Po krótkim przedstawieniu się w odpowiednim dziale, przychodzi pora "pójść za ciosem" i opisać w kilku zdaniach swoją historię. Myślę, że będzie to spora lektura, chociaż zobaczymy w sumie czy mnie pociągnie czy skrócę to do minimum. Ale muszę przyznać szczerze, że mam ochotę na swego rodzaju "katharsis". W sumie pierwszy raz się tak uzewnętrzniam na jakimkolwiek forum i pierwszy raz tak odważnie opiszę co mnie "dręczy".
Przechodząc do sedna, mam 27 lat. Dwa miesiące temu rozstałem się z dziewczyną, która obecnie ma 23 lata. Znamy się praktycznie od dziecka, mieszkamy w jednej miejscowości a w dodatku blisko siebie. Byliśmy w związku prawie 6 lat.
Dziewczyna ładna, do tego dla innych sympatyczna, miła i oddana.
Początki naszego związku sięgają można powiedzieć wczesnych lat naszego życia. Nie była to moja pierwsza dziewczyna, mimo jej młodego wieku ja też nie byłem jej pierwszym partnerem seksualnym. Tak się złożyło że od koleżeństwa z czasem bardziej się zaangażowaliśmy, była chemia i tak do tej pory byliśmy razem. Ona pochodzi z rozbitej rodziny jej rodzice rozstali się gdy miała 10 lat, przez resztę czasu wychowywana była przez matkę i obecnego partnera, z ojcem również posiada kontakt (bardzo dobry moim zdaniem).
Jest to osoba raczej zamknięta w sobie, ma bardzo wąskie grono znajomych i bardzo dobrą przyjaciółkę, która krótko mówiąc jest bardzo łatwą dziewczyną i z nie jednego chleba piec jadła delikatnie mówiąc ( wyjechała na jakiś czas za granicę zaraz po szkole).
Po dwóch latach z dziewczyną zaczęły być problemy, zachorowała na anoreksję i sytuacja była bardzo nieciekawa, bardzo znaczna utrata wagi, wycieczki po psychologach i dietetykach po pewnym czasie postawiły ją na nogi. Dużą rolę w wyciągnięciu jej z tego miał jej ojciec i ja, jej matka stwierdziła początkowo że to tylko dieta by po czasie stwierdzić że trzeba wysłać ją do szpitala, bez większego zaangażowania. Po tej całej sytuacji ona skończyła szkołę średnią i tak leciał nam wspólny czas, były wyjazdy na wakacje, walentynki, czasami weekendy.
Gdy znalazła pierwszą pracę zamieszkaliśmy razem ponad dwa lata temu, wynajęte mieszkanie i pierwsze większe plany na przyszłość, ja starałem się rozwinąć też swoje pasje jak i zawodowo, pracuję jako mechanik samochodowy, startuję w rajdach samochodowych a do tego inwestuję w to by otworzyć własną działalność. Moja dziewczyna była tego przeciwieństwem bez większych ambicji zmieniła pracę w markecie na pracę na taśmie ( za namową przyjaciółki, która pracuje obecnie z nią) co prawda zajmowała się mieszkaniem i bardzo często obiadami lecz jej jedynymi zajęciami w wolnym czasie gdy mnie nie było w domu często było przeglądanie portali społecznościowych, klepanie setek "słit foci" i wyjście "na papierosa" z przyjaciółką i czasami ćwiczenia... To wyglądało trochę tak że cały wolny czas mam poświęcić jej, co kilka razy mi wypominała. Owszem były spacery, obiady w restauracji czy wyjścia w góry gdy tylko miałem więcej wolego czasu. Lecz często bywało tak że nic jej nie pasowało i siedzieliśmy w domu.
Początek końca zaczął się rok temu, wraz z momentem gdy zaczęła pracować i spędzać dużo czasu z przyjaciółką. Laska co raz częściej siedziała w telefonie i wręcz się z nim nie rozstawała. Przypadkiem zauważyłem że pisze z jakimś typkiem, oczywiście wszystkiemu zaprzeczyła, kłamiąc prosto w oczy. Po kilku razach przyłapałem ją na gorącym uczynku i sprawdziłem jej telefon, to co zobaczyłem wywróciło mi wszystko do góry nogami, nigdy nie sądziłem że ta dziewczyna jest zdolna do wypisywania takich zboczonych i pikantnych rzeczy z obcym facetem, którego poznała na kasie (starszy od niej o 10 lat) i dodatkowo stadko adoratorów...Zapewniła że nie zdradziła... Puściły mi nerwy i kazałem się jej wyprowadzić..Niestety po miesiącu zmiękłem i wróciliśmy do siebie. Zaczęło się jakoś układać, był dobry sex, dogadywaliśmy się, wyjazd na urlop za granicę do jej rodziny, na którym znowu zauważyłem to że z nim piszę. Ona zapewniała mi że wszystko sobie z nim wyjaśniła i nic od niego nie chce lecz pojawił się jeszcze jej"dawny kolega" jak to ona określiła i cały czas miała z nim częsty kontakt. Od czasu jej powrotu ja już nie do końca potrafiłem pogodzić się z tym że doszło do takiej sytuacji i czasami wypominałem jej to co było co często kończyło się kłótniami. Trwaliśmy razem dalej, punktem kulminacyjnym była sobota dwa miesiące temu gdy byliśmy na urodzinach znajomego, podczas powrotu doszło między nami do wymiany zdań aż w końcu zakończyła się ona jej słowami, które brzmiały tak "Ty myślisz że ja z jednym facetem chcę być tylko?" W tym momencie odwróciłem się i poszedłem bez słowa, ją zgarnęła koleżanka. Na drugi dzień przyjechała po rzeczy oznajmiając mi że ona już "nie chce".
Mimo nerwów, zachowałem się jak zwykły frajer i miękka fajka pomagając jej w wyprowadzce, po czasie kontynuując festiwal żenady, próbując namówić ją do powrotu i naprawy wszystkiego... Na koniec naszej znajomości pokłóciliśmy się i wyrzuciłem jej wszystko co myślę o niej i tej całej sytuacji ( wiem słabe to lecz emocje wzięły górę). Zauważyłem że problemem jest też obecnie to że mam strasznie niską samoocenę, strach przed tym że nie znajdę nikogo i to że ona z pewnością będzie teraz korzystać do woli, przemieliło mnie to totalnie i swoje muszę odchorować.
Obecnie nie mam z nią kontaktu, staram się ułożyć wszystko na nowo i zapomnieć lecz są momenty że gniecie mnie strasznie to wszystko i mam chęć się do niej odezwać. Do tego z racji tego że wróciłem do rodzinnej miejscowości czasami ją widuję i nic na to nie mogę poradzić.
Dodam na koniec że jest to dla mnie mega nauczka ponieważ poległem na wszystkich polach co motywuje mnie do pracy nad sobą, bo jednak trzeba iść do przodu i wyciągać wnioski ze swoich błędów. Co by się nie działo.