Skocz do zawartości

Nawigator

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Nawigator

  1. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za posty. Naprawdę przeczytałem cały wątek kilkukrotnie przed rozwiązaniem sprawy. Dla podsumowania opiszę jak się sprawy potoczyły. Przyznam szczerze, że najbardziej pomogło mi to: Zrobiłem sobie takie zestawienie i wynik to właśnie 3 na szynach, ponieważ 2 z punktów to połówki. Przedstawiłem więc jej sytuację poprzedzając to dwa dni wcześniej rozmową o intercyzie. Tu oczywiście nie było zgody i było gadanie, że to niedojrzałe - że jak to tak wyliczać sobie w małżeństwie pieniądze. A poza tym, to ona twierdzi, że odziedziczy po rodzicach parę działek i dwa domy, a ja nie mam nic (mam coraz więcej oszczędności). Dlatego to prędzej ona powinna chcieć intercyzy, a nie chce. Finalnie rozmowy nie dokończyliśmy przez jej koleżankę, która akurat się wyłoniła. Dwa dni później (wczoraj) zakończyłem to mówiąc jak wiele nas dzieli i że ja pracuję nad sobą, a w jej mniemaniu ona urodziła się perfekcyjną i nie musi popracować nad np. pozytywnym podejściem do życia, seksualnością itp. Były jej łzy, błagania i wkurw naprzemiennie. Łzy i błagania, ponieważ wiedziała jak mocno jest w dupie (co chwilę jakaś wychodzi za mąż i rodzi w otoczeniu) i żałowała tych lat. A wkurw, ponieważ ona nic mimo wyliczenia jej problemów nadal nie rozumie o co mi chodzi. Dla niej moje wymagania są z kosmosu: żaden gość z wioski, którego zna takich wymagań nie ma i nie analizuje tak związku. Jej ojciec też wymaga od jej matki, aby jedynie była - gotowała i sprzątała oraz nie przeszkadzała zanadto. Być może cały dramat wzmogło jej przeczucie, że coś się święci. Moim zdaniem kobiety mają jakiś dziwny zmysł do tego, gdy coś się sypie i nagle sztucznie zwiększają obroty. Wypominała mi więc, że przecież było ostatnio super - bo dwa razy zainicjowała seksy (czułem się jakby już gwiazdka była) i było też parę innych nietypowych zrywów inicjatywy. Czuję ulgę, że przesunąłem małżeństwo na chuj wie jak daleko (o ile w ogóle). Obawiałem się, że przebywanie samemu ze sobą po takim czasie będzie trudne, a ja cały czas odczuwam wręcz ekscytację, gdy myślę o tym co teraz mogę zrealizować. Zrozumiałem też, że nie ona mnie trzymała, a właśnie projekcje tego co mogło być.
  2. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za posty. Naprawdę przeczytałem wNawigator
  3. Szczerze to od początku związku coś nie tak było z tym zapachem - wtedy haj hormonalny jeszcze się utrzymywał. Pani jest bardzo dba o higienę. Je przysmaki ze wsi, ale je ogólnie mało. Chwilowe fazy jedzenia syfu nie zmieniały zapachu, ale pojawiał się dość mocny trądzik na ciele.
  4. Niewiele ich ma. Są to zwykłe dziewczyny, którym na osi jest bliżej do bieguna kółka różańcowego niż do suczego bieguna. Poza jedną wszystkie związały się z misiami (ale oni nie mają takich rozkmin jak ja - trzyma ich kościół). Jedynie jedna jest atrakcyjna i ona już prawie zamisioała jednego bad boya. Niestety. I o ironio po każdym sezonie musi kupić nowe, bo tamte już do niczego nie pasuje. O butach poza tym mówi - że to inwestycja... w siebie ? Tu najlepsze są rady jej ciotek - że kobieta dopiero po ślubie rozkwita ? Bardzo wam dziękuję za wsparcie. Jeszcze z kilka razy przeczytam wszystkie posty - zwłaszcza w chwilach słabości. Decyzja została podjęta - szkoda mi życia. Po prostu nie wybaczyłbym sobie za kilka, kilkanaście lat, że nie wybrałem siebie - a też jestem osobą z uczuciami i marzeniami i ona ma to gdzieś. Kompletnie mnie nie motywuje, żeby chciało mi się działać, a nawet wracać do domu. To jest wybór między uleganiu wpojonemu przez religię bycia dobrym nawet za cenę własnego cierpienia, a szacunkiem do siebie. Nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz i marzę by kiedyś przekazać mojemu synowi (o ile będzie) na przykładzie, że nie można osiadać na mieliźnie dla nikogo. Mam obecnie jakiś tydzień nieuchronnego trawienia decyzji z uwagi na mój wyjazd. Po powrocie zamierzam rozpocząć temat od intercyzy. Dam znać na dniach jak poszło.
  5. @Yolo Masz całkowitą rację. Ja nie jestem święty, nigdy nawet nie próbowałem startować w tym konkursie. Niby banał - to co napisałeś, ale potrzebny mi taki kubeł zimnej wody. Próbuję tutaj uszczęśliwiać na siłę i na swoją modłę, a w rezultacie krzywdzę. @traper dzięki za poświęcenie czasu na twój post. Poważna rozmowa o intercyzie na pewno już niebawem się odbędzie. Nie sądzę. Najlepsze wspomnienia mamy z miejsc, do których było nas stać pojechać (żadne drogie wyjazdy, ale jednak) - bo kogo stać przy 2000 zł na opłaty, życie i utrzymanie samochodu.
  6. Powiedziałem jej większość tych rzeczy, które tu opisałem - podkreśliłem, że zachowuje się jak księżniczka i sama się wpędza w lata. Może odejść w każdej chwili jeśli nie chce popracować nad sobą tak jak i ja idę z nią na kompromisy dla jej uciechy. Mówiłem, że mam swoje wymagania, których nie odpuszczę. Były płacze, że jej nie akceptuje takiej jaką jest, odbijanie piłeczki, że się rozczulam nad sobą i filozofuję. Finalnie jednak obiecała, że będzie pracowała nad sobą. I tak rzeczywiście się dzieje zawsze przez pewien czas, a potem zapomina lub raczej wymyka jej się to spod kontroli - bo nie czuje się sobą. Ja też odpuszczam w chwilach słabości, bo poświęcam się pracy zawodowej i nie chce codziennie wracać wypruty psychicznie, by i w domu się wypruwać. Jedyne punkty, których nie poruszyłem nigdy to: fakt, że się nie wyszalałem, kwestii jej zapachu (i tak by nie zrozumiała), że coraz częściej staje się dla mnie aseksualna nie tyle przez wygląd, co przez sposób bycia, że czuję że nie mam żadnych realnych korzyści z tego związku. Kiedyś przy jej koleżankach powiedziałem, że mężczyzna nie ma żadnych korzyści z małżeństwa poza wspólnym rozliczeniem podatku (próg), ale zaoszczędzoną kasę i tak wywali na kobietę x5. Zapadła cisza, po chwili fochy - że jak można kalkulować tak małżeństwo. Chciałem więc, żeby wymieniły choć jedną inną zaletę. Nic sensownego nie wymieniły. Pojawiła się szklanka na starość (klasyk) i obowiązki domowe - że mężczyźni nie radzą sobie sami i żyją w chlewie. Powiedziałem, żeby się rozejrzały dookoła po moim lokum (bardziej zadbane niż ich pokoje- gdzie pod stertą ubrań podobno jest fotel), Podsumowały, żeby moja pańcia jeszcze sobie przemyślała, bo jestem straszny. Ona trzymała z nimi, ale tak niepewnie, bo wiedziała jak jest naprawdę. Szczyt szczerości pańci to było powiedzenie, że jestem najbardziej niezdecydowanym, nierodzinnym gnojkiem jakiego zna. Ale bez większej refleksji. Po jej stronie brakuje mi tego, żeby po burzy nakreślić plan naprawczy. U pań jest tylko pierdolenie jak Paulo Coelho: "musimy walczyć o siebie, nie analizować za wiele, tylko spędzać ze sobą więcej czasu"....
  7. Ogromne dzięki za odpowiedzi. Postaram dopowiedzieć jeszcze parę kwestii cytując fragmenty. Wyjdzie z tego księga, ale może komuś jeszcze ten temat pomoże w przyszłości: I tu jest racja - nie wstydzę się tego. Czasami umysł aż domaga się, żebym nie analizował. Niekiedy zazdroszczę prostym ludziom, chociaż przez brak zastanawiania się nad przyczynami i skutkami robią właśnie głupoty i nie wiedzą nawet co się stało i dlaczego. Złudna beztroska. Nieraz myślę o tym czy moje problemy z tego wątku to w ogóle problemy: idąc od początku - w mojej rodzinie zawsze były dramaty związkowe, małżeństwa bez polotu - spętane dziećmi, długami, mocnym byciem betą i brak kontemplacji, żeby sobie coś w życiu poprawić. Idąc dalej - ludzie są chorują, mają wypadki, biedują, mają zwyczajnie przejebane, a w dawnych czasach to już w ogóle 90% ludzie nie wybrzydzali. Tylko dlaczego mam stać na mieliźnie innymi wokół mnie, skoro mam skrzydła i silnik rakietowy? Nadal, ale coraz mniej trzyma mnie program katolicki. Nie jestem katolikiem. Wiem, że gdybym urodził się na Bliskim Wschodzie, byłbym Muzułmaninem. Wierzę w Boga - jako istotę, energię, która to wszystko stworzyła i składając księgi religijne w kupę wierzę, że ten świat jest po to, aby mimo cierpienia być dobrym, dać świadectwo i nie dołożyć skurwysyństwa od siebie. Szczerze, nie ma w moim otoczeniu nikogo (poza pracą), kto chce wyjść ponad umartwianie się i stworzyć coś lepszego: biznes, odpowiedni dla niego związek, zbierać wiedzę o świecie, rozwój duchowy. Spotykam się więc z twierdzeniami, że jestem filozofem i że kto wyżej chce wzlecieć, ten mocniej pierdolnie o chodnik. "Zajmujesz się X? To nie ma przyszłości. Robota fizyczna się liczy"; "Chcesz dobrego seksu? Tak tylko w pornolach jest"; "Chcesz sześciopak? Tylko koksiarze mają sześciopaki, poza tym, to próżne"; "Chcesz wymarzoną sportową furę? Po co ci? Skodą fabią w gazie też zawieziesz bąbelki do dziadków" itp. Ludzie racjonalizują swoje nieróbstwo. Wracając do wątku: Wesele z przedupem to marzenie pańci. W ogóle w wioskach cały czas potrafią pierdolić o weselach - żyją od wesela do wesela, na których trzeba się z ilości jedzenia porzygać i serniczkiem docisnąć. Ja jasno zakomunikowałem, że nie będę łożył na cyrk. Zapłacę (jeśli to się odbędzie) połowę za rzeczy, które będą niezbędne, aby była fajna impreza. W cyrku rodem z programu "my sweet sixteen" nie zamierzam brać udziału. Ona i jej rodzice zaakceptowali, ale jestem przygotowany na przesuwanie granicy mojej cierpliwości. Ogólnie bawi mnie podejście, że para młoda ma się stresować czy wszystko dobrze wyjdzie - czy dewolaj będzie smakował wujkowi Mirkowi lub czy zagra choć 100 razy Zenek Martyniuk. Osobiście traktuję huczne wesele jako kartę przetargową. Cieszyłbym się szczęściem pańci, ale podkreślałbym w odpowiednich sytuacjach, że potrafię się poświęcić, więc ona też musi. Z tym, że ja potrafię cieszyć się z każdej głupoty np. wesela i szczęścia bliskich osób, bo szkoda mi życia i chwil. Więc nikt by nie zauważył nawet, że robię to dla kogoś. A ona w przypadku chociażby oralu zachowuje się jakby odrabiała pańszczyznę. Wiem jednak, że kobieta z rozwiniętą inteligencją emocjonalną i pamięcią o poświęceniach jest rzadka jak Yeti, no i pewnie jak już jest to pewnie też wygląda jak Yeti... Gdzież by tam pańcia ze stosunkowo wysokim SMV wiedziała, że wdzięcznością jest w stanie stworzyć samonapędzające się koło - synergię. I to jest coś co w przypadku mojej pańci najbardziej mnie rozkłada. Były rozmowy - kończyły się lamentami "nie akceptujesz mnie taką jaka jestem!". Odpowiadałem "No, tak - ja się staram, ty też bądź lepsza". Płacz, a potem dwutygodniowa rewolucja i powrót do szarej codzienności. Matka, ciotki, koleżanki są babami z wyjebaniem na potrzeby swoich beta misiów - to ona ma się wyłamać z szeregu? W jej przypadku chyba nikt nie dał jej przykład. Śmieszy mnie to, że powyżej wspomniane panie widząc czasem mój wkurw mówią mi, że ona czuje się niepewnie i czując pewność dopiero rozwinie skrzydła... Inwestycja jak w kupon toto lotka normalnie. Nie powinno być odwrotnie? Też nie wierzę w wieczne zabieganie - sprzedaż w końcu trzeba domknąć umową... Potem zależy wszystko od tego czy gość jest zabezpieczony, ma tajemnice, nie ujawnia dochodów, zaskakuje, ma wyrąbane, a pańcia boi się odejścia. Pracuję nad tym. Mój problem polega na tym, że dopiero po 2 latach związku się przebudziłem, kiedy dałem już sobie wejść na głowę i stać się misiem. Nigdy bym już nie popełnił takiego błędu, że wraz z moją kobietą stalibyśmy się wręcz jak kumple. Pewna doza przyjaźni, głupotek w związku jest ważna, ale więcej to kręcenie bata na siebie. Dopiero wtedy zrozumiałem, że mogę zachowywać się inaczej - mieć wyrąbane, a wtedy będzie bardziej lgnąć do mnie. Nie ujawniam dochodów, mam swój świat, swoje przemyślenia, czas dla siebie, wyjścia i wyjazdy bez niej. To powoduje u niej pewnego pierdolca - zwykle pozytywnego. Przy czym ona pamięta czasy misia. Boję się, że trudno będzie mi zbudować odpowiedni szacunek, który chciałbym mieć. A nawet jeśli, to mój wkład energii w to podczas pierdolnięć drzwiami będzie bardzo duży. O co tak naprawdę walczę? Ja mam ją nauczyć kobiecości? Przykłady: Robi podśmiechujki, gdy poruszę jakiś głębszy temat np. gdy gapiąc się w ciemne niebo w Bieszczadach naszło mnie że gwiazdy są tak daleko i jesteśmy w sumie tak nieistotnym pyłem. Mówię, że widzimy właśnie światło sprzed milionów lat - taka gadka. Wydaje mi się, że ma mnie wtedy za pizdę romantyka. Przecież jej ojciec i kolesie z wioski w tym czasie myślą ile nazajutrz opierdolą kostki brukowej. To jest męskie. Dopiero gdy walnę w stół, to opamiętuje się i przeprasza mnie. Zakładam, że wewnętrznie myśli nadal swoje. Rozwala intymne sytuacje wydurnianiem się. Tu mój błąd, że nie nie wyszedłem w takiej chwili. Ale jaja spuchnięte zrobiły papkę z mózgu... To jest dla mnie dziwne. Moja była miała właśnie niesamowicie przyciągający zapach - niesamowicie mnie ruszał. Przy obecnej jest coś nie tak. Zrobiłem nawet eksperyment i kupiłem jej perfumy takie jakie miała była. I jaki efekt? Zupełnie inaczej pachną. Gorzej. Pańcia nieraz sama z siebie mówi mi, że uwielbia zapach mojego ciała. Wydaje mi się, że z tym oralem jest tak, że była wychowywana przez ojca na w miarę twardą i dla niej oral to poniżenie jej. Ma jakiś konflikt wewnętrzny w sobie. Z jednej strony chciałaby być zdominowana i mówi mi to (a ja robię to), ale być w tym kompletnie bierna i najlepiej na misjonarza, bo wtedy jest najwygodniej. Nie rozumiem tego. Jestem za tym, że pewne zainteresowania powinno się dzielić, a pewne zostawić dla siebie. Zazdroszczę trochę parom wspólnie ćwiczącym na siłowni - choć to kończy się tak jak górskie wędrówki. Ja przyjechałem pozdobywać szczyty i napawać się spokojem i widokami. Ona też kocha góry - wjeżdżać na nie. Laski uwielbiają też podróżować - głównie opierdalać się. Gdy jednej z drugą się spyta jaki mają kolejny cel, to odpowiedzą, że nie wiedzą - byle w jakieś ładne miejsce. Fajnie byłoby móc słuchać podobnej muzyki, pograć czasem na gitarze, a ona wtedy mogłaby coś zaśpiewać ? Obić sobie ryje w tekkenie. Koc i TV mnie zabijają. Ja bardzo szanuję pracę fizyczną. To obecne czasy dają możliwości pracy w gównozawodach i gównobranżach, które mimo wszystko przynoszą więcej siana. Ja wybierając moją drogę połączyłem swoją pasję właśnie z zamiarem ukrojenia sobie większego kawałka tortu. Tak naprawdę nie obchodzi mnie co myśli jej rodzina. Oni mają takie fazy: naprzemiennie gratulują mi poukładania w głowie, ale często im się uruchamia kult zapierdalania - że tylko cipa nie potrafi zbudować stodoły. Czuć tu dużo zazdrości, że mi się nawet tyłek nie spoci, a zarobię w tym czasie więcej. Ja z kolei mam świadomość, że bez mojej pracy świat by sobie poradził, a stodoła to jednak przydatna rzecz i to nie kobiety je budują. W wolnej chwili pomagam im dla rozruszania kości - podpatruję. Fajna odskocznia, choć ciężka praca. Bardzo ją szanuję. I tu jest pies pogrzebany. Miałem w swoim życiu kilka krótkich szczeniackich związków i dwa długie z kłodami. Bardzo często myślę o innych. Uwielbiam wstępny etap znajomości, zadziorne uśmiechy kobiet, kurwiki w oczach, chociaż poza fajnymi przeżyciami nie buduje to żadnej wartości (tylko co w życiu ją ma?). Mam wrażenie, że tkwiąc dalej w związku, który jest średni i gdzie nic nie naobiecywałem tracę bezpowrotnie bardzo dobry etap mojego życia. Co więcej - boję się, że za 5-10 lat pęknę, bo nie będę potrafił nawet docenić tego co dobre w mojej pańci. Zniszczę wtedy ją, siebie, dzieci - na własne życzenie. Chociaż tak nie musi się stać. Rzucałem kiedyś bardziej w poważnych żartach temat intercyzy. Bardzo się oburzała. Starała się to komunikować w taki "kobieco-dojrzały sposób", żeby odeprzeć mój "szczeniacki pomysł". Mówiła, że dla niej to byłby policzek, bo małżeństwo to wspólnota - że trzeba sobie ufać. Jak sobie wyobrażam co chwilę myśleć o tym co jest czyje. Muszę się poedukować w temacie intercyzy. Obecnie sytuacja wygląda tak, że ja zarabiam 4 razy tyle co ona i mam realną perspektywę na więcej w przeciągu kilku najbliższych lat + dochód pasywny. Ona ma wypłatę 2000 zł bez perspektyw na więcej (znaczy są, ale po co się męczyć - od tego jest mąż...), ale otrzyma po rodzicach dwa domy i atrakcyjne działki, oszczędności. Ja 2 lata temu zacząłem od zera i nic nie dziedziczę - nie mam o to żalu, bo cieszą mnie rzeczy do których sam dochodzę. Nasze nowe mieszkanie/dom składałoby się w 50% z mojego kapitału i z 50% kapitału jej rodziców (czyt. jej). Ja nie chcę nic co jest od jej rodziców - to tylko zobowiązania i więcej trawnika do wykoszenia. Chociaż tu jej ojciec raz przy wódeczce zaznaczył, że cieszy się, że będzie mógł oddać pewne sprawy w nasze ręce, ale że domu rodzinnego na pewno nie podzieli na 2. Chce zabezpieczyć swoją córkę w razie czego. Szanuję to - zrobiłbym tak samo mając córkę/syna. Przy najbliższej okazji wskrzeszę temat intercyzy i będę się upierał, ale najpierw muszę doczytać na ten temat, bo nie wiem jak to odnieść do mojej sytuacji. Bardzo możliwe, że mam zbyt dobre serducho dla niej - mimo wylania tutaj tyle żalu. Widzę, że ma słabość przez gadzi mózg do prostych gości - wręcz głupkowatych, upartych i bez przyszłości, którzy chodzą własnymi ścieżkami i tylko raz na jakiś czas przytulą swoją pańcię. Testy genetyczne i tak miałaby jak w banku. U niej w wiosce mocno napiętnują zdrady - widać jak się tam stresują i emocjonują takimi sprawami. Ale licho wie czy to tylko nie podkręca ochoty u nich na takie akcje. Ewentualnie może jej podkręci się libido jak już będzie 30-40stką i będzie po frytkach. Jestem jej pierwszym poważnym partnerem. Właśnie to jest dla mnie największa zagadka. Kiedyś podczas poważnej rozmowy popełniłem błąd i powiedziałem, że jeśli będzie robiła mi takie miłe niespodzianki (seks, ubranie się czasem tak jak lubię), to nie pomyślę już o żadnej innej. Rezultat: brak rezultatu. Niby zrozumiała, ale wydaje mi się, że ona nie czuje klimatu - nie potrafi, choć chciałaby. Mamy różnicę temperamentów. Teraz krótko o jej pozytywach: Poznałem blisko bardzo tylko dwie panie - nie mam więc punktów odniesienia. To trochę jak czasy po odkryciu Australii: jeden rabin powie, że nie warto porzucać domu, bo w Australii jest tylko gorąco i są paskudne robale, drugi rabin z kolei powie, że w dupie byłeś, gówno widziałeś - tam znajdziesz swoje miejsce i zajebiste kangury. Nie wiem jak jest gdzieś indziej czy moje oczekiwania przy całym skurwysyństwie, problemach na tym świecie nie są z kosmosu. Z moją pańcią raczej (ale nie ma pewności) i tak będę miał lepiej niż z rzeszą instagramerek, tinderek - to myślenie czasem mnie dopada. Nie znam żadnego związku, gdzie bardzo często po latach byłby ogień. Pisałem wyżej o tym - pańcia świetnie zajmuje się domem, kuchnią, dziećmi, nie przepierdala ani mojej ani jej kasy (ciekawe co byłoby, gdyby nie jej rodzice), nie przypominam sobie, żeby odmówiła mi seksu (jak z posągiem, ale jednak). Nie odwala jej w temacie podróżowania. Jest skromna, jest tradycjonalistką. Czasem wydaje się jakby była pogubiona na seksualnym rynku i w tym zwariowanym świecie, gdzie każdy tylko chce więcej i więcej zamiast skupić się na chwilach z najbliższymi, bo życie jest krótkie i kruche. I tu już kończąc znajduje się mój największy problem. Marzę o tym, aby coś pierdolnęło albo w jedną albo drugą stronę, żeby nabrać pewności. Nic takiego jak na złość się nie dzieje. Z chciwą, wredną suką już dawno bym nie był, a moja pańcia w gruncie rzeczy ma dobre serducho i wygląda na to, że nie radzi sobie z moimi potrzebami, inteligencją emocjonalną i bardziej skomplikowanymi sprawami. We mnie budzi się (zbawiciel) chęć pokazania jej, że może być lepiej, ale ona nie rozumie po co się zmieniać - wręcz nie życzy sobie zmieniania jej, bo ma swój świat pełny szczęścia i nieszczęścia, ale jednak jej świat. Po prostu serce mi pęka na myśl o tym jak będzie cierpiała, gdybym odszedł (już były tego namiastki). Nic z tego nie będzie rozumiała - mam wrażenie, że nieźle ją poturbuję. Tylko kto o mnie będzie się martwił? Wątpię, że ona tak się troszczy o mnie. Gdyby tak było, nie zakładałbym tego wątku.
  8. Chciałbym poprosić braci o radę. Dla czytelności pogrubię najbardziej istotne kwestie. I tak nie da się przedstawić wszystkich aspektów - czyli sytuacji w całkowicie obiektywnym świetle. Mój problem polega na rozbiciu, gdy właśnie nadszedł najlepszy czas na decyzję o tym, co dalej powinienem zrobić ze swoim życiem. Byłbym wdzięczny za opinie i rady - takie świeże spojrzenie z zewnątrz. Mam już prawie 28 lat i od 5 lat interesuję się tematyką red pill, prawdą o związkach, kobietach itp. Przerobiłem felietony, audycje i książki Marka, a także sporo materiałów innych autorów. Prawie 4 lata temu zakończyłem długi, toksyczny związek sądząc, że 1 rok studiowania powyższych tematów sprawił, że pozjadałem już wszystkie rozumy. Chwilę potem wpakowałem się w kolejny związek, a haj hormonalny i pewne pozytywne zmiany w życiu dały durne wrażenie, że najgorsze już za mną. Jednakże dopiero jakiś rok temu spadł na mnie grom z jasnego nieba i można powiedzieć, że dopiero wtedy liznąłem prawdy, co wywróciło mi żywot do góry nogami pod względem funkcjonowania w obecnym związku. Ona ma 26 lat i w przeciwieństwie do ex nie jest co prawda kobietą-kumplem, ale kobietą ze wsi (pozytywnie): dobra pani domu z nieskomplikowanym charakterem. Haj hormonalny już u nas nie występuje (ja pogodziłem się z tym, jej nie interesuje zrozumienie siebie, rozwój itp.), a nadszedł nieubłaganie czas na decyzję względem ślubu, wesela. Na początku znajomości poważnie rozmawialiśmy na te tematy, żeby nie było nieporozumień. Niczego nie obiecywałem, ale całkowicie rozumiem dziewczynę, że w wioskach 26 wiosen u panny to sporo, a 30 bez dziecka też. Powiedziałem jej, że jeśli mi będzie z nią dobrze, to uwinę się. Nie mam problemu z całą tą szopką - wypaśnym weselem co jest normą w jej stronach, dlatego że jej rodzice zadeklarowali się to finansować. Także jakoś zniósłbym cyrk, że dodatki nie takie, że rosół za słony itp. Czy ja chcę ślubu? Raczej tak - kwestie wiary (ale nie potrafię wymienić żadnego plusu dla siebie z tytułu bycia w małżeństwie). W przyszłości chcę być ojcem i naprawdę czuję ten temat. O niej - z mojej perspektywy (dla przejrzystości w plusach i minusach): + pochodzi z naprawdę fajnej, stabilnej rodziny (świetnie się dogaduję i nie ma tam żadnej patoli) + potrafi bardzo dobrze gotować, zajmować się domem, sprzątać (choć ja też wszystko to potrafię robić) + przez wykształcenie ma ogromną wiedzę o wychowaniu dzieci (czyli mnie odpada kupa zmartwień) + nie leci na kasę jakoś szczególnie, bo choć zarabia mało i nie ma wielkich perspektyw na więcej, to po rodzicach jako jedyna odziedziczy trochę nieruchomości (ona jak i jej rodzice chcą, aby było to też zapisane na mnie, chociaż osobiście wolałbym, żeby tych nieruchomości nie było - mam mocno wpojone wartości by dochodzić do czegoś własną pracą, bo inaczej mnie to nie cieszy) + bardzo szanuje pieniądze jej i moje (zawsze bez przypominania oddaje mi kasę i sama oferuje, że coś stawia lub że płaci 50% - nawet wakacji) + jest dość prostą i przewidywalną osobą (ale trzymam cały czas gardę) + jest szczupła (mam wrażenie, że dostała tutaj w prezencie dobrą przemianę materii od mamuśki natury, ale jej matka potrzebowałaby calgonu po ciąży, więc kto wie co pokaże przyszłość) + jest odpowiedzialna i troskliwa - jedynaczka (trochę uruchamia jej się jej księżniczkowatość - rodzice ją sponsorują przy zakupach np. 40 pary butów; miewa załamki jeśli jakiś dodatek nie jest taki jaki by chciała - ale która baba nie jest tak próżna) - jej SMV w moich oczach ma przeogromny rozrzut, bo aż od 4 do 7 (moje własne oceniam na stabilne 7). Czwóra kiedy siedzi nieumalowana w porozciąganych dresach, siódemka to jest bardzo rzadka sytuacja, gdy jest "zrobiona na bóstwo" i ubrana w coś naprawdę sexi lub z gustem - według bab baleriny są sexi. Trochę mnie to gryzie, bo mam czasem zainteresowanie Pań znacznie bardziej atrakcyjnych - nie odpowiada mi trochę zapach jej skóry - ubrania, pościel przesiąkają tym zapachem, ale mocno dba o higienę - sprawy łóżkowe wypadają bardzo słabo: bardzo niskie libido, nie lubi oralnego (zmusza się do tego), często odczuwa dyskomfort (badania nic nie wykazały), tylko raz udało mi się podczas tylu lat doprowadzić do orgazmu... Nie wiem z czego to wynika - z poprzednimi dwiema partnerkami nie miałem takiego problemu, a powiedziałbym, że nabrałem doświadczenia. Brakuje jej seksapilu, szczerych chęci - chociaż moim zdaniem kobiety ze świadomością swojej seksualności to jednorożce. - ubiera się poprawnie, gdy wychodzimy (ale bez szału) - ma zupełnie inne pojęcie tego co postrzegam jako atrakcyjne, w domu chodzi w paskudnych dresach (z tym od niedawna walczę, ale też bez efektów). Obrusza się, że to jej styl i że jej nie akceptuje. Czy ktoś ma jakiś patent na to - jak wpłynąć na kobietę by jej się chciało ubierać coś naprawdę fajnego? Obawiam się, że ja się dałem zamisiakować i dla mnie już jej się nie chce stroić. - nie uprawia żadnego sportu (woli leżeć na kanapie) przez co cierpi na płaskodupie, ogólnie prawie zero mięśni i ma słabą kondycję. Próbowałem już stawać na głowie i zachęcić ją do wspólnych treningów, jakiegokolwiek sportu czy nawet tańca towarzyskiego. Bezskutecznie - mówi że jest zmęczona po pracy, szkoda kasy itd. Wprost też mówi, że sport jej nie interesuje. - nie ma żadnych zainteresowań (tv, koc, kanapa - 1000 razy ten sam film, łzawe, proste książki dla bab). Ewentualnie lubi pokopać przy sadzonkach, ale w mieście nie ma warunków na to. To sprawia, że męczy mnie, że jej się nudzi (klasyk). O wspólnych zainteresowaniach można zapomnieć, a brakuje mi tego. Próby kompromisów kończą się jej ziewaniem i moją olewką wspólnego spędzania czasu. - jej ojciec żyje w kulcie zapierdalania - cały czas musi coś fizycznie robić i to przełożyło się na jej wzorzec. Podświadomie szanuje pracę fizyczną, a nie rozumie i nie szanuje skomplikowanej pracy umysłowej (ja taką mam). Granice zostały wyznaczone przeze mnie, ale często się zapomina i widząc mnie przed ekranem stara się znaleźć mi problem, żebym mógł pozapierdalać jak jej staruszek. Jej ideał mężczyzny to jej ojciec - bywa bardzo często marudna i nie potrafi być wdzięczna, doceniać tego co ma. Miała całe życie wszystko podstawiane i jest właściwie ustawiona do jego końca, więc wszystko bierze za pewnik. Ja się wkurzam, bo niejedna by bardzo się cieszyła z powodu "mamuta i jaskini" jakie obecnie mam, - mam wrażenie, że obecnie ma kolejny zryw pracy nad sobą, bo czuje, że nie jestem zadowolony i mogę coś kombinować - mocno siedzi w tematyce "bąbelków" - wygląda mi na to, że szuka w dziecku nowego sensu dla siebie, bo ma świadomość, że podsycanie związkowego płomienia kiepsko jej wychodzi. Tu jestem prawie pewny, że po narodzinach dziecka i w ogóle po ślubie będzie miała już wyrąbane na mnie (też klasyk). - nie wnosi właściwie do związku nic wyjątkowego poza waginą i umiejętnością wychowania dziecka (ale tu każda baba ma przecież lepszy lub gorszy instynkt) - dałem się zamisiakować i bardzo się boję tego, że nie jestem w stanie w jej oczach odbudować właściwego szacunku do siebie. A już na pewno ilość energii, którą trzeba by w to włożyć i liczyć, że to w ogóle coś zmieni to masakra. Łatwiej byłoby zacząć z czystą kartą z inną. Krótko o mnie i mojej sytuacji: Skończyłem bardzo trudne studia, co przełożyło mi się na szybkie dorwanie dobrze płatnej i w perspektywie czasu prestiżowej pracy oraz zebrania doświadczenia, a zwłaszcza otworzyły mi się możliwości na rozwój zarówno ogólny (aby spadać na 4 łapy) jak i wyspecjalizowanie (aby jeszcze zwiększyć dochód). Aby to było możliwe, potrzebuję czasu i świętego spokoju. Tutaj wiem, że zakładając rodzinę nadal byłoby to możliwe, bo radzę sobie z wyznaczaniem granic, ale byłoby znacznie bardziej pod górkę niż gdybym miał jeszcze te 4-7 lat na rozwój. Wówczas na spokojnie mógłbym założyć rodzinę, jeśli nie daj Boże nie stałoby mi się coś po drodze, bo mam świadomość, że życie jest kruche, a plany długoterminowe śmieszne. Mam w sobie dużo pokory i jestem przewdzięczny za dotychczasowe życie, zdrowie. Z drugiej strony wiem, że szkoda byłoby nie wyciągać ręki po więcej. Moje marzenia są niewygórowane - właściwie mam takie same marzenia jak Marek, czyli ładny dom, dobry samochód, czas na medytacje itp. Komunikat dla mojej kobiety, że chciałbym przesunąć datę ślubu i starań o dziecko nie wchodzi w grę. Tym bardziej, że nie jestem pewny tego związku, bo jest ujowo, ale stabilnie. Nie chcę wpędzać jej w lata - choć i tutaj to ona mogła/może zdecydować o odejściu. Tylko ja zostając z nią chciałbym podejść do sprawy honorowo, bo to może procentować, a poza tym zwyczajnie czuję empatię. Mówiłem, że nie będę już zwlekał z decyzją. I teraz to co do mnie dotarło podczas ostatniego roku: Moja myszka nie jest wyjątkowa, ale jak na to co widzę dookoła, to wydaje się być i tak nieźle (czyżbym popełniał błąd luzując ramę?) i być może pewne rzeczy da się jeszcze wypracować. ALE Inwestuję w ten związek wszystko to, co najlepsze: pieniądze, męskie oparcie, realizuję męskie obowiązki, a damskie jak np. prasowanie firan też potrafię; na wyjazdach zagranicznych to ja używam języków, bo tylko ja je znam; jestem organizatorem, głównym inicjatorem, świadczę usługi taksówkarskie, dbam o swoją formę fizyczną itd. A co mam w zamian? Bylejakość - przede wszystkim w seksie + cała reszta minusów wyżej. Poza tym, odczuwam też ból, że nie sprawdziłem wystarczająco wielu kobiet przed decyzją o wyborze żony (obecnie jestem w drugim poważnym związku). Cały czas mam wrażenie, że są kobiety bardziej dopasowane do mojego charakteru, sposobu bycia. Myślę, że brak "wyszalenia się" może w mojej sytuacji skutkować w przyszłości, problemy z docenieniem lub krytyką tego co aktualnie będę miał ze swoją pańcią. Co z kolei będzie mogło się przekładać na rozpad rodziny. Z jednej więc strony odczuwam duże parcie na poznawanie innych kobiet (brakuje mi haju hormonalnego), a z drugiej tak sobie myślę, że wszystko uj - wszystko to prawie to samo, a uganianie się za laskami to strata energii i zasobów. Kusi mnie by przed decyzją (mimo moich przekonań) skorzystać z usług kilku profesjonalistek i może to jakoś wtedy łatwiej będzie mi ten dylemat przetrawić. Bardzo proszę o opinie.
  9. Nawigator

    Dzień dobry

    Cześć wszystkim. Bardzo się cieszę, że takie miejsce jak to forum istnieje. Przychodzę tutaj z zamiarem zaangażowania się w społeczność, ponieważ samo forum czytam już bardzo długo. Audycji Marka słucham od niemalże początków i bardzo mocno zainteresowałem się tematyką red pill.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.