Skocz do zawartości

Raczej oczywisty

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Raczej oczywisty

  1. Chyba najlepszy post jaki widziałem dotychczas na forum, bo głównie widzę tu narzekanie, zamiast dochodzenia do sedna problemu. Tym razem w sam punkt. Ale kobiety na rynku pracy to problem posiadający jeszcze więcej implikacji niż zanik kobiecości, a jest to temat bardzo rzadko podejmowany. Dokładniej rzecz ujmując, mężczyźni w toku ewolucji wykształcili mechanizmy i wzory zachowań potrzebne do rywalizacji jedynie z innymi mężczyznami. Z kobietami nigdy nie rywalizowali, bo niby o co i na jakiej płaszczyźnie? I to było normalne, bo dla przedłużania gatunku potrzebne jest maksymalne przyciąganie się obu płci. Obecnie jest maksymalne odpychanie z powodu tej nienaturalnej rywalizacji o zasoby (pieniądze), którą wcześniej prowadzili tylko mężczyźni między sobą. Aż ciężko uwierzyć, że ludzie tego w ogóle nie pojmują, i jak odnoszę wrażenie (niestety) bardzo duża część ludzi na tym forum. Przecież przykłady na bezsensowność tej rywalizacji są wszędzie i można je zauważyć już we wczesnym wieku szkolnym. Dziewczynki wolą bawić się inaczej niż chłopcy, często kiedy dziewczyna wchodzi do gry z chłopakami, to chłopaki głupieją, nie wiedzą jak się zachować i gra/zabawa traci swój pierwotny sens, bo dziewczyna jest wrażliwsza i się może obrazić, albo trzeba używać od teraz mniejszej siły czy czegoś. Po prostu mężczyźni nie zostali stworzeni, żeby rywalizować z kobietami, nie tylko w sensie fizycznym ale i jakimkolwiek innym. Z jakiegoś powodu w przedszkolu jest to jasne i odbierane podświadomie, ale nagle w życiu dorosłym zaprzeczenie tego naturalnego mechanizmu staje się dogmatem i kobiety mają magicznie rywalizować (najlepiej z maksymalnym poświęceniem energii i czasu) z mężczyznami o miejsce w hierarchii dominacyjnej. Jak to ma działać, to ja nie wiem. No i nie działa. A jeśli chodzi o tzw. hipergamię kobiet to wyjaśnienie sprawy jest bajecznie proste. Seks naturalnie jest dla kobiety obciążony ogromnym ryzykiem (ciąża, połóg, dziecko z którym trzeba coś zrobić) = nie będzie rodzić byle komu = nie podejmie ryzyka seksu z byle kim = będzie bardzo selektywna Seks dla mężczyzny nie jest obciążony żadnym ryzykiem bo swoją ciężarną kobietę może po prostu zostawić = będzie mniej selektywny niż kobieta Kiedyś kobiety miały mniejszą możliwość wyboru i tyle. Kobieta brała takiego mężczyznę jaki był akurat w jej wiosce/plemieniu/czymśtam albo pary były po prostu kojarzone przez rodziców. Obecnie mamy technologię umożliwiającą szybkie przemieszczanie się, komunikację na odległość, poznawanie niezliczonej ilości osób dziennie z całego świata. Mają większą możliwość wyboru, to z niej korzystają, bo tak im podpowiada natura. Mają to wgrane do mózgów. Nawet gdybyśmy mieli wziąć pod uwagę 100%-owo skuteczną antykoncepcję i całkowicie wyeliminować ryzyko posiadania dziecka, to i tak tego mechanizmu selekcji dla kobiet nie da się pozbyć. Każdy facet może być zastąpiony na pstryknięcie palcami, bo współczesną kobietę będą non-stop kusić te nieskończone możliwości poznawania nowych, potencjalnie lepszych genetycznie mężczyzn. Przeciętnie atrakcyjna kobieta może mieć dziś dostęp do praktycznie każdego mężczyzny na planecie, więc będzie ich zmieniać jak rękawiczki i bawić się nimi do woli, będzie czuć się jak właścicielka ogólnoświatowego męskiego haremu. NIC nie da się z tym zrobić, chyba że technologicznie cofnęlibyśmy się do XIX wieku. Biologia jest nieubłagana.
  2. To nie emocje stymulują rozwój, lecz niesprzyjające warunki i chęć przetrwania. Kiedyś, jak się zbliżała zima i było ci zimno, to musiałeś upolować zwierza i go oskórować. Nie tylko miałeś okazję do rozwoju, ale MUSIAŁEŚ się rozwijać, inaczej umierałeś. Stagnację i degradację społeczeństwa powoduje brak wyzwań. Staje się to oczywiste, kiedy spojrzy się na kulturę i to jak zmieniał się przedmiot jej zainteresowania. Od zarania ludzkości (i przez sporą część historii) kultura była ściśle powiązana z religią, dlaczego? Bo było ciężko o plony, potomstwo umierało na choroby, było zimno, brudno, wszędzie czyhało niebezpieczeństwo - zatem człowiek starał się "ubłagać" naturę na różne sposoby, by była dla niego łaskawsza, personifikując ją w postaciach różnych bożków, składając im ofiary i odprawiając rytuały. Ludzie potrzebowali bożków, ale tę potrzebę trzeba było sobie jakoś uzasadnić - i cyk, miałeś kulturę w postaci mitologii, która nie tylko wyjaśniała cały świat, ale i nadawała jakiś sens ludzkiemu cierpieniu. Świat nie był okrutny tak po prostu, to bogowie wystawiali cię na próbę. A nawet oni sami przechodzili przez różne próby, dając ci przykłady postępowania. Dzisiaj, dzięki technologii życie jest bajecznie łatwe, a kultura nieciekawa, do bólu pretensjonalna i w zasadzie to nie wiadomo o co jej chodzi, poza możliwością ekspresji naszego seksualnego popędu czy czegoś innego banalnego. Trochę to wygląda tak, jakbyśmy zgubili sens kultury, ale tak bardzo się do niej przyzwyczailiśmy, że nie możemy bez niej żyć i wymyślamy teraz jakieś cuda na kiju. Byle coś poczuć, byle więcej, byle intensywniej, a i tak nie daje nam to szczęścia. Innymi słowy, im w większym stopniu życie człowieka staje się pozbawione wyzwań, tym bardziej kultura odchodzi od transcendencji i skupia się na potrzebach niższego rzędu. Sprawa dzietności też w sumie sprowadza się do technologii: nigdy, przenigdy rewolucja seksualna nie byłaby możliwa, gdyby nie powszechny dostęp do skutecznej antykoncepcji. Czy w naturze istnieje coś takiego jak antykoncepcja? Nie, człowiek za bardzo ułatwił sobie życie technologią, chciał przechytrzyć naturę i jak zwykle ponosi tego koszty. LPG, LGBT, te wszystkie zmiany dot. seksualności, w tym dzietność, to tylko pokłosie.
  3. Tylko wtedy jest ryzyko z przeprowadzką takiej pani do Polski, że zostanie mentalnie przeorana przez swoje polskie koleżanki i cały system.
  4. Starzejemy się może tak samo, ale ze skrajnie różnymi konsekwencjami. Jeśli kobieta planuje założyć rodzinę, to ma na to mniej czasu niż mężczyzna, bo najlepiej powinna zrobić to między 20 a 30 rokiem życia. Później zwiększa się ryzyko powikłań ciążowych. Biologia mężczyzny jest zaś bardzo elastyczna czasowo jeśli chodzi o możliwość posiadania dzieci i ten może zwlekać z założeniem rodziny znacznie dłużej. Poza tym kobieta szybciej traci wartość na rynku matrymonialnym. Prędzej kobieta będzie szukać starszego mężczyzny, niż facet starszej kobiety.
  5. Bo taki model ma służyć przede wszystkim potomstwu. Przez wieki małżeństwo funkcjonowało na zasadzie wymiany - ja utrzymuję ciebie i dom, ty rodzisz moje dzieci i opiekujesz się nimi. Było to uczciwe. Lepiej, żeby żona zajmowała się dzieckiem swojego mężczyzny czy jacyś obcy ludzie? Mielenie mózgu dziecka w państwowym szkolnictwie zaczyna się bardzo wcześnie, więc warto, żeby chociaż te pierwsze lata życia spędziło z rodzicem. Oczywiście w czasach, w których potomstwo jest traktowane jako ledwie dodatek do związku, a nie powód, dla którego związki istnieją to cały tradycyjny model idzie do kosza. Tak więc co innego niepracująca kobieta w bezdzietnym związku, albo z jednym dzieckiem już starszym, a co innego niepracująca kobieta, która ma gromadkę dzieci i w drodze kolejne. Trzeba o tym pamiętać.
  6. Cukrzyca w płynie, prosto do twojej trzustki.
  7. https://www.physicsoflife.pl/dict/eksperyment_calhouna.html Kobiety się nie zmienią. Ich stan mentalny to jedynie odzwierciedlenie tego, na jakim etapie jako gatunek się znaleźliśmy. Gdybyśmy byli na innym etapie, adekwatnie kobiety też byłyby inne. Na etapie czego, to jest dobre pytanie, rozwoju, postępu, rozpadu, gnicia? Chociaż z biegiem czasu zaczynam myśleć, że to wszystko jest w sumie to samo. Ja Twój post traktuję jak próbę zawrócenia rzeki patykiem. Mocno kręcisz tym patykiem, chcesz być w tym najlepszy, wyciskasz siódme poty, ale nic z tego nie ma. Żeby naprawić relacje damsko-męskie, musielibyśmy cofnąć całą cywilizację do stanu, w którym człowiek walczył, żeby przeżyć, a tę walkę prowadzili mężczyźni, wobec tego byli potrzebni tej drugiej połowie gatunku. Kobieta szuka w mężczyźnie bezpieczeństwa. Im większe zagrożenie, im życie jest trudniejsze, tym większa potrzeba bezpieczeństwa = większa potrzeba męskiego pierwiastka w organizacji życia i większy szacunek do mężczyzn wśród kobiet. A najtrwalsze relacje to takie, w których ludzie potrzebują się nawzajem i szanują. Oczywiście ludzkość wynalazła i całkiem sprawnie wprowadziła ekwiwalent tej najważniejszej waluty (bezpieczeństwa) w postaci pieniądza. Kobieta najbezpieczniej czuła się przy mężczyźnie, który posiadał największą ilość pieniędzy, to logiczne. Wszystko było w porządku do czasu, kiedy dystrybucją powszechnego bezpieczeństwa i szczęśliwości zaczęło interesować się państwo, w pogoni za coraz większą władzą, aktywnie na różne sposoby rywalizując z mężczyznami, podstępnie odbierając im pieniądze i kontrolę nad coraz większymi kawałkami życia. https://pl.wikipedia.org/wiki/Współczynnik_dzietności#/media/Plik:Total_Fertility_Rate_Map_by_Country.svg - Proszę spojrzeć na tę mapkę, zobaczyć w których krajach wskaźnik jest największy, jak wygląda życie w tych krajach i jaką pozycję zajmują tam mężczyźni. Wnioski pozostawiam do samodzielnego przepracowania. Warto nadmienić, co rewolucja technologiczna zrobiła z mężczyznami i ogólnie z ludźmi. Całkowicie zmieniła charakter ludzkiej pracy, oderwano od niej kulturę, pasję, duszę (choć np. w japońskim etosie pracy ciągle widać resztki tego, dlatego japońskie produkty są najwyższej jakości i najbardziej zachwycające na świecie). Człowieka sprowadzono do roli maszyny, która wciska jakiś tam przycisk na jeszcze innej maszynie, coś tam wkłada z jednej strony i ogląda co ta wypluwa z drugiej strony. Generalnie przeciętny człowiek czuje się jak nic nieznaczący trybik w konstrukcji tak wielkiej, że ta wielkość przygniata jego duszę. Nie czuje się potrzebny, nie czuje, że jego praca ma jakieś rzeczywiste przełożenie na kondycję świata. Kiedyś wyglądało to tak: Zdzisiu miał 10 krów. Kilka z nich odziedziczył po niedawno zmarłym ojcu. Wszyscy ze wsi kupowali mleko od Zdzisia. Zdzisiu zarabiał na swoim mleku i był szczęśliwy, bo widział naocznie przydatność swojej pracy. Opieka nad tyloma krówkami, choć wymagała trudu, jednak się opłacała. Praca jego ojca też nie poszła na marne, on go wszystkiego nauczył, poza tym gdyby nie on, to na wszystko musiałby robić od zera. Zdzisiu czuł dumę, bo choć jego rola była skromna, to był świadomy swojego miejsca w świecie. Wiedział, że skądś przyszedł i dokądś zmierza. Dzisiaj to wygląda tak: W pobliżu stawia się Biedronkę. Wszyscy idą po mleko do Biedronki, bo w telewizji reklamują, jakie jest pyszne i tanie. To mleko od Zdzisia to pewnie jakieś skisłe jest, a poza tym to kiedy Sanepid był u niego? Po chuj ci te krowy Zdzisiu? Co ty z tego masz? Poszedłbyś do fabryki butelek albo do tej wielkiej dojarni pod Warszawą, tam czeka już na ciebie 250000 krów, wszystkie zdrowe i przetestowane, nie musisz się o nic martwić, powciskasz sobie jakieś guziczki na maszynie i też będziesz szczęśliwy. To w sumie to samo Zdzisiu. A to mleko w Biedronce z kodem kreskowym samo się nie zrobi. My koniecznie potrzebujemy takiego z kodem kreskowym i naliczonym VAT-em. Pan premier w telewizji powiedział, że tak uratujemy polską gospodarkę. Mężczyźni, kobiety, w dzisiejszym świecie te pojęcia przestają mieć znaczenie. Człowiek przestaje mieć znaczenie. Po zapoznaniu się z sytuacją na wielu różnych płaszczyznach ja powoli dojrzewam do wniosku, że jedynym rozwiązaniem jest twardy reset ludzkości poprzez wojnę atomową (jeśli przeżyjemy, może jak w trylogii "Metro" Głuchowskiego) albo boską interwencję. Mając na myśli czasy, kiedy jeszcze podział na mężczyzn i kobiet był potrzebny, kiedy ludzie żyli, zamiast egzystować, widzę przed sobą na przykład coś takiego: Polecam, bardzo fajne. Ma się ochotę zrobić samemu takie coś.
  8. Słowne czary-mary przykrywające istotę rzeczy. Biologicznie dziecko przed narodzeniem i po narodzeniu to ten sam człowiek, tylko przechodzący różne etapy rozwoju. Pojawiłeś się na świecie od razu, zmaterializowałeś się w takiej postaci jakiej jesteś dzisiaj? Miałeś kiedyś 7 lat, kiedyś jeszcze 3, a jeszcze wcześniej byłeś podłączony rurką do swojej matki, ba, masz nawet ślad po tym i możesz go dotknąć w każdej chwili. Ale jakimś cudem wtedy to nie byłeś Ty, a ktoś na prośbę Twojej matki powinien był mieć prawo rozczłonkować Cię szczypcami, bo byłeś akurat na takim, a nie innym etapie rozwoju? O tempora, o mores... Kto śmie decydować o tym, kto się urodzi, a kto nie? Nawet bez odnoszenia się do spraw religijnych - to, że żyjemy, i możemy dawać życie innym jest tak wielkim cudem i tak potężnym, że od myślenia nad tym głowa boli. To, czy jest to dar od wszechświata/losu/Boga to akurat w tej kwestii drugorzędne. Ale żeby taki dar ktoś nie docenił i wyrzucił jak śmieci, tym bardziej kobieta, której całe ciało i umysł są naturalnie przystosowane do dawania życia, jest poza moim wyobrażeniem. https://narodowcy.net/byt-ksztaltuje-swiadomosc-marks-mial-troche-racji-rzecz-o-rewolucji-julek/ - Zostawiam wam wszystkim taki artykuł, w pewnym sensie trudny do przetrawienia, ale to dlatego, że trafia w samo sedno.
  9. No właśnie dlatego wymyślają sobie problemy. Nasza cywilizacja do tego stopnia ułatwiła sobie życie i odeszła od realnego świata, że młodzi ludzie ze srajfonami, pełnymi lodówkami itd. nie są hartowani przez prawdziwe problemy. A jak nie są hartowani, to są słabi i rusza ich byle pierdoła. Łatwo napisać "szczać im na ryje", ale pomyśl sobie, że na pewien sposób młode pokolenie jest okropnie skrzywdzone mentalnie. Właśnie przez brak wyzwań i zbyt wygodne życie. Z drugiej strony czasem potrafią wskazać jakiś realny problem tego świata, widzą że coś się dzieje (np. w relacjach d-m) ale albo proponują jakieś debilne rozwiązania tego problemu (bo myśleć ich nie nauczono) albo nie potrafią się z tym zmierzyć w żaden sposób i pozostaje im płakać (bo są słabi). Będzie tylko gorzej niestety. Prawdopodobnie skończy się jak w eksperymencie Calhouna. Za bardzo ułatwiliśmy sobie świat, nie rozumiejąc, że przez to kiedyś stanie się zbyt trudny.
  10. To zależy, czy ma to formę jakiejś uzasadnionej krytyki dzisiejszych realiów społecznych, czy tylko użalania się nad sobą. Mnie generalnie denerwuje, jak ktoś narzeka na coś, ale nie stara się wysilić nawet dwóch szarych komórek na znalezienie przyczyny problemu. Jeśli przyczyna leży na zewnątrz i to jakoś rozsądnie krytykuje, ok. Jeśli przyczyna leży wewnątrz i poprzez wskazywanie innych palcem czuje się lepiej, to jest oznaka mentalnej słabości. Narzekaniu sprzyja psychologia tłumu, szczególnie na forach internetowych. Jak ktoś jest z czymś nieszczęśliwy, to najłatwiej jest mu podpiąć się do grono ludzi nieszczęśliwych z tego samego powodu. Ogólnie wygląda to tak, że jednostki o bardziej wojowniczej mentalności będą próbować znaleźć przyczynę problemu i ją likwidować, niezależnie czy jest na zewnątrz czy w nich samych. Nawet jeśli jest to bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe. Będą walczyć dla zasady, bo taką mają duszę. Innych zaś w ogóle nie interesuje istota problemu i możliwość walki, tylko możliwość wypłakania się i znalezienia psychicznego komfortu tanim kosztem.
  11. A dokładniej: Dawaj mi stabilność i bezpieczeństwo, którego będą potrzebować moje dzieci.
  12. Bo generalnie kobiety szukają w mężczyznach zapewnienia bezpieczeństwa swojego i potomstwa. W dzisiejszych czasach bezpieczeństwo = pieniądze. Dlatego do niedawna to mężczyzna był głową rodziny i dysponował pieniędzmi. On zarabiał, on zapewniał bezpieczeństwo = on decydował i miał podziw swojej kobiety. To nic dziwnego, że kobiety chcą od mężczyzn pieniędzy i jestem zdziwiony, że tyle osób nie rozumie tego tutaj. Nieszczęście naszych czasów polega na tym, że żyjemy w niewolnictwie ekonomicznym i przeciętny mężczyzna nie jest w stanie utrzymać siebie, żony, domu i trójki dzieci. Więc kobiety też zostały zmuszone do pracy. A jak kobieta pracuje, to przejmuje na siebie część tej roli, którą ma spełniać mężczyzna (zapewniać bezpieczeństwo i stabilizację). Kobieta traci w takim układzie szacunek do swojego mężczyzny. Efekty tego opisał @absolutarianin: brak synergii żeńskiej i męskiej energii, plaga rozwodów, upadek cywilizacji.
  13. Kobiety były po prostu wychowywane przez swoje matki do patriarchatu, który istniał od zarania dziejów do czasu mniej-więcej I wojny światowej (w Europie). Patriarchat odszedł w niepamięć, pojawiły się nowe idee, jak np. kobiety na rynku pracy, "równouprawnienie" (pomieszanie się ról męskich i żeńskich w społeczeństwie) i obie płcie nie mogą się do tego przystosować. To w sumie normalne, jeśli w ciągu 100 lat wywraca się dosłownie wszystko, co obowiązywało wcześniej przez setki tysięcy lat w relacjach damsko-męskich. To działanie przeciwko naturze. Nie ma NIC dziwnego w tym, że kobiety lubią romantyczne komedyjki, wesela, dekoracje, ozdóbki i inne pierdółki. Takie są. Romantyczność kobiet nie była i nie jest podyktowana jakąś propagandą czy innymi uwarunkowaniami kulturowymi, tylko naturą. Kobieta potrzebuje mężczyzny silnego mentalnie i zaradczego, bo jej mózg podpowiada, że taki najlepiej zadba o bezpieczeństwo potomstwa. Problem polega na tym, że nasza cywilizacja chciała być mądrzejsza od natury i wymyśliła chociażby ubezpieczenia, programy socjalne, benefity itd. Nie masz faceta, który zadba o ciebie i dzieci? Państwo o ciebie zadba. Kiedyś kobiecie wystarczało, że to facet będzie w stanie utrzymać dom i rodzinę, a ona w zamian mu posprząta, ugotuje i zaopiekuje się dziećmi. W momencie, w którym kobiety przestały potrzebować mężczyzn do praktycznych rzeczy takich jak zarabianie (bo same już mogą, a jak coś to państwo pomoże), mężczyzna stał się pewnego rodzaju zabawką. Dzisiaj kobiety potrzebują mężczyzn chyba już tak naprawdę tylko do ewentualnego zapłodnienia. Stąd wrażenie, że kobiety nie są romantyczne. Tak naprawdę to pewnie są na swój sposób, tylko dzisiejszy świat odebrał im to, co kiedyś naturalnie ceniły w mężczyznach.
  14. Jakiś dowód na to? Z tym filmikiem to wybacz, ale najwyraźniej nie jestem na tyle mądrym i oświeconym Polakiem co Ty i nie znam włoskiego. Obejrzałem jedynie ostatnie kilka minut, gdzie leci ta dramatyczna muzyczka i tekst po angielsku. Z tego tekstu jedyne co wywnioskowałem, to że film był prawdopodobnie o losie Żydów z krakowskiego ghetta i przy okazji o jakiejś żydowskiej rodzinie Bosaków z dzielnicy Kazimierz. Problem polega na tym, że w Polsce jest 1966 ludzi z nazwiskiem Bosak (według tej strony: http://nlp.actaforte.pl:8080/Nomina/Ndistr?nazwisko=Bosak), a nigdzie w tym tekście nie zetknąłem się z informacją, że chodzi konkretnie o tych Bosaków. Tak więc jeżeli taka informacja gdzieś występuje w trakcie filmu to proszę, podaj stempel czasowy wraz z tłumaczeniem fragmentu na polski. Ciekawe to jest w ogóle. Tak z psychologicznego punktu widzenia. Bo przecież jak ktoś zostanie nazwany tym Archem i powie, że nie wie o co chodzi, to wszyscy go wyśmieją i odbiorą to jako kłamstwo - choć faktycznie może nie wiedzieć, tak jak ja na początku. Ale z drugiej strony ktoś mógłby chcieć strollować forum i celowo przyznać się do bycia nim, choć nim nie jest i pewnie wtedy wyłapie bana. Możliwe, że już za napisanie zbyt dużej ilości tekstu na jego temat można być oskarżonym o bycie nim. Bo przecież jak tak dużo pisze, to pewnie się tłumaczy i to on. Na dodatek nie trzeba mieć żadnego dowodu na poparcie swojego oskarżenia, wystarczy przeczucie, że ktoś nim jest, a przecież użytkownik i tak nie może się obronić w żaden sposób. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim na żadnym forum. Może wyłączcie sobie możliwość rejestrowania nowych użytkowników.
  15. W Irlandii nie rządziła sowiecka swołocz przez kilka dekad. W Polsce nie żyje się tak łatwo jak tam, ponieważ sowiecka swołocz uratowała się w Magdalence i swoje wpływy na państwo. Wszyscy zastanawiają się, czy powinniśmy pójść takim czy innym systemem gospodarczym i na jakim państwie powinniśmy się wzorować. Otóż nie ma to znaczenia w przypadku, w którym państwem rządzi uprzywilejowana kasta (najprawdopodobniej dawne specsłużby czyli WSI, które projektowały transformację) i wszystko w państwie jest ustawione pod ich interesy.
  16. Brawo, wymieniłeś dwóch polityków z zerowym wpływem na kształt państwa, praktycznie na dowolnym szczeblu. Ciekawe w jaki sposób mogą szkodzić państwu. Rozumiem, że Żydzi mają potężne wpływy w Polsce. Jednak robienie na siłę z każdego Polaka agenta Syjonu, ponieważ ma większy wpływ na rzeczywistość niż prezes miejskiego klubu sportowego w Pcimiu Dolnym jest po prostu żałosne. Oczywiście Braun jest łatwym celem takich ataków z powodu nazwiska, więc "łowcy Żydów" pewnie już wpisali go na swoją czarną listę z automatu. O Bosaku chodził jakiś czas temu mem z demotywatorów, że jego pradziadek czy ktoś był Żydem, oczywiście wszyscy zachwyceni, że złapali kolejnego Żyda i znaleźli się w kręgu oświeconych obywateli słowiańszczyzny. Rzeczywistość jest taka, że każdy debil może wpisać sobie w Google "Żyd", wybrać jakieś zdjęcie i zrobić takiego mema. Bosak oczywiście zdementował to, co było tam napisane, samemu podając otwarcie swoje pochodzenie od strony matki i ojca, tak żeby każdy mógł temu zaprzeczyć, jeśli tylko posiada dowód. Ale wiadomo, jak ktoś nie nazywa się Kowalski i nie pochodzi od samego Mieszka I to nie może nazywać się Polakiem, a jak miał prapraprapraprapradziadka Niemca albo Żyda to już w ogóle kaplica, powinien oddać polskie obywatelstwo i polecieć biletem w jedną stronę do Berlina czy Tel-Awiwu. Nikt nie zwraca już uwagi na procesy kulturowe i cywilizacyjne w społeczeństwie, a samo słowo naród nabrało czysto biologicznego wydźwięku. Jeśli nie pokażesz dowodu na jakiś mityczny 100%-owy polski genom to nagle nie masz prawa do polskości. Nie rozumiem tego.
  17. Nadal nie dostałem odpowiedzi jak to się dzieje, że człowiek może być wewnętrznie "totalnie obojętny" ale nadal mieć powody do działania na zewnątrz. Jak już pisałem, działanie bierze się z woli działającego, a to chyba "wewnątrz". Czyli rozumiem, że jeśli ktoś kogoś nienawidził i go zabił z tego powodu, to tylko w nienawiści nie było boskiej woli, ale w działaniu jakim było morderstwo już była? Dlaczego tylko "opór wewnętrzny" może być niezgodny z boską wolą, a "opór zewnętrzny" już nie może? Dlaczego choćby "odgrywały się dantejskie sceny" to mamy żyć z tym wewnętrznie w zgodzie? Jak można być w zgodzie z czymś, ale jednocześnie z tym walczyć? Po co ta walka, po co przeciwdziałanie czemukolwiek, jeśli ze wszystkim mamy być pogodzeni? Dlaczego tylko jak myślę o czymś źle, to odgrywa to duchową rolę, a jak dobrze to nie? No i co to znaczy? Że myślenie źle o czymś może być niezgodne z boską wolą? Jeśli tak, to czemu w takim razie myślenie o czymś dobrze już jest? Myśleć zarówno dobrze jak i źle można o wielu różnych rzeczach i z wielu różnych powodów.
  18. Ale jak "serce" ma kochać to, o czym rozum wie, że jest złe? Dlaczego tylko opór rozumowy jest dozwolony, ale opór ze strony serca już nie? Dlaczego "serce" jest ważniejsze i co to w ogóle jest "serce" w tym kontekście?
  19. Logika to logika. Albo coś jest logiczne, albo nie jest. Może być tak, że po prostu nie rozumiemy logiki czegoś, ale to nie znaczy, że jest to jakaś "inna" logika, że w danym przypadku działa inaczej niż w innym. Tak czy siak, w ogóle nie o logikę tutaj chodziło. Popełniłem fatalny błąd, ponieważ odebrałem Cię jako chrześcijanina. Stąd wzięła się moja aluzja do tego, że piszesz takie rzeczy, ponieważ nie rozumiesz czegoś w chrześcijaństwie. Teraz dopiero zauważyłem, że nie łączysz swojej duchowości z tą religią. Rozumiem mniej-więcej o co Ci chodzi. Nadal jednak mam spore wątpliwości co do zasadności twoich stwierdzeń i uważam, że dziękowanie Bogu za istnienie takich rzeczy jak aborcja jest oburzające. Jeżeli wewnętrznie mam być totalnie obojętny na wszystko, to jaki jest sens działania na zewnątrz? Skąd ma się brać chęć do działania, zmiany czegoś i po co to w ogóle? Jak mam działać przeciw czemuś, ale jednocześnie być obojętnym? Jak obojętność, to brak działania, a jak jest działanie, to musiała być wola.
  20. Zalogowałem się pierwszy raz od dawna, bo nic mnie tak jeszcze na tym forum nie rozsierdziło. Czyli mam rozumieć, że rozrywanie dzieci na kawałki w łonach ich matek to wola boska, wynalazek Boga, który należy kochać i za który trzeba dziękować w swoich modlitwach? Rozumiem jeszcze dziękować za jakieś próby w naszym osobistym życiu, coś co nas dotknęło i dzięki czemu nauczyliśmy się czegoś ważnego, rozwinęliśmy się. Natomiast dziękowanie Bogu za to, że ludzie czynią zło, zabijają się i jeszcze mówienie, że taka jest jego wola - to już chyba z chrześcijaństwem ma niewiele wspólnego. Oczywiście nie jestem teologiem, więc jeśli źle mówię, to niech ktoś mnie poprawi - ale ja zawsze chrześcijaństwo rozumiałem w ten sposób, że czynienie zła jest bluźnierstwem wobec Boga, wobec tego zło nie jest Jego wolą, jest czymś odwrotnym do Jego woli. Kochanie nieprzyjaciół to nie to samo, co miłość do zła, które wyrządzają. "Poczucie jedności" ze złem i tego typu rzeczy to chyba bardziej jakiś taoizm czy inne religie wschodnie.
  21. Nie wypowiem się w kwestii statystyk czy wpływu na zdrowie, bo od tej strony tak dobrze tematu nie znam. Mam jednak swoje przemyślenia, jeśli chodzi o przedstawiony problem. Od jakiegoś czasu interesuje się mocno takimi rzeczami jak psychologia relacji damsko-męskich i jakie ma to przełożenie na kondycję cywilizacji. Ostatnio obejrzałem sobie arcyciekawy filmik, polecam każdemu (wymagana znajomość angielskiego): Profesor m. in. tłumaczy w nim, że kobieta jest w kulturze odzwierciedleniem natury, ponieważ to ona decyduje o możliwości reprodukcji dla danego mężczyzny, a nie odwrotnie (trochę tak, jakby kobiety pełniły rolę czynnika kontrolującego dobór naturalny). Mężczyzna ma zaś wspinać się po drabinie hierarchii dominacyjnej i tym samym udowadniać swoją wartość naturze (kobiecie). Ma to sens. Mężczyźni chcą zdobywać, rywalizują ze sobą, ale to kobiety nagradzają zwycięzcę. Tak jak "Matka Natura" (a nie Ojciec) weryfikuje zdolność ludzi do przeżycia. To naturę się odkrywa, zdobywa kolejny szczyt, przekracza kolejną rzekę i inne granice, które natura stawia - a nie natura odkrywa ludzi. Jeśli z tej perspektywy spojrzy się na tę "pandemię rozwiązłości", to można dojść do (nie)ciekawych wniosków. Moim zdaniem kobiecość musi objawiać się jakąś formą tajemnicy, niedostępności - czymś, co można "odkryć" i z czego odkrywca może mieć satysfakcję. A jak patrzę na te młode lale, ze wszystkim na wierzchu i spodenkami ledwo dłuższymi od majtek, to ja tam nie mam co odkrywać. W moich oczach wręcz ujmuje to atrakcyjności. Oczywiście instynkty dają o sobie znać i zdarza mi się spojrzeć na jakiś skąpo odziany element ciała, ale to on wzbudza wtedy moje zainteresowanie (chwilowe), a nie kobieta, która odpycha mnie swoją bezwstydnością. Nie czuję potrzeby "zdobycia" takiej kobiety. Zerknę niemalże bezwiednie na to, co tam pokazała i idę dalej - ewentualnie marnując przy tym część tej "seksualnej energii", jak to chyba określił ten Rosjanin. Natomiast kiedy widzę elegancko ubraną kobietę (np. w dłuższej sukience w jakieś kwiatki lub inne takie damskie wzorki) i jeśli ma do tego nienaganną figurę oraz atrakcyjną twarz - no to po prostu mój umysł wariuje, przyciągany jak magnes przez tą subtelną kobiecość. Mój popęd nie karmi się od razu tą zwierzęcą seksualnością, tylko zostawia w tym wszystkim jakieś miejsce na pierwiastek ludzki. Nie wiem ilu dzisiejszych mężczyzn patrzy na to podobnie jak ja, ale mam wrażenie, że spora część z nich jest po prostu programowana przez media na to "nowoczesne" postrzeganie kobiecości. A do kobiet przekaz idzie taki: nie wstydź się swojego ciała, ubieraj się jak dziwka, ale jak coś to #MeToo i pamiętaj, mężczyźni to świnie, bo traktują cię przedmiotowo. Jestem pewny, że na tym wózku daleko nie zajedziemy.
  22. No nie ukrywam, że temat mnie emocjonuje, bo dochodzi czasem do naprawdę niebezpiecznych sytuacji na drodze. Biegnie za mną pies (albo nawet dwa, jak miałem ostatnio) i nie wiem, czy mam patrzeć na drogę, bo pełno dziur i się mogę wypieprzyć, czy jednak uwagę kierować na psa, bo wbiegnie pod koło albo szarpnie za nogę. Najwięcej uwagi zabiera jednak pies. Przy takim rozkojarzeniu łatwo stracić orientację i wjechać na przeciwległy pas, a jak coś tam będzie jechało, to wiadomo jak to się może skończyć. Nie no, to jest oczywiste dla mnie. Ja psów nie winię, bo taki mają instynkt - pies dostaje od właściciela michę, więc ten broni jego terytorium. To właściciele mnie denerwują, bo taka prosta czynność jak zamknięcie bramy wykracza poza ich umiejętności intelektualne, a można to zrobić w mniej niż 5 sekund. No właśnie zastanawiam się nad kupnem takiego gazu i nie bez powodu. Psa to nie zabije, a mnie może uratować życie w jakiejś podbramkowej sytuacji. Jeśli chodzi o to ostatnie... jest taki widok, który mnie obrzydza strasznie, a mianowicie jak widzę, że ktoś daję się psu lizać po mordzie. Nie rozumiem o co w tym chodzi i zastanawiam się, czy komuś takiemu nie przeszkadza ta ilość bakterii i innego syfu na twarzy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.