Skocz do zawartości

bigblackcock

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia bigblackcock

Kot

Kot (1/23)

4

Reputacja

  1. Tutaj czas - ilość wyjeżdżonych godzin pomoże, jak zobaczysz, że nic się przecież złego nie dzieje, a w sumie to nawet fajnie jest (autko robi brrrrrr). Jest tak, że po dłuższym odstępie od jeżdżenie każdy wsiadając za kółko czuje się dość dziko i niepewnie. A po chwili wszystko mija. Skojarz sobie prowadzenie z czymś przyjemnym, w końcu robisz to o czym przodkowie mogli sobie pomarzyć. W cieple lub miłym chłodku możesz się sprawnie przemieścić i jeszcze posłuchać ulubionej muzyki w trakcie, poczuć wiatr we włosach itp. Niech to będzie dla ciebie nie przykra konieczność, a rozrywka czy przygoda. I jeszcze teoretyczna sytuacja - chcesz zawrócić w dozwolonym miejscu i widzisz, że idzie Ci to wolno, ale jednak, a inni uczestnicy czekają. Trudno, mają se czekać. Ja sto razy bardziej się wkurzam jak jakiś "pewniak" robi głupotę, bo chce szybko i efektownie.
  2. Dla mnie to jest miazga jeśli chodzi o ten wątek - samo sedno. Może dlatego, że sam jestem w tyci tyci podobnej sytuacji (choć 100 razy lepszej) chciałbym coś takiego usłyszeć. Bez tego czuję się jak pionek w świecie zwierząt - matrixie. Zastanawiam się tylko czy na forum są tacy, którzy usłyszeli coś podobnego, a jeśli tak to czy z perspektywy czasu nie oceniają tego jako pułapkę I mam pytanie offtopem (co prawda wiąże się z shittestem, ale kobiety też to robią) Czy macie jakąś propozycję, jak wyciągnąć właśnie "kulturalnym podstępem" lub nawet spokojnym pytaniem prawdziwe motywacje kobiety w tym temacie? Chodzi o wydobycie intencji: - czy chce dowieźć projekt dziecko tylko dlatego, bo natura wzywa - czy chce dowieźć projekt dziecko, bo co prawda natura wzywa, ale to moje geny są jej do tego potrzebne i moja obecność jako nie tylko ojca, ale przede wszystkim partnera Może rozwiązanie jest banalne, ale nie widzę w swojej ułomności takiego sposobu. A może zabieram się do tematu od dupy strony - jeśli tak, prośba o wyprowadzenie mnie z błędu Poza tym, jestem ciekaw statystyk ilu mężczyzn jest z perspektywy czasu zadowolonych z zabetonowania LTR poprzez bombelka czy tam inne zobowiązania z rówieśniczką (maks. 3 lata młodsza).
  3. Znam angielski (biegle) i chiński (dobrze+). Czasami kusi mnie by zmotywować się do większej powtórki chińskiego w taki sposób, aby dołożyć sobie jeszcze jakiś język i zacząć od początku - uczyć się tak porównawczo. Zrobię sobie jakiś tydzień, dwa testu czy dam radę, bo doba ma tylko 24h, a pracować i żyć też trzeba. Trzeci język dla mnie musi być w miarę prosty, ale i praktyczny, więc spróbuję z hiszpańskim. Wydaje mi się jednak, że nie dam rady i finalnie dojdę do dawnych wniosków, że nie ilość a jakość się liczy. Odpuszczając hiszpański, byłbym w stanie nauczyć się jeszcze więcej chińskiego i jeszcze lepiej wykorzystać go zawodowo. Ale ciekawość zwycięża. Poza tym warto podkreślić, że trzeba mieć jeszcze co powiedzieć w tych językach, a czas poświęcony na ich naukę sprawi, że trzeba będzie odpuścić inne zainteresowania lub inny rozwój zawodowy.
  4. Nie założyłem jeszcze swojego wątku w świeżakowni (może na dniach się zbiorę do tego). Ogólnie rzecz ujmując jestem obecnie na rozdrożu, które opisuje ten temat. Z jednej strony spore ciśnienie na małżeństwo z kobietą, która nadawałaby się idealnie do roli matki, przyjaciółki i zajęcia się domem. (znam ją 5 lat). Z drugiej strony jednak kuleje u niej seksapil (nie mylić z urodą, bo ta jest poprawna) i ma zbyt niskie libido jak dla mnie. Ja z kolei nie poczyniłem wcześniej ruchów by mieć wystarczającą liczbę punktów odniesienia czy to ja przesadzam i lepiej nigdzie by mi nie było czy rzeczywiście jest źle. Fakty są takie, że nie skłaniam się ku przypieczętowaniu mojego losu małżeństwem - właśnie dzięki takim wątkom. Cały czas rozbrzmiewa mi w głowie głos, że lepiej już nie będzie, bo lepiej już było, a inna strona ciągnie mnie w kierunku kobiety, która nie jest inna niż wszystkie, ale na pewno wartościowa. Boję się najbardziej tego co będzie za kilka lat - czego będę żałował. Jeśli kiedyś będę miał syna to w odpowiednim czasie doradzę mu by nie wchodzić za szybko w LTRy, bo bez tego różne kwiatki się w głowie rodzą i człowiek na niepotrzebne nerwy i dylematy. Natomiast wiem, że nie miałbym dylematu jeśli obecna Pani miałaby wysokie libido i wiedziała jak mówić, wyglądać i się poruszać. Wtedy myśli o tym jak to byłoby z inną przychodziłyby rzadko, a jeśli nawet, to umiałaby sprawiać, że znikałyby. Pomarzyć można, a fakty są takie, ze po ślubie i mając dzieci Panie już nic nie muszą.
  5. Mnie dość zwyczajna, oklepana praca daje dużo spełnienia. A cały myk w tym, że jest dobrze opłacana i pasuje do moich cech osobowości. Bardzo się interesuje rynkiem pracy, może dlatego, że mam elastyczne wykształcenie i umiejętności - kto wie co będę robił za 5, 10 lat. Czasami czuję takie ukłucie, że nie wykorzystuję swojego życia i potencjału całkowicie. A bombardowanie przez media społecznościowe przekazem "mam pasję - więc nie muszę pracować" potrafi zrobić niezłą papkę z mózgu. Nie twierdzę, że nie da się być mniej lub bardziej zadowolonym ze swojego życia zawodowego, ale ludzie opowiadający o swoich pracach-pasjach uwielbiają pomijać ciemne strony tego co robią, by zracjonalizować sobie swoje wybory i poprawić sobie humor. A tak naprawdę w delfinarium delfin też sra i to pewnie często. Ja nie widzę sielankowych stanowisk lub biznesów, bo nawet w tych pozornie przyjemnych obrzydzać je może strach przed końcem bajki, brakiem klientów (jeśli to nisza), ciągłego planowania jak przetrwać na rynku. A upadek z wysokości boli. Co nie znaczy, że nie warto szukać swojej ścieżki. Nie ma nic złego w tym, że praca nie jest pasją. Tym bardziej jeśli weźmiemy poprawkę na Polskę lub inne kolejno coraz to biedniejsze kraje - gdzie częściej nie da się zmonetyzować pasji, bo ludzie zwykle nie mają kasy na "głupoty", które funkcjonują na zachodzie (lub już nie tylko zachodzie). Nie mamy też pieniędzy na wysokie technologie i trudno szybko zebrać kapitał na rozkręcenie czegoś z nimi związanymi. Ogólnie trudniej jest odrzucić nudne zlecenia i obowiązki na rzecz przyjemności. Poza tym, wolę dostać dobrą kasę za pracę, za którą średnio przepadam i nadwyżkę przeznaczyć właśnie na pasje - bez ciśnienia by przynosiły pieniądze, niż pasjonować się czymś za co ledwo przeżyję. Można oczywiście odnieść sukces, ale duży sukces to nie zawsze tylko ciężka praca (jak wmawiają) lecz też być w dobrym miejscu we właściwym czasie i spotkać odpowiednich ludzi. Różnie z tym bywa. Są ludzie, którzy nie mogliby zostać deską do prasowania, muszą być surfingową. Ja wolę harmonię w życiu w różnych jego aspektach. Nic na siłę. Czyli jest czas na pracę, jest czas na zabawę. To jak z czekaniem na gwiazdkę - czekanie jest najlepsze. W robocie czeka się na jej zakończenie, a wtedy pasja inaczej smakuje - jest czymś bardziej niedostępnym.
  6. @self-aware - Fakt, języka tak szybko się nie nauczysz, ale mam na myśli tu jakiś stopień biegłości - tak, żebyś sobie rozmawiał o czymkolwiek. Ale to ci przyjdzie z czasem, teraz tego nie potrzebujesz. Myślę, że warto abyś obecnie skupił się na słownictwie branżowym + proste, życiowe czasowniki i frazy. A poza tym zrobić sobie np. najpierw dzień, później tydzień, później miesiąc po angielsku: myśl, mów na głos sobie czynności, które wykonujesz. Co do Netflixa, koniecznie głos po angielsku, ale poszukaj sobie nakładek, abyś miał napisy i po angielsku i po polsku (2 linie). Front w IT to dobry pomysł, jeśli chodzi o kasę, a widać, że cię ciągnie w tym kierunku.
  7. Ale nie ma co się poddawać, bo wyobraź sobie siebie, że za 3 lata masz końcu te 6k na rękę i siebie za 3 lata nadal w podobnym miejscu. Kiedyś miałem ziomka w liceum, który świetnie grał na gitarze i śpiewał. Ja nim go poznałem też lubiłem i grać i śpiewać. On robił to 100 razy lepiej, ale nie grał w gry na kompie tak, jak ja. Rzuciłem gitarę kąt, bo się porównywałem - a miałem robić swoje i wybrać na czym mi zależy: na grach czy muzyce. I tak interesowały nas inne gatunki muzyczne, więc bez sensu takie porównywanie. Dużym błędem jest marnowanie czasu na przesadne porównywanie się do innych tym bardziej w dobie Internetu, gdzie każdy może wykrzywić rzeczywistość jak chce. Trzeba robić swoje, a innych obserwować tylko po to, by zobaczyć trendy na rynku, a potem użyć mózgownicy, by spróbować dodać w nie coś unikalnego od siebie. Poza tym przyjęło się, że każdy musi mieć talent i pasję. Coache wyrośli jak grzyby po deszczu i wmawiają, że jak nie robisz czegoś, co kochasz, to coś cię w życiu omija. Osobiście wolę bardziej oddzielić pracę od hobby, aby mi się nie kojarzyło. A i dzięki temu praca jest dla mnie takim oczekiwaniem na gwiazdkę - aż w końcu będę mógł zająć się tym, co dla mnie najprzyjemniejsze. Wtedy to ma inny smak. Warto sobie wyprzeć z głowy to, że jak nie ma się bezgranicznej zajawki związanej z czymś, to jest się gorszym. Nie na tym polega życie. Ja nie mógłbym mieć życiu 1 lub 2 pasji, zanudziłbym się, gdybym miał latami robić to samo. Talent można też mieć do szybkiej nauki nowych rzeczy i adaptacji do zmian okoliczności. Na Twoim miejscu serio zacząłbym od przeglądania jakichś list zawodów, branż i hobby jednocześnie odnosząc je sobie do realiów Polski lub innego kraju, z którym ewentualnie mógłbyś się związać (bo w Czechach np. nic ci po budowie okrętów ). Wykreślaniem tego, co totalnie ci nie pasuje może cię zbliżyć do potencjalnego obszaru, gdzie masz talent.
  8. Kierunek lekarski - właściwie było blisko, ale zszedłem z tej drogi Aczkolwiek "wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma", a lekarze to najbardziej wypalająca się grupa zawodowa. No i pewnie nie byłbym tym, kim teraz jestem. Sądzę, że taka ścieżka nie skierowałaby mnie na czas na redpill. Ewentualnie mechanika samochodowa, ale tu też chyba strzeliłoby mnie coś z powodu powtarzalności i pracy nad passatami.
  9. Polecam ten materiał (jest też jeden nowszy u niego na kanale o oddzieleniu talentu od umiejętności): Ja jako nastolatek byłem np. kiepski z angielskiego - robiłem co chwilę głupie błędy w gramatyce, a moja nieśmiałość sprawiała, że miałem problem z rozmawianiem. Jednym słowem katastrofa. Nie odpuszczałem jednak, bo miałem dość motywujące środowisko (nie chciałem odstawać od kolegów), ale przede wszystkim podobały mi się zagraniczne piosenki i chciałem wiedzieć o czym są, podobało mi się też ich brzmienie. Zacząłem więc dużo siedzieć w tekstach i tłumaczyć sobie słówka. Zaczęło mi wychodzić w szkole, a pochwały dodatkowo mnie napędziły. Poświęciłem nauce dużo czasu, a dalej jakoś już poszło. Dziś jestem dorywczo tłumaczem angielskiego i chińskiego i zastanawiam się czy nie zabrać się jeszcze za jakiś język (chociaż wątpię, bo inne dziedziny mnie ściągają bardziej). Dziś śmieję się, że kiedyś mówienie w innym języku było dla mnie jakąś abstrakcją - nie wyobrażałem sobie siebie takiego jakim jestem dziś. Morał jest taki, że często zabieramy się za coś od dupy strony i od razu się zniechęcamy zamiast dać sobie chociaż miesiąc i lecieć po kolei. Coś takiego jak talent rzeczywiście istnieje moim zdaniem, ale to często nie coś w genach jak np. wzrost (koszykówka czy siatkówka - choć wzrost nie zawsze jest kluczem), tylko składa się na to wiele uwarunkowań - sytuacji z życia. Jeśli np. moja matka byłaby nauczycielką angielskiego i nie zraziła mnie do tego języka, to mój poziom wejścia w tę dziedzinę mógłby być lepszy. U mnie wybór ścieżki był poprzedzony spisaniem listy rzeczy z neta: jakie są profesje, hobby itp. i zastanowienie się czego na pewno nie chciałbym robić, a co chciałbym robić. Ale nie tylko, przemyślałem też inne kwestie: - gdzie chciałbym mieszkać (czy w Polsce czy nie; czy w mieście czy nie) - czy da się na tym dobrze zarobić - czy da się tak pracować zdalnie - czy jak stracę daną robotę, to nie będę musiał drżeć o szansę na robotę w innej firmie (bo mogła mi się np. zamarzyć praca w delfinarium - a ile jest delfinariów w Polsce? A delfin też sra, więc praca z nimi to też nie miziu miziu) Ogólnie było więcej takich punktów. Nie stałem się przez to "deską surfingową", a poniekąd "deską do prasowania z funkcją pływania" (Rose z Titanica bym uratował). Ale gdybym miał być surfingową, to musiałbym się chyba urodzić w czasach gwiezdnych wojen, bo loty w kosmos mi się marzą - takie dalekie Życie to nie jest bajka, ale można je sobie bardzo umilić przez balans. Jeśli nie masz czegoś co lubisz robić, to polecam właśnie wykreślać z listy czego na pewno nie chciałbyś robić i odnieść to do ważnych dla siebie kwestii życiowych. Dodaj do tego sprawdzenie ile to jest warte na rynku i zdecyduj w co warto zainwestować swój czas
  10. Od siebie mogę powiedzieć, że miałem podobną historię i też przechodziliśmy terapię. Nic to nie pomogło, bo zmiana musi wynikać z głębi człowieka. W innym przypadku to bez sensu. Kobieta się stara najbardziej jak traci grunt pod nogami, ale to chwilowe, bo w końcu i tak pewnie jej dasz jej upragnioną stabilizację. I co wtedy zrobisz jak ona już nie będzie nic musiała? Zostaje właściwie jedynie jakiś szantaż ekonomiczny, że jej np. na wakacje nie zabierzesz, ale w naszych przypadkach i tak nie zadziała, bo panie to córeczki tatusiów. Można osiągnąć zmianę o 5 no maks. 10% i nie ma gwarancji trwałości. Czy to ci wystarcza? Mnie nie wystarczyło. Doświadczenia (jakieś tam - bo nie za duże) mnie nauczyły, że jeśli od początku nie "wychowasz" sobie kobiety (czyli określisz ramę), to później jest to męczarnia. Będzie cię cały czas pamiętała takiego, jakim byłeś dla niej wygodny - czyli misia (mimo że może chce gościa z jajami). Jeśli chce beciaka, to będzie dążyła do przywrócenia cię do tej roli. Smutne, ale nie każdy ma na tyle otwarty umysł, by się zmieniać na lepsze. Wielu tylko pierdoli o zmianach i swojej otwartości. A bezcenny czas leci.
  11. Koniecznie No more Mr. Nice Guy! - Robert Glover i oczywiście "Mężczyzna Racjonalny" od Rollo Tomassi - jeśli jeszcze nie czytałeś. Moim zdaniem to loteria i obniża to co prawda szansę wylosowania kobiety ze zdrowym podejściem, ale według mnie są gorsze rzeczy jak np. córeczka tatusia (czyli drugi biegun). Normalne (są takie o dziwo) dziewczyny bez ojców potrzebują właśnie by im trochę poojcować - bardziej je poprowadzić przez życie. Oczywiście musi Ci coś takiego odpowiadać. Ja zdecydowanie wolałbym tak zamiast wyzwolonej księżniczki. No ale we wszystkim lepiej szukać umiaru. Tego czy kobietę trzeba zareklamować do sił wyższych nie da się zawsze ocenić na pierwszy rzut oka - wychodzi z czasem. Niestety. Więc obserwuj. Jak najbardziej. Czasy się zmieniły - teraz to normalne, ale rządzi się swoimi prawami. Dużo par poznaje się nie na ulicach jak to ukazywałyby materiały PUA, w bibliotekach czy kościołach, a chociażby na domówkach (czyli dzięki znajomym), studiach, w pracy (chociaż tu wiadomo - nie sra się tam, gdzie się je - chyba że chcesz być pod monitoringiem ). Ale Internet też jest częsty. Z tym, że wiele atrakcyjnych (z wyglądu) lasek nie siedzi na portalach randkowych, bo zwyczajnie nie musi. Mają w życiu sporo orbiterów. Mimo wszystko na takim Badoo czy Tinderze można znaleźć całą paletę: - księżniczki czekające na księciów (często siedzące tam od kilku lat) lub po prostu atencjuszki potrzebujące dowartościowania - kobiety o niskim SMV albo mało przebojowe albo z jakąś niespodzianką xD Znajdzie się jeszcze kilka grup. No a wśród nich może być jakiś % dobrego materiału. Ale o tym czy to dobry materiał na cokolwiek trzeba się samemu przekonać i po prostu zagadać. Najgorsze jest to, że nie trzeba na takich portalach uzupełniać więcej pól niż login i cycki na zdjęciu. Z drugiej strony wiele z Pań przyblokowałoby się na etapie uzupełnienia zainteresowań. A wtedy portal nie zarobiłby na mikropłatnościach. Mimo wszystko uważam, że takie portale są ok jak się umiejętnie podejdzie do tematu. Nie chciałbym żyć jak ludzie kiedyś i mieć tylko do wyboru tego, co w wiosce piszczy lub liczyć na szczęście. Chociaż takie życie miało pewnie też swoje plusy - może bardziej się szanowało to, co było.
  12. bigblackcock

    W co aktualnie gracie?

    Obecnie pogrywam w Guild Wars 2 (jakoś uwielbiam to MMO, bo nie zżera tyle czasu) i przymierzam się w końcu do trylogii wiedźmina W Guild Wars 1 była bardzo fajna opcja jeśli chodzi o język, której nigdy później w żadnej grze nie spotkałem. Mianowicie można było ustawić sobie 2 języki i klawisz ctrl sprawiał , że wszystko na ekranie się tłumaczyło: dialogi, nazwy itemków, dosłownie wszystko. Szkoda tylko, że 90% gry to lanie. Teksty i dialogi są, ale sądzę, że to będzie trochę za mało (ale najlepiej sam zobacz na filmikach z gry - bo świat jest rozbudowany). Dużo angielskiego podłapałem na The Elder Scrollsach, Vampire the masquerade bloodlines (bardzo dużo dialogów - ale zaawansowany poziom), wszelkiego rodzaju rpgi jak Dragon's age origins, Baldur's gate, Fallout 3 i New vegas, Mass Effect, The walking dead. Największy szok miałem po paru latach jak wróciłem do notatek z Bloodlines (30 stron słówek) i znałem dobrze 90% z nich. Ogromna satysfakcja, a gdy grałem to miałem wrażenie, że to nierealne nauczyć się ich i stosować.
  13. bigblackcock

    Cześć

    Hej, zdecydowałem się w końcu, by utworzyć konto i być może wnieść coś pozytywnego do społeczności. Przez ostatnie lata jedynie poczytywałem forum i inne książki oraz materiały o samorozwoju, psychologii i redpill. Nie miałem czasu by się poudzielać, ale wreszcie się znalazł. Miło mi do Was dołączyć
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.