Witam, jako że jestem jeszcze młodym samcem, dopiero poznającym jak przebiegają relacje miedzy kobietą a mężczyzną,
to postanowiłem poradzić się bardziej doświadczonych osób, którzy swoje w życiu przeszli.
Bez owijania w bawełnę, opiszę moją historię, po kolei co i jak.
Znaliśmy się wcześniej z widzenia, natomiast połączyła nas praca, w której do tej pory spędziliśmy ok 5 miesięcy.
Od samego początku stawiałem na relację typowo koleżeńską, nie była dla mnie kobietą atrakcyjną, nie podobały mnie się
jej twarz, figura, nie pociągała mnie. Ona była takim trochę odbiciem moich preferencji. Nie brałem nawet pod uwagę czegoś więcej miedzy nami, oprócz przyjaźni.
I tak czas leciał, spotykaliśmy się w tej pracy kilka razy w tygodniu, razem wracaliśmy, rozmawialiśmy na przeróżne tematy.
Świetnie nam to szło, z nikim nie czułem tak szczerej relacji.
Mimo iż mieliśmy różne podejście do wielu spraw, szanowaliśmy swoje zdanie, nie graliśmy kogoś innego tylko dla wzajemnej akceptacji, bez żadnych uprzedzeń dyskutowaliśmy.
Czułem, że jest naprawdę wartościową kobietą, ma swoje zdanie, angażuje się w rozmowę, rozumie mnie i słucha.
Odnoszę wrażenie, że jest moją bratnią duszą, możemy rozmawiać godzinami, czujemy się ze sobą bardzo swobodnie.
Im dłużej to trwało, to bardziej się do siebie zbliżaliśmy, bywały niewinne zabawy, zaczepki, żeby nawiązać kontakt fizyczny, dwuznaczne żarty, żarciki itp.
Sam nie wiem dlaczego, ale ubiegałem o nią, mimo że wiedziałem, że nie chciałbym być z nią w związku.
To trochę prostackie, ale patrząc na to teraz obiektywnie, mam wrażenie, że się nią bawię.
Wygląda to trochę jakbym chciał ją zdobyć, a jak Ona zaczyna się poddawać, to oddalam się i tak w kółko.
Niedawno odkryłem, że jest naprawdę seksowną kobietą, kiedy założyła coś podkreślającego jej pośladki, nogi, wtedy na nowo się uruchomiłem.
Pomyślałem, mądra, inteligenta dziewczyna, świetnie się dogadujemy, ufamy sobie, mamy jakiś staż znajomości, a teraz okazało się, że oprócz pociągu do jej charakteru, czuję pociąg seksualny.
Miałem nadal wątpliwości co do jej urody, bo twarz którą posiada uruchamia we mnie mieszane uczucia.
Takie uczucia, że raz jest dla mnie akceptowalna, a raz odstrasza.
Zmienia się to wszystko z jej mimiką czy zaczesaniem, również atrakcyjność jej twarzy wiąże się u mnie z porą dnia, wieczorem kiedy staje się bardziej uległy, romantyczny,
niezbyt mi to przeszkadza, jestem temu oddany, natomiast kiedy nastaje dzień, racjonalność bierze górę i zastanawiam się, do czego ja kur*a dążę.
Poza tym wpływ ma jeszcze samo moje nastawienie, myślę, że chodzi o poziom testosteronu, który definiuje moją pewność siebie danego dnia.
No więc, sytuacja się rozwinęła, postanowiliśmy wyjechać razem na jednodniowy urlop, spędziliśmy go bardzo miło na łonie natury.
Moje nastawienie było takie żeby już przełamać tą znajomość w kierunku bliższej relacji, postanowiłem, że zaakceptuję ją i cieszyłem się nami, snując plany.
Cały dzień kosztowaliśmy różnych atrakcji, które oferowało to miejsce.
Mimo to czułem cały czas jakiś lekki niepokój, że może to jednak to nie to...
Zbliżyliśmy się tam do siebie bardzo, leżeliśmy razem przykryci jedną bluzą na jakimś polu widokowym.
Spoglądałem tylko na krajobraz, ciągle beztrosko ze sobą rozmawialiśmy, nie poczyniłem pocałunku, chociaż to delikatnie sugerowała.
Dotarło do mnie, że nie dam rady, znów wróciła świadomość, że jej uroda, konkretnie twarz nie jest dla mnie atrakcyjna.
Myśl ta już towarzyszyła do końca tego dnia, odwiozłem ją i jedyne co, to pożegnaliśmy się słownym pozdrowieniem, na całe szczęście.
Tej nocy śniłem o naszym spędzonym czasie, rano jednak, racjonalność wróciła.
Może jest to po części efekt uboczny tego, że jest to tak naprawdę pierwsza dziewczyna, z którą poczułem tę mieszankę hormonów.
Jestem w dysonansie, raz chcę, raz nie chcę, teraz odcinam się od niej, postanowiłem że skoro nie potrafię w pełni zaakceptować jej urody, to nie ma sensu tego dalej ciągnąć.
Planuję zakończyć tę relację, żeby nie pogorszyć i nie bawić się nią, jak to robiłem do tej pory.
Bardzo żałuję tego, bo poza tym jest osobą, z którą mógłbym ułożyć sobie przyszłość(przynajmniej takie mam wrażenie).
Bardzo dużo myślę, więc stworzyłem w tak krótkim czasie naszą wizję przyszłości, która zbiega się z naszymi planami, więc taki związek byłby mi bardzo na rękę.
Wiem jednak o tym, że wiązanie się tylko z rozsądku byłoby głupotą.
Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Jest sens odłożyć wszystko z powodu twarzy, której być może wstydziłbym się przed samym sobą?