Witam
Czytam forum od kilku dni. Jestem w trakcie czytania książek Marka. Szkoda, że wszystko tak późno...
Streszczę swoją historie. Tak w telegraficznym skrócie:
Mam 38 lat. Po rozwodzie. 2 dzieci.
Od rozwodu minęło juz kilka lat. Stosunki z b.żoną dobre.
W przeciągu 5 lat bylem w 2 związkach. Pierwszy byl tragiczny i dobrze, że sie skończył wiec nie bede tu go opisywal a przynajmniej nie w tej chwili.
Związek w którym jestem, a raczej bylem trwał prawie dwa lata. Kobieta piękna bezdzietna po rozwodzie (rozwiodla się dla mnie chociaz prosilem zeby tego nie robila i bylem bardzo sceptyczny co do naszego bycia razem). Przez okolo rok bylo cudownie. Bardzo duzo podrozowalismy po swiecie spedzalismy razem caly czas no i zaczelo sie psuć. Ciągle niezadowolenie i krytykowanie mnie. Po kazdym moim wyjsciu z kolegami wszczynala awantury ze pije a ona sie o mnie martwi itp. Ja po prostu lubilem wypic i sie odstresowac i nic zlego nie robilem poza tymi wlasnie awanturami po powrocie do domu. Prowadze wlasny biznes i zarabiam sporo. Duzo powyzej sredniej a w zasadzie to kilkanascie srednich. Wiaze sie to z dosc duzym stresem. Bialorycerzylem maxymalnie. Drogie prezenty itp. Postaram sie to opisac pozniej jesli bedzie taka potrzeba. Jednym slowem nie potrafilismy sie juz dogadac pomimo ze ograniczylem moje wyjscia do 1 czy 2 miesiecznie caly czas byly juz afery min o moja przeszlosc ze rozpieszczalem moje partnerki i ze jak moglem byc tak glupi itp. Place dosc wysokie almenty na dzieci i Pani miala pretensje ze wydaje np pieniadze na zabawki dla nich dodatkowo. Wychodzila z zalozenia ze skoro i tak bylej zonie tyle place to nie powinienem juz nic kupowac. Kupowalem je sporadycznie. Naprawde. Z tego powodu byly nieziemskie awantury az w koncy napisalem jej zeby sie odpierdolila w koncu ode mnie no i sie rozstalismy. Wczesniej w ciagu 6 miesiecy rozstawalismy sie tak kilka razy na kilka dni. Za kazdym razem to ja pisalem pierwszy. Obiecywalem zmiany itp. Z tym ze nawet jak bylem dla niej dobry wrecz idealny to zawsze cos bylo nie tak i ta wieczna krytyka...
Ostatni raz jak rozmawialismy to mi powiedziala ze ma dosc i placzac mowila ze to juz koniec i ze ona juz nie chce byc ze mna. Prosilem wrecz blagalem zeby sie uspokoila ze wszystko naprawimy ale byla nieugieta. Boli bardzo ale jakos nie az tak jak po poprzedniej partnerce. Moze przez te wczesniejsze zrywanie przyzwyczailem sie. Ona wie ze boje sie strasznie samotnosci. Rozstalismy sie 10 dni temu. Zapisalem sie na silownie czytam ksiazki wszystko robie zeby zabic czas i postanowilem ze sie nie odezwe. No i dzis napisala smsa:
Najważniejsze jest to nie jak sie zaczyna tylko jak się kończy znajomość. W sumie u nas od początku było beznadziejnie to nic dziwnego, że i beznadziejnie się skończyło. Nie mogłam spać jakieś mam dzisiaj cały dzień złe myśli. Nie potrafiliśmy żyć ze sobą to musimy nauczyć się żyć obok siebie i każdy sobie powoli jakoś te życie ulozy. Wiadomo, że jest mi przykro i boli mnie serce, ale czas jest lekarstwem na Wszytsko. Wiem, że powinnam nie pisać, ale siedzi mi w głowie jakiś lęk.
W pierwszej chwili chcialem jej odpisac ale pomyslalem ze moze podziele sie z Wami moja historia i mi cos doradzicie. Wiem ze popelnilem z nia mnóstwo bledow. Ze nie bylem spójnym facetem i zaden ze mnie samiec alfa i to chyba wszystko przez to. Zalezy mi na niej bardzo bo to naprawde nietuzinkowa i piekna kobieta tylko nie potrafie sie z nia dogadac. Powstal jakis klincz... chcialbym Was Bracia prosic o rady jak to wszystko poukladac i rozegrac co jej napisac zeby w koncu bylo miedzy nami dobrze
Przepraszam ze tak to wszystko napisalem chaotycznie i bez przecinkow i pl znakow ale pisze w telefonie i tak mi latwiej i chcialem jak najszybciej to napisac.