Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'zdrada' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Lektura Obowiązkowa - nie tylko dla nowego użytkownika
    • Regulamin Forum
    • Jak kupić książki, nagrania i złożyć dotację
    • FAQ - poradniki, pytania i odpowiedzi
    • Przedstaw się
  • Rozwój - przejmujemy władzę nad światem :>
    • Co zmienić na Forum - Dział Techniczny
    • Rozwój idei Forum
    • Radio Samiec!
    • Czasopismo
    • Dotacje
    • Ważne!
  • Klub Weterana
    • Zasłużona Starszyzna
  • Relacje męsko-damskie i nie tylko
    • [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
    • Na linii frontu - podrywanie.
    • Seks
    • Manipulacje kobiet i obrona przed nimi
    • Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
    • Sprawy rodzinne i dzieciaki
    • Rozstania, zdrady, prawo rozwodowe.
    • Mądry Mężczyzna po szkodzie.
    • Ściana hańby
  • Zaburzenia emocjonalne, psychiczne Pań i Panów
    • Borderline
    • Narcyzm
    • Depresja
    • Pozostałe zaburzenia
  • Męskie i niegrzeczne sprawy
    • Samodoskonalenie i samowychowanie
    • Bad Boy
    • Hajs i inne dobra materialne
    • Wtopy i upokorzenia
  • Youtube - ciekawostki, dramy, informacje, nowinki
    • Niekonwencjonalni youtuberzy
    • Zagraniczni youtuberzy
    • Kanały sportowe
    • Konwencjonalni youtuberzy
  • Sport i zdrowie
    • Sport
    • Zdrowie fizyczne i psychiczne
  • Polska i świat
    • Co w zagrodzie i za miedzą
  • Przetrwanie, apokalipsa, preppersi
    • Survival w mieście
    • Survival w terenie
    • Przydatne umiejętności
    • Zestawy ewakuacyjne
    • Ogień, woda, żywność, ubrania, energia
    • Broń i narzędzia
    • Apteczki, zestawy medyczne, pierwsza pomoc, higiena
    • Schronienie, domy, bunkry, ziemianki
    • Urządzenia, pojazdy, gadżety
    • Książki, opracowania, podręczniki, artykuły, wiedza - związane z survivalem
    • DIY, "patenty", life hacki
  • Motoryzacja i Technologie
    • Wszystko co jeździ, pływa i lata.
    • Komputery
    • Technika i sprzęt
  • Hobby
    • Zainteresowania
    • Hobby i twórczość
  • Duchowość
    • Nie samym ciałem człowiek żyje
  • Rozmowy przy wódce
    • Flakon, kielon i zagrycha
  • Rezerwat dla Kobiet
    • Dlaczego tak?
    • Bara-bara
    • Wokół domowej 'grzędy'
    • Bóg stworzył kobietę brzydką, więc musi się ona malować.
    • Niedojrzali emocjonalnie faceci - ploty - dupoobrabialnia ;)
    • Kobiecy kącik 'kulturalny'
  • Domowa grzęda
  • Samczy Mobil Klub HydePark- zbiór tematów niepasujących do pozostałych kategorii
  • Samczy Mobil Klub Rowery
  • Samczy Mobil Klub Powitalnia
  • Samczy Mobil Klub Zabezpieczenia przed miłośnikami cudzej własności.
  • Samczy Mobil Klub Samochody
  • Samczy Mobil Klub Latadła:szybowce, śmigłowce, rakiety, balony :)
  • Samczy Mobil Klub Motocykle
  • MacGyver a GADGETY MĘSKIE : ......?
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • IT Linux
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • Klub poligloty Jaki język
  • NAUKA - SCIENCE Wprowadzenie do Metodologii Naukowej
  • Klub Pasjonatów Futbolu Reprezentacja Polski
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ekstraklasa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka klubowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka międzynarodowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ogólne
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji s
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Pornografia - ubojnia pomysłowości, kreatywności i działania
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji 50 powodów aby porzucić pornografię
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Odwyk Piotra i nowe lepsze życie
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji NOFAP - Odwyk od A do Z
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Co robić by Nofap się udał?
  • Klub Wschodnioazjatycki Ogólne
  • Klub Wschodnioazjatycki Korea
  • Klub Wschodnioazjatycki Chiny
  • Klub Wschodnioazjatycki Japonia
  • Klub Wschodnioazjatycki Mongolia
  • In web development Przydatne linki
  • In web development Mam problem

Blogi

  • Blog Ruchacza
  • Critical Thinking
  • Pan Kabat Blog
  • Bacy
  • Paweł z N.
  • Silvia
  • Blogosfera Vincenta
  • 105 kg skurwysyna
  • Droga do męskości
  • „Sukces jest czymś, co przyciągasz poprzez to, kim się stajesz.”
  • RysiekBlog
  • PZK
  • Aroxblog
  • Zasady Drugiej Strony Lustra
  • Prywatne zapiski Leona
  • Self Blog
  • friendship
  • redBlog
  • OpenYourMind
  • kootasBlog
  • Blog
  • The Samiec Post
  • TradeMe
  • Zapiski Eldritcha
  • Blog Chłopaka na Testosteronie
  • nowhereman80
  • ALPHA HUMAN
  • Myśli bieżące - filozoficznie ...
  • Samczym okiem
  • Za twórczością podążający, pragnący swego zaniku.
  • Ryśkowe szaleństwa.
  • Spira - żeby wygrać, trzeba przegrać
  • Scarcity of Knowledge
  • Throat full of glass
  • .
  • listy do dusz
  • Cytaty ważne i więcej ważne
  • Różne wypociny EjczFajfa
  • Moje przemyślenia
  • Blog Duńczyka
  • Podkręcili mi śrubkę!
  • Pułapki i kruczki
  • Jak działa rzeczywistość i kim jesteśmy - rozważania
  • TOALSWAHCADTLKCAFG
  • Arasowy blog postrzegania subiektywnego
  • Otwórz Oczy
  • Bez litosci
  • Przelewanie mysli.
  • Blog Metodego !
  • Boks - kompletnego laika trening
  • New Day at oldschool
  • Moim okiem
  • Czerwony Notatnik
  • Świadomość,Świadomość,Świadmość
  • Human Design: self-study
  • TOP seriali telewizyjnych
  • Szkaradny's
  • Coś tu może kiedyś będzie.
  • Przebudzenie z Marixa
  • Cortazarski Blog
  • .
  • Indigo puff obraża nasze forum na streamie!!!!!!!!!
  • Blogowo
  • Analconda
  • danielmagical ...fenomen patostreemow
  • W poszukiwaniu prawdziwych emocji
  • "Rz"ycie
  • Always look on the bright side of life...
  • Za horyzontem zdarzeń
  • Kubeł zimnej wody
  • Just Easy
  • .
  • Rody Krwi
  • sumer
  • Filmoteka Białego Rycerza
  • Życie W Kuchni
  • Człowiek Renesansu
  • BS lepsze niż Vitalia!
  • Okiem borderki, czyli świat z innej perspektywy
  • Blog Dzika
  • Podglądam siebie.
  • Światłopułapka
  • Wzloty i upadki ducha
  • Złote myśli Sary.
  • ezo
  • La chica loca
  • nowy rok numerologiczny rozpoczety
  • 30 dniowe wyzwanie.
  • 1
  • "Jak się przewróce to ja się za swoje przewrócę"
  • Coś Więcej...
  • Kobieta to rarytas dla bogaczy.
  • Narkonauta
  • Casual Gentleman
  • Luźne przemyślenia Ksantiego
  • .
  • Dziennik rozwojowy
  • Studęt tłumaczy
  • antymatrixman
  • Rapke
  • Między ziemią a piekłem czyli ile kosztuje spełnianie marzeń.
  • Archiwa Miraculo
  • IBS/SIBO - moje zmagania z chorobą
  • Wielka ucieczka z więzienia "Przeciętność"
  • Chore akcje z mojego poje*anego życia
  • Czas zapłaty
  • Jan Niecki - manosfera
  • Miejsce ulotnienia dla zbyt dużego ścisku pod kopułą
  • Z Przegrywu do Wygrywu
  • Droga do Zwycięstwa
  • Nerwica, lęki, pogadajmy.
  • Wewnętrzna stabilizacja świadomego mężczyzny
  • Baldwin Monroe...na płótnie
  • moj pulpit
  • Dobry, zły i brzydki
  • Różności
  • Uśmiechnięta (p)ironia
  • Instrukcja życia w systemie...
  • Orszak Trzech Króli
  • Human LATA - Od zera do ATPL'a.
  • Niezapominajka
  • Niezapominajka
  • Ozór na szaro
  • PsYCH14trYK
  • (...)
  • boczkiem przez życie
  • Ze szczura w Kruka (PuA, rozwój osobisty i duchowy)
  • Ozór na szaro.
  • Strumień świadomości
  • Przygody faceta w prawie średnim wieku
  • :-)
  • Esej - jaki jest i powinien być cel życia ludzkiego?
  • Eksponowanie kreatywności.
  • W samo okienko
  • Saturn i co dalej?
  • Zapiski
  • Jakie są korzyści z skontaktowania się z profesjonalną firmą w celu dochodzenia odszkodowania za poniesione straty?
  • Bruxawirus
  • Redpill
  • Naukowy blackpill
  • Czy to friendzone?
  • Jak żyć ?
  • Jak żyć, Panie Premierze?
  • Żywot wieśniaka poczciwego
  • Jack Hollywood
  • Analconda
  • smerfiBlog
  • Dzień, w którym przestałem być nieśmiały.
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • O podróżach
  • Młodzi samcy w równowadze Blog
  • Klub muzyków i kompozytorów (muzyczny) Blog muzyczny
  • Red Pill Blog Redpill

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Miejscowość:


Interests

  1. Witam wszystkich....cóż mogę powiedzieć o sobie, moja historia pewnie jest jedną z wielu tu podobnych. Jestem w trakcie rozwodu (już od 2 lata) po 10 latach małżenstwa odkryłem zdradę żony...szok, niedowierzanie, trauma. Ex od kilku lat jak się okazało planowała ułożyć sobie życie z żonatym kolegą z pracy, zaplanowali sobie, że jak sprawa ujrzy światło dzienne to uniose się honorem i porzucę mieszkanie, dzieci (dwoje) i grzecznie będę się przyglądał sielance "nowej" rodziny. Stało się inaczej, więc rozpoczeła się fala nienawiści i niszczenia mnie, fabrykowanie dowodów, fałszywe oskarżenia...itp. To podobno standart w rozwodzie "po polsku". Ona złożyła pierwsza pozew rozowdowy bez orzekania winy, ja odpowiedziałem ze wskazeniem jej wyłącznej winy. Aby odwrócić uwagę od jej kilkuletniego romansu próbowała mnie wrobić w znęcanie się nad nią, założyła mi Niebieską Kartę, zainicjowała dwa postępowania na policji, wspólnie z kochankiem fabrykowali obdukcje.....wszystko został umorzone. Kiedy się zorientowała, że jej perfidne kłamstwa nie przynoszą porządanego efektu wplątała w sprawę rozowdową dzieci. Rzowodu jeszcze nie mamy, walcze o dzieci, nie mieszkamy już razem. Jedyne co mogę powiedzieć....nigdy w tak bezwzględny sposób nie zostałem oszukany, nie mogę sobie tego darować, że tak długo niczego nie zauważyłem. Niestety ta cała sytuacja spowodowała, że zacząłem traktowć kobiety przedmiotowo, i chyba już nigdy nie będę w stanie żadnej zaufać......ale dość tych smutków jak na początek.
  2. Chciałem się podzielić jednym zagadnieniem, którego przyznam, że nie rozumie. Jak już opisywałem moją historię w innym poście moje małżeństwo się rozpadło przez zdradę ex, niby się mówi, że wina rozpadu leży zawsze po dwóch stronach – jestem innego zdania….ale nie o tym chciałem. Zbierając dowody zdrady ex, uzbierałem sms’y, bilingi, nawet mam zarejstrowane ich rozmowy tel. Ponieważ kochanek ex ma również żonę, obje ich znam, więc postanowiłem się spotkać z żoną kochanka aby omówić odkrytą sytuację. Myślałem, że w myśl przysłowia „wróg Twojego wroga jest Twoim przyjacielem” rozmowa będzie konstruktywna ale tutaj to nie zagrało. Dziewczyna odkryła ten romans kilka miesięcy wcześnie, ale nie podzieliła się ze mną tą informacją. Jak się z nią spotkałem była uświadomiona przez swojego męża, że romans już zakończony, przedstawiłem jej te dowody które zdobyłem, była zdumiona bo nie wiedziała że nadal żyje w trójkącie, dodam, że jej mąż (kochanek mojej ex) pracują razem więc codziennie się spotykają w pracy. Ona mu wybaczyła, bez żadnego ultimatum w stylu ratujemy małżeństwo ale zmieniasz pracę, nic z tych rzeczy. Po raz drugi mu wybaczyła – nadal mieszkają razem. Zebrałem kolejne dowody, miejsca i terminy spotkań (to było jeszcze wtedy jak potrzebowałem dowody do sprawy rozwodowej) potwierdzenia zakupu drogich prezentów urodzinowych, ona sam go znowu nakryła jak pomagał ex w urządzeniu mieszkania. Nic do niej nie dociera, żal mi jej bo bardzo to przezywa, w końcu napisała mi sms że mam się z nia już nie kontaktować, wygląda na to, że woli nie wiedzieć i żyć w nieświadomości że jest oszukiwana. Mimo wszystko spotkałem się z nią po raz kolejny, nawet chętnie chciała rozmawiać, przekazał mi że spotkali się we troje ona, on i moja ex i jej obiecali, że teraz to już naprawdę skończone a oni sami starają się o dziecko bo jedną ciąże już poroniła. Po 3 miesiącach od tego spotkania on wprowadził się do ex, mieszkał kilka tyg i z tego co wiem wrócił do żony. Zupełnie nie rozumie co siedzi jej w głowie, że pozwala cały czas być okłamywaną, czy chodzi o to że mam obniżoną wartość jako kobieta bo nie może mu dać dziecka, czy to prawdziwa miłość czy już choroba psychiczna. On to typowe usposobienie „Piotrusia Pana” dorosły facet w krótkich spodenkach 8 latka. Może jakaś kobieta pozwoli mi to zrozumieć. Moje siostry czy znajome wypowiadają się o niej wprost "głupia idiotka" ale czy maja rację?
  3. Dzień Dobry Jestem tutaj nowy więc jeżeli umieściłem temat w złym dziale to bardzo proszę o przeniesienie. Jeżeli mogę to mam do was bardzo ważne pytanie i bardzo proszę o pomoc bo sam już nie wiem co zrobić. Mianowicie mam pytanie dotyczące zdrady. Czy jeżeli moja obecna partnerka oszukała mnie specjalnie bo spotkała się ze swoim byłym chłopakiem jak pojechała odebrać dyplom ze szkoły ( dyplom inżynierski ) czy podchodzi to pod zdradę? Na początku mówiła mi że spotka się tylko z kolegą ,bo pracują w tej samej firmie ale, która ma różne filie na terenie Polski. Dodam tylko że bardzo chciałem z nią jechać ale krótko mówiąc mnie zbyła że po co mam jechać itp.. , chociaż bardzo nalegałem bo zawsze chciałem zwiedzić to miasto i poza tym czułem wewnętrznie że coś jest nie tak z tym spotkaniem z kolegą . Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się że to jest jej były ( gdybym sam nie podjął pewnych kroków to dzisiaj bym nie wiedział) , który na dodatek wykorzystał ją (wcześniej, jakieś 3 lata temu finansowo jak i seksualnie a na dodatek ciągle do niej pisze wstawki typu seks z toba wspaniały itp ...) No i oczywiście dała się dwa razy złapać na hotel ( też jakieś 3 lata temu), za który potem zapłaciła bo goguś ją zostawił ( nie wiem czy się śmiać czy płakać z jej głupoty) Proszę o pomoc i jakiekolwiek wskazówki co myśleć o zaistniałej bo sam już do końca nie wiem co na ten temat myśleć, czy po prostu zacząć się baczniej przyglądać czy też po prostu zerwać z laską ? Dodam że jesteśmy razem 2 lata i już wcześniej zdarzały się sytuacje takie jak np: żalenie się na mnie do obcych ludzi w internecie , zakładanie konta na jakichś portalach ale zawsze jakoś potrafiłem jej wybaczyć ale teraz już nie wiem czy po prosu warto. Nigdy też nie broniłem jej z kimkolwiek kontaktu ale ta sytuacja wygląda jakby mogła mnie zdradzić lub po prostu, krótko mówiąc tak jakby mnie traktowała jako jakąś opcję awaryjną . Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi i życzę miłego wieczoru
  4. Witam, Chciałem podzelić się z braćmi interesującym artykułem z renomowanego magazynu Psychology Today: https://www.psychologytoday.com/articles/200707/ten-politically-incorrect-truths-about-human-nature Zazwyczaj tego typu pisemka uprawiają bezwstydną pop-psychologię, ale ten artykuł jest inny. Jest sporo oczywistości, ale z ciekawszych rzeczy: - Męski kryzys wieku średniego to swego rodzaju mit. Mężczyzna nie dlatego przechodzi kryzys, że jest stary, tylko dlatego że jego żona jest stara i przechodzi menopauzę. 50 latek z 25 letnią partnerką raczej nie będzie przechodził kryzysu wieku średniego.
  5. Powszechny dostęp do nowoczesnych zabawek przydaje się nie tylko dla zabawy
  6. Panowie, Natrafiłem na taki artykuł z WP.PL. Mam nadzieję, że nie wstawiono go już na forum. Kolejne pranie mózgu, jak to zdrada cudownie wpływa na naprawę związku ... http://kobieta.wp.pl/zdradzilam-jak-wygladaloby-moje-zycie-gdyby-nie-ten-romans-6049634158048385a Cytat z artykułu: Kobiety ... @Silny może jakaś audycja o tym? Co myślisz na ten temat? Treść: Zdradziłam. Jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ten romans? Do tych wszystkich, którzy się zarzekają, że zdrady nie można wybaczyć, że nie można żyć razem po zdradzie – powiem wam: można. Ale nie jest to łatwe, zwłaszcza, gdy to ty zdradziłaś. To była klasyka. Miałam 35 lat, poczułam się znowu jak kobieta, a nie jak matka, służąca i kucharka, bo dzieci już większe, bo czasu więcej dla siebie. Wyszłam z przyjaciółkami na babską imprezę, urodziny jednej z nich. A on był taki przystojny. Dzisiaj myślę, że uwiódł mnie już pierwszym spojrzeniem. Zatańczyliśmy, usiedliśmy na chwilę przy barze, a później, gdy koleżanki zaczęły się rozchodzić, zaproponował, żebyśmy jeszcze się razem pobawili, a on mnie odstawi do domu bezpiecznie. To nie było tak, że nie czułam niepokoju. Czułam i ten paradoksalnie kazał mi zostać. Głos jakiś powtarzał: „No przestań, czego się boisz. Nic się nie wydarzy, jesteś na to za mądra”. I nic się nie wydarzyło. Poza długą rozmową, wymianą numerów telefonów, kiedy myślałam, że przecież on i tak się nie odezwie. Rano, na drugo dzień, wstałam jak na skrzydłach. Naładowana energią. Nawet nos na kwintę mojego męża mi nie przeszkadzał. W końcu nie pierwszy raz wstaje zły na cały świat. Trudno. Usmażyłam naleśniki na śniadanie, zrobiłam kakao, wiedząc, że ćwierkam jak nastolatka. Ale nie byłam w stanie nad tym zapanować, nikt też nie pytał o powód mojego dobrego humoru. Wysłał SMS-a po weekendzie. W poniedziałek, po 14-tej. „Dziękuję za przemiły wieczór. Fajnie by było to jeszcze kiedyś powtórzyć”. Myślisz sobie: „What the fuck?”. Eee no było miło, ale że co? Ja męża przecież mam. I myślisz, jak odpisać, żeby nie urazić, żeby nie przerwać tego miłego flirtu, ale też nie pójść za daleko. Dłonie mi się spociły. Odliczałam – 17 minut, po takim czasie mogłam mu odpisać nie wychodząc na jakąś wariatkę, która rzuca się na telefon po jego SMS-ie. „Też dziękuję. Może kiedyś”. Nie, a może lepiej: „Też dziękuję. Czemu nie?”. Ostatecznie poszło: „Też dziękuję. Może kiedyś będzie okazja”. No i okazja się trafiła, okazała się słowem kluczem. Bo po klikudniowej wymianie SMS-ów, w stylu „Co robisz?”, „Co słychać?”, „Jak mija ci dzień?”, „Wyspana?”, okazało się, że dostał awans i zaprasza na kolację. To nie jest tak, że rzucasz wszystko i lecisz. Ale przychodzi ten jeden moment, taka bardzo maleńka chwila, kiedy myślisz: „Uciekaj, daj sobie spokój, masz męża, dzieci”, ale udajesz, że nie słyszysz. Wolisz sobie wmówić, że to tylko kolacja, że do niczego przecież nie dojdzie, jednocześnie marząc o tym, żeby jednak doszło. Jesteś sztywna, spięta, ale on tak prowadzi rozmowę, że rozluźniasz się. Przestajesz myśleć o dzieciach, wyrzuty sumienia gdzieś uciekają, choć trzy razy wsiadałaś z powrotem do auta, nim weszłaś do restauracji. „Służbowa kolacja, mamy nowego klienta” – powiedziałam w domu. A później miałam wyjazdy służbowe, potrzebowałam weekendu, żeby odpocząć od dzieci, nagle miałam się spotkać gdzieś w Polsce z dawno niewidzianą przyjaciółką, jeszcze ze szkoły średniej. W końcu ktoś we mnie zobaczył kobietę, nieobarczoną dwoma ciążami, porodami, niewycierającą nosa dzieciom i nieklepiącą kotletów na niedzielny obiad. Czułam się seksownie, kobieco, wiem, że byłam pożądana. To, jak na mnie patrzył, nie musiał nic mówić. Lubiłam się dla niego ubierać, kupować bieliznę, staranniej niż zazwyczaj układać włosy, robić makijaż. Czy miałam wyrzuty? Nie chciałam wtedy o nich myśleć. Myślałam, że wszyscy są winni, tylko nie ja, że tak się stało. Najbardziej winny był mój mąż, który przestał mnie adorować, przestał już dawno patrzeć na mnie w taki sposób. Stał się taki codzienny, powszedni, jak nabyta rzecz, stała każdego dnia. Dzieci? Tłumaczyłam sobie, że dzięki temu romansowi jestem lepsza dla dzieci. Mam więcej cierpliwości, jestem szczęśliwsza, częściej się uśmiecham, mam ochotę pobawić się z nimi, poczytać książkę wieczorem, wyjść z nimi na basen. Jakby ten jeden świat podłączał mi akumulator do funkcjonowania w drugim. Moja mama spytała, co się dzieje. „O co ci chodzi?” - spytałam lekko, choć ścisnęło mnie w żołądku. „Jesteś jakaś inna”. Zaatakowałam ją, że jak chodzę smutna to źle, jak szczęśliwa też źle. Że nikomu nie można dogodzić, a ja po prostu w końcu zadbałam o siebie. „Rozejrzyj się, ile tracisz” – powiedziała i wyszła niosąc na tacy ciasto i kawę – wpadliśmy do niej na niedzielny obiad i podwieczorek. To wtedy moja wieża z kości słoniowej zaczęła trochę się kruszyć. „Dzisiaj nie mogę” – napisałam do niego. Nie wyszłam. Zostałam w domu. „Miałaś iść do kina” – powiedział mąż. „Chcę z wami posiedzieć”. Rozglądałam się. Mam dwójkę dzieci – fajnych, mądrych, coraz bardziej samodzielnych. Mąż grał z nimi w planszówkę, pomyślałam, jak dawno wspólnie nie graliśmy i nagle ogarnął mnie ogromny żal. To jego spytali, co będzie na kolację, jakby mnie nie było. „Co się stało?” - spytała córka, a łzy nie chciały przestać mi płynąć. Mogłam tylko wydukać, że ich kocham. To była trudna noc. Noc sam na sam ze sobą, robiącą rachunek sumienia. Nad ranem obudziłam męża. Choć on chyba nie spał. „Kochasz mnie jeszcze?” - spytałam. Teraz on płakał. Nie zasłużyłam na te łzy i na jego miłość. Przez pół roku byłam daleko, bardzo daleko. Teraz dopiero to zobaczyłam. Podobno do zdrady nigdy nie powinniśmy się przyznawać. Powiedziałam mu wszystko od początku. „Kocham cię, przepraszam, zrozumiem, jeśli teraz spakujesz się i wyjdziesz”. Nie wyszedł. Przeniósł się na kanapę. To było upokorzenie, które musiałam przełknąć. Nie odzywał się. Ale też nie wyprowadził się. Nie naciskałam. „Spotykasz się z nim jeszcze?” – spytał w końcu. „Nie. Skończyłam to, zmieniłam numer telefonu” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. „Możesz sprawdzać mi telefon” – dodałam. To on wyznaczał zasady, wiedziałam, że jeśli nie chcę go stracić, muszę sprawić, by znowu mi uwierzył. To nie było łatwe. Wstyd, strach, obrzydzenie – wszystko się w tobie miesza. Bo nagle rozumiesz, że to, co było dla ciebie najważniejsze, możesz stracić. Głupia? Że teraz dopiero to zobaczyłam. Nie mam nic na swoją obronę. Absolutnie nic. Zaproponował terapię. To wtedy usłyszałam, że przez kilka lat byłam skupiona tylko na dzieciach, jego właściwie nie było. Każdą propozycję spędzenia wspólnie czasu zbywałam wymówkami – dziećmi, zmęczeniem, jego fanaberią. Miałam wrażenie, że stoję przed sądem, gdzie jestem oceniana za wszystkie krzywdy, gdzie nagle ktoś po latach rozlicza mnie z tego, jaka byłam… A później – później byłam tylko ja. Ja wracam do pracy. Ja staram się o awans. Ja muszę zadbać o siebie. Ja musze iść na siłownię, wyjechać z przyjaciółkami. Znowu nie było jego w moim życiu. Słuchałam tego, co mówił i chciałam uciec. Uciec i nie wracać, nie mierzyć się z tymi zarzutami. Dlaczego? Bo miał, k...a, rację. Naprawdę. Tu już nie było miejsca na korygowanie się, na przerzucanie winą. Tak, ja też mówiłam, że za mało się starał, że tak szybko ze mnie zrezygnował, że nie złapał mocniej za rękę, gdy widział, że się oddalam. "Pozwoliłabyś mi się zatrzymać?" - spytał. Nie pozwoliłabym. Rok wspólnej terapii. Nie padliśmy sobie w ramiona. „Spróbujmy. Ale tylko ten jeden raz” – powiedział mi wtedy. Znowu zaczęłam w nim dostrzegać faceta, w którym się zakochałam, który mnie rozśmieszał, zabrał do kina i sam załatwił opiekę nad dziećmi, kupił bilety na mój wymarzony na koncert. A ja? Zmieniłam pracę. Mniej stresu, ta sama kasa, i więcej czasu dla rodziny, dla nas. Oboje stanęliśmy na głowie. Zmierzyliśmy się z naszymi słabościami, z naszymi ułomnościami i nagromadzonymi przez lata pretensjami. I wiecie? Wyszliśmy z tej bitwy zwycięsko. Mam przy sobie kochającego mnie faceta, ojca moich dzieci, który dba o siebie, wygląda świetnie. Który zabiera mnie na romantyczny weekend. Jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Kocham i jestem kochana. Czasami wracam do tego, co było. Już tak nie boli. Patrzę na to jak na lekcję. Kiedyś, pod koniec terapii spytałam, gdzie byśmy byli, gdyby to się nie zdarzyło. Na pewno nie w tym miejscu, w którym jesteśmy dzisiaj. Nie zawalczylibyśmy o siebie. A on? Dobijał się jakiś czas, przyjechał do mojej pracy. Ale to był mądry facet. Wycofał się, zrozumiał. Za to mu dziękuję dzisiaj. Za to, że wtedy pokazał mi, że warto walczyć o siebie, a w efekcie o to, co dla mnie w życiu najważniejsze. Paradoks? Tak. Ale takie rzeczy się dzieją. Siedzę pod kocem. Pali się lampka nocna. Cały dom już śpi. A ja myślę, jakie mam szczęście. I łzy mi płyną z wdzięczności.
  7. Kiedyś w odmętach internetu znalazłem bardzo fajne audycje, w których wychodzą na jaw wszelkie zdrady ;D Może Guru zacznie też prowadzić taką serię w swoich audycjach? (Co do honorarium za pomysł jakoś się dogadamy, drogi nie jestem) Miłej zabawy bo jest naprawdę niezła beka z tego A tu niestety po angielsku Ale reakcja tej pani jest bezcenna
  8. Marek wspominał, że kobiety są częściej przygotowane na zdradę : http://stosunkowodobry.blox.pl/2014/12/Zdrada-tak-sie-mszcza-kobiety.html Ja po przeczytaniu tego tekstu też zamierzam być na to przygotowany Nie wiem czy to prawdziwa historia ale już wiem co zrobię gdy przyłapałbym kobietę (gdybym miał) na zdradzie. Mam nadzieję, że miałbym w sobie siłę aby postąpić jak opisano niżej, oczywiście z relacją na forum. źródło: http://ruchmistrz.blogspot.com/2008/04/co-zrobi-gdy-go-zdradzia.html
  9. Witam Mam trochę czasu więc chciałem przedstawić wam moją historię. Mam 28 lat jestem 7 lat po ślubie, mamy 6-letnią córkę i jestem w trakcie rozwodu - po pierwsze rozprawie. Na początku( po ślubie) było fajnie, było to coś , była iskra. Dobrze się układało. Ożeniłem się wcześnie ponieważ nigdy nie szukałem za dużo wrażeń, raczej byłem spokojny (cicha woda). Chciałem mieć kochającą rodzinę, trochę lepszą niż ta w której się wychowałem.Moja(jeszcze żona) też nie pochodzi z idealnej rodziny, prawie patologia. Pomogłem jej wybyć z domu w którym toaleta była za szopą. Doprowadzona tylko woda. Dom w stanie z lat 60. od tego czasu farby raczej nie widział. Urodziła się córka i powoli zaczynały się problemy, kłótnie. Główne tematy kłótni to pieniądze, a raczej ich brak i rodzina( głownie chodziło o moją stronę). Jeżeli chodzi o finanse to zawsze było na mojej głowie, to ja pracowałem zawsze, skończyłem studia inżynierskie z myślą o rodzinie, to wszystko robiłem dla niej. Ona przez ten cały czas nie garnęła się do pracy argumentując to opieką dziecka lub swoimi urojonymi chorobami. Przez 3,5 roku mieszkaliśmy na stancji, potem udało się dostać kredyt który mam do teraz. (Mieszkanie wyremontowanie i użądzone ale wszystko na kredycie) Główne problemy zaczęły się prawie rok temu. ''Ona '' zaczęła wychodzić do koleżanki, gdzie poznała jej kolegę, który pomagał tej koleżance w domu. Bo facet tej koleżanki pracuje za granicą. "ona '' wychodziła pod pretekstem że należy jej się czas dla siebie, ja miałem swój czas na studiach i się wybawiłem. Jej też coś się należy. Zaznaczam tylko że od pon do pt pracowałem a w sob i ndz studiowałem i nie zostawałem na uczelni na weekend tylko zawsze wracałem do domu. Po jakimś czasie zauważyłem że "ona" się zmienia, gada coś o tym frajerze i zaświeciła mi się lampka. Więc zaczełem drązyć temat i się dopytywać. Zainstalowałem na kompie PC Szpiega i rejestracje bilingów połączeń. I zaczęło wychodzić. Swięta, sylwester a ''ona'' pisze do kolesia że myśli o nim i tęskni. To był alarm więc jej wszystko pokazałem, poinformowałem teściową i szwagra.(Licząc na to że się poprawi.) Oczywiście wszystkiego się wyparła. Te wychodzenia do koleżanki były codzienne, nawet był miesiąc że cały spała u tej koleżanki. Potem koleżanka i inni też zauważyli że coś jest na rzeczy to ''ona'' nie spała już codziennie u niej tylko w dzień przebywała a na weekend tj. w pt wychodziła i wracała w ndz lub pon. A jeżdziła już do innej koleżanki(kuzynki frajera). Mi powiedziała że to koleżanka z pracy której dawno nie widziała. zaznaczam że ''ona'' ostatni raz pracowała 7 lat temu i to nie długo. Trwało to ok. 1,5mc. Potem było już w domu i nie wyjeżdzała, ale atmosfera kiepska. Ciągłe wypominania że ja nic nie robię i wszystko na jej głowie kłótnie awantury o nic. Powiedziałem jej że bierzemy rozwód z orzekaniem o winie. Oczywiście nie dopuszczała takiej myśli, ucinała szybko rozmowy i mówiła że mnie kocha i inne pierdoły. Pewnego razu ok. godziny 23 kłótnia o nic, wypominania że nic nie ma, żę nie sprzątam nie pomagam, że nie jeżdzimy na wakacje, że rodzina nie pomaga nie daje nic dziecku. Wkurzony bo chcem spać mówię że włącze dyktafon. Ona w tym momencie rzuciła się na mnie, odepchnełem ją i zadzwoniła na Policję. Policja przyjeżdża pyta się gdzie ślady pobicia a tam nic. Ona opowiada że to trwa 6 lat biję ją. Policjant mówi że jak to tyle trwa to dlaczego ona jeszcze jest że mną. Zapytał ją czy brała coś i piła i pouczył o bezpodstawnym wezwaniu policji. Mija kolejny mc ja prubuję zebrać dowody a w skrzynce na listy wezwanie do sądu o rozwód. Żądania rozwód - bez orzekania o winie, opieka dziecka dla niej, ograniczone prawa Powód - biję, szarpię,wyzywam żone, znecam się nad nią i nad dzieckiem, nie łoże na utrzymanie, nie zajmuję się dzieckiem, nie chodzę z dzieckiem do lekarza, nie daję żonie na jej potrzeby, żywi się u koleżanki. Sąd postanowił że mam płacić żonie postanowienie na czas trwania rozwodu w kwocie 200zł na jej potrzeby, gdzie zawyżyła moje dochody i nie uwzględniła zobowiązan i innych rzeczy. Pytając się jej co to ma być mówi mi: że po rozwodzie bedziemy żyli jak niby nic ja będe płacił 700 zł alimentów na dziecko bede z nia mieszkał i opłacał mieszkanie, opłaty i ją karmił ona dostanie 500+, dodatek do szkoły i na mieszkanie ,rodzinne na dziecko. Po co miała iść do pracy jak może wyłudzić pieniądze z opieki i nie potrzebuje pracować (500+700alimenty rodzinne i dodatki) więc po co pracować. Ja oczywiście nie zgadzałem się z jej gadaniem. W tym czasie kłotnie, chcąc wyjść z domu i się nie kłócić przy dziecku ona stoi w drzwiach i mnie trzyma, wręcz szarpie, porwała kilka koszulek pyta się dla czego wychodze ja do nie że mnie wku..., gada bez sensu. Mówię jej że to koniec a ona dalej swoje i stoji i trzyma mnie w drzwiach i do tego woła dziecko żeby na to patrzyło. W kółko to samo. Doszło do rozprawy. Sąd się pyta czy się zgadzam na rozwód bez orzekania o winie i zgadzam się na jej warunki: ja na to żę: chcem rozwód z orzekaniem o winie(jej wina) chcę opiekę nad dzieckiem i oczywiście o podział majątku(wszystko na kredycie i do tego karty kredytowe) Sąd się spytał jej czy ona się z tym zgadza - ona że nie więc kazał dostarczyć dowody jakie uzbierałem. Dowody dostarczyłem a w nich: nagrania kłotni i mówienie jej jak chce wyłudzić kasę z opieki, to jak sie odzywa i wyzywa, kłotnia jak budzi dziecko 0 24 w nocy i mówi że tata chce wyjść i bije mame(a ja chciałem wyjść zeby sie nie kłócic a ona w drzwiach)nagranie jak znalazłem prezerwatywy i dostałem z liscia. Skany pokwitowań wpłat w providencie(wzieła lewy kredyt), serduszka od fagasa, zdjęcia jej ciuchów i kosmetyków pełne półki a mówiła że nic nie ma). Brudna chata którą ja sprzątałem a ona w tym czasie u koleżanki. Jeżeli chodzi o córkę to oczywiście mama buntuje, tata jest ten gorszy bo stanowczy i nic dziecku nie kupuje. Problemy dziecka (nie stabilna emocjonalnie) to też moja wina ja wszystko żle robię. Jest jeszcze wiele wątków ale co tu opisywać po prostu terror psychiczny. Ale jest postanowienie rozwód , jak najdalej od niej , walka o dziecko. Chyba sąd o biegi psychologowie uznają że matka lepiej wychowa dziecko. A w między czasie byłem że sobą u psychologa: powiedział ze mi nie pomoże bo ja wiem co mam robić. Świadomie i rozsądnie podchodzę do życia, analizuje sytuacje podejmuję racjonalne decyzję, byłem lojalny i dobry, poświęcałem się. Uświadomił mi że żyłem z nią tak naprawde dla dziecka nie dla niej, i że czas najwyższy pomyśleć o sobie. Pozdrawiam i proszę o komentarze i podpowiedzi w sprawie rozwodu, jakich argumentów używać,
  10. http://www.ted.com/talks/esther_perel_rethinking_infidelity_a_talk_for_anyone_who_has_ever_loved?language=pl#t-918999
  11. O ile nie jest to ustawka, to ma koleś jaja xD. Przy okazji pozdrawiam moich paru kolegów z Twierdzy Kłodzko i okolic! Może kiedyś trafią na forum :>
  12. Jak w tytule. Od wielu, wielu lat wśród analitycznie myślących ludzi trwa dyskusja, czy każda kobieta może zdradzić, a fakt ten jest tylko kwestią odpowiednich emocji, chwili, okoliczności oraz odpowiedniego drugiego samca. Czy uważacie tę tezę za prawdziwą? Czy może są sytuacje, gdzie dziewczyna jest w wieloletnim związku z facetem, którego kocha i choćby w chwili kryzusu pojawił się jakiś Adonis, to do tej zdrady nie dojdzie ? Mówi się, że nie ma kobiet do odbicia.. Ale może jednak? Zapraszam do dyskusji.
  13. Mam dylemat moralny. Jestem na erasmusie. Wczoraj mieliśmy galowy obiad pożegnalny na 120 osób z późniejszą imprezą prywatną w klubie. Od miesiąca spotykam się z pewną dziewczyną, 20 lat. Dobry kontakt, seks, byłem jej pierwszym. Widujemy się niemal co dzień na spacery lub coś więcej. Uczymy się wzajemnie obcych języków, a więc nic tylko korzystać z takiej znajomości. Bardzo się lubimy, ale nie poruszaliśmy tematu bycia/niebycia w związku. Uważam że skoro jest dobrze, to po co poruszać śliski temat. Laska się spłoszy, powie że nie jest gotowa czy coś podobnego. W każdym razie zachowujemy się jak para. Otóż na obiedzie ona siadła ze swoimi koleżankami, chciała mnie koło siebie ale wolałem iść do ziomków się napić i pogadać na luzie. Zatem byliśmy na widoku kilka miejsc od siebie. W klubie przetańczyliśmy jeden utwór, generalnie wolałem gadać ze znajomymi niż się trzymać jej i pilnować przed innymi, w końcu fajna dziewczyna, lubi mnie, więc w czym problem. Pod koniec podczas zamykania klubu gadała z moim znajomym, podszedłem i spytałem czy chce wracać sama, powiedziała że idzie jeszcze na miasto ( 5 rano). Okej, skoro tak to niech idzie, wróciłem do domu, i tak byłem pijany i cholernie zmęczony. Dzisiaj się umówiliśmy u niej w domu wieczorem, jednak godzinę przed mi pisze ze jej strasznie głupio bo niby jest ze mną a się przelizała z tamtym kolesiem (nic więcej) i że na pewno będę na nią zły, że ma moralniaka i cholerny ból głowy od tego, że dzisiaj się nie zobaczymy (ale pogadamy jutro). Że jestem fajnym super facetem i miło się ze mną czas spędza, ale musi być sama aby przemyśleć sytuację. Napisałem jej że znajomy ma wiele byłych i lubi zarywać do nowych dziewczyn oraz że to jej wybór i życzę jej wszystkiego dobrego. Na jej dociekania czy na pewno wspominam o tym kolesiu już nie odpisałem, nie mam zamiaru. Zastanawiam się czy się z nią umówić na rozmowę jutro, czy olać całkowicie i nie wracać. Fajna była, jest raczej niedoświadczona w pewnych tematach, z perspektywy faktu że za dwa miesiące wracam - unosić się honorem i zlać całkowicie czy wykorzystać i z nią grać, narażając się na bycie frajerem?
  14. Czołem! Niespodziewanie urodził mi się wczoraj duży problem, mianowicie podejrzewam , że moja samiczka chyba coś kręci... Jestem z nią 1.5 roku , na początku wiadomo - ogień, boski seks po kilka razy dziennie itp., wszystko super. Ona dość szybko zakochała się, ale wszelkie tematy "naszej przyszłości" ja zdecydowanie ucinałem , jako doświadczony przez los rozwodnik... Żadnego dziecka, żadnego ślubu, żadnego mieszkania razem. Ona zresztą ma dorosłą córkę, oraz własne mieszkanie. Zatem powinna być spełniona, że tak powiem, no i wydawała się zgadzać ze mną w tych sprawach :-) Sprawy były jasno postawione, i nigdy nie były przez nią kwestionowane, no może RAZ tylko to wspólne mieszkanie - "to nawet tego nie ?...to jak to?"... W ostatnich tygodniach temperatura związku chyba nieco osłabła, ja miałem poważne zawirowania w pracy, do tego jej przeziębienia, bóle gardła itp. Nie miałem zbytnio ochoty na seks, zdarzało się powiedzmy raz w tygodniu tylko... Mniej pocałunków, mniej czułości, ale nadal wszystko OK. Tym niemniej przyznam, iż ona narzekała , że coś ostatnio za rzadko się kochamy i ciągle mi się nie chce... W niedzielę byliśmy w lokalu, skąd widać było całe miasto. W pewnym momencie ona wypaliła coś takiego: "ale super, stąd widać Twoje mieszkanie, i moje, i w ogóle wszystko...gdybym chciała się z kimś umówić , to tutaj bezpiecznie, widziałabym czy już wróciłeś z pracy, hahahaha..." Żarcik jak żarcik, niby nic, ale.... dziś wieczorem zadzwoniła do mnie jej córka, czy nie wiem gdzie ona jest, bo już dawno powinna być w domu (18:45) i nie odbiera od niej telefonów. Zadzwoniłem ja, i też nie odebrała. Znam ją na tyle , że wiem , iż ZAWSZE odbiera telefony od córki, poza jedną sytuacją - gdy uprawia seks... Niby miała nadgodziny od 14 do 18 (fakt, już w piątek zapowiadała), a potem spotkała się z przyjaciółką na kilkanaście minut. Tylko co jej kurwa przeszkadzało odebrać telefon (ma dwa ,na żaden nie odbierała) od córki czy ode mnie, skoro była tylko na kawce z przyjaciółką ? Zapytałem, co tam u tej koleżanki, a ona skwitowała to jednym zdaniem ,które już słyszałem w niedzielę. A zawsze napierdalała mi z 15 minut, co tam u niej, a tym razem JEDNO jedyne zdanie, które już zresztą słyszałem... Jestem przekonany, że wcale u niej nie była, bo : - tylko jedno zdawkowe zdanie - kto po pracy od 6 do 18 ma jeszcze ochotę na spotkanie z przyjaciółką ? - nawet gdyby rzeczywiście się z nią spotkała, to dlaczego nie odbierała telefonów od córki i ode mnie ? W sumie to nawet się zastanawiam ,czy naprawdę miała te nadgodziny ? Nie są przymusowe... Mogła sobie zaplanować randkę/seks powiedzmy na 15-tą, i jej się przedłużyło trochę...taka moja teoria... Ma wielu znajomych, a i nawet z każdym byłym facetem utrzymuje dobre stosunki. Nowe znajomości też bardzo prawdopodobne, w pracy w chuj ludzi ma... Może jestem przewrażliwiony i trzeba olać sprawę, ale pomyślałem ,że poradzę się Was - co byście zrobili na moim miejscu ? Myślałem o jakiejś prowokacji ,że niby ktoś znajomy ją widział na mieście w czasie tych niby nadgodzin. Albo, że ktoś widział jej koleżankę w czasie, gdy z nią powinna być na tej kawie. Albo w chuj olać sprawę, ale to trudne, bo sami widzicie, że spać nie mogę i piszę o świcie...
  15. Witam wszystkich swym pierwszym postem, myślałem czy nie napisać najpierw w stosownym dziale, ale ostatni wpis pochodził z dawna, uznając ze niepopularne, nie chciałem się wyrywać przed szereg. Poznałem pewną dziewczynę w wakacje w pracy, niewymagającej, dorywczej studenckiej, jak otagowałem 8/10, ale moim skromnym okiem na 19 lat, jeszcze myślę trochę dojrzeje, przejrzeje, bardziej o siebie zadba, wyrobi się. Od razu zahaczyłem na nią oko, ona jak wczoraj mi wyznała właściwie też ( śmiem stwierdzić, że jest gotowa powiedzieć mi większość rzeczy ). Zaczęliśmy pisać, zaprosiła mnie do siebie na herbatę, później nieelegancko wprosiła się do mnie (!), trzecie spotkanie przebiegło według etykiety, mam wrażenie wyłącznie z mojej woli), na czwartym, również u niej, doszło do zbliżenia. Po drugim spotkaniu dowiedziałem się, że ma chłopaka. Ona bardzo lubi seks, mam poważne wątpliwości, czy to jest jej pierwsza zdrada, tamten związek trwa dwa lata, obiecuje że go zakończy ( od dwóch tygodni ) Sytuacja jest dość typowa zdaje się, trochę mizoginistycznych treśći wpadło mi do głowy, czytałem, łączę. Jej obecny kształci się na strażaka, albo już nim jest, w jakiejś tam szkółce, niezbyt chyba rozgarnięty w jej rodzinnym mieście, bez aspiracji do przeprowadzki. Ona 'ambitna' przyjechała do wielkiego miasta, do wielkiego świata, na studia. Dowiedziałem się, że jest z nim nieszczęśliwa, bo " widzi się z nim tylko, jak wraca do rodzinnego miasta, i w ogóle nie jest dla niej interesujący". Poznała mnie, studiuję dwa kierunki, mam 21 lat, nie jestem jakiegoś plugawego sortu jeśli chodzi o urodę, mam mieszkanie i samochód. Jej wproszenie się, rozpatruję jako rozpoznanie terenu i uwiarygodnienie, a jej przeciąganie zerwania z tamtym ananasem jako próba łagodnej, bezbolesnej migracji na drugą gałąź, bez wychodzenia ze strefy komfortu. Wczoraj, był dzień kobiet, zaprosiłem ją do siebie, przeleciałem dwa razy, cały nasz czas upływał jednoznacznie. Nie mamy za wiele wspólnych tematów do rozmów, zupełnie nie interesuje jej co mówię właściwie, dziewczyna ta, bardzo lubi seks, jedzenie, rozrywki, spanie. Jest ogromnie hedonistycznie nastawiona do życia, żyje chwilą. Moje pytanie do was, jako bardziej rozległych w tym tematach brzmi : Czy warto to ciągnąć, dla samego dupczenia? Mam wrażenie że tracę z nią czas, ale szkoda mi rezygnować, bo jest naprawdę ładna. Czy dobrze myślę, że szanse na to że nigdy mnie nie zdradzi, są bardzo niewielkie? Co zrobić, by mimo siania spustoszenia w jej mokradłach się do niej nie przywiązać, by później nie czuć zawodu?
  16. Ok, czas żebym w końcu opisał moją obecną bolączkę. Długo się zbierałem. (BAAARDZO DŁUGI POST, 7 stron A4, kurwa! Nie dało się chyba krócej. Ale myślę, że warto - pouczające. JEST ZWROT AKCJI I CLIFF HANGER + rzeczy ku przestrodze, których nigdy nie należy robić). Bardzo chciałbym poznać Wasze opinie na ten temat. Najpierw opiszę sam kwas, a później co było „za kulisami”, bo sprawa jest dyskusyjna. BTW. pisałem też o moim obecnym związku w temacie "Związek "idealny"?" Kiedy poznałem moją kobiete wszystko było - wiadomo - idealnie. Wydawała się pewna siebie, nie była zazdrosna, rozmawialiśmy czasami o byłych i wszystko było OK, zdrowa relacja dojrzalych emocjonalnie ludzi. Wprowadziłem się do niej po 10 miesiącach znajomości (co opiszę w późniejszej części tego wpisu). Po wprowadzeniu sie pod jeden dach zaczeła RAPTEM (po miesiącu albo dwóch) robić się dziwnie zazdrosna. Np. pisałem na FB z jedną koleżanką którą kiedyś pieprzyłem (normalna niewinna gadka-szmatka), ona akurat stała za mną i zobaczyła jej imię. Chwilę później robi wkurwioną minkę i pyta: "A kto to jest *imię*? " Mówię, że koleżanka. Ona: pieprzyłeś ją? Ja (setki myśli przelatujące przez głowę, w końcu uznaję że nie ma sensu kłamać): ee...tak. Ona: wkurwiona i pyta, dlaczego z nią gadam, czy tamta dalej mi się podoba i tym podobne. Mówię jej, że to nic takiego i żeby się wyluzowała, po prostu tamta zobaczyła że się przeprowadziłem i była ciekawa co u mnie. Powiedziałem też mojej że tamta ma od dawna chłopaka, itd. Wszystko zgodnie z prawdą, nic do laski nie czuję, ale zawsze była wobec mnie OK, więc nie miałem powodów żeby zrywać kontakt albo ją ignorować. Oczywiście tłumaczenia na nic, bo ja „nie powinienem z nią gadać skoro jestem teraz z kimś innym”, na szczęście na ten sam dzień temat ucichł. Ale pretensje były ostre i zapalila mi się w głowie czerwona lampka. Jakiś tydzień później znów siedzę na Pejsbuku, wyświetla się po prawej ta głupia lista znajomych na czacie. Ona: Ej, kto to jest ta *imię* ? Mówię: koleżanka Ona: pieprzyłeś ją? Ja: ee...(najpierw ździwienie - skąd ona wie, później - problem, bo pieprzyłem ją już jak się z moją obecną dziewczyną znaliśmy, opiszę to poniżej)...tak. Gównoburza, bulwers, foch, pytanie kiedy ostatni raz z nią "to robiłem". Myślę sobie, skoro ostatnio miała taki problem z dziewczyną którą pieprzyłem długo zanim się poznaliśmy, to co będzie jak jej powiem że pieprzyłem tą jeszcze 6 miesięcy po tym jak się poznaliśmy? Więc niestety, okłamałem ją (stupid), że ostatni raz jakoś w grudniu, czyli chwilę zanim się poznaliśmy. W następnych tygodniach/miesiącach pytała jeszcze kilkanaście razy o to kiedy ostatni raz ją pieprzyłem, mówiła że mi nie wierzy, że kłamię, że coś kręcę itd. Ja się ciągle zastanawiałem co się dzieje i co jej tak raptem odjebało, skoro wcześniej była mega w porządku i zachowywała się jak kobiecy Budda, a tu raptem transformacja w psychogirl raz na jakiś czas. Oczywiście potrafiła raptem mi wyjechać z czymś takim w „sielankowych” momentach, po seksie, przed, albo jak się razem relaksowaliśmy i wszystko się pieprzyło. Oczywiście powiedziałem jej że nie toleruję takich akcji i że to moja sprawa kogo mam na pejsbuku i z kim piszę i że ma się wyluzować, a ona się uspokajała i mówiła, że rozumie. Ale okazało się że temat jest dużo bardziej popieprzony, niż mi się wydawało. Wtedy jeszcze nie powiedziałem jej ani razu, że ją kocham (bardzo poważnie traktuje takie deklaracje). Jakiś czas później, znów siedzę przy kompie, gadam z kolejną dziewczyną którą pieprzyłem (AŻ raz), do której też nic nie czuję, ale po prostu ona złożyła mi życzenia na urodziny a ja jej. Moja przechodzi przez pokój za mną i co? Tak, zgadliście: "KTO TO JEST?! DLACZEGO Z NIĄ ROZMAWIASZ?" (Nadmienię tutaj że w międzyczasie gadałem też z innymi laskami, których nie pieprzyłem nigdy i nie pytała mnie o nie..bo gdyby pytała to uznałbym że psychiczna/mega zakompleksiona i uciekł). W tym momencie serio się zestresowałem. Po pierwsze, czy moja kobieta ma zdolności parapsychiczne? Skąd ona wie które dziewczyny pieprzyłem? Jak to możliwe, że zawsze trafia? Można to zobaczyć w rozmowie na żywo po mowie ciała, ale... po rozmowie na facebooku i to jeszcze o dupie maryni? Żadnych zdjęć na fb z tymi dziewczynami nie miałem. Zacząłem tłumaczyć na spokojnie że koleżanka i że nigdy jej nie pieprzyłem (bo dwa razy dostałem już opierdol za przyznawanie się do seksu z innymi laskami i tym razem chciałem mieć święty spokój), ale ona ostro wierciła temat- skąd ją znam, kiedy ostatni raz się widzeliśmy, czy mi się podoba i tysiace innych pytań, wszysko mega agresywnie i blisko płaczu. W tym momencie nerwy mi puściły, zacząłem ją opierdalać żeby dała mi i sobie spokój bo mnie przytłacza, że wyjechałem za nią do innego kraju, dużo droższego od Polski, kraju który mam w dupie (ładnie, ale wolałbym np. Tajlandię), jestem tu bez znajomych, więc jeśli to nie jest dowodem mojego przywiązania i uczucia do niej, to ja nie wiem co jest. Oczywiście argumenty logiczne nie docierały. Zaczęliśmy się kłócić i drzeć na siebie mordy, bo jak normalnie jestem spokojny, tak tu mnie już przysłowiowy chuj strzelił. W pewnym momencie kazała mi popatrzeć jej w oczy i przysiąc że jej nie okłamuje i że nigdy nie pieprzylem tamtej. Zrobiłem to, bo nie chciałem rozpieprzyć tego związku (stupid), zależało mi na niej bardzo. Nie chciałem żeby przez jeden seks z tamtą wszystko się zjebało (później opiszę, dlaczego to zrobilem). Okłamałem ją w ten sposób kilkukrotnie...w żywe oczy. Nie jestem z tego dumny, o nie. Zamieniłem się z faceta w wijącego się piskorza. Tak się nie robi. Później temat wracał kilkunastukrotnie, wiele razy w najbardziej popieprzonych sytuacjach (po seksie, podczas obiadu itd), a moja regularnie wyciągała temat na wierzch z byle powodu, mówila że kłamię, że wie że kłamię, że mi nie wierzy. Kłóciliśmy się o to naprawdę bardzo ostro co najmniej klika(może nawet -naście) razy na przestrzeni kilku miesięcy. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy one wszystkie nie skontaktowały się czasami ze sobą. Napisałem więc do tamtej z którą raz się przespałem, żeby się upewnić i żeby poprosić ją, że gdyby moja dziewczyna coś do niej pisała, to żeby potwierdziła moją wersję („tylko koleżanka”). Tamta się zgodziła, zapytała czy moja dziewczyna ma 16 lat że tak reaguje (nie, za to miała coś innego, ale o tym zaraz), pogadaliśmy trochę, wspomnieliśmy jaki to słaby seks był (bylem na kacu i totalnie się nie popisałem) i pośmialiśmy się, ona powiedziala że bardzo się jej podobałem, ja powiedzialem jej że może kiedyś się spotkamy (choć nie mialem takich planów) i wsio. Moja się w tym czasie jakoś uspokoiła i wyluzowała. Powiedziała że jednak mi wierzy i skoro jej tyle razy mówię, że nic z tamtą nie robiłem, to spoko. W międzyczasie, oprócz tego, było sielankowo. Spacery, rowery, plaże, bardzo dużo pracowałem nad biznesem i bardzo produktywnie, wspierała mnie, wspaniały seks, duże emocje, powiedzieliśmy sobie w końcu, że się kochamy, po prawie roku znajomości (ona pierwsza uzyła tych dokładnie słów, gdyby to analizować). Pod koniec, przed samym wyjazdem zaczeły się znowu jakieś jej wątpliwości, byliśmy na wyjeździe autem i pamiętam że spędziliśmy 2 dni na kłótnie, coś jej odwalało, milczała bez powodu, odpierdalała fochy, itd. Teraz przewijka prawie 5 miesiecy do przodu: lipiec tego roku. Wróciliśmy do Polski. Ogólnie wtedy zaczał chorować jej dziadek, do tego mi też trochę obniżył się nastrój (przeprowadzka z pięknego miejsca nad ciepłym morzem na stare śmieci w PL). Często miala zryty humor i pytala mnie o różne głupie rzeczy - np. idziemy na spacer, a ona pyta czy byłem tu i tu z jakąś tam laską i smutne minki i milczenie, itd. No ręce opadają. Końcówka lipca - następnego dnia mamy jechać do Warszawy a stamtąd lecieć na 3 tygodniowy trip do Azji Mniejszej. NOC PRZED jestem u niej, wszystko spoko, raptem ZNÓW WYCHODZI TEMAT TAMTEJ „raz wyruchanej”, pyta mnie po raz nie-wiem-już-który czy jej nie pieprzyłem, mówi, że kłamię, każe mi wymieniać ile mialem przed nią dziewczyn, ich imiona i opowiadać o nich (myślę: chyba Cie pojebalo, co to, przesluchanie na milicji?). Opierdalam ją, chcę już się ubierać i wyjść a ona na to: Ej...mówisz że na pewno jej nie pieprzyłeś, tak? Ja: TAK, KURWA! Daj mi wreszcie... Ona: To co w takim razie robiły na twoim dysku jej zdjęcia? Ja: (zonk i pustka w głowie, jakie zdjęcia? Jakie, kurwa, zdjęcia?) ...Jakie zdjęcia? Ona: Nie kłam. Miałeś na dysku przenośnym jej zdjęcia. Kilka zdjęć. Ja: Jak to? Ona: Parę tygodni po tym jak się do mnie wprowadziłeś, dałeś mi na dysku przenośnym zdjęcia które razem robiliśmy. W folderze z tymi zdjęciami był folder który nazywał się (jakoś tam), widziałam tam miniaturkę swojego zdjęcia. Weszłam i zobaczyłam tam zdjęcia swoje i innych lasek. Między innymi *imie tej dziewczyny z którą byłem i która zmarła* i jeszcze innej która pasowala do opisu twojej pierwszej dziewczyny. Ja też tam byłam. I tamte laski z którymi widziałam że gadałeś. I tamta ruda jebana suka też!! I co teraz powiesz? Dalej będziesz kłamał? (w tym momencie całe życie przelatuje mi przed oczami) O kurwa mać... (mózg mi raptem „zajarzył”): Kiedyś, jak miałem bardzo zły nastrój i prawdopodobne depresję, zrobiłem sobie album ze zdjęciami wszystkich dziewczyn z którymi uprawiałem seks. Taka viagra dla ego, żeby w dni w które czułem się jak frajer, ciota i laps sobie to włączyć, zobaczyc te wszystkie ładne buzie i podbić sobie swoją wartość. Próżne, szczeniackie, trochę głupie, ale skuteczne. I ja, głupek wsiowy niemyty, pała bezmyślna, nie dość że zgrałem ten folder ze wszystkimi zdjęciami na dysk przenośny ze stacjonarnego, to jeszcze wziąłem ten sam dysk przeprowadzając się do niej i zupelnie o tym zapomniałem. Nagroda Darwina dla debila roku. No to teraz moglem albo dalej pociskać ściemy w stylu platformy obywatelskiej i mediów mainstreamowych, ale uznałem że to już dłużej nie ma sensu i się przyznałem że ją pieprzylem, że tylko raz, że naprawdę było słabo i że więcej jej juz nie widziałem na oczy i że nic do niej nie czuję (wszystko prawda) i że było to w czerwcu, krótko po tym jak wróciłem od niej z UK (O tym zaraz). (Nie da się chyba gorzej zjebać, niż kłamać komuś kilka razy w żywe oczy, a później się przyznać). W tym momencie kazała mi wypierdalać ze swojego domu. Myślę sobie: rozjebałeś wspaniały związek z najlepszą dziewczyną jaką poznałeś, debilu. Ty idioto! Dobrze ci tak. No to wstalem, ale zanim zdążyłem wyjść ona zaczęła mnie powstrzymywać i kazała wyjaśniać to wszystko (bo "chociaż tyle jesteś mi winny"): dlaczego to zrobiłem, dlaczego z nią, dlaczego ją okłamywałem w żywe oczy itd. Oczywiście mówienie prawdy i mówienie wprost nie dzialało (prawda jest taka że rzeczywiście kłamałem jej wcześniej kilkanaście razy w żywe oczy, krzycząc jej w twarz kłamstwo , więc zawiodlem jej zaufanie na maksa), mówienie że kłamałem wtedy żeby dała mi spokój i mnie nie opieprzała za przeszlość nie działało tym bardziej. Tłumaczenie ze robiłem to, bo nie mogłem zmienić przeszłości a nie chciałem jej stracić też naturalnie o kant dupy do rozbicia. Przyszla mi też do głowy ciekawe spostrzeżenie: JAK TO? WIEDZIAŁAŚ O TYM JAKOŚ OD LISTOPADA, A POWIEDZIAŁAŚ MI O TYM W....CZERWCU?!? Te wszystkie kłótnie, te wszystkie moje kłamstwa, nic z tego nigdy nie miało miejsca gdybyś mi odrazu powidziała co widziałaś! Co jest z tobą nie tak!? Ona mi na to, że nie była pewna, że nie wiedziała że pieprzyłem tamtą, że się łudzila że może jednak nic mi z nią nie wyszło i wgrałem sobie tam jej zdjęcia bo to mój 'fap folder' i że tym bardziej nie miała pojęcia że coś robiłem z tamtą jak już się znaliśmy...że chciała żebym jej w końcu powiedzial prawdę, bo próbowała o tym zapomnieć, ale jest we mnie zakochana i ciągle jej to nie dawało spokoju i wracało do niej w najdziwniejszych momentach... Szok. Nazajutrz wyjazd, a my na maksa pokłóceni. Kłóciliśmy się i rozmawaliśmy całą noc, w końcu powiedziałem wszystko co mogłem powiedzieć, co, jak, dlaczego tak a nie inaczej i się pogodziliśmy (tak myślałem). Wziąłem ją, byl zajebiscie podniecający seks "na zgodę", wstalem jakąś godzinę później (czułem się jak gówno) i pojechałem na chatę. Teraz rozkmina: jechać do warszawy i lecieć razem czy nie. Pojechaliśmy do lasu na spacer pogadać o tym znowu i co?...powtórka rozmowy z tamtej nocy. Te same pytania, te same wątpliwości, te same wyzwiska na mnie, ten sam płacz, kwasy. No deja-vu. Ale myślę sobie, okłamywalem ją przez tyle czasu, uważa, że ją zdradziłem, mówi że jej rozjebałem samoocenę, zrozumiałe. Ostatecznie ja bylem za tym żeby zrobić sobie przerwe od siebie i skupić się na biznesie (ona jest studentką ale też ma swój biz, pokazałem jej co i jak). Ona że nie, bo ma w domu słabą sytuację, dziadek chory, ona zdołowana, nie może na to patrzeć i nie może mu pomóc, nie chce tutaj zostawać, jedźmy, będzie super, przepracujemy to a i tak będziemy musieli przecież przez to przejść jeśli nie chcemy się rozstawać. Miałem co do tego bardzo popieprzone odczucia i poważnie się nad tym zastanawiałem. A czas krótki. Ostatecznie zrobiła się znowu kochana, powiedziała że mi wybacza, uznaliśmy że jedziemy. Ona spóźniła się na pociąg (placiliśmy z góry) i 120 zł za bilety w dupę. Pojechaliśmy do niej, wszystko było ok, później wróciliśmy na dworzec i pojechaliśmy następnym. No i zaczęło się: w pociągu, przy ludziach, znowu to samo, niewyobrażalna rzeźnia. Opierdolilem ją jak burą sukę, że ma nie robić mi takich akcji przy ludziach, że tego akceptował nie będę i że jak tak będzie odwalać to się rozstajemy. Co prawda nie darła japy publicznie a obok nas siedziało tylko dwóch pijaczków, ale plakała, mówiła przez zaciśnięte zęby, waliła pięscią w kanapę, obgryzała paznokcie itd. Poza tym, kto by nie siedział - tak się nie robi przy ludziach. Ogólnie całą podróż do Poznania kwas i ból, płacz i masakra. W Poznaniu (przesiadka) uznałem że pierdolę, nie jadę dalej, bez sensu. W mojej głowie pojawił się głos: "stary, to cię zniszczy. Daruj sobie. To będa najgorsze 3 tygodnie w twoim życiu, przebolej bilety i podróż i nie leć z nią". Uciekłem gdzieś tam i miałem iść do kumpla, ona dzwoniła, powiedziała że jak nie jadę z nią to ona jedzie sama i będze podróżować sama. To wróciłem (lol), ostatecznie na 2 sekundy przed odjazdem pociągu wsiadłem do niego. Znów mówiła że przeprasza i że mi wybacza i że już nie będzie, że ona nie chce tego robić, ale po prostu tak ją zraniłem że nie może tego ogarnąć a do tego jeszcze dochodzą jej problemy rodzinne (z problemami rodzinnymi to akurat była też prawda, bo dziadek ją wychowywał i był dla niej jak drugi ojciec i z którym mieszkała, ale to osobny temat). Oczywiście kilka minut później znowu się zaczęło. W Warszawie już się w końcu uspokoiła i znów zrobiła się potulna i kochana, ale za to ja czułem się jak gówno. Niewyspany i podeptany psychicznie. Ostatecznie polecieliśmy i powiem tak - sama podróż była bardzo fajna, zobaczyłem wiele zajebistych rzeczy, mam kilkanaście zajebistych wspomnień, niektóre to nawet wspomnienia oparte o moją interakcję z nią (seks w nietypowym miejscu, wspólne podziwianie widoków, lataliśmy na paralotni itd, bardzo fajne rzeczy), niestety jakieś 2/3 tego wyjazdu to był jeden wielki kwas, wypominanie mi po raz 36-ty tego samego, dwie kolejne popy przy ludziach (co prawda nie taka jak w pociągu, przy obcokrajowcach w dużej mierze i już ostatnie jak do tej pory, ale jednak - masakra - później ją tak opierdoliłem że już więcej się to nie zdarzyło, po prostu milczała). Ogólnie przerabialiśmy na okrągło ten sam motyw co podczas nocy której jej to powiedziałem, dokładnie te same oskarżenia, te same teksty, same pytania, łącznie z absurdami typu "w jakiej pozycji to robiliście?!" (oczywiście przez łzy, kilkanaście razy mnie o to już pytała). Raz jej nawet tak odjebało że przestała panować nad sobą w hostelu i zaczęła mnie bić pięścią po żebrach. Nie musze tłumaczyć że kobiety nie bija zbyt umiejętnie i było to raczej groteskowe, ale się wkurwiłem na potęgę, jak ją złapałem za rączunie to myślałem że wyrwę i wyrzucę z balkonu. Klikanaście razy byłem klika centymetrów od zerwania z nią, bo to była gehenna psychiczna. Ale zostawianie w takich krajach kobiety samej (melina i dzicz niewyobrażalna, Polska to przy tych krajach XXIII wiek i futurologia), i to jeszcze blondynki...uznałem że nie, poza tym, kurwa, kocham ją, naprawdę i jakby nie było, okłamywałem ją i zraniłem, więc poczucie winy mi zabroniło tak zrobić. A w samolocie i tak byśmy się spotkali. A jak nie, to bym osiwiał ze stresu, że coś się jej stało. Do tego jeszcze dochodziły te bardzo dobre momenty, bo gdyby nie to one to bym ocipiał i ją rzucił. Na tym wyjeździe kazała mi również pokazać rozmowy z tamtymi "wszystkimi laskami". Odmówiłem, ale odpaliła mojego kompa jak bylem w innym pokoju, a ja mialem zapamiętane hasło do pejsbuka (jakimś cudem, bo zawsze wybieram opcję nieuzupelniania formularzy). No i siedziała, czytała moje rozmowy z tamtą, płakała, opierdalała mnie itd. Dowiedziala się wtedy że gadalem z nią (rudą) już jak mieszkaliśmy razem. Było to kilka rozmów, większość o dupie jadzi, poczas jednej tamta nawet spytała czy "miłość kwitnie" a ja potwierdziłem, ale nieważne- dla niej najistotniejsze było że gadałem z nią, „po co, skoro już mieszkaliśmy razem”? Uznała też, że flirtowaliśmy (jest w tym trochę prawdy, ale robiłem to tylko dla zabawy, nie pisałem żadnych obleśnych ani dosłownych rzeczy, ani nawet nie robiłem żadnych aluzji, po prostu pisałem w zabawy i filuterny sposób, chciazby dlatego że ograniczyłem interakcje ze wszystkimi do mojej dziewczyny i brakowało mi rozmowy z innymi). No i wiadomo – „nie kocham jej, jestem zdradzieckim fiutem, okłamałem ją, już w ogóle mi nie wierzy”, itd...Ale też „nie zerwie ze mna, bo nie potrafi, bo mnie kocha”. Najlepsze jest to, że ona sama też gadała podczas pobytu we Francji ze swoim byłym, ale "ona wtedy źle się czuła" i "nie wie dlaczego to zrobiła" i "przeprasza". Czytałem tamtą rozmowę, nic strasznego tam nie było, prawdopodobnie chciała mu dojebać że teraz ma lepszego faceta i jej się fajnie powodzi a jemu nie, ale jednak hipokryzja widoczna. Wyszło też że z jeszcze inną laską spotykałem się i dymałem aż do maja, więc w czerwcu miałem 3 laski i ona była jedną z nich. Była zachwycona (czyt. harpia w ciele kobiety). Dowiedziałem się, że jestem obrzydliwym zboczeńcem, że ona mnie tak kochała a ja ją zdradziłem, itd. Całą podróż, poza tymi dobrymi momentami wyglądała właśnie tak, myslę że bardzo dużo siwych włosów sobie wtedy wyhodowałem. Nie umiem nawet policzyć tych kłótni –w chuj. Po powrocie uznałem, że jeszcze jedna kłótnia i nara, nie jadę z nią dalej w świat (musiała dokończyć studia w UK, ostatni rok), zostaję w PL i nawet jeśli zjebałem, to mam to w dupie, bo to ja jestem w moim życiu najwazniejszy. Dałem jej to do zrozumienia. I co? Nie było kłótni. Żadnej. Zero. Znikły! Zrobiło się słodko, potulnie, zajebiście, jak na początku znajomości. Bosko po prostu. No i wynajęliśmy mieszkanie w UK i pojechaliśmy. W samochodzie już kwas (!), jeszcze do tego przy moim ojcu (!!!!) który nas podwoził na lotnisko, bo... polajkowałem zdjęcia z podróży naszej wspólnej koleżanki z którą się kiedyś całowałem (..rok lata przed poznaniem mojej?) No i „po co lajkowałem skoro brzydkie zdjęcia, skoro nic do niej nie czuje, po co lajkuje, no po co?” Co prawda był to „łagodny” kwasik (po prostu milczenie i sfochane minki), ale znowu 'chuj nie strzelił', dostała opierdol bardzo sążny w hotelu. Przeprosiła mnie. W samolocie znowu jakiś foszek, na dworcu autobusowym to samo, już nie pamiętam o co. Ogólnie tak jak wcześniej miała w dupie inne dziewczyny, oprócz tych z którymi gadalem a które widziała w moim magicznym folderze, tak teraz czepiała się o wszystko co się ruszało i miało cycki. Po przyjeździe - ZACZĘŁO SIĘ, już kilka dni po wprowadzeniu się do nowej meliny. Dokładnie to samo co na wyjeździe. Te same pytania, na które odpowiadałem już setki razy, te same wyrzuty, te same wypominki, fochy najczęściej po seksie ("bo przypomniała mi się tamta ruda suka, z nią też robiłeś tak i tez ją tak trzymałeś za tyłek?" itd..), płacz z byle powodu, cisza, wyrzuty itd. itp. W tym momencie już moja kurwica sięgnęła zenitu, tylko że niestety zapłacone już za cały rok za internet, wpłaciłem kaucję, pokupowaliśmy meble, różne rzeczy do mieszkania itd... Później chwila spokoju i znów sielanki jak na początku związku, co mnie oczywiście rozmiękczyło, później znowu kłótnie - nie pamiętam już o co, ale często o pierdoly (np. byłem za długo w łazience o 2 minuty i opierdol, także już nie tylko o tamtą rudą, zaczęły pierdolić się też inne sfery. Naturalnie jak ona robiła problem z niczego to ja też w pewnym momencie wybuchałem i ją opierdalalem i sprowadzałem do poziomu, ale nic z tego konstruktywnego nigdy nie wynikło). Jak zacząłem stosować technikę "jak ty fochasz i robisz problem, to ja spierdalam z domu i się ogarnij sama", to po powrocie miałem jeszcze gorszą rzeźnię. "Dlaczego mnie zostawiłeś skoro mnie kochasz? Jak możesz patrzeć jak placzę i nic sobie z tego nie robić? Nie zostawia się tak osoby którą się kocha. Moja mama nigdy mnie tak nie zostawiła, zachowujesz się jak psychopata, niszczysz mi psychikę!" itd. To wszystko wyciskane przez łzy w ataku histerii. Jak zostawałem, to byłem zalewany wyrzutami, atakami, pretensjami. Te same pytania w kółko, do porzygu, jak na przesłuchaniu gestapo. Ostatecznie uznałem, że daję sobie czas do stycznia i zacząłem wszystko zapisywać - od 6 października mieliśmy kilkanaście kwasów/spin, w tym kilka zajebiście okropnych kłótni z darciem ryja, i trochę mniejszych spinek i przepychanek, albo po prostu jej nagłych zmian nastroju. Wychodzi z kalkulatora że od 6 października (a wcześniej też było kilka poważnych kwasów, ale nie zapisywałem żeby się nie skupiać na negatywach) średnio co 6 dni mieliśmy ostrą kłótnie z mega popierdolonymi emocjami, a co 3 dni następowało jakieś przysranie się do mnie albo coś, co mogłoby przerodzić się w kolejną mega-kłótnie gdybym się jakoś nie opanował i jej nie uspokoił, albo jej wahania nastroju. Do motywu "zdrady" doszedł kolejny - zmarł jej dziadek, z którym od dzieciństwa mieszkała i który ją wychowywał, co zupełnie rozpierdoliło jej psychikę (wcześniej zmarł jej ojciec jak miała 13 lat), więc zrobiło się jeszcze ciaśniej. Jeszcze do tego ona jest mega przepracowana - studiuje 2 kierunki po angielsku, pracuje i prowadzi biznes internetowy half albo raczej quarter time (troche pasywnie jej to idzie na automacie) co w rezultacie daje nieciekawy mix przytłoczenia życiem. Generalnie tak jak na początku był to związek idealny, dogadywaliśmy się idealnie, rozmawialiśmy jak dojrzali ludzie, tak teraz jest ciężko i psychotycznie. Bo jak wszystko jest OK, to jestem w niej zakochany po uszy, jest nam dobrze, dba o mnie, troszczy, wspiera - ale tak dosłownie - np. pomaga w biznesie jak nawet ją o to nie proszę i na prawdę pomaga (napisałem już o tym i o wszystkich jej zaletach w temacie „Związek „idealny”?”)... a później znowu załączają jej się wspomnienia o tamtej, przypomina jej się dziadek itd i sprawa się sypie (bo ja już po tych wakacjach jestem dosłownie uczulony na jej płacz, za każdym razem jak ona zaczyna raptem płakać albo wpadać w histerię i bełkotać przez łzy, ja robie się automatycznie agresywny i wycofany i mam ochotę spierdalać na biegun południowy, oczywiście za moje "wycofanie się" zawsze później czeka mnie jeszcze większa rzeźnia. Dopiero ostatnio powiedziałem: "No to co, rozstajemy się? Ide kupić bilet na samolot" to się jakoś dużo szybciej uspokoiła i przestała mnie atakować). A teraz do rzeczy, o co tak naprawdę poszło, czyli o samej zdradzie (albo nie zdradzie?): Moją kobiete poznałem w styczniu (nie ten, poprzedni). Było zauroczenie od pierwszego wejrzenia, całowaliśmy się po dwóch godzinach od poznania (oboje najebani i zjarani), odprowadziłem ją, później pisaliśmy, dowiedziałem się że ona studiuje za granicą i spotykaliśmy się w styczniu tak często jak się tylko dało, chyba jakieś 10 razy zanim poleciała. Bardzo szybko doszedlem do wniosku, że ją uwielbiam. Zanim ją poznałem i w czasie jak ją poznawałem, spotykałem się na seks z inną dziewczyną (małolata, 18 lat), która czasami wpadała ze swojej wiochy do miasta na seks ze mną. Taka typowa relacja friends with benefits, wpadaj na rżnięcie w hotelu, trwająca wtedy jakieś 6 miesięcy. Ta dziewczyna była głupia, ale sympatyczna i seks był fajny, więc kontynuowałem znajomość, bo przecież trzeba mieć najebane żeby zerwać z dziewczyną z którą ma się wygodny układ tylko dlatego, że poznało się inną (a jeszcze nic się z nią nie robiło oprócz całowania się i chyba handjoba a perspektywy na związek też są marne, bo życie). Później do końcówki marca gadaliśmy tylko na skype, ona była w UK, ja w PL. Potrafialiśmy rozmawiać po kilka godzin dziennie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Nasza relacja coraz lepiej się rozwijała, mimo że oboje nie wierzyliśmy w zwiazki na odleglość, ale żadne z nas nie chciało tego kończyć „z rozsądku”. Od pierwszego spotkanai nie byliśmy się w stanie ze sobą pożegnać. Nieraz w środku nocy potrafiła odpuścić ostatni autobus, bo nie mogliśmy się od siebie odkleić. W marcu zacząłem męczyć się tamtą licealistką, zobaczyłem że trochę za bardzo jej zależy, a brakowało mi bardziej częstego seksu, więc zagadałem do jakiejś rudej laski na przystanku autobusowym. Podryw wyszedł kulawo, zacząłem się jąkać itd, nie chciała mi dać numeru tel. Ale wzięła mój. I sprawa ucichła na długo. W kwietniu moja obecna dziewczyna przyleciała na święta. Znowu euforia, spotykanie się najczęściej jak się da. Wziąłem ją nad jezioro, prawie uprawialiśmy seks, ale jak już miałem w nią wchodzić to raptem coś jej się odwidziało i wszystko skapcaniało. Już myślałem że to koniec, bo sytuacja była dziwna, ale kilka dni później zabrałem ją do hotelu i zrobiłem co trzeba. I było zajebiście. Ale nic sobie nie obiecywaliśmy, nie nikt nie mówił „jesteśmy teraz razem”, itd. Myślałem że teraz pobawimy się w łóżku co nieco, a później ona wyjedzie i tak z Polski i chuj bombki strzeli. Nie chciałem żeby strzelił, ale inne opcje wydawały się trochę bajkowe i nierealne. Wtedy mój biznes dopiero raczkował i zarabiał mi w miarę znośne pieniądze jak na PL realia, albo „bezdomne” jak na realia zachodnie i dalej pracowalem w gównianym biurze. Ogólnie mógłbym z takim dochodem mieszkać w szałasie w Etiopii, nie w Europie. Dalej jednak spotykałem się z „maturzystką” raz na jakiś czas, bo: nie potrafiłem zerwać (nigdy nie kończyłem znajomości, zawsze kończyły się same w naturalny sposó , bo czułem się samotny (nie miałem dziewczyny w moim mieście, większość kumpli powyjeżdżała), bo pracowałem na chujowym „etacie” na umowie o dzieło i zarabiałem grosze, więc nie było opcji polecieć sobie do Francji albo UK, bo miałem w miarę regularny seks (maratony co 2-3 tyg) i w sumie to czasami całkiem spoko się bawiliśmy- głupia była, ale sympatyczna. Bo miałem depresje, czułem się zagubiony w życiu i chodziłem do psychoterapeuty. Bo moja nigdy nie powiedziała mi że chce żeby wyszło z tego coś poważnego. Bo moja zawsze mówiąc o tym że wyjeżdżą niedługo do UK albo Francji bardzo się cieszyła, przynajmniej tak to wyglądało. A ja byłem tym faktem raczej zdołowany. Myslałem że albo kogoś tam ma i tutaj sobie robi romans na boku, albo tez sobie zdaje sprawy że nic poważnego z tego nie wyjdzie. Dodatkowo, w międzyczasie (jakoś pod koniec marca, na początku kwietnia) ta ruda dziewczyna którą zagadałem na przystanku zaczeła się do mnie odzywać, niz gruchy ni z pietruchy. Spotkaliśmy się kilka razy, byla dość cicha i małomówna, rozmawiało się średno, ale wspólne obszary były i podniecała mnie czysto seksualnie. Całowaliśmy się kilka razy, raz wpadłem do niej i rozebrałem od pasa w górę, ale nic poza tym. Później kontakt się jakoś trochę urwał, ale miałem ochotę skończyć to co zacząłem, bo zawsze chciałem czerwonowłosą z tatuażami. Ostatecznie moja obecna dziewczyna wróciła do UK, ja w końcu rzuciłem pracę i uznalem że inwestuje 100% energii w biznes. Po rzuceniu pracy zrobiłem sobie tydzień luzu, dużo piłem i paliłem, „maturzystka” truła mi też dupę żebym wpadł do niej na wieś, to wsiadłem do autobusu i pojechałem imprezować, chlać, cpać, jarać i robić brzydkie rzeczy. Odreagowywać i żyć. Kontakt nam już wtedy siadał totalnie, ona chyba zaczynała coś do mnie czuć a ja się balem że jej odjebie, ale milo tamten wyjazd wspominam. To było nasze ostatnie spotkanie, chociaż oficjalnie nie mówiłem jej, że tak będzie. Uznałem że zbyt się już zauroczyłem w mojej obecnej dziewczynie, poza tym ta jest za młoda i nie chcę jej wykrzywić psychiki, nie mówiąc już o leceniu na trzy fronty, co jest dość trudne. Po prostu jakoś naturalnie przestaliśmy praktycznie do siebie pisać, chyba że raz na kilka tygodni jakaś sucha rozmowa. 2 tygodnie później poleciałem na 6 dni do mojej obecnej dziewczyny na zadupie na Wyspach, tu gdzie teraz siedzę. Był czerwiec, cieplutko – piliśmy, paliliśmy, seks co chwile, wspaniale było. Jedyny zgrzyt to taki, że mialem wtedy oszczędności jakieś ...600 zł? I zdecydowałem się to wszystko wydać, żeby do niej polecieć. Bo bardzo chciałem. Jakoś po kilku dniach pobytu podsłuchałem niechący rozmowę (one nie wiedziały, że słyszałem): -jej koleżanka: a wy jesteście razem? Moja: *śmiech*, nie...nieee, no co ty. To jest takie, wiesz... Trochę mnie to „kujnęło”, ale nic sobie faktycznie nie obiecywaliśmy, dodatkowo ona bardzo często powtarzała że nie wierzy w związki na odległośc ani w ogóle w związki, itd. Ja sobie zdawalem sprawę, że zarabiam chujowo, ona po wakacjach wyjeżdża do Francji, ja nie znam francuskiego, pracy nie znajdę (i nie chcę), później jeszcze musi skończyć studia w UK, więc nic raczej z tego nie będzie. No to w takim razie luz. Po powrocie dalej się spotykaliśmy, jednak jakieś 2 tygodnie później odezwała się ruda z przystanku. Poszliśmy na spacer, ogólnie nie miałem wobec niej jakichś szczególnych planów, ale wyszło tak że poszliśmy do akademika i ją przeleciałem. Było słabo bo dzień wcześniej ładowałem łychę i byłem taki na 40%, no ale tak wyszło. Później ogólnie kontakt się rozjebal. Dowiedziałem się też że zdradziła ze mną swojego chłopaka, więc miałem co do niej "mieszane uczucia" (ździrka, a z drugiej strony ja też czułem, że coś jest nie tak. Że moja pisała mi już wtedy od początku znajomości codziennie słodkie smsy, rozmawialiśmy godzinami na skajpie, na chuj to zrobiłem? Czułem się winny, wiedziałem że byłoby jej bardzo smutno gdyby się dowiedziałą). Ruda pisała do mnie często ale nie chiała się spotkać, a ja uznałem, że chcę wycisnąć maks z biznesu i ze spotkań z moją obecną kobietą skoro za jakiś czas wyjeżdża, i że nie będę chyba się bawił znów na dwa fronty, szkoda energii. W tym czasie coraz bardziej zacząłem się zakochiwać w mojej, zauroczony byłem od początku, ale wtedy chemia zalała mi mózg. Pewnie przez regularny seks z nią. Któregoś razu wpadła do mnie na prawie 2 tygodnie i było cudownie pod każdym względem, wspaniałe wspomnienia. Zacząłem też pracować po 10h dziennie albo i więcej i moje zarobki zajebiście poszybowały w górę. W sumie nie miałem zielonego pojęcia że da się aż tak powiększuć swój dochód w 2 miesiące. Raptem okazalo się, że jak tak dalej pójdzie to zacznie mnie być stać na Francję, cieplą i słoneczną, z palmami i morzem, a mieszkaniem w moim rodzinnym mieście po 1.5 roku już rzygałem. No to wziąłem się jeszcze ostrzej za zapierdalanie. W tamtym okresie jedyne co robiłem to pracowałem, spotykalem się z moją dziewczyną co kilka dni (wtedy też nie było to oficjalne, dopiero w sierpniu zaczeła podpytywać czy jesteśmy razem, ale jej nie odpowiedziałem i nie doszliśmy do niczego, bo nie byłem pewny czego chcę), zazwyczaj na jakieś dwa dni (nocowałem u niej), cośtam jadłem, piłem i spałem. Ostateczne we wrześniu mieliśmy jakiś mały kwasik o pierdółkę, nie pamiętam już jaką. Usiedliśmy na przystanku autobusowym. Ona powiedziałą, że może nie ma sensu tego kontynuować, bo i tak wyjeżdża a ja raczej nie ogarnę przeprowadzki do niej. A ona nie chce znów związku na odległość, tęsknić za mną i się męczyć. Już chcialem powiedzieć: "masz racę", ale popatrzałem na swoje miasto z góry... Noc, zimno, wieżowce, żabki, w oddali kominy...puste ulice, znajomi powyjeżdżali...migają pomarańczowe światła na przejściach dla pieszych.. coś mnie kurwnęło w serce, zachciało mi się płakać jak dziecku. Szklanka w oczach. Zdałem sobię sprawę jak się do niej przywiązałem i jak mi na niej zależy. Podjąłem decyzję, że jadę z nią. Szukaliśmym mieszkania (dużo zabawy i dużo kłopotów, ale było fajnie), znaleźliśmy zajebistą kawalerkę blisko morza, ona poleciała pierwsza. W międzyczasie jeszcze, z tego co pamiętam, poznała moich rodziców, bo bardzo nalegali. Uznali jednogłośnie że jest zajebista i że mi gratulują takiej dojrzałej i odpowiedzialnej dziewczyny. Ja siedziałem jeszcze przez miesiac i pracowałem ostro, w międzyczasie zmarła mi babcia, pojechałem na pogrzeb a później ostatecznie spakowałem manatki i poleciałem do Francji. I żyliśmy słonecznie i szczęśliwie w naszej małej, pięknej i przytulnej kawalerce, Aż pewnego słonecznego dnia nie znalazła na dysku twardym zdjęć wszystkich moich byłych. I tu się kończy, a zarazem zaczyna cała ta historia. I reszta tak jak pisałem w innych wątkach i w tym. Odkąd jestem tutaj, sprawa jest popieprzona. Napięta. Kwasów o to że ją oklamałem i „zdradziłem” już właściwie nie ma, ale za to jest kurewskie napięcie po śmierci jej dziadka, jej przepracowanie, moje stresy z biznesem. A to wszystko przeplatane taką samą cudownością jaka panowała jak się poznaliśmy, wcale nie słabnącą, gestam, wzajemnymi prezentami, zajebistym seksem. Co za rycie bani. A ja dalej jestem w niej zakochany i cierpię na ociężałość mózgową. I taka to robota z tym wszystkim. Wkleiłeś dwukrotnie dość długi fragment, usunąłem zdublowaną treść. Q
  17. Pisałem już o moim przypadku na jednym z forum i pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie podzielenie się tym również tutaj. Jest to bardzo długa i złożona historia która zaczęła się od znajomości w pracy. Ja byłem na wyższym stanowisku od niej, impreza firmowa, wymiana zdań i nagle staliśmy się parą. Wszystko wydawało się zbyt szybkie i abstrakcyjne żeby było dla mnie prawdziwe bo była to pierwsza dziewczyna którą miałem (jest starsza ode mnie o kilka lat, to ważny element). Początkowe fazy związku wydawały się bardzo dobre, dużo rozmów, codziennie się widzieliśmy, ona była osobą bardzo energiczną i żywiołową co sprawiło, że sam trochę się otworzyłem i nie byłem 100% racjonalistą. Problemy zaczęły się pojawiać po kilku miesiącach związku...Kłótnie w których ja czułem się winny bo nie zrobiłem "x" lub nie pomyślałem o "y" i nie czuła się przy mnie "piękna". W tym momencie pojawił się jej ex o którym zacząłem coraz więcej słyszeć. On to, przy nim tamto, jak on wracał z pracy to "rzucałam mu się na szyję" itd. Wszystko to co o nim słyszałem argumentowane było "szczerością" którą tak ceniła, a którą coraz to bardziej nienawidziłem. Dowiadywałem sie mnóstwa rzeczy o niej; o tym ilu miała chłopaków (podała dwudziestu paru), o tym jak jeden z nich był jakimś perkusistą, drugi podrywał ja na samochód itd. Był również jej ostatni facet przede mną, który będzie drugą pierwszoplanową postacią tego tematu. Żołnierz, starszy od niej, kolej o którym nie wiem wiele, ale wiem tyle, że wystawił ją, pozwolił wyśmiać przy znajomych i mówił chore rzeczy na jej temat podczas picia z jej ojcem (za co gościa znienawidził). Jej on się podobał, czuła, że do niego należy (to jej słowa) i się przy nim nie nudziła. Jednym z kulminacyjnych momentów było jej naleganie żebym z nią zamieszkał kiedy jeden z jej współlokatorów się wyprowadził. Początkowo zgodziłem się, ale po przemyśleniu wszystkiego, tego, że zostawiłbym swoich dotychczasowych przyjaciół dla dziewczyny którą znam 3-4 miesiące i płacenia podwójnego czynszu jest idiotyzmem i nie powinienem tego robić... Od tego momentu zaczęło się wszystko sypać. Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia... przez nią, ponieważ przez cały ten okres musiałem z nia rozmawiać i tłumaczyć, żebyśmy byli razem, że będzie dobrze kiedy ona "miała dość i chciała być sama". Uspokoiło się, przez tydzień. Sylwestra spędziliśmy razem, bez większych wrażeń poza seksem, czułościami i słyszeniem od niej, że mnie kocha. Znowu czułem, że będzie ok i jej przejdzie, że nie będzie się zamykać w sobie i nie będzie myśleć o tym jak bardzo jej tata jest na nią cięty (wcześniej była córeczką tatusia, miała wszystko i nagle zaczęło się wszystko sypać, to ważny element historii). Chodziłem do niej, odwiedzałem, rozmawiałem, przynosiłem rzeczy/prezenty i myślałem, że jest szczęśliwa. Ona ciągle nie czuła się piękna. Wysyłała zdjęcia, odpisywałem "Tomek, to takie puste", nie wiedziałem jak reagować... Autentycznie za każdym razem jak dostałem zdjęcie to nie było coś spontanicznego, coś zeby poprawić mój humor i jej samoocenę, to był test czy powiem coś co ona chce usłyszeć, a nie to co czuję (gwoli pytań, moje odpowiedzi nie kończyły się na "fajne" "ślicznie" itp. były bardziej elokwentne...ciężki romantyzm, ale z każdego słowa wylewała się miłość, widocznie tylko dla mnie). Dobijający stał sie tekst "kiedy on (jej eks) to mówił, to do mnie bardziej trafiało". Zabolało, cholernie.... Wszystko poleciało wtedy. Siedziała na telefonie częściej niż zwykle, przy mnie kiedy spędzaliśmy razem czas. Dojrzałem kiedyś imię osoby do której pisała, imię dziewczyny, spoko... Potem doszło do tego, że widziałem wiadomości na jej FB... Nagie zdjęcia, do jej byłego. Nie wiedziałem co zrobić. Napisałem, że to chore i obrzydliwe, że jak można mówić drugiej osobie, że się ją kocha, a potem robić takie świństwo. Nie odzywałem się tydzień, dostawałem sms-y z przeprosinami, z prośbami o kontakt z nią, pisała mi pierdoły, że dostała jakąś ocene w szkole i chciałaby mi powiedzieć o tym osobiście. Po tygodniu poszedłem do niej. Miała mnie w dupie. "Myślisz, że przyjdziesz tutaj po tygodniu nie odzywania się i skoczę Ci w ramiona?". Szok. Wytłumaczyła mi, powiedziała, że gdybym tylko przyszedł do niej wcześniej, pokazał te wiadomości które wysłała to wyjaśniłaby mi normalnie dlaczego do tego doszło... ostatecznie wyjaśniła i wyszło na to, że potrzebowała atencji której nie miała u mnie. Potrzebowała aby ktoś inny powiedział, że ma fajny tyłek, zaj**iste cycki czy cokolwiek innego i był to akurat jej były. Doszliśmy do porozumienia, sam nie wiem jak, ale jakoś. Mijały tygodnie, a ja żyłem w tym chorym związku w którym nie wiedziałem czy być zazdrosny, szczęśliwy czy wściekły. Pojawiła się jej bliska koleżanka z przeszłości która mnie polubiła i mówiła jej żeby się mnie trzymała bo nie pożałuje. I tak powoli od tej koleżanki dowiadywałem się co się dzieje za moimi plecami. Kiedy ja jechałem do siebie do domu, a ona do swojego (chodzi mi o domy rodzinne), rozmawialiśmy, że fajnie byłoby teraz być razem, a nie wyjeżdżać. Pytałem jej gdzie jest, "w kinie z siostrą". Spoko, wszystko wydawało się być normalne. Potem dopiero okazało się, że wcale nie wyjechała w ten sam dzień co ja, tylko była w szkole, wróciła z niej, a na nią pod mieszkaniem czekał były i pojechali do kina. Osoba która mówi, że kogoś kocha robi coś takiego myśląc, że się nie dowiem, ale się dowiedziałem. Byłem wtedy w pracy, wyszedłem z niej aby się z nią spotkać i skonfrontować posiadając w.w informacje. Była wtedy sama w domu, była cholernie zdziwiona, że przyszedłem. Usiadłem i powiedziałem jej żeby wyciągnęła portfel i wyciągnęła wszystko co tam jest. Wyciągnęła drobne, kilka dupereli i zdjęcia, jedno z nich to jej były. Nie pytajcie skąd o tym wiedziałem, po prostu miałem przeczucie. "Miałam je tutaj bo chciałam je mu oddać". Bez sensu, można było je wyrzucić albo spalić, nieważne. Zapytałem jak było w kinie. Wtedy się zdziwiła, bardzo. Byłem oschły, nie czułem nic, ona ryczała jak nie wiem co, dyszała i trzymała mnie za ręce żebym nie wychodził, zatrzymywała mnie w progu, błagała, mówiła, że mnie kocha i się zmieni, proponowała seks, wszystko bylebym nie wyszedł. Poszedłem myśląc, że mam to już za sobą. Minęło trochę czasu, nie wiem co mi do łba strzeliło, ale chciałem z nią porozmawiać, wyjaśnić to wszystko jeszcze raz. Tym razem było to samo co po tygodniowym nie odzywaniu się, miała to w dupie i powiedziała, że ona się nie zmieni i ona już podjęła decyzję. Słyszałem od niej najgorsze rzeczy jakie przyszło mi słyszeć od drugiego człowieka. "Jest ktoś ważniejszy od Ciebie, zawsze był", "W końcu będę miała normalny seks w ten weekend", "nie wiem co w Tobie widziałam", "wystarczyło, że do Ciebie zagadałam i od razu rzuciłeś mi się w ramiona". Śmiałem się kiedy to słyszałem, z uśmiechem na twarzy zapłaciłem za piwo które piliśmy przy rozmowie w której padały te zdania i poszedłem do domu. Przepraszała mnie za wszystko co powiedziała wtedy. Zaczęła się umawiać ze swoim byłym, a ja debil utrzymywałem ten kontakt licząc na nie wiadomo co. Słyszałem wszystko o jej byłym, co ona dla niego robi, że ona ma ją w dupie kiedy ona się stara, że nigdy nie będzie wystarczająco dobra dla niego, jaki prezent urodzinowy dla niego naszykowała, a on miał "wyj**ane". Trwało to miesiąc, miesiąc w którym byłem przyjacielem-przydupasem-sępem który czekał na padlinę. Znowu ryczała, opowiadała o tym jak została zraniona przez niego, że ze mną było spokojnie i nie musiała się bać, że coś się stanie... Łyknąłem to, jak młody pelikan. Znowu chciałem z nią być. Mówiła, że teraz ma o wiele większy szacunek do naszego związku. Było tak jak na początku, ale dla mnie to był początek najbardziej toksycznego okresu w moim życiu. Moi bliscy wiedzieli o niej to co napisałem do tej pory. Będąc z nią skazywałem się na miano idioty i frajera który uwziął się na jedną dziewczynę jakby nie było innych na tym świecie. Brnąłem w to bo czułem, że jestem szczęśliwy, postawiłem na swoim i miałem rację. Pojawiał się również element zauroczenia, nie było dla mnie piękniejszej osoby i moja samoocena zatrzymywała się tam gdzie kończyła się cierpliwość mojej dziewczyny. Czułem się pewny siebie gdy było dobrze i się nie kłóciliśmy, ale gdy coś było na rzeczy to momentalnie nie potrafiłem postawić na swoim i starałem się dyplomatycznie szukać kompromisu jednocześnie robiąc z niej ofiarę kiedy to ona zrobiła głupotę... Ale ciągle myślałem, że będzie lepiej. Kupiliśmy bilety na wycieczkę do Londynu, pozostawała kwestia znalezienia noclegu, zrobienia planu gdzie idziemy i zagospodarowania pieniędzy... Jest to część historii której na prawdę nie chce opisywać. Podsumuję to tylko tak, że wydałem około 2000 zł na kilka dni wycieczki w której połowę czasu była obrażona. Powód ? Nie zorganizowałem wycieczki sam, nie ogarnąłem noclegu sam i nie wymieniłem wszystkich pieniedzy. Ostatniecznie zamiast się cieszyć sobą wyszła z tego strata czasu, nerwów i pieniędzy. Mniejsza o to. Na okres wakacji wyjechała do swojego miasta rodzinnego, oddalonego o 450 km ode mnie. Był to okres kiedy nie miała szkoły (studiowała dziennie, ja pracowałem i uczyłem się zaocznie) i chciała odpocząć. Pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy i było nieźle pomimo tego, że się nie widzieliśmy. W końcu doszło do tego, że pojechałem do niej. W końcu mogłem poznać jej rodzinę i bliskich, spędzić z nią czas i odpocząć. Podróż nie należała do najprostszych, odwołany pociąg, spanie na dworcu przez 5 godzin, ale miałem to gdzieś, wiedziałem, że się z nią spotkam do długim czasie i na pewno będzie szczęśliwa jak mnie zobaczy. No cóż, zmartwię was. Przyjechała po mnie wcześnie rano na dworzec i zamiast uścisków i radości skończyło się na pretensjach, że nie mogłem jej znaleźć na dworcu, że musiała stać samochodem na miejscu w którym nie można się zatrzymywać itd. Świetnie. Byłem u niej kilka dni, poznałem jej rodziców, babcie, dziadka, siostrę i brata. Wszyscy mieli o mnie bardzo dobre zdanie, ojciec mówił do mnie per "zięciu" i powiedział, że jak ona mnie zostawi to jej nakopie do dupy, a babcia mówiła to co kiedyś jej koleżanka "trzymaj się go bo to dobry człowiek". Wróciłem do domu, minął miesiąc i znów do niej pojechałem. Tym razem nie było tak wesoło, tuż przed moim wyjazdem pokłóciła się ze mną i mówiła, że mogę sobie równie dobrze wracać do domu i jej nie wkurzać. Pojechałem mimo to, spałem na dworcu na ławkach bo nie było pociągu, przyjechałem pod jej dom jakimś autobusem i liczyłem, że mimo wszystko ucieszy się na mój widok. Byłem w błędzie, miała mnie w dupie. "Cześć, spoko, że jesteś" i tyle. Pod dwóch dniach pobytu obraziła się na mnie bo nie przyszedłem do jej pokoju kiedy mnie wołała (siedziałem wtedy u jej brata w pokoju obok i uznałem, że ona może przyjść do mnie), okazało się, że nie wiedziała, czy może posmarować jakąś bliznę maścią... serio... Nie odzywała się do mnie, wyszła z domu, nie było jej kilka godzin i wróciła ze swoim kumplem idąc prostu do pokoju niosąc kilka piw. Spałem wtedy na kanapie w salonie przez który przechodzili. Nie poszedłem do nich pomimo tego, że jej znajomy mnie zapraszał, poczekałem do wieczora i poszedłem spać. Uspokoiło się, potem znowu coś jej się nie spodobało i miałem dość. Powiedziałem jej żeby zawiozła mnie na dworzec bo chcę jechać do domu pomimo tego, że miałem jeszcze kilka dni urlopu. Nie odezwałem się całą drogę, jak juz wysiadałem zapytała tylko czy zabrałem wszystko, odpowiedzialem pozytywnie, trzasnąłem drzwiami i poszedłem. Nie zrobiła nic, nie jechała wolniej żebym się spóźnił, nie zagadała do mnie, nie zatrzymała mnie jak wysiadałem. Mijały tygodnie, a sytuacje powoli się stabilizowała, pojechałem do niej jeszcze dwa razy do czasu kiedy nie wróciła do miasta w którym sie uczyła. Żadna z wizyt nie należała do przyjemnych ani w jakimś stopniu relaksujących. W końcu była w mieście, widywaliśmy się. Coraz rzadziej bo miała ostatni semestr nauki, średnio raz na tydzień i tyle. W międzyczasie nawinęły się moje urodziny na które przygotowała... nic. Myślałem sobie, że może założy tę bieliznę którą jej kupiłem w jej ulubionym sklepie, może przygotuje jakąś niespodziankę, cokolwiek żeby pokazać, że to dla niej też ważny dzień. Skończyło się na tym, że kiedy było trochę po północy spojrzała na zegarek, życzyła mi wszystkiego najlepszego i poszliśmy spać. Czułem się jak g*wno wiedząc co ona wcześniej przygotowała na urodziny swojego byłego z którym mnie zdradziła. Tak widywaliśmy się raz w tygodniu, tutaj sauna, tutaj kino, tutaj wieczór razem. Był jednak jeden problem, podczas każdego naszego spotkania wspominała o rozmowach ze swoim byłym.. Tak tym samym byłym o którym była mowa wcześniej. Mówiła jak to mu znowu zależy i może znów spróbowaliby razem czegoś, opowiadała jak to mówił jej, że będzie jechał na misje i nie wie czy wróci. Za każdym razem jak tylko słyszałem jego imię to odechciewało mi się wszystkiego, chciałem wstać i jechać do domu. Mówiłem jej o tym że nie chce żeby utrzymywała z nim kontakt i w ogóle po co to robi, po co on jej potrzebny w życiu. "To mój znajomy, to wszystko". Nie wierzyłem w to, widziałem co do niego pisała. Oh, pamiętacie kiedy jeszcze zanim mnie zdradziła pisała przy mnie niby do koleżanki ? Zmieniła jego imię w kontaktach na żeńskie żebym się nie zorientował. Tym razem pisała z nim na FB i mówiła o tym żeby się spotkać na kawę jak będzie blisko bo ma jej koszulkę. Mnie mówiła co innego i wypierała się ze wszelkich zarzutów próby spotkania się z nim. Minął dokładnie rok od czasu kiedy robiła dokładnie to samo, utrzymywała kontakt z kimś kto zniszczył nasz związek i nie była w stanie poświęcić kontaktu z osobą na korzyść tego co czuję do niej. Nie wytrzymałem i powiedziałem jej, że nie chcę tego, że nie będzie już mi zależeć na związku w którym on ma jakikolwiek udział. Nie odzywałem się kilka dni, ona też. Postanowiłem się z nią spotkać i ostatecznie wszystko wyjaśnić. Do spotkania doszło po ponad tygodniu przekładania z dnia na dzień terminu spotkania, tutaj coś do szkoły nagle wypadło, tutaj impreza u koleżanki. W końcu się z nią zobaczyłem wcześniej dostając sms-a "tylko bez żadnych powrotów ". Dowiedziałem się, że zaraz po tym jak powiedziałem jej o moim zdaniu na temat jej byłego ona kogoś poznała. Tym razem było inaczej, nie pokazywała żadnej inicjatywy, nie pisała nic, po prostu była pochłonięta nauką i pracą dyplomową. Rozumiałem to, wiedziałem, że pokazywanie co mi nie pasuje w takim okresie może być stresujące, ale chciałem się spotkać i pogadać, pogodzić się i wyjaśnić. Ona uznała to za rozstanie i postanowiła wybrać "wiem, że cierpisz, ale muszę wybrać i teraz najważniejsza jest dla mnie szkoła". Rozumiałem to, tłumaczyłem sobie, że to ona jest ofiarą bo ma teraz tyle na głowie, a ja wychodzę z pretensjami. Nie jadłem przez kilka dni, nie chciało mi się nic, przychodziłem do domu, siedziałem do wieczora i patrzyłem co jakiś czas w wyciszony telefon czy może nie pisała albo nie dzwoniła. W końcu sam zapytałem czy daje rade z pracą dyplomową, czy potrzebuje pomocy z czymś. Zapytała mnie czy znam polonistę który mógłby sprawdzić tekst jej pracy dyplomowej pod kątem stylistyki i interpunkcji. Ok, mam kogoś takiego, dostałem tekst, czytam go. Chciała abym rzucił na niego okiem wiec to zrobiłem, poprawiłem liczne literówki, znaki interpunkcyjne i neologizmy które nie miały racji bytu ponieważ wysyłałem to do poważnej osoby której nie chciałem zaprzątać głowy czymś z prostymi błędami. Dostałem poprawiony tekst, dużo błędów i dużo włożonej pracy w poprawienie go. Wysłałem go do niej, czekam chwilę i dostaję telefon. Wyzwiska od debili i dzieciaków, dlaczego pozwoliłem sobie na poprawienie tekstu kiedy ona prosiła aby zrobiła to osoba kompetentna, a nie ja. "Mogłam Cię o to nie prosić", "wszystko potrafisz spier**ić", "teraz musze przeczytac cały tekst od nowa bo nie ufam Ci, ze nie pozmieniałeś więcej". Załamałem się, nie wiedziałem już co mówił więc powiedziałem tylko, że jest podła i nie jest kimś kogo kiedyś znałem. I tak zbliżał się sylwester, przełomowy okres. Spędzałem go sam siedząc ze znajomymi którzy wówczas spędzali go ze swoimi drugimi połówkami. Było mi przykro, że to wszystko ma miejsce, że nie powstrzymałem się z niektórymi słowami, że gdybym się wtedy nie odezwał to wciąż byłbym z nią. Tymczasem dowiaduję się od jej siostry, że ona spotyka się już z kimś. Miałem różne myśli w głowie... że bzyka się z tym nowym gościem, że mówi jak to ma mnie w dupie i nawet nie tęskni. Swoim bliskim powiedziała, że się rozstaliśmy bo nie potrafiłem uszanować tego, że ma dużo nauki i nie może się ze mnąc spotykać z tego powodu. Ani słowa o tym, że nie miała szacunku do moich uczuć i tego, że ja starałem się odbudować ten związek tym razem i wróciłem do niej po tym co mi zrobiła wcześniej. Moi drodzy nie wiem co mam zrobić. Robię swoje, pracuję, chodzę na siłownię, chce zapisać się na boks... Wiem jak wypełnić czas, ale ciągle prześladują mnie myśli co ona teraz robi, że sypia z kimś innym, że mówi komuś innemu, że go kocha. Sam do tej chwili nie potrafię pojąć jak osoba która mówi, że kocha mnie najmocniej na świecie kilka dni po usłyszeniu mojej opinii na dany temat znajduje kogoś innego i nie czuje nic. Mam chwilę, że rozumiem swój idiotyzm i potrafię sobie wytłumaczyć po co się w to bawię, co ja mam z tego, że byłbym z nią ? Seks ? Puste "kocham Cię" ? Mam do niej słabość bo podoba mi się pod względem fizycznym. Lubiłem to uczucie kiedy się godziliśmy i znowu było dobrze, kiedy zasypiałem przy niej i dzwoniła wieczorem. Z drugiej strony wiem, że nigdy nie zerwałaby kontaktu z byłym i mogłoby się to tak skończyć jak kiedyś i czekała tylko na moment w którym coś by nie wyszło. Ciągła presja i prośby. Kiedy zrobiłem 9 rzeczy dobrze i jedną źle to miałem przesrane. Płaciłem jej za karnet (ponad 100zł miesięcznie) z którego skorzystała w sumie tyle ile miesięcy go posiadała, czyli 14. Nie było swobody w rozmowach, kiedy powiedziałem coś luźnego to zderzałem sie z komentarzem "Boże jaki dzieciak z Ciebie" (był to wieczny problem dla niej bo jestem młodszy). Nie patrzyłem już na nią tak jak kiedyś, wiem za dużo o niej i o tym z kim sypiała i, że mówiła innym to samo co mi. Wiem o tym, że był ktoś za kim się uganiała, a on miał ją w dupie. Wiem, że spała z trenerem w szkole. Wiem co robiła z byłym pod prysznicem... Wiem to wszystko bo mi wprost o tym powiedziała. Chciałbym to zakończyć, ale nie wiem jak. Potrzebuję impulsu, słów które sprawią, że zrozumiem logikę w całym tym zachowaniu, posklejam to w całość i pójdę dalej.
  18. Proponuję takie ćwiczenie umysłu - oto tekst na wykopie http://www.wykop.pl/link/2825791/dlaczego-mezczyzni-boja-sie-malzenstwa-ang/31885219/#comment-31885219 Oraz ciekawy komentarz: ufokufok1 12 godz. temu +77 Słusznie się boją. Mam staż sześcioletni i teraz moja żona spędza od kilku do kilkunastu godzin dziennie z telefonem/laptopem na rozmowach z jakimś krzysiem. No i cóż mogę powiedzieć, chyba muszę uznać te lata za stracone. Tak więc polecam zachowanie stanu kawalerskiego, luźne związki, żadnych zobowiązań i żadnych marzeń o miłości, wierności i żadnego "żyli długo i szczęśliwie". No i wyobraziłem sobie taką sytuację, że wyrywam jej laptopa i biegnę do łazienki gdzie się zamykam. Co napisać chutliwemu Krzysiowi, żeby nie chciał już dupczyć żonki? Oczywiście wiem że nie Krzychu to inny Mareczek będzie, ale chodzi o ćwiczenie, gimnastykę umysłu. Co mu napisać jako żonka? Wpadłem na taki pomysł - "Ukochany mój, pragnę być Twoja do końca życia - nie mówiłam Ci, ale zaplanowałam już nasze życie. Mam paru takich chłopaków, pomogą Ci - zabijesz z nimi tę kreaturę, mojego męża, mam wszystko przygotowane a chłopaki pomogą Ci pokroić ciało. Będziemy mieli pieniądze z ubezpieczenia. Musisz to zrobić bo ci chłopacy mi grożą, muszę im zapłacić a boję się że są z policji. Kocham Cię i zawsze będziemy razem". No i co, który kochaś po czymś takim by się nie posrał? A wy co byście napisali?
  19. https://kefir2010.wordpress.com/2013/02/18/zakazana-historia-kosciol-katolicki-a-rozbiory-polski/ Świetny artykuł o tym jak nam kościół wbijał swoją biskupią lache w anus na przestrzeni dziejów.
  20. http://bylemrogaczem.blogspot.com/2011_10_16_archive.html Przypadkiem znalazłem tego bloga, zacząłem czytać od początku archiwalne wpisy i trochę mnie wciągnął. Tylko, że z tą wiedzą którą mam intuicyjnie czuje pewne schematy zachowań, np. po tym fragmencie Po początkowym okresie wkurwienia , dość zręcznie manipulowany skrzywdzoną miną mojej partnerki dałem sie wpędzić w poczucie winy ......zacząlem zastanawiac się dlaczego to sie zdarzyło i jakie błędy popełniłem ........... mimochodem rzucane uwagi ,że nie dbam ,że za mało czasu poświęcam doprowadziły do tego ,że zacząłem się starać !!!!!!!!! .........zbudowałem cokół na którym ustawiłem swoją księżniczkę i w końcu mogłem zjąć sie oddawaniem hołdów ...... skrzywienie noska ... biegnę po kwiaty , lekki foch .. biegnę na zakupy i ubieram księżniczkę , tupie nogą ... a ja stoję na baczność i rezygnuję z całej swojej przestrzeni , żeby tylko JEJ było dobrze ........ powoli i niepostrzeżenie z faceta pełną gębą stałem sie pantoflarzem ........ duma z tego , że mam tak piekną i tak dobrze ubraną żonę , duma z własnej gospodarności i zapobiegliwości przesłoniła mi oczy ......... TAK TO JA BYŁEM DUMNY Z SIEBIE .. sam siebie w tym utwierdzałem a i otoczenie mi pomagało .. słyszałem zewsząd dobry mąż , dba o żonę , buduje dom , nie chla wódy i nie chodzi na dziwki ...zakochany w swoim dziecku i poświęcający mu każdą wolną chwilę ..................... problem w tym ,że nie słyszałem tego od niej ......... Domyślam się co będzie dalej. W sumie dopiero po felietonach Marka do mnie dotarło, że jednym z najskuteczniejszych metod manipulacji jest wpajanie poczucia winy, wcześniej jakoś się nad tym nie zastanawiałem. Mam nadzieję, że dzięki tej wiedzy uda się uniknąć różnych patologicznych układów.
  21. Właśnie dostałem to na meila, jeśli nie kit, to ciekawy sposób na ukaranie faceta http://allegro.pl/ShowItem2.php?item=5519761650#
  22. Rozmawiałam o tym niedawno, z pewnym bardzo mądrym facetem..nawet nie przerabiam co do Niego napisałam. Tak to widzę. Ciągle słyszę, że "kobieta jest jak małpa nie puści jednej gałęzi dopóki nie złapie drugiej" ... tekst już mocno wyświechtany, ale może i prawdziwy. Oczywiście wiele kobiet powie: taka biologia, pęd ku najlepszemu samcowi z stadzie. Toż to całkiem naturalne! Ale gdy kobieta usłyszy,że przeprowadzono badania wskazujące iż genetycznie jest bardziej "podobna" do małpy niż mężczyzna będzie niepocieszona, wręcz obrażona. Ja jednak nie o tym. Gdyby zastanowić się nad tym dlaczego dążymy do zmiany partnerów i dlaczego tak uporczywie szukamy "szczęścia" odpowiedz mogą nam przynieść założenia doboru naturalnego oraz seksualnego. Dobór naturalny to w skrócie to jak najlepsze przystosowanie się do danego środowiska, przeżycie w nim oraz zapewnienie sobie sukcesu reprodukcyjnego. Dobór płciowy prowadzi do szybszej ewolucji niż dobór naturalny. Co ciekawe preferencje dla atrakcyjnych cech ( np. dla posiadania umieśnionych nóg) nie wynikają z doboru płciowego tylko z doboru naturalnego, natomiast atrakcyjne cechy ( np. umieśnione nogi) pochodzą już od doboru płciowego. ( Podobno dobór płciowy upośledza osobniki ze wzlędu na to iż istotna jest atrakcyjność, a nie cechy sprzyjające przeżyciu :PP) Zakładając, że w danej populacji "słaby gen" lub mutacja. Gdyby nie istniał dobór płciowy dochodziło by np. do przekazywania słabych genów do nastęnych pokoleń, stąd też wynika selekcja samców przez samice- ma to na celu wyeliminowanie szkodliwych genów i upowszechnianie tych korzystniejszych. U samców podobno działa to analogicznie. Jedna ze strategii reprodukcyjnych u kobiet zakłada, że tworzy ona związek z opiekuńczym mężczyzna, natomiast potajemnie kopuluje z innym, o dobrych genach. (Jakby nie mogła od razu znalezc tego "dobrego" ?). Nie wszystkie jednak zdradzają bo gdyby tak było mężczyźni byli by niezwykle czujni, a co za tym idzie zdrada by się nie powiodła lub wydała. Ze względu na to , że samce nie są wystarczająco czujni zdrada jest możliwa i opłacalna. To wszystko jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Jest możliwe by nie działo się tak jak podpowiada nam biologia. Istnieje coś takiego jak pozorowanie wysokiej jakości biologicznej, która przełoży się bezpośrednio na sukces reprodukcyjny. Samice nie preferują cech, które są wytworzone przez samców o niskiej wartości, tak więc ewolucyjnie preferencja na daną cechę zanika, a co za tym idzie- samcy są kowalami preferencji pożądanych. Tutaj jest opcja oszukania samicy. Nie można tego rozpatrywać jako czegoś nieczystego, zagrania poniżej pasa ponieważ nie rozgrywa się to na płaszczyźnie relacji. Wracając jednak do kobiety-małpy prawdopodobnie odbywa się to właśnie tak, że nagle na horyzoncie pojawia się samiec o wszystkich preferowanych cechach i dużym ornamencie seksualnym i tu zaczyna się zabawa. Gdy jest nadal w związku, ale nic wcześniej nie wskazywało iż ten związek ma zostać zakończony, kobieta chce mieć pewność, że nowy mężczyzna spełni jej biologicznie potrzeby i umożliwi jej reprodukcje a zakładanym poziomie. Dopiero gdy ma pewność, przekalkuluje wszystko postanawia opuścić starego samca na rzecz nowego. Nie patrząc na biologie kobiety często tak postępują, a wynika to najprawdopodobniej ze strachu przed zmianą. Kobiety w sumie się z tym nie kryją, szukają naiwnych misiów, a nie takich, którzy będą im odpowiadali osobniczo. Problem jest w tym, że kobiety lecą "jednym' instynktem i nie poszukują świadomie partnera, zadowalają się jedną, dwoma cechami z ich punktu widzenia kluczowymi. Gdyby poszły do szkoły lub poczytały jakie są zasady doboru naturalnego, nie popełniły by wielu głupstw. Byłyby świadome swoich wyborów, a wybory te byłyby optymalne z punktu widzenia ich potrzeb. Kobiety mają małe móżdżki, ktoś musi im uświadomić jak to wszystko działa. Tak więc jeśli ludzie nie kierują się naturalnym instynktem jakim jest dobór naturalny możemy wyjaśnić dlaczego w ogóle zdradzamy. Skoro jesteśmy upośledzeni przez naszą seksualność i to ona nam dyktuje, wbrew zdrowemu rozsądkowi i pojmowaniu zasady gry, nie możemy się dziwić iż takie zjawisko istnieje... Jest naturalne?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.