Skocz do zawartości

Rafał80

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Rafał80

Kot

Kot (1/23)

30

Reputacja

  1. Miałem podobnie, ale u mnie się poprawiło po ostrych słowach i reakcjach z mojej strony.
  2. Dziwnym trafem wypowiadają się tylko ci, co dojeżdżali do szkoły 20-30km. Ja np. miałem zawsze szkołę 15 min na nogach. I nikt mi nie powie, że to nie jest wygodniejsze i lepsze rozwiązanie, niż tłuczenie się autobusami i łażenie po dworcach zawsze na w pół biegiem. rocznikowo tyle ma, wg. daty urodzenia jeszcze nie. Ale spoko, przejrzałeś mnie. 1:0 dla ciebie.
  3. W dużej mierze tak, z resztą sam to przyznałem powyżej. Dobrze to określiłeś mianem "rycia". Naprawdę mam dość. To, co jeszcze 7 czy 10 lat temu robiłem z przyjemnością, dziś już jest dla mnie męczące. Zwłaszcza, że 90% czynności przy domu wiąże się z pracą fizyczną. 6 lat temu miałem wypadek komunikacyjny, mam do dziś jego skutki. Zdrowie się posypało, a obowiązki ogrodnika i budowlańca w domu pozostały. Nie stać mnie na zatrudnienie do wszystkiego ludzi, stąd wiele rzeczy robiłem zawsze sam.
  4. Dla mnie dom to sterta cegieł, która przyjechała na 2 tirach. Nic niepowtarzalnego. Sam z rodzicami za młodu przeprowadzałem się 3 razy, ojciec miał taki zawód, że jeździło się za pracą. Ogólnie dom jest tam, gdzie praca, centrum życia codziennego. Powoli przestaje mi pasować scenariusz, że wracam na wioskę do swojego domku codziennie po 19,00 , a rano o 7.00 wyjeżdżam. Owszem, dobrze ktoś z was napisał. Dzieci mam już odchowane, za kilka lat z domu wyjdą. I właśnie dlatego nie chcę żyć na 5 pokojowej chałupie, gdzie w zimie płacę 900zł za ogrzewanie co miesiąc. Lubię ruch, gwar. Lubię pójść do kina, na basen, do teatru. Aktualnie wszędzie muszę dojechać minimum 20km w jedną stronę. Na starość mogę już np. nie być w stanie jeździć autem i co wtedy? Kto mi zakupy zwiezie?
  5. Ja nie pytałem o poradę w zakresie edukacji moich dzieci, bo tutaj akurat mamy wspólne, już ustalone plany.
  6. Widzę z kilometra, że jesteś z blokowiska ? U mnie koszenie trawnika to raz w tygodniu minimum. Powierzchnia działki 850mkw. Samą trawę koszę 2,5-3h. Chwasty wzdłuż płotu z zewnątrz i na zewnątrz drugie tyle. Naprawy to nie tylko te, które wynikają ze zużycia ale również np. efekty burz, nawałnic, gradu. Jak tu mieszkamy 14 lat to : 1) 5 razy poleciały dachówki przy mega wiatrach - teraz szukaj dekarza, dogrywaj terminy, kupuj nowe dachówki, których już nie ma w produkcji; 2) 2 razy grad zrąbał mi samochód i elewację - elewacja do ponownego położenia (leciały gradziny 4cm) - tu na szczęście ubezpieczenie 3) 2 zalania poddasza 4) 1 pożar komina (sadze) Wiesz, jestem coraz starszy i mam też pewne problemy zdrowotne nasilające się z wiekiem. Cenię sobie coraz bardziej komfort i święty spokój. Pochodzę z bloku, z 3 pokojowego mieszkania. Chciałaś ciepło, odkręcalas kaloryfer i było ciepło. tutaj najpierw trzeba wyczyścić i załadować piec, rozpalić i tak codziennie. Plecy siadają mi już od dźwigania worków z ekogroszkiem. Naprawdę upierdliwości w mieszkaniu we własnej nieruchomości jest sporo. Ale to się wie dopiero wtedy jak się ją ma.
  7. Niestety mam trochę inne wyobrażenie na temat wychowania dzieci. Nie uważam, by wiek 15 lat był wiekiem, w którym syn czy córka ma się wyprowadzić z domu. Sam z domu rodzinnego wyniosłem się w wieku 24 lat, zaraz po studiach i ślubie. Nie uważam, by było to coś nienormalnego. Internat jest dla ludzi bez wyjścia. My wyjścia mamy, wspólne zdanie również. Problem pojawia się jedynie na etapie realizacji.
  8. Hipoteki najpewniej nie wezmę, bo wobec braku chęci żony na sprzedaż domu byłbym kretynem. Na utrzymywanie 2 nieruchomości nas nie stać. Wieś, w której mieszkamy ma 600 mieszkańców. Poza kościołem, sklepem i szkołą nie ma tu nic. Dzieci coraz starsze i dopominają się o jakieś rozrywki czy kontakty ze znajomymi. Wszędzie mam je wozić do 18 r.ż?
  9. Tak, bo nie jest w mojej ocenie potrzebny na starość. Sorry, ale 160mkw utrzymać może być ciężko z emerytury. Ja od początku mówiłem, że na starość się na mieszkanie w domku na wsi nie piszę. A do tego dochodzi fakt, że nie jest on mój. Moja żona od początku o tym wie, zna moje zdanie. Dzieci były małe, dom był gotowy i nowy - spoko. Ale nie jest moją ambicją wieczne koszenie trawnika, odśnieżanie zimą czy nieustanne remonty, których będzie coraz więcej. Do pracy dojeżdżam dziennie 70km w obie strony, żona 40. Dzieci wozimy na dodatkowe lekcje 40km 2 razy w tygodniu. To też kosztuje. Ogólnie w 80% chodzi o redukcję kosztów.
  10. Nie wiem czy to tekst na poważnie? Sugerujesz mi bym dzieciom dał wykształcenie podstawowe i nic nadto?
  11. ...w teorii proste, gorzej z praktyką. Jestem kilkanaście lat po ślubie. Od startu mieszkamy z żoną w jej domu jednorodzinnym. Żona jest po rozwodzie, dom budowała z pierwszym mężem, doszli do stanu deweloperskiego, rozwiedli się. Nie zdążyli zamieszkać (mieszkali u jej rodziców). Jako, że ziemia i dom od początku była własnością mojej żony (zakupiła działkę przed zawarciem pierwszego małżeństwa) to po rozwodzie wzięła kredyt, spłaciła męża w zakresie kosztów poczynionych na budowę i po temacie. Została z prawie wykończonym domem. Domem na wsi, 20km od miasta powiatowego i 45km od wojewódzkiego. Dom wykończyła, wprowadziła się sama. Po roku się poznaliśmy. Minął rok z hakiem, wzięliśmy ślub, pojawiło się dziecko, potem drugie. Naturalną koleją rzeczy (choć nie bez moich oporów) zamieszkałem po ślubie w tym nowym i pięknym domku no i tak mieszkam(y) do dziś. Pojawia się jednak od kilku lat temat nieunikniony, o którym mówiłem od startu czyli edukacja dzieci. Dalsza edukacja. Otóż dzieci są w 5 i 6 klasie podstawówki, chodzą póki co do lokalnej szkoły. Jednakże jakakolwiek szkoła ponadpodstawowa to kwestia dojazdu autobusem 20km do miasta powiatowego. Zarówno ja jak i żona jesteśmy zgodni, że będzie trzeba się przeprowadzić, bo najpierw liceum dzieci, potem studia - chcielibyśmy im zaoszczędzić dojazdów, a i nasze życie zawodowe jest związane z miastem i codziennie dojeżdżamy. No i do tego momentu jesteśmy zgodni, a dalej pojawia się problem. Otóż moja żona ani myśli sprzedać dom, by dołożyć do zakupu większego mieszkania w mieście (3-4pokojowe) i właściwie nie przedstawia mi żadnego planu poza wynajmem lub kredytem na 25 lat, na który ja ani myślę zaciągać, bo mam już 40tkę na karku, żona ciut więcej. Z prostych kalkulacji wychodzi nam, że zdolność kredytową mamy na góra 2 pokoje, co przy dorastających dzieciach jest słabym pomysłem. Żona wzbrania się i kategorycznie odmawia jakichkolwiek rozmów nt. sprzedaży domu, bo to jest jej i koniec. Przy tej okazji wyłania mi się również jej podejście do mojej osoby - wg. mnie nie traktuje mnie poważnie. Na moje pytanie co zrobić z domem, jeśli nawet kupimy te 2 pokoje i tam się wyniesiemy - żona mówi, że wynajmie. Tak, wynajmie. Na zadupiu, co najwyżej ukraińcom jako hotel robotniczy. I po pół roku dom do kapitalnego remontu. Kolejna sprawa to fakt, iż dom nie jest jeszcze w 100% wykończony (na górze druga łazienka w stanie deweloperskim, brak podbitki dachowej). Wymaga też już pewnych remontów, typu płytki na tarasie zerwać i położyć nowe, drzwi wejściowe, w najbliższych latach wymiana kotła CO na taki, co spełni wymogi ustawy antysmogowej). Z moich wyliczeń wynika, że wszystko w/w pochłonie lekko 40kpln. To są pieniądze, na które przynajmniej w części musielibyśmy (głównie ja) wziąć kredyt. Powiedziałem wprost, parę lat temu mojej żonie, że nie uśmiecha mi się ładować kasy w coś , co nie jest moje i nigdy nie będzie. Nie wdając się w szczegóły, przez ~~ naście lat małżeństwa były akcje, które otworzyły mi oczy, że warto wykazać się pewną dozą nieufności wobec małżonki i dążyć do tego, by mieć cos swojego na tzw. starość lub gorsze czasy. Przez wszystkie lata co tu mieszkamy, umeblowałem cały dom, robiłem malowania, jakieś płytki, naprawy czy konserwacje - wszystko ze swoich dochodów. Żona sprawiała wrażenie, że jej to zwisa i np. jak rozciekł się parę lat temu komin (wada obróbki blacharskiej) to ja szukałem dekarza, płaciłem za usługę, dowoziłem materiały. Pamiętam, że nawet nie miała czasu/ochoty usiąść do stołu ze mną, by porozmawiać jaki mamy budżet, by wspólnie poszukać fachowca (jej kuzyn jej budowlańcem, mogła się odezwać). Powiedziała mi tylko, że ona się na tym nie zna i "jak coś chcesz to sobie to załatw i zapłać". Wtedy wkurwiło mnie to na maxa, załatwiłem sprawę, opłaciłem fachowca. Ale od tamtego czasu powiedziałem sobie, że za ch*ja nie wsadzę w ten dom złotówki poza najpilniejszym bieżącymi naprawami. Dlatego teraz doszedłem powoli do ściany. Za 2 lata dzieci kończą podstawówkę i trzeba podjąć decyzję jak w tytule wóz albo przewóz. Nie zamierzam tu mieszkać dłużej, niż owe 2 lata. Mam zdolność kredytową na 2 pokoje w mieście i zastanawiam się czy już teraz kupić to mieszkanie i je od razu wynająć na te 2 lata czy czekać aż żonie coś się odwidzi, w co szczerze wątpię. Dodam tylko jeszcze, że opcja pt. idziemy na 2 pokoje, a dom wynajmujemy w KAŻDYM aspekcie odbije się na mnie i moich finansach. Jeśli najemcy zrujnują ten dom, to remont będzie na moich barkach zarówno fizycznie (umiem sporo we własnym zakresie) jak i finansowym, bo znam żony podejście do sprawy - ona ma zawsze inne wydatki. Jedyna co mnie przeraża, to jak położę lachę na ten dom i się wyniosę (sam, czy z żoną i dziećmi) to ta chałupa popadnie w taką ruinę, że wtedy żeby to sprzedać trzebaby opuścić 50%. I co byście radzili ? A może od razu pomyśleć o rozwodzie , wszak dzieci mają już 12 i 13 lat, więc za parę lat będą pełnoletnie. Tak, rozważam różna opcje.
  12. Zupełnie szczerze odpiszę - tak, jest to dla mnie trudne jeśli chodzi o samoocenę. To znaczy, nie że od rana do nocy chodzę kanałami, ludzi się boję i unikam. Absolutnie nie, jestem bardzo towarzyski i zawsze byłem. Ale jednak świadomość, że w lustrze to już nie ten Rafał co 15 lat temu zaczyna mnie powoli smucić.
  13. Szczerze? Masz faktycznie rację. Generalnie mam w dupie co i kto powie na moją łysinę, bo to będzie w dużej mierze wyłącznie opinia ludzi, którzy mnie znają "od zawsze" i nigdy nie widzieli łyso. Gdybym natomiast poszedł w miasto główną ulicą, to nikt obcy nawet nie spojrzy, bo to dziś zupełnie normalna sprawa. Bardziej chodziło mi właśnie o takie totalnie obiektywne opinie obcych mi ludzi, wszak na ulicy pytać obcych jakoś tak nie wypada ?
  14. Profesjonalna rada i opis - dzięki. Nie, aż tak jak William jeszcze nie wyglądam ale dokładnie ten sam typ łysienia. Mam tylko trochę u góry gęściej, niż on ale linia czoła w dokładnie tym samym miejscu co u niego. Do tej pory miałem u góry dłuższe włosy, niż on na tym zdjeciu to aż tak nie było tego widać bo można było trochę "pożyczyć" z jednej strony głowy na drugą. Niestety im włosy są rzadsze tym bardziej to widać i tym mniejszy sens w ich zapuszczaniu na długosć
  15. Mam 183 cm i 91kg. W bicepsie 38cm. Przynajmniej w teorii więc spelniam warunek bycia dość dużym
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.