Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'priorytety' .
-
Witam braci. Jak wiecie w Sobotę w Londynie wydarzył się kolejny atak terrorystyczny, gdzie psychopaci w imię religii pokoju zabili 7 osób a 48 ranili nożami z czego 18 jest w stanie krytycznym. Jest to trzeci atak w ciągu jakiś 2 miesięcy (Westminster i Manchester) w UK. A to są tylko te, które się wydarzyły bo cała reszta udaremnionych jest szybko wyciszana w mediach. Czemu o tym piszę? Ano po temu, bo tylko mój brak asertywności spowodował, że nie byłem w środku tych wydarzeń ponieważ usilnie namawiałem kumpla na browarek właśnie na London Bridge i pewnie byśmy siedli przy Borough Market, gdzie biegali ci psychopaci i dźgali ludzi nożami. Wracając do domu nie wiedziałem jeszcze co się dzieje, ale stacje były zamknięte. Wyszedłem więc na kolejnej i szybko przeszedłem ulicami do tej, która była zamknięta. Zszedłem na stację i policjant do mnie krzyknął, że mam się kierować na dół na perony a przez radio-węzeł co chwilę obsługa przypominała, żeby nie opuszczać stacji i udać się do pierwszego lepszego pociągu i opuścić stację. Perony były puste, ulice puste, ludzie biegali w popłochu. Kiedy wszedłem do domu jeszcze oglądałem się za siebie. Atak było około 22.30 a ja dokładnie o tym samym czasie zebrałem się na chatę więc pewnie i o tej byśmy wyszli z pubu. Nie mówię już o tym, że pewnie stalibyśmy cały czas przed pubem, bo kumpel kopci jak parowóz. Wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, że mogłem dzisiaj być w lodówce. Od niedzieli w mediach jak co atak - koncerty, serduszka, pszczółki, świeczuszki itp gówna. Burmistrz Londynu (muzułmanin defacto) oczywiście się solidaryzuje, donek nasz oczywiście jest całym swoim sercem z całym światem, Theresa May pierdoli znów, że "London stand together" (no bo co ma powiedzieć kobieta, w mieście, w którym muzułmanie traktujący kobiety jak gówno już robią swoje getta) a ja wracając codziennie metrem na stacji widzę plakaty "Save children this ramadan" i jakies zdjecie z Syrii. Zwymiotować można od tego. Generalnie sielanka, serduszka przeciw maczetom i namiociki "The real islam is love". Możliwości samoobrony w UK są niemalże zerowe - za gaz pieprzowy grożą 3lata, za nóż, paralizator, kastet - do 10lat. Spoleczeństwo jest rozbrojone totalnie! Jak jebane barany na rzeź. Myślę, że w krajach gdzie można mieć broń, tym pojebom udało by się zranić może kilka osób zanim nie dostaliby kólki w łeb. Kariery zawrotnej tutaj nie osiągnąłem aczkolwiek doszedłem do poziomu, gdzie mogę tu przyjechać w każdym momencie i dorobić za bardzo dobrą stawkę, firme mam swoją otwartą tutaj, odłożyć nie odłożyłem za wiele, ale na rok utrzymania się bez pracy spokojnie wystarczy więc jakaś baza startowa jest (oczywiście nie zamierzam siedzieć wentylem do góry i łoić browarów dzień w dzień a pracować), znajomych też już niewiele zostało, część wróciła do Polski, część to przelotne znajomości. 2-3 solidne znajomości mam i tyle. Od wczoraj jednak mam porytą banię, i to konkretnie. Po części przez wpis @Geralt o powrocie do kraju. Nie chce nic inwestować, nie chcę nowej pracy szukać a coś miało dla mnie być nowego w centrum (no właśnie), nawet mi się nie chce inwestować w siebie, trening, dieta. Przez 3 lata tutaj zmieniłem się dużo, cynizm zrobił ze mnie mało empatycznego chuja. Musiałem taki być, żeby nie zwariować tutaj z samotności. Człowiek obrasta w twardą skorupę, to taki system obronny, ale to odbiło się na mnie, są duże pokłady pogardy i złości gdzieś głęboko, czuję to. Kiedyś szedłem z pracy do domu i zobaczyłem małego czarnego dzieciaka w oknie na drugim piętrze. Stał i trzymał się jedną ręką za jaja a drugą za framugę. Matki tam od połowy parku z wrzaskiem biegły już do niego. Przeszedłem pod oknem i zastanawiałem się czy "plasnie czy nie plasnie, byle nie mi na łeb. Czarnych jest i tak za dużo to co tam...". Cały czas brakuje mi wielu rzeczy - jedzenia naszego, wypadów nad jezioro, tripów pociągiem, rybek, polowań, niektórych znajomych. Wiadomo, że przez wyjazd baza kumpli się skurczyła, ale wszystko jest dużo łatwiej odnowić jak się mieszka 5km dalej a nie 1500km dalej. Zwykłego wypadu za miasto na pełny chill i relaks pod parasolkami mi brakuje. Sytuację mam dobrą, dom odziedziczony tylko trzeba go trochę udoskonalić, z głodu nie zginę, zobowiązań żadnych, oboje rodziców mam a i kilka pomysłów na biznes też. Tutaj mam ciągły stres, ciągłe rozglądanie się naokoło. Co jakiś czas (co kilka miesięcy) łapią mnie depresje i to co udało mi się ze sobą zrobić, jakaś dietka, rzeźba - to wszystko idzie wpizdu. Czuje się tu nieswojo. Najbardziej jednak przeraża mnie wizja, że mogę wyjść sobie spokojnie na piwo i zginąć od ciosów nożem od jakiegoś śmiecia. Umrzeć w karetce do szpitala z dala od kraju gdzie w tym czasie moi rodzice i znajomi będą sobie spokojnie spać. Pytanie do was brachy. Co byście zrobili na moim miejscu? Jakaś trzeźwa ocena sytuacji. Wiem, ze temat narzuca odpowiedzi (za powrotem), ale też chce poznać wasze zdanie. Jak to u nas faktycznie jest z robotą, możliwościami... Bo to co mówi GUS nie ma za dużo wspólnego z prawdą. Szczególnie @Assasyn, @SledgeHammer @Kelner Panic @Eredin @BigDaddy@zuckerfrei. Jak wy widzicie wasze życie tutaj w UK? Pozdro!
- 66 odpowiedzi
-
- 4
-
- życie
- bezpieczeństwo
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: