Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'socjalizm' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Lektura Obowiązkowa - nie tylko dla nowego użytkownika
    • Regulamin Forum
    • Jak kupić książki, nagrania i złożyć dotację
    • FAQ - poradniki, pytania i odpowiedzi
    • Przedstaw się
  • Rozwój - przejmujemy władzę nad światem :>
    • Co zmienić na Forum - Dział Techniczny
    • Rozwój idei Forum
    • Radio Samiec!
    • Czasopismo
    • Dotacje
    • Ważne!
  • Klub Weterana
    • Zasłużona Starszyzna
  • Relacje męsko-damskie i nie tylko
    • [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
    • Na linii frontu - podrywanie.
    • Seks
    • Manipulacje kobiet i obrona przed nimi
    • Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
    • Sprawy rodzinne i dzieciaki
    • Rozstania, zdrady, prawo rozwodowe.
    • Mądry Mężczyzna po szkodzie.
    • Ściana hańby
  • Zaburzenia emocjonalne, psychiczne Pań i Panów
    • Borderline
    • Narcyzm
    • Depresja
    • Pozostałe zaburzenia
  • Męskie i niegrzeczne sprawy
    • Samodoskonalenie i samowychowanie
    • Bad Boy
    • Hajs i inne dobra materialne
    • Wtopy i upokorzenia
  • Youtube - ciekawostki, dramy, informacje, nowinki
    • Niekonwencjonalni youtuberzy
    • Zagraniczni youtuberzy
    • Kanały sportowe
    • Konwencjonalni youtuberzy
  • Sport i zdrowie
    • Sport
    • Zdrowie fizyczne i psychiczne
  • Polska i świat
    • Co w zagrodzie i za miedzą
  • Przetrwanie, apokalipsa, preppersi
    • Survival w mieście
    • Survival w terenie
    • Przydatne umiejętności
    • Zestawy ewakuacyjne
    • Ogień, woda, żywność, ubrania, energia
    • Broń i narzędzia
    • Apteczki, zestawy medyczne, pierwsza pomoc, higiena
    • Schronienie, domy, bunkry, ziemianki
    • Urządzenia, pojazdy, gadżety
    • Książki, opracowania, podręczniki, artykuły, wiedza - związane z survivalem
    • DIY, "patenty", life hacki
  • Motoryzacja i Technologie
    • Wszystko co jeździ, pływa i lata.
    • Komputery
    • Technika i sprzęt
  • Hobby
    • Zainteresowania
    • Hobby i twórczość
  • Duchowość
    • Nie samym ciałem człowiek żyje
  • Rozmowy przy wódce
    • Flakon, kielon i zagrycha
  • Rezerwat dla Kobiet
    • Dlaczego tak?
    • Bara-bara
    • Wokół domowej 'grzędy'
    • Bóg stworzył kobietę brzydką, więc musi się ona malować.
    • Niedojrzali emocjonalnie faceci - ploty - dupoobrabialnia ;)
    • Kobiecy kącik 'kulturalny'
  • Domowa grzęda
  • Samczy Mobil Klub HydePark- zbiór tematów niepasujących do pozostałych kategorii
  • Samczy Mobil Klub Rowery
  • Samczy Mobil Klub Powitalnia
  • Samczy Mobil Klub Zabezpieczenia przed miłośnikami cudzej własności.
  • Samczy Mobil Klub Samochody
  • Samczy Mobil Klub Latadła:szybowce, śmigłowce, rakiety, balony :)
  • Samczy Mobil Klub Motocykle
  • MacGyver a GADGETY MĘSKIE : ......?
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • IT Linux
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • Klub poligloty Jaki język
  • NAUKA - SCIENCE Wprowadzenie do Metodologii Naukowej
  • Klub Pasjonatów Futbolu Reprezentacja Polski
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ekstraklasa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka klubowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka międzynarodowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ogólne
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji s
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Pornografia - ubojnia pomysłowości, kreatywności i działania
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji 50 powodów aby porzucić pornografię
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Odwyk Piotra i nowe lepsze życie
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji NOFAP - Odwyk od A do Z
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Co robić by Nofap się udał?
  • Klub Wschodnioazjatycki Ogólne
  • Klub Wschodnioazjatycki Korea
  • Klub Wschodnioazjatycki Chiny
  • Klub Wschodnioazjatycki Japonia
  • Klub Wschodnioazjatycki Mongolia
  • In web development Przydatne linki
  • In web development Mam problem

Blogi

  • Blog Ruchacza
  • Critical Thinking
  • Pan Kabat Blog
  • Bacy
  • Paweł z N.
  • Silvia
  • Blogosfera Vincenta
  • 105 kg skurwysyna
  • Droga do męskości
  • „Sukces jest czymś, co przyciągasz poprzez to, kim się stajesz.”
  • RysiekBlog
  • PZK
  • Aroxblog
  • Zasady Drugiej Strony Lustra
  • Prywatne zapiski Leona
  • Self Blog
  • friendship
  • redBlog
  • OpenYourMind
  • kootasBlog
  • Blog
  • The Samiec Post
  • TradeMe
  • Zapiski Eldritcha
  • Blog Chłopaka na Testosteronie
  • nowhereman80
  • ALPHA HUMAN
  • Myśli bieżące - filozoficznie ...
  • Samczym okiem
  • Za twórczością podążający, pragnący swego zaniku.
  • Ryśkowe szaleństwa.
  • Spira - żeby wygrać, trzeba przegrać
  • Scarcity of Knowledge
  • Throat full of glass
  • .
  • listy do dusz
  • Cytaty ważne i więcej ważne
  • Różne wypociny EjczFajfa
  • Moje przemyślenia
  • Blog Duńczyka
  • Podkręcili mi śrubkę!
  • Pułapki i kruczki
  • Jak działa rzeczywistość i kim jesteśmy - rozważania
  • TOALSWAHCADTLKCAFG
  • Arasowy blog postrzegania subiektywnego
  • Otwórz Oczy
  • Bez litosci
  • Przelewanie mysli.
  • Blog Metodego !
  • Boks - kompletnego laika trening
  • New Day at oldschool
  • Moim okiem
  • Czerwony Notatnik
  • Świadomość,Świadomość,Świadmość
  • Human Design: self-study
  • TOP seriali telewizyjnych
  • Szkaradny's
  • Coś tu może kiedyś będzie.
  • Przebudzenie z Marixa
  • Cortazarski Blog
  • .
  • Indigo puff obraża nasze forum na streamie!!!!!!!!!
  • Blogowo
  • Analconda
  • danielmagical ...fenomen patostreemow
  • W poszukiwaniu prawdziwych emocji
  • "Rz"ycie
  • Always look on the bright side of life...
  • Za horyzontem zdarzeń
  • Kubeł zimnej wody
  • Just Easy
  • .
  • Rody Krwi
  • sumer
  • Filmoteka Białego Rycerza
  • Życie W Kuchni
  • Człowiek Renesansu
  • BS lepsze niż Vitalia!
  • Okiem borderki, czyli świat z innej perspektywy
  • Blog Dzika
  • Podglądam siebie.
  • Światłopułapka
  • Wzloty i upadki ducha
  • Złote myśli Sary.
  • ezo
  • La chica loca
  • nowy rok numerologiczny rozpoczety
  • 30 dniowe wyzwanie.
  • 1
  • "Jak się przewróce to ja się za swoje przewrócę"
  • Coś Więcej...
  • Kobieta to rarytas dla bogaczy.
  • Narkonauta
  • Casual Gentleman
  • Luźne przemyślenia Ksantiego
  • .
  • Dziennik rozwojowy
  • Studęt tłumaczy
  • antymatrixman
  • Rapke
  • Między ziemią a piekłem czyli ile kosztuje spełnianie marzeń.
  • Archiwa Miraculo
  • IBS/SIBO - moje zmagania z chorobą
  • Wielka ucieczka z więzienia "Przeciętność"
  • Chore akcje z mojego poje*anego życia
  • Czas zapłaty
  • Jan Niecki - manosfera
  • Miejsce ulotnienia dla zbyt dużego ścisku pod kopułą
  • Z Przegrywu do Wygrywu
  • Droga do Zwycięstwa
  • Nerwica, lęki, pogadajmy.
  • Wewnętrzna stabilizacja świadomego mężczyzny
  • Baldwin Monroe...na płótnie
  • moj pulpit
  • Dobry, zły i brzydki
  • Różności
  • Uśmiechnięta (p)ironia
  • Instrukcja życia w systemie...
  • Orszak Trzech Króli
  • Human LATA - Od zera do ATPL'a.
  • Niezapominajka
  • Niezapominajka
  • Ozór na szaro
  • PsYCH14trYK
  • (...)
  • boczkiem przez życie
  • Ze szczura w Kruka (PuA, rozwój osobisty i duchowy)
  • Ozór na szaro.
  • Strumień świadomości
  • Przygody faceta w prawie średnim wieku
  • :-)
  • Esej - jaki jest i powinien być cel życia ludzkiego?
  • Eksponowanie kreatywności.
  • W samo okienko
  • Saturn i co dalej?
  • Zapiski
  • Jakie są korzyści z skontaktowania się z profesjonalną firmą w celu dochodzenia odszkodowania za poniesione straty?
  • Bruxawirus
  • Redpill
  • Naukowy blackpill
  • Czy to friendzone?
  • Jak żyć ?
  • Jak żyć, Panie Premierze?
  • Żywot wieśniaka poczciwego
  • Jack Hollywood
  • Analconda
  • smerfiBlog
  • Dzień, w którym przestałem być nieśmiały.
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • O podróżach
  • Młodzi samcy w równowadze Blog
  • Klub muzyków i kompozytorów (muzyczny) Blog muzyczny
  • Red Pill Blog Redpill

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Miejscowość:


Interests

  1. Ludwig von Mises (1881-1973) był jednym z najwybitniejszych ekonomistów jacy chodzili po naszej planecie. Z pochodzenia był Austriakiem urodzonym we Lwowie, czyli stolicy Królestwa Galicji, będącym w ówczesnym okresie pod panowaniem zaboru austriackiego. W tamtym okresie obszar ten był nazywany niekiedy "Małopolską", jako że większość jego mieszkańców stanowili Polacy, około 1/4 Żydzi i po małej części Ukraińcy. Dziadek Misesa był głową lokalnej gminy żydowskiej, posiadał również tytuł szlachecki. Jednak jak pisał Erik von Kuehnelt-Leddihn, główny wpływ na ukształtowanie kulturowe, światopoglądowe itd. na Misesa mieli nie Żydzi, ale właśnie Polacy, stanowiący prawdziwą kulturową i intelektualną elitę w tamtejszym obszarze, znani ze swojego umiłowania wolności i walki o niepodległość. Więcej do poczytanie na temat w artykule poniżej: http://mises.pl/blog/2010/09/28/kuehnelt-leddihn-kulturalne-korzenie-ludwiga-von-misesa/ Ludwig von Mises czuł się jednak przede wszystkim austriackim patriotą, lojalnym wobec monarchii Habsburgów. Polskie akcenty w Austriackiej Szkole Ekonomii, której Mises był jednym z najbardziej znanych przedstawicieli to jednakże żadna nowość. Sam jej założyciel, czyli Carl Menger, urodził się w Nowym Sączu, doktoratu prawa bronił na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a jednym z jego egzaminatorów był Polak, Julian Dunajewski .... ówczesny mister skarbu Austro-Węgier. Polacy w zaborze austriackim byli nie tylko traktowali lepiej niż w niemieckim i rosyjskim, ale także byli bardzo cenieni przez samych Austriaków. Wielu Polaków widziało nadzieję w Habsburgach, jako przyszłej elity intelektualnej w wyzwolonej Polsce. Wkład Ludwiga von Misesa w rozwój nauk ekonomicznych jest nieoceniony. Przypomnę że to on wprowadził słuszność prakseologii jako podstawy metodologicznej w Austriackiej Szkole Ekonomii, chociaż takie metody były stosowane już od samego początku, od Carla Mengera, tyle że wcześniej nie używano słowa "prakseologia". Bezpośrednie sukcesy Misesa to m. in.: 1. Teoria cykli koniunkturalnych i przewidzenie Wielkiego kryzysu z 1929 r. Kryzys 1929 r. był dla wielu ekonomistów zupełnym zaskoczeniem. Nie wyłączając Irvinga Fishera, niesłusznie uznawanego wówczas za główny autorytet w dziedzinie polityki monetarnej, który sam stracił na kryzysie ogromne pieniądze. Tymczasem Mises już w wydanej w 1912 r. książce pt. "Teoria pieniądza i kredytu" krytykował pieniądz fiducjarny, odchodzenie od standardu złota, centralną bankowość itd. Tak w roku 1912, czyli na rok przed utworzeniem Fed-u i 17 lat przed wybuchem kryzysu. Co więcej, w połowie 1929 r. Mises odmówił przyjęcia oferty w prestiżowym wiedeńskim banku Kreditanstalt, czym mocno zaskoczył wszystkich, łącznie ze swoją narzeczoną. Taką decyzję Mises uzasadnił słowami: "nadchodzi wielki krach, a ja nie chcę żeby moje nazwisko było kojarzone z tym bankiem". Kilka miesięcy później zaczął się największy kryzys gospodarczy w historii, a wspomniany bank zbankrutował. Badania na temat polityki pieniężnej i cykli koniunkturalnej przez Misesa oraz jego ucznia Friedricha von Hayeka stworzyły austriacką teorię cyklu koniunkturalnego, która jak żadna inna tłumaczy występowanie kryzysów w gospodarce: https://pl.wikipedia.org/wiki/Austriacka_teoria_cyklu_koniunkturalnego 2. Wykazanie niemożliwości funkcjonowania gospodarki socjalistycznej i przewidzenie upadku ZSRR już w 1920 r. Na początku XX w. w gronie ekonomistów przetoczyła się gorąca dyskusja na temat czy funkcjonowanie gospodarki socjalistycznej jest możliwe. Ludwig von Mises uznawał że jest to absolutnie niemożliwe. W 1920 r. przedstawił swoje zdanie w eseju pt. "Kalkulacja ekonomiczna w socjalizmie". Jak zauważył Mises, w socjalizmie, gdzie nie ma prywatnej własności środków produkcji, nie można nimi handlować, przez co nie można określić ich cen rynkowych. A to z kolei uniemożliwia przeprowadzanie kalkulacji ekonomicznej. Analiza ta była na tyle błyskotliwa że nawet Oskar Lange, który był socjalistą uważał że Mises zwrócił uwagę na niezwykle ważną kwestię i dał wyraźną podpowiedź socjalistom, dlatego w Ministerstwie gospodarki, czy jakimś Urzędzie Centralnego Planowania w ZSRR powinien stać posąg Misesa. Sam Lange uważał że problem kalkulacji ekonomicznej można rozwiązać z pominięciem działania wolnego rynku, metodą prób i błędów. Tą koncepcję obalił jednak F. A. von Hayek zwracając uwagę, że w takim modelu gospodarczym trzeba by powołać armię biurokratów, którzy musieliby sprawdzać każdą kalkulację ekonomiczną dokonywaną przez kierowników przedsiębiorstw. Ponadto ich rachunki trzeba by zestawiać z ich alternatywnymi wersjami, aby sprawdzić czy aby na pewno wybrali najlepsze rozwiązanie. Takie państwo musiałoby się zamienić w gigantyczny aparat biurokratyczny o kosztach niemożliwych do utrzymania. Mises swoje zdanie na temat socjalizmu przełożył jeszcze dokładniej w książce "Socjalizm" wydanej w 1922 r. Wielu ekonomistów polemizowało w tej kwestii z Misesem na przestrzeni lat. Jednych z nich był Paul Samuelson, kolejny ze znanych "autorytetów". Znany także z tego, że próbował przewidzieć kiedy ZSRR prześcignie USA, datę wciąż przesuwał, kiedy poprzednia wróżba się nie powiodła, niczym Świadkowie Jehowy przesuwający datę końca świata i tak do samego upadku ZSRR. Innym był Robert Heilbroner, ekonomista chwalący m. in. Karola Marksa, Thorsteina Veblena czy Johna Maynarda Keynesa. Jednak kiedy w 1991 r. ZSRR ostatecznie upadł, przyznał on Misesowi rację po blisko 50 latach polemiki. W jednym z artykułów napisał: "It turns out, of course, that Mises was right". Czyli: "Jak się okazało, oczywiście to Mises miał rację". W licznych publicznych wystąpieniach przyznawał m. in. że socjalizm był jednym z największych nieszczęść jakie spotkał świat; kapitalizm pokonał socjalizm; kapitalizm organizuje materialną stronę życia w sposób znacznie bardziej zadowalający niż socjalizm itd. Jako że ZSRR powstał w 1922 r. a Mises krytykował socjalizm już 1920 r. często mówi się że Mises przewidział upadek ZSRR, zanim jeszcze ZSRR powstał. 3. Przewidzenie upadku keynesizmu Po II wojnie światowej keynesizm, a więc prąd w gospodarce oparty na interwencjonizmie państwowym był przez długi czas prądem dominującym. Aż do przełomu lat 60-tych i 70-tych, gdy pojawiła się fala rozmaitych kryzysów gospodarczych i zjawisko tzw. stagflacji, czyli występowanie jednoczesnego kryzysu gospodarczego i wysokiej inflacji. Wedle założeń keynesizmu to powinno być niemożliwe, ponieważ inflacja to miał być sposób na pobudzanie gospodarki i wyciągania jej z kryzysu. Jak się okazało to co głosił Ludwig Mises i inni Austriacy na temat keynesizmu w licznych książkach i publikacjach na przestrzeni lat było prawdą. Spuścizna Ludwiga von Misesa Do najważniejszych uczniów Misesa możemy zaliczyć takich ludzi jak: -Friedrich August von Hayek - razem z Misesem rozwijał teorię pieniądza i cykli koniunkturalnych, za co po latach, bo dopiero w 1974 r. dostał Nagrodę Nobla, jeden z najbardziej znanych interlokutorów Keynesa -Murray Rothbard - swego rodzaju "ojciec chrzestny" libertarian jako autor słynnego "Manifestu libertariańskiego", ekonomista, historyk, teoretyk polityczny, autor wielu popularnych książek jak: "Złoto, banki, ludzie - krótka historia pieniądza", "Wielki kryzys w Ameryce", "Tajniki bankowości" czy "Ekonomia wolnego rynku" -Fritz Machlup - autor różnych książek m. in. o giełdzie, kredycie, bankowości -Henry Hazlitt - autor popularnej "Ekonomii w jednej lekcji", to głównie on spopularyzował ASE w USA -John von Neumann i Oskar Morgenstern - genialni twórcy teorii gier Współcześnie myśl Misesowską i ASE promuje Mises Institute, najbardziej popularny w USA. Polskim odpowiednikiem jest działający od 2003 r. we Wrocławiu Instytut Misesa.
  2. Tak sobie Panowie myślę od dłuższego czasu, że nie opłaca się pracować. Owe myślenie zaczęło mi ciążyć już jakieś 3 - 4 lata temu (jak jeszcze nie było tak źle jak teraz) i jest podparte doświadczeniem osobistym. Wielu z was wie, a dla tych którzy nie wiedzą, napiszę, że mam wykształcenie czysto techniczne, górna półka zawodowa, bardzo mało jest takich gostków jak ja. Zajechało skromnością, no coż , taki dar wrodzony. Zawód oraz wykształcenie zostawmy bohaterowi tego postu oraz Mossadowi, CIA, KGB, i whooy wie komu - to nieistotne jest. Otóż jeżdże sobie po krajach, (to tu, to tam), większość to srUNIA i zauważyłem jedną ciekawą zależność. Podam na przykładzie tego roku, a ten rok był całkiem niezły w money "brutto". Jak sobie podliczyłem wszystkie wydatki związane z wyjazdami, podatki, koszty utrzymania to wyszło mi, że zarobiłem 40 - może 50% całej kwoty. Mimo wszystko jak na Polskę to i tak duże pieniądzę. Dodam, że jestem już coraz starszy i zaczynam być zmęczony tym burdelem, pracuję po 60 godz. w tygodniu i moje zdrowie zaczyna podupadać. Jestem obecnie na kontrakcie za granicą, firma dobra, za nic nie płacę, przeloty po ich stronie itd. jednak coś we mnie pękło. Firmy dzwonią jak pierdolnięte, abym u nich zaczął pracować - znowu skromność, tak naprawdę to brak fachowców. Przechodzę do meritum. Niby wszystko okey, Ja sprzedaje im swoją wiedzę i umiejętności, oni płacą mi niezłą kasę za nie - pięknie. TO QRWA MAĆ DO CZEGO TY @SledgeHammer SIĘ PRZYCZEPIASZ ? A no właśnie, do tego co napisałem na górze, do kwoty netto na łapę. Jakoś 12 albo 13 tego miesiąca dostałem wypłatę, za niecały zeszły miesiąc. Whooy 50-tek, trochę 100% overtime, bo pracuję po 60 ałer na week (a i więcej) to qrwa, jak ma nie być. Jaki z tego wynik: 45% wypłaty zajebane, jebane podatki i hooy wie co, szkoda że nie wzięli 60%. Jak zacząłem rozmawiać o tym z Menagerererem, to odpowiedział mi lakonicznie : Duzio mamona, duzio podatki Wiedzę oraz doświadczenie zbierałem latami. Jestem w tym całkiem dobry, nie chleję, jestem dyspozycyjny i mam dobrą opinię. A co najciekawsze - ciężki zawód, którego nikt już nie chcę sie uczyć (automatyka przemysłowa - ogólnie). I qwra jego mać nie mam zamiaru zapierda........ć na jakiś ciapatych nierobów, czarnych nierobów i białych też, czyli w ogólnym pojęciu na "System Opieki Cwaniaków i Bałwanów" + oczywiście Banksterka. Brachy co robić, co począć mam, bo mi się w tym Socjalistycznym Cyrku za Błazna robić nie przystoi. Brachy liczydełka i inni radcie, bom nie z depresji te bazgroły wypisywał. Szczególnie liczę na liczydełka, typu @Mosze Red. @EnemyOfTheState, @kootas i inni. Z wyrazami szacunku SH.
  3. Jurij Bezmienow był jednym z najbardziej znanych sowieckich dezerterów, dawnym specem od propagandy i dezinformacji, który zbiegł w 1970 r. z Indii (gdzie pracował jako oficer prasowy radzieckiej ambasady) do Kanady. Przyjął nazwisko Tomas Schuman. Przekazywał USA wiele cennych informacji na temat działalności Związku Radzieckiego, a następnie Rosji w zakresie dezinformacji, przewrotu ideologicznego oraz technik wykorzystywanych do przejęcia kontroli nad innym państwem. Polecam zwłaszcza jego wykład pt. "Jak napaść na państwo" z 1983 r. gdzie opisuje w jaki sposób przejmuje się kontrolę nad innym państwem w 4 krokach: -demoralizacja -destabilizacja -kryzys -"normalizacja" Z małym zastrzeżeniem, tam gdzie mówi o religii, wstawiłbym po prostu słowo "moralność" Poniżej z kolei wywiad z 1985 r. z tym Panem, gdzie opisuje swoją historię oraz jak mocno świat zachodu został urobiony przez sowiecką propagandę, czyli o "pożytecznych idiotach", dziennikarzach, mediach, reżyserach, "inteligencji" etc.: I jeszcze jego słynny tekst, "List miłosny do Ameryki": http://libertarianin.org/list-milosny-do-ameryki-cz-13/
  4. W 1999 r. w Wenezueli władzę objął niejaki Hugo Chavez, idol młodocianych lewaków, także w Polsce. Od 2013 po śmierci Chaveza władzę przejął jego socjalistyczny następca, Nicolas Maduro. Co udało się osiągnąć panom socjalistom przez ostanie 17 lat? To co socjaliści potrafią robić najlepiej, czyli doprowadzenie gospodarki do kompletnej ruiny. http://forsal.pl/artykuly/948298,wenezuela-na-skraju-przepasci-w-kraju-brakuje-wszystkiego.html W kraju o największych złożach ropy naftowej na świecie, brakuje dosłownie wszystkiego: żywności, leków, prądu, kosmetyków, papieru toaletowego. Inflacja przekracza już 700%. Narzekacie na polską służbę zdrowia? Cieszcie się że nie musicie się leczyć w wenezuelskim szpitalu, wyglądają one tak: Brakuje leków, narzędzi chirurgicznych, środków znieczulających, codziennie umierają ludzie, w "poczekalni". Więcej fotek poniżej: http://www.dailymail.co.uk/news/article-3595946/No-electricity-no-antibiotics-no-beds-no-soap-devastating-look-inside-Venezuela-s-crisis-struck-hospitals-7-babies-die-day-bleeding-patients-lie-strewn-floor-doctors-try-operate-without-tools.html O ile jeszcze wysokie ceny ropy naftowej na świecie jako tako utrzymywały tego gospodarczego trupa, to po ich spadku nie ma już co zbierać. Ostatnio pojawiła się ostateczna faza socjalizmu, czyli po prostu głód: http://pikio.pl/kryzys-w-wenezueli-ludzie-z-glodu-poluja-na-bezpanskie-psy-i-koty/ Ludzie masowo napadają na sklepy, z głodu zbierają obierki a nawet polują na bezpańskie zwierzęta. Ostatnim hitem sezonu jest... kradzież zwierząt z ZOO dla kawałka mięsa: http://wmeritum.pl/glod-w-wenezueli-zaczeto-krasc-zwierzeta-z-zoo/152215 Eh, a mogli poczytać esej Ludwiga von Misesa, z 1920 r. pt. "Kalkulacja ekonomiczna w socjalizmie" i książkę "Socjalizm" z 1922 r. tegoż samego autora, gdzie dokładnie omówił dlaczego gospodarka socjalistyczna nie może funkcjonować. Tym samym przewidując upadek ZSRR z 70-letnim wyprzedzeniem.....
  5. Wielka Brytania to druga po Niemczech gospodarka Europy i piąta na świecie. Wszystko jednak nie wzięło się znikąd. Z okazji "Brexitu" (na razie symbolicznego, bo wiadomo że referendum jeszcze nie ma mocy prawnej) przedstawiam krótką historię gospodarczą tego kraju. Okresem największej chwały i potęgi Wielkiej Brytanii był wiek XIX. Wówczas to w ramach rewolucji przemysłowej, rozwoju przemysłu, kolei (a co za tym idzie handlu i transportu) i urbanizacji (masowe przenoszenie się ludzi ze wsi do miasta, rozwój miast, kultury miejskiej itd.) poziom życia wzrastał, podobnie jak liczba ludności. Między rokiem 1800 a 1850 realne płace wzrosły dwukrotnie, by ponownie się podwoić w drugiej połowie XIX wieku. O ile jeszcze w 1801 w UK liczba ludności wynosiła około 10,9 mln, o tyle już w już 1901 r. było to już 45,5 mln mieszkańców. W ciągu 100 lat liczba ludności wzrosła czterokrotnie: http://chartsbin.com/view/28k Wielka Brytania miała swój udział w powstaniu Systemu waluty złotej, a więc międzynarodowego systemu walutowego, w którym pieniądz oparty jest na stałym parytecie złota. Zaczęło się od wprowadzenia w 1844 r. tzw. ustawy Peela, czyli ustawy zakazującej emisji banknotów nie mających pokrycia w złocie oraz wprowadzenie pełnej wymienialności banknotów na złoto. Standard złota upowszechnił się na prawie całym świecie. Druga połowa XIX wieku to generalnie okres wprowadzania kapitalizmu "na pełnej kurwie". Była to główna zasługa reform Williama Gladstone'a, a więc radykalnego obniżania wydatków rządowych, bardzo niskich podatków i niskich ceł, liberalnej gospodarki i ograniczania interwencji państwa do minimum. W efekcie Wielka Brytania stała się największą gospodarką świata, już w 1870 wytwarzała 32% całej światowej produkcji przemysłowej, a funt był najmocniejszą walutą na świecie. Wraz ze wzrostem gospodarczym rosły zarobki zwykłych obywateli, a ceny spadały, jako że przy standardzie złota nie można tak łatwo drukować pieniędzy z powietrza. Doprawdy znamiennym jest, że to właśnie w tak "dziko-kapitalistycznych" krajach jak UK i USA na koniec XIX i początek XX wieku robotnicy żyli na najwyższym poziomie, znacznie wyższym niż w mocno uzwiązkowionych i socjalizujących wówczas Niemczech czy Francji. W tamtym okresie w UK działała również świetnie funkcjonująca prywatna dobroczynność i opieka zdrowotna w ramach tzw. stowarzyszeń braterskich. O ile dziś lewica straszy że gdyby nie państwo pobierające skromne 70% pensji na rzecz "darmowych" świadczeń to nikt by nikomu nie pomagał, o tyle wówczas tacy ludzie "nikt" stanowili dobre 25% mieszkańców, aktywnie działających w rozmaitych stowarzyszeniach w ramach tzw. "pomocy wzajemnej". No ale skąd to wszystko ma wiedzieć przeciętny socjalista, skoro jedyną w życiu książką jaką przeczytał jest "Janko muzykant" bo była krótka . "Święto lasu" niestety się skończyło wraz z przyjściem I wojny światowej. Jak zapewne wielu z was wie, ze względu na wojnę czasowo zawieszono standard złota (to "czasowo" trwa po dziś dzień). Na wojnie Wielka Brytania dostała ostro po dupie, ze względu na wydatki wojenne mocno wzrosła inflacja, kraj musiał oddać pozycję największego hegemona gospodarczego na rzecz Ameryki. Po wojnie Churchill próbował przywrócić standard złota (i słusznie), popełnił jednak błąd wprowadzając parytet złota po przedwojennym kursie, zamiast po nowym rynkowym kursie, co spowodowało duży wzrost deflacji, a w efekcie kryzys gospodarczy w 1925. To pokazuje również że sztucznie nakręcenie deflacji (w przeciwieństwie do naturalnej deflacji występującej na skutek rozwoju gospodarczego) jest równie złe jak nakręcanie inflacji. Po prostu o ile sztucznie zaniżanie stóp procentowych (inflacja) skutkuje ekspansją kredytową i nadmiarem nierentownych inwestycji (recesja to nic innego jak późniejsza likwidacja błędnych inwestycji) o tyle sztuczne zawyżanie stóp procentowych (deflacja) wywołuje efekt odwrotny, czyli zahamowanie inwestycji (które błędnie zostają uznawana za nierentowne przez wysokie stopy). Pojawia się również duże bezrobocie, spadają ceny, czyli ostro rosną płace realne, aż powyżej poziomu rynkowego. O ile w normalnych warunkach (wolnorynkowych) zaszedł by tzw. efekt Ricarda, czyli przedsiębiorcy ponosząc coraz większe koszty związane z zatrudnianiem pracowników inwestowaliby w dobra kapitałowe, aby podnosić wydajność pracy, o tyle przy wysokich stopach procentowych (czyli wysokich ratach kredytów) nie jest to już takie opłacalne. Na domiar złego ze względu na ekspansywną politykę monetarną FED-u w USA w 1929 r. wybuchł Wielki Kryzys, obejmujący cały świat, nie oszczędzając Wielkiej Brytanii. W 1931 r. zrezygnowano z systemu waluty złotej, a po "chudych latach 30-tych" wybuchała II wojna światowa. Wojna może nie przyniosła aż takich strat jak w innych krajach, ale UK jak każdy kraj musiał ponieść niemałe koszty z nią związane. Po wojnie w kraju praktycznie zaczął panować socjalizm, pod rządami Partii Pracy (laburzystów). Przez pewien czas zdawało się to nawet działać, istniały jakieś zakłady, ludzie mieli pracę, taki trochę PRL (były nawet kartki na żywność, większość sektorów gospodarki znacjonalizowano). Ale z czasem zaczęły się problemy, popularna wówczas doktryna keynesizmu i stymulowanie gospodarki za pomocą inflacji przestała działać zarówno w USA jak i w Europie. W latach 60-tych i 70-tych pojawiło się zjawisko stagflacji, a więc wystąpienie jednocześnie wysokiej inflacji jak i stagnacji gospodarczej i wysokiego bezrobocia. Coś takiego zgodnie z keynesizmem nie miało prawa zaistnieć, a jednak. Keynesizm jako nurt ekonomiczny dokonał więc własnego samozaorania. Po fali kryzysów w latach 70-tych w USA oraz w Europie ponownie do łask wróciły idee wolności gospodarczej, co zaowocowało noblem z dziedziny ekonomii dla Friedricha von Hayeka w 1974 r. czy Miltona Friedmana w 1976 r. Za reformy wzięli się prowolnościowi politycy, Ronald Reagan, który dzięki obniżce podatków i wydatków rządowych jak i liberalizacji gospodarki przywrócił dawną świetność USA; Margaret Thatcher, która pozwoliła Wielkiej Brytanii stać się ponownie potęgą europejską, czy gen. Pinochet, który dzięki radom Miltona Friedmana uczynił z Chile, kraju smaganego ogromną inflacją i głodem najbogatszy kraj Ameryki Południowej. Stąd wziął się termin "neoliberalizm", tak znienawidzony przez lewicę . Wracając do Anglii. Oprócz kryzysów globalnej gospodarki mieli wiele własnych problemów, w 1975 r. inflacja sięgnęła 27%. Kraj w dodatku został sparaliżowany przez związki zawodowe. Na ulicach były śmieci, ludzie nie mogli się dostać do zabarykadowanych szpitali, na ulicach działy się dantejskie sceny. Gospodarka była w ruinie. Produkcja przemysłowa spadła do takiego poziomu, jakby Brytyjczycy pracowali zaledwie 3 dni w tygodniu. Władzę objęła w 1979 r. Margaret Thatcher, kandydatka Partii Konserwatywnej, żelazna dama, baba z jajami, która postanowiła zrobić porządek. Jej główne reformy to: -Pozbawienie przywilejów "baronów związkowych", a w zasadzie to oddanie związków zawodowych w ręce pracowników. Od teraz to pracownicy podejmowali demokratycznie decyzję o strajku, czy wyborze lidera związku, zakazano blokowania niepikietujących zakładów, zniesiono obowiązek przynależności do związku zawodowego -Prywatyzacja ogromnej ilości państwowych przedsiębiorstw. Była to prywatyzacja uczciwa (nie taka jak w Polsce), współwłaścicielami firm stawali się często sami pracownicy dzięki możliwości nabycia akcji poszczególnych przedsiębiorstw. Nierentowne przedsiębiorstwa, których nie udało się odratować, zostały bez zwłoki zamknięte -Radykalne cięcia świadczeń socjalnych, nawet mleko w szkołach poszło pod młotek -Radykalne zmniejszenie wydatków rządowych -Obniżki podatków, kiedy obejmowała urząd w 1979 r. najwyższa stawka podatku dochodowego wynosiła 83 od zarobionego dochodu, i nawet 98% od „niewypracowanego”. Do momentu gdy opuszczała biuro w 1990, stopa zeszła do 40%. Oczywiście podobnie jak za Reagana w USA obniżone podatki nie tylko przysłużyły się rozwojowi gospodarczemu, ale wywołały efekt "krzywej Laffera", czyli ich wpływ do budżetu były większe, w samym budżecie zamiast deficytu pojawiła się nadwyżka -Sukcesywna walka z inflacją, funt ponownie stał się jedną z najmocniejszych i najważniejszych walut na świecie. Chociaż tu nie obyło się bez komplikacji, jak nieudane wejście (i w konsekwencji wyjście) funta do ERM, co wykorzystała grupka spekulantów na czele z Goerge'em Sorosem, który na tej akcji zarobił bagatela miliard dolarów, stąd zyskał sobie pseudonim "człowiek, który złamał Bank Anglii" . No ale w zasadzie nie ulegnięcie europejskiej integracji wyszło na dłuższą metę funtowi na dobre. Efekty polityki Thatcher to ogromny wzrost gospodarczy i podniesienie poziomu życia w UK. Thatcher była w zasadzie nikim innym jak bohaterką ludzi pracowitych i przedsiębiorczych, których uwolniła spod okupacji związków zawodowych, socjalistów, biurokratów i tym podobnego rodzaju pasożytów. Dodajmy że brytyjskie związki zawodowe skompromitowały się na tyle, że nawet Tony Blair pomimo bycia przywódcą Partii Pracy wywalił ich z partii, sam charakter partii zmienił się na bardziej wolnorynkowy, inaczej nigdy nie mogliby dojść do władzy. Dlatego nawet do dziś tej kraj jest tak lubiany (także przez polskich) przedsiębiorców: http://www.forbes.pl/najlepszy-system-podatkowy-dla-biznesu-w-wielkiej-brytanii,artykuly,138999,1,1.html http://www.bankier.pl/wiadomosc/Polacy-chetnie-zakladaja-firmy-w-Wielkiej-Brytanii-Co-po-Brexicie-7413692.html Szkoda tylko rozdęcia systemu świadczeń socjalnych, przez ponowne rządy lewicy i w efekcie takich patologii, jak islamizacja, mocny wzrost liczby samotnych matek, epidemia otyłości i mocne nakręcenie długu publicznego: http://pl.tradingeconomics.com/united-kingdom/government-debt-to-gdp Ale przynajmniej w tym roku przyjęli zakaz zamykania budżetu z deficytem i trochę zaczęli przycinać socjal.
  6. http://www.economist.com/content/global_debt_clock Na powyższej stronie widzimy wysokość długu publicznego w poszczególnych państwach. U góry łączny dług sięgający już niemal 60 bilonów dolarów. Można także sprawdzić każdy kraj z osobna: Public debt: wysokość długu w dolarach Public debt per person: dług w przeliczeniu na osobę Population: liczba mieszkańców danego kraju Public debt as % of GDP: wysokość długu w stosunku do PKB Total annual debt change: roczna zmiana długu w % Np. Francja Wysokość długu: ponad 2,5 bln dolarów Dług na osobę: 39 tys. dolarów Populacja: 64,5 tys. mieszkańców Dług do PKB: 102% Zmiana roczna długu: wzrost o 2,5% Poniżej możemy także sprawdzić wysokość długu w krajowych walutach, jak i dolarach: http://www.nationaldebtclocks.org/ Jak zatem widać, najbardziej zadłużone są Stany Zjednoczone, dług sięga już nawet 19 bln dolarów, generalnie wszystkie kraje są zadłużone na kwoty przekraczające po 2-3 bln dolarów. Albo jeszcze trafniej ujmując na wysokość 80-90%, a często nawet ponad 100% PKB. Tyle dane optymistyczne . Dlaczego optymistyczne? Bo tu mowa tylko o długu jawnym, który nie uwzględnia zobowiązań na przyszłe emerytury. I tak uwzględniający wszystko dług ukryty jest w rzeczywistości kilkukrotnie wyższy: http://www.spolkigieldowe.bdo.pl/biuletyn/67/bankowosc-i-finanse/czy-swiat-zbankrutuje.html Średnia wielkość ciążących przyszłych zobowiązań w krajach UE w okresie do 2050 r. to 434 proc. PKB, a większość krajów UE mieści się w przedziale 400-500 proc. PKB. Zobowiązania Hiszpanii to 244 proc. PKB, Belgii to niecałe 300 proc., Danii 382 proc. PKB, Grecji to już 875 proc. Niestety najgorzej wypada obciążenie Polski – aż 1550 proc. PKB! Co na to politycy? Jak być może niektórzy wiedzą EBC w ostatnim czasie poszedł w ślad za Fed-em, drukującym dolary na masową skalę, oczywiście drukując euro: http://independenttrader.pl/szalenstwa-europejskiego-banku-centralnego.html EBC prowadzi także "politykę luzowania ilościowego", a więc mówiąc krótko skupowanie obligacji (rządowych papierów dłuższych). Ponieważ w UE są równi i równiejsi, głównymi beneficjentami są... tak zgadliście, Niemcy: http://niewygodne.info.pl/artykul7/03072-Unijna-anty-solidarnosc-ws-umarzania-dlugow.htm Co ciekawe EBC skupuje nie tylko długi rządowe, ale także długi niemieckich, francuskich i włoskich korporacji: http://niewygodne.info.pl/artykul7/03078-EBC-chce-drukowac-euro-by-skupowac-prywatne-dlugi.htm Ale zaraz, czy takie mocne zwiększanie podaży pieniądza i zaniżanie stóp procentowych przypadkiem nie prowadzi do sztucznego boomu gospodarczego, a następnie recesji? A co myśleliście że kryzys 2008 i późniejszy kryzys zadłużeniowy w strefie euro były ostatnimi? Jednak nie bójcie się. Komisja Europejska już w 2014 r. przygotowała prawo według którego banki będą mogły w razie kłopotów finansowych przejmować oszczędności klientów (dyrektywa BRRD) , obecnie UE naciska Polskę na dostosowanie prawa do tych przepisów: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/dyrektywa-brrd-pozwoli-bankom-zabierac-oszczednosci-klientow-2016-05 Obywatele i obywatelki Europy, możecie spać spokojnie, rządy i banki są na kryzys przygotowane
  7. http://tvn24bis.pl/ze-swiata,75/szwajcarzy-odrzucili-propozycje-pensji-dla-kazdego-w-referendum,649803.html Wczoraj w Szwajcarii odbyło się głosowanie w sprawie wprowadzenia zasady, czy się stoi, czy się leży 2,5 franków miesięcznie się należy (czyli jakieś 10 tys. zł). Jak wynika z wstępnych danych, 76,9% głosujących powiedziało NIE. Wynik bardzo zbliżony do referendum z 2014, gdzie 77% Szwajcarów odrzuciło propozycję wprowadzenia płacy minimalnej: http://swiat.newsweek.pl/referendum-w-szwajcarii-nie-ustawowej-placy-minimalnej-na-poziomie-4-tys-frankow-newsweek-pl,artykuly,286341,1.html Podobnie jak dotychczasowe referenda w sprawie wejścia do UE, gdzie regularnie 80% głosujących mówi NIE. Mamy zatem po raz kolejny odpowiedź na pytanie, dlaczego Szwajcarzy są tacy bogaci? Bo przeszło 80% społeczeństwo ma świadomość ekonomiczną i zamiast dać się ponieść socjalistycznym bajkom, trzymają się dalej swojej kapitalistycznej gospodarki. Dzięki niskim podatkom (najwyższa stawka PIT to 11,5%, CIT 8,5%, z możliwością wynegocjowania mniej, VAT 8% plus niewygórowany podatek kantonowy), niskim wydatkom rządowym, bardzo przyjaznemu prawu dla prowadzenia biznesu i tajemnicy bankowej udało się wypracować niemały dobrobyt przy praktycznym braku bezrobocia i problemów z ubóstwem. Zamiast zasiłku dla bezrobotnych funkcjonuje tu obligatoryjne dla każdego pracownika ubezpieczenie od utraty pracy, na poziomie 70% dotychczasowego dochodu, które można otrzymywać do 2 lat po stracie pracy, jeśli przepracowało się (i płaciło składkę ubezpieczeniową) przez co co najmniej 12 miesięcy i jest się zainteresowanym podjęciem nowej pracy. Służba zdrowia oparta jest na (przymusowych) prywatnych ubezpieczeniach, składkę opłaca tylko pracownik (pracodawca nie jest zobligowany). No cóż, można by rzecz tyle: tak działa wolny rynek . A niegdyś był to mały, biedny kraj, z którego śmiali się nawet Polacy (stare polskie powiedzenie: "głupi jak Szwajcar", rzekoma głupota Szwajcarów, to miał być skutek braku dostępu do morskiego powierza). Polecam również artykuł na temat historii Szwajcarii: http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/sekret-bogactwa-szwajcarii/ Szwajcaria była jednym z najbogatszych krajów świata, jeszcze przed I wojną światową, tyle w kwestii mitu, że to tylko brak udziału w wojnach był przyczyną ich sukcesu. Z ostatnich, dobrych wieści, z tego kraju to również zwycięstwo w wyborach na jesieni 2015, Szwajcarskiej Partii Ludowej: http://wiadomosci.radiozet.pl/Wiadomosci/Swiat/Prawica-wygrywa-wybory-w-Szwajcarii-00012962 Czyli ta sama partia, która organizowała referendum w sprawie zwiększenia rezerw w złocie (to akurat niestety minimalnie nie przeszło), jest też partią anty w stosunku do uchodźców, anty do Unii Europejskiej, a także za kontynuowaniem tradycji w dostępie do posiadania broni palnej. Zatem można spokojnie powiedzieć, że Szwajcaria obok pobliskiego Liechtensteinu pozostaje niemal ostatnią ostoją wolności i normalności w Europie.
  8. O tragicznym stanie służby zdrowia w Szwecji już kiedyś rozmawialiśmy się na forum. Nie jest to jednak jedyny kraj, gdzie państwowa służba zdrowia nie działa tak dobrze, jak uważają socjaliści. Podczas gdy w Singapurze, kraju o najbardziej sprywatyzowanej służbie zdrowia ludzie zamiast umierać na ulicach, wykupują ubezpieczenie za około 7 do 79 zł miesięcznie (w zależności od wieku), ciesząc się wysoką jakością usług, w Wielkiej Brytanii nie jest już tak różowo. http://pikio.pl/socjalistyczna-szefowa-sluzby-zdrowia-umarla-z-powodu-zaniechan-wlasnego-szpitalu/ Skoro tak się "leczy" dyrektorów szpitali, to jak wygląda leczenie zwykłych ludzi? http://www.piotrskarga.pl/ps,7284,2,0,1,I,informacje.html
  9. Socjalizm nie działa i nie będzie działać ponieważ: 1. Rząd socjalistyczny potrzebuje informacji do sprawnego zarządzania, ale problem w tym, że nie da się efektywnie zarządzać milionami różnie myślących ludzi. Trzeba brać pod uwagę zachowania rynkowe innych krajów, w końcu mamy epokę społeczeństwa globalnego.2. Ekonomiści neoklasyczni myślą w sposób matematyczny i próbują zrozumieć i opisać działanie kreatywne/twórcze wykresami, wzorami i później na podstawie tych wzorów kontrolować rynek tak jak kontroluje się komputer - dodając i ujmując wartości, które już wcześniej "zdefiniowano".3. Nie da się przewidzieć jutra, na tym polega przedsiębiorczość - na kreatywności i znajdowaniu nowych rozwiązań i wypełnianiu nisz/luk na rynku. Jeśli chce się kontrolować rynek, to trzeba być jasnowidzem.4. Utrudniając przedsiębiorcom myślenie kreatywne, rząd pozbawia się informacji i pracy, których potrzebuje, Jesus Huerta De Soto nazywa to "paradoksem socjalizmu". Czy Ty Drogi forumowiczu, jesteś w stanie uzmysłowić sobie, że dopóki na świecie dominował kapitalizm, praktycznie od samego początku istnienia człowieka aż do pojawienia się socjalizmu, nie istniał żaden problem demograficzny? Ludzie rozmnażali się tak jak im zdrowy rozsądek podpowiadał i stale przyrastaliśmy liczbowo. Dotyczyło to szczególnie Europy i Ameryki Północnej. Dopiero pojawienie się socjalizmu i dobijanie obywateli oraz przedsiębiorców gigantycznymi podatkami spowodowało, że ludzie przestali się rozmnażać. Pojawienie się świata socjalizmu z jego nieracjonalnymi zasadami bytowania powoduje, że ludzie nie chcą się także rozmnażać, aby żyć w tak idiotycznym systemie, a już na pewno nie chcą aby ich dzieci musiały żyć w takich warunkach.
  10. Na początek trochę biografii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Wilczek Mieczysław Wilczek (1932-2014) - polski chemik, przedsiębiorca i wynalazca, wdrążył m.in. na polski rynek, proszek do prania Ixi 65. Był dyrektorem fabryki kosmetyków "Violla" w Gliwicach, jak i zastępcą dyrektora Zjednoczeniu Przemysłu Chemii Gospodarczej „Pollena”. Po konflikcie z władzami rzucił państwową posadę w 1969 r. i przeniósł się na wieś, gdzie kupił gospodarstwo rolne. Założył fermę perliczek i laboratorium biochemiczne, w którym produkował kremy na bazie tłuszczu z żółtka jaj. Niestety jak to bywało w PRL-u, gdzie nie lubiło się prywaciarzy, odebrano mu koncesję, nie pomogło nawet bycie członkiem PZPR. Jednak od 1973 r. pod Stanisławowem zaczął prowadzić fabrykę produkcji koncentratów paszowych z odpadów porzeźnianych. W krótkim czasie zbudował kilka zakładów przetwórstwa mięsnego stając się jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. W 1988 r. dostał od Mieczysława Rakowskiego ofertę obsady ministra przemysłu. Ofertę tę przyjął, obiecując zniesienie barier dla polskich przedsiębiorców, nie kryjąc jednocześnie swojej niechęci do urzędników, co możemy zobaczyć na filmie poniżej: Wilczek słowa dotrzymał. Wprowadził w życie ustawę o działalności gospodarczej, zwaną potocznie "Ustawą Wilczka", będącą jedną z najbardziej liberalnych ustaw na świecie, opierają na prostej zasadzie, "wszystko co nie jest zakazane przez inne ustawy jest legalne". Ustawa była krótka i bardzo prosta (5 stron, 54 artykuły, 11 koncesji). Jej główny kształt definiowały właściwie dwa artykuły: Do tego wszystkiego Rakowski zniósł kartki na żywność, urynkowiono ceny, przyjęto ustawę komercjalizacji państwowych przedsiębiorstw, a nawet przyjęto ustawy kominowe nakładające na państwowe przedsiębiorstwa kary za nadmierne wynagrodzenia dla kadry. Praktycznie wprowadzono w Polsce wolny rynek pełną parą. Efekty? Ludzie zamiast "umierać na ulicach" jak się zawsze straszy, zaczęli się dorabiać, powstało całe multum straganów, kawiarni, lodziarni etc. W raptem 11 miesięcy powstało około 2 mln małych i średnich przedsiębiorstw i około 6 mln miejsc pracy: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Ustawa-Wilczka-niedoscigniony-wzor-sprzed-25-lat-3009722.html Jak pamiętają niektóre starsze osoby, mityczni prywaciarze, którzy mają nas zjeść żywcem na wolnym rynku płacili więcej niż przedsiębiorstwa państwowe, zwyczajnie potrzebując pracowników. Jak rozmawiałem kiedyś z jednym Panem, prowadzącym działalność w tamtych czasach, to była prawdziwa bajka. Nie dość, że firmę można było założyć prostą rejestracją w urzędzie przez podanie nazwiska i adresu, to jeszcze prawie nie było podatków dla biznesu. Prosty, niewygórowany podatek obrotowy i jeszcze ewentualnie jakiś popiwek przy większych dochodach. Żadnego VAT-u, CIT-u, kas fiskalnych, dziwacznych licencji i pozwoleń. Dzięki temu na samym początku lat 90-tych Polska radziła sobie najlepiej ze wszystkich krajów postsocjalistycznych. No ale niestety, po tym jak pewien elektryk pokonał mocarstwo atomowe skokiem przez płot, zaszły w kraju pewne zmiany, dzięki takim ludziom jak Mazowiecki, Balcerowicz czy Bielecki. Ustawa Wilczka była wielokrotnie "nowelizowana", czyli praktycznie została doszczętnie zaorana. Zamiast 11 koncesji mamy więc dziś ich ponad 300, i jeszcze więcej innych licencji i regulacji. Za komuny potrzebne było 160 tys. urzędników, w "wolnej Polsce" potrzeba już ich 500 tys. Wprowadzono CIT (1991 r.), i to nie taki fajny 19% jak teraz, z początku było to 40%, potem VAT (1993 r.), z tego co mi wiadomo w wyjątkowo chamskiej formule, rozwalającej drobny biznes. Zaczęła się budowa kapitalizmu kompradorskiego, kredyty tylko dla wybranych, manipulowanie stopami procentowymi, co skończyło niejednym samobójstwem przez niemożliwość spłacenia długów (zwłaszcza przez rolników). Chronienie wybranych biznesmenów (patrz Art-B, Kulczyk, Solorz zakładający Polsat za pieniądze z FOZZ, Walter zakładający TVN również z pieniędzy z FOZZ itp.). Mieliśmy gigantyczne afery jak afera FOZZ, Telegraf, Art-B, przekręty przy prywatyzacjach np. za Emila Wąsacza, itd. Wszystko pod przykrywką budowy "solidaryzmu społecznego", "społecznej gospodarki rynkowej", która została uznana za jedyny słuszny system nawet w konstytucji RP: http://www.arslege.pl/zasada-spolecznej-gospodarki-rynkowej/k15/a5251/ Efekty takiej "prospołecznej" polityki chyba najlepiej zobrazuje poziom bezrobocia: http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/rynek-pracy/bezrobocie-rejestrowane/stopa-bezrobocia-w-latach-1990-2016,4,1.html W 1990 r. wynosiło ono jeszcze 0,3% W 1994 r. już 16,7% W 2003 pobiło rekord 20,6%. Oczywiście to tylko statystyki.... realne bezrobocie jest zawsze większe niż w statystykach. Taki to był cud gospodarczy zaserwowany przez plan Sorosa, yym, znaczy tego..... Balcerowicza.
  11. Enemy

    Ayn Rand i jej filozofia

    Alissa Zinowjewna Rosenbaum, znana bardziej jako Ayn Rand – amerykańska pisarka i filozof, pochodząca z rodziny rosyjskich Żydów, twórczyni filozofii obiektywizmu. O tej nieprzeciętnej kobiecie i przede wszystkim o jej równie nieprzeciętnej filozofii będzie dzisiejszy wpis. Ayn Rand urodziła się 2 lutego 1905 w Petersburgu, jej ojciec był zamożnym aptekarzem. Od małej dziewczynki Rand interesowała się literaturą światową, już w wieku 9 lat postanowiła, że będzie pisarką. Jednak jej dzieciństwo nie należało do różowych. W 1917 r. w Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka. Po dojściu do władzy bolszewików apteka jej ojca została znacjonalizowana, a majątek jej rodziny skonfiskowany. Już wówczas Rand postanowiła, że musi jak najszybciej opuścić Rosję, to tłumaczy również jej konsekwentną w swoim życiu pogardę dla komunizmu, a także dla wszelkiego rodzaju kolektywizmu. W 1921 r. rozpoczęła studia na uniwersytecie w Piotrogrodzie wybierając historię jako główny przedmiot i filozofię jako dodatkowy. Naukę skończyła w 1924 r., w tymże roku zaczęła studiować scenopisarstwo. W 1925 r. udało się jej uzyskać pozwolenie na krótką wizytę u rodziny w Stanach Zjednoczonych. Po wyjeździe do USA, pozostała w kraju aż do swojej śmierci w 1982 r. Przez większość życia mieszkała w Nowym Jorku, chociaż przebywała również w Hollywood, starając się zrobić karierę jako scenopisarka, publikując sztuki teatralne i scenariusze. W 1932 r. scenariusz Red Pawn sprzedała Universal Studios. Sztuka jej autorstwa „The Night of January 16th” doczekała się inscenizacji w Hollywood i na Broadwayu. Z kolei jej pierwsza powieść „We the Living” z początku odrzucana przez wydawnictwa, doczekała się publikacji w 1936 r. W 1938 r. napisała opowiadanie „Hymn”, które było jej pierwszą znaną książką. Prawdziwą sławę przyniósł jej bestseller „Źródło” wydany w 1943 r. Jej kolejne książki (jak chociażby „Atlas zbuntowany”) sprzedawały się w niemałym nakładzie zarówno w USA, jak i w wielu innych krajach, Ayn Rand stała się pisarką o światowej sławie, a jej filozofia nie tylko zyskała wielu sympatyków, ale była też na swój sposób prekursorska, stanowi ważny kamień milowy dla wielu wolnościowych idei w XX wieku, jak chociażby libertarianizm (o czym więcej trochę później). Jej książki można podzielić na dwie kategorie: 1. Fabularne – książki opisujące fikcyjnych bohaterów z rozbudowaną fabułą. Niemal wszystkie mają ten sam motyw przewodni, czyli walkę silnych i twórczych jednostek z resztą ludźmi, którzy ich nie doceniają. Do książek tych zaliczają się chociażby: „Hymn” – opowiadanie o silnie kolektywistycznym świecie, gdzie główny bohater ośmiela się pójść drogą indywidualizmu „Źródło” – powieść, gdzie nieprzeciętnie uzdolniony architekt, Howard Roark podąża samotną drogą, buntując się wobec obowiązujących reguł i poglądów „Atlas zbuntowany” – powieść przedstawiająca swego rodzaju „strajk umysłu”, bunt twórczych jednostek, wynalazców, przedsiębiorców, przemysłowców, artystów wobec postępujących państwowych regulacji przynoszących coraz większy kryzys ekonomiczny i społeczny 2. Książki opisujące jej poglądy i filozofię w sposób bezpośredni, a są nimi m.in.: „Cnota egoizmu. Nowa koncepcja egoizmu” – zbiór esejów autorki przedstawiających dokładny opis filozofii obiektywistycznej, książka napisana wspólnie z Nathanielem Brandenem „Kapitalizm. Nieznany ideał” – tu Ayn Rand opisuje dlaczego to kapitalizm jest jedynym moralnym ustrojem polityczno-gospodarczym, o mitach dotyczących kapitalizmu i dlaczego ten system jest tak bardzo niedoceniany. Autorami niektórych rozdziałów są także Nathaniel Branden, Alan Greenspan i Robert Hessen „Powrót człowieka pierwotnego: rewolucja antyprzemysłowa” – w tej książce mamy do czynienia z ostrą krytyką „nowej lewicy”, która ciągnie cywilizację ku upadkowi Filozofia obiektywistyczna (filozofia obiektywizmu, randyzm) Obiektywizm jako filozofia opiera się na czterech filarach: Metafizyka – obiektywna rzeczywistość Epistemologia – rozum (racjonalizm) Etyka – własny interes (egoizm) Polityka – kapitalizm W celu rozwinięcia powyższych oddajmy głos samej Ayn Rand: W skrócie można ująć to tak: Obiektywna rzeczywistość istnieje, bez względu na to jakie są nasze subiektywne odczucia, obawy, czy wątpliwości. Koza nie jest krową, ani „być może krową”, ani trochę kozą a trochę krową, koza jest kozą. „A jest A. Każda rzecz jest tym czym jest.” Narzędziem do poznawania obiektywnej rzeczywistości jest rozum. Tylko racjonalne myślenie i rozumowanie logiczne można doprowadzić nas do poznania prawdy. Zgodnie z zasadami etyki obiektywistycznej każdy człowiek powinien kierować się własnym interesem (racjonalnym egoizmem). Rand uznawała, że ponieważ każdy by przetrwać musi dbać o siebie, to doktryna twierdząca, że troszczenie się o siebie jest złem oznacza, że złem jest ludzka chęć przeżycia. Według Rand na tym właśnie polega doktryna altruizmu, którą należy odrzucić, podobnie jak żądanie poświęcania innych dla siebie. Zatem egoizm idący w parze z racjonalizmem (racjonalny egoizm) jest uosobieniem moralności, niezbędnym do przetrwania człowieka. W wymiarze polityczno-gospodarczym i społecznym systemem opartym o etykę obiektywizmu jest kapitalizm. Stanowi on system, w którym odrzuca się przemoc i przymus na rzecz dobrowolnej wymiany między ludźmi: wartość za wartość, a nie wartość za brak wartości. Racjonalny egoizm a etyka absolutna Filozofia obiektywistyczna nieustannie bywa krytykowana za rzekome propagowanie bezwzględności, machiawelizmu, czy wręcz okrucieństwa na rzecz dbania o własny interes. Nic jednak bardziej mylnego. Randyzm nie tylko nie wypiera się moralności, ale jest filozofią, w której moralność pełni rolę kluczową, potępiając jednocześnie relatywizm moralny. Głównym celem jaki postawiła przed sobą Ayn Rand było stworzenie etyki absolutnej. Żeby rozjaśnić to zagadnienie musimy najpierw zastanowić się czym jest moralność i dlaczego nam jest ona potrzebna. Jak twierdziła Rand, moralność to nie żaden koncert życzeń, jak wydaje się wielu filozofom i etykom, którzy próbują przedstawić jej swoją wersję. Takie podejście zwyczajnie nie ma żadnego sensu, każdy może wpisać coś swojego, bez logicznego uzasadnienia, ot jego filozofia i już. Wówczas etyka (czyli dział filozofii, zajmujący się badaniem moralności i tworzeniem systemu wartości) staje się dziedziną kapryśną, w której można wymyślić wszystko, takie podejście do etyki jest więc zwyczajnie irracjonalne. Jak pisze Ayn Rand w „Cnocie egoizmu” żaden filozof nie dał racjonalnej, obiektywnie sprawdzonej odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek potrzebuje systemu wartości. Tak długo, jak pytanie to pozostawało bez odpowiedzi, żaden racjonalny, naukowy, obiektywny kodeks etyczny nie dawał się odkryć ani zdefiniować. Najstarszy z filozofów, czyli Arystoteles, nie uznawał etyki za naukę ścisłą; oparł swój system etyczny na obserwacji tego, co szlachetni ludzie jego czasów wybierali i jak postępowali. Arystoteles pozostawił jednak bez odpowiedzi problemy: dlaczego ci ludzie tak postępowali i dlaczego on sam oceniał ich jako szlachetnych i mądrych. Mistycy z kolei od zawsze uznawali arbitralnie niewytłumaczalną wolę Boga za wzór dobra i traktowali to jako uprawomocnienie ich systemu etycznego. Neomistycy (tak Ayn Rand nazywała kolektywistów) koncepcję tę zastąpili „dobrem społeczeństwa”, wpadając w ten sposób w pułapkę obiegowej definicji, takiej jak „wzorem dobra jest to, co dobre jest dla społeczeństwa”. Oznaczało to jednak zawsze odejście od moralności, bo przecież za „dobro społeczeństwa” można by uznać niemal wszystko, odbywało się to zawsze kosztem jednostki, czego wyrazem były chociażby III Rzesza Niemiecka czy ZSRR. Jak w takim razie Ayn Rand postanowiła odpowiedzieć na pytanie pozostawiane wcześniej bez odpowiedzi: czym powinien być system wartości i do czego jest on nam potrzebny? Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy wpierw zdefiniować „wartość”. Wartość jest tym, do czego się dąży, co się zdobywa i/lub pragnie utrzymać. Jakie więc są właściwe cele, które człowiek powinien realizować? Jakie są wartości, których przestrzegania wymaga jego życie? To są problemy, które rozwiązuje dziedzina etyki. I dlatego właśnie, człowiek potrzebuje kodeksu etycznego. Etyka to nie jest mistyczna fantazja ani konwencja społeczna, ani też nie jest to zbędny, subiektywny luksus, który można włączyć lub wyłączyć w każdym nagłym wypadku (potrzebie). Etyka jest obiektywną, metafizyczną koniecznością ludzkiego trwania. Krótko mówiąc moralność jest nam potrzebna do przetrwania. Wzór wartości w etyce absolutnej, to wzór, według którego ocenia się, co jest dobre, a co złe lub to, co potrzebne, aby człowiek trwał jako człowiek. A ponieważ to rozum jest podstawowym narzędziem przetrwania człowieka, to, co odpowiednie dla życia istoty racjonalnej, jest dobrem, a to, co mu zaprzecza, przeciwstawia się lub je unicestwia, jest złem. Powyższy cytat z „Cnoty egoizmu” wyraźnie pokazuje, że Ayn Rand nie tylko nie popierała czysto machiawelistycznego egoizmu, ale również jednoznacznie go potępiała. Takie postępowanie jest godne zwierząt, a nie ludzi, istot racjonalnych. Co więcej jak widzimy powyżej z prostej logiki wynika że tacy grabieżcy i agresorzy nie są w stanie przetrwać samodzielnie, do przetrwania potrzebują ofiar. Tymi ofiarami są ludzie racjonalni, którzy, są w stanie przetrwać dzięki myśleniu oraz pracy, produkcji dóbr i usług. Dlatego za „dobre” należy uznać to co naprawdę jest potrzebne do przetrwania, a więc działanie we własnym interesie poprzez racjonalne myślenie i produktywną pracę, czyli racjonalny egoizm. Każdy człowiek by przetrwać musi dbać o siebie, a więc doktryna twierdząca, że troszczenie się o siebie jest złem oznacza, że złem jest ludzka chęć przeżycia. Taką doktryną jest altruizm, dlatego Rand jednoznacznie potępiła ją moralnie. Niektórzy mogliby tu teraz zaprotestować przeciwko takiemu uznawaniu pojęć. Przecież od zawsze uczono nas że egoizm jest zły moralnie, a altruizm dobry. Jednak w tym nauczaniu popełnia się pewien błąd. Termin „egoizm” pochodzi od łacińskiego słowa „ego”, czyli „ja”. Egoizm jest niczym innym jak dbaniem o samego siebie, co jest niejako podstawą egzystencji, podstawowym czynnikiem przetrwania. Egoizm jako taki jest neutralny moralnie, działanie we własnym interesie może być zarówno negatywne, jak i neutralne, a nawet pozytywne dla innych ludzi. Jeżeli jest neutralne lub pozytywne, nie ma w tym działaniu niczego złego. Jedyne co może tu być złe moralnie to odebranie innej osobie prawa do dbania o własne szczęście. Racjonalny egoizm jest zatem niczym innym jak pewną moralną konsekwencją w myśleniu. Złodziej bez wątpienia działa we własnym interesie. Jednak brak moralnego potępienia dla kradzieży oznacza brak uznania prawa do własności prywatnej, co nie leży w interesie żadnego racjonalnego człowieka. Brak potępienia dla morderstwa, to brak prawa do życia. Każdy zatem komu życie miłe, kto jest za cywilizacją życia i szczęścia, a nie za cywilizacją śmierci i zniszczenia powinien zatem podpisać się pod kodeksem moralnym, który zakłada że człowiek ma prawo do własnego szczęścia i do niego dążyć. Problemem i źródłem wszelkiego zła i zniszczenia nie jest egoizm tylko odrzucenie myślenia, czyli irracjonalizm. Oczywiście zawsze znajdą się jednostki, które będą grabić, zabijać i niszczyć czy to dla własnych korzyści, czy ze zwykłego irracjonalizmu, dlatego człowiek musi mieć prawo do bronienia się przed nimi, czyli prawo do ochronienia własnego życia oraz życia osób mu bliskich, prawo do ochrony własnego majątku, prawo do działania na rzecz własnego szczęścia, jednym zdaniem: prawo do dbania o własny interes. Czterech jeźdźców apokalipsy: irracjonalizm, altruizm, mistycyzm i kolektywizm Dzięki rozumowi człowiek jest w stanie poznać co jest dla niego dobre, dlatego podstawą działania jest myślenie racjonalne. Niektórzy mogliby tu podnieść larum o zbytnią fetyszyzację racjonalizmu, w końcu człowiek nie jest aż tak racjonalną istotą żeby wiedzieć wszystko, czy poznać absolutną prawdę. Jednak jak słusznie zauważyła Ayn Rand, uznanie że to racjonalne myślenie i patrzenie na świat przez pryzmat logiki jest złe lub błędne oznaczałoby, że to ludzi racjonalnych należy potępiać, a na piedestał wystawić neurotyków, psychotyków, psychopatów i generalnie wszystkich ludzi irracjonalnych czy wręcz psychicznie chorych, i to ich zachowania brać za wzór. Byłoby to po prostu wprost niewyobrażalny absurd. A jest A, białe jest białe, a czarne jest czarne. Rand bardzo dosadnie krytykowała takie dopatrywanie się we wszystkim „odcieniów szarości”, także w kwestiach moralnych. Według niej to zwykłe tchórzostwo, brak podjęcia chociażby próby dochodzenia do prawdy i moralne bankructwo. Owszem człowiek ma ograniczone możliwości umysłowe, ale lepiej pomylić się parę razy na drodze do poznawania prawdy, niż nigdy nie wejść na tę ścieżkę. Logiczne rozumowanie zawsze znacznie bardziej przybliży nas do prawdy, niż całkowite zaprzestanie myślenia. To jak wybór między walką o przetrwanie a pewną śmiercią. Zgodnie z etyką obiektywizmu człowiek jest celem samym w sobie, a nie środkiem do spełniania celów innych ludzi. Dlatego według Rand należy odrzucić wszelkie idee i doktryny oparte na samopoświęceniu oraz wymaganiu poświęcania się od innych. Czyli doktryny oparte na altruizmie. Na tapetę poszły głównie mistycyzm i kolektywizm. W mistycyzmie człowiek nie jest celem samym w sobie. Jest tylko pionkiem na boskiej szachownicy, środkiem do celu, do wypełnienia bliżej nieokreślonego „boskiego planu”. To tłumaczy wszystkie wojny religijne, wyprawy krzyżowe czy działanie Świętej Inkwizycji. Ludzie zabijający czy torturujący innych ludzi w imię religii, nie uważają że robią coś złego, sądzą, że wypełniają boską wolę (chociaż znają ją tylko z przekazu duchownych). W ten sposób wyzbywają własnej odpowiedzialności moralnej. Nie respektują prawa jednostek do ich szczęścia. Wszak człowiek nie jest tu celem samym w sobie, jest tylko środkiem do „wyższego celu” i powinien się poświęcić. Oprócz przymusowego nawracania a nawet zabijania „niewiernych” problem jest również idea samopoświęcenia i samobiczowania, obarczona np. grzechem pierworodnym, człowiek jest winny już z samego faktu że się urodził. Nie ma również prawa dążyć do własnego szczęścia, takie coś jest wręcz „grzechem”. W kolektywizmie (czyli takich doktrynach jak komunizm, socjalizm, nacjonalizm, feminizm, rasizm, nazizm) z kolei zamiast Boga wstawiono „dobro społeczeństwa”. I znowu człowiek nie jest celem samym w sobie, ma moralny obowiązek poświęcać się dla „dobra społeczeństwa”. Problem w tym, że to dobro społeczeństwa jest niedefiniowalne. Trudno żeby społeczeństwo było szczęśliwe, jeśli składa się z samych jednostek, poświęcających swoje szczęście. To społeczeństwo, w którym nikt nie jest szczęśliwy, poza tymi którzy wyznaczają odgórnie kierunki działań, czyli władzy. Nic zatem dziwnego, że kolektywizm występował niemal w każdym systemie totalitarnym jak komunizm czy nazizm. Kiedy neguje się prawo jednostki do jej dążenia do osobistego szczęścia kończy się wszelka moralność i wszelkie szczęście. Zostaje tylko ból, cierpienie i zniszczenie. Człowiek nie będąc celem samym w sobie, staje się wręcz przedmiotem, środkiem do innych celów. Dlatego tak istotne jest podkreślenie, że człowiek ma prawo do działania we własnym interesie i nie ma obowiązku poświęcać się dla innych, ani też nie ma prawa wymagać poświęcenia od innych. „Atlas zbuntowany”, przysięga którą musiał złożyć każdy kto przyłączył się do strajku Johna Galta Pomiędzy ludźmi racjonalnymi nie ma konfliktów interesu Według Ayn Rand nie istnieją konflikty interesów pomiędzy ludźmi racjonalnymi. Dzieje się tak dlatego, że racjonalista akceptuje obiektywną rzeczywistość. Załóżmy dla przykładu że dwoje ludzi stara się o tę samą pracę. Z pozoru wygląda to na konflikt, gdzie korzyść jednego człowieka zostanie osiągnięta za cenę poświęcenia drugiego. Jednak jeśli spojrzymy na sprawę racjonalnie, konfliktu nie ma. Nie możemy przecież założyć, że interesy ludzkie są poświęcane zawsze wtedy, gdy nie spełnia się pragnienia. Sam fakt, ze człowiek czegoś pragnie, nie dowodzi ani że przedmiot jego pragnienia jest dobry, ani tez że realizacja tego pragnienia jest dla niego korzystna. W wyborze celów człowiek racjonalny kieruje się myśleniem (procesem rozumowym), a nie uczuciami czy pragnieniami. Nie uważa pragnień za nieredukowalne czynniki pierwotne, za to, co dane i do czego trzeba dążyć wszelkimi siłami. Człowiek racjonalny widzi swoje interesy w perspektywie całego życia i odpowiednio wybiera cele. Żadna chwila nie jest dla niego wyjęta z kontekstu całości jego życia, co pozwala na niedopuszczanie do konfliktów miedzy interesami zamierzonymi na krótką i na długa metę. Człowiek racjonalny nie jest również roszczeniowy, nie uważa że coś mu się należy. Wie że sam musi na to zapracować swoim wysiłkiem. W kontaktach z innymi ludźmi jest niczym kupiec, oddaje wartość za wartość. Zatem wracając do przykładu z początku, jeśli człowiek, który nie dostanie tej pracy jest osobą racjonalną zaakceptuje ten fakt nie czując się pokrzywdzony. Dobrze zdaje sobie sprawę, że gdyby w ogóle nie istniała firma, gdzie potrzebują pracownika, pracy nie dostałby ani on, ani jego konkurent. Zdaje sobie również sprawę, że coś musiało zaważyć na decyzji pracodawcy, np. drugi kandydat ma od niego lepsze kwalifikacje. To dla niego informacja co powinien zmienić w sobie, żeby przy kolejnej próbie odnieść lepszy rezultat. Wie również o tym, że współzawodnictwo o pracę jest normalne, gdyby zawsze był tylko jeden kandydat, każda firma prędzej czy później musiałaby zbankrutować i żadnej pracy by wtedy nie dostał. Relacje z ludźmi, pomoc, miłość, przyjaźń a filozofia obiektywistyczna Człowiek ma prawo do osobistego szczęścia oraz dążenia do niego. Nie jest nic winien drugiemu człowiekowi, ma prawo dokonywać z ludźmi wymiany „wartość za wartość” i odmawiać jeśli uzna taką wymianę za niekorzystną dla siebie. Jedyne do czego nie ma prawa, to odbieranie prawa do szczęścia innym ludziom. No i wszystko fajnie, ale ktoś mógłby teraz zapytać: A co z osobami bliskimi? Gdzie tu miłość i troska? A co z pomocą dla ludzi którzy potrzebują pomocy? Zacznijmy od miłości i osób najbliższych. Na wstępnie należy podkreślić ważną rzecz: Ayn Rand negowała istnienie miłości bezwarunkowej. Według niej oznaczałoby to „obojętność wobec tego, co najbardziej cenimy”. Prawdziwa miłość natomiast jest "wyrazem i potwierdzeniem poczucia własnej godności, odpowiedzią na własne wartości w osobie innego. Doznajemy całkowicie osobistej, egoistycznej radości wskutek samego istnienia osoby, którą kochamy". Innymi słowy, miłość to nic innego jak własna, egoistyczna przyjemność z faktu istnienia ukochanej osoby, podziw dla niej i poczucie szczęścia z faktu, że znalazło się kogoś takiego, kto jest odpowiedzią na nasze własne wartości. fragment z książki „Hymn” A co troską? Z dbaniem o ukochaną osobę? Przede wszystkim według Rand nie jest to poświęcenie, ponieważ ta osoba nie jest nam obojętna, dbając o nią, dbamy równocześnie o własne szczęście. W jednym z wywiadów Ayn Rand podała taki przykład: Jeżeli żona kupuje lekarstwo dla chorego męża zamiast wydać pieniądze na pójście do nocnego klubu, nie poświęca się, ponieważ mąż dla niej jest wartością. Ale jeśli twój mąż zginie, aby ocalić męża lub żonę sąsiadów, to byłby altruizm. W „Cnocie egoizmu” autorka podaje jeszcze bardziej wymowny przykład: Mąż wydaje dużą sumę pieniędzy na leczenie chorej na raka żony. Jeśli uznalibyśmy to za poświęcenie i altruizm, musielibyśmy dojść do wniosku, że mężowi jest obojętne czy żona przeżyje, skoro zrobił to tylko dla niej, a nie także dla siebie. Trudno mówić o miłości, kiedy ktoś ma gdzieś czy „ukochana” osoba żyje, prawda? Mało tego, kierując się etyką altruizmu, doszlibyśmy do dość makabrycznego wniosku, że mąż powinien pozwolić umrzeć żonie, a pieniądze przeznaczyć na leczenie obcych mu ludzi. Wtedy to dosłownie poświęciłby własne szczęście na rzecz innych ludzi. I takich przykładów można mnożyć, to co wydaje się być altruizmem, jest nim często tylko pozornie. Matka kupująca jedzenie dziecku, zamiast kapelusza dla siebie, ceni życia dziecka wyżej niż ten kapelusz. Człowiek, który umiera w obronie ukochanej osoby, dokonuje wyboru pt: „nie chcę żyć w świecie bez tej osoby”. Wojownik o wolność, tracąc życie w walce z totalitaryzmem nie dokonuje aktu samopoświęcenia, tylko nie godzi się żyć jak niewolnik. A co z pomaganiem obcym ludziom? No cóż, z punktu widzenia obiektywizmu, jest OK, pod warunkiem, że robi się to dobrowolnie oraz nie poświęca się siebie samego. Jak zwróciła uwagę Ayn Rand w rozdziale „Etyka sytuacji krytycznych” w książce „Cnota egoizmu” przy rozważaniach na temat egoizmu i altruizmu ludzie często podają przykłady typu: „a co jak ktoś tonie?”, „czy należy ratować ludzi z pożaru?”, „czy powinno się narażać własne życie ratując innych?”. Już samo podawanie ekstremalnych przykładów w odniesieniu do codzienności, świadczy o błędnym rozumowaniu. Nie można działania stosowanego w przypadkach 1 na 100 tys. przyrównywać jako wzór postępowania do pozostałych 99 999. W ten sposób traktuje się człowieka niczym zwierzę ofiarne, jakby żył tylko po to aby nieustannie się poświęcać dla innych. Dla ilustracji zagadnienia Ayn Rand przyjęła kazus ratowania tonącej osoby. Jeśli to osoba obca, to moralnie słuszne będzie ratowanie go jedynie wtedy, gdy zagrożenie własnego życia jest minimalne; jeśli niebezpieczeństwo jest duże, to czyn taki byłby niemoralny; tylko brak szacunku dla samego siebie pozwalałby nie cenić własnego życia wyżej niż życie przypadkowego nieznajomego. (I na odwrót - ktoś, kto tonie, nie może oczekiwać, ze jakiś nieznajomy narazi dla jego ratowania swe życie — tonący winien pamiętać, że własne życie jest dla nieznajomego więcej warte niż jego). Z kolei jeśli tonąca osoba nie jest nieznajoma, to to ryzyko, które należy podjąć, jest większe, proporcjonalnie do wartości tej osoby dla siebie. Jeśli to osoba, bez której nie wyobrażamy sobie życia, to nawet narażenie własnego życia staje się egoistyczne, ratując kogoś, kto jest nam niezbędny do szczęścia. Z kolei jeśli np. mąż potrafiący bardzo dobrze pływać pozwolił utonąć żonie, przez to, że sparaliżował go strach, po czym zaczął mieć ogromne wyrzuty sumienia i cierpieć z powodu żałoby, trudno zarzucić mu egoizm. Jego błędem było danie ponieść się irracjonalnemu lękowi, który uniemożliwił mu uratowanie tak ważnej dla niego osoby, czyli uniemożliwił mu zadbanie o osobiste szczęście. Podobnie sprawa ma się z przyjaciółmi i innymi bliskimi osobami. Wracając do pomaganie obcym. Jeśli przykładowo nasz sąsiad stracił pracę i został bez środków do życia, czyli mamy sytuację krytyczną, wskazane jest mu pomóc. Ale pamiętajmy, że to sytuacja krytyczna, a nie codzienna. Przecież to, że dawaliśmy mu przez jakiś czas wsparcie finansowe, nie oznacza że od teraz już do końca życia będziemy go utrzymywać. Tak samo, to że uratowaliśmy kogoś obcego od utonięcia, nie oznacza że od teraz przez resztę życia będziemy ciągle zajmować się ratowaniem ludzi w takich sytuacjach. Aby czyn szlachetny mógł nosić znamiona czynu szlachetnego, musi być swoistym wyjątkiem od reguły, a nie moralnym obowiązkiem. Jeśli chodzi o życie osobiste samej Ayn Rand: wyszła ona za mąż za aktora Franka O’Connora w 1929 r. (czyli mając około 24 lat) i pozostała w związku z nim aż do śmierci. Miała również przez pewien czas romans z młodszym od niej o 25 lat Nathanielem Brandenem, o czym od początku wiedzieli, jak i akceptowali zarówno mąż Ayn Rand, jak i żona Nathaniela, czyli Barbara Branden, która zresztą była również przyjaciółką Ayn Rand. Niestety nie znam bliższych szczegółów, jak to wszystko się obywało, ciekawskim polecam więc skorzystanie z wujka Google :). Psychologia przyjemności Wspominamy wcześniej Nathaniel Branden, poza byciem obiektywistą i kochankiem Ayn Rand był również psychoterapeutą i pisarzem, pisał głównie o kwestii poczucia własnej wartości. Jego esej pt. „Psychologia przyjemności” znalazł się również jako rozdział w „Cnocie egoizmu”. Jednocześnie sama Ayn Rand przedstawiała praktycznie identyczne poglądy w swoich różnych dziełach, jak chociażby w „Atlasie zbuntowanym”. Przejdźmy zatem do rzeczy. Zacznijmy od tego że Brandem zdefiniował przyjemność jako: „metafizyczną przyprawę życia, nagrodę za skuteczne działanie lub jego konsekwencję, podobnie jak ból jest oznaka porażki, destrukcji, śmierci”. Czyli uczucie przyjemności jest swoistą wskazówką, nagrodą za prawidłowe działanie, tak jak ból jest oznaką porażki i destrukcji. W stanach zadowolenia człowiek doświadcza wartości życia, widzi, że jest ono warte wysiłków i walki. Aby żyć, człowiek musi poprzez swe działania realizować wartości. Przyjemność i zadowolenie są zarówno emocjonalną nagrodą za skuteczny czyn, jak i pobudką do jego ponowienia. W doświadczeniu przyjemności zawarte jest poczucie: „Panuję nad swoja egzystencją”, podobnie jak w doświadczeniu bólu zawiera się uczucie: „Jestem bezradny”. Przyjemność emocjonalnie pociąga za sobą poczucie skuteczności, podobnie jak ból emocjonalnie pociąga za sobą poczucie niemocy. Jeżeli człowiek zbłądzi w wyborze wartości, to mechanizm emocjonalny pomyłki tej nie skoryguje: nie przysługuje mu własna wola. Jeśli wartości tworzą taki porządek, że człowiek pragnie rzeczy, które realnie prowadzą do jego destrukcji, to mechanizm emocjonalny nie uratuje go przed nią, a wprost przeciwnie: będzie do niej popychał, działając przeciwko rzeczywistym faktom, przeciwko życiu, na szkodę danej osoby. Emocjonalny mechanizm człowieka jest niczym komputer: można go zaprogramować, ale niepodobna zmienić jego natury; dlatego, jeśli błędnie go „zaprogramujemy”, to najbardziej autodestrukcyjne pragnienia z konieczności będą występowały z taką sama emocjonalną intensywnością jak pragnienia chroniące życie. I teraz najważniejsza sprawa: Branden wyróżnił tu dwa rodzaje postępowania: działanie człowieka racjonalnego oraz działanie neurotyka. Neurotyk występuje tu, nie w znaczeniu ściśle psychologicznym, ale jako metafora człowieka irracjonalnego, mającego problemy z emocjami i poczuciem własnej wartości. Człowiek racjonalny odnajduje przyjemność w poczuciu kontroli nad rzeczywistością i twórczym działaniu. Z kolei neurotyk czerpie przyjemność z destrukcji, autodestrukcji lub z ucieczki od rzeczywistości, uciekając np. w rozmaite nałogi jak alkohol, narkotyki, kompulsywny seks, czy nawet zwykłe nałogowe siedzenie przed telewizorem. Główne obszary mogące być dla człowieka źródłem zadowolenia z życia to: praca, stosunki międzyludzkie, odpoczynek, sztuka, seks. Człowiek racjonalny traktuje pracę jako twórcze działanie, z którego jest dumny, czuje ciągły zapał do poszerzania wiedzy i umiejętności. Czuje również podziw nie tylko dla swoich osiągnięć, ale również innych ludzi, stąd bierze się docenianie sztuki. Dla neurotyka natomiast wszelka praca i działanie to zło konieczne. Niektórzy odnajdują również przyjemność w destrukcji, a nie twórczym działaniu. Racjonalista stara otaczać się ludźmi, którzy podzielają jego system wartości, inteligentnych, mających szacunek do siebie. Neurotyk otacza się ludźmi podobnymi do niego, również nie mających szacunku do siebie i innych albo też osobami, których uważa za gorszych od siebie, po to aby się wywyższać i nimi gardzić. Człowiek racjonalny zakochuje się w osobie, która uosabia jego najgłębsze wartości, i jej pożąda seksualnie. Neurotyk wybiera partnera, do którego czuje pogardę, aby móc się wywyższać lub też nie ma żadnych wymagań, siebie stawia znacznie niżej. Paradoksalnie więc ci którzy nazywają „poszukiwaczami przyjemności” (hedoniści itp.) nie potrafią odczuwać prawdziwego szczęścia, przez to, że całą przyjemność upatrują w ucieczce od rzeczywistości i własnego umysłu. Tymczasem radość z życia jest niczym innym jak nagrodą za szacunek do siebie. Kapitalizm – nieznany ideał W wymiarze polityczno-gospodarczym i społecznym ziszczeniem randyzmu jest kapitalizm, a więc system oparty na prywatnej własności środków produkcji oraz na swobodnym ich obrocie w ramach wolnego rynku. Swoje prokapitalistyczne poglądy Ayn Rand opisała głównie w książce „Kapitalizm. Nieznany ideał”, ale także w mniejszym lub większym stopniu w innych swoich dziełach jak np. „Atlas zbuntowany”, „Hymn”, „Cnota egoizmu”, czy „Powrót człowieka pierwotnego”. Co jest niezwykle istotne Ayn Rand popierała kapitalizm, nie ze względu na to, że jest to najbardziej wydajny ekonomicznie system, ale dlatego, że to system najbardziej moralny. Z tego względu uważam, że twórczość Ayn Rand stanowi bardzo ważny punkt w bibliotece wolnościowca. O ile np. Ludwig von Mises i Friedrich August von Hayek uzasadniali poglądy wolnorynkowe z punktu widzenia ekonomii, Murray Rothbard poruszał kwestie zarówno ekonomiczne, jak i polityczne, to Ayn Rand uzupełnia temat od strony filozoficzno-moralnej. Według Rand kapitalizm jest moralny, ponieważ to jedyny system oparty na prawach jednostkowych. Każdy człowiek ma prawo dbać o własny interes oraz musi respektować to prawo u innych osób. Ludzie na wolnym rynku dokonują wymiany „wartość za wartość”, towar za towar, zapłata za towar lub usługę, zapłata za wykonaną pracę itd. Każdy ma prawo dysponować własną osobą wedle uznania, dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka, nikt nie jest tu panem ani niewolnikiem. Każdy ma prawo do posiadania owoców swojej pracy, czyli własności prywatnej i dowolnie dysponować własnym majątkiem. Nie dopuszczalne są tu kradzież, przemoc i przymus. I właśnie ochrona takich niezbywalnych praw człowieka to jedyne funkcje do jakich powinien ograniczyć się rząd. Jednocześnie, aby taki rząd był moralny, również jego przedstawiciele nie mogą tych praw łamać. Z tego względu rząd nie może np. pobierać przymusowych podatków, co jest łamaniem prawa obywatela do własności prywatnej. Zamiast tego, takie państwo minimum mogłoby być finansowane np. na drodze dobrowolnych ubezpieczeń. Czyli tylko osoba ubezpieczona mogłaby z skorzystać z usług policji i sądów, dochodząc swoich praw w sądzie, kiedy druga strona nie wywiązała się z kontraktu. Ponieważ takie wolne społeczeństwo opierałoby się na zawieraniu dobrowolnych umów społecznych, takie ubezpieczenia stałyby się niezwykle ważne, trudno zatem przypuszczać aby zabrakło chętnych na ich korzystanie. Tym samym Ayn Rand była chyba pierwszą osobą w historii głoszącą coś na kształt minarchizmu, chociaż akurat to pojęcie weszło w życie w nieco późniejszym okresie. Rand polemizowała również tym samym, z poglądami anarchokapitalistycznymi, reprezentowanymi chociażby przez Murraya Rothbarda, negującymi „monopol na przemoc”. Swoją drogą jej polemika z anarchokapitalizmem była moim zdaniem trochę słaba, nie rozpisywała się zbytnio na ten temat, w dodatku „Wąwóz Galta” w „Atlasie zbuntowanym” to właściwie był „akap”. No ale temat pozwolę sobie zostawić na zupełnie inny wpis, gdzie omówię libertarianizm i jego różne nurty (anarchokapitalizm, minarchizm itd.) jak również nurty zbliżone, leseferyzm, niektóre nurty monarchiczne itp. Dodam na koniec, słówko o ekonomii. Ayn Rand nie była ekonomistką, więc i o ekonomii pisała niewiele. Ale jej poglądy opiewały na bardzo logicznym podejściu do ekonomii, np. zauważała, że konsumpcja nie może przekraczać produkcji, była również zwolenniczką oparciu pieniądza o standard złota. Więc poglądy dość zbliżone do przedstawicieli Austriackiej Szkoły Ekonomii. Ayn Rand była zresztą bliską przyjaciółką Henry’ego Hazlitta (autora słynnej „Ekonomii w jednej lekcji”), znała również osobiście i bardzo szanowała Ludwiga von Misesa. Przez pewien czas była również w dobrych relacjach z Murrayem Rothbardem, ale później państwo się „znielubieli” ze względu na skrytykowanie przez Rand wiary chrześcijańskiej żony Rothbarda. Tak to w życiu bywa
  12. Szwecja dla wielu jest prawdziwym kazusem powodzenia państwa opiekuńczego, a nawet więcej, tam rzekomo udał się socjalizm. Nie wyszło w ZSRR, NRD, czy Korei Północnej, a tam akurat socjalizm zadziałał. Problem w tym, że piewcy takich poglądów kompletnie nie wiedzą nic na temat ani historii ani gospodarki tego kraju. Tymczasem Szwecja do połowy XIX wieku była małym, biednym krajem. Dopiero wolnorynkowe reformy od lat 60-tych XIX wieku uczyniły z tego kraju prawdziwą potęgę gospodarczą, pozwalając czerpać garściami z postępującej rewolucji przemysłowej. Szwecja podążając drogą kapitalistyczną miała najwyższy na mieszkańca wzrost przychodów na świecie pomiędzy latami 1870 a 1950, w którym to czasie stała się jednym z najbogatszych krajów na świecie, ustępując jedynie takich potęgom jak Wielka Brytania, USA, Szwajcaria i Dania (swoją drogą również bardzo kapitalistyczne kraje). W tym okresie w Szwecji wprowadzono niezliczoną liczbę innowacji, dzięki pracy szwedzkich przedsiębiorców i wynalazców, jak np. dynamit Alfreda Nobla, łożyska wahliwe kulkowe Svena Wingquista (który wykorzystał to do stworzenia SKF); zawór słoneczny stworzony przez Gustava Dahléna (który dzięki temu stworzył firmę gazu przemysłowego — AGA); lodówkę absorbcyjną wynalezioną przez Baltazara von Platena (została potem użyta przez Electrolux). Znaczna większość dużych, liczących się firm, do dziś obecnych na rynku powstała właśnie w tamtym okresie. Ale jak w ogóle do tego wszystkiego doszło? Kluczową postacią okazuje się niejaki Johan August Gripenstedt, minister finansów, w latach 1856-1866. Był on wielkim zwolennikiem Frederica Bastiata, wybitnego francuskiego ekonomisty i liberała. Do kluczowych reform Gripenstedta, należały m. in. szereg deregulacji w gospodarce, reforma bankowości, obstająca za tworzeniem się prywatnych banków, aż do 1903 r. Bank Szwecji (bank centralny) nie miał nawet monopolu na emisję pieniądza oraz wprowadzenie wolnego handlu, w ramach Uchwały Wolnego Handlu z 1864. Szwecja stała się wtedy członkiem międzynarodowego systemu wolnego handlu, który powstał na wzór traktatu Cobden pomiędzy Wielką Brytanią a Francją w 1860 roku. Poluzował klauzule Ustawy Towarowej. Dokonano cięć akcyzy na ponad 200 artykułów. Ograniczenia zakupu gruntów również stały się mniej surowe. Kobiety mogły prowadzić działalność na równych prawach z mężczyznanami. Stopniowo usuwano ustawodawstwo, które ustanawiło limity w pewnych sektorach. Ustawodawstwo rządzące manufakturami stopniowo stało się nieużywanym. Choć ograniczenia co do produkcji surówki zostały zniesione już w 1835, to w 1846 całe ustawodawstwo górnicze poszło tą samą drogą. Gripenstedt pod wieloma względami został uosobieniem szwedzkiej deregulacji i liberalizacji w połowie XIX wieku. Wolność handlu, pisał w 1851 roku „jest jednym z warunków, na których spoczywa cały postęp ludzkości”. Zniesiono również obowiązkowe paszporty. Szwedzki skręt na lewo, teoretycznie zaczął się już w 1932 r. po dojściu do władzy socjaldemokratów, jednak do samego końca lat 50-tych Szwecja była jednym z najbardziej wolnorynkowych państw na świecie, mając wydatki rządowe mniejsze niż USA. Dlatego biorąc pod uwagę brak udziału w II wojnie światowej, tuż po wojnie kraj ten był absolutną potęgą na tle innych europejskich państw. Jednak w latach 1950-76 nastąpił już znaczny rozrost państwa opiekuńczego, ogromny wzrost wydatków rządowych, co za tym idzie podatków oraz inflacji. Wywołało to powszechne niezadowolenia społeczne, na skutek powiększającej się biedy, do władzy doszła więc w 1976 r. centroprawica. Jednak nowo wybrana władza nie zdobyła się na niezbędne reformy gospodarcze, mało tego polityka taniego pieniądza (osłabianie szwedzkiej korony) była kontynuowana, nakręcając inflację (bardzo mocno wzrosły wówczas ceny dóbr konsumpcyjnych) oraz ogromną bańkę na rynku nieruchomości. Lata 70-te i 80-te dla Szwecji to była praktycznie stagnacja gospodarcza. Dopiero wolnorynkowe reformy dokonane przez Ingvara Carlssona (premiera Szwecji w latach 1986-1990) i Carla Bildta (premiera w latach 1991-1994) przywróciły porządek. Nie był to jednak łatwy do rządzenia okres. W 1992 r. w końcu doszło do pęknięcia bańki spekulacyjnej nakręcanej latami przez ekspansje monetarną i kredytową. Skończyło się to największym kryzysem w Szwecji od czasu wielkiego kryzysu z 1929 r., był to tzw. kryzys bankowy, prawie wszystkie banki stanęły na granicy bankructwa, wzrosło bezrobocie i deficyt budżetowy. Jednak takie reformy jak zmniejszenie krańcowych stawek podatkowych, zniesienie systemu kontroli kursu waluty, zderegulowanie pożyczek bankowych, deregulacje w prawie gospodarczym, sprywatyzowanie kilku dużych państwowych przedsiębiorstw, a przede wszystkim radykalne obniżenie wydatków rządowych i inflacji, pozwoliły nie tylko na wyjście z kryzysu. Szwecja w latach 90-tych radziła sobie lepiej niż w latach 70-tych i 80-tych. I tak właśnie narodził się mit rzekomego powodzenia państwa opiekuńczego, chociaż to częściowe odejście od tego systemu przyniosło wiele pozytywnych skutków. Co ciekawe wolnorynkowy zryw w Szwecji ponownie wystąpił stosunkowo niedawno. Po ponownych rządach socjaldemokratów w latach 1996-2006, w roku 2006 premierem został niejaki Fredrik Reinfeldt. Kolejny polityk przystępujący do demontaży państwa opiekuńczego z pozytywnymi rezultatami. Za jego rządów (lata 2006-2014) obniżono podatek od dochodów osobistych (w tym od najniższych dochodów ‒ z 30,7% do 17,1%), część podatku od wynagrodzeń obciążającego pracodawcę, podatek od dochodów przedsiębiorstw (z 28% do 26,3%), podatek od nieruchomości oraz zniesiono podatek od majątku (podatek spadkowy wycofano w 2005 r.). Dzięki rozsądnej polityce wydatkowej w latach 2006-2008 udało się wygospodarować całkiem pokaźną nadwyżkę budżetową, co z kolei przyczyniło się do zmniejszenia długu publicznego z 45,7% PKB w 2006 r. do 38,3% PKB w 2008 r. Dzięki temu Szwecja była jednym z nielicznych krajów, które przeszły bez szwanku kryzys z 2008 r. Co jest zabawne w tym czasie, w polskim internecie, jak tylko ktoś zanegował socjalizm i państwo opiekuńcze zaraz odezwał się jakiś lewicowiec, że w Szwecji to mają socjalizm i wszystko działa, nawet nie wiedząc kto jest tam premierem i jaką prowadzi politykę. Kraj, w którym nie ma podatku od majątku, podatku od spadku i darowizn, ustawowej płacy minimalnej, gdzie firmy płacą ZUS tylko jeśli mają przychód, a cała papierologia związana z prowadzeniem działalności to wypełnianie kartki A4 raz na kwartał, gdzie małe firmy nie płacą VAT-u jest "socjalistyczny" i już. Nie wolno z tym dyskutować, tam "socjalizm działa" i nie ma rozmowy. Niestety szwedzkie społeczeństwo po latach indoktrynacji dokonywanej przez lewicę jest już tak ogłupiałe że zamiast docenić Reinfeldta, który uzdrowił gospodarkę poddało go wali krytyki. Obniżanie podatków było "niesprawiedliwe", no jak tak można. W wyborach 2014 partie prześcigały się tym, która zaoferuje wyższe podatki . No i wygrała Szwedzka Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza, bawimy się ponownie. Jak dodać do tego powszechne poparcie dla multi-kulti z tego kraju raczej za wiele dobrego już nie będzie.
  13. Powiedzcie mi Panowie co się to teraz dzieje w tym pięknym kraju nad Wisłą pod rządami Prawych i Sprawiedliwych? Program 500 zł na dziecko: Na pierwsze: kryterium dochodowe 800 zł na osobę Na drugie: brak kryterium dochodowego Czyli np. samotna matka z jednym dzieckiem zarabiająca 1700 zł na rękę nie dostaje nic. Osoba zarabiająca 100 tys. miesięcznie mająca pięcioro dzieci dostanie 4 X 500 = 2000 zł. Za nic, za sam fakt posiadania bachorków, dodatkowe 2 tys. miesięcznie. Jakaś redystrybucja z biednych do bogatych, czy co? Oczywiście PIS-orki apelują do bogatych o nie branie tych pieniędzy. No to już im odpowiedzieli chętni aktorzy, dziennikarze, biznesmeni, politycy. Taka pani milionerka Izabella Łukomska-Pyżalska z 6 dzieci już nie może się doczekać na 2500 zł od państwa, jak dają trzeba brać. Swoją drogą, ludzie chcieli państwa opiekuńczego, to teraz będą płacić na dzieci Korwina i Wiplera Skąd w ogóle PIS ma wziąć na to pieniądze? Podatki, podatki i jeszcze raz podatki. Podatek bankowy - ma się jakimś cudem nie przerzucić na klientów, dziwne bo już kilkanaście banków podniosło opłaty i marże kredytów, w tym PKO Podatek od sieci handlowych - znowu bajeczka, że ceny nie wzrosną, do tego jak się okazuje objęte zostaną nim także mniejsze sklepy, chociażby sieci franczyzowe Podatek od sprzedaży w necie - zajebiście, czyli już wszędzie będzie drożej Podwyżka akcyzy na alkohol - na piwko 1 zł w górę, na winko 5 zł w górę (o w mordę) Planowy skok na NBP i wpompowanie 350 mld pustego pieniądza - i to już jest groźne, skutki to nie tylko inflacja, ale przede wszystkim napompowanie gigantycznej bańki, oczywiście przez jakiś czas będzie faza ekspansji, każdy PIS-wiec będzie się jarał jak to PIS załatwił "cud gospodarczy". Ale jak bańka pęknie będzie piękny kryzys gospodarczy.
  14. Oczywiście socjalizm w cudzysłowie, ponieważ pojęcia socjalizmu jeszcze wówczas nie było . Jednak tym co ostatecznie doprowadziło do upadku rzymskiego imperium był państwowy interwencjonizm w gospodarkę: Przede wszystkim kontrola cen w handlu, ustanawianie cen maksymalnych za towary i nade wszystko ciągłe osłabianie waluty, poprzez coraz większe rozwadnianie złotych i srebrnych monet innymi metalami (tak samo było zresztą z upadkiem starożytnych Aten, kiedy władze zaczęło dodawać miedzi do złotych monet). Agresorzy, którzy najeżdżali Rzym w IV i V wieku nie byli silniejsi od przeciwników, z którym Rzym w przeszłości radził sobie bez problemu, po prostu wykorzystali oni wewnętrzny upadek gospodarczy imperium. Polecam do posłuchania fragment z "Ludzkiego Działania" Ludwiga von Misesa w tym temacie:
  15. Dzisiejszy wpis jest zwieńczeniem pewnej mojej trylogii na blogu dotyczącym przewagi kapitalizmu nad socjalizmem. Nie znaczy to oczywiście że nie będę więcej pisał o ekonomii, tylko nakreślam że ten felieton jest ważnym uzupełnieniem dwóch pozostałych gdzie omawiałem słuszność praw ekonomii oraz przykłady powodzenie gospodarki wolnorynkowej na konkretnych przykładach. Teraz będzie omówiona jeszcze bardziej praktyczna strona tematu, czyli jak konkretnie działają mechanizmy rynkowe i dlaczego socjalizm i etatyzm przynoszą biedę a kapitalizm podnoszenie poziomu życia. Nie obędzie się również bez obalania mitów i bezwzględnego obnażania manipulacji przedstawianych przez pewne grupy. Jak powstaje bogactwo? Żeby dobrze omówić temat trzeba najpierw zrozumieć jak w ogóle wygląda proces produkcji, czyli tworzenia nowego bogactwa. Tak więc stworzyć nowe bogactwo (lub powiększyć już istniejące) można na trzy sposoby: Pierwotne zawłaszczenie surowca i jego przetworzenie – czyli krótko mówiąc wykorzystanie jakiegoś zasobu przyrody, którego wcześniej nikt nie posiadał ani nie dostrzegł w nim wartości i przekształcenie go w coś wartościowego. I tak np. Rockefeller odkrył że to coś, co wcześniej uznawano za brudną maź, czyli ropa naftowa jest bardzo przydatnym surowcem energetycznym, wpierw służącym do oświetlenia (lamy naftowe) później jako paliwo dla rozwijającej się branży motoryzacyjnej. Takie jest zresztą uzasadnienie moralności własności prywatnej jako owoców swojej pracy. Czyli np. glina jest zasobem niczyim, ale już rzeźba jest własnością rzeźbiarza, ponieważ dzięki swojej pracy stworzył coś nowego, zmienił naturę surowca Wyprodukowanie dóbr przy pomocy własnej pracy i wcześniej przejętych zasobów, np. zrobienie stołu. Mówiąc inaczej jest to przemiana mniej wartościowych przedmiotów w bardziej wartościowe Pozyskanie dóbr na mocy dobrowolnego kontraktu zawartego z wcześniejszym ich posiadaczem lub wytwórcą. Jest to wymiana wartości za wartość, przekazanie poszczególnych zasobów z rąk tych, którzy cenią je mniej, w ręce tych, którzy cenią je bardziej. Na takich właśnie wymianach polega rynek. Zawsze mamy dwie strony, producenta i konsumenta, pracodawcę i pracownika, pożyczkodawcą i pożyczkobiorcę itd. To właśnie podział pracy i wolna wymiana pozwala na najlepszą i najbardziej wydajną alokacje zasobów. Dzięki temu piekarz nie musi posiadać krowy ani umieć jej doić żeby napić się mleka. Wystarczy że potrafi piec, wtedy może dokonać wymiany z rolnikiem chleb za mleko. Taka dobrowolna wymiana jest zawsze korzystna dla obu stron. Właśnie dlatego wolny rynek zapewnia najlepszą alokację zasobów i jest korzystny dla całego społeczeństwa, każdy jego członek ma dostęp do wszystkich tworzonych dóbr i usług, ograniczają go tylko własne możliwości zarobkowe. Dla ułatwienia procesu wymian wprowadza się środek płatniczy, czyli pieniądz, dzięki temu nawet jeśli rolnik nie chce chleba może dojść do wymiany, piekarz sprzeda chleb i zarobione pieniądza da rolnikowi w zamian za mleko. Zauważmy że to co wyżej wymieniłem to uczciwe metody wytwarzania, zwiększania i zdobywania bogactwa. Natomiast nieuczciwą metodą zdobywania bogactwa jest bez wątpienia odbieranie dóbr, owoców cudzej pracy przy użyciu przymusu i przemocy, czyli krótko mówiąc kradzież. Kradzieżą jest również oszustwo, nie dotrzymanie dobrowolnie zawartej umowy. Również w przypadku przymuszenia kogoś do niewolniczej pracy można mówić o kradzieży, dlatego że jest to w zasadzie odebranie owoców nieswojej pracy, zamiast dokonania dobrowolnej wymiany, oczywiście negatywnym zjawiskiem jest tu również przymus, jak właśnie przymus pracy. Równie nieuczciwą formą bogacenia się jest zakazanie komuś działania i w ten sposób pozbywania się konkurencji. Zauważmy również te wyżej omówione nieuczciwe metody bogacenie się służą wybranym jednostkom kosztem innych i nie przyczyniają do wzrostu ogólnego poziomu dobrobytu, a wręcz mu szkodzą. Kradzież to bezprawne przekazanie dóbr z jednych rąk do drugich od osoby tworzącej bogactwo uczciwie, do osoby postępującej nieuczciwie, która niczego dobrego nie tworzy. Przymus i zakazy zmuszają do podejmowania niewydajnej pracy kosztem tej, która byłaby wydajniejsza, pozbawiając nie tylko ofiarę ale także całe społeczeństwo potencjalnych dóbr, który by powstały gdyby nie było tego przymusu i zakazów. Zwróćmy też uwagę że kiedy takie nieuczciwe działanie podejmuje osoba prywatna np. złodziej, terrorysta, szantażysta, oszust wszyscy są zgodni że trzeba temu przeciwdziałać, taką osobę trzeba ukarać, a z taką przemocą lub oszustwem trzeba walczyć, chronić się przed nią. Ale wystarczy że takie działanie podejmuje rząd i nagle wszystko ukazuje się być ok, odbieranie dochodów i majątków jest już legalne i uprawnione kiedy nazwie się je „opodatkowaniem”, państwo może wydawać nakazy i zakazy w gospodarce, a także ustanawiać własne monopole uniemożliwiając powstanie konkurencji jeśli tylko uzna to za obowiązujące „prawo”. Politycy mogą nie dotrzymywać obietnic, urzędnicy wprowadzać ludzi w błąd i nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. I tu jest właśnie meritum problemu. Trzy wymienione wcześniej uczciwe metody tworzenia bogactwo są w zasadzie jedynymi metodami tworzącymi dobrobyt, natomiast te nieuczciwe ten proces zakłócają, pozwalają się bogacić tylko wybranym jednostkom. Stąd właśnie przewaga wolnego rynku nad socjalizmem i etatyzmem. Ochrona prywatnej własności, swoboda działalności, podział pracy i możliwość wolnej wymiany handlowej pozwalają na najwydajniejszą alokację zasobów i najszybsze możliwe tworzenie dobrobytu. Proces ten może zaburzyć jedynie przemoc, przymus, kradzież i oszustwo. Więc jeśli taka instytucja jak państwo ma istnieć, to jej działanie powinno się ograniczyć do ochrony własności prywatnej, zwalczania przemocy i dotrzymywania dobrowolnie zawieranych umów. Niestety państwo również w tej roli nie wypada zbyt dobrze. Terytorialny monopol w stanowieniu i egzekwowaniu prawa prowadzi do nadużyć, stąd mamy tyle patologii, korupcji, kumoterstwo w policji, służbach, czy sądownictwie, nie wspominając już o tworzeniu absurdów prawnych. Jak to pisał Hans Herman Hoppe państwo nie tworzy prawa i porządku, tylko je niszczy. Murray Rothbard pokusił się nawet o nazwanie państwa „zorganizowanym bandytyzmem”. Tu jednak musiałbym wejść w mocno libertariańskie rozważania, omówić alternatywne systemy względem centralnego rządu i demokracji takie jak anarchokapitalizm, minarchizm, rząd minimalny i wolne społeczeństwo według Ayn Rand, rząd prywatny (monarchię), czy Hoppe’ańską koncepcję „Europy tysiąca Liechtensteinów”, alternatywy wobec prawa stanowionego, a więc prawo zwyczajowe, prawo prywatne, precedensowe (common law) itd. Jednak są to bardzo skomplikowane kwestie, temat na zupełnie inny felieton, który zresztą pewnie kiedyś napiszę . Póki co dla porządku przyjmijmy że przez wolny rynek rozumiemy system, gdzie państwo nie ingeruje w gospodarkę, jeśli już państwo istnieje, jego jedyną rolą jest zwalczanie złodziejstwa i przemocy zarówno wewnątrz (ochrona obywateli przed przestępcami) i na zewnątrz (ochrona przed zbrojną napaścią). Zauważmy jednocześnie że w sytuacji gdy państwo zaczyna ingerować w gospodarkę każdy obywatel staje się przestępcą, ściga się go również za działania, które nie są związane z przemocą, zakazuje mu się działalności, która nie jest szkodliwa i nie łamie zasad poszanowania własności prywatnej czy dobrowolnych umów społecznych. Traktuje się go również jak niewolnika, który musi oddać sporą część swoich dochodów na rzecz państwa. Socjalizm, to się nie może udać Jak wiemy z historii wszędzie, gdzie funkcjonował ten system, kończyło się to katastrofą. Pierwszymi przykładami z brzegu jest upadek ZSRR, masowe emigrowanie do RFN z NRD co skutkowało powstaniem Muru Berlińskiego, czy obraz współczesnej Korei Północnej gdzie ludzie z głodu zjadają trawę, liście czy korę z drzew a dzieci bawią się na pustych ulicach, wszak widok samochodu w tym kraju to niezwykła rzadkość. Dlaczego socjalizm zawodzi? Przede wszystkim pokutuje brak prywatnej własności środków produkcji, bo jeszcze prywatna własność dóbr konsumpcyjnych w socjalizmie jest dopuszczalna (chociaż i to było niekiedy konfiskowane przez władze w ZSRR powodując masową śmierć głodową). Jednak już sam brak własności prywatnej czynników produkcji prowadzi do upadku gospodarki, dlatego iż jeśli nie ma prywatnej własności nie można tymi środkami produkcji handlować, z tego względu nie można określić ich cen rynkowych, a bez cen niemożliwy jest rachunek kosztów. To wszystko sprawia że niemożliwa staje się racjonalna alokacja zasobów. Ponieważ zarówno środki produkcji, jak i wytworzone za ich pomocą dobra nie stanowią własności prywatnej (tylko własność całego kolektywu) producenci nie mają żadnej ekonomicznej motywacji do zwiększania ilości czy poprawy jakości dóbr. Brak zachęty w postaci zysku powoduje że nie opłaca się ani dobrze pracować, ani być przedsiębiorczym i kreatywnym ani dobrze inwestować, nie ma wychodzenia naprzeciw potrzebom konsumentów. Gospodarka jest centralnie planowana przez władzę, która nie jest w stanie z przyczyn wcześniej wymienionych przeprowadzić rachunku ekonomicznego co do alokacji zasobów, a więc wszelkie planowanie mija się z celem. Do tego dochodzi jeszcze przerost biurokracji i ogromne koszty utrzymania niewydolnego państwa. Państwo opiekuńcze – kosztowne złudzenie „Socjalizm się nie sprawdza, kapitalizmu nie lubię” tak tli się w głowie niejednego lewicowca, a nierzadko i prawicowca i co tu począć? Ano poszukajmy trzeciej drogi, oddajmy środki produkcji w ręce prywatne, pozwólmy na prowadzenie prywatnej działalności, istnienie banków i rynków finansowych. Ale jednocześnie niech państwo mocno ingeruje w gospodarkę w celu „wyrównywania szans” i „zapewnienia bezpieczeństwa socjalnego”. Niech służba zdrowia i edukacja będą darmowe, a każdy ma zapewniony minimalny poziom życia na sensownym poziomie. Żeby utrzymać system wprowadźmy wysokie podatki, wyższe dla bogatych i wszystko będzie dobrze. Tak mniej więcej prezentuje się etatyzm. Dobry to plan? Nie, nie jest dobry z wielu różnych powodów: Jest to system oparty na niemoralnych i nielogicznych przesłankach, kara się ludzi za pracowitość, przedsiębiorczość, oszczędność, chęć podjęcia ryzyka i twórcze myślenie. Nieustannie przeprowadza się transfer bogactwa od ludzi lepiej produkujących i lepiej zaspakajających potrzeby konsumentów do gorzej produkujących lub w ogóle nieprodukujących Jest to system niewydolny ekonomiczne, gospodarka rozwija się znacznie wolniej niż byłoby to na wolnym rynku. Państwo w tym systemie generuje coraz większe koszty (przyrost liczby urzędników, koszty ściągalności podatków, nowe budynki, urzędy, instytucje publiczne, nierentowne inwestycje publiczne), jednocześnie hamując zwrot z inwestycji kapitału. Ciągle rosną wydatki publiczne, co wymusza ciągle podwyższanie podatków, dodruk pieniądza podnoszący inflację (która obniża realne płace i poziom życia poprzez zwiększanie cen) oraz zmniejszenie inwestycji w sektorze prywatnym poprzez tzw. efekt wypychania. Rodzą się nowe problemy społeczne, takie jak bezrobocie (skutek hamowania przedsiębiorczości, zwiększanie kosztów pracy przez państwo), niższe płace realne (przez grabież podatkową, spowalnianie przyrostu podaży dóbr i akumulacji kapitału oraz inflację), nierzadko wzrost przestępczości i patologii społecznych Występują liczne nadużycia władzy, np. odbieranie dzieci rodzicom z błahych powodów, karanie za poglądy, łamanie wolności słowa Następuje niszczenie wartości, kultury, zabijanie w ludziach indywidualności, społeczeństwo staje się coraz bardziej zmanipulowane i zindoktrynowane System zawiera w sobie liczne pułapki i manipulacje, np. oficjalnie darmowa służba zdrowia i edukacja są o wiele droższe niż gdyby te sfery pozostały w rękach prywatnych. Sądzi się też np. bogaci płacą wyższe podatki niż biedniejsi, co jest nieprawdą, ponieważ największe wpływy do budżetu idą z podatków pośrednich, a te obciążają głównie ludzi biedniejszych ponieważ to oni przeznaczają większą część swojego dochodu na konsumpcję. Do tego duże firmy, dzięki wsparciu prawników, korupcji, lobbingowi i znajomości w świecie polityków często unikają wielu regulacji prawnych oraz płacenia podatków Nieodłącznym elementem etatyzmu są cykle koniunkturalne. Instytucja banku centralnego i pieniądz fiducjarny sprzyjają ekspansji monetarnej (ciągły wzrost podaży pieniądza), rząd w ten sposób pokrywa swoje wydatki z renty inflacyjnej. Jednak to prowadzi do inflacji, ciągłego wzrostu cen, a zaniżone stopy procentowe powodują nadmiar ryzykownych i nietrafionych inwestycji (efekt tanich kredytów) oraz tworzeniu się baniek spekulacyjnych na rynkach finansowych. Ostatecznie dochodzi do sytuacji gdy bank centralny nie może już zwiększać podaży pieniądza, bo groziło by to załamaniu się sytemu monetarnemu, a więc stopy procentowe idą w górę. Pojawia się recesja, pękają bańki spekulacyjne, a przedsiębiorcy zostają zmuszeni do likwidacji nietrafionych inwestycji. Dla gospodarki i społeczeństwa to sytuacja kryzysowa, rozwój gospodarczy zostaje zahamowany, spadają realne płace, wiele firm upada, rośnie bezrobocie, rynki finansowe notują duże spadki, banki mają problemy z uregulowaniem zobowiązań (niepłaconych kredytów). Co gorsza państwo w takiej sytuacji podejmuje interwencję, która zamiast naprawić sytuację, tylko ją wydłuża. W normalnych warunkach, przedsiębiorcy zlikwidowaliby błędne inwestycje, podjęliby niezbędną restrukturyzację w swoich firmach, płace nominalne spadały by w sektorach nadmiernie rozdętych wcześniejszą ekspansją kredytową, jednak jednocześnie spadłby również ceny, więc płace realne nie zmniejszyły się jakoś szczególnie dotkliwie. Nastąpiłyby konieczne zwolnienia, ale gospodarka w krótkim czasie ponownie by odbiła, więc miejsca pracy zaczęłyby powstawać na nowo. Przedsiębiorcy którzy nie mogą spłacić swoich zobowiązań ogłosiliby bankructwo swoich firm, a wierzyciele (jak banki) podjęliby się upłynnienia masy upadłościowej. Taki proces dostosowawczy trwałby maksymalnie kilka miesięcy, a gospodarka ponownie mogłaby się rozwijać. Tymczasem interwencja państwa cały ten proces zaburza. Sztywne ustawodawco pracy i przywileje związkowe uniemożliwiają pracodawcom podjąć niezbędne działania, takie jak obniżki wynagrodzeń i zwolnienia pracowników. Ceny nie mogą spadać, gdyż jak tylko pojawi się deflacja, bank centralny ponownie zaczyna zwiększać podaż pieniądza, niby dla naszego dobra. Co więcej rząd decyduje się dotować upadające firmy i banki. Na to idą ogromne wydatki publiczne, którymi oczywiście obciążeni zostają podatnicy. W efekcie gospodarka nie ulega naprawieniu, wiele firm i tak upada, ich dotowanie przypomina lanie wody do dziurawego wiadra, bezrobocie i tak rośnie, a płace realne i tak są niższe. Jedyna różnica jest taka, że cały proces naprawczy trwa nie kilka miesięcy ale nawet kilka lat. Państwo opiekuńcze jest nie do utrzymania w dłuższej perspektywie. Koszty utrzymania takiego państwa ciągle rosną, dług publiczny rośnie, podatki idą w górę, podaż pieniądza ciągle wzrasta. Ale przychodzi taki moment że nie można już podnosić podatków, nikt już nie chce pożyczać, a instytucje takie jak MFW nalegają na spłatę zobowiązań, dodrukowywać pieniądza również nie można kontynuować w nieskończoność. Następuje więc zmierzch państwa opiekuńczego. W wersji optymistycznej po prostu następuje odejście od sytemu państwa socjalnego i przeprowadza się liberalne reformy, tak jest obecnie w Niemczech i Wielkiej Brytanii, gdzie przyjęto ustawę zakazującą zamykanie budżetu z deficytem i rozpoczęto cięcia socjalne. W pewnym sensie jest zatoczenie koła w historii, ponieważ w tych krajach liberalne reformy były przeprowadzane przez Erharda w Niemczech i Thatcher w Wielkiej Brytanii (o pisałem w ostatnim tekście) z dużym powodzeniem. Szkoda że tym razem nie szykuje się jednak na jakieś poważniejsze i konkretniejsze reformy. Liberalne reformy wraz ze schyłkiem państwa opiekuńczego z powodzeniem były już nie raz przeprowadzane także w Szwecji, chociażby za Carlssona i Bildta w 1992 r. którzy naprawili gospodarkę po wcześniejszym totalnym krachu sprezentowanym przez socjaldemokratów, czy za Reinfeldta, którego wolnorynkowe reformy pozwoliły Szwecji przejść przez kryzys 2008 r. bez większego szwanku. Ale o Szwecji powiem trochę więcej parę akapitów niżej, gdzie omówię ich historię gospodarczą. W wersji pesymistycznej, czyli tam gdzie nie nastąpi opamiętanie, politycy idą w zaparte następuje totalne załamanie gospodarki. I tak stało się ostatnimi czasy w takich krajach jak Grecja, Hiszpania, Portugalia, Włochy, czy Irlandia. Dodam jeszcze że państwo opiekuńcze ma swoje mechanizmy „zamiatania problemów pod dywan”, dzięki czemu iluzja dobrobytu trwa w najlepsze przez całe lata, jednak jest niczym innym jak odkładaniem w czasie nieuniknionej recesji. To jest właśnie głównym powodem skąd w ludziach tyle wiary w ten system. Politycy mogą rozdawać socjal, obiecywać „gruszki na wierzbie” a przyszłymi problemami mogą się przejmować już przyszłe rządy. Takimi mechanizmami „zamiatania problemów pod dywan” są: zaciąganie długu publicznego (krajowego przez emisję obligacji i zagranicznego przez pożyczki zagraniczne), zamykanie budżetu z deficytem, ekspansja monetarna (zwiększanie podaży pieniądza, obniżanie stóp procentowych i wskaźnika rezerw obowiązkowych) czy chociażby osłabianie importu poprzez cła i także inflację (osłabianie własnej waluty), które pozornie ma chronić rodzimą gospodarkę, to owszem pozwala poprawić bilans handlowy i „zachować miejsca pracy”, ale miejsca pracy mniej wydajne, kosztem wydajniejszych i lepiej płatnych które nie powstaną, po za tym słabsza waluta i słabszy import oznaczają że godzina pracy jest warta mniej na arenie międzynarodowej, więc płace są realnie niższe a społeczeństwo jest biedniejsze. „Przekleństwo” postępu technologicznego, importu i oszczędności, czyli mit zbitej szyby po raz kolejny W swoim pierwszym tekście na blogu opisywałem „mit zbitej szyby” przedstawiony przez wybitnego francuskiego ekonomistą Fredericka Bastiata . Dla przypomnienia: jest to opis sytuacji, w której ludzie uznają że zbita szyba jest dobra dla lokalnej gospodarki, ponieważ jest to zarobek dla szklarza, który zarobione pieniądze wyda dalej i gospodarka będzie się rozkręcać. Błąd logiczny polega na patrzeniu jedynie na zarobek dla szklarza, nie bierze się jednak pod uwagę że te same pieniądze które poszły na nową szybę, poszłyby na coś innego, np. na nowy garnitur. A więc zysk szklarza to jednocześnie strata dla krawca. Tak więc gospodarka nie zyskała, żadne nowe bogactwo nie powstało, przeciwnie, jednego dobra ubyło. Trudno wręcz uwierzyć, ale poglądy typu: lepiej niszczyć dobra niż je tworzyć są o wiele mocniej zagnieżdżone w ludzkich głowach niż mogłoby się wydawać. Bo czym innym jest straszenie postępem technologicznym, który rzekomo zwiększa bezrobocie? Jeśli by tak było, to należałoby zlikwidować wszystkie nowoczesne urządzenie i powrócić do pracy gołymi rękami. Wtedy na pewno nie byłoby bezrobocia prawda? . Jak to powiedział Janusz Korwin Mikke trzeba niszczyć krzesła, żeby stolarze „zachowali miejsca pracy”. Do tego właśnie sprowadza się oskarżanie o powstawanie bezrobocia (które tworzy państwo) postępu technologicznego, jak również importu (o tym trochę później). Tak jak pisałem w tekście „Co widać i czego nie widać” zwiększanie bezrobocia poprzez konstruowanie nowych maszyn jest zwyczajnie niemożliwe, gdyż od początków rewolucji przemysłowej postęp technologiczny rozwinął się w ogromnym stopniu i jednocześnie liczba ludności wzrosła ponad siedmiokrotnie. Z prostej matematyki wynika że gdyby to rozwój techniki był problemem bezrobocie już dawno sięgnęłoby jakiś niebotycznych rozmiarów, +90%. Gdzie zatem błąd w myśleniu? W tym że patrzymy jedynie na zlikwidowane miejsca pracy, nie zwracając uwagi na nowe, lepsze, wydajniejsze i lepiej płatne miejsca pracy, które powstają właśnie dzięki postępowi technologicznemu i gospodarczemu. Przede wszystkim nowe maszyny i technologie obniżają koszty produkcji. Przedsiębiorca, który zainwestował w nowe rozwiązania techniczne, w pierwszej chwili faktycznie zmniejsza zatrudnienie. Jednak zarabia też więcej pieniędzy. Nowe środki może przeznaczyć na rozwój swojego przedsiębiorstwa, i wtedy nowe miejsca pracy powstają. Ale może też po prostu wydawać więcej na konsumpcję, w ten sposób pośrednio stwarzając miejsca pracy w innych sektorach, bo ktoś przecież produkty, które zdecyduje się kupować musi tworzyć. Jeżeli natomiast odłoży nowe pieniądze jako oszczędności, zostaną one następnie zainwestowane i znowu kolejne miejsca pracy powstaną (o tym dlaczego zawsze oszczędności = inwestycje napiszę trochę później). Jeśli wyda hajs na zagraniczne produkty, kapitał i tak powróci do kraju, gdyż eksport i import dążą do wyrównania (więcej o tym trochę później). To jeszcze nie wszystko, ponieważ koszty produkcji danego dobra spadły, wzrasta jego podaż na rynku, co przekłada się na jego niższą cenę. Ponieważ te dobra stają się tańsze, wzrasta na niego popyt, a więc dana branża się rozwija i zwiększa zatrudnienie. A nawet jeśli ludzie nie zwiększą zapotrzebowania na te produkty, ich niższa cena przyniesie konsumentom nowe oszczędności, które następnie zostaną wydane na coś innego (i znowu powstają miejsca pracy w innych sektorach). I właśnie tak powstaje dobrobyt, coraz niższe koszty produkcji, coraz więcej, coraz lepszych i coraz tańszych dóbr na rynku, płace realne rosną, powstają nowe miejsca pracy i to coraz lepiej płatne (wzrasta krańcowa produktywność pracy). Nie zapominajmy również że chociaż stare zawody „odchodzą do lamusa” (jak np. bednarz czy zdun), to powstają zupełnie nowe, wcześniej nieznane. W końcu nie byłoby pracowników biurowych, gdyby ktoś nie wynalazł komputera, ani kierowców, gdyby nie było samochodów. A co z tym importem? Jest atakowany jak postęp techniczny z podobną argumentacją. Czyli jak to bardzo źle jak napływają do nas towary z zagranicy, niższym kosztem. To jest naprawdę straszne, a przecież powinniśmy tłuc szyby i rozwalać krzesła, żeby szklarze i stolarze zachowali miejsca pracy . No właśnie zły import, zły, pogarsza bilans handlowy, tworzy bezrobocie i niszczy naszą lokalną gospodarkę, którą trzeba chronić cłami i osłabianiem własnej waluty. Dziwne że pomysłodawcy tego typu rozwiązań nie wpadli no pomysł, że trzeba zwiększać przestępczość, ile etatów by powstało w policji, walczmy z bezrobociem . Co ciekawe importem straszą ci, którzy jednocześnie twierdzą że w celu rozwoju gospodarczego trzeba pobudzać konsumpcję. Ciekawe, bo import to nic innego jak właśnie konsumpcja dóbr zagranicznych. Dlaczego straszenie importem jest bezzasadne? Zacznę od tego, że pieniądze wydane na zagraniczny produkt i tak wracają do kraju. Jeśli np. Polak kupi produkt niemiecki to teraz Niemiec posiada polskie złotówki, z którymi co może zrobić? Ano, jedyne co może zrobić to wydać je na polskie produkty. Oczywiście może też dokonać przewalutowania, ale to sprawia że i tak jakiś cudzoziemiec trzyma polskie złotówki, koniec końców i tak wrócą do Polski. Żadne pieniądze więc z kraju nie „uciekają”. Importem płaci się ze eksport i odwrotnie. Przypomnę również pewne aprioryczne założenie ekonomiczne o którym pisałem w wpisie „Dlaczego prawa ekonomii działają”, a mianowicie: produkcja musi poprzedzać konsumpcję, bo zwyczajnie nie da się konsumować dóbr które jeszcze nie zostały wyprodukowane. A więc żeby wzrósł import, najpierw musi zwiększyć się krajowa produkcja i eksport, bo przecież żeby społeczeństwo zaczęło masowo kupować towary z zagranicy, musi mieć najpierw na to środki, musi się wzbogacić. Wzrost importu to nic innego jak sygnał że ludzie w kraju stają się coraz bogatsi, nie zagraża to również eksportowi, wprost przeciwnie. Dostęp do tańszych dóbr zagranicznych oznacza że za godzinę naszej pracy możemy kupić więcej, a więc oznacza to że płace realne są wyższe, społeczeństwo jest bogatsze. Mało tego, dostęp do tańszych towarów równa się oszczędnościom, środkom na nowe inwestycje i dalszy rozwój gospodarczy. Wolny handel jest korzystny dla obu stron. Kupujemy to czego nie opłaca się u nas produkować i zaoszczędzony czas i kapitał inwestujemy w produkcję tych towarów, które opłaca się produkować i sprzedawać na eksport dzięki niższym kosztom produkcji, jest to tzw. przewaga komparatywna. Np. sprzedajemy produkty rolne, a kupujemy paliwo czy owoce cytrusowe. Dlatego kraje które dużo eksportują, jednocześnie dużo importują, np. Niemcy, Chiny, Szwajcaria, USA, Francja czy Japonia. Do tego wszystkiego dostęp do tańszych towarów zagranicznych to również dostęp do tańszych środków produkcji. Możemy taniej nabywać surowce energetyczne, metale, nowe narzędzia i maszyny, które następnie zostaną wykorzystane w procesie produkcji. Zyskujemy także tańszą żywność, a więc tańsze „paliwo” dla pracowników. Krótko mówiąc wzrost importu osłabi tylko część firm, tych mniej konkurencyjnych i mniej wydajnych, natomiast jest bardzo korzystny dla firm dynamicznie się rozwijających, w najlepszym stopniu przetwarzających kapitał. No i co istotne jest bardzo korzystny dla konsumentów, za godzinę pracy można kupić więcej, płace realne są wyższe, społeczeństwo jest bogatsze. Mocna waluta to wyższe płace realne, napływ kapitału do kraju, szybszy rozwój gospodarczy, wolny handel (brak ceł) to nic innego jak wspomniany wcześnie podział pracy, pozwalający na najlepszą alokację zasobów, umożliwiający na korzystanie z dobrodziejstw przewagi komparatywnej. Zwróćmy uwagę że gdyby zwolennicy protekcjonizmu handlowego mieli rację, to nie tylko poszczególne państwa ale także miasta powinny ograniczać handel między sobą, nakładając cła i tym podobne obciążenia. Więcej, każdy konsument powinien zrezygnować z kupowania produktów od innych i wszystkie potrzebne dobra produkować sam. Czyli samemu uprawiać rolę i hodować bydło, wybudować samemu dom, szyć wszystkie ubrania, każde narzędzie zrobić samemu, nawet samochód czy traktor zbudować od zera własnymi rękami. Czy opłacałoby się to bardziej niż wykonywać pracę którą potrafi, a następnie potrzebne produkty zakupić od innych? Oj chyba nie bardzo . Skąd więc ciągle obecne poglądy że protekcjonizm jest dobry a wolny handel to samo zuo i straszenie importem? Ano stąd, że państwo notując coraz wyższe wydatki rządowe, zaczyna je pokrywać zwiększając podaż pieniądza, waluta się osłabia, spada import, który jest jeszcze dodatkowo osłabiany poprzez cła, dzięki czemu zachowane zostają miejsca pracy i wydaje się że gospodarka jest w dobrej kondycji. Ale jest to zachowanie mniej wydajnych miejsc pracy, kosztem powstawania tych bardziej wydajnych oraz kosztem zubożenia społeczeństwa (za godzinę pracy można kupić mniej). W dodatku takie ekonomiczne „czary mary” z osłabieniem waluty i importu jest zwykłym „zamieceniem pod dywan” problemów z deficytem w budżecie i ciągle rosnącymi wydatkami publicznymi. To nic innego jak odkładanie nieuniknionej recesji w czasie, która im dłużej będzie odkładana, z tym większą siłą uderzy. Ale to już nie jest problem obecnie rządzącej partii, tylko przyszłych rządów, taka sztuka demokracji. A co tymi oszczędnościami? Ok, postęp technologiczny, tańsze dobra z zagranicy, obniżanie się kosztów produkcji, to wszystko daje nowe oszczędności. Są środki na nowe inwestycje, więc produkcja wre, miejsca pracy powstają, płace realne idą w górę bo z jednej strony rośnie krańcowa wydajność pracy a z drugiej przyrost podaży dóbr obniża ich ceny, rośnie dobrobyt i supcio. Ale czy oszczędności tak po prostu nie mogą sobie leżeć nieruszone, i czy aby na pewno będą inwestowane, zamiast kisić się bezczynnie na kontach i lokatach? W zasadzie to w tej sprawie wszystko już omówiłem w tekście „Co widać i czego nie widać”. Za prawdę powiadam Ci, że gdyby oszczędności nie pracowały to żaden bank nie płaciłby Ci od nich odsetek, w końcu bank to nie instytucja charytatywna, która płaci Ci za to tylko, że trzymasz w nim forsę. Bank te środki, przeznacza na kredytowanie, a więc owszem środki są inwestowane. Kredytobiorca biorąc na siebie ryzyko podejmuje inwestycję, a pożyczkę spłaca bankowi. Ponieważ oprocentowanie kredytów jest wyższe niż depozytów, bank zarabia na tej różnicy (czyli na tzw., marży), częścią tego zysku podzieli się Tobą w postaci odsetek od twoich oszczędności. Dostajesz dużo mniej, bo w końcu nie podjąłeś ryzyka jak kredytobiorca, ani bank który musi prawidłowo oceniać czy pożyczkobiorca będzie w stanie spłacić zobowiązanie. Ale oszczędności = inwestycje, nie tylko ze względu na politykę bankową, w końcu oszczędności można trzymać gdzieś indziej. Jednak wtedy również wzrost oszczędności pobudza inwestycje. Wzrost oszczędności prowadzi do obniżenie się preferencji czasowej (miary tego, w jakim stopniu aktualna satysfakcja jest bardziej pożądana od takiej samej satysfakcji w przyszłości), a to obniża stopy procentowe, czyli kredyty stają się tańsze. Do tego jako że oszczędzanie to nic innego jak odłożenie konsumpcji w czasie, przedsiębiorcy otrzymują sygnał że społeczeństwo zdecydowało się zmniejszyć konsumpcję i więcej oszczędzać. Postanawiają więc (przedsiębiorcy) zmniejszyć inwestycje w dobra konsumpcyjne a zwiększyć w dobra kapitałowe, inwestycje bardziej długofalowe, co pozwoli rozszerzyć produkcję. I oczywiście taka sytuacja jest korzystna, na tym właśnie polega rozwój, część kapitału zostaje odłożona i zainwestowana. Nie należy tego mylić z sytuację kiedy stopy procentowe spadły tylko na skutek zwiększenia podaży pieniądza przez bank centralny, a nie przez obniżenie się preferencji czasowej i wzrost oszczędności. Wówczas wiele inwestycji długoterminowych okazuje się być nietrafiona, a nadmiar inwestycji w sektor dóbr kapitałowych tworzy bańki spekulacyjne, co nieuchronnie doprowadzi do kryzysu finansowego. Więcej na ten temat mówi austriacka teoria cyklu koniunkturalnego. Płaca minimalna, socjal, „darmowa” służba zdrowia i edukacja – nie łykamy kitów Naczelnym argumentem za państwem „opiekuńczych” jest rzekome „pomaganie” biedniejszym, wyrównywanie nierówności społecznych i zapewnienie dostępu do darmowej edukacji i służby zdrowia. Zacznę od płacy minimalnej, za który chyba najczęściej się „krzyżuje” wolnorynkowców. Podobno ten „cudowny” wynalazek ma chronić zwykłych pracowników przed wyzyskiem bogatych biznesmenów. Przede wszystkim to ja nie wiem o jaki „wyzysk” chodzi? Takie poglądy jak „kapitaliści wyzyskują klasę robotniczą” to już obalał Eugen von Böhm-Bawerk dobre 150 lat temu. Przedsiębiorca oferuje pracę, którą można podjąć dobrowolnie, pracownik jednocześnie nie musi martwić się ryzkiem rynkowym, które bierze na siebie pracodawca, dzięki temu zarabia mniej ale bezpiecznej. Jest to prosta wymiana rynkowa. Przedsiębiorca przede wszystkim służy konsumentom, którzy mogą korzystać z dóbr i usług, nie musząc ich samemu tworzyć, to wspominany przeze mnie wcześniej podział pracy. Przedsiębiorca wzbogaca się wtedy i tylko wtedy jeśli w coraz większym stopniu przyczynia się do zaspakajania potrzeb społeczeństwa. Im więcej przedsiębiorczości tym lepiej dla wszystkich, rozszerzenie produkcji sprawia że mamy coraz większy i łatwiejszy dostęp do nowych dóbr na rynku. Im większa ich podaż, tym niższe ich ceny, a więc płace realne rosną. Rosną także dlatego że rośnie krańcowa produktywność pracy (krańcowa, czyli produktywność najmniej wydajnych pracowników), np. przez rozwój nowszych technologii, to co już kiedyś pisałem, pracownik piszący na komputerze jest znacznie wydajniejszy, niż kiedy pisze na maszynie do pisania. Co jest istotne, to jest to, że wyzysk nie jest opłacalny, dlatego niewolnictwo zawsze, wszędzie upadało. Człowiek z dostępem do maszyn, urządzeń, zyskuje znacznie więcej niż mając na usługi grupę niewolników, bo maszyny pracują przecież znacznie wydajniej niż ludzie. Więc pracownik raz że nie jest niewolnikiem, bo pracuje dobrowolnie, a dwa jego płaca realna na wolnym rynku rośnie, bo sam pracodawca jest zainteresowany w inwestowanie w jego produktywność, od tego zależy jego (pracodawcy) zysk. Ciągle postępująca produkcja zwiększa podaż dóbr, więc ceny spadają, co także sprawie że realne płace ciągle rosną. A co się dzieje gdy wprowadzamy płacę minimalną? Osoby o najmniejszych kwalifikacjach nie znajdują zatrudnienia, pracodawcy „wyceniają” ich pracę niżej niż każe ustawa i tak powstaje bezrobocie. Przypomnę krzywą popytu i podaży: W tym wypadku ceną jest płaca (cena pracy), podażą liczba osób, które chcą w danym okresie pracować za określoną stawkę płacy, a popytem zapotrzebowanie na pracę zgłaszane przez pracodawców. Wystarczy że rząd ustanowi płacę minimalną powyżej płacy rynkowej (ceny równowagi) tworzy się nadpodaż pracy, czyli nadpodaż osób chętnych do podjęcia pracy w danej branży za daną płacę, to są właśnie bezrobotni. Do tego weźmy pod uwagę klin podatkowy, żeby pracodawca mógł zatrudnić pracownika na etat za płacę minimalną 1750 zł brutto, musi wydać na niego 2112,95 zł, pracownik dostanie do ręki 1286,16 zł odjąć podatki pośrednie, resztę zakosi państwo. Że już nie wspomnę o tym, że ciągłe zwiększanie przez państwo podaży pieniądza, zwiększa inflację, ceny rosną, płace realne spadają, tak państwo „dba” o płace pracowników. Co do pomocy społecznej, służby zdrowia, edukacji. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na koszty utrzymania państwa: http://tomaszcukiernik.pl/o-mnie/wyjasnienie-licznika/ W 2008 r. przeciętny Polak płacił na utrzymanie państwa 1200 zł miesięcznie W 2009 było to już 1300 zł W 2010 - 1400 zł W 2011 - 1500 zł W 2012 - 1600 zł To dane dotyczące wszystkich Polaków (bezrobotnych, dzieci itd. też) A Polaka pracującego państwo kosztowało: W 2008 - 2750 zł (miesięcznie) W 2009 - 2950 zł W 2010 - 3200 zł W 2011 - 3590 zł W 2012 - 3770 zł Gdyby nie było wydatków publicznych, w 2012 r. każdy pracujący Polak byłby bogatszy średnio o prawie 3800 zł miesięcznie (wyższe zarobki i niższe ceny)! To tak jakby pracownik zarabiający średnią krajową, czyli ponad 2600 zł netto, zarabiał 6400 zł miesięcznie. Czy takie dodatkowe środki wystarczyłyby na prywatne ubezpieczenie zdrowotne, prywatną edukację dla dzieci, ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków czy np. od bezrobocia i na odkładanie czegoś na starość oceńcie sami. Co do osób potrzebujących, przede wszystkim byłoby ich mniej, wielu bezrobotnych znalazłoby pracę itd. Natomiast środków na pomoc byłoby więcej, bo ludzie więcej by zarabiali. Więcej pieniędzy to większa pomoc chociażby od własnej rodziny. Pomoc charytatywna mocno by się rozwinęła, co już było na przełomie XIX i XX wieku. Przypomnę tylko, że jeszcze 100 lat temu, w Wielkiej Brytanii, USA czy Australii, dzięki działaniu tzw. stowarzyszeń braterskich, dzienna płaca mogła wystarczyć na ubezpieczenie zdrowotne dla całej rodziny na cały rok. Państwo „opiekuńcze” też działa jako ubezpieczyciel, tyle że jest monopolistą, brak konkurencji oznacza że dąży do zwiększania kosztów przy niskiej jakości usług, do tego dokłada się fakt że państwowy monopolista, zysk czerpie z podatków, w ogóle nie zależy on od satysfakcji klientów, wszystko pieczętuje ustawa. Stąd kolejki do lekarzy, a pieniądze na pomoc społeczną czy emerytury idą w większym stopniu na budynki i pensje dla urzędników niż faktycznie uprawnionych i potrzebujących. Do tego państwo to taki ubezpieczyciel bez umowy, najpierw skasuje z kasy przez podatki, a potem „może” pomoże. Żeby coś dostać najpierw musisz zapłacić więcej, bo jeszcze trzeba opłacić pośrednika (urzędnika), a same koszty ściągalności podatków sprawiają że na każde pobrane 100 euro, potrzeba dodatkowego 2,45 euro. Krótka historia gospodarcza Szwecji Dla zwolenników „modelu skandynawskiego” krótka historia: Do połowy XIX wieku Szwecja była raczej biednym krajem. Daleko idące reformy wolnorynkowe w latach 60. XIX w. pozwoliły Szwecji na czerpanie korzyści z rozprzestrzeniającej się rewolucji przemysłowej. Pod koniec XIX wieku i na początku XX Szwecja widziała już, jak jej gospodarka dynamicznie się uprzemysławiała napędzana przez wielu szwedzkich wynalazców i przedsiębiorców. W tym czasie Szwedzi wprowadzili bowiem w życie nadzwyczajnie dużo nowych, innowacyjnych pomysłów, między innymi: dynamit Alfreda Nobla, łożyska wahliwe kulkowe Svena Wingquista (który wykorzystał to do stworzenia SKF); zawór słoneczny stworzony przez Gustava Dahléna (który dzięki temu stworzył firmę gazu przemysłowego — AGA); lodówkę absorbcyjną wynalezioną przez Baltazara von Platena (została potem użyta przez Electrolux). Ponadto, powstały niezliczone inne przedsiębiorstwa: wytwórcy samochodów — Volvo i Saab; firma telekomunikacyjna — Ericsson. W rzeczywistości, poza paroma wyjątkami, prawie wszystkie duże szwedzkie firmy rozpoczęły swoją działalność pod koniec XIX w. i na początku XX w. W 1932 r. socjaldemokraci doszli do władzy w obliczu wielkiego kryzysu. W rezultacie, podobnie jak FDR w Ameryce i Adolf Hitler w Niemczech, rozpoczęli poszerzanie władzy rządu nad gospodarką. Do 1932 r. wydatki rządowe w Szwecji były utrzymywane poniżej 10 proc. PKB, ale socjaldemokraci, pod przywództwem Pera Albina Hanssona, chcieli to zmienić i stworzyć ze Szwecji folkhem („dom ludu”) — termin, który szwedzcy socjaldemokraci zapożyczyli od włoskich faszystów. Nawet we wczesnych latach 50. XX w. Szwecja ciągle była jedną z najbardziej wolnorynkowych gospodarek na świecie, a wydatki rządowe w stosunku do PKB były niższe niż amerykańskie. Dopiero między 1950 a 1976 r. Szwecja doświadczyła rozrostu rządowych wydatków, które w stosunku do PKB wzrosły z 20 proc. w 1950 r. do ponad 50 proc. w 1975 r, co było bezprecedensowym wydarzeniem na tle świata w okresie pokoju. Praktycznie każdego roku podatki rosły, łącznie z powiększaniem się państwa opiekuńczego — nagłego wzrostu liczby publicznych urzędników i ciągle większego poziomu transferów budżetowych. Podczas 20 pierwszych lat nieustająca ekspansja rządu nie wywołała niekorzystnych skutków, Szwecja skorzystała na gwałtownym światowym wzroście, choć zaczęła spadać w porównaniach — wzrost wahał się na poziomie przeciętnej innych krajów. Zmieniło się to w latach 70., gdy Olof Palme z lewicowej Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej został premierem. Palme przyśpieszył socjalistyczne przemiany w Szwecji, nastąpił szybki wzrost regulacji szkodzących przedsiębiorstwom i gwałtowny wzrost podatku od płac. Wzrost tych podatków, razem ze wzrostem płac żądanym przez związki zawodowe, uczyniły szwedzkie przedsiębiorstwa wysoko niekonkurencyjnymi na światowych rynkach. Palme postanowił to rozwiązać poprzez dewaluację szwedzkiej korony. Wynikiem był nagły wzrost cen, który doprowadził do ponownych dewaluacji. Niezadowolenie społeczne, wywołane globalnym spowolnieniem, podwyżkami podatków, większą liczbą regulacji i rosnącą inflacją umożliwiło centroprawicy dojście do władzy w 1976 r., przerywając 44-letnie rządy socjaldemokratów. Centroprawicowe partie nie chciały jednak przeprowadzić bardziej radykalnych wolnorynkowych reform i sytuacja gospodarcza pogarszała się, wliczając w to cykl inflacji-dewaluacji. Natychmiast przeprowadzili 16-procentową dewaluację, która, jak deklarowali, miała być ostatnia. Każdy rząd zarzekał się tak przed każdą z poprzednich dewaluacji, wliczając w to 10-procentową dewaluację, którą centroprawicowy rząd przeprowadził rok wcześniej. Oczekiwania inflacyjne, a więc i związkowe żądania dotyczące płac, pozostawały bardzo wysokie. W 1985 r. rząd zdecydował się na deregulację kredytów bankowych. Podczas gdy ta reforma była niezbędna, aby poprawić alokację kapitału, to miała fatalne skutki uboczne. Po opodatkowaniu i uwzględnieniu inflacji, realne oprocentowanie było faktycznie ujemne. Spowodowało to ogromną ekspansję kredytową, która przyczyniła się do jeszcze poważniejszego wzrostu cen towarów konsumpcyjnych, a także wykreowała ogromna bańkę na rynku nieruchomości i giełdzie. Biorąc pod uwagę, iż kurs wymiany pozostawał stały, szwedzka konkurencyjność szybko została podkopana. Po tym jak Palme został zabity przez nieznanego zamachowca w lutym 1986 r., premierem został pragmatyczny Ingvar Carlsson. Zaniepokojony tym, że szwedzkie tempo wzrostu było relatywnie niskie, rząd Carlssona wdrożył szereg wolnorynkowych reform. Wśród nich pojawiło się zaprzestanie kontrolowania waluty w 1989 r. i reforma podatkowa, która znacznie zmniejszała marginalne stawki podatkowe (chociaż zmniejszyli liczbę ulg, łącznie z ulgami kredytowymi). Reformy te jednak nie uchroniły szwedzkiej gospodarki od kryzysu. Gdy gospodarka zaczęła znacznie zwalniać w 1990 r. po serii reform oszczędnościowych, inflacja cen dóbr konsumpcyjnych zwolniła. Dzięki połączeniu utrzymujących się wysokich stóp nominalnych, zmniejszonego opodatkowania zysków z kapitału (a z tym — obniżenie ulg kredytowych) i spadającej inflacji, realne stopy procentowe zaczęły rosnąć, a to pomogło w zakończeniu bańki spekulacyjnej na rynkach aktywów. Ponadto nastąpił nagły szok wywołany wahaniami cen ropy, gdy Saddam Husajn najechał Kuwejt, czemu towarzyszyło spowolnienie gospodarcze u kluczowych partnerów handlowych takich jak Stany Zjednoczone, Finlandia i Wielka Brytania. Rezultatem tego była recesja pod koniec 1990 roku. W końcu system stałych kursów wymiany upadł w listopadzie 1992 r. Dramatyczny wzrost stóp procentowych i głęboka recesja w tym samym czasie spowodowały ogromną liczbę nieściągalnych pożyczek, a to spowodowało, że prawie wszystkie ważne banki zbankrutowały (wyjątkiem był Handelsbanken, znany z ostrożności). Dopiero po tym, jak szwedzki rząd zobowiązał się do ratowania banków, niezależnie od potrzebnych pieniędzy, powszechne załamanie bankowe zostało zażegnane. Ostatecznie, szwedzka recesja była największą od czasów wielkiego kryzysu — PKB w 1993 r. było niższe o 5 proc. niż w 1990 r., zatrudnienie spadło o ponad 10 proc., a deficyt budżetowy wzrósł do ponad 10 proc. PKB. Szwecja spadła w światowym rankingu dochodu — pomiędzy 15. a 20. miejsce — i już swojej dawnej pozycji nie odzyskała. Po tym mocnym spowolnieniu gospodarczym Szwecja zaczęła radzić sobie o wiele lepiej — i to z wielu powodów. Spadek wartości korony pod koniec 1992 r. o 20 proc. był silnym bodźcem do zwiększenia eksportu, a wraz z mocno obniżonymi stopami procentowymi pomogło to w rozpoczęciu koniunkturalnego ożywienia pod koniec 1993 r. Co więcej, szereg wolnorynkowych reform wdrożonych przez Ingvara Carlssona i konserwatystę Carla Bildta (który był premierem od 1991 do 1994 r.) pomogły zwiększyć potencjał szwedzkiej gospodarki. Poza wspominanymi wcześniej obniżkami krańcowych stawek podatkowych i zniesionym systemem kontroli kursu waluty, zderegulowano pożyczki bankowe i znacząco obniżono inflację. Co więcej, sprywatyzowano kilka państwowych przedsiębiorstw i zniesiono regulacje w kilku kluczowych sektorach, w tym w handlu detalicznym, sektorze telekomunikacyjnym i przemyśle lotniczym. Dzięki tym zjawiskom oraz polepszającej się koniunkturze udało się zmniejszyć ogromne obciążenie, jakim były wydatki rządowe. Wszystko to pomogło Szwecji relatywnie polepszyć sytuację gospodarczą w odniesieniu do stagnacji w latach 70. i 80. i głębokiej recesji we wczesnych latach 90. To względne ozdrowienie zostało podchwycone przez socjaldemokratów i ich sympatyków ze Szwecji oraz spoza niej, którzy twierdzą, że to szwedzki model wysokich podatków i dużego państwa opiekuńczego doprowadził do tej sytuacji. Jednak w późniejszym okresie Szwecja ponownie skręciła w stronę socjaldemokracji, osłabiając potencjał swojej gospodarki. Do czasu aż w 2006 r. premierem został Fredrik Reinfeldt, wprowadzając szereg liberalnych reform: obniżono podatek od dochodów osobistych (w tym od najniższych dochodów ‒ z 30,7% do 17,1%), część podatku od wynagrodzeń obciążającego pracodawcę, podatek od dochodów przedsiębiorstw (z 28% do 26,3%), podatek od nieruchomości oraz zniesiono podatek od majątku (podatek spadkowy wycofano w 2005 r.). Dzięki rozsądnej polityce wydatkowej w latach 2006-2008 udało się wygospodarować całkiem pokaźną nadwyżkę budżetową, co z kolei przyczyniło się do zmniejszenia długu publicznego (rządowego) z 45,7% PKB w 2006 r. do 38,3% PKB w 2008 r. Dzięki temu Szwecji udało się przejść przez kryzys 2008 bez większego szwanku. Niestety ostatnimi czasy kraj ten ponownie skręcił na lewo. Więcej na temat pod linkami: http://mises.pl/blog/2014/01/14/karlsson-szwedzki-mit/ http://mises.pl/blog/2010/10/02/chrupczalski-nowe-oblicze-szwecji/
  16. http://nowymarketing.pl/d/3261,hejtstop-ryjkuzniara - widzę że duzo moich znajomych na pejśbuczku udostepnia i się podnieca, trzeba będzie ich usunąć. Nóż w kieszeni mi się otwiera jak widzę te wszystkie kampanie antyhejtowe - ale jak media robią hejt na każdym kroku i plują na wszystko co Polskie a Marsz Niepodległości nazwali marszem ksenofobicznych narodowców, a każdy kto ośmieli się mieć inne poglądy niż lewicowe to homofob, antysemita, faszysta itd. - to jest zajebiście Weźcie coś skomciajcie bo nie wytrzymię. Idę po relanium
  17. Przeraża mnie dyletanctwo kobiet z zakresu elementarnej ekonomii. One nie rozumieją na czym polega proces zarabiania, gromadzenia kapitału, inwestowania, oszczędzania, gry na giełdzie. One chcą tylko wydawać i bez ograniczeń konsumować, nie rozumiejąc podstawowych mechanizmów rynkowych. Oczywiście większość z nich jest za socjalizmem, państwowym interwencjonizmem, państwową edukacją, służbą zdrowia i państwem opiekuńczym... bez komentarza.
  18. Co prawda jako libertarianin i Austriak (w sensie zwolennik Austriackiej Szkoły Ekonomii, nie Austriak z pochodzenia) popieram prakseologię jako metodologię badań ekonomicznych i uważam że nie można samą statystyką i badaniem historii udowodnić lub obalić ekonomiczną prawidłowość. Ale warto mimo wszystko spojrzeć jak to wygląda w praktyce, to dobry kontrargument na zarzuty typu „jesteś teoretykiem, a życie to real”. Pozwolę sobie więc dziś w celach czysto informacyjnych przekazać liczne, zebrane przeze mnie wraz z solidnymi źródłami przykłady powodzeń rozwiązań wolnorynkowych na przestrzeni wielu lat. „Propagandę” czas zacząć. Przykład pierwszy: XIX wiek – epoka zachodniego dobrobytu Zaczynam z grubej rury podając mocno kontrowersyjny przykład. Otóż po pierwsze ta epoka, którą się dziś straszy to epoka największego skoku cywilizacyjnego jaki wydział świat. Powstały w niej praktycznie wszystkie największe wynalazki znane człowiekowi: kuchenka gazowa, parowóz i kolej, szybowiec, gaśnica, rower, rewolwer, silnik spalinowy i elektryczny, soczewka, cement, aparat fotograficzny, zapałki, maszyna do pisania, karabin maszynowy, kosiarka, elektryczność, żarówka, mikrofon, czajnik, aspiryna, telefon, rentgen, samochód, samolot, czy radio. Po drugie na przykładach Wielkiej Brytanii i USA gdzie panował najbardziej „dziki kapitalizm” jaki ludzkość poznała, wbrew socjalistycznej propagandzie nastąpiło znaczne podniesienie się standardu życia wszystkich obywateli. Na początek taki suchy fakt, bardzo często pomijany w opinii publicznej: pierwsze związki zawodowe w Wielkiej Brytanii, powstałe przed działaniami Bismarca, Disraeliego czy Marksa popierały leseferyzm, jako że to był to system, na którym robotnicy zyskiwali jako pracownicy w postaci lepszych zarobków i poprawiających się warunków pracy oraz jako konsumenci w postaci dostępności tanich i coraz bardziej różnorodnych produktów do nabycia. [Źródło: Murray Rothbard, „O nową wolność. Manifest Libertariański”]. Nie wiedziałeś o tym? No patrz, a tak było przez cały wiek XVIII i większość wieku XIX. Ale idźmy dalej: W XIX wieku Wielka Brytania dzięki liberalizmowi gospodarczemu przeżywała niebywały rozwój: wzrost gospodarczy był szybki. Zdecydowanie wzrósł standard życia przeciętnego obywatela wraz z nim rosła liczba ludności. Wielka Brytania zaś rosła w siłę i znaczenie w otaczającym ją świecie. Wszystko to działo się przy zmniejszających się wydatkach rządowych liczonych udziałem w dochodzie narodowym: od blisko jednej czwartej dochodu narodowego na początku wieku dziewiętnastego do około jednej dziesiątej w jubileuszowym roku królowej Wiktorii, 1897, kiedy Wielka Brytania znalazła się u szczytu swej potęgi i chwały. Do eksplozji gospodarczej doprowadziła polityka silnego pieniądza, niskich podatków, wolnego handlu oraz minimalnego poziomu wydatków (wydatki publiczne brutto Wielkiej Brytanii jako procent PKB spadły z 27,1% w 1811 roku do 7,3% w 1891 roku) i regulacji rządowych przyniosła bogactwo i wzrost poziomu życia. Na przykład od 1832 roku w Anglii bez specjalnych zezwoleń wolno było zakładać firmy, a od 1844 roku wymagana była tylko rejestracja, przebiegająca w sposób automatyczny. Minister finansów William Gladstone zmniejszał systematycznie podatki od dochodu z początkowych 4% w 1861 roku do 1,7% w 1866 roku. Mimo zmniejszenia stopy podatkowej dochody państwa z podatków były zwykle większe (krzywa Laffera) niż się spodziewano. Pomimo trzech lat nieurodzaju w rolnictwie, cała gospodarka rosła na tyle szybko, że w 1864 roku uzyskano nadwyżkę dochodów o 3,7 miliona funtów, co pozwoliło na kolejną obniżkę stopy podatkowej w następnych latach. Ostatni rok Gladstone’a jako kanclerza skarbu w 1866 roku przyniósł nadwyżkę 2 milionów funtów, za rządów Gladstone, w ciągu pięciu lat osiągnięto nadwyżkę budżetową równą 17 milionów, pomimo obniżenia podatków o 12 milionów funtów. Tempo bogacenia się Brytyjczyków w XIX wieku było wysokie i wcześniej niespotykane: przeciętna stopa wzrostu w wysokości 2% rocznie, utrzymywana w Wielkiej Brytanii od 1780 do 1914 roku uczyniła z tego małego kraju światowe mocarstwo. W ślad za rozwojem gospodarczym poszedł bowiem niezmiernie ważny rozwój polityczny i moralno-kulturalny, włącznie z rozkwitem indywidualnych możliwości, sztuki i działalności charytatywnej. Należy dodać, że w latach 1815-85 produkcja, w zależności od towaru wzrosła od 10 do 50 razy. Na rynkach takich produktów jak węgiel, stal, wełna czy bawełna, Wielka Brytania całkowicie zdominowała świat. Niewielka populacja niewielkiej wyspy wytwarzała bogactwo i zapieniała poziom życia, o jakich poprzednie generacje nie mogły nawet śnić. Po raz pierwszy w historii świata robotnicy i najemni pracownicy rolni mieli do swej dyspozycji towary i usługi, którymi niewiele wcześniej cieszyć się mogli tylko najbogatsi. Dochód narodowy Wielkiej Brytanii wzrósł w XIX wieku siedmiokrotnie. Co więcej, indeks cen towarów konsumpcyjnych spadł w tym okresie o 57%. Produkcja na głowę, wyrażona w cenach stałych, wzrosła z 12,9 funta w 1801 roku do 52,5 funta w 1901 roku, co oznacza czterokrotny wzrost. W ostatnich 25 latach XIX wieku produkcja na głowę podwoiła się. Było to możliwe dzięki ogromnym inwestycjom. W 1870 roku Anglia wytwarzała 32% światowej produkcji przemysłowej. Jak to przekładało się na życie „zwykłych obywateli”? W drugiej połowie XIX wieku płace gwałtownie wzrosły a ceny stopniowo spadały (deflacja). Realny dochód na głowę wzrósł niemal dwukrotnie. Poziom życia robotników w drugiej połowie XIX wieku wzrósł o 100%. Szybki rozwój gospodarczy powodował proporcjonalnie szybszy wzrost dochodów rodzin o niższych dochodach niż rodzin o wyższych dochodach, szczególnie że te pierwsze nie płaciły podatku dochodowego. Niskie cła, spadające ceny detaliczne i rosnące płace sprawiały, że ludzie coraz lepiej się odżywiali. Według Michaela Novaka “gospodarka rynkowa doprowadziła do bezprecedensowego wzrostu rzeczywistych dochodów ludzi ubogich”. Autor pisze, że “w Wielkiej Brytanii płace realne podwoiły się między rokiem 1800 a 1850 i powtórnie, między 1850 a 1900. Ponieważ w tym czasie nastąpił czterokrotny wzrost liczby ludności, całkowity wzrost w ciągu jednego stulecia wyniósł 1600%”! Dzięki XIX-wiecznemu liberalizmowi gospodarczemu “to, co kiedyś było luksusem dostępnym dla nielicznych, stało się elementem codziennej rzeczywistości posiadanym prawie przez wszystkich”. Dawid Friedman twierdzi, że “podczas XIX wieku warunki życia klas pracujących polepszyły się: śmiertelność spadła; oszczędności pracowników wzrosły; konsumpcja przez robotników takich luksusów jak herbata i cukier wzrosła; godziny pracy zmniejszyły się.” Średnie bezrobocie w Wielkiej Brytanii i USA w latach 1881-1920 wynosiło 4,6%. Źródło powyższych informacji: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-historyczne/xix-wieczny-kapitalizm-w-wielkiej-brytanii/ A teraz czas na XIX-wieczne Stany Zjednoczone: Między 1865 a 1915 rokiem liczba ludności w USA rosła średnio o ponad 2% rocznie – przez co populacja zwiększyła się z 35 milionów w 1865 r. do 101 milionów w 1915 r. Jednocześnie jeszcze szybciej rosła siła robocza - z 12 do 40 milionów. Źródeł tego wzrostu było kilka. Wymienić tu należy przede wszystkim bardzo wysoką dzietność, szacuje się, że wskaźnik urodzeń przekraczał 40 na 1000 osób w latach 70. XIX w.; później spadał, lecz ciągle przed I wojną światową wynosił około 30 na 1000 osób – w Polsce jest obecnie około 10 urodzeń na 1000 osób, spadającą śmiertelność i napływ imigrantów (napływ netto imigrantów ocenia się w tym czasie na około 20 mln osób. Ludzie żyli także coraz dłużej. Według danych dla Massachusetts (gdzie istnieją wiarygodne szacunki) w 1855 r. oczekiwana długość życia przy urodzeniu wynosiła 40 lat. U progu I wojny światowej było tu już więcej niż 50 lat. Lata 1865-1914 były dla amerykańskiej gospodarki bardzo pomyślne. Wedle szacunkowych danych Produkt Narodowy Brutto rósł w tych latach średnio o ponad 4%, przez co w interesującym nas okresie wzrósł mniej więcej ośmiokrotnie. Jeśli ten wynik skorygujemy o wzrost ludności, to okaże się, że PNB per capita rósł średnio o około 2% rocznie, dzięki czemu przed wybuchem I wojny światowej odczyt tego wskaźnika był mniej więcej 3 razy wyższy niż po wojnie secesyjnej. Wzrost gospodarczy szedł przez długi czas w parze ze spadającymi cenami. Ta deflacja przybierała w niektórych dekadach dość wysokie wartości. Na przykład w latach 70. XIX w. indeks cen konsumpcyjnych spadł o prawie 30%. Nie przeszkodziło to jednak w żaden sposób w rozwoju gospodarki – ta dekada odznaczała się wyjątkowo wysokim wzrostem realnego PNB per capita – średnio prawie 3% rocznie. W przeciągu 50 lat (druga poła XIX wieku), które są obiektem naszego zainteresowania realne płace wzrosły ponad dwukrotnie, co oznacza, że średnio rocznie zwiększały się o prawie 1,5%. Choć taka wartość może wydawać się niezbyt imponująca, to warto zauważyć, że przez kolejne 100 lat realne płace rosły znacznie wolniej, tj. średnio ok. 0,8% rocznie. Widzimy zatem, że okres dzikiego kapitalizmu w USA z tego punktu widzenia wydaje się wyjątkowo korzystny dla robotników. To nie wszystko – nie dość, że płace były coraz wyższe, to pensje otrzymywano za coraz mniej godzin pracy. Nie dysponujemy jedną ciągłą serią danych na ten temat dla całego okresu, który nas interesuje, ale różne szacunki, wskazują, że o ile w latach 1860-1870 tydzień pracy mógł wynosić od 61 do 66 godzin pracy, to w 1914 r. było to od 50 do 55 godzin. Możemy więc powiedzieć, że pomiędzy wojną secesyjną a I wojną światową płace wzrosły dwukrotnie, podczas gdy czas pracy skrócił się o jedną szóstą. Co znamienne, redukcja czasu pracy była wynikiem konkurencji o pracowników, a nie legislacji. Pierwsze w pełni obowiązujące restrykcje dotyczące czasu pracy pojawiły się w Massachusetts w latach 70. XIX w. Dotyczyły one jednak jedynie kobiet i ustalały maksymalny dzienny czas ich pracy na 10 godzin (przy sześciodniowym tygodniu pracy oznaczało to 60 godzin tygodniowo). W następnych latach kolejne stany wprowadzały podobne regulacje dotyczące głównie kobiet i dzieci, jednak w 1910 roku te restrykcje obejmowały ciągle jedynie 7% siły roboczej – nie można więc wyjaśnić tak znacznego skrócenia tygodnia pracy działaniami polityków. Źródło powyższego: http://mises.pl/blog/2015/01/27/benedyk-dziki-kapitalizm-w-stanach-zjednoczonych/ Przykład drugi: Opieka zdrowotna niemal całkowicie w rękach prywatnych jeszcze na początku XX wieku w USA, Wielkiej Brytanii i Australii W późnym dziewiętnastym i wczesnym dwudziestym wieku, jednym z podstawowych źródeł opieki zdrowotnej i ubezpieczeń zdrowotnych dla biedoty robotniczej w Wielkiej Brytanii, Australii i Stanach Zjednoczonych było stowarzyszenie braterskie. Stowarzyszenia braterskie („stowarzyszenia przyjaciół” w Wielkiej Brytanii i Australii) były dobrowolnymi organizacjami pomocy wzajemnej. Jeszcze tak niedawno, jak w 1920, ponad jedna czwarta wszystkich dorosłych Amerykan była członkami stowarzyszeń braterskich. (W Wielkiej Brytanii i Australii ta liczba była jeszcze wyższa). Zasady kierujące stowarzyszeniami były proste. Grupa ludzi z klasy robotniczej formowała zrzeszenie (albo dołączała do lokalnej gałęzi, albo „loży” albo istniejącego zrzeszenia) i wpłacała comiesięczne opłaty do kasy; poszczególni członkowie mogli później czerpać z zebranych środków w razie potrzeby. Stowarzyszenia służyły więc jako rodzaj samopomocowej firmy ubezpieczeniowej. Lekarz otrzymywał z góry regularną pensję, zamiast pobierania opłat za wizytę; członkowie płacili coroczną opłatę i korzystali z usług lekarza, gdy zachodziła taka potrzeba. Jeśli usługi medyczne nie spełniały wymagań, potrącano karę z pensji lekarza, a kontrakt mógł nie zostać odnowiony. Członkowie lóż podobno zasmakowali w stopniu kontroli, jaki ten system dawał klientom. A tendencja, by zbyt często korzystać z usług lekarza była utrzymywana w ryzach przez „samokontrolę” stowarzyszeń; członkowie loży, którzy chcieli uniknąć przyszłych wzrostów składek byli zmotywowani, by pilnować, czy inni członkowie nie naginają systemu. Szczególnie imponujący był niski koszt tych usług. Na przełomie wieków, średni koszt „praktyki lożowej” dla pojedynczego członka mieścił się między jednym a dwoma dolarami rocznie. Dzienna płaca mogła opłacić opiekę zdrowotną na rok. Źródło: http://liberalis.pl/2007/09/22/roderick-t-long-jak-panstwo-rozwiazalo-kryzys-sluzby-zdrowia/ oraz można o tym także poczytać w książkach: David Boaz, „Libertarianizm” Tom Palmer, „Państwo opiekuńcze – kosztowne złudzenie.” Przykład trzeci: Reformy Ludwiga Erharda w powojennych Niemczech Ludwig Erhard jako minister gospodarki w latach 1949-1963 i kanclerz RFN w latach 1963-1966 przeprowadził szereg reform dzięki którym Niemcy Zachodnie stały się prawdziwą potęgą gospodarczą, czego skutki zresztą widać do czasów dzisiejszych. Jego głównie reformy to: Reforma pieniężna – zdławienie hiperinflacji poprzez redukcję podaży pieniądza o 93%, zastąpienie marki Rzeszy (RM) na markę niemiecką (DM) Zniesienie kartek na żywność, uwolnienie cen Uwolnienie płac, osłabienie roli związków zawodowych Ograniczenie wydatków rządowych W efekcie ceny zaczęły spadać, równocześnie spadło bezrobocie i wzrosły płace. „Cud gospodarczy” zwany (Wirtschaftswunder) rozwiązał też problem bezrobocia wśród milionów przesiedleńców oraz uciekinierów z NRD. Erhard prowadził politykę ograniczania wydatków budżetowych, co skutkowało nadwyżką budżetową. Równocześnie dzięki otwarciu się rynków bardzo szybko rósł eksport. Niemcy w pierwszym dziesięcioleciu po wprowadzeniu reformy rozwijały się w tempie 7% rocznie. Marka niemiecka stała się jedną z najstabilniejszych walut na świecie. Nurt reprezentowany przez Erharda zwany był ordoliberalizmem. Źródła: http://blogpress.pl/node/5531 https://pl.wikipedia.org/wiki/Wirtschaftswunder Przykład czwarty: reformy Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii Jak pisałem na samym początku dzięki rewolucji przemysłowej i XIX-wiecznemu kapitalizmowi Wielka Brytania stała się największą potęgą gospodarczą na świecie. XX wiek nie był już jednak dla niej tak łaskawy, po I wojnie światowej jej pozycja wyraźnie osłabła, po II wojnie światowej również nie było lepiej. W latach 70-tych kiedy ostatecznie upadła dominująca wówczas doktryna keynesizmu angielska gospodarka była w opłakanym stanie. Kraj był praktycznie całkowicie sparaliżowany przez falę strajków kierowanych przez związki zawodowe. Produkcja przemysłowa spadła do takiego poziomu, jakby Brytyjczycy pracowali zaledwie 3 dni w tygodniu. Najbardziej uciążliwe okazały się protesty kierowców ciężarówek, którzy domagali się podwyżki o 25%! Związki zawodowe czuły się niezwykle silne. Organizowano wtórne pikiety tzw. secondary pickets, które polegały na tym, że blokowano dostępy do zakładów, które nie chciały protestować. Powstał wielki ruch protestacyjny, który skupiał ludzi pracujących w służbach publicznych od grabarzy po pracowników pogotowia. Dochodziło do dantejskich scen a ulice były pełne śmieci na skutek strajku służb porządkowych. Czara goryczy przelała się gdy pewien członek związku zawodowego NUPE (National Union of Public Employees), zablokował wejście do szpitala, aby uniemożliwić przyjmowanie pacjentów i wycedził do kamer co sądzi o losie chorych - „niech sobie umierają!”. (ach ta empatia socjalistów). I wtedy ogarnąć sytuację postanowiła nowo wybrana Pani premier Margaret Thatcher. Stanowisko pełniła w latach 1979-1990. Gabinet Pani Thatecher zajął się reformą związków zawodowych, która polegała na osłabieniu dominującej pozycji „baronów związkowych” i oddaniu tych struktur w ręce „zwykłych pracowników”. Zakazano blokowania niepikietujących zakładów pracy i ograniczono przymus należenie do związków (closed shop). Pozostałe reformy: Radykalne ograniczenie wydatków rządowych Uwolnienie kursu funta, walka z inflacją Prywatyzacja wielu państwowych przedsiębiorstw Liczne deregulacje, uwolnienie przedsiębiorczości Mocne cięcia świadczeń socjalnych Reformy przyniosły pozytywne długofalowe skutki, Wielka Brytania ponownie odzyskała swoją świetność, stając się jednym z najbogatszych państw w Europie na świecie Źródła: http://www.mojeopinie.pl/jak_margaret_thatcher_wygrala_ze_zwiazkami_zawodowymi,3,1242385849 http://histmag.org/Margaret-Thatcher-tajfun-reform-7896;1 Przykład piąty: Szwajcarii droga do bogactwa Jeszcze jakieś 200 lat temu Szwajcaria była biednym, małym krajem. W dodatku Szwajcarzy uchodzili za wyjątkowo głupich ludzi, nawet Polacy się z nich śmiali, twierdząc że przyczyną ich głupoty jest brak morskiego powietrza. Dzisiaj Szwajcarzy są najbogatsi na świecie. Statystyczny obywatel ma majątek wart prawie pół miliona dolarów, czyli ok. 1,5 miliona złotych. Droga do bogactwa wiodła przez nic innego jak kapitalizm pełną gębą, a konkretnie: -Brak prawa patentowego przez wiele lat – aż do 1888 r. kiedy wprowadziła tylko możliwość patentowania wynalazków, które można było przedstawić w postaci „mechanicznych modeli”). Celowo nie wprowadzono patentów na chemiczne i farmaceutyczne technologie, ponieważ Szwajcarzy wówczas masowo kopiowali je z Niemiec, które były w nich światowym liderem. Bezpośrednim powodem wprowadzenia prawa patentowego, w 1907 r., była zresztą groźba sankcji handlowych właśnie ze strony Niemiec -Wolny handel - Na przykład w 1875 r. przeciętne cło na produkty przemysłowe wynosiło w Szwajcarii zaledwie 4-6% podczas gdy w USA sięgało 40-50%. Groźba importu tańszych i lepszych produktów z zagranicy mobilizowała producentów do ciągłego poprawiania jakości i obniżania cen. -Wolne granice - Obecnie władze szacują, że 22%. mieszkańców Szwajcarii urodziło się za granicą. To najwyższy odsetek na świecie, prawie dwukrotnie wyższy niż w USA. A jeszcze w 1860 r. tylko 5% . Szwajcarów stanowili emigranci. W 1910 r. odsetek ten wynosił już 15%. Dlaczego to takie istotne? Otóż wśród emigrantów było mnóstwo przedsiębiorców. Na przykład Henri Nestlé, założyciel słynnego koncernu spożywczego Nestlé, był Niemcem. Z kolei współzałożycielem znanego koncernu produkującego luksusowe zegarki, Patek Philippe & Co, był polski emigrant Antoni Patek, który w 1839 r. rozpoczął produkcję czasomierzy w Genewie. -Decentralizacja władzy – podział na 26 kantonów i 2890 gmin, z bardzo szeroką autonomią, każdy kanton ma lokalny parlament, własną konstytucję, lokalne sądy, policję, prokuraturę, a jeszcze do połowy XIX wieku kantony były samodzielnymi mini-państwami, z własnymi armiami i własną walutą -Tajemnica bankowa -Mocna Waluta, frank Szwajcarii, który aż do 2000 r. był oparty na złocie (od czego odeszło większość państw już po I wojnie światowej), -Swoboda działalności gospodarczej, niskie podatki, rywalizacja między kantonami w polityce podatkowej -Neutralność, brak angażowania się w wojny i konflikty zbrojne Źródło: http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/sekret-bogactwa-szwajcarii/ Przykład Szósty: Liechtenstein, najbardziej liberalny kraj na świecie Liechtenstein to mały kraj, nie bierze się go więc pod uwagę w różnych statystykach, ale to właśnie on jest najbardziej wolnościowym miejscem na ziemi. Kwestie prawne i gospodarcze są mocno zbliżone do Szwajcarii (podobne stawki podatkowe etc.) więc żeby nie powtarzać pewnych rzeczy dodam że od Szwajcarii różni głównie tym że to jedyny kraj na świecie powstały całkowicie pokojowo, przez zakup ziemi przez rodzinę Liechtensteinów, niezapłacenie podatku nie jest tu przestępstwem, a tylko wykroczeniem, a każda gmina ma prawo do secesji. Źródło i przy okazji świetna analiza: http://www.legitymizm.org/wolnosc-dobrobyt-liechtenstein Przykład Siódmy: Chile pod rządami Augusto Pinocheta Najpierw dla porównania dzieło poprzednika u władzy. Wystarczyły trzy lata rządów prezydenta-komunisty Salvadora Allende (1970-73), by doprowadzić gospodarkę do ruiny: “Allende obejmował kraj z 23-procentową inflacją. Dzięki “reformom” socjalistycznym w ciągu kilku miesięcy zamieniła się ona w hiperinflację 750%. W bogatym (niegdyś) Chile pojawił się głód. Słynny był tzw. Marsz Pustych Garnków, gdy głodni mieszkańcy Santiago wyszli na ulice, tłukąc pustymi garnkami o bruk stolicy”. Deficyt budżetowy wynosił 27% produktu krajowego. Gratulujemy! Teraz czas na dzieło Pinosia: Prowadzony przez młodych wolnorynkowych ekonomistów (kierujących się głównie poglądami Miltona Friedmana) rząd Pinocheta sprywatyzował niemal całą gospodarkę – począwszy od spółdzielni rolniczych po fabryki, skończywszy na systemie emerytalnym. Życzliwie odnosił się do zagranicznych inwestycji oraz wyeliminował protekcjonistyczne bariery handlowe, zmuszając tym samym chilijski biznes do konkurowania na równej stopie z importem, lub w przeciwnym razie zaniechania mało wydajnej działalności. Reformy były spójne i drastyczne. Zlikwidowały "okopaną" protekcjonizmem handlowym i subsydiami grupę, której potęga polityczna jak i ekonomiczna wywodziła się właśnie z tych źródeł. Od wprowadzenia reform rynkowych, w środku lat 70., gospodarka rosła w tempie 7% rocznie, zwiększając dochód per capita 16-milionowego Chile do ponad 10 000 dolarów – czyniąc tym samym obywateli tego kraju najzamożniejszymi w Ameryce Płd. Obecnie poniżej progu ubóstwa żyje 13,3% ludności Chile; w Brazylii jest to odpowiednio 31%, a w Boliwii 62%. W tym tempie rozwoju, i z tymi warunkami demograficznymi Chile stało się najzamożniejszym krajem Ameryki Łacińskiej. Oczywiście jako że generał Pinochet był dyktatorem jego osoba pozostaje mocno kontrowersyjna. Aczkolwiek prawda jest taka że przeszło połowę z około 3 tys. ofiar reżimu stanowili komunistyczni zbrodniarze, a sam Pinochet bądź co bądź uratował być może nawet miliony ludzi, którzy mogli paść z głodu jak w ZSRR gdyby Allende dalej sobie budował komunizm. Tymczasem Ameryka Południowa doczekała się o wielu krwawszych dyktatorów, o których jakoś cichutko w mediach. Np. argentyński dyktator Jorge Rafael Videla, miał na sumieniu 20 tys. ofiar, w tym wyjątkowo brutalne porwania, tortury i morderstwa dokonywane na młodzieży licealnej w tzw. Nocy ołówków czy Alfredo Stroessner, paragwajski dyktator pod którego rządzami zamordowano tysiące ludzi, a jego tajna policja polityczna była szkolona przez byłych hitlerowskich zbrodniarzy, którym udzielił azylu, wśród nich był sam dr Mengele. Dlaczego więc to właśnie Pinocheta lewica obrała sobie jako okrutnika numer jeden? Dlatego że w porównaniu z innymi dyktatorami dokonał największej według socjalistów zbrodni, czyli wprowadzenia kapitalizmu i uczynieniu swojego kraju bogatym. Źródła: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-historyczne/chile-za-rzadow-pinocheta/ https://pl.wikipedia.org/wiki/Chilijski_cud Przykład Ósmy: Singapur, w 50 lat z kraju trzeciego świata do potęgi gospodarczej Od odzyskania niepodległości przez Singapur w 1963 r., w tej niegdyś małej angielskie kolonii PKB na mieszkańca zwiększył się osiemdziesięciokrotnie i obecnie wskaźnik jest wyższy niż w Wielkiej Brytanii. Od czterech dekad Singapur odnotowuje nieprzerwanie wzrost gospodarczy. W rankingu konkurencyjności World Economic Forum na lata 2013-2014 Singapur znalazł się na drugim miejscu (dla porównania Polska jest na 42. pozycji). Bezrobocie zamyka się w granicach 3%, korupcja prawie nie istnieje, a 17,1% mieszkańców stanowią milionerzy, co daje największy odsetek milionerów na świecie przebijając Szwajcarię a nawet Katar i Kuwejt. Co prawda gospodarka Singapuru jest nieco skomplikowana, państwo ingeruje np. w politykę mieszkaniową. Jednak podstawą sukcesu jest bardzo liberalna gospodarka. Firmę można założyć tu w 15 minut, dywidendy są zwolnione od podatków. Nowe firmy (start-upy) mogą się także cieszyć zwolnieniem z opłat na maksymalnie 3 lata, jeśli ich zysk w tym okresie nie przekroczy 100 tys. dol. Identyczne ulgi dotyczą osób zarabiających najmniej – do 20 tys. dol. rocznie. VAT wynosi zaś 7% a stawki podatku dochodowego wahają się od 0%, 3,5% do max 20%. Kraj cieszy się też najlepszą i najtańszą służbą zdrowia (leczenie dwa razy tańsze niż w Skandynawii), która jest w największym w tej chwili stopniu w rękach prywatnych na świecie. Źródła: http://forsal.pl/artykuly/731102,singapur-pkb-na-mieszkanca-wzrost-gospodarczy-2013.html http://www.luxlux.pl/artykul/tu-zyje-najwiecej-milionerow-22377 http://www.spidersweb.pl/2014/11/sukces-singapuru.html http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/singapur-ma-najlepsze-i-najtansze-leczenie/ Przykład dziewiąty: Nowa Zelandia, powrót króla (kapitalizmu) W 1950 roku Nowa Zelandia plasowała się na liście jako jeden z najbogatszych krajów świata – z relatywnie wolną gospodarką oraz silną protekcją przedsiębiorczości i własności. Wtedy to, pod rosnącym wpływem idei państwa opiekuńczego, które kwitły w Brytanii, Stanach i większej części zachodniego świata – Nowa Zelandia wzięła ostry zakręt w lewo. Kolejne 20 lat przyniosło socjalizm – żniwo wielkiego rządu i ekonomicznego niepokoju. Nowozelandczycy poczuli się ofiarami wygórowanych ceł, masowych rolnych dotacji, olbrzymiego długu publicznego, chronicznych deficytów budżetowych, rosnącej inflacji, 66-cio procentowego podatku dochodowego oraz rozbudowanego państwa opiekuńczego. W tamtych latach rząd centralny był zaangażowany w praktycznie każdy aspekt życia ekonomicznego. Zmonopolizował on kolej, telekomunikację i biznes elektryczny. Jedyną rzeczą, która kwitła w latach 1975-83 było bezrobocie, podatki i wydatki rządu. W obliczu niekończącej się listy programów państwowych, niespełniających swojego zadania i zaglądającej w oczy ruiny ekonomicznej, w 1984 roku nowozelandzcy politycy zaangażowali się w coś, co Organizacja Ekonomicznej Kooperacji nazwała "najobszerniejszym programem liberalizacji ekonomicznej, kiedykolwiek przedsięwziętym w rozwiniętym kraju". Wszelkie dotacje rolnicze zostały wstrzymane w ciągu dwóch lat. Cła zostały obcięte o 2/3 prawie natychmiastowo i w miarę upływu czasu były ciągle zmniejszane. Dziś, przeciętna nowozelandzka stopa ceł wynosi 3,2% - co w rzeczywistości oznacza jednostronny wolny handel. W gruncie rzeczy, ponad 90% wszystkich importowanych towarów wkracza do kraju kompletnie wolnych od jakiegokolwiek kontyngentu, cła czy innych restrykcji. Podatki zostały gwałtownie obcięte. Górna granica wynosi obecnie 33%, czyli połowę tego co było w czasie, gdy motłoch wielkiego rządu znajdował się u władzy. Przeciętny podatek dochodowy wynosi obecnie 21,5%. W ogóle natomiast nie istnieje podatek od majątku i podatek obrotowy. Od 1984 roku rząd nowozelandzki zaangażował swoje wysiłki w masową prywatyzację sprzedając 22 państwowe przedsiębiorstwa. Największym sukcesem okazała się sprzedaż Telecom NZ. Przed prywatyzacją firma ta chełpiła się zatrudnieniem 26 500 pracowników, z których większość nie wykonywała żadnej pracy. Wyszczuplona, zmodernizowana i w prywatnych rękach firma ta zatrudnia obecnie 9 300 pracowników i po raz pierwszy współzawodniczy z takimi firmami jak MCI i Bell South (telefony komórkowe). W 1984 roku siła robocza w sektorze publicznym sięgała 88 000 zatrudnionych. W 1996 roku, po najbardziej radykalnej redukcji rządu liczba ta spadła poniżej 36 000 (59% procentowa redukcja). Regulacje rządowe zostały również usunięte z krajowego systemu bankowego. Dziś, nawet zagraniczne banki są mile widziane. Amerykanie, którzy przyzwyczaili się do tego, że rząd gwarantuje im depozyt bankowy mogą poczuć się zszokowani na wieść, że w Nowej Zelandii rząd centralny nie narzuca żadnego ubezpieczenia depozytowego. W zamian za to banki zapewniają publiczne ujawnienie ich stanu finansowego oraz ubezpieczenie na otwartym rynku. Szczególnie uderzające jest to, co Nowozelandczycy zrobili, aby zmienić politykę pracy. William Eggers z Reason Foundation określa to jako "najbardziej agresywne i daleko idące deregulacje rynku pracy w świecie". Obowiązkowa przynależność związkowa została zniesiona, tak jak i monopole związkowe nad rynkami pracy. Pozbawieni szczególnych przywilejów, które kiedyś pozwalały im na szantaż ekonomiczny, dziś związkowcy posiadają taki sam status, jak każda inna prywatna, ochotnicza organizacja. W efekcie kraj nie dość że zaczął się dynamicznie rozwijać, stał się też najmniej skorumpowanym państwem na świecie. Źródło: http://www.kapitalizm.republika.pl/nowozrew.html Przykład dziesiąty: Saakaszwilii jego ultraliberalne reformy na Gruzji Do rewolucji róż w 2003 r. Gruzja była typowym postsowieckim państwem, skorumpowanym, biednym, słabym instytucjonalnie i mocno socjalistycznym. Po objęciu rządów przez Micheila Saakaszwilego Gruzja niewątpliwie przeszła najbardziej radykalne zmiany wśród republik postsowieckich. Zmiany po rewolucji róż w 2003 szybko uruchomiły wzrost gospodarczy. Najlepsze pod tym względem były lata 2005–2008, gdy wzrost wynosił ponad 8% PKB rocznie. Do kraju zaczęło napływać coraz więcej inwestycji zagranicznych. O ile w 2003 r. bezpośrednie inwestycje zagraniczne (FDI) wyniosły 340 mln dol., to w 2007 roku było to już przeszło 2 mld dol. Ale potem przyszedł rok 2008 – wojna z Rosją i początek kryzysu na świecie. W 2009 r. PKB spadł o 3,8%., ale dzięki wcześniej zrealizowanym reformom systemowym, już w 2010 r. było 6,3% plusie, a w 2011 już 7%. Reformami, które w Gruzji zakończyły się największym sukcesem, była deregulacja. Zostało zlikwidowanych prawie 800 licencji i zezwoleń – z około 930 do 140. Teraz firmę można założyć w 15 minut przez Internet. Nie są do tego potrzebne żadne dokumenty ani odwiedzanie jakiś urzędów. Nie ma też żadnych minimalnych wymagań kapitałowych. Zmniejszono liczbę podatków – teraz w Gruzji obowiązuje tylko pięć rodzajów podatków (wcześniej było ich 21): PIT, CIT, VAT, akcyza na alkohol, papierosy i paliwa oraz bardzo niski podatek od nieruchomości. Nie ma podatków ani składek socjalnych, które wcześniej wynosiły 20% płacy brutto. Obniżono także stawki podatków, które obowiązują. Podatek od dochodów osób prawnych został zmniejszony z 20% do 15% (mali przedsiębiorcy od 2011 roku będą płacić CIT w wysokości 3% 5%., a jak zapowiedział Nika Gilauri, premier Gruzji, firmy sektora IT będą w ogóle zwolnione z podatków, co ma przyciągnąć inwestycje zagraniczne w tej branży), a podatek od dochodów osób fizycznych, który teraz jest na poziomie 20%., ma zostać także zmniejszony do 18%. Podobnie VAT został zmniejszony z 20% do 18%. W wyniku tych obniżek w ostatnim okresie dochody publiczne, a tym samym wydatki publiczne w Gruzji drastycznie wzrosły z około 15% do około 35 % PKB. Wcześniej wysokie stawki podatków skutkowały niskimi wpływami dla państwa. Płace wzrosły niemal dwukrotnie. Przeprowadzono też radykalną prywatyzację państwowych przedsiębiorstw, sprywatyzowano praktycznie wszystko poza energetyką. Niemal całkowite sprywatyzowanie służby zdrowia i zliberalizowanie przemysłu farmaceutycznego spowodowało powstanie 100 nowych szpitali zaledwie w ciągu roku, a ceny leków spadły o 30%. Źródła: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-wolnorynkowe/gruzja-%E2%80%93-kraj-bez-podatkow-socjalnych/ http://www.smashwords.com/books/view/428864 Przykład jedenasty: Indyjski Gurgaon Trzymajcie się foteli, bo przykłady podane wcześniej to przy tym mały pikuś. W 1979 roku władze indyjskiego stanu Haryana postanowiły zrobić pewien eksperyment. Dystrykt Faridabad został podzielony na dwie części. W pierwszej wokół miasta Faridabad władzę utrzymał rząd. Obszar ten miał dobrą infrastrukturę między innymi połączenie kolejowe ze stolicą New Delhi i żyzną ziemię. Natomiast druga część, Gurgaon została wydzielona z nieużytków i kamienistej ziemi. Nie było tam żadnej infrastruktury, czy połączeń kolejowych. W tym mieście postawiono praktycznie na całkowity wolny rynek, bez żadnego wpływu władz. W efekcie Gurgaon nie tylko znacznie przegonił Faridabad ale stał się ogólnie najbogatszym regionem w całych Indiach (również pod względem zarobków mieszkańców). W mieście Gurgaon praktycznie wszystko działa na zasadach wolnorynkowych. W rękach prywatnych znajdują się nawet: drogi, chodniki czy transport. W mieście funkcjonują setki prywatnych autobusów oraz taksówek, które można zamawiać przez Internet, zamiast miejskich przystanków na parkingach znajdują się monitory na których możemy znaleźć listę oczekujących samochodów z zapisanymi na nie pasażerami. Nie ma państwowej poczty, jej rolę pełnią prywatni kurierzy. Mieszkańcy mogą skorzystać z siedmiu wysokiej klasy prywatnych szpitali wraz z prywatnymi karetkami. W mieście nie funkcjonuje nawet państwowa policja, tylko tysiące prywatnych ochroniarzy, zapewniających bezpieczeństwo a nawet kierując ruchem ulicznym. Prawie jak w akapie, aż Rothbard się uśmiecha w grobie . Miasto stało się niesamowicie rozwinięte, tam gdzie wcześniej były nieużytki i kamienista ziemia wyrosły jak grzyby po deszczu: bogate apartamentowce, duże galerie handlowe, pięciogwiazdkowe hotele, wysokiej jakości szkoły, dwa duże stadiony, pola golfowe, luksusowe sklepy (Chanel, Louis Vuitton), salony Mercedesa i BMW oraz siedziby wielu międzynarodowych korporacji jak: Airtel, American Express, EXL, IBM, Microsoft, Sapient, DLF, Maruti Suzuki, Hero Honda, Infosys, Ericsson, Oracle, Bank of America, American Airlines, The Coca-Cola Company, Nokia, Motorola. Dzięki prywatnemu inwestorowi w 30 miesięcy wybudowano niesamowicie nowoczesne metro Rapid MetroRail Gurgaon. Źródła: http://moraine.salon24.pl/318419,europa-kladzie-sie-do-trumny http://www.nytimes.com/2011/06/09/world/asia/09gurgaon.html?_r=4&pagewanted=1 Przykład dwunasty: Ustawa Wilczka z 1988 r. I na koniec polski akcent. Dawno, dawno temu za tzw. komuny był w Polsce przez chwilę kapitalizm. Ustawa z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej – zwana powszechnie ustawą Wilczka – zliberalizowała życie gospodarcze w bezprecedensowy sposób i pozwoliła wzbogacić się milionom Polaków. Prosta ustawa mieściła się zaledwie na pięciu stronach maszynopisu i zawierała 54 artykuły, z czego tylko 25 dotyczy regulacji działalności gospodarczej, a reszta to przepisy przejściowe i zmieniające inne ustawy. Istotę ustawy właściwie oddawała dwa artykuły: Art. 1. Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa. Art. 4. Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności oraz działania, które nie są przez prawo zabronione. Ponieważ nie było wówczas w Polsce ZUS-ów, VAT-ów, setek koncesji, licencji i pozwoleń, prowadzenie działalności gospodarczej było na tyle proste, że w efekcie powstało około 2 mln małych i średnich firm, stwarzając według szacunków Centrum Adama Smitha nawet 5-6 mln miejsc pracy. Niestety później ci, co „obalili komunizm” postanowili zrobić wszystko aby to kompletne zaorać. Źródło: http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/gospodarke-mozna-uwolnic-jedna-ustawa-ale-nie-na-dlugo/ Takich przykładów istnieje wiele więcej, no ale już i tak wystarczająco się opisałem. A może któryś z czytelników dołoży coś od siebie? Zachęcam do komentowania
  19. Zastanawialiście się dlaczego intelektualiści tak masowo na przestrzeni stuleci byli gorącymi orędownikami idei socjalistycznych? Dlaczego wszelkie samozwańcze autorytety moralne tak ochoczo skręcały bezrefleksyjnie w lewą stronę, będąc tym samym jedynie pośrednikami w szerzeniu idei lewactwa? Moim zdaniem, tacy ludzie nie muszą posiadać specjalnej wiedzy o niczym szczególnym, również w temacie o którym dyskutują, albo też wypowiadają się z pozycji ex cathedra, nie muszą być nawet specjalnie inteligentni. Druga odpowiedź - bo zazwyczaj są ludźmi, którzy nigdy nie pracowali (szczególnie fizycznie) i nie doceniają pracy innych, doceniają jednak dobra które tamci ludzie otrzymali lub wyprodukowali. Kolejnym powodem jest to że ktoś im po prostu za to płaci, a wiadomo pieniądz nie śmierdzi. Przecież "uwrażliwiona społecznie" lewica zawsze może się pochwalić dużymi dotacjami zarówno państwowymi, jak i wśród filantropów. To właśnie przez takie jednostki, obecne niemal wszędzie, w pseudoopiniotówrczych środkach masowego przekazu w szczególności, większość ludzi wyłącza swoje zwoje mózgowe i bezrefleksyjnie przyjmuje ich poglądy, które potem dumnie obwieszcza światu jako wynik własnej, twórczej pracy umysłowej. Takich pożytecznych idiotów, szczególnie w naszym kraju nie brakuje.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.