Skocz do zawartości

marwin

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia marwin

Kot

Kot (1/23)

33

Reputacja

  1. W mniejszych miastach to wyglda np tak: (jezeli zawartosc strony jest niezgodna z prawem - prosze niech administracja to usunie - wiem, ze chyba kiedys nie mozna bylo tego w Polsce)
  2. Uu, kolego. Ja nie z calego swiata, ale Ty pewnie jeszcze nie stales n-ty w kolejce w supermarkecie, gdzie 50% osob placi przed toba wypisujac czek:) Albo, gdy Twoi kontrahenci przesylaja Ci platnosc czekiem listem zwyklym. I potem przychodzi po 3 tygodniach, i widzisz, ze on rzeczywiscie to wyslal na czas. Tudziez, gdy przychodzi ze szkoly info, ze zbieraja po $5 na szkolna koszulke: platnosc tylko czek lub money order (to jest dopiero archaizm). Jak ja mowie o przelewach idacych w pare godzin (a w tym samym banku natychmiast) to kazdy sie pyta: 'a ile to kosztuje?', 'a czy to bezpieczne, czemu nie wysylacie sobie czekow?'. Tutaj jak ja sobie z jednego konta na drugie w tym samym banku chce cos przelac (i jest to bank prawie tylko internetowy Schwab.com) to wyjdzie to tylko w dzien roboczy:) Jak juz przelewam pomiedzy dwoma bankami (a konta musze miec wczesniej 'zweryfikowane' miedzy soba w obu bankach, najlepiej poprzez przeslanie do kazdego z nich czeku z drugiego banku, przekreslonego i z napisem 'void') to z gory zaklad, ze bedzie to tydzien. Zawsze jest krocej, ale jesli przez pomylke wysle w czwartek, to na koncie bede mial dopiero we wtorek. Jesli wysle w poniedzialek, to bede mial w srode. Wiec lepiej myslec o tym jak o tygodniu, bo juz sie zdarzylo, ze pieniadze wrocily z takiej wycieczki na konto z ktorego wysylalem, bo przelew wygladal na podejrzany (powiedzmy srednie kwartalne zarobki). A jakie larum sie podnosi, gdy Trump wysyla na konta obecnie 'stimulus check'. Ze to oszustwo itd, i wiele osob krzyczy, ze chce dostac normlanie czek poczta. Sa jeszcze tak zwane wire-transfer, ale czesto kosztuja okolo $35 i nikt nie chce korzystac, bo musisz podac drugiemu numer konta. Kompletnie odwrtonie niz w polsce, tutaj prawie kazdy swoj numer konta szczeze jak oka w glowie.
  3. Zajelo mi dwa lata zycia (tak naprawde 4 miesiace, ale utknalem wowczas in the Middle of Nowhere, a zona byla w ciazy), by w sobie wyrobic madrosc, ze nalezy unikac firm z duza rotacja. W biurze, gdzie bylo 30 pracownikow, w ciagu moich 2 lat odeszlo nas 19. I tyle samo zostalo zatrudnionych. Od tego czasu (nie bylo tego wiele) zadawalem na rozmowie pytania: 1. Ile panstwo zatrudniacie ludzi i ilu odeszlo w ciagu ostatnich 2 lat (czasami pytam o 5 lat, trzeba miec wyczucie jakiej wielkosci firma). 2. Dlaczego odeszla osoba pracujaca na tym stanowisku wczesniej. Kiedys pracowalem w firmie 10-15 osobowej (rozwijala sie), w ktorej przez 5.5 roku odeszla tylko jedna osoba, gdyz dostala dobra oferte na wyzsze stanowisko. Szef na odejsciu zaproponowal jemu podwyzke, ale nie mogl dac odpowiedniego 'tytulu' (mielismy tylko 2 senior, odpowiedzialnych za dany department). Jako, ze w moich okolicach zwyczajem jest, ze sie bierze kandydata na lunch po wszystkim, gdy ja aplikowalem to poprosilem, bym mogl do naszego lunchu zaprosic jednego z pracownikow wybranych podczas zwiedzania firmy. Reakcja zatrudniajacego duzo mowi o firmie. W pozniejszym czasie nauczylem sie, ze normalna rotacja jest okolo 3-4% rocznie. Czyli jezeli firma ma 15-20 osob, to moze sie zdarzyc jedna osoba na poltora roku. Lub nalezy spojrzec na dluzszy okres.
  4. I tak i nie:) Podzielilbym to na 3 poziomy (z grubsza). Szukasz pracy niskowykwalifikowanej (co nie oznacza, ze nisko platnej) - wtedy kolega moze Ciebie polecic na myjnie, do piekarni, na stacje benzynowa, na budowe (dobrze cegly nosi). Jednak w pewnym momencie dochodzimy do punktu, w ktorym polecenie kogos bez umiejetnosci staje sie ryzykowne. Nawet jesli jest to budowa, to nie kazdego polecisz do kladzenia plytek, a i tortow weselnych nie dasz byle piekarzowi. Gdy przyjrzymy sie pozycja wymagajacym studiow, to nie jestem taki pewien, czy wzialbym kolege tylko dlatego ze jest kolega, a nie ze wzgledu na jego umiejetnosci (Ty sugerujesz ze znajomosc jest wazniejsza niz umiejetnosci/wiedza). Zwyczajnie mozna sobie zaszkodzic nietrafna rekomendacja. I rzeczywiscie jest jeszcze poziom wyzej, gdzie mamy do czynienia z ludzmi na takich stanowiskach i z takimi dochodamiu, ze tam juz chyba tylko znajomosci odgrywaja role (nie mam pojecia jakie wyksztalcenie maja dzieci Billa Gatesa, ale sadze, ze wiekszosc firm by je zatrudnila od reki na wysokim stanowisku). Odczucie mam, ze wsrod populacji srodkowa grupa (ryzykujesz polecajac kogos tylko ze wzgledu na znajomosc) jest najliczniejsza. Reasumujac - zrobcie ten papierek jesli macie predyspozycje, gdyz otwiera wiecej mozliwosci. A z nim i tak mozecie pracowac w zawodzie, ktory nie wymaga literek przed nazwiskiem.
  5. Studia nie sa dla wszystkich. Jak to mawial SP Prof. Wolniewicz 'dzisiaj studia to takie lepsze przedwojenne gimanzjum'. Plan od poczatku wydaje mi sie bardzo smialy. Wyglada jak brak pomyslu na siebie, gdyz polegasz na uczelni. 'Umiesz liczyc, licz na siebie'. Studia to nie szkola, ani podstawowa, ani srednia. Na studia ida dorosle osoby, a wiec i odpowiedzialnosc ich jest troche wieksza. Stad tez brak przymusu studiowania. Wyrazam swoja prywatna opinie, podbudowana doswiadczeniem ze studiow (przed laty skonczony doktorat + pewne doswiadczenie w pracy na uczelni). Skoro poszedles na studia to powinienes sie interesowac tematem. Bardzo sie interesowac. Inaczej od razu nie masz zadnych szans. Byc moze sa jakies wyjatki, ale mam rowniez zone ktora skonczyla studia idac z tlumem (i sie tym nie interesuje, a branza dokladnie taka w jakiej ja robie), jak rowniez kolegow/kolezanki o ktorych od poczatku wiedzialem, ze nie ma znaczenia czy skoncza na 3, czy 5, bo i tak beda znakomitymi inzynierami (ale jakos tak sie sklada, ze jednak konczyli w okolicach 4.5, gdyz ich z reguly wszystko zwiazane z branza interesowalo). Prawodpodobnie najgorzej wyglada to u osob, ktore nie za bardzo wiedza co chca studiowac i wowczas wybieraja prawie z przypadku. Tyle sie czyta o nastolatkach (14-18 latkach), ktorzy rozpoczeli wspolzycie (dorosli by wziac odpowiedzialnosc za ew. dziecko), a nie wiedza co chca w zyciu robic. Ja dzielilem swoj wybor miedzy dwa zawody od 4 klasy podstawowki, i gdy przyszledl odpowiedni moment moglem pewnie rzucic moneta i bylbym dobry zarowno w jednym jak i drugim. Ja obserwowalem dwie osoby szukajace pracy: przyjaciela i siebie. Przyjaciel skonczyl studia IT i poprosil by mogl zamieszkac u mnie w duzym miescie, gdyz latwiej bedzie mu znalezc prace. Nie musial mi placic, etc (i nie o to chodzilo, od tego sa przyjaciele). Mieszkal rok. Przez pierwsze 6 miesiecy patrzylem i rozmawialem, a on madrze odpowiadal, ze nie szuka byle czego, ale czegos co da mu satysfakcje z pracy. Znalazl. Byl to rok 2007 i pracuje w tej firmie do dzisiaj awansujac juz na powazne stanowiska. Nie pamietam do ilu firm dzwonil/aplikowal, ale o tym ponizej. Ja pracy rowniez szukalem. Podejrzewam, ze wyslalem okolo 300 CV w 6 miesiecy w Polsce. Rowniez wyslalem okolo 750 CV za granice; wowczas dostalem prace, ktora uznalem za odpowiednia, choc nie do konca pasujaca do moich oczekiwan. To byla bledna strategia, i tylko raz w mlodosci nia zastosowalem. Ale i tam staralem sie pracowac tak, by pracodawca byl zadowolony (bylo to juz za granica) - skonczylo sie to oferta oplacenia mi studiow za granica (bym sie przebranzowil z inzynierii na geodezje) po 6 miesiacach pracy. Zrezygnowalem i odszedlem szukajac tego co chce robic. Czyli przy 25 firmach twoja statystka wyglada malo imponujaca - wierze ze tyle ja jestem w stanie wyslac w 4 dni, robiac wszedzie spersonalizowany cover letter. Ja siedzialem po 8h dziennie i wysylalem do wszystkiego co wygladalo na sensowne. Przez okolo 6 miesiecy traktowalem wysylanie CV jako swoja prace (nieplatna). Do dzisiaj mam satysfacje, ze kazda rozmowa rekrutacyjna (nie bylo tego wiele, raptem 7-8) zawsze konczyla sie otrzymaniem przeze mnie oferty pracy. Nie ogarniasz frameworku - wiec wypadaloby sie tym zainteresowac. Jesli nie jestes w stanie sam opanowac, wowczas przepraszam, ale nie nadajesz sie na osobe z wyzszym wyksztalceniem. To nic zlego, w mojej okolicy plumber zarabia niewiele mniej od inzyniera. Ilosc materialu jaki trzeba samemu opanowac po studiach, zwiazany z wykonywanym zawodem jest najczesciej ogromny. A przyznam Ci sie, ze jest to nic w porownaniu z decyzjami i umiejetnosciamy przydatnymi w codziennym zyciu. Jeszcze nie raz wspomnisz, ze studai to byla bajka (co i wiele historii z tego forum potwierdza). I po co Ci te tytuly i papiery. Ano - tak jakos czlowiek jest skonstruowany, ze wiedze przyswaja sie najlepiej w mlodszym wieku. Gdy wahalem sie by isc na doktorat uslyszalem madre slowa od inzyniera - "Marwin, gdzies potem wyladujesz na budowie na 2 lata i zdobedziesz doswiadczenie, ale bazy teoretycznej juz nigdy nie bedziesz mial sil budowac'. Piekne slowa. Po wielu latach kazdy ma tyle lat doswiadczenia co ja, tylko nikt wokol mnie nie uzywa rachunku tensorowego gdy trzeba rozwiazac troszke trudniejsze zagadnienie lub zweryfikowac uzyskane rezultaty. A wiec by odniesc do Ciebie: jesli obecnie nie zrobisz mgr, to prawdopodobnie juz do konca zycia nim nie bedziesz. Za 10 lat, majac 10 lat doswiadczenia odpadniesz w przedbiegach, gdyz osoba z 8-latami doswiadczenia i mgr bedzie dla mnie na pewno lepszym kandydatem, zwlaszcza ze najczesciej mamy tylko 3-5h podczas rozmowy kwalifikacyjnej na poznanie czlowieka. I jak bedziesz szukal pracy, ja Ci podam juz teraz jeszcze pare wskazowaek - jesli Twoje resume wyglada dokladnie jak z template z internetu, odrzucam od razu (szata graficzna, nawet nie czytam nastepnego klona). Jezeli na wszystko przytakniesz na rozmowie - prawie na pewno odpadasz (postaw sie, przedstaw inna opinie na dany temat i bron jej). Kazdego podczas rozmowy biore na lunch i prawie zawsze stawiam paczki na stole. I obserwuje. Jesz paczki i nie wytarles reki po tym - zawsze odpadasz. Jesz i mowisz - juz jest podswiadomie minus, ale nie dyskwalifikacja. Jesz, ale podniosles reke 'stop', lub dales mi znac bym poczekal z Twoja odpowiedzia - o kolego, to juz wyglada powaznie i masz duze szanse. Poslugujesz sie wprawnie sztuccami - piekna sprawa. Podczas lunchu potrafisz wyrazic jakas kontrowersyjna opinie i pociagnac o tym dyskusje - super. Ludzi z twoimi IT umiejetnosciami jest mniej wiecej tyle ile oni otrzymali CV, a wiec tylko te dodatkowe cechy daja Ci przewage. Jesli, jak napisales, idziesz z tlumem - to masz dokladnie takie same cechy jak reszta i niezbyt jestes interesujacym pracownikiem na przyszosc. Praktyki ktore gdzies tam uczelnia oferuje generuja tysiace identycznych kandydatow jak ty, wiec tylko masz 1/n ta szans na pozniejsze zostanie w danej pracy. Na koniec co robic. Myslec i planowac. Co chce robic i gdzie sie to moze przydac. Potem uderzac w te miejsca z odrazu opracowanym planem. "Chcialbym dostac sie do panstwa na praktyi, gdyz wierze, ze mozliwosci CSS nie sa do konca u was wyorzystywane, gdyz..." - przedstawiasz kontrowersyjna teze, bronisz jej. I na koniec dodajesz - pozwolcie mi nad tym popracowac pod waszym supervise. Najprawodopodobniej Twoja idea juz byla walkowana kilka razy, ale jednak czyms sie wyrozniles i choc bedziesz robil calkiem inne zadania (prawdopodobnie) niz to co zaproponowales, to wlasnie dzieki temu dostales prace. A te inne, codzienne zadania, pozwola Ci zdobyc respekt pracodawcy i doswiadczenie.
  6. Byc moze nie mam az tak odpowiedniego metrazu jak Ty by cale wesele zmiescic, ale jednak lubie wieczorem przejsc sie w samych majtkach i jak pierdne to nie myslec o tym, ze ktos wlasnie w ten smrod wdepnie. Oczywiscie uproscilem, ale dzieki temu unikamy sytuacji, ze 'nie mam w lodowce czegos, co ktos lubi', 'mam okruchy na blacie', a i osoby przyjezdzajace maja wiecej prywatnosci, a nie ciagle moja rodzine nad glowa: 'moze bys zjadla jeszcze troche ciasta', a 'moze ogladniesz znami ten film', albo 'wujek zagrasz ze mna jeszcze w karty'. Nigdy nie czules sie zmeczony u kogos w gosciach? Jak juz napisalem powyzej, gdy zaprosilem nieopacznie dawnych sasiadow by przyjechali do nas (w zamysle mialem pomieszkiwali u nas w domu), i zobaczylem ich wyraz twarzy to od razu poczulem jakie faux pas zrobilem. Zrozumienie przyszlo z czasem, I ja sie zgadzam na zony rodzine by mieszkala z nami jak przylatuja, ale jednak bilety niechaj kupuja sami. Zakupy robimy razem, jak chca szynke to niech biora szynke, ale niech nie narzeaja ze o 12 w dzien w lodowce nic nie bylo do jedzenia, jezeli wieczorem i tak wiem, ze bedziemy jedli na miescie. I nie jest to w zadnym moim interesie zastanawiac sie czy lubia szynke, czy wola ser, bo ja tez i nie oczekuje tego od nikogo. I niestety zona mi wypomina co czas jakis, jak to przed laty odwiedzilem jej rodzine na 2-3 dni i zamiast jesc co oni przygotowali to ja szedlem wieczorem na miasto i zamawialem to na co mam chec (czy nawet zamowilem moze do domu). Ja probowalem ich potrawy, ale jezeli mi to nie szlo, to czemu mailem udawac, ze jest ok? Po latach okazalo sie, ze wszyscy mnie maja za prostaka, tylko dlatego ze czegos nie lubie. Od tego czasu minelo juz pare lat, rodzina zony sie przyzwyczaila, a i malzonka nie patrzy na mnie wilkiem jak zaraz po wyjsciu od kogos mowie, ze moze zatrzymamy sie na jakis obiad. Mozemy mnozyc te problemy w kolo, i uwierz mi ja jestem typowym polakiem (brzuch, sandaly ze skarpetami, wasy, i kazdy w biurze wie co znaczy 'kurwa'), ale jednak gdy widze, ze moge sobie oszczedzic stresow i uproscic zycie, to jednak chce z tego korzystac. I czuje sie dobrze, ze nie musze wchodzic w czyjs pierd wieczorem odwiedzajac go, jak rowniez ze moge sobie zjesc zeberka, gdy moj znajomy/rodzina je w tym czasie kurczaka. Zdalem sobie sprawe po chwilowym namysle, ze podejscie ktore prezentuje daje mi jeszcze jeden plus (w moim odczuciu). Kompletnie nie musze myslec o tym, czy sie komus odwdzieczylem wystarczajaco za to jak on mnie przyjal, lub czy ktos zrobil to w stosunku do mnie. Place sobie za wszystko, jem to co lubie, mieszkam tam gdzie chce. Koszta sa dokladnie identyczne, gdyby ktos to mial zorganizowac (on mi zaplacil dzis za hotel na weselu, a jutro ja jemu powienienen mniej wiecej taki sam), a mam swobode ze ustawiam sobie wszystko pod siebie i swoja rodzine, a nie zdaje sie na to co jest mi dane i byc moze przewyzsza moje oczekiwania, a byc moze mi nie pasuje.
  7. Swiety Boze, skad taki zamysl, ze za kuriozum uwazasz by placic za siebie (swoj nocleg)? Kilka razy odmowilem wyjazdu na wesele, ale nigdy ze wzgledu na koszta, a zawsze gdyz nie po drodze bylo mi z ta osoba. Wrecz mnie sie wydaje niedorzecznym organizowanie noclegu dla kilkunastu osob: ktos nie lubi takich sniadan, inny chce miec widok na las, a inny moze miec pokoj tylko na parterze. Jakas rodzina woli podwojne lozka zamiast pojedynczych (lub odwrotnie). Zawsze komus nie bedzie miejscowka odpowiadac, wiec po co robic konglomerat i wrzucac kazdego do jednego worka. Mi rece opadaja gdy czytam cos takiego. Czesto slysze, ze 'w Polsce nigdy nie bedzie dobrze' - i bez watpienia placenie samemu za swoj nocleg nie jest tego glowna przyczyna, ale z takim podejsciem doklada sie do powyzszego stwierdzenia. Cegielka po cegielce, malymi kroczkami mozna by cos zmieniac, a bez watpienia 'branie sprawy w swoje rece' (bez zbednych podtekstow) jest w miare dobra droga.
  8. Przepasc widze. Nie krytykuje, jedynie oczekiwania Twoje nie pokrywaja sie z tym co i ja rowniez bym zaoferowal (a tym bardziej z tym co bym oczekiwal). Inne wychowanie. Raz jeszcze zaznacze, ze samo zaproszenie jest czesto wartoscia sama w sobie, gdyz pozwala podtrzymac/zbudowac relacje (nie mowie tu o damsko-meskiej, ale rodzinnej, towarzyskiej, biznesowej, kulturowej) i daje szanse wypadu w miejsce, ktorego w przeciwnym razie bys nie odwiedzil. Nikt Ci nie zabrania jechac do samemu do dziury 5k ludzi w srodku niczego, ale jak juz Cie ktos tam zaprosi, to od razu mozesz dostac kilka cennych uwag: jak sie tu zyje, co warto sprobowac/zobaczyc, z kim warto zagadac. Moze to byc wies na lubelszczyznie, gdzie starsza sasiadka bedzie interesujaco opowiadac o czasach wojny i nauczysz sie o zyciu, a moze byc to calkiem ciekawe miejsce w swiecie gdzie poznasz kogos, kto po 2 latach zadzwoni do Ciebie 'gdyz pamieta, ze Ty sie na tym znasz'. Gdy miejscowosc nie jest juz taka wielka dziura, to mam same 'wartosci dodatnie' z takiego wyjazdu: zjem w jakims nowym miejscu, pogadam z kilkoma lokalsami, posprzeczam sie z kims o polityce/religii bez strachu, ze co dzien ta osoba bedzie teraz mnie o to nagabywac. Zona i dzieci zobacza cos nowego (chocby to bylo najmniejsze jezioro za miastem, to zawsze jest radosc, ze 'widzialam zabe/zolwia, a tamta dziewczynka ma nawet uzadzenie do robienia baniek mydlanych'). Moze patrze na to zbyt szeroko, ale jakos nie kreci mnie bym pojechal do kogos i szukal w jego lodowce co ma do jedzenia. Czulbym sie z tym nieswojo. Po latach widze, ze gdybym kiedys mial okazje bawic sie z dzieckiem przez tydzien (choc pewnie majac dwadziescia pare lat uznalbym to za kare jakas), to pewnie pozniej nie balbym sie tak wziac coreczki na rece za pierwszym razem, nie martwilbym sie jej kazdym przeziebieniem (Boze, by to bylo przeziebienie, w poniedzialek przyszla i mowi, ze bawila sie z nietoperzem! Moja 10-latka, ktora chce byc weterynarzem, o wsciekkliznie u nietoperzy nie slyszala - wczoraj pol dnia jezdzilismy po wszytskim co sie da, wliczajac w to regionalnego epidemiologa). Ja nie mowie, by wszedzie widziec okazje na przyszlosc, ale bedac przed 40-tka dostrzegam ile pozornie bezsensowne zwiedzanie swiata, dawne przelotne znajomosci i godziny spedzone z obcymi przy coli daja mi dzisiaj w kontaktach z innymi ludzmi. Nie chce Cie zmieniac, byc moze Twoje podejscie jest lepsze od mojego, ale patrz na to troszke inaczej niz tylko 'nie miala niczego w lodowce'.
  9. @ZamaskowanyKarmazyn ja chyba bede tym jedynym, ktory stanie po drugiej stronie. Zyje juz wiecej niz pare lat za granica, ale jeszcze duzo wczesniej (od lat dzieciecych) spedzalem tam wakacje (mama). To jest chyba kwestia wychowania. Ja jakos bym sie nikomu nie wpierniczyl do domu by jesc i mieszkac, a nawet jesli bym to zrobil w zamian za 'pilnowanie dziecka' to uznalbym to za wymiane w stylu 'nie place za hotel, a Ty nie placisz za nianke'. Koszta jedzenia i paliwa w sumie nie uwazam za wydatek, gdyz jesc i jedzdzic i tak bym musial na co dzien. Troszke przemawia przez Ciebie postawa roszczeniowa i 'mi sie nalezy'. To co opisales wyglada mi po trosze jak zachowanie i sposob myslenia mojej zony, ktora uwaza ze jak przylatuje rodzina to trzeba jej zapewnic wyzywienie i zamieszkanie (i najlepiej zaplacic za bilet). Ja widze w tym roznice w wychowaniu. Dobrym przykladem sa tutaj wesela. Jako, ze w Polsce bylem na bardzo malo weselach (w sumie tylko na 2, ale oddalonych od rodzinnej miejscowosci o max. 15 km) to nigdy mi nie przyszlo na mysl, ze to para mloda ma zapewniac gosciom hotel:/ U nas jest standardem, ze jak jade/lece na wesele, to sam sobie to organizuje (choc czesto para mloda sugeruje, ze wynegocjowali upust z jakims hotelem). To samo dotyczy odwiedzania kogos. Gdy zaprosilismy naszych dawnych sasiadow by nas odwiedzili (i mamy ku temu warunki by pomieszkiwali u nas), to byli tak zdziwieni, ze u mnie wywolalo to az zazenowanie. Oni moga przyjechac do nas (10h jazdy), ale zamieszkaja te pare dni w hotelu. I w sumie ja tak samo najchetnhiej odwiedzam miejsca, gdzie mnie zapraszaja. By byc szczerym jeszcze nigdy nie wpakowalem sie tutaj komus do domu na noc choc juz bylo kilka okazji:/ Czesto patrze na to nawet szerzej, ze skoro mam okazje zobaczyc jakies miejsce (chocby dziure, ktorej nigdy bym inaczej nie odwiedzil) to jeszcze z reguly ja place za obiady z gospodarzem etc. I w druga strone dziala to dokladnie tak samo. Jakos tutaj przypominaja mi sie slowa "Gentlemeni nie rozmaiwaja o pieniadzach - oni je po prostu maja" - pomysl o tym, bo nie ladnie wyglada takie narzekanie i zachowywanie sie jak krolewicz. Prawodopodobnie pod slowem 'za darmo' widzimy inne rzeczy: Ty calkowicie free, ja ze pokrywam i tak koszta codziennego zycia, a nie musze placic za miejsce do mieszkania. Nie krytykuje Ciebie, jedynie widze duza przepasc miedzy moim i zony podejsciem, i stad podejrzewam, ze tutaj mialo miejsce niezrozumienie i miniecie sie z oczekiwaniami.
  10. Tu naprawde nie ma nic ciekawego czy niespodziewanego. Jest mniej wiecej dokladnie tak jak obecny prezydent opisuje sytuacje. Jak dodasz do tego mieszkanie obok podobnego jegomoscia, rozszerzysz to na wiekszy obszar to robi sie nieciekawie. Z wlasnych doswiadczen podpowiem, ze przyjezdzaja koledzy i robia taka wioske, ze lokalni rednecks nie wiedza jak do nich podejsc. W rzeczywistosci, poza oboma wybrzezami, te grupy sie ze soba nie mieszaja. A na Wybrzezach wystepuje to bardzo sporadycznie, co doprowadza do sytuacji, ze zarowno biedne jak i bogate dzielnice sa monochromatyczne. Wracajac do Polnocy/Poludnia - jedynie moim celem jest wykorzenienie u Ciebie przeswiadczenia, ze prawo do posiadania lub noszenia broni jest bardziej restrykcyjna na polnocy niz na poludniu. Nie ma takiej zaleznosci. https://en.wikipedia.org/wiki/Concealed_carry_in_the_United_States https://en.wikipedia.org/wiki/Open_carry_in_the_United_States Juz bardziej (jesli chodzi o bron), ale to zapewne w moim odczuciu (zylismy 7 lat na Wybrzezu) dzielilbym stany nie podlug Polnoc-Poludnie (Mason-Dixon line), ale raczej w jednym worku trzymalbym E&W Coasts, a w drugim to co jest pomiedzy. Wyjatki sa po obu stronach (Maine, Vermont, New Hampshire, ale rowniez wspomniane Illinois).
  11. marwin

    Dobry wieczor

    Ano oznacza. I w dodatku wierzacym. Ale do tego nalezy dorosnac, gdyz w mlodosci moim idolem byla Sierakowska (mowiaca o papiezu per Pan, o ile mnie pamiec nie myli).
  12. Tak gwoli scislosci, gdyz na co dzien obracam sie w Iowa, South Dakota i North Dakota (raczej wszystko zaliczylbym do polnocy) - tutaj mozemy spokojnie nosic bron. Mam k'prawdzie pozwolenie, ale z tego co kojarze to SD mozna bez zadnych wiekszych ograniczen, a w ND wystarczy byc rezydentem przez chyba 180 dni. W Iowa wyrobienie pozwolenia zajelo dokladnie 3 minuty (zlozyc wniosek u szeryfa, zadnych pytan i przyszlo do domu po 4 dniach). Pozwolenie jest przydatne, gdyz czesto prawo danego miasta zabrania noszenia naladowanej broni przy sobie bez pozwolenia. A teraz do meritum. Nosze bron od jakiegos juz czasu na co dzien. Condition 0, czyli magazynek wlozony, naboj w komorze, hammer odciagniety - CZ P-09 (full size, ale i jam wielki). Uwazam, ze najwazniejsze jest to co przyswoilem kiedys od starego wyjadacza w sprawach broni: 'Bron wyciagasz tylko wowczas, gdy wiesz ze bedziesz strzelal'. Dzieki Bogu jeszcze nigdy nie musialem wyciagnac. Wiem, ze niektore osoby z mojego otoczenia rowniez nosza, ale nigdy nie bawimy sie nimi, nie wyciagamy na stol w czasie lunchu. Ot, mamy przy sobie, pogadamy czasami gdzie kto strzelal, jakie naboje sa lepsze etc. W pewnym momencie traktuje sie ja jak klucze czy zegarek na reku. Noszenie broni to duza odpowiedzialnosc, ale jest troche prawdy w tym, ze na ulicy sie nie klocimy;) W domu bron lezy otwarcie w mojej nocnej szafce, corka dobrze wie jak sobie z nia poradzic. tak samo pistolet w samochodzie. ciesze sie widzac moja 10-latke, ze kiedykolwiek dotyka broni najpierw dokladnie sprawdza/rozladowuje. Jako ciekawostke podam doswiadczenie z sasiadami. Starsi ludzie, Amerykanie z dziada pradziada (Mayflower;)). Kiedys rozmawialismy i mowie do nich, ze ja przestalem pic alkohol w wieku 17 lat. Szok w oczach i jakto, ze ja wogole pilem jako dzieciak. wytlumaczylem im, ze Polska, lata 90-te etc. Oni wciaz brak zrozumienia, ze to Twoj tato nie zabezpieczal alkoholu w domu, byl latwo dostepny i wogole jak tak mozna. I wowczas, po parominutowej dyskusji nasunela mi sie porownanie, ze tak samo jak my w polsce traktujemy alkohol, tak oni tutaj traktuja bron. Kazdy z moich sasiadow ma w domu, nikt nie robi z tego awantury, gdy ktos idzie z nia do samochodu na wierzchu, a na strzzelnice sciagaja cale rodziny. Ale 17-latka z piwem tu nie uswiadczysz:)
  13. marwin

    Dobry wieczor

    Jakims przypadkiem dzisiaj trafilem na to forum w godzinach pracy i nie moge sie otrzasnac z tego co czytam. Z jednej strony wydaje mi sie ze historie @XYZ i tym podobne to jakis zart, z drugiej wiele symptomow identycznych zachowan zauwazam u swojej zony. Jeszcze nie wiem, czy traktowac to co piszecie powaznie, czy z doza humoru, ale jednak postanowilem poobserwowac. My: oboje przed 40-tka, 11 lat razem, 2 coreczki (2008, 2018), zona nie pracujaca prawie od zawsze (nie ma takiej potrzeby), od wielu lat na stale mieszkamy w USA. Zona jest z jednej strony bardzo dobra matka, a z drugiej tak zainteresowana mna, ze raczej (na pewno) nie zna mojego numeru telefonu (od 10 lat tego samego) na pamiec. W 2007 szybka wymiana wieloletniej partnerki na obecna zone (byly kolezankami), po pol miesiaca juz mieszkala u mnie, po 6 miesiacach juz w ciazy. Ja - typowy Misiek, ktory wyszalal sie duzo w mlodosci (mialem warunki i mozliwosci, a potem mi sie roztylo do niebotycznych rozmiarow) i postanowil, ze nigdy nie zdradzi zony. Dobry zawod, ale podwyzszonego ryzyka ciagania po sadach, wiec pieniadze i dobra raczej na zone niz na mnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.