Znam relację od alkoholika, obecnie abstynenta (mojego byłego teścia). Nie ma innej możliwości jak upadnięcie na samo dno, musi tarzać się we własnych rzygowinach i odchodach (wiem brutalne, ale musi tak nisko upaść..) - po prostu nie ma. Musi się tak stoczyć, że w końcu coś dotrze do jego łba.
I musi przede wszystkim chcieć sam od siebie się zmienić. Zmiany u alkoholika zaczynają się od siebie i pierwsza sprawa to dać go do oddziału zamkniętego uzależnień ( samowolnie nie pójdzie, będziesz musiała go ubezwłasnowolnić ),
Innego wyjścia nie widzę, ale jeśli już przejdzie to wszystko za cholerę nie dawaj mu nawet kropli alkoholu.
Życzę Ci powodzenia, bo orka przed Tobą, nie dająca 100% na powodzenie.
Ale jak mawiał jeden z bohaterów Świata Dysku - "Jedna szansa na milion, sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć".
Najrozsądniejszym wyjściem jest terapia, skoro go kochasz. Musi sam tego chcieć.