Skocz do zawartości

Amperka

Starszy Użytkownik
  • Postów

    1550
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    700.00 PLN 

Treść opublikowana przez Amperka

  1. Ja chyba jestem taką osobą unikającą niestety. Mnie się wydaje, że daje siebie na półmisku, ale potem słyszę - ja w ogóle Ciebie nie znam, Ty nie masz żadnych znajomych, nie potrafisz pielęgnować relacji. Ale czy to jest aż takie ważne? Daję z siebie dużo kiedy akurat z kimś się spotykam, wkładam całą swoją energię, po co te całe "pielęgnowanie"? Dla mnie liczy się człowiek "tu i teraz", a nie na wszelki wypadek, żeby trzymać go w tak zwanej orbicie. Dlaczego ludzie oczekują ciągłego letniego dopieszczania? Dlaczego nie potrafią się spalać w największym ogniu bez jakiejś okołoznajomościowej kurtuazji?
  2. Kowbosjki styl dżinsy, koszulka zawiązywana na supełek. I nie ma, że powie, że nie Mam też sporo nerek - lubię mieć wolne ręce, ale hajs przy sobie. I niech się dzieje, co chce. Na ludzie, Łobuzie
  3. Ja mogę napisać autorce, żeby postawiła ultimatum i nie zawahała się potem, gdy trzeba będzie wykonać egzekucję tj. opuścić męża. Ale przecież na to nie ma szans. To w ogóle nie wchodzi w grę, z tego co @Adri pisze. Nie mogąc wpłynąć na dorosłego, wolnego człowieka, pozostaje jej skupienie się na sobie i akceptacja tego stanu rzeczy. Na początku to będzie trwanie w cichej rozpaczy, ale jak się wzmocni psychicznie to może nawet ten mąż zaintrygowany niewzruszeniem autorki sam zacznie zabiegać o nią. Tak niestety działają tacy samolubni ludzie. Oni nawet nie starają się postawić w sytuacji drugiej osoby. Liczą się tylko oni i ich komfort. Kopnij takiego, to Cię pogłaszcze, pogłaszcz go to Cię kopnie. Można prosić, żeby nie szlajał się po klubach, ale serio?
  4. To nic nie da, to nie da nic. Jej chłop to narcyz i egoista. Jak ona zacznie się dla niego starać, to on będzie jeszcze czuł do niej pogardę. Wierz mi, że normalny partner (mimo zmęczenia i znużenia) zaciska zęby i nie idzie na kluby jak druga osoba siedzi z małym dzieckiem. Ewentualnie daje się dzieci dziadkom i się razem idzie potańcować. Można mieć swoje pasje, zajawki, uprawiać sport, chodzić do kina, opery, ale wyjścia cykliczne na kluby z ziomeczkami to co innego. Ja na przykład nie miałam nic przeciwko, że mój mąż jeździł na manewry wojskowe i wiem, że tam chodzili na kluby. Ale mnie to zbytnio nie interesuje, bo ja się czuję bardzo pewna siebie i wiem, że te wijące się laski w klubach to jakaś namiastka mnie (może ja też jestem narcystyczna i egoistyczna, to nawet prawdopodobne). Nawet mnie zbytnio nie obchodzi, czy coś tam się działo. Ja po prostu uważam siebie za osobę, której się nie zostawia. A jeżeli już, to ktoś będzie miał splutą brodę (w sensie sam sobie potem będzie pluł w brodę). @Adriwięcej miłości własnej. Wiem, że na pewno jest Ci ciężko, ale nie możesz uzależniać tak drastycznie swojego samopoczucia od zachowania męża. Niech robi, co chce. Nie pisz, nie dzwoń tam do niego do tego klubu. Niech się rozerwie, niech się nacieszy tymi kilkoma godzinami potupanki z jakimiś ziomkami, daj sobie spokój z tymi myślami. Jesteśmy tylko błyskiem w oku wieczności, dziewczyno ;). Nie przejmuj się aż tak.
  5. Ja chyba bym to olała. Znowu - więcej dumy. Nie wpłyniesz na dorosłego człowieka, chce, to sobie jeździ. Na razie nic nie poradzisz, skup się na sobie i dziecku. Dzieciak pójdzie do przedszkola to sobie znajdziesz jakieś zajawki. I tak zaczniecie się we dwoje mijać i mijać... i trudno powiedzieć, co dalej z tego będzie. Jak lubi muzykę, to niech do filharmonii idzie.
  6. I jak sobie radzisz z tym stresem? Masz jakieś metody? Ja czasami myślę, czy nie znaleźć sobie jakiegoś nałogu, żeby np. móc wyjść na papieroska i poczuć jak mnie puszczają troski.
  7. Coś w tym jest. Najgorsze jest to, że mimo gorszego wyglądu po trzydziestce oczekiwania są wyższe - i na to w sumie się nie ma wpływu. Ktoś pisze: obniż oczekiwania. Ale jak? Przecież nie siłą woli czy perswazji. Trudno jest umiejętnie rozegrać to życie w sumie.
  8. Bardziej chodzi o to, że żyjąc w pojedynkę masz pełna kontrolę nad wszystkim (jeżeli tylko masz nad sobą). A z dziećmi życie jest jak pudełko czekoladek. Z jednej strony chce się jakoś tego ludka kształtować, a z drugiej trzeba pamiętać, że to osobny byt. Gdzie by się człowiek za kawalerki nad takimi sprawami zastanawiał,
  9. Bo się ludzie lubio ruchać i te dzieci to taka konsekwencja - a potem dorabiają do tego ideolo.
  10. Z logicznego punktu widzenia dzieci to trud, zmiana funkcjonowania, olbrzymie koszty, uwiązanie. Jednak dla ludzi, którzy myślą dość konserwatywnie to jest to poświęcenie, które powinno się podjąć, jeżeli ma się taką możliwość. Jest to pewnego rodzaju misja: wychować dla społeczeństwa wartościowego człowieka, najlepiej jak się potrafi. Popyt ma swoje granice: nie da się jeździć 6 samochodami jednocześnie, nie da się w ciągu roku pojechać w setkę miejsc na świecie, nie da się założyć pięciu sukienek od Diora w jedną noc. W pewnym momencie masz potrzebę poświęcenia się czemuś, co nie wydaje się blichtrem. Równie dobrze możesz spytać, po co ludzie biegają maratony, skoro to takie męczące, trzeba wydać pieniądze na strój itd. Po co stawiają sobie jakiekolwiek wyzwania. Ludzie chyba jednak czują się szlachetniej, jak nie tylko konsumują, ale też coś tworzą wartościowego: sztukę, prowadzą firmy (ale nie jakieś patologiczne, tylko dobrze prosperujące przedsiębiorstwa), prowadzą piękne ogrody, wychowują dobrze dzieci. Wszystko to wymaga wysiłku, wyrzeczeń, często są zwątpienia, czy było warto - ale chyba to typowo ludzka, dojmująca potrzeba budowania i kształtowania czegoś pozytywnego. Takie jest moje zdanie.
  11. Chyba na jakimś podcaście ostatnio było, że badano satysfakcję z życia grupy osób przekrojowo (od wejścia w dorosłość do emerytury) i satysfakcja spada wraz z pojawieniem się dzieci i rośnie, jak dzieci opuszczają gniazdo. Dzisiaj ojciec robił pisanki z dziećmi, bo ja mam sporo pracy. Z jednej strony wiem, że zarabiam na ich lepszą przyszłość, z drugiej źle się z tym czuję, że nie mam dla nich tyle czasu, ile bym chciała. Nawet potem jak mam ten hajs, to głupio mi na siebie wydać, bo jak na siebie to czuję się egoistką (poświęciłam czas na pracę i jeszcze wydałam na siebie) i tak będzie do czasu, aż pójdą na swoje. Jak sobie przypomnę czasy panieńskie, to była to bajka. Ale ja nie traktuję życia jako wieczny disneyland, nauczyłam się lubić swój trud, więc jest ok, ale znam wiele kobiet, które zapadły się w sobie jak założyły rodzinę.
  12. To znudzenie Belli było zabawne. Podejrzewam, że z 70% ludzi jest brzydkich, sporo jest otyłych, wielu jest starych, część jest kalekich. To sobie wyobraź jak dwa stare brzydale się kotłują (co jest zupełnie normalne), a tu chociaż Bella stanowi estetyczny kontrapunkt. W Towarzyszu Szmaciaku było - "To także mu utkwiło w głowie, że ludzkość również jest surowiec" Nic wzniosłego i ładnego ten człowiek, jakby popatrzeć tak z boku.
  13. Znasz się. To jest Twój odbiór i jest ok. Ja czasami bardzo długo muszę się zastanowić, czy coś mi się podobało, czy po prostu mnie zaintrygowało, zaszokowało. I często tego długo jeszcze nie wiem i nie wiem tego do końca nigdy. Teraz to sobie mierzę w ten sposób, że po obejrzeniu filmu chcę doczytać dodatkowe informacje, sprawdzić, co myślą o tym inni. Jak mnie to trzyma jeszcze z tydzień, to chyba musiał film zrobić na mnie wrażenie. Tak miałam z filmami "Parasite" - Pasożyty. No i "Midsommar". Chodziłam po domu i mówiłam, że film totalnie ryje banie i po co takie dziwactwa kręcić. Potem zaczęłam szukać ukrytych znaczeń, potem okazało się, że w pierwszych scenach filmu już był na ścianie rysunek przedstawiający późniejsze wydarzenia. I w sumie trzyma mnie ten film do dzisiaj, więc chyba musiał być dość dobry dla mnie. A mój mąż się tylko łapie za głowę i pyta, dlaczego sobie jakiegoś porządnego westernu nie obejrzę, gdzie wszystko jest proste i legitne: gdzie szeryf jest dobry, rabuś jest zły i wszystko jest przejrzyste. No pewnie można i tak. Ale ja lubię sobie czasami zryć banię.
  14. Słusznie. Ja zawsze mówię, żeby taki gość konia w galopie namalował, jak chce udowodnić, że coś potrafi. Przerażające jest też to. wpadł mi taki artykuł: https://natemat.pl/451297,afera-wokol-kampanii-balenciaga-bdsm-i-wystraszone-dzieci Z drugiej strony, czasami coś warto zobaczyć dla samej krytyki. Film mi się podobał, podobało mi się zaczerpnięcie z Frankensteina, ten motyw rozmowy o stoicyzmie, gdzie ona mówi, żeby nie zasłaniać jej słońca. To że film miał komiczne momenty, że te sceny seksu wcale nie były sensualne, tylko takie, jak ja je czasami odbieram w życiu. Ci bladawi, mokrawi, ciastowaci ludkowie się o siebie ocierają, bo tak im podpowiadają instynkty. Tak naprawdę od pewnego momentu (nastoletniego) wszyscy ludzie prowadzą podwójne życia, a potem to już nawet potrójne, poczwórne. Każdy na pewno pamięta jakiś moment, gdzie coś zrobił niechlubnego i nie powiedział o tym w domu. Wobec rodziców ludzie zachowują się inaczej, inaczej przy stole rodzinnym, wobec dzieci surowi i sprawiedliwi, a potem wieczorem ci dostojni obywatele jęczą na czworaka, klepiąc się po tyłkach. Ten film uważam nie oszczędził nikogo. Bo każdy człowiek jest na swój sposób karykaturalny i żałosny (najbardziej dostojnego profesora można nagrać jak np. ma zaparcia i nagle staje się komiczny). Każda postać w tym filmie wypadła śmiesznie i niepoważnie w ostatecznym rozrachunku.
  15. Każdy film teraz jest analizowany w kontekście wojny płci. Są dwie płcie, niektórzy bohaterowie męscy są przedstawieni pozytywnie, niektórzy nie. Podobnie kobiety. Oglądałam inny film teraz - "Anatomia upadku". I na filmwebie też spory, czy feministyczny, czy nie. Ja w ogóle nie miałam takich rozmyślań po wyjściu z kina. Prawdopodobnie po prostu nie potrafię czytać sztuki. Można podejść czasami do filmu jak do opery. Czyli po prostu postarać się docenić formę, realizację, muzykę.
  16. Jesteście kochani. Łyżkami bym Was jadła wszystkich Dzięki serdeczne.
  17. Ale tak jest. Czasami jest ciężko, mi psychicznie, ale tylko ze względu na rodzinę - nawet najtrudniejsze zlecenie mnie nigdy tak nie wyprowadziło z równowagi jak jakieś akcje dzieci. Natomiast po moim mężu te wygłupy dzieciaków spływają, on je łapie pod pachy i myśli o czymś innym. Jak jest przygnębiony to wiem, że chodzi o robotę, ja jak jestem przygnębiona to znaczy, że mnie dzieciaki podkurzyły. Większość moich myśli skupia się na dzieciach i dobrze, że jest ktoś obok kto ma do tego zdrowsze podejście. I analogicznie jezeli chodzi o pracę wydaje mi się, że ja mam większy luz.
  18. @maria chyba trafnie określiłaś problem ,,ciężkości pracy". Dlatego uważam, że dobrze jest jak kobieta też pracuje i mężczyzna też angażuje się w dom. Ile razy ja siedziałam z twarzą w dłoniach i gadałam do męża, że chyba zaniedbuję dzieci, że za mało aktywności, że nie mamy dla nich wystarczająco czasu. A on ze spokojem: ale zobacz Ptyśku jakie postępy syn robi. Jaka córa jest rezolutna. Rozmawiałem z panią, że są pełne podziwu. Widziałem zapisy na szkółkę piłkarską, będziemy wozić ich razem itd. itd. I jakoś mi wtedy lepiej jest i nagle mniej ,,zmęczona" jestem. Natomiast mój mąż przeżywa, że rynek go połknął i wypluł, że za mało zarabia. A ja mu na to: ale zobacz, ja za w sumie lekką pracę mam niezły hajs, wydatków jeszcze wielkich nie mamy, brak kredytów, dom wyremontowałeś, mamy gdzie żyć - inni całe zycie na to pracują. Nie ma co się spinać, najważniejsze że jest więź między nami itd. itd. Gdybyśmy żyli tylko w swoich bańkach to każdy osobno musiałby pewnie pójść na terapię.
  19. Można wprowadzić takie rozwiązanie, że studia są płatne lub na kredyt, natomiast jeżeli potem pracujesz w swoim zawodzie w Polsce, to dług jest umarzany, jeżeli wyjeżdżasz, zaczynasz drugi, czy trzeci kierunek to musisz zapłacić za studia. Bezrobocie jest niskie, więc aktualnie niektóre studia to przedłużenie bumelanctwa lub produkcja wykwalifikowanych pracowników dla innych gospodarek. To są rozwiązania trudne, ale jeżeli ma się zmienić jakość szkolnictwa to jakieś zmiany muszą zostać podjęte. Tak naprawdę aktualny system należałoby zaorać i stworzyć w jakimś gronie eksperckim od nowa. Niestety teraz zaplecze eksperckie jest po to, żeby uwiarygodnić tezę postawioną przez polityków, a nie żeby przedstawiać rozwiązania,które potem są wdrażane. I tak to się jakoś wszystko siłą rozpędu kręci. Ja to rozumiem, że naturalnie boimy się zmian, rewolucji, wyjścia ze schematu, ale jeżeli każdy już jest w stanie powiedzieć, że studia aktualnie są mało warte (poza kilkoma kierunkami), że kolejne roczniki są coraz gorsze, to chyba należy ten kosztowny system jakoś przestawić, wprowadzić zmiany. Oczywiście można powiedzieć; dobra jest, nie trza psuć. Można tak powiedzieć, bo to państwowe czyli "darmowe", swojej firmy nikt by tak nie prowadził.
  20. Ja tu rozumiem obydwie strony, bo niektóre odczucia są niezależne od nas. Facet ewidentnie dba o swój wizerunek, o to jak jest postrzegany przez innych. Atrybutem kobiety jest piękno i dobro, mężczyzny siła i mądrość. Dbasz o siebie jako facet, starasz się rozwijać zawodowo, intelektualnie, fizycznie, dobierasz sobie partnerkę taką, która dopełnia tego wizerunku. Jest ładna i zgrabna, miła, oczytana. Po prostu. Każdy grabi do siebie i podejmując jakieś działania, starając się o kogoś, dbając o jakąś relację, znajomości wybieramy te, które nas wzmacniają, budują, sprawiają przyjemność. Lubimy ludzi atrakcyjnych, pełnych energii, przyciągających wyglądem, charakterem. Tak jest. Znam parę, gdzie kobieta naprawdę dużo przytyła po ciążach, ona była wielka - ponoć po jakiejś terapii hormonalnej. Byli razem z nami kilka lat temu na sylwestra. Jej mąż z nią nie tańczył, rozmawiał z innymi. To był fajny gość, ale on po prostu chyba nie mógł się przełamać do tego, żeby robić cyrk i komicznie pełzać po parkiecie z kobietą, która pewnie po minucie by się zadyszała i spociła. Byłabym hipokrytką, gdybym sama nie pomyślała, że mi tego gościa trochę szkoda, mimo, że ona wydawała się być bardzo sympatyczna. I prawdopodobnie każdy po cichu w ten sposób myślał - i ten gość to czuł i wiedział. On jej nie robił wyrzutów, dbał o nią, ale ewidentnie nie chciał jej okazywać czułości publicznie. Ta babka znalazła trenerkę personalną, zaczęła morsować z mężem, zaczęli ćwiczyć razem. Zrzuciła 50 kg. Wrzuca posty na fejsbuka z podziękowaniami dla trenerki, męża itd. Mój mąż ma nadwagę. Nigdy nie robiłam mu z tego powodu uwag, bo mi to zbytnio nie przeszkadza. Zaczęło mi przeszkadzać, kiedy rozbolało go kolano (dawny uraz), a potem biodro. To bardzo ogranicza jakąkolwiek aktywność. Narty nie, rower nie, spacery nie. Możliwa jest operacja, ale trzeba schudnąć. Wspominałam o tym, ale nie chciałam go dociskać. Przyjechał z dzieciakami na mój turniej. I zobaczył - chłopy jak dęby, od wieku 20 lat do 60 lat. Każdy jeden wybiegany, wysportowany przynajmniej w minimalnym stopniu. Mi nie zależy na męskim wyglądzie aż tak bardzo, ale to co nas połączyło to jakieś wspólne spędzanie czasu, w przyjemny, aktywny sposób (szczególnie narty 8 h do bólu), a przez to jego zaniedbanie nie ma możliwości dalej tego robić. Nie wiem co było tak naprawdę bodźcem. Nic mu nie mówiłam, sam postanowił pewnego dnia nie jeść chleba, makaronu, ziemniaków itd. Schudł już chyba ok. 10 kg. Bardzo to doceniam, bo dla mnie to też jakiś wyraz tego, że mu zależy, żebyśmy mogli pojechać na narty, pójść w góry, spędzić fajnie czas. Jakby przytył dodatkowo 10 kg to jakbym miała to odbierać? Uznałabym, że odpuszcza sobie życie, odpuszcza sobie zdrowie, wspólną przyszłość, wspólny seks uznając, że się ohajtaliśmy i już nic nie musi. I Ty @Adri też się nie spinaj, nie denerwuj wszystkim, tylko zacznij proces "lepszej siebie". Nie chodzi tylko o wagę, ale o treści, spędzanie czasu itd. Zobaczysz jak wdrożysz niektóre działania, to okaże się, że za kilka lat, mimo upływu wieku, kilku zmarszczek więcej, poczujesz się lepiej, atrakcyjniej i bardziej spełniona niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. A jak to wpłynie na relację, to dopiero zobaczysz. Może dojdziesz do jakichś ciekawych wniosków. P.S. @maria dziecko ma już chyba 2 lata, z tego co kojarzę. Tego karmienia już nie ma tak sporo. Nikt nie pisze o przysiadach w połogu, ale o jakichś drobnych zmianach. Mężczyźni w radach dla siebie też sobie wskazują małe cele, które należy osiągać. Bo co do zasady mężczyźni są dość logiczni. Gość napisał post o tym, że nie potrafi w bajerę i erudycję, to mu użytkownicy podsuwali książki do przeczytania, kanały, podcasty. Uznali, że skoro pyta, to chce coś zmienić, a nie szukać zapewnienia, że każdy powinien akceptować gościa, który nie potrafi zdania podrzędnie złożonego skleić.
  21. Hołubiony - chcialam sie poprawić, nie samym wyglądem człowiek żyje. Coś dla ciała, coś dla duszy @Adri trzymaj się. Ja o 9.00 zjadlam sniadanko, o 16.00 ostatenie kęsy będą
  22. @Adri Twój mąż pewnie lubi brylować, a z utytą żoną to tak niekoniecznie. W zdrowym związku to by wyglądało tak, że razem idziecie gdzieś do jakiegoś klubu sportowego. Chwilę Ty ćwiczysz, chwilę on. Na zmianę zajmowanie się dzieckiem. Chołubiony od zawsze chłopak tego egoizmu nie przeskoczy, jest nastawiony totalnie na siebie. Reszta ma posłusznie dopelniać jego wizerunku. Podejrzewam, że jest tym młodszym z rodzeństwa. Weź się za siebie, ale proszę Cię nie żebraj o uczucie. Niech wszystko samo wróci na dawne tory, ale bez skamlania.
  23. Zaraz mogę przytyć 10 kg (niestety taka już jestem) więc wstrzymaj konie z gratulacjami Na spokojnie, teraz też trochę przytyła, stosuję post i się śmieje, że aplikacja mi mówi, że w czerwcu będę rakietą, bo na razie jestem paszczakiem To że teraz ważysz sporo, to po prostu niech będzie dla Ciebie wyzwanie na ten rok. Ale nie po to żeby uszczęśliwiać innych, ale żebyś mogła z synem w piłkę kopać, rzucać się z nim śnieżkami, gonić za rowerkiem. Kładź lachę na te wszystkie przytyki, zrób to dla siebie. Śmiej się, że jeszcze będzie połykal własny język jak slinotoku dostanie na Twój widok. On oczywiście coś odburknie, ale Ty bądź ponadto. Kpij sobie z tych przytyków i zawalcz o siebie. Odwagi. Jesteś młodą mamą, masz dla kogo żyć i dbać o siebie.
  24. Dziwny typ. Obcego bym tak nie poniżyła. Więcej wiary w siebie. Skup się na sobie i dziecku. Ja przytyłam w drugiej ciąży 28 kg. Córka się urodziła duża i po prostu się zawzięłam. Nie jadłam po 17.00. 9.00-17.00, a potem post i spadało. I choćby mnie przypalali, to nie piłam nic słodkiego, nie jadłam nic. A jakie szantaże były od rodzinki, że wydziwiam, że jestem próżna, że to takie niskie skupiać się na wadze kiedy ma sie rodzinę, że i tak jestem ładna. Hahah, bujać to my, a nie nas. Tak się gada, a prawda jest jaka jest. Więcej buty i zuchwałosci. Masz mieszkanie, dziecko, weź się za siebie, skup się na sobie i nie daj sobą pomiatać. Broda wysoko, dasz radę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.