Skocz do zawartości

Zdzichu_Wawa

Starszy Użytkownik
  • Postów

    745
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Zdzichu_Wawa

  1. Kiedyś Jennifer Lopez śpiewała w piosence "nie jestem Twoją mamą" (Ain't Your Mama). Miał to być bunt kobiet przed "usługiwaniem" facetom w domu. No bo przecież "stać Cię na więcej", każda z Was jest 10 na 10 i tym podobne teksty młodego pokolenia. Trafiłem kiedyś na świetną parodię tego utworu. Mocno polecam (choć też po angielsku). Oryginał: Parodia:
  2. Tutaj piękne podsumowanie sytuacji kobiet po 30-tce. Niestety po angielsku. Polecam cały kanał tego gościa który jest psychologiem i ma bardzo sensowne obserwacje:
  3. @Mosze Red niech ew poprawi jeśli gdzieś z błędem wyskoczę w kwestiach prawnych własności. Ja to widzę tak. Chcesz być w 100% fair, chcesz ograniczyć zarówno swoje ryzyko jak i ryzyko partnerki, to: Jeśli jesteście małżeństwem - zaczynam od intercyzy. Wtedy ładnie widać co jest czyje, a nie wpada do koszyczka o nazwie "nasze wspólne" nawet jeśli wkład jest 95/5 na korzyść jednej ze stron. Plan 1. Ojciec sprzedaje* Wam obojgu działkę na której chcesz się budować. Czyli jeśli działka jest warta np. 300 tyś PLN, to Twoja partnerka płaci 150 tyś PLN ojcu...które to ojciec może przekazać Tobie jako darowiznę. Czyli po etapie "jesteśmy wspólnymi właścicielami działki po połowie" startujesz też z innej pozycji. Bo zobacz, że nagle nie jest tak że to partnerka wykłada 100% kasy (i z czasem będzie że za JEJ powstał dom), a Ty startujesz w roli petenta, bo nie masz oszczędności, tylko ona wkłada swoją część a Ty wkładasz te 150 tyś które masz za sprzedaż połowy działki. Jeśli się rozejdziecie, to każde z Was ma zabezpieczony REALNY wkład w tą nieruchomość (którą jest działka+dom). Przy intercyzje łatwo wykazać, kto w jakim procencie sfinansowął np. budowę i wykończenie domu i w przypadku rozstania, jedno albo spłaca to drugie i zostaje w nieruchomości, albo sprzedajecie ją i kasą ze sprzedaży dzielicie się procentowo. Łatwo moze być tak, że o ile budowa domu do stanu deweloperskiego będzie trwała np. 1 rok i pochłonie 450 tyś PLN, to wykańczanie domu może trwać np. 10 lat pochłonąć 600 tyś PLN gdzie w międzyczasie zmieni się Wasza sytuacja zarobkowa (może pojawi się ciąża, dzieciaki, nagle partnerka zmieni pracę bo odnajdzie powołanie jako matka itp). Przy nieruchomości trzeba patrzeć przez pryzmat czasu użytkowania danej nieruchomości -czyli dziesiątki lat do przodu, a nie rok/dwa! Może się okazać, że o ile koszt budowy był jeszcze dzielony po równo, to już koszt wykończenia w kolejnych latach był an Twoich barkach (bo partnerka zajęła się domem i dziećmi), ale jeśli macie wspólnotę majętkową to nagle nie będzie to już tak "istotne" dla partnerki jak teraz jest kwestia własności działki. Sprzedaż jest tutaj szeroko rozumiana, bo ze względów podatkowych zrobiłbym to technicznie w ten sposób że ojciec przekazuje darowizną połowę działki Tobie (od darowizny nie płacisz podatku) i sprzedaje drugą połowę Twojej partnerce (i tą kasę przekazuje znów darowizną Tobie -bez podatku). Jeśli np. Od razu przekaże Tobie całą działkę (tutaj nie ma podatku), a Ty np. będziesz chciał sprzedaż połowę swojej partnerce przed okresem 5 lat, to chyba możesz "załapać" się na podatek dochodowy (liczony od różnicy w wartości działki za jaką ją nabyłeś i za jaką ją sprzedałeś). Plan 2. (Jeśli nie jesteście jeszcze małżeństwem, lub jeśli jesteście ale macie intercyzę.) Sprzedajesz działki które masz od ojca, oceniacie jaki macie wspólny budżet (czyli np. Ty masz 300 tyś za działkę, ona ma 600 tyś oszczędności) i kupujecie nową działkę w takim procencie jaki odpowiada Waszemu wkładowi w budżet na przyszły dom. (czyli w tym przypadku 1/3 i 2/3) Budujecie się, wykańczacie w ramach tego budżetu, pamiętając jednak, że jeśli nagle któraś strona włoży extra kasę (np. extra 300 tyś na wykończenie w lepszym standardzie) to w przypadku rozstania będzie miał problem z odzyskaniem tej nadmiarowej kasy (będzie musiał pokazać kwity/faktury i udokumentować takie wydatki. Ogólnie zmiana własności nieruchomości, to wg mnie najłatwiejszy sposób do "uwłaszczenia się" partnerki na majątku faceta. Piszę specjalnie partnerki,, bo jakimś dziwnym trafem gdy to partnerka ma więcej kasy nagle jakoś i intercyza jest czymś naturalnym (dla niej) i jakoś tak kobiety lepiej potrafią zadbać o swój majątek na przyszłość (niż faceci). Co zresztą widać w wątku autora- partnerka ma jakąś kasę i nie leci na "hurraaa" w projekt "wspólny dom" tylko kalkuluje czy jej to się opłaca, czy to jest dla niej bezpieczne. Żeby nie było ja tego nie ganię. Pochwalam taką postawę, jeśli już to staram się pokazać, że to facetom brakuje takiej "chłodnej kalkulacji" Co do wspomnianego uwłaszczenia się to mechanizm jest prosty. Mamy wspólnotę majątkową (bo małżeństwo). Jedno (tak jak tutaj autor) dostaje mieszkanie, lub działkę. Pierwotnie to on jest 100% właścicielem (jeśli to była darowizna). Nagle się pojawia pomysł w stylu "sprzedajmy i kupmy sobie większe mieszkanie" i po sprzedaży, potem zakupie kolejnego, włożeniu środków w jego wykończenie nagle się okazuje że wartość tego pierwotnie jego mieszkania teraz jest już "ich" (bo bo sprzedaży rozpłynęło się w ramach wspólnoty majątkowej w ramach której było kupione to nowe mieszkanie).
  4. Myśle że znam odpowiedź: 1. Nie zna języków obcych. Więc boi się bariery komunikacyjnej. 2. Nie ma doświadczenia w podróży innej niż wykupienie 2 tygodni na All Inclusive, gdzie go zawiozą do hotelu, zawiozą na wycieczkę fakultatywną i odwiozą na lotnisko. 3. Jest mocno wytresowany przez lata bycia w polskiej rzeczywistości. Ma wbite że o kobiety to "trzeba zabiegać" o sex to trzeba dbać przez cały dzień "budować atmosferę" żeby wieczorem partnerka "była w nastroju" itp. Nie zna innej opcji. 4. Nie wie jak zacząć poszukiwania za granicą. Taki idealny przykład Gołębia na dachu vs wróbla w garści. Do Polek może się odezwać i coś tam "wychodzić", a gołąb za granica nawet jak wydaje się fajniejszą opcją to jest daleko i niedostępny (dla niego). 5. Bo Polki to przecież najpiękniejsze na świecie są. 6. Bo inne to pewnie polecą na kasę (a nie całokształt), tak jakby w Polsce laski wybierały tego czy tamtego za osobowość (nawet jak jest bezrobotny i mieszka z rodzicami). Plus pewnie jeszcze kilka innych powodów by się znalazło.
  5. Panowie, sorry ale z boku to wyglądacie jak ten przysłowiowy pies ogrodnika. Serio uważacie że NAJWIĘKSZYM problemem lasek w służbach mundurowych to jest to czy któraś da czy nie da koledze ze zmiany/patrolu? Może jestem dziwny, ale jak dla mnie to: a) nikt nie każe Wam się z nimi spotykać/wiązać. b) nikt nie każe Wam ich bzykać bez gumy (więc ryzyko że będziecie 29-tym czy 30-tym na tej liście wtedy jest znikome). Jak dla mnie dużo większym problemem kobiet w służbach jest: 1. Inne standardy sprawnościowe. Tutaj przykład US Marines. Faceci mają na teście zrobić: 3 podciągnięcia na drążku i 34 pompki. Kobiety 1 podciągnięcie i 15 pompek. Obstawiam że oprzyrządowanie podstawowe (plecak+broń+ammo) jest pewnie to samo niezależnie od tego czy to kobieta czy mężczyzna....wieć czemu wymogi są inne? (źródło: https://www.marines.com/become-a-marine/requirements/physical-fitness.html) Potem jest taki efekt że faceci chcą "zaimponować" koleżankom i niosą dwa plecaki (swój i jej). Na szybko znalazłem to zdjęcie, ale pamietam takie z Wojska Polskiego, gdzie faceci objuczeni a laski sobie idą bez plecaków i plotkują. Gdyby były takie same wymagania sprawnościowie problem w wielu przypadkach rozwiązałby się niejako sam. https://demotywatory.pl/4329455/Realia-dopuszczenia-kobiet-do-sluzby-wojskowej Pochodną innych standardów są też potem takie sytuacje jak ta, gdzie 4 kobiety policjantki nie potrafiły obezwładnić JEDNEZGO męzczyzny! 2. Czynnik psychologiczny. Czytałem kiedyś o tym, że jeśli w oddziale linjowym (np. w Iraku) jest kobieta, to faceci podejmują dużo większe ryzyko żeby ją chronić. Np. gdy ktoś jest ranny, procedura jest taka, że najpierw zabezpieczają teren, dopiero potem udzielają pomocy rannemu. Gdy ranna jest kobieta lecą na łep na szyje i dają się też postrzelić. 3. Możliwości fizyczne. Wyobraźcie sobie, że leżycie ranni w płonącym budynku. Przyjeżdza straż pożarna. W jednej jednostce są strażacy faceci co to potrafią dużego chłopa bez problemu wynieść z budynku, w drugiej są laski po 55 kg żywej wagi, które mają problem z utrzymaniem węża strażackiego. Chcielibyście żeby która ekipa Was ratowała? Żeby nie było, to oczywiście nie dotyczy to wszystkich kobiet w służbach mundurowych. Są wyjątki. Tylko że to są właśnie wyjątki od reguły. Inaczej jest także w Izraelu, gdzie cała POPULACJA (poza ortodoksami) ma obowiązkową służbę wojskową. Więc tam jest to coś "normalnego", bo nie ma "ciepłych misi" i tych "pociągających chłopaków w mundurach", bo każdy z nich był kiedyś w mundurach pod bronią.
  6. Nie. Jeśli się mylę popraw mnie proszę. No właśnie zaciekawił mnie temat i poszperałem trochę. Chodziło tutaj nie o samą WOŚP, ale o Złoty Melon niejako "spółkę córkę" która odpowiada za organizację Finału oraz festiwalu Poland Rock. Sama WOŚP prezentuje sprawozdania bo inaczej nie miała by możliwości odpisów 1% z podatków. Dla mnie to taka typowa akcja "a u Was to Murzynów biją". Jak na TVPiS idzie z podatków 2 mld to spoko, niech sobie chłopaki z PIS-u dorobią. Jak tutaj to trochę czepianie się o detale (że np. nie było rejestracji video komisji przetargowej) ani oficjalnego protokołu przy jakimś niewielkim przetargu.
  7. Wstydzę się za tych tutaj którzy liczą kasę w cudzej kieszeni. To takie małostkowe i takie polskie. Przypomina mi to trochę te wszystkie oskarżenia w stronę właściciela forum. Niby nieprawdziwe, niby można ścigać, ale zawsze trochę błota się przyklei. Człowiek potem musi udowadniać, że nie jest wielbłądem. Przecież to jest prosta sprawa -nie po drodze mi z WOSP, to jej nie wspieram, nie wrzucam do puszki. Przecież na WOSP nie idą środki z naszych podatków -każdy dobrowolnie ją wspiera, czego nie można powiedzieć o wielu innych organizacjach będących na garnuszku państwa (program Willa plus, TVPiS itp).
  8. Byłoby całkiem śmieszne, gdyby nie to że to stary dowcip z Anglii....i nie dotyczył w oryginale Ukraińców. Wczoraj widziałem jakiś wątek o tatuażach u lasek. Miałem idealny obrazek jako podsumowanie rozmów o wydzierganych laskach. Niestety zanim znalazłem obrazek (usunęli całą galerie prac tego artysty na JoeMonsterze) to wątek gdzieś spadł z głównej i nie mogę znaleźć. Wrzucę więc tutaj: tłumaczenie: On: Wiesz Kochanie, nigdy nie opowiadasz mi o swojej przeszłości. Jej dziary: "Własność Węży" "Rżnij albo giń".
  9. W sąsiednim wątku (o Simpach) jest o sikaniu do basenu z trampoliny....ale widzę że tutaj to kolega sie właśnie składał do zrobienia dwójeczki do basenu. Mistrzostwo Świata.
  10. Pisałem już o tym kiedyś, ale powtórzę to tutaj raz jeszcze. Na początku mojego związku z Latynoską, pojechaliśmy zwiedzać Kraków. Zatrzymaliśmy się w odrestaurowanym zamku w Bobolicach. Moja partnerka już wtedy miała kilka tygodni obserwacji par dookoła nas (plus na wyjeździe). Gdy zaczęliśmy o tym rozmawiać, miała dokładnie taki sam wniosek jak @Iceman84PL. Do dziś pamiętam jej tekst jak skwitowała rozmowę na koniec "W tym zamku to pewnie mieszkali ostatni polscy faceci co nosili spodnie w związku". Chodziło głownie o to, że praktycznie wszystkie pary z dziećmi w tym Krakowie (może jakieś 1-2 wyjątki się zdarzyły) działały wg tego samego schematu. Kobieta była "Królową Matką" dyrygowała swoim poddanym i on odpowiedzialny za sprawy logistyczne w stylu, przeniesienie wózka, podanie jedzenia itp Zero jakiegoś partnerstwa a co najważniejsze zero jakiś przejawów miłości na twarzy kobiety. Moja partnerka zwróciła na to własnie uwagę, że o ile jeszcze pary ok 20-tki czasami się całują, obściskują na ulicy, to małżeństwa z dzieckiem praktycznie nigdy. Sami zwróćcie na to uwagę przy kolejnym wyjściu na miasto.
  11. Super tekst. przypomniał mi się stary dowcip: "Panie, dlaczego sikasz Pan do basenu? - bo przecież wszyscy sikają! ...Panie ale tylko Pan robisz to z trampoliny"
  12. Wydaje mi się że trochę za wcześnie na otrąbianie zwycięstwa. Kilka dni temu głośna była sprawa zmiany regulaminu Twitcha. Serwis który powstał jako platforma do streamingu gier, został opanowany przez różne "baseniary" (laski "grające" w gry siedząc w bikini w mini basenach) , laski liżące mikrofony....a teraz poszli już na całość i w ramach promocji "wartości artystycznych" prezentują walory lasek lekko urąbanych farbą (to ten element "artystyczny"). Drwal fajny odcinek o tym nakręcił...z przykładami tego "artyzmu": Niestety ale nawet jeśli AI przejmie część tego tortu to liczba Simpów którzy płacą choćby za minimalną interakcję jest tak duża, że dla wielu lasek wystarczy do podziału tortu. Tutaj np. gość który wybulił ponad 62 tyś USD na laskę z OF i ta nawet go nie dotknęła na zdjęciu gdy się spotkali 🙂
  13. ... a benzynę Pb95 pewnie na stacji to po 3,45 za litr tankujesz. Stosując ten sam mechanizm negocjacji....daje tyle za litr i jak nie chcecie to zatankuje gdzie indziej. Z pocałowaniem w rękę przyjmą mnie i moje pieniądze. Nie wiem w jakiej jakiej walucie podajesz te kwoty. Jeśli w Euro to spoko -cofam żart. Jeśli w PLN, to Waćpan bajki opowiadasz i zupełnie nie masz pojęcia o popycie i podaży na rynku obecnie.
  14. Ja pisałem o zupełnie innym przypadku. W tym który Ty podałeś jest informacja iż naukowcy uczyli małpki jak używać pieniędzy. Cytat tutaj: "however, managed to train seven capuchin monkeys how to use money," W przypadku o którym ja pisałem nikt małpek niczego nie uczył. Po prostu za wykonywanie zadań dostawały winogrona (ich przysmak). Samce szybko nauczyły się same z siebie, że jeśli nie zjedzą danego winogrona tylko zaniosą je samicy to dostaną sex w zamian. Więc zaczęły coraz mocniej wymieniać winogrono na seks. To było przedstawione w którymś z odcinków BBC Planet Earth (niestety nie pamiętam w którym). Jak widzisz dwa różne przypadki. Wcale nie potrzeba pieniędzy, żeby handlować seksem. Sorry ale pieniądz to coś więcej niż Tobie się wydaje. Podstawowe funkcje pieniądza: Do podstawowych funkcji pieniądza należy więc zaliczyć pełnienie roli: środka wymiany środka tezauryzacji jednostki rachunkowej[3]. Pieniądz jako środek wymiany jest pośrednikiem we wszelkich transakcjach handlowych. W przeszłości ludzie posługiwali się wymianą barterową, a więc towary i usługi były wymieniane na inne towary i usługi[4].Obecnie pieniądze umożliwiają zawarcie transakcji sprzedaży i kupna. Idąc do sklepu wiemy, ze będziemy mieli możliwość zakupu potrzebnych rzeczy, ponieważ pieniądz jest powszechnie znany i akceptowany jako środek wymiany Rola środka tezauryzacji to inaczej rola pieniądza jako środka przechowywania wartości i tworzenia rezerw. Po otrzymaniu wypłaty większość ludzi nie chce od razu wydać całego swojego dochodu. Pieniądz pełni również funkcję miernika wartości, a więc jednostki rachunkowej. Innymi słowy jest to swego rodzaju miernik pomagający ludziom w informowaniu się wzajemnie o cenach, zyskach czy stratach. Dokonując zakupów czy też zaciągając kredyt nie porównujemy ich wartości do innych rzeczy obecnych w obiegu lecz użyjemy do tego obowiązującej w danym kraju waluty https://mfiles.pl/pl/index.php/Funkcje_pieniądza
  15. Owszem mylisz się. Podałem Ci przykład pingwinów - one/samice daj za kamienie. Nie jest to pieniądz, jest to budulec. Podobnie z winogronami - to ich smakołyk. To trochę jak by koleżanka zrobiła Ci loda za czekoladę (np. w latach 80-tych gdy był to nieosiągalny przysmak z zachodu). Inny przykład, żebyś zobaczył że wcale nie jest potrzebny pieniądz. Jedziesz na Wigilie i na poboczu zatrzymuje Cię samotna kobieta, mówi że złapała gumę, wszystko zamknięte, znikąd pomocy. Proponuje Ci "loda" jeśli jej wymienisz koło na zapasowe, bo ona nie ma siły. Jak widzisz, pieniądze tutaj nie są wykorzystywane, ale jak najbardziej możemy mówić o prostytucji. Podobnie jak w wypadku "praca/kariera/awans za łóżko" i wielu innych przypadkach.
  16. Mylisz się. Do prostytucji nie jest potrzebny pieniądz. Może to być wymiana w barterze. Przykładem są właśnie małpki które "odkryły" prostytucję już na etapie wymiany otrzymywanych winogron na bzykanie samiczek. Co więcej szybko zaczęły akumulować winogrona, żeby mieć więcej/częściej tą kopulacje. Inny przykład pingwiny - gdzie samica pingwina "nadstawia się" innemu pingwinowi niż jej partner za kamienie do gniazda, które w warunkach Antarktydy są rzadkim dobrem.
  17. @Margrabia.von.Ansbach @Jan III Wspaniały Panowie, brawa za fajne przedstawienie tematu. Ciężko się nie zgodzić z argumentacją. Ja bym jeszcze dodał jeden wniosek -wg mnie to wynika niejako z tego co Wy piszecie. Chodzi o to, że facet jest na przegranej pozycji, jeśli czuje, że "w końcu mu się udało" jakąś kobietę zainteresować sobą, są nareszcie razem. To może być to wspomniane "wychodzenie" związku, może być też sięgnięcie ponad swoją półkę (laska "nie z Twojej ligii). Facet czuje niejako podświadomie, że to jest stan niestabilny. Ma ciągłe poczucie zagrożenia. Wie on bowiem, że jeśli się rozstaną, to on znów wróci do stanu gdzie przez miesiące będzie szukał kolejnej. Co ważne ta kolejna wcale nie musi być lepsza od tej obecnej. Wg mnie najgorsze decyzje podejmuje facet który myśli sobie: "kurcze, gdzie ja taką drugą spotkam. Nie ma szans żeby inna równie sexowna/inteligetna/piękna itp (każdy sobie tutaj może coś swojego wpisać) mnie zechciała". Dla mnie to jest początek równi pochyłej. Chcąc "chronić" obecny "stan posiadania", facet godzi się wtedy na kompromisy na które nie powinien się godzić (w równorzędnej relacji), zaczyna być "miękki", nie stawia granic (bo to generuje ryzyko że będzie foch i koniec związku). Na koniec budzi się w związku gdzie kobieta nim pomiata, a często (w obecnych czasach) szuka sobie innego, bo ona "zasługuje na więcej". Startując z pozycji "needy" ciężko jest zbudować u siebie samego "ramę", być odpowiednio stanowczym itp. Tego wg mnie nei da się zrobić na podstawie samej teorii. Gdzie naczytamy się przez 2 lata forum, trochę książek i wyjdziemy ze swej piwnicy silni niczym Terminator. To trochę takie sprzężenie zwrotne, im większe zainteresowanie tym łatwiej przychodzi podejście "miej wyje***ne a będzie Ci dane". Im mocniej prezentujesz takie podejście na randkach, tym większa szansa na równorzędną relację (nie startujesz na dzień dobry z pozycji petenta). I niestety tak samo w drugą stronę, im większa desperacja i chęć zainteresowania sobie danej laski, tym zagłębianie się coraz mocniej w sytuację gdzie "ja dla swojej myszki to wszystko zrobię". Co jeszcze bardziej nakręca "myszkę" i podnosi poprzeczkę jej wymagań wobec zdesperowanego partnera. Drugą stroną tego medalu jest to co dzieje się z kobietami na Tinderze i innych apkach. Tam niejako mamy drugi koniec skali - klęskę urodzaju. Nagle apetyt rośnie. Gość który jeszcze 10-15 lat temu byłby oceniany jako super partia teraz jest postrzegany jako "opcja na ustatkowanie się -taki swoisty plan B lub nawet C". @Brat Jan Co do intercyzy, to moim zdaniem jest to jedno z narzędzi przejęcia kontroli w związku przez kobietę. Są dwa takie elementy które totalnie zmieniają "układ sił" w związku. Pierwszym jest małżeństwo (a de facto zmiany cywilno-prawne związane z majątkiem, które za tym idą), drugim jest urodzenie się dziecka. Kobieta ma wtedy odpowiednie narzędzia do "nacisku" na faceta. Przemoc ekonomiczna, odcięcie od dzieci w razie ew rozstania itp. Gość który będąc w kiepskim związku powiedział pannie "sayonara", ten sam gość będąc splątany wspólnotą majątkową i mając dziecko z tą kobietą już znacznie bardziej ostrożnie wylicza swoje "za i przeciw". Chyba w Newsweeku widziałem art o tym że wiele polskich par jest w fazie "na przeczekanie". Tj dawno już wszystko zdechło, ale wspólne potomstwo i brak ew wizji na osobne mieszkania (i jaką taką stabilizacje finansową po rozwodzie) trzyma ich formalnie razem.
  18. Dla tych którzy ciągle o "ścianie" i o "ścianie" powtarzają wpisy niczym zaklinanie deszczu. Zobaczcie ilu Simpów po świecie chodzi: dalej już jedziemy z tradycyjnymi żartami:
  19. Sorry, ale jeśli wypowiadasz się w temacie z jakimiś "rewelacjami" w tym stylu, to warto żebyś podparł swoją wiedzę jakimiś argumentami. Inaczej to wyskakujesz niczym Ziemba z witaminą lewosketną. Nie do mnie należy weryfikacja Twoich teorii. Jeśli zaś opierasz swoje przeświadczenia na wiedzy typu "bo u szwagra to jak mu 8-ki usuneli to go żona zdradziła bo powiedziała że ma już gębę mniej wyjściową", to lepiej żeby czytający to wiedzieli i sami ocenili czy jest to wiarygodne czy nie.
  20. Właśnie kilka miesięcy temu założyłem sobie aparat jako facet już 40+. Przyczyny u mnie były dość podobne co u Ciebie. Pozwolę sobie więc więc na wypowiedź w temacie. W skrócie -wersja TLDR: warto ze względu na ew wady zgryzu, ścieranie się zębów itp. Zabezpieczasz sobie zęby na lata (jeśli o nie będziesz dbał). Myślę, że nie warto dla samego efektu estetycznego (jakieś niewielkie zmiany) jeśli do tej pory aż tak Ci to nie przeszkadzało i nic z tym nie robiłeś. Raczej co miesiąc. Na początku także sądziłem, że noszenie aparatu powoduje jakiś ból, szczególnie tuż po kolejnej wizycie gdzie ortodonta Ci "podkręca" ustawienia. Prawda jest taka, że sam aparat jest praktycznie niewyczuwalny. Może trochę odczuwasz efekt parcia (lub ciągnięcia) na zębie, ale to podobne do tego co czujesz gdy zawiążesz sobie buty, vs wersja bez zawiązanych sznurówek. Coś czujesz ale ciężko to nazwać bólem. Za to największą niespodzianką dla mnie jest niedogodność o której wcześniej nie myślałem nawet. Kwestia jedzenia mając aparat. Po pierwsze wiele rzeczy które lubię odpada jak np. orzechy, gryzienie jabłek itp. Po drugie po każdym jedzeniu mnóstwo jedzenia zostaje w zakamarkach aparatu. Więc każdy posiłek to potem mozolne czyszczenie zębów i zakamarków aparatu. Jest to spory problem. Na tyle istotny że z czasem oduczasz się "podjadania" między posiłkami bo po prostu szkoda Ci czasu na kolejne czyszczenie po gryzie jakiegoś ciastka. (ma to więc i dobre strony 😉 Czy możesz mi wyjaśnić jak usunięcie zębów które są najbardziej z tyłu ma wpłynąć na rysy twarzy. Wiesz, że to kości żuchwy nadają kształt, a nie zęby? Przecież na 8-kach nie "opina" Ci się skóra. Pierwszy raz słyszę takie rewelację, ale że człowiek uczy się całe życie, z chęcią się dowiem co masz na myśli. Najlepiej z jakimś źródłem dot badań.
  21. Jedna z lepszych teorii tego zjawiska jakie ja spotkałem bazuje na tym, że ludzkie zmysły postrzegają świat logarytmicznie (a nie liniowo). Np. słuch (skala w decybelach jest logarytmiczna bo lepiej oddaje rozciągłość skali). Tak samo jest z poczuciem wieku. Łatwo to wyjaśnić na przykładzie. Gdy mamy 4-ro latka i powiemy mu że za 2 lata pójdzie do szkoły, to dla niego te dwa lata to jest POŁOWA jego dotychczasowego życia. Czyli nawet rozpatrując na poziomie ilości obejrzanych dobranocek, to jest jakaś baaaardzo odległa przyszłość. Gdy weźmiemy 65 latka i powiemy mu że za te same dwa lata przejdzie na emeryturę, to dla niego to jest ok 3% jego dotychczasowego życia. Więc w jego percepcji to będzie "już za chwilę". Po prostu im jesteśmy starsi, ten sam okres czasu jest relatywnie "krótszy" w stosunku do przeżytego przez nas życia. Co ciekawe czytałem także że jest sprytny sposób żeby niejako "kotwiczyć" ten upływający czas (w naszym oszukującym nas umyśle). Przykład. Jeździcie z rodziną od 10 lat w to samo miejsce nad morze (np. do Władka). ktoś Was pyta ile lat temu odwiedził Was szwagier z żoną. Większości ciężko będzie policzyć czy to było 6, czy może 4 lata temu, bo wszystkie te wakacje "zlewają" się niejako w jedną całość. Są do siebie podobne, nie odróżniamy ich. Jeśli jednak np. w pierwszym roku polecicie do Egiptu, w drugim do Grecji w trzecim do Rzymu a w czwartym zostaniecie na Mazurach, to wtedy te wyjazdy działają niejako jak kamienie milowe. Dzielą Wam życie na łatwe do policzenia odcinki. Tak samo dzieje się z ważnymi życiowymi sytuacjami jak np. małżeństwo, urodzenie dziecka, kupno pierwszego samochodu itp. Warto to wykorzystać żeby niejako "przedłużać" sobie postrzegany przez siebie przeżyty czas.
  22. Czyli odcinek 378 tego tematu. Jako gość który mieszka z sexy Latynoską już ponad 5 lat w Polsce (i nic jej się nie zmieniło, nadal jest mega kobieca i dbająca o związek) wypowiadałem się na tym forum w tym lub podobnych tematach nie raz i nie dwa. Ja to odbieram trochę jak "krew w piach". Co bym nie napisał, to i tak znajdzie się zaraz kilku, żeby przekonać mnie (i innych) przecież się nie da, nie warto. Bo tak jest łatwiej. Można mieć wymówkę dla siebie samego z braku aktywności/chęci zmiany. Prawda jest taka, że temat "kobiety zza granicy" jest złożony. Proste przedstawianie go jako "kup bilet poleć do kraju X i w 2 tygodnie znajdziesz sobie przyszłą żonę" to bardzo moooocne uproszczenie. Na pewno jednak warto poczynić pierwsze kroki które pozwolą samodzielnie danemu facetowi przekonać się co go morze czekać zza granicą vs to co zna z polskiego podwórka. Moje rady: Krok 1. Zakładamy sobie konto w jakiejś apce randkowej która jest popularna w kraju który potencjalnie nas interesuje. Ustawiając lokalizacje na dany kraj nagle zaczniecie odkrywać że to Wy faceci jesteście tam niczym kobiety w Europie - zasypywani propozycjami, matchami itp. Dla kogoś przyzwyczajonego że jest 27 na liście rezerwowej u lokalnej Królowej Tondera, to może być naprawdę szokujące odkrycie. Krok 2. Zaczynamy planować wakacje w tym kraju. Tylko nie takie, że w Rainbow czy Itace kupujecie All Inclusive na 2 tygodnie, tylko takie gdzie czytacie co jest ciekawego w danym kraju, co warto zwiedzić, jak tam się dostać. Kupujecie bilet lotniczy, organizujecie sobie pierwszy nocleg i sami poznajecie kraj. Uwierzcie mi że hotele All Inc. są takie same. Te same baseny, te same aktywności. Dopiero wyjście "do ludzi" powoduje że coś poznacie. Sprawdzicie na ile się odnajdujecie w temacie. Tutaj mając kilka fajnych kontaktów z pkt 1, warto pogadać z lokaleskami w tym stylu "Hej, wybieram się na urlop. Założyłem to konto bo poszukuje osoby która chciałaby podróżować ze mną i pokazać mi najciekawsze zakątki. Czy byłabyś zainteresowana?". Możecie być mile zaskoczeni z efektów takiego podejścia. Ważne. Wyjazd ma być dla Was, żebyście coś obejrzeli, odpoczęli, poznali inny kraj i kulturę. Trochę jak w tym MEM-ie o samuraju, że liczy się droga a nie cel. Jeśli pojedziecie z nastawieniem że czeka Was super urlop, to niezależnie kogo spotkacie, jak się potoczą kwestię z kobietami na miejscu, będziecie zadowoleni. Za to jak głównym celem będzie "znalezienie dziewczyny/partnerki" to czując presję czasu i mając "zadaniowe" podejście tylko się rozczarujecie. Krok 3. Powtarzamy krok 1 i 2, tak ze 2-3 razy. Nie chodzi o to, że za pierwszym razem nikogo nie poznacie. Tutaj to trochę taki paradoks jak z Izraelitami tuptającymi po pustyni przez 40 lat w kółko....czekając aż stare pokolenie wymrze. U Was podobnie, musicie bowiem PRZEPROGRAMOWAĆ swoje podejście. Przez dziesiątki lat byliście przyzwyczajani że w Polsce o laskę trzeba zabiegać, starać się. Jak już się jest w związku to często iść na kompromis w stylu spędzania wolnego czasu itp. Znajdując sobie kobietę zza granicy zanim przeprogramujecie swoje własne podejście, wpakujecie się tylko w te same problemy, bo to WY będziecie tak samo działali. Z każdym kolejnym razem/wyjazdem wasza percepcja będzie uświadamiała Wam że są inne kraje gdzie układ jest bardziej wyrównany. Zarówno faceci starają się dla kobiet jak i kobiety dla mężczyzn. Wtedy łatwiej przyjąc te nowe zwyczaje w nowym związku. Krok 4. Jeśli faktycznie jesteście już w związku z jakąś laską zza granicy i jednak Wam nie wyjdzie....to to co wynosicie z poprzednich działań, to przeświadczenie, że to nie koniec świata. Że gdzieś tam faktycznie czekają na Was inne fajne dziewczyny i jedynie kwestia kasy na bilet lotniczy i hotel dzieli Was od poznania kolejnej. To też jest ogromna różnica w porównaniu z tym co obserwuje u facetów w Polsce. Często kiszą się w związku z kobietą która nimi pomiata, bo boją się że nawet jak odejdą to szukanie kolejnej Polki do związku to będą miesiące żmudnej pracy a i tak wcale nie mają pewności że kolejna będzie lepsza od tej obecnej. Te pierwsze kroki pozwolą Wam pokazać że jest wybór, że nie musicie godzić się na jakąś ujnie w związku. Co ważne obniżą niejako "psychiczną" barierę wyjścia ze związku.
  23. No cóż wypada mi zacytować tylko Tołstoja: "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.