Skocz do zawartości

Mironal

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Mironal

  1. Mój angielski jest dobry by się dogadać w życiu czy w grach, obejrzeć film bez napisów też obejrzę (choć 100% słów nie zrozumiem), tylko czy to poziom wystarczający na podjęcie studiów w tym właśnie języku... Z kierunkiem jest tak, że ciężko określić jak zajmowało się bezsensownymi sprawami zamiast "próbować i poznawać". Dużo czasu straciłem na coś co finalnie i tak gówno mi dało Faktycznie, zarobki są słabo zadowalające. Jeszcze drugie, o czym wcześniej nie pomyślałem. Może być problem ze znalezieniem pracy w Azji. Cóż, mówimy właśnie o Azji Południowo-wschodniej także dużo kręci się wokół angielskiego i IT (z czego IT nawet w ubogiej formie). Na rynku ciągle jest zapotrzebowanie na osoby, które mogą edukować w zakresie języka angielskiego czy IT, bo krajom tym zależy jak najszybszy rozwój w tych dziedzinach, a strach przed Chinami ciśnie niemiłosiernie. Programiści, specjaliści z różnych gałęzi IT również poszukiwani. Swoją drogą bawiłem się kiedyś w projektowanie stron www, ale bieda edyszyn. Jarało mnie strasznie to, że "maluję stronę" za pomocą kodu. Z samodyscypliną jednak problem, do tego w tamtym okresie często wpadałem w taki życiowy marazm, że jakoś to porzuciłem. A może to właśnie to? Słuszna uwaga. Chociaż nie powiem. Studia z angielskiego i późniejsze nauczanie dzieciaków w szkole gdzieś w Azji? Dla mnie brzmi nieźle. O kurcze. Nurkowanie, narciarstwo. To jeszcze bardziej muszę schudnąć. Ale przyznaję oczywiście rację. Utworzyło się pełno gówno-kierunków, które finalnie są oczywistym ruchaniem na pieniążki. Właśnie odpisując na posty zrobiłem sobie przerwę. Wyłączyłem monitor, posiedziałem w ciszy i wpadłem na chyba dość sensowny pomysł, a właściwie cel. 1. Odłożyć pieniądze z pracy w Niemczech. W tym czasie poprawić swój angielski, wrócić do nauki projektowania stron www/programowania (bo w sumie sprawiało mi to frajdę), porobić kursy. 2. Wrócić do Polski, zacząć filologię angielską, która jeszcze bardziej usprawni znajomość języka i da papier (w Tajlandii nieważne jak dobrze mówisz po angielsku - musisz mieć skończone studia jeśli myślisz o zawodzie nauczyciela, niewykluczone że w krajach takich jak Wietnam czy Kambodża jest podobnie). W tym czasie poszukać pracy w IT - doświadczenie, skille no i dochód. 3. Kiedy zrobię licencjat w Polsce, mogę pomyśleć o zrobieniu magisterki w UK z kierunku MA Language Teaching. Mając wówczas doświadczenie z pracy w IT, mógłbym również znaleźć pracę w tym zawodzie. 4. Mając licencjat z filologii angielskiej, magistra z Langauge Teaching, pobyt w UK, porobione kursy z IT oraz doświadczenie, mam duże pole manewru jeśli chodzi o pracę w Azji. Nauczyciel angielskiego? Nauczyciel IT? Programista? Z czasem może własna szkoła? Mogę programować, na weekendy dawać korepetycje. Kur*wa. Jakim trzeba być debilem, żeby na to wcześniej nie wpaść. Jasne, że nie zrobię tego 1,5 roku, ale nawet tego nie zakładałem. Kurcze. Chyba pierwszy raz w życiu czuję, że mam mózg i jakiś konkretny plan działania.
  2. Poczytałem sobie na temat miękkiego HR i temat bardzo mnie zaciekawił. Lubię pomagać, nie lubię konfliktów i zależy mi na dobrej atmosferze w pracy, która ma ogromny wpływ na jakość pracy. Z resztą zauważam to nawet przez pryzmat czasu - kilka lat temu gdy pracowałem we Francji (też na magazynie) czułem się jak członek zgranego zespołu, każdy wymagał od siebie jak najwięcej, a pracodawca dbał byśmy czuli się w tej pracy docenieni. W mojej obecnej pracy już tak niestety nie jest. Zdarza się mimo wszystko mobbing, rotacja pracowników ogromna, brak zaufania do pracowników, brak zrozumienia. W każdym razie właśnie z czymś takim chcę walczyć, albo inaczej - chciałbym być dobry w tym, że znajduję kompromis. Dziękuję bardzo za pomysł, Twój post naprawdę dał mi wiele do myślenia jak i motywacyjnego kopa. I tak też zamierzam podejść - poważnie. Zbyt wiele czasu zmarnowałem, zbyt długo się bałem by wziąć swoje życie we własne łapy. Jeśli chodzi o samą uczelnię czyli Uniwersytet Hamburski, znajduje się się on na 166 miejscu w światowym rankingu uczelni, na 11 miejscu jeśli chodzi o uczelnie w Niemczech. Niespecjalnie znam się na rankingach, ale podejrzewam, że jednak lepiej studiować na 70 uczelni światowego rankingu, niż 200. Chcę skupić się na języku niemieckim, który w razie czego umożliwi mi wybór lepszej uczelni w Niemczech, a może i w Szwajcarii. Z wyborem uczelni całe szczęście też mam czas i jak zdecyduję się na studia to postaram się o wybór najlepszy z możliwych w moim przypadku Podziwiam wytrwałość, w końcu nie od razu Rzym zbudowano. Jeśli chodzi natomiast o kierunek - kolega podsunął dobry pomysł odnośnie HR, ale chcę zapoznać się z innymi kierunkami. Przez cholernie długi czas mojego życia doskwierał mi syndrom "bezinteresowca", smutne to. Podejrzewam, że ofertę studiów z samym angielskim znalazłbym bez problemu, jednak jeśli chodzi o pracę - już nieco gorzej. Niemcy nawet na magazynach wymagają z czasem lepszej znajomości niemieckiego niż "guten morgen" czy "ich brauche Hilfe", są bardzo wyczuleni na punkcie swojego języka, ciężko tu znaleźć coś lepszego z samym angielskim. Szczęśliwi ci co taki plan mają. Mam marzenia, cele. Konkretny plan chcę w sobie znaleźć. Jak już mówiłem, na studia nie wybieram się za tydzień - chcę dać sobie czas w końcu na poznanie czegoś nowego.
  3. Witajcie bracia. Przychodzę do Was z dużą niepewnością, ale i nadzieją, że pomożecie podjąć decyzję z kwestii czegoś co może być dla mnie "nowym kierunkiem" bądź kompletną stratą czasu, która finalnie nie przełoży się na nic, poza wkur*wieniem się. W tym roku stuka mi 27 lat. Skończyłem ogólniak, napisałem maturkę i poszedłem na studia w Poznaniu - kierunek zarządzanie (własnym czasem wolnym najwyraźniej). Studia rzuciłem po pół roku, bardziej przez szereg sytuacji w moim życiu, które doprowadziły mnie do stanów nerwicowych i depresyjnych. Od 1,5 roku mieszkam w Niemczech. Pracowałem najpierw przez agencje w magazynie z żywnością, po 9 miesiącach udało mi się dostać bezpośrednią umowę o pracę i tak o to wynajmuję sobie kawalerkę samemu, nie tłukę się już z patusiarną na firmowej melin... mieszkaniu. Praca oczywiście nie daje satysfakcji, zwykły robol, który kompletuje zamówienia (no ale ojro i co w sumie innego jak nic nie umiesz wyjątkowego). Pomyślałem, że stała praca i jako taka stabilizacja umożliwi mi rozwój tak abym mógł z czasem postarać się o coś lepszego. Zwłaszcza, że kwestią czasu jest pełna automatyzacja magazynów (na moim magazynie do tej pory zautomatyzowany był dział suchy, w tej chwili remontowany jest dział warzyw i owoców, który niedługo również zostanie zautomatyzowany). Pracuję na chłodni, być może automatyzacja nie nastąpi tak szybko zważywszy na panującą tam temperaturą ok. -25 do -30 stopni. W każdym razie wizja tego, że do końca życia mam walić na magazynie strasznie mną dołuje, zważywszy że mam w cholerę planów i tę dziecięcą ciekawość świata. Od dziecka mam jebni*ęcie na punkcie Azji, żyjących tam ludzi i kultur czy kuchni (kocham tajską kuchnię). Chciałbym tam mieszkać - i tak, minusy też znam. Ale ja nie o Azji. Jak wspomniałem mieszkam w Niemczech. Mówię dobrze po angielsku i uczę się angielskiego. Moje zalety? Hmmm. Tego właśnie nie wiem, zawsze miałem problem by określć w czym jestem dobry. Chociaż pracując na magazynie jeszcze pod agencją, miałem często za zadanie uczyć nowych pracowników na chłodni (jest to najtrudniejszy, najbardziej złożony dział, prócz "komisjonowania" jest też szereg innych czynności). Często przychodzili ludzie, którzy nie mieli jakiegokolwiek doświadczenia w pracy na magazynie (a wrzucanie ich na ten dział to wrzucanie na dość głęboką wodę, zważywszy na warunki nie tylko pogodowe, ale funkcjonowaniu ów działu jak i samej przestrzeni, ale i wymagania pracodawcy) co do tej pory było raczej domeną ludzi, którzy mieli umowę bezpośrednią i minimum 2 lata przepracowane. Do tej pory tym się zajmuję, a jakoś stosunkowo niedawno dowiedziałem się od Polki pracującej w biurze (młodsza ode mnie, dużo Polaków jej nie lubi przez pryzmat samej pracy w biurze, ale ją lubię bo jest naprawdę sympatyczna - a i śmieje się z moich żartów). W każdym razie według tego co mi powiedziała, Niemcy (schichtleiterzy czy dyrektor magazynu) twierdzą, że jestem najbardziej kompetentny, mam najwięcej cierpliwości do ludzi, najlepiej przekazuję wiedzę na temat pracy. W skrócie - potrafię z kogoś niedoświadczonego/przeciętnego zrobić minimum solidnego pracownika (i tu jestem z siebie dumny bo często przytrafi się totalny matoł). Ale co z tym rozwojem? Myślę o studiach. Pierw oczywiście skupiam się na nauce języka niemieckiego, w wolnym czasie uczę się produkować muzykę - początki początków. Mieszkam w pobliżu Hamburga także z uczelniami nie ma problemu, oczywiście chcę pierw nauczyć się języka niemieckiego na takim poziomie, który umożliwi mi studia bez większych problemów. I tu rodzi się pytanie. Jak już wspomniałem. W tym roku stuka mi 27 lat i wątpię bym nawet w przyszłym roku znał na tyle Niemiecki by zabierać się studia. Po prostu stawiam taki cel by mój niemiecki pozwolił mi podjąć studia do czasu ukończenia 29/30 roku życia. Ten czas przyda mi się również na zdecydowanie co właściwie chcę studiować. Ale przyznam się szczerze - nie wiem czy nie porywam się z motyką na słońce. Nadszedł taki czas, że coraz bardziej wierzę że coś może mi się udać, że mogę nakierować swoje życie na sprawiający mi przyjemność tor. Tylko czy nie jest to zwykła desperacyjna chęć zmiany swojego życia o 180 stopni? Nie patrzę przez różowe okulary jak twierdzą bliżsi znajomi z pracy (dość sceptycznie podchodzą do tych planów)? Martwi mnie ten wiek. Jeśli z niemieckim pójdzie bardzo dobrze, podejmę się studiów za ok. 2 lata to skończę je w wieku 34/35 lat. Może wcześniej jak zadowoli mnie pierwszy stopień. Tylko czy ktoś w tym wieku, świeżo po studiach ma jakąkolwiek wartość na rynku pracy?
  4. Swoją drogą. Słyszałem, że po ślubie Tajka bez problemu może wyrzucić Cię z Twojego własnego domu i nic z tym nie możesz zrobić. To prawda? A i czy mógłbym zadać Ci kilka pytań na pw?
  5. Wchodzę sobie na yt, a tu takie cudo. Dopiero po chwili ogarnąłem, że to typ który wrzuca "śmieszne pranki" na fb. Jak widać same pieniążki z wyświetleń się nie do końca zgadzały, więc czemu nie zacząć zarabiać na zdesperowanych i nieszczęśliwych facetach? ? Kurs pewności siebie w cenie 399zł! Obok przekreślone 699zł także nic tylko kupować! Szkolenie indywidualne 1499zł, a tak to 2500zł normalnie kosztuje. Ja w biedronce takich promocji żem nie widział. A tu proszę inspirujący filmik dla ciekawych
  6. @$Szarak$ @la paloma adieu Dzięki Bracia, uspokoiliście mnie. Od dawna byłem karmiony żelazną formułą 5 posiłków dziennie przez co czasami wręcz wciskałem w siebie z samego rana chociażby małą kanapkę. Jem dziennie po dwa posiłki - z rana wypiję sobie skyr, który bardzo lubię. Nie brakuje mi energii do ćwiczeń - no chyba, że zbyt intensywnie danego dnia myślę o sprawach sercowych co finalnie cholernie męczy. W każdym razie mimo tego trenować idę. Do spalenia trochę mam, ale efekty już widać w lustrze jak i na wadze
  7. Sport i dodatkowe hobby jakoś lecą, nowa praca od wtorku więc zajęcie będzie. W każdym razie zastanawiam się nad tym by po prostu napisać "słuchaj, nie chce mi się już bawić w friendzony". Idealizowałem sobie zdecydowanie ją i tę relację, ją dalej idealizuję ale samą relację już mniej. Ciągle właśnie utrzymywałem to, męczyłem się licząc że się w końcu przekona do mnie. Jak widać po chuju
  8. Moim zdaniem temat jest wciąż mocny i problematyczny, więc zarówno posty @Quo Vadis? jak i @DuchAnalityk bardzo wiele wnoszą. Mogę się podpisać zresztą ze względu na własny przykład. Moja "przyjaciółka" odzywa się tylko gdy się nudzi i to ja mam mieć czas. Od jakiegoś czasu kontakt znacznie osłabiony, gdyż jak ptaszki ćwierkają zaczęła się z kimś spotykać. Z początku sam wierzyłem, że może mi przejdzie, że będzie zwykła relacja koleżeńska. A jednak - czas mija, uczucia nie. Co więcej jestem ofiarą na własne życzenie i szczerze mówiąc rozmyślam jak to skończyć żeby nie wyjść na tego złego ?
  9. Za pierwszym razem masz orgazm, za drugim tylko wytrysk Kobiety mogą mieć kilka orgazmów pod rząd, faceci tak średnio
  10. Witajcie! Już od kilku tygodni staram się wyjść z syfu, w który wpakowałem się na swoje życzenie - pracuję nad sylwetką, zdrowiem. W ciągu dwóch ostatnich tygodni prawie 5kg w dół. Odstawiłem cukier, słodycze, piję wodę i zieloną herbatę. Dzień w dzień zasuwam. Biegam (ale średnio mi wychodzi) oraz skaczę na skakance - cholernie polubiłem, zrobię 1500-2000 skoków z krótkimi przerwami. Jednakże przychodzę z problemem - właściwie nawykiem w kwestii żywienia. Mianowicie nie jem o regularnych porach (przed snem w ogóle przestałem jeść) ale jem dziennie jeden/czasem dwa posiłki. Z rana nic nie zjem, musiałbym ładować na siłę w siebie. No nie potrafię. Co prawda palę (jeszcze) i to się z tym w jakiś sposób wiąże, lecz nie potrafiłem jeść śniadań nawet przed wpieprzeniem się w ten nałóg. Przykładowo - pierwszy posiłek potrafię zjeść o 14-16, drugi gdzieś 19-20 (o ile właśnie nawet ten drugi zjem). Zastanawiam się czy ktoś jeszcze tak miał lub ma i zaczyna sobie z tym radzić?
  11. W USA właściwie to jest dramat w kwestii podejścia do dzieci
  12. W sumie szkoła sama sprawy nie ułatwia. Teksty typu "ignoruj" czy "ustąp" to już chyba normalne. Gdy byłem w gimnazjum miałem problemy z gościem z klasy, przeważnie właśnie ignorowałem - i nie pomagało. Do czasu aż na jednej lekcji siedząc za mną stwierdził, że mam dwóch ojców. Nie wytrzymałem. Wstałem, odwróciłem się i dostał w pysk. Co się działo. Wychowawca pyta się oczywiście wściekły czemu to zrobiłem, co sobie wyobrażam. Przekazałem jego tekst jemu i szczerze mówiąc nie okazywałem żadnej skruchy. Wychowawca oczywiście z tekstem "było zgłosić nauczycielowi albo przyjść do mnie". Nigdy chyba tak nie powstrzymywałem się żeby nie jebnąć śmiechem. Nauczyciele, którzy ciągle słyszeli jak na lekcjach ktoś komuś robi przykrość i nie reagowali, najwyżej wyskakiwali z tekstem "nie rozmawiać". Koniec końców chciał bym go przeprosił XD W każdym razie dopiero w liceum zacząłem wychodzić z potulności, której nauczyli mnie rodzice i szkoła. Do dzisiaj momentami mam z tym problem co zauważam w przypadku wielu ludzi, zwłaszcza kobiet.
  13. Mironal

    Seks w plenerze

    Dwa razy uprawiałem seks w plenerze Za pierwszym razem głęboki las w pobliżu mojej miejscowości - szanse nakrycia dosłownie zerowe, fajnie było i bez problemowo. Za drugim razem nad jeziorem, przy takiej opuszczonej piwniczce. Luty, lekkie problemy były w związku właśnie z pogodą, ale wszystko przechodziło sprawnie aż pod sam koniec kiedy zauważyłem, że z 10 metrów od nas stoi starszy wędkarz i się na nas patrzy, nie usłyszałem nawet jak podjechał rowerem, odjechał dopiero jak na niego spojrzałem XD W każdym razie fajna sprawa - polecam jednak okres letni, zimą tak średnio bym powiedział, tak średnio
  14. Pewnie kwestia atrakcyjności - podobnie jak na tinderach. A w tym przypadku? Typ był nagrywany z kilku kamer także, albo dziewczyna zaprosiła go licząc na pociśnięcie beki poprzez wrzucenie później tego do neta, albo sama była podstawiona przez znajomego/brata czy kogokolwiek innego kto wcześniej widział co wyprawia na tik toku i postanowił zebrać mocny dowód bo samo pisanie, nagrywanie filmików, obiecywanie to takie 2/10. Po wpisaniu "Buddy Haynes" wyskakuje masa filmików zatytułowanych "tiktok pedofil" czy "tiktok predator", w których jest ostro jechany - głównie mimo wszystko komentuje się jego wygląd. Jest nawet z gościem amatorski wywiad. Pewnie gdyby Buddy wyglądał jak Adonis to większość by to olała ?
  15. W kwestii filmu na temat Marka - widziałem przed tym zanim w ogóle dowiedziałem się o tym forum. Obejrzałem film Marka i mimo, że nie zagłębiałem się w jego kanał jak i działalność to zrozumiałem produkcję bo sam kiedyś próbowałem usilnie wyleczyć z depresji dziewczynę, która mi się podobała. W każdym razie zgadzam się z Markiem - nawet próbowałem to wyjaśnić pod filmem Spysińskiego na podstawie swoich doświadczeń aczkolwiek poleciał atak głównie ze strony żeńskiej części jego widzów. Tym bardziej, że dziewczyny widoczne na filmie nie wyglądają na przedszkolaki. Zrobiłem szybki research. Facet to Buddy Haynes i ma 28 lat - Spysiński mówi o "50-latku". Afera z nim wybuchła w momencie kiedy miał 26/27 lat i nie dotyczyła ona samej pedofilii co seksualnych zamiarów wobec nieletnich, a w USA wiadomo z tym seksem różnie (w niektórych stanach dozwolony po ukończeniu 18 lat). I tego Spysiu nie sprawdził. W sumie sam jego film jest bez sensu ponieważ zwraca się on do omawianego osobnika właściwie bezpośrednio - czego on i tak nie zobaczy bo jest Amerykaninem, chociaż wiadomo - wyświetletnia i atencja git. Fakt, tamtejsze władze ruszyły temat bo jednak podrywał 15 czy 16 latki czego robić nie powinien w tych stanach. Jednak mimo wszystko jest mi go żal. Gość ma 28 lat i wygląda strasznie. Nawet zrzucenie kg mu nie pomoże w żaden sposób z kobietami.
  16. Niestety, w takich sytuacjach właśnie stres górował. Z resztą sam uważam, że w przypadku porno problemem są również ujęcia które pokazują seks z wielu stron. Zbliżenie z dołu podczas pozycji na pieska, z boku. Przecież podczas seksu perspektywa jest jedna, często nawet nie widać waginy kiedy trwa stosunek - może kawałek przy niektórych pozycjach. Staram się w ogóle nie mieć do czynienia z porno czy nawet "krótkimi, humorystycznymi przeróbkami porno" bo nie chcę by za jakiś czas wchodząc w bliższą relację z kobietą, ta myślała że upatrzyła sobie impotenta ?
  17. Witam. Wiem, że @Marek Kotoński niechętnie chcesz widzieć Spysińskiego na forum, aczkolwiek przeglądając yt do poduszki trafiłem na ten o to film z dość ciekawym tytułem. Właściwie interesuje mnie ten sam facet. Po obejrzeniu filmu - mam nadzieję, że dość dokładnym (aczkolwiek przyznam, że czuję się zmęczony) - mam wrażenie, że nałożenie łatki pedofila jest troszkę na wyrost. Pedofilia – rodzaj parafilii: stan, w którym głównym lub wyłącznym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z dziećmi w okresie przedpokwitaniowym lub wczesnej fazie pokwitania. ~ Wikipedia. I to mnie zastanawia. Stawiałbym tu bardziej na próbę inicjacji seksualnej z nieletnimi spowodowanej brakiem zainteresowania wśród płci przeciwnej w zbliżonym wieku czy nawet młodszych (społecznie akceptowalnej różnicy wieku) - Pysiu coś wspomina o tym, że gość ma 50 lat. W każdym razie gościowi ewidentnie współczuję bo wygląda strasznie i nawet przykro mi się robi z myślą, że gość z frustracji bierze się za małolaty licząc, że chociaż tutaj coś zdziała. W każdym razie uświadomiłem sobie, iż moje życie to jednak nie jest jakiś dramat ?
  18. Ciężko określić to w kilku zdaniach. Taki mocny przykład. Większość z tych okazji to był spontan, na szybko, w różnych warunkach. Zauważyłem, że przez naoglądanie się porno sama "mechanika" seksu nie była w stanie sprawić u mnie porządnej erekcji. W głowie miałem takie przekonanie, że muszę popatrzeć na tyłek, na cipkę, na cycki. Sęk w tym, że jakoś dziwnie mi byłoby oznajmić dziewczynie kiedy ona wyraźnie chce seksu "słuchaj, muszę popatrzeć na Twoją cipkę bo inaczej mi może nie stanąć". Do tego pogłębiający się stres nie pomagał.
  19. Póki oglądałem porno ze swoją byłą to było okej. Pociągała mnie, samo oglądanie porno mimo wszystko napalało mnie bardziej na nią aniżeli na aktorkę. Do tego porno traktowaliśmy jako ciekawostkę - czasami jakaś pozycja do wypróbowania, czasami scenariusz. Zdarzało się, że przy dłuższych rozstaniach musiałem sobie poradzić ręką ale samo życie erotyczne między nami mimo wszystko było mocne. Dopiero jak przestaliśmy być razem i przez długi czas miałem deficyt seksu oddałem się w ręce porno i masturbacji. Szczerze? Później zdarzały mi się różne okazje z dziewczynami jak dla mnie atrakcyjnymi, ale przez pryzmat masturbacji i porno miałem problem z erekcją. Po prostu flak, kiedy wcześniej mógł niemalże salutować. No właśnie wtedy. Kiedy byłem w wirze walenia to faktycznie co jakiś czas musiałem spuścić z kija bo inaczej skupienie się na czymkolwiek byłoby niemalże niemożliwe. Kilka dni po odstawieniu porno i masturbacji również miałem problemy ze skupieniem i mnie ciągnęło. Dziś, po trzech tygodniach no-fapu wracam do zdrowia właściwie we wszystkich dziedzinach życia.
  20. Mayday właściwie ma renomę, ale sam festiwal widziałem jedynie na yt, także ciężko porównać. Na Mayday z pewnością masz więcej gatunków muzycznych aniżeli sam trance. Aczkolwiek na podstawie nagrań z mayday i mojego pobytu na transmission mogę z całą pewnością stwierdzić, że technicznie to genialny poziom A Tobie jak się podobało? Co do filmików - nie ma sprawy!
  21. Raz w życiu byłem na festiwalu trance - w 2017 w Pradze na transmission. Jak się bawiłem? Na początku było ciężko (pomimo naprawdę wysokiego poziomu imprezy), niespecjalnie lubię przebywać w miejscach gdzie jest duże skupisko ludzi, ale po wypiciu "nieco" alkoholu nerwy przeszły, skakałem i tańczyłem, chociaż tu w dużej mierze pomogła Norweżka która całkiem przypadkiem towarzyszyła od połowy eventu. Aczkolwiek przyznam, że trance to specyficzny gatunek muzyki jak dla mnie, uwielbiam ale bardziej słuchać aniżeli się przy nim bawić - bardziej emocjonalnie podchodzę do trance. Koi moje nerwy i tak dalej, ale na trzeźwo jakoś ciężko byłoby mi tańczyć do trance
  22. Panie, ale narkotyków to ja nie biere ?
  23. Nie oglądam porno i nie masturbuję się od prawie dwóch tygodni (do tamtego czasu średnio 3/4 razy na dobę). Czy coś zauważyłem? Oczywiście. 1. Większa motywacja do działania, wcześniej chodziłem biegać ale przez walenie zwyczajnie mi się nie chciało i więcej spacerowałem. Teraz normalnie biegam. 2. Zdecydowanie większe skupienie, luki w pamięci coraz rzadsze. 3. Niższy i spokojniejszy ton głosu. 4. Kontakt z dziewczyną, do której coś mam bez wzajemności coraz bardziej jest mi obojętny - w wyniku czego bardziej zabiega o kontakt, próbuje flirtować ale wyjebka.* 5. Mam większe ciśnienie na spędzanie wolnego czasu w jakiś produktywny sposób. 6. Nie przekładam niczego na później. Nie pamiętam kiedy ostatnio pranie zrobiłem o wyznaczonej przez siebie wcześniej porze - teraz nie mam z tym problemu. Od kilku ładnych dni nie miałem erekcji, powinno się unormować chyba. W każdym razie momentami ciągnie mnie do sklepania Niemca po kasku - nawet bez porno, ale daję radę (jak już z tym dam radę to palenie też rzucę w pizdu). * Wyjebka z samej zasady, dalej mi się ona podoba, dalej jakiś sentyment jest, ale sama znajomość jest mi po prostu coraz bardziej obojętna i na tym właśnie obecnie mi bardzo zależy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.