Skocz do zawartości

tamelodia

Starszy Użytkownik
  • Postów

    371
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez tamelodia

  1. Ok, część z Was mówi, że szczęście to nawyki, ale ale... W moim przypadku nie było to możliwe, bo po prostu przychodziły do mnie takie myśli, że nie mogłam sobie dać z nimi rady. Po prostu, nie dało się ich powstrzymać NICZYM. Narazie cieszę się tu i teraz Czekam do lutego/marca z odstawieniem ich i zobaczę co i jak. Te tabletki nie mają być na stałe. Póki co biorę je od sierpnia, zobaczę jak pójdzie z odstawianiem i co wtedy się wydarzy. Ale serio, jestem tak szczęśliwa, że nie widzę problemu żebym miała je brać do końca życia Siostra, która pracuje w zawodzie medycznym, powiedziała tylko, żebym uważała, bo nawet nie zauważę jak wejdę w stan hipomanii.
  2. Czy mogłabym prosić moderację o wklejenie postu poniżej do pierwszego postu? Minęło za dużo czasu na edycję Hej! Piszę trochę w odniesieniu słów Marka, odnośnie tego, że szczęście to nawyk. Nie wiem, czy ktoś mnie kojarzy, ale jeżeli nie to już tłumaczę: jestem tą, która wiecznie zrzędziła że nie zdąży znaleźć sobie męża, że nie zerwie z obecnym, bo straciła z nim 2 lata, że musi mieć dziecko, żeby być kobietą, ale wcale tego dziecka nie chce. Tak, wiem - to trochę popaprane. Te myśli, o których mówię, towarzyszyły mi dobrych kilka miesięcy, jak nie dłużej. Przez ten czas wiecznie się zamartwiałam, chodziłam smutna, wkurzona. Byłam okropnie wredna a nawet i podła w stosunku do moich bliskich, szczególnie rodziców. Dodatkowo wieczny płacz wieczorami, popijanie winka, kłótnie z chłopakiem, że nie chce ze mną mieszkać, nie chce mnie poznać ze swoimi rodzicami itd. Nie było mi łatwo ze sobą wytrzymać, nie wspominając o osobach wokół. W końcu, stała się rzecz w pracy. Nie straciłam jej, po prostu nastały pewne zmiany z którymi bardzo, bardzo ciężko było mi się pogodzić. Takiego miksu złości/smutku nigdy w sobie nie miałam. Stwierdziłam, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest udanie się do psychiatry, który wypisze mi zwolnienie. Skoro mój pracodawca mnie tak traktuje, to niech radzi sobie beze mnie - tak myślałam. No więc poszłam, z myślą o tym zwolnieniu, a lekarz zaproponował tabletki (+ zwolnienie). Stwierdziłam, że w sumie - czemu nie. W tamtym momencie już i tak gorzej być nie mogło. Od kilku lat chodziłam do kilku terapeutów, żaden nie potrafił mi pomóc, a tylko mnie wkurzał. I wydawałam kasę w błoto. Okazało się, że szczęście kosztuje niewiele, bo wizyta u psychiatry to koszt ok 200 zł, a tabletki - zależy jakie się dostanie, ale u mnie to ok. 20zł za opakowanie. Pierwsze 2 tygodnie nie czułam żadnych zmian, ani negatywnych, ani pozytywnych, a podobno negatywne zmiany pojawiają się często. Zgodnie z zaleceniem lekarza, nie czytałam na ulotce jakie są te skutki uboczne - powiedział, żebym poczytała sobie po miesiącu, jak tabletki zaczną działać Zaczęły działać i powiem Wam, że takiego szczęścia nigdy nie odczuwałam. To są tabletki z serotoniną. Zaczęłam od 0,5 tabletki, teraz jestem na 1,5. Chodzi o to, żeby obserwować swój nastrój i w przypadku gdy zaczyna się pogarszać, można zwiększyć swoją dawkę o 0,5. Później, gdy dojdzie się do 2 tabletek bierze się tę dawkę kilka miesięcy i stara się stopniowo zmniejszać dawkę. Zmieniają się połączenia w przekaźnikach, biochemia mózgu, a ja sama uczę się w tym momencie funkcjonować bez skrajnych emocji jakie mi towarzyszyły. Tak tłumaczył lekarz. Dodał, że dopiero kończę 25 lat, więc ze spokojem to wszystko powinno się udać. Gorzej jest z osobami starszymi. A teraz o tym, jak się czuję. Poza tym, że rozpiera mnie pełnia szczęścia, przestałam reagować skrajnymi emocjami na przykre wydarzenia. Zaczęłam unikać rzeczy, które mogłyby u mnie wyzwalać przykre emocje. Wcześniej, potrafiłam katować się czytaniem forum, które działało na mnie skrajnie negatywnie. Później, katowałam się cały czas swoimi myślami jak to bardzo przegrałam życie, bo jestem kobietą itd. Teraz tego nie ma. Weszłam na forum, weszłam na jakiś wątek o kobietach, przeczytałam ze dwie wiadomości i od razu wyszłam, podczas gdy kilka miesięcy temu przeczytałabym cały wątek żeby tylko się powkurzać Wszelkie moje czarne myśli, łącznie te dotyczące samobójstwa zniknęły, a ja żyję całkowicie normalnie. Jako minus, mogę podać, że zaczęłam mieć "wywalone" na życie. Owszem, ma to swoje plusy, bo mam na przykład wywalone, że w wieku 25 lat nie mieszkam z chłopakiem, podczas gdy wcześniej był to dla mnie życiowy dramat. A jako minus, to to, że mam studia i tak jak rok temu byłam bardzo zorganizowana i pilna, tak teraz jakoś mi to nie idzie, ale no... Nie przejmuję się Jako kolejny minus, albo plus, zależy jak na to patrzeć, to wydawanie pieniędzy. Wcześniej można powiedzieć, że "dziadowałam", bo liczyłam każdą złotówkę i gdy chciałam coś kupić, to mówiłam "za przyszłą wypłatę" i tak miałam kolejkę rzeczy do kupienia "za przyszłą wypłatę". Owszem - oszczędzałam więcej, ale bardzo się tym martwiłam. Teraz wiem, że mam pewne oszczędności, ale mogę lekką ręką wydać np. 600 zł u kosmetyczki (gdzie kiedyś wydanie 100zł powodowało u mnie złe emocje ), czy kupienie w końcu kurtki zimowej czy fajnych butów za 300zł (kiedyś nie kupiłabym butów za tyle, lub pomyślała "za przyszłą wypłatę" ). A kolejna sprawa, że ostatnio pokłóciłam się z chłopakiem. Wydaje mi się, że za późno przeszłam na wyższą dawkę leku, bo w przeciwnym wypadku miałabym wyrąbane przecież Pokłóciliśmy się o te całe protesty no i mieszkanie razem. I zwykle wyglądało to tak, że ja strasznie, strasznie się na to wszystko wkurzałam, potrafiłam mu w nocy zadzwonić z pretensjami itd. A teraz, ok - pokłóciliśmy się. Powiedziałam, że jak się ogarnie i ustali czego chce od tego związku, to niech napisze/zadzwoni. Takie słowa już wiele razy z moich ust padały, ale zawsze wtedy pisałam pierwsza bo nie wytrzymywałam emocjonalnie. A teraz? Teraz mija tydzień odkąd nie rozmawiamy. Owszem, pierwszy dzień było mi całkiem smutno, ale dalej było tylko lepiej. Nawet nie czuję potrzeby pisania do niego i już wiem, że on pierwszy nie napisze (duma mu nie pozwoli), więc śmiało mogę uznać, że jestem singielką. Jeszcze kilka miesięcy temu, spowodowałoby to we mnie taką panikę i popłoch, że nie wiem czy bym to wytrzymała. Raczej nie i napisałabym do niego, żebyśmy się pogodzili. Z kolei teraz, na luzie sobie robię swoje rzeczy. Czasem sobie o nim pomyślę, ale w sposób neutralny. Ani nie pozytywnie, ani nie negatywnie. Nigdy nie odczuwałam czegoś takiego, ale JEST SUPER ❤️ W nawiązaniu do powiedzenia "szczęscie to nawyk" - ja naprawdę, wcześniej próbowałam się cieszyć, ale po prostu nie mogłam. Dopiero teraz, gdy biorę odpowiednie hormony jestem w stanie żyć! Jeżeli ktoś potrzebuje namiary na psychiatrę w Warszawie, to mogę podać na priv info o tym lekarzu. ❤️❤️❤️
  3. Hej! Piszę trochę w odniesieniu słów Marka, odnośnie tego, że szczęście to nawyk. Nie wiem, czy ktoś mnie kojarzy, ale jeżeli nie to już tłumaczę: jestem tą, która wiecznie zrzędziła że nie zdąży znaleźć sobie męża, że nie zerwie z obecnym, bo straciła z nim 2 lata, że musi mieć dziecko, żeby być kobietą, ale wcale tego dziecka nie chce. Tak, wiem - to trochę popaprane. Te myśli, o których mówię, towarzyszyły mi dobrych kilka miesięcy, jak nie dłużej. Przez ten czas wiecznie się zamartwiałam, chodziłam smutna, wkurzona. Byłam okropnie wredna a nawet i podła w stosunku do moich bliskich, szczególnie rodziców. Dodatkowo wieczny płacz wieczorami, popijanie winka, kłótnie z chłopakiem, że nie chce ze mną mieszkać, nie chce mnie poznać ze swoimi rodzicami itd. Nie było mi łatwo ze sobą wytrzymać, nie wspominając o osobach wokół. //Przepraszam, przez przypadek się wysłało. Idę teraz wyedytować resztę i zaraz poprawię
  4. Nie doszukiwałabym się teorii spiskowych, że podają nam coś w jedzeniu Moim zdaniem, wygląda to tak - dawniej kobiety miały sporo dzieci, ale jedyne co musiały z nimi robić to ubrać i nakarmić. Dzieci wychowywały się same. Niektóre kobiety podawały nawet odrobinkę wódki do mleka, żeby dziecko poszło spać a one mogły iść do pracy w polu. Dziś to jest niedopuszczalne. Obecnie propagowane jest tzw. rodzicielstwo bliskości, w którym nie wystarczy już tylko nakarmienie i ubranie dziecka. W skrócie - jedno dziecko wymaga ogromnych, dużo bardziej ogromnych nakładów energii niż dawniej. Dodatkowo, mamy dużo większą samoświadomość w kwestiach psychologicznych, i wiemy że pewne nasze zachowania wynikają ze środowiska w jakim się wychowywaliśmy - np. brak miłości od matki w dzieciństwie. Stąd widzimy pewne nasze braki i ułomności, nie chcemy później przekazać tego dziecku.
  5. Zastanów się teraz, po co kobiety czy mężczyźni chcą mieć dzieci? Często motywacją jest szklanka wody na starość, chęć przywiązania do siebie partnera/partnerki, posiadanie dziecka dla swojego widzimisię. Oczywiście wszystko okraszone słodkimi słówkami o cudzie narodzin, największym szczęściu etc. - to nie jest egoizm, to jest okej?
  6. @goryl ale jakie są teraz społeczne konsekwencje uprawiania seksu? Bo ja nie widzę żadnych, poza ciążą i chorobami wenerycznymi - ale to nie są konsekwencje społeczne. Nawet gdyby wykluczyć konsekwencje w postaci ciąży i chorób + dołożyć do tego to co napisałeś wyżej, czyli że uprawianie seksu w miejscach publicznych i z wieloma partnerami jest w 100% dozwolone, to w moim przypadku raczej częstotliwość jego uprawiania by się nie zmieniła Tylko, że w zupełnie innym świecie ja też byłabym zupełnie inna, więc może zupełnie inna ja by uprawiała ten seks wszędzie i z każdym
  7. Zabiorę głos w sprawie Kiedy przesiadywałam tu na forum całkiem sporo czasu, to rzeczywiście "chciałam" mieć dzieci, bo to przecież spełnienie się jako kobieta, jedyna moja życiowa rola itd. Potem przyszedł koronaświrus i jakoś tak się złożyło, że dzięki wolnemu czasu nie miałam ochoty tu wchodzić bo pojawiły się nowe ekscytujące zajęcia. Miałam sporo czasu na siebie, nikt mnie w ciągu dnia nie rozpraszał, bo przecież wszyscy się izolowaliśmy. I jakoś dzidziusia mi się mocno odechciało. Może jak wrócę normalnie do pracy do biura to znowu zacznę być zewsząd indoktrynowana, że MUSZĘ mieć dzidziusia, bo to przecież dar boży, cud, dopełnienie kobiecości. Ale to nie będzie to czego JA chcę, tylko to czego wymaga ode mnie społeczeństwo. Czyli na ten moment - nie chcę. Może mi się "odmieni" z czasem. Często pojawia się argument, że kobiety nie chcą, potem jak mają 40-50 lat to płacz do poduszki bo jednak chcą. Pewnie czasem tak jest, ale pojawia się coraz więcej głosów kobiet 40+ (jest np. blog bezdzietnik, albo grupy na fb), które nie żałują bezdzietności, oraz kobiet 40+, które mają dzieci i mówią o tym, że jednak żałują bo sporo czasu straciły. Może np. żałowanie bezdzietności pojawia się dopiero na emeryturze, kiedy człowiek jest coraz mniej sprawny. Nie wiem, pewnie musimy jeszcze trochę poczekać, bo póki co mało jest 80-latek bez dzieci
  8. 1. W moim przypadku często bywa, że tak. Zwłaszcza sam początek, później jest w miarę ok, ale jak seks się przedłuża to już czuję nieznośny ból pomimo że używam lubrykantów :) 2. Tak. Ja praktycznie nigdy nie czuję podniecenia i to nie dlatego, że partner mi się nie podoba. Moi partnerzy - obecny i były, zwłaszcza obecny, należy do przystojnych, dodatkowo dba o siebie, zawsze ładnie pachnie itd. No, ale nie jestem w stanie osiągnąć odpowiedniego podniecenia, żeby pojawiło się naturalne nawilżenie. To się dzieje tylko i wyłącznie na początku znajomości, jak jest szał ciał, hormony szaleją itd. Nie jestem w stanie podniecić się nawet jeżeli będzie bardzo długa gra wstępna, która podobno pomaga - mi nie. Co gorsza, zauważyłam, że z wiekiem mi się pogarsza (a podobno im kobieta starsza tym lepiej w tych kwestiach), bo jak byłam młodsza to byłam jeszcze seksu ciekawa., ale pomimo podniecenia, nie czuję zbyt dużej przyjemności z seksu. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że istnieją różnego rodzaju zaburzenia seksualne np. zaburzenie pożądania, podniecenia, orgazmu i coś tam jeszcze. Moim zdaniem mam je wszystkie :D 4. Nie, opinia innych nie ma znaczenia - tak mi się wydaje na ten moment :) 5. Motywacją jest to, że zdaję sobie sprawę, że seks ma przede wszystkim rolę więziotwórczą. +Chęć zadbania o partnera. Przyjemność większą mam jak np. oglądając film mizia mi rękę, niż z seksu :D 6. Jak wyżej - przyjemność raczej marna, ale najbliżej osiągnięcia minimalnego podniecenia mam wtedy, gdy po prostu mam nastrój do igraszek, czyli bardzo rzadko. Btw. gdzieś też czytałam, (Chyba w "sztuka kobiecości"), że kobieta może mieć ochotę na seks, ale w jednym momencie ta ochota może jej przejść kiedy na przykład wkurzy ją czymś partner. Był podany przykład, że kobieta prosto z pracy jechała z mężem do znajomych na kolację. Miła atmosfera, jakoś jej się zaczęło chcieć seksu, więc już planowała, że po powrocie do domu wskoczą do łóżka. Kiedy już wrócili to okazało się, że w mieszkaniu jest ogromny syf, którego partner nie ogarnął, mimo że był cały dzień w domu :D
  9. Jak kobieta w wieku do ściany czyli 25/30 lat nie może sobie znaleźć faceta z top 20% to znaczy że uderzyła w ścianę wcześniej? Jak jakas nie mogła sobie ogarnąć faceta w wieku powiedzmy 18-25, to tak naprawdę nigdy nie żyła nie uderzając w ścianę? Podobno kobieta ma sobą coś reprezentować, więc po co ma być super atrakcyjna, skoro wygląd i tak przeminie?
  10. Z tego co ja widzę, przynajmniej tu na forum to jest to warunek konieczny, żeby ktoś chciał się związać z kobietą. I też, jak pytam po znajomych, którzy nic nie mają związanego z redpillem itd. Oni też nie widzieliby się w związku z jakąś kasjerką, bo nie chcą być jej sponsorem. Wspaniale to ujęłaś! Dzięki ❤️ Okazuje się że rzeczywistość często wygląda inaczej niż na forum ? Nie, nie uzależniam tylko od tego. Bracia na forum sugerują mi, że powinnam znaleźć sobie takiego "do tańca i do różańca". Ok, rozumiem. To byłoby fajne, tylko nie chcę w związku zarabiać więcej od partnera i tyle. Atrakcyjność fizyczna - nie musi być super przystojny ani wysoki. Ważne żeby o siebie dbał.
  11. Ok, w takim razie jak między mną a tą panią terapeutką będzie się dobrze układać i będę z nią dalej współpracować, to za kilka tygodni/miesięcy napiszę Ci czy odczuwam przyjemność z prowadzenia męskiego życia lub spotykania się z facetem kilka oczek niżej ode mnie Tak to działa. I dziewczyna nie musi wcale być brzydka, wystarczy że jest przeciętna. Pocieszające jest to, że niedawno poznałam dziewczynę, która jest rok ode mnie starsza (w zasadzie prawie dwa). Jeszcze trzy lata temu była z niej super dupa, naprawdę. 10/10, może 9/10. I ona jest sama. Więc uroda wcale nie gwarantuje sukcesu reprodukcyjno/miłosnego.
  12. @leto czyli dokładnie to co napisałam. Psychoterapeuta pozwoli na pogodzenie się ze swoją porażką
  13. Nieee, w takim przypadku psychoterapeuta pomoże pogodzić mu się z tym, że jest to nierealne i powinien znaleźć szczęście gdzieś indziej...
  14. Terapeuta sprawi nagle że będę chciała spotykać się z kimś zarabiającym mniej ode mnie? Bo tu głównie o to chodzi. Znaleźć faceta nie jest problem. Znaleźć wartościowego faceta, to jest problem.
  15. @leto ja od niedawna chodzę (nawet wybrałam panią ze specjalizacją z seksuologii), ale czy to magicznie sprawi że będę mogła wieść życie kobiety? Będę mogła czuć się kobieco? Będę mogła mieć rodzinę? Nie. To tylko pozwoli mi pogodzić się z moją porażką i stanę się jeszcze bardziej facetem niż kobietą. Zmienię priorytety i zostanę "kobietą sukcesu" (czyli nie kobietą tylko facetem defacto) @Reflux jak się ktoś znajdzie z kim będę mogła być w jakiejś relacji w której znowu będę frajerką to spoko. Przynajmniej haj hormonalny będzie się zgadzał xd
  16. Skoro nie mogę spełniać się jako kobieta w normalnej relacji to muszę zadowalać się czymś takim
  17. @Reflux jak tu faceci wykorzystują dziewczyny do seksu i mają z nich bekę to jest spoko, jak ja mam jednego orbitera któremu mówię z góry, że nic z tego nie będzie to źle? On nie ma 16, ani nawet 20 lat. Jest w moim wieku. Dorosły facet.
  18. Dziękuję bardzo za umoralnianie mnie. Nie raz byłam w podobny sposób potraktowana przez mężczyzn i pewnie nie raz jeszcze zostanę. Nie widzę powodu dla którego miałabym to definitywnie zakonczyc, zwłaszcza że temu koledze bardzo się to podoba. Ja mu piszę, że nic z tego nie będzie, on się obraża na kilka dni i znowu zaczyna do mnie pisać. Jego wybór. @Krugerrand jak wyżej, oraz to ja odeszłam od misia
  19. Brakuje atencji dokładnie tak. Czemu miałabym nie korzystać.
  20. Mój "adorator" też mnie już wkurza. Tzn czasem spoko się gada, ale zaczyna mnie coraz częściej drażnić. Jak mu mówię, że lepiej to zakończyć to obraża się, nie odzywa z dwa dni i potem pisze ze jednak jest mu zbyt smutno bez kontaktu xd
  21. Popracuję jak się jakiś znajdzie xd na portalach ilość włożonego czasu, wysiłku, emocji jest za duża w stosunku do efektów.
  22. Problem polega na tym, że nie mam już czasu na to, żeby popełnić kolejną porażkę. Ja nikogo już nie szukam, bo na portalach randkowych mało kto jest ciekawy. Jeżeli ślub czy chociażby "miłość" są mi pisane, to facet sam mnie znajdzie Która normalna kobieta robi skok na "karuzelę kutangów", żeby znaleźć kogoś do związku? Jak się chce poważną relację z facetem to się powstrzymuje od kontaktów seksualnych z nim, dopóki nie zauważymy realnego zaangażowania. Co innego sypianie facetami bo ma się chcice i na to ochotę, ale wtedy raczej naiwna będzie wierzyć że będzie z tego coś poważnego. Mi się finansowo spoko powodzi między innymi stąd się mój problem ze znalezieniem partnera bierze.
  23. No niektórzy lubią blondynki, inni brunetki, jedni duże pupy inni piersi. Jedni wysokie, drudzy niskie. Nie uważam się za piękność, ale podobno mam bardzo urokliwy uśmiech i potrafię rozsiać pozytywna energię wokół siebie - to wykorzystuję
  24. Niestety, mimo że się staram to nie zostanie to nigdy docenione. Żeby wyjść za mąż trzeba sobie znaleźć męża pokroju mojego adoratora i być wtedy facetem w związku. Na coś takiego się nie piszę Czyli spełniam te warunki, poza urodą bo każdy ma swój gust. Tego nie spełniam, bo trudno żebym w wieku 24 miała swoje. Chyba, że celujesz w kobiety 30+ to pewnie bardziej realne. Wiązać na dłużej na zasadzie, że ślubu i tak nigdy nie będzie a związek będzie polegał na "równouprawnieniu"?
  25. No ok, w Twoim przypadku co kobieta powinna mieć żeby cię przyciągnąć na dłużej? Co to za moneta przetargowa? Ja wiem, że nie jestem Ale on nie jest męskim samcem. Ja do niego czuję wyłącznie pogarde/politowanie. Koty i wino są bardziej pocieszającą wizją.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.