Skocz do zawartości

Zaduszony

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Zaduszony

Kot

Kot (1/23)

2

Reputacja

  1. To niech je lepiej już wyciąga i się ulatnia. Od teraz nie będzie miała lekko. Oczywiście tak jak myślałem, z tym podtekstem erotycznym w dzisiejszej wiadomości była to zwykła głupia zagrywka, do tego powtórzyła to jak już jestem u niej i jak chciałem do czegoś doprowadzić to usłyszałem, że ona się tylko droczyła, że w takim razie już się nawet droczyć nie może i foch. Potem się nie odzywalismy, to tekst czemu z nią nie rozmawiam i że niby ja się focham a mam po prostu już wyjebane i powiedziałem jej wprost że nie jestem od jej zabawiania :D.
  2. Najpierw pół roku jeździliśmy niemal codziennie odwiedzać go w szpitalu i nie mieliśmy czasu dla siebie. Potem strasznie to przeżywała (albo tak mi tylko dawała do zrozumienia). Teraz ponoć ma ciągle jakieś problemy gastryczne i ciągle ją coś boli chociaż nawet lekarze do których chodzi mówią, że to jest w jej głowie... Wiem, tylko ja też nie jestem osobą, która ciągle obrywa i siedzi grzecznie. Już się obudziłem, że od 5 lat w moim życiu nie zmieniło się zupełnie nic. Nie rozwijam się, żyję z dnia na dzień a kiedyś pełno pasji... poszukiwanie zajęć, sensu życia. Ja poniekąd można powiedzieć nawet sam czekam, aż sama przekroczy granicę i będę mógł ze spokojem sumienia powiedzieć jej "do widzenia". Już mi nawet po głowie chodziły myśli, żeby podsunąć jej jakąś okazję, przy której odsłoniłaby się totalnie i dała jednoznaczny powód do ewakuacji (np. podsunięcie jakiegoś fałszywego niby zafascynowanego nią kasiastego i przystojniejszego ode mnie jelenia celem prowokacji). Z drugiej strony ciągle żyję nadzieją. Dziękuję Wam za wszystko co piszecie. Będę musiał sobie na chłodno usiąść jednej nocy i poczytać wasze opinie dokładnie. Kurde, bardzo mi pomaga wasz odzew. Dzięki
  3. Więc co proponujesz? Podejście "na chuja z wyjebką"? Zawsze logika i chłodność mojego osądu powodowała uspokojenie tematu z jej strony i niejako pogodzenie z sytuacją. Agresja wywoływała falę przeprosin, rozpaczy i innych totalnie zbędnych emocji. Logiką wytrącam jej jedyne argumenty czyli omijam zachwianą psychikę. Wiem, że ostateczne wyjście dla mnie to totalne zerwanie kontaktów, pousuwanie kont, zmiana numerów, odcięcie kompletne pępowiny, może wyjazd gdzieś daleko na odreagowanie i pewnie na tym się skończy, jeśli nie będę miał innego pomysłu na ratowanie sytuacji, a granica zostanie przekroczona.
  4. @MMorda Ona nie pochodzi z rodziny alkoholików, chociaż co prawda z rodziny bardzo prostej i ze standardowym schematem życia rodzinnego - matka siedziała w domu, ojciec nosił kasę jednak rozliczał matkę z wszystkich wydatków. Potem przyszła bieda, bo ojciec stracił pracę (likwidacja starej huty, problemy z wypłatami dla pracowników). Potem dostał rentę i siedział w domu nic nie robiąc tylko kisnąc przed telewizorem, co wpłynęło potem na jego zdrowie i późniejszą śmierć. Czyli rodzice kisnęli w domu. Oczywiście nie mieli żadnych zainteresowań czy pasji. Taka zwykła smutna szara egzystencja. Matka chociaż książki czyta. @Obliteraror Właśnie moją strategią w pierwszej kolejności jest stopniowe zrywanie smyczy. Jeśli zaczną się awantury, czy dziwne emocje - zacznę je rozwalać logicznymi argumentami robiąc dalej swoje. Wydaje mi się, że spotulnieje kiedy zobaczy, że nie robi to na mnie wrażenia (tutaj dla mnie zadanie - zwiększenie swojej osłony i większa twardość). To jest chyba ten typ, co opamiętuje się dopiero przy pokazaniu stanowczości i kiedy zauważy, że jej zachowania nie wywierają na mnie wpływu. @Krugerrand Ja się nawet na seks nie nastawiam. Coś Ty. Ona teraz może tak pisać, a jak przyjadę to "coś ją będzie boleć" albo "to w weekend na spokojnie" albo coś w tym stylu. To pewnie zasada kija albo marchewki. W ślub się nie zamierzam wpakować przed chociażby próbą rozeznania tematu. To już byłby dla mnie koniec życia, jeśli ta sytuacja nie zostałaby rozwiązana... A zaznaczam, że nawet nie zaczęliśmy ze sobą mieszkać... Wtedy w ogóle nie miałbym oddechu żadnego. Postawiłem jej twardy warunek - najpierw mieszkanie wspólne a dopiero potem ślub. Jak na razie jest to bariera nie do przeforsowania ze względu na fakt, iż sam nie mam odpowiedniej zdolności kredytowej więc mieszkania z powietrza nie wyczaruję. Ona może tym bardziej o mieszkaniu sobie pomarzyć ze swoją lichą pensyjką... Tyle dobrze, że ruszyła chociaż tyłek do pracy i mniej pasożytuje finansowo a nawet sama coś mi kupuje droższego czasami, bo chyba czuje, że musi się odegrać za te lata co ja wszystko finansowałem. Co do skrupułów... myślę że ona nie miałaby jaj żeby mnie sama spuścić w kiblu. Jest nieporadna życiowo, takie dorosłe dziecko. Wie, że ciężko będzie miała znaleźć tak ogarniętą osobę jak ja, zważywszy na jej poziom kontaktów społecznych, jak i brak pewności siebie i niedojrzałość emocjonalną. Oczywiście na samym początku było zupełnie inaczej. Biedną myszkę zaczęła odgrywać dopiero w momencie, kiedy zobaczyła że mi zależy. To też niejako prowokuje we mnie chęć przetestowania siły kagańca.
  5. @Ace of Spades dlatego moją strategią na chwilę obecną jest większy chłód i bezpośredniość. Nie ukrywam też, że pomogła mi bardzo lektura forum. Nie chce całej 5-letniej znajomości spuścić w kiblu. Jeśli jest jakakolwiek szansa na ratunek to ja - mimo że pewnie jest to idiotyczne i wiąże się dla mnie z forsowaniem kolejnych kłódek jakie na mnie nałożyła - chcę odzyskać władzę i więcej wolności w tej relacji. Ona doskonale sobie zdaje sprawę, że jak mnie straci to nie ma nic, bo taka jest prawda. Nie ma żadnego życiowego osiągnięcia, życiowej pasji... Kiedyś w ogóle siedziała na dupsku przed TV cały dzień i oglądała jakieś seriale dla mózgowoułomnych, teraz wykazuje inicjatywy różnych wyjazdów/wspólnych wypadów ale bardziej na zasadzie zaspokojenia swojej potrzeby bezpieczeństwa i stabilności (w sensie "wspólne wyjazdy czy wyjścia wzmacniają związek") i też często zgadzam się na jakiś wypad nieszczególnie dla mnie atrakcyjny żeby tylko po prostu gdzieś się ruszyć, bo zwykle dzień wygląda tak, że przyjeżdżam po pracy do niej i kończę przed telewizorem nudząc się z nią obok... Zamiast po przyjściu z pracy leżeć z nią w łóżku z telefonem i patrzeć na głupi serial czy 10-tą powtórkę programu "Królowych Życia", wolałbym np. pograć na kompie, na gitarze, poczytać jakąś książkę, czy zobaczyć fajny film, ale przy niej jest to niemożliwe, bo ciągle wymaga "atencji" czy też zabawiania. Nawet jak siedzę obok niej i robię coś innego to są teksty że ją ignoruję, że się "nią nie zajmuję". Oczywiście wszystko jest w porządku jak skupiam się na tym samym, co ona w danym momencie robi. Po wytłumaczeniu jej sprawy racjonalnie spokój jest tylko na moment. Potem znowu powtórka. UWAGA! HIT! Wiadomość sprzed chwili - wczorajsza dyskusja którą Wam przedstawiłem widocznie pomogła, bo teraz nakręcona do mnie pisze, że mogę być taki bezpośredni jak do niej przyjadę... i oczywisty podtekst erotyczny. Normalnie dom wariatów.
  6. @Esmeron Zwykle nasze rozmowy tak nie wyglądają. Zawsze staram się być w cholerę wyrozumiały. O seks też jej nie robiłem "jazd" żadnych tylko cierpliwie czekam jak się rozwinie sytuacja, a nawet się jej pytam, czy mogę jakoś pomóc, że przecież można iść do kogoś kto się na tym zna... Bardziej ona sama siebie obwinia o brak swojego popędu, że mogę skoczyć gdzieś w bok, a ja ją wtedy uspokajam... W każdej sytuacji staram się jej wszystko tłumaczyć jak przysłowiowej "krowie na granicy". Nigdy nie usłyszała ode mnie jakiejkolwiek ostrej krytyki, bo wiem że skończyło by się to fatalnie. Nawet jak jej w czymś doradzam mówiąc spokojnym tonem, bo po prostu widzę że coś nie gra, albo sobie z czymś nie radzi, to ona często to traktuje zbyt osobiście i sama się obwinia i wpada w jakieś durne stany depresyjne i potem robię za pocieszacza i mimo że nic tak na prawdę złego nie powiedziałem czuję się winny. Myślę, że warte zaznaczenia jest to, że czasem jak puszczą mi nerwy i podchodzę do dyskusji na chłodno jak w ww. rozmowie to na jakiś czas mam spokój od "jazd", czyli tak jakby kiedy dostrzega, że jeśli nie jest w stanie na mnie wpłynąć a ja pozostaję niewzruszony, to odpuszcza... Tutaj też mogę mieć pole do popisu jeśli chodzi o wypracowanie nowych reguł w związku i próbę ratowania relacji. Więcej bycia facetem, a mniej dupą wołową. W dyskusji którą przesłałem celowo podszedłem w sposób chłodny, z mniejszym wyczuciem i bez większych emocji żeby zobaczyć do czego się dokopię w logicznym drążeniu... Oczywiście utknęło na "nie wiem" i cały plan wyciągnięcia motywów jej działania poszedł w cholerę, bo tak jak wspomniał @Krugerrand wszystko opiera się na bezpodstawnych emocjach i szukanie jakiejkolwiek przyczynowości nie ma najmniejszego sensu.
  7. To trochę miejsca zajmuje więc stwierdziłem, że tak będzie wygodniej po prostu Ale jak się boicie, że Wam jakieś cholerstwo zawirusowane przesyłam
  8. Szanowni Bracia Samcy, Mam nadzieję, że moja historia nie będzie dla Was zbyt zanudzająca. Poniżej wstępu macie TL;DR, bo to mniej ważna część opowieści. WSTĘP Najpierw cofnijmy się może do lat gimnazjalnych. Otóż nigdy nie byłem osobą ekstrawertyczną. Od zawsze byłem tłumiony w szkole przez osobników bardziej asertywnych/przebojowych. Zawsze trzymałem się na uboczu, będąc raczej w stałych kontaktach może z 2-3 kolegami. W gimnazjum koledzy nosili modne „najacze”, ja nosiłem chińskie podróby, zamiast nowych jeansów jakieś stare przeciorane po kimś (rodzice nigdy nie widzieli potrzeby zbytniego inwestowania w wygląd - dzisiaj, kiedy ja kupuję ciuchy w Zarze, to tata w Biedronce…). Do tego wkradła się wielkie okulary, nadwaga oraz niesamowicie uciążliwy trądzik, rozlewający się na całą twarz... Kolejna sprawa – byłem rok młodszy od całej reszty – poszedłem rok wcześniej do szkoły. Podsumowując – przebieg mojego dzieciństwa spowodował trwały uszczerbek na mojej pewności siebie i do dzisiaj utrzymujące się zachowania na pograniczu nerwicy, wzmacniane dodatkowo przez sytuację, która będzie stanowiła meritum mojej opowieści. Okres liceum był czasem, kiedy dopiero jako dorastający powoli samiec zacząłem dostrzegać rzeczy niedostrzegane wcześniej… Poskutkowało to zrzuceniem 15 kg nadwagi, pozbyciem się okularów i rozpoczęciem walki z trądzikiem. Niestety ostatnie było zupełnie bezskuteczne, do tego rodzina wmawiała że to samo przejdzie itd. więc w tamtych czasach nie wylądowałem jeszcze u dermatologa. Przez całe lata licealne byłem totalnym betą, dostrzeganym tylko przez dziewczyny z niższym SMV… Wraz z niską pewnością siebie oczywiście skutkowało to, że czasem udało mi się umówić na jakiś rower czy wspólny wypad z dziewczyną, ale brak pewności siebie powodował, że totalnie nie przejmowałem inicjatywy i znajomość się równie szybko wypalała co zaczynała. Do tego moje zachowania w stylu totalnego pasywnego grzecznego pieska w stosunku do każdego nie pomagały mojej „atrakcyjności”. Na studiach zacząłem dostawać trochę większy zastrzyk gotówki, co pozwoliło mi się ogarnąć – zabiegi na twarz u kosmetyczki (co pomagało na chwilę), siłownia, trochę modniejsze ciuchy… Pozwoliło mi to dopiero pierwszy raz zaobserwować, że mogłem w ogóle (o zgrozo!) jakiejkolwiek pannie się spodobać. Wtedy też poznałem pierwszą dziewczynę (przez internet oczywiście, do tego sama zagadała…), którą ośmieliłem się pocałować po drugim spotkaniu i przeszedłem pierwsze uderzenie emocjonalne… Po 2 tygodniach wyznałem jej miłość w walentynki (Boże… trzymaj mnie), potem po dwóch dniach napisała, że „nie chce się ograniczać, że ma dużo zajęć itp. itd.” i że nie chce się spotykać. Ja jak nawiedzony jeszcze napisałem jej elaborat, który zrobił ze mnie psa, potem jechałem jeszcze pod jej dom z prezentem na urodziny… ale dobra… mniejsza z tym. Cios spowodował że przez 2 miesiące nie mogłem się pozbierać. Zacząłem biegać po lecie dla wyładowania emocji… Jako że w tym czasie nastąpił boom na portale randkowe/społecznościowe itp. założyłem tam konto. Odezwała się do mnie starsza o 3 lata dziewczyna, narzekająca na swojego narzeczonego z borderlinem (jak potem wyczaiłem po wertowaniu sieci) z którym się spotykała 7 lat i wielokrotnie rozchodziła i schodziła. Umówiliśmy się na piwo… Wyraźnie przypadliśmy sobie do gustu. Na drugim spotkaniu już całowaliśmy się namiętnie pod jej klatką, a potem chwyciła mnie za rękę i zjechaliśmy windą do piwnicy . Oczywiście nie chciał mi stanąć z ekscytacji, więc zaimprowizowałem pierwszy raz robiąc minetkę (powtarzając studiowaną miliony razy w głowie wiedzą techniczną hahah). Jako iż była cierpliwa, na drugim spotkaniu już udało mi się pierwszy raz z gumą… Potem spotykaliśmy się wielokrotnie, jej gość pracował nocami a potem za dnia odsypiał (nie mieszkali razem) i nasza relacja rozwijała się. Potem pokłóciła się z nim i pojechaliśmy na wyjazd 3-dniowy… Zbliżyliśmy się bardzo do siebie i któregoś dnia jej facet wyczaił mnie na FB i o czym się przekonałem potem – śledził jej również maila i prawdopodobnie GG na którym z nią pisałem. Zaczął fabrykować dowody przeciwko mnie. Założył jej konto na jakimś portalu randkowym ze zdjęciami, które kiedyś mi wysłała mailem i próbował jej wmówić, że to ja założyłem, że niby jestem w jakimś gangu, że jestem pseudokibolem i mam brata (a nie mam :D) w więzieniu, którego moja rodzina się wyparła… Najlepsze z tego jest to, że ona mu śmiertelnie uwierzyła na słowo i zaczęła z tego tytułu robić awantury, fochy, oskarżenia, obrazy… Co jej przemawiałem do rozsądku, on wymyślał coś nowego… Szczytem było kiedy powiedział jej, że byłem karany mam chorobę weneryczną, narzeczoną, że mnie z nią widział… i wiecie co ja zrobiłem? Jechałem do Sądu po zaświadczenie o niekaralności, a potem zrobić badania krwi (dość upokarzające, bo patrzyli na mnie tam jak na jakąś patologię), ale nawet to nie wystarczyło bo misiu przecież się nie myli, a ma świadków, tylko nie chce ich ujawnić bo boi się, że dostaną wpierdol od moich kolegów :D. Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu, ja skończyłem z totalnym rozpierdolem i zawiedzeniem w głowie… Ale kontakt się nie urwał o dziwo… wielokrotnie spotykaliśmy się na seks w aucie pod niewiedzą jej zborderlajnowego narzeczonego… Dla mnie to było za mało, chciałem uczucia, prawdziwej miłości… Wróciłem na portale randkowe. Z nudów pisałem z różnymi dziewczynami. Niektóre kontakty trwały miesiąc, inne mniej (np. epizod z nałogową jaraczką ziela z atakami paniki czy laską, która usiłowała mnie wepchnąć we friendzone – czyt. woź mnie i zabawiaj a ja zobaczę co dalej, czy seks z gorącą 40-tką przy której pękła guma… ale na szczęście tabsy 24h po…). TL;DR: Od małego miałem niskie poczucie własnej wartości, które powoli sobie budowałem spotkaniami z kobietami, jednak moją wadą było to że zbyt się przywiązywałem i przez to cierpiałem. Do dzisiaj mam jednak problem ze stanowczością. WĄTEK GŁÓWNY Przechodząc do sedna opowieści… Poznałem po ww. perypetiach na pewnym portalu dziewczynę, z którą jestem obecnie. Zwykła szara myszka, na zdjęciu może jakieś 4 bym jej dał, ale i tak nie chciało mi się siedzieć w domu, więc się umówiłem. Pierwsze spotkanie było w kawiarni. O dziwo ta 3 ze zdjęcia ogarnęła się na taką solidną 5, a jej atutem była ładna buzia (jednak stosunkowo pulchne ciało). Trzeba zaznaczyć, że była to dziewica, do tego jedynaczka, u której całowanie się na imprezie z kolegą było sukcesem… Ja od początku zaznaczałem, że nie chcę się wiązać od razu, ze raczej wolę znajomość stricte na luzie, jednak jak to facet szybko fizycznie przechodziłem do konkretów bez większego oporu z jej strony. Kobieta jako że doznała ode mnie czegoś, czego jeszcze nikt jej nie dał - po trzecim spotkaniu już się zauroczyła i wyznawała mi miłość… No i znajomość się rozwijała, ja w międzyczasie zgodziłem się na związek… Do tego ona nie miała prawa jazdy, samochodu… Zaczęło się dojeżdżanie co drugi dzień do niej… Zapoznanie z rodzinką... Potem imprezy rodzinne, wspólne wyjazdy… Ale niestety zaczęły się jazdy emocjonalne. Musiałem zerwać ze swoim hobby bo była zazdrosna o inne kobiety w moim towarzystwie, równocześnie jak szedłem na piwo z kolegami to co chwile mnie męczyła smsami. Doprowadziło to do tego, że dla świętego spokoju zerwałem kontakty ze wszystkimi. Ona też jest odludkiem – ma tylko jedną przyjaciółkę. Poza tym nie ma żadnego aktywnego hobby. Jak jest w domu to się totalnie nudzi i nie wie co ze sobą zrobić. Cudem po paru latach ją namówiłem do pójścia do pracy. Od tamtego czasu praktycznie większość mojego czasu wolnego pochłania ona. „Przyjedź bo mi smutno.”, „Przyjedź bo chcę się przytulić.”. Jak mi się nie chce albo chcę inaczej rozplanować dzień, to pytania – „A Ty nie chcesz?”, „Nie kochasz mnie?” Dodatkowo nasze rozmowy na czacie sprowadzają się do używania miliona serduszek i pisania w każdym zdaniu słodkiego zdrobnienia bo inaczej według niej coś jest nie tak. Do tego codziennie kilka razy musi się zapytać czy ją kocham (no tak, w końcu z sekundy na sekundę moje uczucie może się zmienić…). Do tego wymaga ciągłej atencji w odpisywaniu. Jak jestem w domu czy w pracy i dłużej jej nie odpiszę, to zaraz telefony, dziesiątki smsów że się martwi, że coś mi się stało itd. Każde pożegnanie na dobranoc to jest ta sama kombinacja tekstowa marzeń, śnienia o wspólnym domu, przyrzeczenia wiecznej miłości itp. (bo inaczej wg. niej znaczy, że coś jest nie tak). Do tego jest w niej parcie na ślub… Marzy o ślubie. Nakręca się na różne magazyny ślubne, potem mi pokazuje jakieś kreacje czy buty, a mnie to w ogóle nie jara (to tak jak ja bym jej kazał czytać nie wiem… CD-Action). Dzieci nie chce, ale to tak jak ja. Do tego jak jestem w swoim domu to zaczęła miewać ataki paniki w połączeniu z totalnym użalaniem się nad sobą… pisaniem jaka jest beznadziejna, że pewnie już nic do niej nie czuję itd… Najgorsze jest to, że to nie wygląda stricte na manipulację według tego co czytałem na forum, ona faktycznie ma coś przestawione w głowie i jest to strasznie, ale to strasznie toksyczne. Kiedy nie chce mi się gdzieś jechać czy robić tego co ona wymyśli to są albo fochy albo nerwy (ale wprost nigdy mnie nie obraziła, po prostu jej zachowanie diametralnie się zmienia) albo użalanie nad sobą i myśli, że nic do niej nie czuję. Kiedy jej się nie chce czegoś robić czy gdzieś jechać, to ja bez problemu się zgadzam, tymczasem jak mi się nie chce, to nagle nie ma kompromisów… Nie mogę żadnej aktywności podejmować bez jej niej, bo zaraz ma obawy, że „wpadniesz w oko jakiejś lasce i mi Cię odbije”. Na nic tłumaczenia o zaufaniu, że to normalne że spędza się czas wśród innych ludzi i że codziennie setki ludzi mijają mnie na ulicy i że to nic nie zmieni… Że nie jestem przedmiotem, który można sobie od tak odbić, a ona mnie nie ma na własność. Nie zdaje sobie sprawy, że jej zachowanie działa wprost przeciwnie do zamierzeń, bo po prostu mnie totalnie wkurwia. Ona ma strasznie zaniżoną pewność siebie. Uważa, że jestem od niej atrakcyjniejszy i kiedy np. biegałem czy chodziłem na siłownię stosowała podobny tekst jak wyżej wymieniony, ale kiedy namawiałem ją, żeby się wzięła też za siebie, zadbała trochę bardziej, to jej się po prostu nie chciało… Do tego fatalnie wpłynęła na jej psychikę śmierć ojca w zeszłym roku. Od tego momentu seks mamy może… raz na miesiąc… A nie ukrywam że wymagam więcej, a jak ją zaczepiam to za każdym razem mówi albo że „nie jestem podjarana” albo że „nie mam ochoty”, a potem mi mówi że ma poczucie winy, że nie spełnia moich oczekiwań i zaczyna się użalać nad sobą. Ostatnio też ma jakieś problemy z nerwobólami czy żołądkiem, więc seks w ogóle jest odkładany na dalszy plan, a ja muszę zadowalać się klasycznym ręcznym… Ona sama zauważa, że to co robi jest niszczące, ale w żaden sposób nie mogę jej przekonać, żeby coś z tym zrobiła. Ciągle oczekuje żebym to wytrzymywał i że obiecuje że to przejdzie. Chodziła przez jakiś czas do psychologa, to jej się poprawiło (sam to widziałem!). Potem przestała, chwilę był spokój ale nastąpiły większe nawroty. Teraz już do psychologa nie jestem w stanie jej zaprowadzić bo stwierdziła, że „on mi nie pomógł w ogóle, ostatnio przychodziłam i nie dawał mi żadnych rad”, „szkoda pieniędzy”, albo „nie będę się zwierzać obcej osobie ze wszystkiego”. Niedawno kupiłem jej książkę o lękach/napadach paniki/zazdrości itd. którą obecnie czyta (tak mówi). ZAKOŃCZENIE Z tego co napisałem wyżej możecie sobie pomyśleć „Co ty do cholery dalej z nią robisz?”. Sytuacja wbrew pozorom nie jest taka biało-czarna i dlatego mam problem. Generalnie jak jestem u niej to jest to dobra dziewczyna, lubi sprawiać niespodzianki, jest bardzo uczuciowa, lubi się dzielić tym co ma, lubi bliskość, często spędzamy wspólnie czas, żartujemy, mamy podobne poczucie humoru… Kasy też na mnie nie skąpi odkąd zaczęła zarabiać, bo dotąd za wszystko w większości ja płaciłem… Jednak czasami odzywa się jej „ciemna strona” czy też ta skaza na psychice. Ciągle ma jakieś oczekiwania i wymyśla wspólne aktywności… Zauważyłem, że tak ciemna strona najczęściej odzywa się w momentach, w których ona traci kontrolę nade mną bądź nie wie co w danej chwili myślę czy robię. Ta utrata kontroli powoduje u niej jakąś podświadomą panikę. Dzisiejsza przygoda – wróciłem z fryzjera i kupiłem sobie kosmetyki za 200 zł. Pochwaliłem się dopiero wieczorem i zrobiła mi jazdy czemu nie powiedziałem jej od razu. Zrobiłem wyciąg z tej rozmowy – link do .docx na dole posta (.pdf za dużo ważył). Specjalnie prowokowałem rozmowę tak, żeby się dostać do źródła tego jej ataku. Tutaj praktycznie doprowadziłem ją do skrajności drążąc ten temat. Po rozmowie poleciłem jej psychiatrę to usłyszałem od niej, że ją zamkną w psychiatryku, że do psychologa nie chce i że książka, którą jej kupiłem w ogóle nie pomaga… Co Szanowni Bracia Samcy polecili by w takiej sytuacji? Ja osobiście mam często już tego totalnie dość. Czuję się zaduszony, nie mam praktycznie czasu wolnego, codziennie udaję że idę spać, a potem siedzę i odpoczywam w ciszy przez jedyne 3-4 godziny spokoju w ciągu dnia… Z jednej strony boję się, że jak od niej odejdę, to ona coś sobie zrobi przez te wahania psychiki, podejrzewam że będę ten najgorszy, cała rodzina się dowie jaki jestem okrutny (o tej jej ciemnej stronie wiemy tylko my i jej przyjaciółka)… Z drugiej strony wiem, że w środku poza tymi dziwnymi atakami jest normalna dziewczyna, którą widzę na co dzień kiedy z nią przebywam… Po prostu nie mam pojęcia co mam robić dalej… Wiem że to już ostatni moment nadchodzi jeśli chodzi o rozkminy, bo jak tak dalej pójdzie to w końcu dojdzie do momentu że zamieszkamy razem i weźmiemy ślub, a ja się na to zgodzę tylko przez pryzmat „litości?”, „świętego spokoju?” i tylko po części uczucia, a nie chcę mieć zjebanego toksycznego życia... Chcę w końcu pomyśleć też o sobie. Mam dość jebanego białorycerstwa, ale nie jestem w stanie stwierdzić – czy ona robi wszystko przez to że faktycznie ma jakieś zaburzenia (jeśli tak, to do kurwy nędzy chcę to wyleczyć), czy – naczytawszy się na forum od groma wypowiedzi na podobne tematy – jestem po prostu naiwną ofiarą prostej manipulacji… i się dałem jak ostatnia ofiara losu wrobić w „biedną myszkę”. czat.docx
  9. To jest już chyba standard, jak się jest gówniarzem zaczynającym wpływać dopiero w morze głębszych kontaktów emocjonalnych przy zupełnym braku dojrzałości . Z reguły młode panny w otoczeniu zawsze lawirowały, a każda "miłość" była tą jedną, największą, a potem rozczarowanie - "ale z niego cham!". W sumie zauważyłem, że tacy raczej obracali się wśród swoich - ta rzuca tego, odchodzi do popularniejszego "maczo", on rzuca ją bo mu zabrania grać w gry , potem tamci się spotykają i też się po wielkiej miłości rzucają... Jak to w huraganie emocjonalnym i przy wariujących hormonach. Sam osobiście nie miałem takich doświadczeń, chyba że z jedną laską... ale do dzisiaj w sumie nie wiem co ona ode mnie chciała, a potem nagle sama zerwała kontakt i się lovvciała z jakimś gościem ze swojego zadupia (jakaś wiocha pod Częstochową) co mi zapodała jej koleżaneczka, która informacjami o niej i dowodami próbowała mnie poderwać (pasztet tragiczny) i sama potem przekazała informację, że wieśniak się puścił na imprezie w remizie z inną... Takie patosytuacje... Co do karmy - nie ma czegoś takiego. Jak już to może być to zrządzenie losu... Chyba że podświadomie sobie kodujesz, że to co robisz jest złe i czeka Cię za to kara, to niejako sam się nastawiasz na nieszczęście tracąc kontrolę nad sytuacją np. ze strachu/stresu lub roztrzepania. W sumie nieszczęście zależy od głowy, ze wszystkiego można coś wynieść poza bolącymi konsekwencjami... Taka lekcja bywa ważna w życiu. Co innego, jeśli ktoś nie potrafi jej przerobić i obwinia za to wszystko i wszystkich dookoła i robi dalej to samo , tylko ja takiego samookaleczania nie rozumiem.
  10. Znalazłem Was w Google szukając tematów dotyczących metod manipulacji używanych przez kobiety ?
  11. Zaduszony

    Cześć :)

    Witam wszystkich! Pochodzę z Katowic i mam 27 lat. Znalazłem się tu praktycznie przypadkiem szukając w popularnej wyszukiwarce metod manipulacji, używanych przez kobietę i oczywiście się nie zawiodłem... Po dłuuugiej lekturze forum ogarnęło mnie jedno wielkie "WTF?!"... Nigdy nie potrafiłem ogarnąć tego, co siedzi w mózgu kobiety, ale dzięki Wam poznałem chociaż część motywów ich działań i szczerze mnie to przerosło... Wiele mam do ogarnięcia w swojej głowie... No ale cóż... nie będę tutaj Was zanudzał pierdoleniem, od tego będzie inny temat Jako iż założyłem konto to zamierzam w najbliższym czasie trochę się poudzielać i również opisać moją 5-letnią, trwającą niestety w dalszym ciągu historię i poradzić się doświadczonych samców co z tym cholerstwem dalej mogę zrobić i czy w ogóle jest sens dalej siedzieć w bagnie. Pozdrawiam!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.