Cześć
Potrzebuję porady do sytuacji z tematu. Wygląda ona następująco: jakiś czas temu, mama kupiła sobie auto na swoją firmę. Część kwoty zapłaciła gotówką, część wzięła w leasing(3/4). Około 5 tygodni temu, jadąc w nocy, wyskoczył jej jeleń na drogę i w niego uderzyła. Samochód oddała do naprawy w ASO (ma wykupione autocasco, szkoda rozliczona bezgotówkowo). Przekazano jej informację, iż auto powinno być do odbioru w mniej więcej tydzień od akceptacji kosztów przez ubezpieczalnię - co nastąpiło dość sprawnie (zajęło to ok tygodnia, szkoda została wyceniona na 13k). Oczywiście auta nie udało się naprawić w terminie, który ASO przewidywało. W każdym kolejnym tygodniu dostawałem informację, iż jeszcze coś znaleźli ale "już już prawie skończone, będzie do odbioru za 3 dni". I tak dnia dzisiejszego dzwonię do nich i to samo - jest jeszcze jedna część, kosztuje 6k i musimy się dogadać z ubezpieczalnią. W sumie koszt naprawy przekroczył już 40k - wiem od babki, u której auto jest ubezpieczone, że zostało dotychczas wypłacone to pierwotne 13k.
Ja rozumiem, że można przy pierwszych oględzinach czegoś nie dostrzec. Nie rozumiem natomiast jak może kilka razy okazywać się, że coś znowu jest do roboty (chyba 4 czy 5 razy już zwiększali wycenę). Wkurwia mnie też niedotrzymywanie słowa i to lawirowanie, że już jest prawie zrobione. Zamiast na początku stwierdzić, że może się przeciągnąć ale wyrobimy się w x czasu to odpierdalają manianę. Wiecie czy są jakieś sposoby, aby ich 'docisnąć'? Druga sprawa, która mnie zastanawia - to czy takie zwiększanie kosztów naprawy nie odbije się na późniejszych składkach ubezpieczeniowych?