Prawdę pisząc 2 lata trwa moja batalia. To były godziny przesłuchań i podważanie jej linii obrony. Ciężko to opisać w dwóch zdaniach. Tak bardzo chciałbym opisać to tutaj. żeby ktoś uwierzył w to co się stało. czasem wątpię, że ktoś mógłby. Walczę z tym, bo chciałbym, a mam wrażenie, że dotknęło to tylko mnie w takim zakresie. W ogóle nie chce tu wsparcia, bardziej aby pokazać, że takie rzeczy się dzieją. Jej linia obrony wyszła z moich oskarżeń, że była pierdolnięta, a oni to podchwycili jako coś co może im pomóc i to się sprawdziło. Sąd uznał też na jej korzyść, że stosowała się wzorowo do zakazu zbliżania do mnie. Cała ta sprawa to ostatecznie moja przegrana, bo i ja i ławnicy widzieli, że ona wykorzystała nasze oskarżenie (zaburzenia) na swoją korzyść - przyznała, że ma zaburzenia, ale nie miała tego zdiagnowanego na piśmie. To był mój/nasz błąd. Po prostu w pierwszym zeznaniu uznałem, że tak mogła zachować się tylko pierdolnięta osoba.