Sytuacja, której nie życzę nikomu. 12 lat temu, wakacje, fajna laska, miłe spotkanie. Po kilku dniach złe samopoczucie, objawy przeziębieniowe, lekka gorączka 37,3, stan rozbicia, ból gardła. Pod napletkiem pojawia się jakiś stan zapalny, maź, pieczenie, które po jakimś 1-2 tygodniu udaje się opanować antybiotykami i okładami z gazików + sól fizjologiczna. Cały czas pozostaje jednak silne osłabienie, uczucie silnego zmęczenia, ciągły stan podgorączkowy, ból gardła. Minęło kilkanaście lat, w trakcie których wykonałem badania: HIV, WR, rzeżączka, WBV, borelioza - wszystko negatywnie. W morfologii cały czas wychodzi dość niskie białe krwinki WBC, ok 3,5, bywało poniżej 3.
Gorączka niska ok. 37-37,2 utrzymywała się niemal bez przerwy przez kilka lat, niby nisko ale potwornie męczące na dłuższą metę. Ból gardła utrzymuje się kilkanaście lat bez przerwy, ostatnio nieco mniej ale cały czas go czuję. Dla mnie ewidentnie coś złapałem od tej panny. Przed tą sytuacją regularnie biegałem, nawet zimą, silny organizm, w podkoszulku przy minus 10 nie było problemu, od tej sytuacji jestem bardzo chorowity, zimnowstręt. Dlatego czuję taki kontrast i jestem przekonany, że coś złapałem. Tylko co? Jeżeli macie jakieś porady, pomysły, pomóżcie proszę. W tej chwili jestem już wycieńczony psychicznie, ciągła gorączka ustała ale potworne osłabienie, zmęczenie, senność jest nieustanna.
Aktualnie:
- ciągłe zmęczenie
- niska odporność, bardzo łatwe przeziębianie się
- konieczność częstego snu, rano budzę się i jestem wyczerpany
- problemy z koncentracją, pamięcią
- po lekkiej pracy fizycznej od razu gorączka lekka ok. 37,2
- ciągły ból gardła
- ból głowy
- szybkie męczenie się
Trochę akt desperacji ale jeżeli ktoś ma pomysł będę wdzięczny.