Witam wszystkich. Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad napisaniem tego posta, a powodem są moje zastrzeżenia co do szczerości w łózko mojej nowej kobiety z którą jestem już ponad 3 miesiące. Zastrzegam iż traktuje to jako poważny związek. Ja jak i Ona (jeśli nie kłami) nie jesteśmy zbytnio doświadczeni w sprawach łóżkowych (miałem tylko 1 kobietę wcześniej - 4 letni związek). Wiem na pewno że jest we mnie bardzo zakochana, i traktuje mnie jako dobrego kandydata do zapierdalania w pracy i zbudowania rodzinki Opis sytuacji: Seks mam na zawołanie, jeszcze nigdy nie usłyszałem że 'boli ją głowa' lub zwyczajnie nie ma ochoty, na co zresztą się umawialiśmy bo takie coś gdy z jednej ze stron nie ma zaangażowania nie ma sensu. W przypadku relacji intymnych z moją ex, w 95% przypadków widziałem / czułem że ma orgazm, i całkowicie odpływa podczas. Aktualnie nie przypominam sobie abym coś takiego zaobserwował u mojej aktualnej kobiety, podczas stosunku normalnie ze mną rozmawia tak jakby to była jakaś zwykła czynność jak np. mycie garów. Nie wspominając już o bardziej biernej aktywności. Wiadomo też że każda kobiet jest inna więc biorę na to poprawkę. Może napiszecie że wystarczy o tym porozmawiać – ale nieraz już poruszałem ten temat i zapewniała mnie że jest wszystko w porządku i zbywała temat, więc jakakolwiek rozmowa nie ma sensu, bo niby co mam zapytać?: Kochanie, wydaje mi się że udajesz orgazm i seks dla Ciebie nie ma większego znaczenia?”. Wole udawać że tego nie widzie albo po prostu odejść bez słowa. Możliwe jest też że niepotrzebnie szukam dziury w całym, i gówno mnie powinno obchodzić czy jej się podoba czy jest jej to obojętne i po prostu robić swoje. Wielu z was pewnie nie rozumie tego mojego narzekania, skoro mam seks na wyciągniecie ręki (2-3 dziennie) ile chce i kiedy chce to w czym problem.. Jestem też wiadomo mocno zakochany w tej kobiecie ale gdy bym np. miał pewność że seks jest dla niej tylko narzędziem aby mnie zatrzymać przy sobie i żebym był zadowolony a jej to obojętne ile razy bo i tak to żadna przyjemność – to w dupie bym miał taki związek ponieważ za kilka latek pewnie nawet tyle nie będzie chciała robić a ja potrzebuje zaangażowania... PS: Jeśli moje czarne prognozy był by prawdziwe to już lepiej nie pakować w ten związek, bo będzie tylko gorzej gdy za parę lat motyle w brzuszki znikną, albo spotka na swojej drodze faceta który będzie ją podniecał... Czy może mieliście podobne doświadczenia i jakie wyciągnęliście z tego wnioski? Pozdrawiam.