urodzili się piękni, to im to szybko przeminie. Inteligencja u ludzi biednych też nie jest tak transparentna. Jeśli chodzi o to, co opisaliście: nie widziałem, by faktor inteligencji miał znaczenie w pierwszej grupie, raczej liczyły się pieniądze i wygląd, a w drugiej nawet u kobiet wygląd nie brał istotnej roli (jak to ujęły: nie chcą mieć mężczyzny, z którym nie da się porozmawiać na temat nauki. Raczej one będą szukały sobie męża w laboratoriach) i kwestia pieniędzy nie była u nich poruszana aż tak bardzo. Moje wnioski są takie, że kobieta zwraca uwagę na te aspekty, w których jest najlepsza i szuka ich u swego partnera (Sam nie umówiłbym się z partnerką, która jest głupia jak but, ale kwestią wyglądu nie za bardzo bym się przejął), też szuka w nim kompatybilności (a zważając na to, że większość kobiet czuje misję założenia rodziny, to będzie bardziej poszukiwać majętnego i władczego mężczyzny. Mężczyźni, będąc w większości bardziej racjonalni i żądni przygód, liczą na płodną partnerkę i wsparcia w tym, co robią). Zważając na to, że w obecnych czasach próbuje się przeprogramować kobiety na mężczyzn, to bardzo często kobiety są zmuszane niejako do wypierania się swoim pragnieniom i podążaniem za ideałom, które się od nich oczekuje. Muszą, defacto, stać się bardziej agresywne. Większość młodych kobiet, jakie znam, boi się przyznać, że chciałyby kiedyś posiadać dziecko i nie pakować się na ścieżkę kariery albo że są dziewicami w wieku 15-21 lat i dalej. Boją się też posiadania mniej niż inne lub doświadczania mniej niż inne (słyszałem jak dziewczęta się przechwalały tym, ile miały już partnerów seksualnych). Ciekawą rzeczą jest to, że kobietom głos zgrubiał w przeciągu ostatnich stu lat. Sugeruje się, że ma to związek z wkroczeniem kobiet w szeregi władz, ponieważ ludzie utożsamiają niższe głosy z osobami kompetentnymi, poważnymi i władczymi, a wyższe z osobami opiekuńczymi, wesołymi i łagodnymi. Ot taka ciekawostka. I problemem jest tutaj: Jak nie wylać tego na forum, gdzie inni ludzie Cię przeczytają i wspomogą psychicznie? Ogólnie ten temat trwa już dłużej niż powinien - ludzie przychodzą na forum, by rozwiązywać swoje problemy i pomóc innym (czasami w bardzo dosadny sposób, ale, nie oszukujmy się, taki jest zazwyczaj najlepszy). Nie siedzimy tutaj, by tryskać optymizmem. Sam zaczynałem przeglądać ów forum za każdym razem, jak byłem w gorszym okresie swego życia i prawie zawsze znajdywałem tutaj ukojenie.
  14. Masz rację. Filozofia i logika są matkami wszystkich nauk. Prawda jest taka, że potrzebujemy ludzi, którzy będą myśleć "Co jeśli?". Większość może stwierdzić, że jest to niepotrzebne, gdyż jest niepraktyczne, ale zdecydowana większość wszelkich innowacji ma swe korzenie w tych dwóch, niepozornych dziedzinach. Sam jestem osobą bardzo praktyczną i nie mógłbym się zajmować filozofią lub wysoce abstrakcyjną logiką, matematyką itd. Mimo wszystko, podziwiam filozofów i logików, ponieważ praktyczne zastosowania się zrodziły na podstawie ich pracy. Najpierw muszą te "bezużyteczne" osoby zastanowić się nad hipotezą, rozwinąć ów "niepotrzebną" hipotezę, po czym podać ją światu, by inni ludzie znaleźli w tym rozwiązanie na nurtujący ich problem, przez co cywilizacja techniczna idzie do przodu. Ehh... Co zmienić w Polsce? Here we go again... 1. Dużo lepiej byłoby zostawić działalność charytatywną w rękach akcji charytatywnych. Prawda jest taka, że zazwyczaj ci najbiedniejsi, ale skłonni do pracy, tracą na tym. Wraz z podniesieniem podatków obniża się ilość rzeczy, na które taki najbiedniejszy może sobie pozwolić. Co prawda, może dostać ten swój zasiłek lub 500+, ale co z tego, jeśli ceny poszybują w górę? Sam nie miałem ciekawej sytuacji w rodzinie, z pewnością spełnialibyśmy wszystkie wymagania o jakąkolwiek pomoc od państwa. Niestety, ile razy się ubiegaliśmy, tyle razy zostaliśmy odrzuceni, a pieniądze poszły do sąsiada, który regularnie mówi na nas skarbówce, nie pracuje i pije. Bardzo często też występują dumni ludzie, którzy, mimo swej biedy, nigdy nie wezmą pomocy - oni chcą zapracować na wszystko własnymi rękoma. Z goryczą, mogę stwierdzić, że niedługo będą zmuszeni być ciężarem, ponieważ nie dadzą rady kupić czegokolwiek do garnka. I to wszystko tylko po to, by nabić sobie wyborców. Pytanie: jakim kosztem? 2. Jestem za wyborem płacenia składek ZUS, ale wydaje mi się, że raczej nie będzie miało to nigdy odzwierciedlenia w rzeczywistości... No chyba, że chcemy niezadowolenie pewnej części społeczeństwa i strajki. ZUS działa przecie tak, że składki płacących są od razu przekierowywane do emerytów - nic się defacto nie zbiera. 3. Zniesienie podatku dochodowego byłoby bardzo piękną wizją, tak samo zmniejszenie VAT-u i akcyzy. Bardzo chciałbym kiedyś zobaczyć konkrety w tej sprawie. 4. Uproszczenie systemu podatkowego - moja mama i ja chętnie spędzilibyśmy czas inaczej, niżeli wypełnianiem formularzy i podliczaniem wszystkiego. Mówi się, że czas to pieniądz, a niepotrzebnie go tracimy na najbardziej podstawowe rzeczy, które powinien robić każdy obywatel. 5. Zmniejszenie biurokracji - uproszczenie wielu systemów w państwie od zawiłych papierków sprawiłoby, że ludzie, związani z tym, potracą pracę (kolejne niezadowolenie społeczne), ale znajdzie się dla nich inny rodzaj pracy (i tak ludzie muszą się rozwijać i adaptować do rynku). Jednocześnie to pozwoli naszym biznesom i ogólnie ludziom na większy rozwój, gdyż będzie to przejrzyste i nie będą musieli tracić czasu wypełniając kolejne formularze, by móc cokolwiek zrobić. Obok mnie mieszka rodzina, która męczyła się o pozwolenie o wycięcie drzewa na ich posesji. Zbieranie wszystkich dokumentów wymaganych przez urzędników zajęło im ponad pół roku, gdyż za każdym razem jak przychodzili, to okazywało się, że brakuje "jednej rzeczy" (oczywiście, jak już ją dostarczyli, to okazywało się, że brakuje jeszcze innej). Dopiero po roku mogli się zabrać za ścinanie tego drzewa. 6. Jestem za wprowadzeniem FAKTYCZNYCH zmian w systemie edukacji. Widząc poziom niektórych podręczników mam ochotę złapać się za głowę (są po prostu nieczytelne, muszę robić sobie notatki samemu ze stron typu Khan Academy). Bardzo często spotykałem się z informacjami, które są nieaktualne od 2000 roku (eh, dekada mózgu... you're welcome). O czasach rozpoczęcia zajęć i zakończenia ich - proponowałbym dłuższe lekcje, gdyż 45 minut (35 minut faktycznej lekcji w wielu wypadkach) nie zgłębisz wystarczająco tematu i już jest przerwa, a nauczyciel zadaje Ci nauczenie się całego tematu samemu (z tym beznadziejnych podręczników) w domu. Zadania domowe - bardzo często muszę robić je na przerwach, kiedykolwiek mam tylko te 5 min czasu, gdyż codziennie wracam z toną tych zadań i to wykańcza (muszę wspominać, jak zmęczenie wpływa na uczenie się?). Zniósłbym też WDŻ, ponieważ, szczerze, niczego się z tych lekcji nie nauczyłem. By nie mieć w głowie tylko: "seks przed ślubem jest niemoralny", to musiałem czytać i pytać o te sprawy starszych znajomych. Pozdrawiam Panią od WDŻ. Ogólnie, ciekawą rzeczą jest to, że znaleziono korelację między siedzeniem w pomieszczeniach (m. in. w szkole), a częstością występowania krótkowzroczności. Dzieci, które nie mogą wyjść na dwór (szkoła + zadanie domowe, w sumie internet też), mają przerośnięte oczy, mówiąc w skrócie. Po prostu brakuje im faktora hamującego rozrost oczu, który wytwarza się, gdy jest się na zewnątrz. To, że widzicie coraz więcej młodych ludzi w okularach nie jest przypadkiem. Z góry zakładam, że moje poglądy z czasem się zmienią. Mam dopiero 19 lat i zostało mi dużo czasu na zmianę światopoglądu. Życzę miłego dnia
  15. @Yolo Odpoczywam w pewnej proporcji: 80% praca, 20% odpoczynek, i tak od lat. Powinienem sobie zostawiać jakiś margines błędu, nad tym pracuję. Co do elastyczności - będzie ciężko, ponieważ każdy nieporządek mnie frustruje i razi w oczy. Moja była odznaczała się niesamowitą elastycznością i nigdy nie miała planu, co zrobi za kolejne 5 minut. Właściwie, właśnie przez planowanie, mogłem ustalić taki harmonogram, by dawać odpoczynek swemu ciału oraz umysłowi i jednocześnie robić coś w miarę produktywnego. Dostaję nieprzyjemnego mrowienia, kiedy nie pracuję w jakikolwiek sposób, więc mieszam pracę fizyczną i umysłową tak, by się nie zmęczyć w obydwu. Po godzinie 20 mam odpoczynek od wszystkiego i tak do 5 rano. Kiedyś robiłem projekt do szkoły po nocach i trafiłem przez to do szpitala, więc wiem, że dawanie sobie trochę odpoczynku jest ważne. Czasami ludzie mówią mi, że jestem jak maszyna. Problem w tym, że maszyna służy i nie jest panem samego siebie; nie wie, czego chce. Z tego powodu, że jestem człowiekiem, to mam swoje obawy, słabości. W niektórych kwestiach potrafię być impulsywny i nadgorliwy. Być może pewnego dnia się stanę po części robotem. Ciekawie byłoby, gdyby ludzie mieli w posiadaniu taką technologię, by tworzyć sztuczne narządy, które byłyby porównywalne wielkością z oryginałem. (Jeśli obiło się wam o uszy, że coś takiego już jest, to proszę o podesłanie na priv. Chętnie poczytam!) @Imbryk Psychologa planowałem wtedy, kiedy będę mógł sobie na niego pozwolić, a niedługo ten czas nadejdzie. Postaram się zakończyć pracę nad warsztatem, nazbierać trochę środków i się do niego udać na parę wizyt. Chwilowo dam z siebie wszystko, by poradzić sobie z swymi problemami samemu. Czasami połową sukcesu jest uświadomienie sobie, że masz problem. Mam wrażenie, że ta "pogoń" powoduje, że czuję się jak ryba w wodzie. Chociaż, sam bym tego pogonią nie nazwał, tylko "treningiem", wręcz "zabawą" lub "satysfakcją". Wygrać partię szachów jak najszybciej i tracąc jak najmniej pionów; wygrać wojnę nie tracąc ani jednego żołnierza, tylko za pomocą pułapek na przeciwniku; podnoszenie wydajności wszystkiego wokół... To jest to, co sprawia mi przyjemność! Mam ciągły głód ulepszania, systematyzowania. To jest silniejsze ode mnie. Zważając na to, że moja Mama nie była bierna, to teraz stoi przed nami wizja odbudowania rodzinnego biznesu. Ona, wraz z Tatą, kochali robić meble i inne prace w drewnie. Pokazywała mi, za pomocą mniej profesjonalnych narzędzi, jak je wykonywać i widziałem, że wkładała w to swoje serce. Z jednej strony robienie mebli i sprzedaż ich nigdy u nas nie wygasła - ludzie chcieli od niej je kupować, tylko ona nie miała pieniędzy na mniej zawodny sprzęt oraz czasu, gdyż miała przy sobie dzieci i wszystkie obowiązki. Odkąd moja siostra stała się bardziej samodzielna, to Mama miała możliwość poświęceniu się temu bardziej. Teraz, załatwiając już wszystkie niezbędne papiery, odbudowuje warsztat ze mną i moją siostrą. Jesteśmy pozytywnej myśli, chociaż, mam planik B i C, jeśli coś pójdzie nie tak. W kwestii śmierci mojej ukochanej - jest już o wiele lepiej i stopniowo godzę się z tym. Musiałem przeprowadzić z nią wiele rozmów w swojej głowie, ale nie czuję się tym tak bardzo przybity, jak w dniu, kiedy się dowiedziałem. Od momentu zakończenia gimnazjum śniła mi się po nocach, ale teraz ów sny są dużo spokojniejsze i cieplejsze niż wcześniej. Mówiąc ogólnie, idzie się w dobrą stronę. Dziękuję wszystkim Braciom i Siostrom, którzy okazali wsparcie. Pewnie nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo mi pomogliście.
  16. @Tomko Jest dobrze. Najlepiej mi się siedzi w przyszłości. Zazwyczaj nie rozczulam się nad sobą - mam do czego dążyć. Po prostu nienawidzę, kiedy gryzą mnie takie sytuacje. @Imbryk Skłonności raczej nie - wejście w ten związek było jedynym tak wielkim ryzykiem w moim życiu. Sam z siebie nie wpakowuję się w takie sytuacje zazwyczaj. Prawdopodobnie skłoniły mnie do podjęcia ryzyka dla czynniki: po pierwsze, nad miopatią da się zapanować, o ile się ruszasz; po drugie, sam dość długo, w porównaniu z moimi rówieśnikami, miałem ją na oku (2 lata) poznając ją bardzo dobrze i tą próbę przeszła bezbłędnie. Możliwa była też trzecia opcja: jestem człowiekiem, który dużo rzeczy chce i potrafi "wchcieć" w coś. Moja siła woli doprowadzała mnie niezwykle daleko, ale jednocześnie mogła sprawić, że jej plusy kompletnie zasłoniły minusy, ponieważ byłem już wtedy zdeterminowany, by ją przekonać, że będę dla niej dobrym partnerem. Wnioski: Negatywne: 1. Mam problemy z zaufaniem innym - ciągle oskarżałem ją o coś, czego nie zrobiła i musiała mi tłumaczyć oraz pokazywać dowody, że jestem w błędzie. Zakładałem, że ludzie będą chcieli mnie zmieszać z szambem z góry - bez najmniejszych podstaw. Jeśli osoba się nie tłumaczyła, to uznawałem, że mam rację. Byłem bardzo paranoiczny, ale nauczyła mnie dawać trochę kredytu innym i teraz piszę na tym forum... Wcześniej byłoby dla mnie to nie do pomyślenia, gdyż bałbym się intencji innych forumowiczów. 2. Strasznie przejmuję się swoim statusem - wyrywam sobie włosy z głowy, byleby wypadać dobrze na konkursach, egzaminach, sprawdzianach, kartkówkach... Jak dostaję ocenę niższą niż 5, to wpadam w paranoję i od razu poprawiam. Nie zostawiam sobie miejsca na błąd. Zawsze chciałem dać ludziom coś idealnego, nieskazitelnego, przez co się bałem robić cokolwiek. Za każdym razem, jak spotykałem się z nią i nie wyszło coś po mojej myśli, to byłem na siebie zły. Ona w pewnym stopniu to wyleczyła, ponieważ cieszyła się ze wszystkiego, co robiłem, ale nadal perfekcjonizm zżera mi życie. 3. Nie rozumiem kompletnie tego, jak czują się inni - bardzo często jestem "socially awkward" i powoduję niezręczne sytuacje. Te spotkanie w parku jest chyba najlepszym portretem tego. 4. Bardzo często krytykuję się za niewystarczającą wiedzę - noszę ze sobą wszystkie zapiski, by upewniać się, że to, co piszę, jest zgodne z prawdą. Wieczorami siedzę w bibliotece i czytam na potęgę zapisując najważniejsze informacje w mini-zeszytach. Mam już takich 30... Do każdej informacji w nich zapisuję też źródło, skąd ją wziąłem. Przeglądam je systematycznie przed zaśnięciem, ale i tak obawiam się, że pewne fakty przekręcę. Zauważyłem, że podczas związku zawsze się jej pytałem o zdanie w każdym aspekcie, ponieważ miała niesamowitą pamięć i była mistrzynią logiki. 5. Nie jestem przyzwyczajony do przejmowania się relacjami. Jeśli osoba, która była dla mnie dobra (przez, załóżmy, 4 lata), nagle by mnie zdradziła w jakikolwiek sposób, to bym ją pożegnał z kwitkiem (w dodatku patrz punkt 1). Jej sytuacja była zupełnie inna - ona okazała wyraz największej lojalności wobec mnie, a ja mam poczucie utraty kogoś dla mnie ważnego. Pierwszy raz tego doświadczyłem. 6. Lepiej zadać pytanie o zdrowie innej osoby wcześniej. Pozytywne: 1. Okazało się, że jestem idealnym strategiem. Grając w szachy (właściwie robiąc cokolwiek) mam już plan na 7 następnych ruchów i potrafię go modyfikować uwzględniając ruchy przeciwnika. 2. Potrafię szybko podejmować decyzje na podstawie tego, co wiem (czyli głównie zapisków). 3. Potrafię zorganizować nawet największy chaos wprowadzając tylko nieznaczne poprawki. 4. Jak czegoś chcę i jest to możliwe do osiągnięcia, to ja to osiągnę. 5. Dążę do maksymalnego wykorzystania czasu - jak robię obowiązki domowe, to słucham radia, by posłuchać wiadomości i być na bieżąco; siedząc w bibliotece i pisząc na forum słucham wykładów; gdy pracuję i robię przerwę, to czytam swe zapiski; gdy pracuję (wykonując powtarzające się czynności), to planuję, co będę robił w następny tydzień i zastanawiam się, jak wykonywać ów pracę szybciej i efektywniej. Wcześniej nie byłem świadomy powyższych, naprawdę. Jestem tak pochłonięty pracą i porządkiem, że 99% moich myśli orbituje wokół roboty i jej aspektów. Nie widziałem sensu w zastanawianiu się nad sobą samym. Planuję dostać się na bioinżynierię (co nie będzie dla mnie problemem) i jednocześnie zarabiać w mniej ambitnym miejscu, by się utrzymać i uzbierać trochę pieniędzy. Po studiach jeszcze trochę popracuję (w zawodzie, a przynajmniej się postaram bardzo mocno, by w zawodzie) i postaram się o pracę zagranicą (już po opanowaniu angielskiego zabrałem się za język niemiecki i szwedzki), gdzie, po jakimś czasie, założę firmę (chciałbym, by się zajmowała klonowaniem zwierząt, ale ta sekcja jest bardzo niepewna... w sumie jak poprzednie). Bardzo mocno się staram, by powyższy plan nie był tylko fantazją - daję z siebie wiele, by znajdywać ludzi, którzy moją podobne lub pomocne mi cele. Ale, im plany są na dalszą przyszłość, tym częściej muszą one podlegać modyfikacjom.
  17. Podczas orgazmu wydzielają się dwa hormony (oczywiście nie tylko te, ale one są najważniejsze w tym temacie): wazopresyna i oksytocyna. * Oksytocyna (tzw. hormon przytulania) jest w dużej mierze odpowiedzialna za formowanie się więzi między partnerami. Na kobiety działa ona bardziej (ten hormon się wydziela w czasie porodu i asystuje przy tworzeniu się więzi matka-dziecko), ale mężczyźni też odczuwają jej skutki. Zmniejsza on poziom agresji i im więcej się go wytworzy, tym więcej czasu mężczyzna nie może osiągnąć kolejnego orgazmu (od 30 minut do 10 godzin). Powoduje też to, że więcej pamiętamy w odnośnie związku z partnerem i częściej te wspomnienia przywołujemy. Obydwie płcie też są mniej skore do zdrady, jeśli wydziela się im dużo oksytocyny. Można spowodować jej wydzielanie nie tylko poprzez orgazm, ale też przez, właśnie, częste przytulanie lub stymulację sutków (co ciekawe, u obu płci). * Wazopresyna - pewnie na lekcjach biologii słyszałeś, że wazopresyna, to hormon odpowiedzialny za gospodarkę wodną (co jest prawdą), ale dodatkowo wydzielają się jego duże ilości w czasie seksu u mężczyzn (u kobiet mniej) i powoduje uczucie przywiązania. Ten hormon jest rodzajem nagrody za formowanie długotrwałych związków (głównie dla mężczyzn) i powoduje, że po seksie z jedną partnerką, nie chce się od razu iść do drugiej (w zależności od ilości wydzielania tego hormonu może to oscylować między pół godziny a nawet 24 h). Ludzie, którzy mieli częste orgazmy, mają statystycznie dużo mniejsze problemy z oddawaniem moczu na starość. Przy One Night Stand te hormony wydzielają się dużo słabiej lub wcale. Ośrodki wydzielania tych dwóch hormonów są różnie usytuowane względem szlaków dopaminowych w mózgu. U zwierząt i ludzi zauważono taką zależność, że im bliżej sieć dopaminowa, tym bardziej dane zwierzę lub osoba są skłonni do monogamistycznych związków. Gdy zwierzętom silnie monogamistycznym blokowano chemicznie wydzielanie powyższych hormonów lub dopaminy, to miały mniejszy problem w opuszczeniu swej partnerki i zdrady. Ludzie nie są ani monogamistami, ani poligamistami, lecz są po środku tego spectrum, chociaż zdarzają się u nas osobniki ze skrajnościami. Więc, @dash88888, to co powiedział @misUszatek jest w dużej mierze prawdą i weź to pod uwagę. Niestety, czasami nawet silna wola i świadomość pewnych faktów zawodzą, gdy są zniekształcane przez uczucia.
  18. @Rommel @SzatanKrieger @Tomko @Wypas @Byłybiałyrycerz @Libertyn @wojkr @misUszatek @RealLife Dziękuję za wsparcie, bracia
  19. @Tomko Wystarczy przeszukać parę nekrologów w sieci. Ludzie czasami zamieszczają krótkie informacje w gazecie na temat śmierci jakiejś osoby i to później ląduje do sieci. Ja nie czytam gazet - nie mam na nie pieniędzy. Zadzwoniłem do jej dziadka i on to potwierdził. Nie chciał mi tego powiedzieć wprost wcześniej. Pójdę do niego jeszcze dzisiaj i przeprowadzimy dłuższą rozmowę. @Wypas Prawdopodobnie nie zrobiła tego przez swój pogarszający się wygląd, bowiem nawet nie potrafiła się ubierać dobrze do okazji (na rozpoczęcie roku i na wszystkie randki przychodziła w zielonym dresie), nie nosiła makijażu, miała lekką nadwagę, krótkie włosy, ponieważ nie chciała ich czesać pół godziny i zawsze zabrudzone okulary. Później zacząłem ją pilnować w tym aspekcie, więc wyglądała lepiej. Ją nie obchodził wygląd, tak naprawdę. Znając ją, z pewnością nie chciała być ciężarem, ale też nie chciała mi dodawać cierpień. Zawsze bardzo obchodziły ją moje uczucia i, jeśli nawet zrobiła niechcący jakiś drobny błąd, to potrafiła mnie przepraszać przez najbliższe 10 minut za to. Jej własne uczucia bardzo często zbywała i twierdziła, że one nie są ważne. Była najbardziej zdroworozsądkową osobą, jaką znałem. Muszę chwilę ochłonąć... i pojechać na jej grób
  20. Znalazłem ją w nekrologu @Libertyn Dziękuję, za sugestię
  21. @wojkr Jestem całkowicie świadomy tego i wiem, dlaczego odeszła. Potrafiła niezwykle dobrze przewidywać przyszłość i konsekwencje swoich działań, do tego stopnia, że jak miała coś wybrać, to nie wybierała wcale. Musiałem podejmować za nią decyzje cały czas i było jej to na rękę. Mimo swego chłodu, pod skorupą, przejmowała się tym, jak się czułem i nawet się bała, że mnie w jakikolwiek sposób urazi. Możliwe, że miała taki plan, by odejść, zanim zrobi się naprawdę źle. @SzatanKrieger To zależy od przypadku. Ona, przed złamaniem, utrzymywała swą chorobę w ryzach. Dopiero brak ruchu, spowodowany złamaniem, sprawił, że jej mięśnie się zdegradowały. Jeśli nie miałaby wypadku, to spokojnie do 30-40, a nawet dłużej, mogłaby chodzić na własnych nogach. Niestety, jej życie, potencjalnie, skróciło się do dwudziestki, w porywach 25. Takie osoby zazwyczaj umierają dusząc się - przepona nie daje już im rady i inne mięśnie wspomagające oddech też. Jej choroba postąpiła niesamowicie szybko - z dnia na dzień miała coraz większe trudności i było to widoczne gołym okiem. @misUszatek Z pewnością zrobiła mi przysługę - z własnej woli ciężko byłoby mi się wycofać. W tym wypadku wiedziała, że to ona ma podjąć decyzję i się jej trzymać. @RealLife Wiem doskonale, dlaczego odeszła, ale brakuje mi pożegnania i, właśnie, usłyszenia tego wyjaśnienia (po prostu chciałbym, by to powiedziała bezpośrednio). Starałem się zdobyć jakikolwiek kontakt z nią, lecz jej dziadek zawsze odpowiadał: "Czasem lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć" i tak w kółko. Z drugiej strony zauważyłem, że w ostatnich dniach miała spore trudności z pisaniem i mówieniem. Możliwe, że nawet jeśliby chciała, to nie byłaby w stanie nic powiedzieć. Mimo wszystko, tęsknię za małym Einsteinem. Mam nadzieję, że zdążyła pogodzić się ze swoim losem i jest spokojniejsza. Liczę też na to, że po pewnym czasie ja także się pogodzę z tym i że znajdę kogoś, kto będzie dla mnie równie wyjątkowy co ona.
  22. @apostrof Przepraszam. Masz pewnie rację. Człowiek w moim wieku raczej nie powinien mieć wstępu na to forum. Przestanę się udzielać. Z resztą, mój czas i dostęp do internetu jest ograniczony, więc niedługo musiałbym i tak tego zaniechać. Nie pochodzę z rozbitej rodziny, ale matka wychowywała dwoje dzieci samotnie. Mogę chociaż trochę sympatyzować z potencjalną przyszłością dzieci tego mężczyzny. Bardzo bym więc prosił, by @Ruda wzięła całość sytuacji pod uwagę i przemyślała posty innych użytkowników, na spokojnie.
  23. Witam, Mam 19 lat i mieszkam w miejscowości w połowie wiejskiej, w połowie sprawiającej wrażenie przedmieścia. Pochodzę z biednej rodziny. Jest nas łącznie troje (siostra, ja i matka), chociaż niedługo siostra się wyprowadza. Matka wychowywała mnie i siostrę samotnie, odkąd mój ojciec "zniknął" (podejrzewamy, że został zamordowany), kiedy nosiła mnie jeszcze w swoim łonie. Od wielu lat moja matka jest jedynym żywicielem rodziny zarabiając 1,5 tyś. Ja i matka często dorabiamy na życie robiąc u bogatszych sąsiadów. Mimo swojej biedy, jestem bardzo dobrym uczniem, który przedostał się do etapu krajowego z chemii, a do wojewódzkiego z fizyki (W gimnazjum dostałem się do wojewódzkiego z obydwu przedmiotów). To są, w dużym skrócie, okoliczności poniższych wydarzeń. (Wyszło więcej niż oczekiwałem. Najważniejszy jest ostatni punkt, a reszta to tylko droga, która doprowadziła do tego punktu, więc nie trzeba czytać całości) 1. Początek relacji: Zawsze byłem osobą, która miała duże trudności z zaufaniem innym ludziom - możliwe, że to przez moje wcześniejsze doświadczenia. Twierdziłem, że przez całą moją edukację nie będę miał żadnych bliższych relacji, gdyż sądziłem, że niepotrzebnie odciągnie od nauki. Chodząc od klasy do klasy nie miałem nic do roboty, więc przyglądałem się osobnikom, z którymi będę miał do czynienia przez najbliższe 3 lata. Zauważyłem brunetkę bliską nadwagi czytającą książkę pt: "Samolubny Gen". Nie ukrywam, zainteresowałem się, więc zacząłem zwracać na nią szczególną uwagę na lekcjach. Była cicha i siedziała razem ze mną w pierwszej ławce (spóźniła się i posadzili ją tam, gdzie było wolne miejsce), ale jak nauczyciel na fizyce zadał jakieś pytanie do niej, to ona odpowiadała tak, jakby miała encyklopedię w głowie i nie mogła przestać gadać. Mówiła z taką pasją w głosie, że byłem pod wrażeniem. Przez to, że siedzieliśmy w tej samej ławce, to często nauczyciele dawali nas do tych samych grup przy pracach grupowych lub tworzyli grupę tylko z nas dwóch. Pracowanie z nią było o tyle przyjemne, że ona miała miliony pomysłów na minutę i jak nie byłem czegoś pewien, to potrafiła mi przedstawić możliwe opcje oraz przypomnieć o paru rzeczach. Z resztą, widać było, że uśmiechała się tylko wtedy, kiedy ktoś się o ją pytał o coś. Jedynym negatywem, który wtedy zauważyłem, był fakt, że sama z siebie była leniwa, ale jak jej coś rozkazałem (mówiąc powód swojej decyzji), to mogłem mieć 100% pewność, że ona to zrobi i że jej praca będzie porównywalna jakościowo z moją. Podczas właśnie takich zajęć polubiłem ją i stałem się bardziej ufny wobec niej. Po paru takich projektach zaczęliśmy wymieniać swoje spostrzeżenia dotyczące tematów poruszanych na lekcjach i wtedy zaczęła się nasza znajomość. 2. Początki romansu: Czasem byliśmy tak zaangażowani w rozmowę, że nie przerywając jej dochodziłem do przystanku autobusowego i czekałem razem z nią na przyjazd jej autobusu. Spędzałem z nią czas na każdej przerwie, siedziałem z nią na każdej lekcji i nadal było mi mało. Myślałem, że jak skończą się tematy do rozmów, to będziemy mogli mieć pomiędzy sobą ciszę, a ja mógłbym powrócić do swojego pierwotnego, wygodnego planu. Niestety, z każdą kolejną konwersacją tematów tylko przebywało, a ja zacząłem jej coraz bardziej ufać. Była wobec mnie lojalna i nigdy, wbrew moim oczekiwaniom, nie dała nawet objawu potencjalnych złych intencji wobec mnie. Wtedy zaczęły mi przelatywać przez głowę myśli o spotkaniach poza szkołą. Zaczynałem układać plany, jak takie spotkanie mógłbym poprowadzić, ale bałem się którykolwiek wprowadzić w życie. Ona była całkowicie clueless i nawet nie zauważała, że zadaję tak dużo pytań tylko niej (jakby ona cokolwiek zauważała w jej otoczeniu - nawet nie potrafiła zauważyć tego, że miała tłuste włosy albo że ktoś rzuca piłkę podczas gry w koszykówkę), ale za to pamiętała wszystko, co do niej kiedykolwiek powiedziałem. Pewnej niedzieli postanowiłem, że zaproszę ją na wspólny spacer (na nic więcej nie było mnie stać), więc skonstruowałem w głowie plan zaproszenia oraz przebiegu spotkania. Będąc romantykiem, poszedłem na łąkę i nazbierałem jej kwiatów. W poniedziałek podszedłem do niej po szkole, wyciągnąłem do niej kwiaty i oświadczyłem, że chcę z nią pójść we wtorek na spacer. Ona wyciągnęła dwa takie same kwiatki i je zjadła w całości. Później oznajmiła, że przeczytała, że można je jeść i była ciekaw, jak one smakują. Powiedziała mi, że może pójść ze mną i odjechała do domu. Spotkanie w parku niedaleko szkoły zacząłem od gry w piłkę ręczną, ponieważ widziałem, że mimo swojej gapowatości, trenowała ją. Nie była dobra w sportach, ale w ręcznej dorównywała umiejętnościom przeciętnego ucznia. Gdy się zmęczyliśmy, to usadowiliśmy się na ławce i zaczęliśmy rozmawiać o nauce. Starałem się postępować według planu i z każdą minutą przesuwałem się do niej bliżej, po czym nieśmiało inicjowałem delikatny kontakt fizyczny (dotykanie dłoni). Powiedziałem: "Chciałbym być kwasem chlorowodorowym, jeśli ty byś była wodorotlenkiem sodu" i wręczyłem jej kartkę z tym, co mógłbym jej zaoferować, gdyby była ze mną i co ona mogłaby mi dać w zamian. Ona przeczytała każdy punkt i zawahała się przed podpisaniem się na niej. "Nie ma tutaj rzeczy, której nie robię sama z siebie" rzekła i zaczęła pisać na odwrocie kartki. "Jeśli Ci to nie przeszkadza, to nie ma nic przeciwko" dodała i napisała na kartce, że ma miopatię. Ja, znając jeden inny przypadek tej choroby mięśni, stwierdziłem, że mi to nie wadzi. I tak się zaczął mój pierwszy związek. 3. Przebieg i rozstanie: Robiliśmy wiele rzeczy razem. Bardzo często pomagała mi przy zbiorach truskawek, mimo iż nie musiała, a ja za to doprowadzałem jej wszelkie pomysły do realizacji. Jej inteligencja, mądrość i kreatywność pomagały mi, kiedy miałem wątpliwości, a zafascynowanie nauką spajało naszą relację. W trakcie trwania związku dowiedziałem się o jej sytuacji rodzinnej (wychowywał ją dziadek, ponieważ rodzice ją porzucili, a babcia umarła, gdy była w podstawówce) oraz więcej szczegółów na temat jej choroby. Miopatia wrodzona, w skrócie, jest podobna w skutkach do zaniku mięśni, ale lepiej rokuje, gdyż, zazwyczaj, wolniej się rozwija. Ona, trenując piłkę ręczną, zatrzymywała rozwój tej choroby. Mogłem z nią konie kraść, ponieważ tak dobrze się uzupełnialiśmy. Jej myślenie było zawsze chłodne i do bólu matematyczne, więc kłótnie były dosyć rzadko i bardzo szybko potrafiliśmy je rozwiązać. Ona, mimo iż nie była skłonna do mówienia o swoich uczuciach, to okazywała je poprzez doradzanie mi, a ja okazywałem to poprzez naprawianie jej rzeczy i dawanie drobnych, często bezwartościowych, upominków. Kilka miesięcy przed zakończeniem związku ona złamała nogę podczas treningu. Zrastała się ona wolniej, niż u normy. Po zdjęciu gipsu okazało się, że nie może chodzić już bez laski. Po pewnym czasie okazało się, że nie może wchodzić już po schodach i wnosiłem ją na piętra z pomocą przyjaciela. Nie dawała po sobie poznać, że jest smutna z tego powodu, ale wyczuwałem to u niej. Była na tyle dumna, że nie chciała się przyznać, że to ją dotyka. Pewnego dnia, chodząc po korytarzu, upadła i nie mogła wstać. Podbiegłem do niej i próbowałem jej pomóc, ale za każdym razem, jak ją puszczałem, to nie mogła ustać dłużej niż 10 sekund, nawet z laską. Ona i dziadek poszli do lekarza, a ten oznajmił, że jej mięśnie są tak podniszczone i zdegenerowane, że już nigdy nie stanie na nogi. Jej dziadek i ja załatwiliśmy jej wózek inwalidzki tydzień przed końcem roku szkolnego. Płakała praktycznie cały czas, aż do zakończenia gimnazjum. Później zniknęła. Ostatni raz ją widziałem w ten ostatni dzień szkoły. Zerwała ze mną kontakt całkowicie. Rozmawiałem z jej dziadkiem, ale on tylko stwierdził, że tak jest lepiej. Jestem jeszcze niedoświadczonym w niczym szczenięciem i, pomimo upływu czasu, nie mogę przestać o tym myśleć, gdy moją głową nie zaprząta praca. Od tamtej chwili staram się już więcej nie przejmować, ale zawsze wychodzi na to, że zaczynam za nią tęsknić. Jak mógłbym temu zaradzić? Potrzebuję obiektywnego spojrzenia.
  24. @Obliteraror Zmieniłem płcie, by mogła lepiej się utożsamić z sytuacją mężczyzny, który zdradza swoją żonę z nią. Oczywiście, jest zupełnie odwrotnie, czyli tak, jak napisałeś. Wydaje mi się, że akurat Ruda nie wzięła tego do końca pod uwagę, a powinna, gdy mówimy o żonatym, 47 letnim ojcu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.