Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'związek' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Lektura Obowiązkowa - nie tylko dla nowego użytkownika
    • Regulamin Forum
    • Jak kupić książki, nagrania i złożyć dotację
    • FAQ - poradniki, pytania i odpowiedzi
    • Przedstaw się
  • Rozwój - przejmujemy władzę nad światem :>
    • Co zmienić na Forum - Dział Techniczny
    • Rozwój idei Forum
    • Radio Samiec!
    • Czasopismo
    • Dotacje
    • Ważne!
  • Klub Weterana
    • Zasłużona Starszyzna
  • Relacje męsko-damskie i nie tylko
    • [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
    • Na linii frontu - podrywanie.
    • Seks
    • Manipulacje kobiet i obrona przed nimi
    • Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
    • Sprawy rodzinne i dzieciaki
    • Rozstania, zdrady, prawo rozwodowe.
    • Mądry Mężczyzna po szkodzie.
    • Ściana hańby
  • Zaburzenia emocjonalne, psychiczne Pań i Panów
    • Borderline
    • Narcyzm
    • Depresja
    • Pozostałe zaburzenia
  • Męskie i niegrzeczne sprawy
    • Samodoskonalenie i samowychowanie
    • Bad Boy
    • Hajs i inne dobra materialne
    • Wtopy i upokorzenia
  • Youtube - ciekawostki, dramy, informacje, nowinki
    • Niekonwencjonalni youtuberzy
    • Zagraniczni youtuberzy
    • Kanały sportowe
    • Konwencjonalni youtuberzy
  • Sport i zdrowie
    • Sport
    • Zdrowie fizyczne i psychiczne
  • Polska i świat
    • Co w zagrodzie i za miedzą
  • Przetrwanie, apokalipsa, preppersi
    • Survival w mieście
    • Survival w terenie
    • Przydatne umiejętności
    • Zestawy ewakuacyjne
    • Ogień, woda, żywność, ubrania, energia
    • Broń i narzędzia
    • Apteczki, zestawy medyczne, pierwsza pomoc, higiena
    • Schronienie, domy, bunkry, ziemianki
    • Urządzenia, pojazdy, gadżety
    • Książki, opracowania, podręczniki, artykuły, wiedza - związane z survivalem
    • DIY, "patenty", life hacki
  • Motoryzacja i Technologie
    • Wszystko co jeździ, pływa i lata.
    • Komputery
    • Technika i sprzęt
  • Hobby
    • Zainteresowania
    • Hobby i twórczość
  • Duchowość
    • Nie samym ciałem człowiek żyje
  • Rozmowy przy wódce
    • Flakon, kielon i zagrycha
  • Rezerwat dla Kobiet
    • Dlaczego tak?
    • Bara-bara
    • Wokół domowej 'grzędy'
    • Bóg stworzył kobietę brzydką, więc musi się ona malować.
    • Niedojrzali emocjonalnie faceci - ploty - dupoobrabialnia ;)
    • Kobiecy kącik 'kulturalny'
  • Domowa grzęda
  • Samczy Mobil Klub HydePark- zbiór tematów niepasujących do pozostałych kategorii
  • Samczy Mobil Klub Rowery
  • Samczy Mobil Klub Powitalnia
  • Samczy Mobil Klub Zabezpieczenia przed miłośnikami cudzej własności.
  • Samczy Mobil Klub Samochody
  • Samczy Mobil Klub Latadła:szybowce, śmigłowce, rakiety, balony :)
  • Samczy Mobil Klub Motocykle
  • MacGyver a GADGETY MĘSKIE : ......?
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • IT Linux
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • Klub poligloty Jaki język
  • NAUKA - SCIENCE Wprowadzenie do Metodologii Naukowej
  • Klub Pasjonatów Futbolu Reprezentacja Polski
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ekstraklasa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka klubowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka międzynarodowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ogólne
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji s
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Pornografia - ubojnia pomysłowości, kreatywności i działania
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji 50 powodów aby porzucić pornografię
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Odwyk Piotra i nowe lepsze życie
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji NOFAP - Odwyk od A do Z
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Co robić by Nofap się udał?
  • Klub Wschodnioazjatycki Ogólne
  • Klub Wschodnioazjatycki Korea
  • Klub Wschodnioazjatycki Chiny
  • Klub Wschodnioazjatycki Japonia
  • Klub Wschodnioazjatycki Mongolia
  • In web development Przydatne linki
  • In web development Mam problem

Blogi

  • Blog Ruchacza
  • Critical Thinking
  • Pan Kabat Blog
  • Bacy
  • Paweł z N.
  • Silvia
  • Blogosfera Vincenta
  • 105 kg skurwysyna
  • Droga do męskości
  • „Sukces jest czymś, co przyciągasz poprzez to, kim się stajesz.”
  • RysiekBlog
  • PZK
  • Aroxblog
  • Zasady Drugiej Strony Lustra
  • Prywatne zapiski Leona
  • Self Blog
  • friendship
  • redBlog
  • OpenYourMind
  • kootasBlog
  • Blog
  • The Samiec Post
  • TradeMe
  • Zapiski Eldritcha
  • Blog Chłopaka na Testosteronie
  • nowhereman80
  • ALPHA HUMAN
  • Myśli bieżące - filozoficznie ...
  • Samczym okiem
  • Za twórczością podążający, pragnący swego zaniku.
  • Ryśkowe szaleństwa.
  • Spira - żeby wygrać, trzeba przegrać
  • Scarcity of Knowledge
  • Throat full of glass
  • .
  • listy do dusz
  • Cytaty ważne i więcej ważne
  • Różne wypociny EjczFajfa
  • Moje przemyślenia
  • Blog Duńczyka
  • Podkręcili mi śrubkę!
  • Pułapki i kruczki
  • Jak działa rzeczywistość i kim jesteśmy - rozważania
  • TOALSWAHCADTLKCAFG
  • Arasowy blog postrzegania subiektywnego
  • Otwórz Oczy
  • Bez litosci
  • Przelewanie mysli.
  • Blog Metodego !
  • Boks - kompletnego laika trening
  • New Day at oldschool
  • Moim okiem
  • Czerwony Notatnik
  • Świadomość,Świadomość,Świadmość
  • Human Design: self-study
  • TOP seriali telewizyjnych
  • Szkaradny's
  • Coś tu może kiedyś będzie.
  • Przebudzenie z Marixa
  • Cortazarski Blog
  • .
  • Indigo puff obraża nasze forum na streamie!!!!!!!!!
  • Blogowo
  • Analconda
  • danielmagical ...fenomen patostreemow
  • W poszukiwaniu prawdziwych emocji
  • "Rz"ycie
  • Always look on the bright side of life...
  • Za horyzontem zdarzeń
  • Kubeł zimnej wody
  • Just Easy
  • .
  • Rody Krwi
  • sumer
  • Filmoteka Białego Rycerza
  • Życie W Kuchni
  • Człowiek Renesansu
  • BS lepsze niż Vitalia!
  • Okiem borderki, czyli świat z innej perspektywy
  • Blog Dzika
  • Podglądam siebie.
  • Światłopułapka
  • Wzloty i upadki ducha
  • Złote myśli Sary.
  • ezo
  • La chica loca
  • nowy rok numerologiczny rozpoczety
  • 30 dniowe wyzwanie.
  • 1
  • "Jak się przewróce to ja się za swoje przewrócę"
  • Coś Więcej...
  • Kobieta to rarytas dla bogaczy.
  • Narkonauta
  • Casual Gentleman
  • Luźne przemyślenia Ksantiego
  • .
  • Dziennik rozwojowy
  • Studęt tłumaczy
  • antymatrixman
  • Rapke
  • Między ziemią a piekłem czyli ile kosztuje spełnianie marzeń.
  • Archiwa Miraculo
  • IBS/SIBO - moje zmagania z chorobą
  • Wielka ucieczka z więzienia "Przeciętność"
  • Chore akcje z mojego poje*anego życia
  • Czas zapłaty
  • Jan Niecki - manosfera
  • Miejsce ulotnienia dla zbyt dużego ścisku pod kopułą
  • Z Przegrywu do Wygrywu
  • Droga do Zwycięstwa
  • Nerwica, lęki, pogadajmy.
  • Wewnętrzna stabilizacja świadomego mężczyzny
  • Baldwin Monroe...na płótnie
  • moj pulpit
  • Dobry, zły i brzydki
  • Różności
  • Uśmiechnięta (p)ironia
  • Instrukcja życia w systemie...
  • Orszak Trzech Króli
  • Human LATA - Od zera do ATPL'a.
  • Niezapominajka
  • Niezapominajka
  • Ozór na szaro
  • PsYCH14trYK
  • (...)
  • boczkiem przez życie
  • Ze szczura w Kruka (PuA, rozwój osobisty i duchowy)
  • Ozór na szaro.
  • Strumień świadomości
  • Przygody faceta w prawie średnim wieku
  • :-)
  • Esej - jaki jest i powinien być cel życia ludzkiego?
  • Eksponowanie kreatywności.
  • W samo okienko
  • Saturn i co dalej?
  • Zapiski
  • Jakie są korzyści z skontaktowania się z profesjonalną firmą w celu dochodzenia odszkodowania za poniesione straty?
  • Bruxawirus
  • Redpill
  • Naukowy blackpill
  • Czy to friendzone?
  • Jak żyć ?
  • Jak żyć, Panie Premierze?
  • Żywot wieśniaka poczciwego
  • Jack Hollywood
  • Analconda
  • smerfiBlog
  • Dzień, w którym przestałem być nieśmiały.
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • O podróżach
  • Młodzi samcy w równowadze Blog
  • Klub muzyków i kompozytorów (muzyczny) Blog muzyczny
  • Red Pill Blog Redpill

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Miejscowość:


Interests

  1. Pytanie za 1000 punktów. Jak postępować z borderline, jak odpierać ciągłe ataki (bo nie ma ludzi idealnych, a ona wciąż próbuje to robić), jak krytykować by nie dostać w czapę (bo wg niej ona ma prawo krytykować, a jej nie można, bo wtedy sie czuje urażona potysiąckroć)? Czasami nawet używamy tych samych słów, czyli np "nie kłóc się" co ona odbiera jako stawianie jej warunków i rozkazywanie, ale gdy ona powie do mnie "nie kłóć się" to wg niej nie jest to rozkaz, a "zwykła prośba". Czy da sie taką kobietę rozkochać, by była choć po cześci uległa? Bo w kazdym aspekcie próbuje mnie zdominować, co jest dla mnie uwłaczające. Czy jest możliwość nauczyć sie instrukcji obsługi takiej kobiety? Ona chce ciągłej bliskości, 200% kontroli i bardzo szybko odczuwa zmienne nastroje. Raz kocha, raz nienawidzi, tyle że ona sama te sytuacje nienawidzenia wytwarza. I nieważne jak bardzo sie bedzie dobrym dla niej. I tak sie do czegoś przyczepi. Ma zawyżoną samoocenę, obwinia innych, siebie nigdy. Tyle ze była wcześniej w dłuższym związku i jakoś typ to wytrzymywał. Albo był taki super alfa, albo bardzo usłużny (mówiła że uwielbia pantofli i jest "rządzicielką", ja niestety mam dość normalne poczucie własnej wartości i pantofla z siebie zrobić nie dam, ale wtedy wychodze na tyrana i olewatora!). Ona tez probuje ze mnie zrobić takiego pantofla 200%, mam robić wszystko tak jak ona chce, a jeśli nie to jest zadyma. Przykład z dziś. Powiedziała że nie interesuje sie nią, nie adoruje, nie zdobywam jej i co ze mnie za facet. Teksty typu "rób tak dalej, psuj to dalej, koleny podpunkt do tego ze nie pasujemy do siebie". Czym oczywiscie probuje zwalić winę na mnie. Ja z kolei nie mogę niczego od niej wymagać. Ona pomieszkuje u byłego bo ma od niego bliżej do szkoły weekendowej. Nie chce mu powiedzieć o mnie, bo... nie chce go ranić. Absurd, prawda? I gdy ja wymagam by mu powiedziała to odsuwa się. Obojętnie co bym od niej nie chciał, to uważa że ją tym przytłaczam i sie wycofuje. Ale gdy ona wymaga (i tu lista roszczeń konca nie ma) to ja mam robić jak się księżniczce zachciało i nie zgłaszać sprzeciwu. Sprzeciw jest odbierany źle. Nie rozumie też gdy mowie np bedziesz dla mnie miła to ja dla ciebie też. Będe cie adorował i doceniał wtedy gdy bedziesz dobra dla mnie (i nawet nie mowie zeby ciul wie co robiła, wystarczyłoby by była na poziomie, bez tych ciągłych wymuszeń i krytyki, taki bilans na zero). To chyba normalne? Ona z kolei znowu traktuje to jako atak na siebie i wychodzi że ja jestem ten zły. Że robie coś za coś, a nie bezinteresownie, że nie zależy mi, że nie potrafie, że nie mozna na mnie liczyc. Tak okręca kota ogonem, że... odechciewa mi się z nia gadać i dzięki temu ma kolejny argument przeciw mnie, że sie nią nie interesuje i nie gadam, więc ona ma prawo mnie też olać. Jak tłumacze, że to dzięki jej czepialstwu, to obraża sie że ją krytykuje. Czaicie mechanizm? Niestety ona ma tą dobrą stronę, zabawną, opiekuńczą, wyrozumiałą, do tego, no, jest mega seksowna. Nie ukrywam. Ale wszystko do czasu te cechy bo popada w skrajności. Czy da sie kogoś takiego opanować? Czy da sie z nim normalnie żyć? Nie chce szukać winy w sobie, bo wiem że jej nie ma w 90% czasu kiedy mnie o coś oskarża. Jak rozmawiać? Olewanie NIE DZIAŁA, bo ona nie cierpi olewania, braku kontroli. Dla niej jest to kolejny podpunkt to bycia tym złym. Oczywiscie ma urojenia. Jak nie powiem czegos tak jak ona chce, to odbierze to jako przytyk. Jak nie odpowiem nic to wyobrazi sobie że myśle o niej źle. Oczywiscie pragnie by sie domyślać, choć tego nie powie. Jak sie jej wypomni to oczywiscie gniew jest większy i "ma dość" i łaskawie daje szanse na to bym sie poprawił. Jest to zabawne. Spotykam takich kobiet dużo, ale nigdy nie chciałem być z nimi bo nie miały tej dobrej strony i nie podobały mi się tak fizycznie. Teraz jest to trudniejsze, poniewaz potrafi byc naprawde dobra i ciepła. Wiem też że w razie wybuchu pragnie by powiedzieć jej że sie kocha, przytulić (choć sie wyrywa i wyzywa, gniewa). Jak jej przejdzie to jest zupełnie inną osobą, wymarzoną. Powiem jej że nie odpowiada mi jej zachowanie, że sprawia mi przykrość (ogólnie tego nie robię, ale szukam patentu) to może nawet przeprosi ale to wygląda tak. Przepraszam ALE i tak jesteś chujem. Przepraszam ALE ty też jesteś taki i owaki. Kompletnie do winy sie nie poczuwa i niczego nie chce zmienić. Takich fochów jest sporo, cała litania. Gdy jednak ja sprobuje zwrocić uwagę to jest armagedon i nie mam prawa. Powiesz że ona manipuluje to powie ze ty manipulujesz. Wszystko obroci przeciw. Taka jakby projekcja jak małe dziecko. Takich sytuacji jest duzo wiecej, moge je opisać. Wysyłanie do psychiatry nie wchodzi w grę, bo też traktuje to jako atak. Wysyłanie siebie do innej kobiety to najprostsze rozwiązanie, więc to jest mi znane. I ostatnie pytanie. Czy każda kobieta jest chora psychicznie? MOże to jest mechanizm ewolucyjny, który pozwala im wybrać kogoś silnego? Bo ja będąc z nią zamiast być silniejszy to słabne. Jak to Marek mówi - zalezny emocjonalnie. Stawianie granic nic nie daje (a moze robie to zle?), odejście to najprostsza droga. Jak taką kobietę obsługiwać by traktowała mnie jak człowieka? Czy coś zmienić w sobie? Może to ze mną jest coś nie tak i stąd te fochy? Tyle że dla mnie to one absurdalne są, że nie traktuje mnie po "człowieczemu", tylko jak robota do usługiwania jej. I jeśli sie na to nie godze to jestem zły. Jeśli sie godze to też jestem zły. Jeśli oleję to też jestem zły. Nie ma dobrych rozwiązań w moim mózgu. Gdzie szukać pomocy? Dobrnąłem do tego: "Więc teraz trzeba sprawdzić czy shit test jest wytworem podświadomości kobiety, która automatycznie "potwierdza" sobie atrakcyjność swojego partnera czy też wynika z wyrachowania. Jeśli kobieta wyczuje, że może sobie na za dużo pozwolić wtedy facet przegrywa już na zawsze. Jeśli są kłótnie związek traci na wartości. Jedyne wyjście to humorystyczna cięta riposta i odwracanie kota ogonem, to samo co robisz przy flircie." Pytanie jak to zrobić? Jeśli ona jest chamska, to odpowiadając ripostą tak naprawde pokazuje słabość. Jeśli odwroce kota ogonem to wyjde na manipulatora. Gdzie tu logika? Jak to okiełznać? jakieś przykłady?
  2. Chciałbym Panowie abyśmy tutaj razem wspólnie zastanowili się i wypisali plusy oraz minusy bycia w stałym związku z kobietą. W mojej wypowiedzi chciałbym się skupić tylko i wyłącznie na pozytywnych aspektach wynikających ze stałej relacji, a więc: + regularny seks (chociaż nie zawsze, temat do dyskusji) + bliskość, każdy facet potrzebuje czasem ot tak po prostu przytulić się do cyca. + Rozkład obowiązków i kosztów utrzymania na dwoje (choć to też nie zawsze występuje) + Spędzanie fajnie wspólnie czasu. + Jak bardzo atrakcyjna samiczka, to podnosi ego i status samca w towarzystwie (ale to też ma swoje minusy, ciężej utrzymać taką niewiastę) + Haj hormonalny, co za tym idzie przemy do przodu aby pokazać że mamy jaja. ( z początku znajomości oczywiście, potem stagnacja) Przy czym zdaje sobie sprawę że po pewnym czasie owe plusy przeistaczają się w minusy, szlaban na dupke, foszki, oziębłość, wydawanie kasy samca, samiczki potrafią leżeć i pachnieć miesiącami udając że szukają pracy itp... Miałem skupić się tylko na plusach - ...no ale nie wyszło Nigdy nie dałem się zaobrączkować, dlatego mam pytanko do Braci którzy tą zbrodnie popełnili, jakie mieliście plusy i minusy bycia już w związku po ślubie?
  3. Witam Bracia. Zadzwonił dziś do mnie dobry kumpel, chciał się wyżalić. Otóż za parę dni, jego przyszła synowa będzie rodzić. I matka dziecka zdecydowała że jej syn będzie nosić jej nazwisko, nie ojca. Nawet nie będzie miał dwuczłonowego nazwiska, tylko jej. Z tego co z od kumpla wyciągnąłem, to jego syn jest w związku z kobietą od co najmniej 10-ciu lat, wziął babę z bogatego domu, mieszka u niej, jest typowym pantoflem, nie ma nic do powiedzenia. Ona wykształcona, z dobrą pracą, regularnie wyjeżdża w delegacje, on pilnuje w domu kota. Teraz koleś mi się żali że jego wnuk będzie nosił obce nazwisko, mówi że przesłał kasę na wózek, w przelewie napisał że kasa jest na wózek dla: i tu wstawił imię wnuka i nazwisko syna. Koleś mówi że nie ma kontaktu z synem żeby pogadać o tym że coś jest nie tak z jego kobietą. Po rozmowie zasugerowałem mu żeby syn zrobił badania DNA, dopowiedział że syn tego nie zrobi, bo za bardzo jest pod wpływem kobiety. Co sądzicie o takiej sytuacji? Czy można ojcu (jeżeli się okaże że to jego dziecko), odmówić prawa do tego aby dał swoje nazwisko dziecku?
  4. Brakuje mi pozytywnej motywacji od strony bliskiej mi osoby. Wiem że nigdy tego nie dostanę, jeżeli nie będzie miała z tego korzyści. Brakuje motywacji z jej strony. To tak wykańcza. Nie dość że walczysz z życiem, to po powrocie do domu, ostoi, masz w domu wroga, z którym trzeba trzymać 'ramę'. Męczące to jest. A przecież wystarczyło by: Misiu dziękuje że tak się starasz... Parę ciepłych słów i świat jest lepszy. Jak dotrzeć do baby że wojna wyniszcza, psuje relacje w związku, jest nie korzystna. Nie potrzebuję porady, raczej dyskusji.
  5. Witajcie, Od kilku tygodni coraz więcej czasu poświęcam na czytanie artykułów oraz oglądanie filmów związanych z rozwojem duchowym/samorozwojem ( nie mylić z religijnością ). Systematycznie poszerzam swoją wiedzę w tym zakresie i staram się sukcesywnie wprowadzać " wytyczne " w życie. Spojrzenie na świat, które miałem i tak dość odmienne w stosunku do wielu osób, zmieniło się jeszcze bardziej. Na temat rozwoju duchowego jak zapewne wie większość z Was, można porozmawiać z bardzo niewielką grupą osób. W swoim otoczeniu mam może 2-3 osoby, które choć w podobnym stopniu rozumują w zbliżonym do mojego sposób. Czy mieliście może moi drodzy jakieś relacje z kobietami, które również rozwijały się w tej sferze? Zastanawiam się czy spojrzenie na " rzeczywistość " takich pań jest choć trochę odmienne od 99,99% kobiet:D Wielu z Was przekonało się niejednokrotnie, że z samiczkami często gęsto nie ma żadnych tematów do rozmów, czy w przypadku o którym piszę jest inaczej? Czy można porozmawiać o czymś innym niż o przyziemnych sprawach? Ponownie podkreślę, nie chodzi o kobiety religijne, wyłącznie o takie, które pracują nad rozwojem duchowym,samorozwojem, opuszczeniem matrixa. Pozdrawiam Tyler
  6. Witajcie, Wczorajszego wieczoru podczas spotkania ze znajomymi został poruszony temat płacenia za randkowanie. Dziewczyna, z którą wdałem się w polemikę od samego początku twardo stała przy wersji, w której to facet ma za wszystko płacić ponieważ taka jest jego rola. Stwierdziłem, że na pierwszym spotkaniu kiedy osoby się jeszcze nie znają dobrze, logiczne by było gdyby każdy płacił sam za siebie. Panna oburzona stwierdziła, że jak może dziewczyna płacić sama za siebie, przecież to mężczyzna powinien stawiać. Zaznaczyła wyraźnie, że nigdy nie spotkałaby się drugi raz z facetem, który by nie płacił za wyjścia. Użyłem kilku argumentów, po czym delikatnie zmieniła zdanie i stwierdziła, że jednak dobrze jest jak jedna strona postawi a potem druga. Zwróciłem jej uwagę, że przed chwilą trochę co innego powiedziała, uznała że nie słuchałem jej uważnie. Brnęliśmy dalej w temat i stwierdziła, że facet wcale nie musi płacić, ale było by jej miło gdyby to robił. Na sam koniec powiedziała, że spotykała się z kolesiem kilka lat, za którego cały czas płaciła na spotkaniach. Zapytałem jak to możliwe, że się z nim widywała tyle czasu skoro przed momentem powiedziała, że nie widzi związku z kimś kto nie płaci za nią i wybuchnąłem śmiechem. Powiedziałem jej wprost, że babskie gadanie to jeden wielki niespójny bełkot. Lekko się obraziła i stwierdziła, że jestem buc. Potem sugerowała rozgrzanie jej osoby... Wniosek? Nie słuchać tego co kobiety mówią bo to się kupy nie trzyma:D Pozdrawiam Tyler
  7. Witam Wrzucam temat znaleziony na necie. Ciekawe co napiszecie na ten temat. Ja swoje zdanie mam. http://charaktery.eu/artykul/poskromic-zlosnice Pozdro
  8. Taką ciekawostkę zapodaję. Mianowice kobieta parę chwil temu, przyszła do mnie, przytuliła się i poinformowała mnie że właśnie przed chwilą miała orgazm, i czy nie gniewam się, nie mam nic przeciwko temu? Odpowiedziałem że wystarczyło przyjść i poprosić, podał bym. Ona:haha Poczucie winy, czy gierka? ps. Orgazm miała na pewno.
  9. Pokochaj siebie zanim wejdziesz w związek. Marek pisał o tym m.in. w Zakochanie, czyli żebraczy cyrk godowy:
  10. Bracia. Tak się zastanawiam, jak mogę siebie teraz ocenić, po przebudzeniu się. Byłem Beta, jestem Alfa? Przez cały okres trwania małżeństwa,czułem że to ja jestem Alfa. Baba mi nie podskoczyła, dzieci mnie szanowały. Pracowałem na dom, spełniałem życzenia, ustępowałem, w imię rodziny. Jednak to ja w większości trzymałem lejce. Wg standardów tutejszego forum byłem Beta! Teraz rok po przebudzeniu, właściwie postępuje tak samo jak wcześniej, dbam o rodzinę. Babę czyli wroga rozpoznałem, potrafię zniwelować zagrożenie, uprzedzam ruchy, karam i nagradzam. Dalej wg siebie jestem samcem alfa. A może Beta? Jak sądzicie?
  11. Wstęp Na wstępie ostrzegam, że będzie to opis związku wraz z częściową historią życia. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe. Wydaje mi się, że wiele decyzji w moim życiu wynikało właśnie z powodu doświadczeń dzieciństwa. Na chwilę obecną jestem w związku. Od 6 lat. Od 5 mieszkamy razem. Czasami nie jest kolorowo. Nie wiem ile to jeszcze potrwa i w którą stronę pójdzie. Wiem natomiast w którą iść dla mnie nie może, ale o tym później. Z dodatkocyh informacji: 1) wciąż niezaręczeni - ale tu idą naciski, że aż się rzygać chce, 2) brak wspólnego mieszkania - wynajmujemy mieszkanie wraz z dwójką znajomych, więc mamy wspólny pokój z samicą, 3) brak potomstwa - tu czasem jest jeszcze gorzej... 4) jestem w związku, który coraz bardziej mnie frustruje, samica raczej nie ma do mnie szacunku, a aktualnie jestem fundatorem naszego wspólnego życia Oto jak do tego doszło. Będzie długo... Rozwinięcie Wszystko wyglądałoby innaczej gdyby nie ojciec alkoholik. Pamiętam wycieczki jako kilkuletnie dziecko z mamą po barach, aby ojciec nie zdążył przechlać całej wypłaty. Będąc w podstawówce jej zabrakło. A ojciec pił nadal. Ale wiecie co jest najzabawniejsze? Że to nie było takie złe. Jako dziecko w podstawówce chadzałem o 2 w nocy po mieście (ojciec odsypiał), a czasem albo sam dał albo zwyczajnie zabierałem mu kasę na jedzenie i nie tylko. Zdarzały się oczywiście browarki z kolegami z podstawówki. Czasami momenty wstydu za najebanego ojca, ale hej, nie można mieć wszystkiego Żadne służby się tym nie interesowały, uczyłem się dobrze, ugotować i zrobić pranie umiałem sam. Wszystko się skończyło, kiedy przyszedł nakaz eksmisji (swoją drogą to był jakiś gruby przekręt). Trafiłem do rodziny - na drugi koniec Polski. Ojciec został. Zamienił rodzinę i dzieci na bycie menelem. Dla mnie już nie żyje. Ciężko zaadaptować się w nowym środowisku na etapie gimnazjum. Ale jakoś się udało. Tylko że nigdy nie byłem zbyt popularny wśród wtedy jeszcze dziewczyn. Pełno koleżanek, żadnej dziewczyny. Powód? Jednak zawsze byłem nieco obcy, no i niski wzrost. Zresztą miałem wtedy taką piękną, błyszczącą białą zbroję, że aż sam się dziwię jak ja ją dawałem radę targać. W każdym razie na początku szkoły średniej poznałem swoją samicę. Nie polubiliśmy się. Jednak pod koniec szkoły średniej przypadkowo spędziliśmy ze sobą nieco czasu i się zaczęło. Problemem było to że wyjechałem na studia, klikaset kilometrów dalej. Spotykaliśmy się co parę weekendów bez zobowiązań (ona nie chciała związku) i było wszystko. Była pizza, było piwo, były sexy. Płaciłem ja, bo biały rycerz. No ale postanowiłem coś zmienić bo to huj nie robota taki układ. Znalazłem inną samiczkę, w końcu Wrocław to duże miasto. W międzyczasie pierwsza samiczka dostawała wścieku macicy (zaczęło jej się pewnie w dupie palić, bo niby nie chciała związku ale w jej mniemaniu oznaczało to, że ja też mam go nie chcieć) - zwęszyła zagrożenie przez tel i fb (szacunek). Powiedziała, że już chce. No i zostaliśmy razem. Szybka decyzja o zamieszkaniu razem. Ona do mnie i szukamy pokoju. I tu był błąd... Błąd polegał na tym, że byliśmy zwyczajnie za biedni i na niewłaściwym etapie życia na wspólne zamieszkanie. A właściwie nawet nie, nie ustaliliśmy jak będą wyglądać kwestie finansowania tego projektu. Ja w trakcie studiów, ona zaczęła liceum zaoczne. Życie samemu na akademiku było tanie. Wynajęcie pokoju już niekoniecznie. I tu się stała tragiczna dla mnie rzecz, ona zdecydowała się pójść do pracy. Śmieciowej. Tu telemarketing, tam inwentaryzacja. Zawsze parę groszy więcej. Oczywiście rozumiała, że ja nie mogę tego zrobić bo zajęcia. Wtedy to otrzymała zajebiście wielki i ostry sztylet do użycia w przyszłości. Ja również pracowałem weekendowo no ale zarabiałem od niej z 5 razy mniej (jakieś 280 zł za 2 weekendy). Kochana ona była, prawda? Jebany relatywizm. Ja z innych źródeł dostawałem więcej kasy niż ona zarobiła, ale to ja miałem (i mam nadal) być jej wdzięczny za to poświęcenie. Z czasem mi zaczęło się poprawiać. Pierwsza, druga, trzecia praca. Przychody pieniężne potrojone. Zmiana mieszkania. Tylko nadal są problemy. Żyjemy jakbyśmy byli małżeństwem, więc i problemy małżeńskie. Moim zdaniem największy problem to wspólny budżet. To pętla, którą sam założyłem sobie na szyję, z uśmiechem na ustach. Ona nie pracuje. Od roku. Szkoły nie skończyła. Uczy się na fryzjera, zaocznie. I siedzi w domu. Wymyśla. Z wyglądem spadła do 5/10 z 7. No i ostatnio faza na dziecko. Tam jakaś 18-letnia gówniara jest w ciąży, tamta ma dwoje. Ona też chce. "Nie kochasz mnie", itd. A ja lawiruję. Nie chodzi mi już nawet o uczucia, bo coś do niej czuję i nie jest mi obojętna, no ale kurwa bez przesady. Mam wrażenie, że dziecko to jej jedyna ambicja. Paradoksalnie, seks tak mniej więcej co 2 tygodnie, bo zmęczona albo nie ma ochoty. No i jeszcze kredyt. "Ale weźmy go razem, bo jakby nam nie wyszło to nie chciałabym abyśmy go teraz razem spłacali ale mieszkanie było tylko na Ciebie". Jajkie razem, jak samiczka nie jest wstanie się dołożyć połowy do czynszu? Mnie stać na kredyt, samemu. Jej nie. Wogóle ja niby kontroluję finanse ale jakakolwiek forma zacieśniania naszej domowej polityki fiskalnej kończy się buntem, mega fochem i wojną. A wydaje coraz więcej bo jej jest potrzebne... Podsumowanie No ale dalej żyjemy razem. Nadal. Dlaczego? Zrobiłem się wygodny. Zazwyczaj mam uprane, zakupy zrobione, ugotowane. No i grozi mi ostracyzm społeczny. Bo zamieszkaliśmy razem, a ona sobie teraz sama nie poradzi - i to bedzie moja wina. Bo wykorzystałem, najlepsze lata życia zmarnowałem. Ona jest dobrą manipulatorką. Na pewno zostanę przedstawiony jako chory, pojebany materialista i sknera, skrajnie nieczóły i samolubny gnój z małym kutasem. No chyba że to ona mnie zostawi, albo będę miał ważny powód do rozstania (zdrada, kłamstwa). Aktualnie więc próbuję przeramować nasz związek. Tak aby ona weszła w rolę jaką dla niej przewidziałem (przede wszystkim ja zarządzam kasą i musi nawyknąć do mojego finansowego planu). To jest nowość ponieważ zmiana podejścia do związku u mnie nastąpiła jakieś 3 miesiące temu i powoli wdrażam opracowany plan. Aktaulnie ma rozpocząć nową pracę. Już jest ugadane, łącznie z pensją. Szału nie ma ale na początek wystarczy. Kredyt jeżeli już to na mnie, chyba że będzie w stanie po odliczeniu kosztów życia dołożyć się do niego połowę (niesądzę). Dziecko tylko i wyłącznie po zakupie własnego mieszkania. I to są warunki z których nie zrezygnuję. Dużo się zmienia i widzę, że ona też to zaczyna dostrzegać. Już nie biegam i nie przepraszam po każdej kłótni. Po porstu ignoruję. I mam wrażenie, że coraz częściej widzę ją bezradną jak się miota sama ze sobą bo nie wie co się dzieje. Myślę, że powoli dociera do niej, że nie może się zachowywać jak stereotypowa żona po 10 latach małżeństwa, bo jeszcze nią nie jest, a i dobry ojciec (państwo - strasznie mi się spodobało to porównanie użyte gdzieś przez brata samca) jej w naszym przypadku nie chroni ani trochę. To tyle ode mnie. Nie wiem czy jest sens w tym co piszę dla was. Mi już pomogło.
  12. Czołem samcy !!! Od ładnego czasu nie zaglądałem na forum, jednak ostatnie wydarzenia przyczyniły się do powrotu na ziemię i opisania moich doświadczeń. Ostatnia moja aktywność na forum miała miejsce jakieś pół roku temu, wiele od tego czasu się zmieniło, dlatego postanowiłem wpaść tutaj i podzielić się moimi doświadczeniami. Wrzesień jak i październik wzbogacił moje życie o kolejne doświadczenia z kobietami, z perspektywy czasu nie wartymi nawet wspominania o nich . Miesiąc przerwy a potem .. poznałem dziewczynę jedyną w swoim rodzaju- dosłownie i w przenośni . Kobietę ? Dobre pytanie, jest ode mnie młodsza o 6 lat ledwo pełnoletnia. Początki były bardzo specyficzne, podchodziłem do niej jak pies do jeża bo nie wiedziałem kim jest, czego mogę się po niej spodziewać i czy nie będzie to kolejne "czepadło '' węszące pieniądz. Wielce rad byłem kiedy okazało się, że jest to kobieta z gatunku już na wymarciu. Posiada ona swoje wartości, szanuje drugiego człowieka, emanuje radością. Początkowo myślałem, że lepiej trafić nie mogłem, okazało się jednak, że nie może być tak idealnie - jest ona bardzo, ale to bardzo religijna. Śmiało mogę stwierdzić, że kościół jak i Bóg są dla niej najważniejszymi wartościami. Zaczynają się więc schody... ja jako największy przeciwnik wszelakich religii postanowiłem, że podejmę się wyzwania, może pora na zmianę moich paradygmatów? Początkowo pomyślałem " dam radę " . Jednak moi drodzy nie jest to takie łatwe w praktyce. Dziewczyna, do której poczułem coś więcej niż pociąg seksualny powiedziała mi wprost " do ślubu nici z baraszkowania, kościół mi na to nie pozwala" . Pomyślałem sobie " jeszcze zmienisz zdanie moja droga".. no i się kurka przeliczyłem Nie ma między nami żadnej, ale to żadnej zdrowej relacji seksualnej. Seks? O czym ja marzę, nie ma nawet figli w łóżku. Czasami się czuję jak z córką albo z dobrą koleżanką, którą mogę złapać za rękę i pocałować w czoło. Naprawdę co bym nie robił, ile bym się nie produkował, nie przejawia ona żadnego zainteresowania fizycznego. Właściwie to nie może nawet myśleć o takich rzeczach bo to " grzeszne ". Moi drodzy, najlepsze w tym wszystkim jest to, że ona myśli o wspólnej przyszłości, o ślubie, ale do tego czasu nie może ze mną zamieszkać ani zbliżyć się fizycznie. Staram się jej przetłumaczyć, że tak się zwyczajnie nie da, jeżeli ludziom na sobie zależy to potrzebna jest bliskość i chociaż spróbowanie zamieszkania razem. Jak można myśleć o wspólnym życiu i mieszkaniu razem,ale tylko po ślubie? Czy tylko moim zdaniem jest to co co najmniej nielogiczne i dość ryzykowne? Pany moje staram się zmienić dla niej, ale odnoszę wrażenie, że zbyt wiele ode mnie wymaga i chce abym się podporządkował jej " standardom ". Potrafię pójść na kompromis, ale są też pewne granice. Nie może być kurka tak, że jedna strona się dopasowuje a druga tylko wymagania stawia. Nie jednemu psu burek wołają, ale jest ona takim przypadkiem na jaki już dawno nie trafiłem, przypadkiem dla którego warto się starać, ale boję się ,że jej przekonania religijne będą wielce wadziły w naszym związku. Co Wy o tym myślicie?
  13. Moja historia drodzy bracia zaczyna się podobnie.Poznaliśmy się z-że tak powiem-moją ex na czacie jednej z sieci komórkowych w 2012r. Po kilku wiadomościach wymieniliśmy się prywatnymi numerami i zaczeliśmy pisać i rozmawiać. Standardowo chyba w takich sytuacjach zaczęła robić z siebie ofiarę,narzekać na męża,że pije,że nic ich prócz dzieci nie łączy bla bla bla.nadmienię tylko że dzieliło nas wtedy ponad 700km. Po ok 2 mies po wypłacie poświęciłem 1000PLN i pojechałem do niej.opłaciłem pokój w hotelu itd. Całe dnie spędzaliśmy razem i bzykaliśmy się kilka razy dziennie-fakt,jej ciało kręci mnie do tej pory ale do rzeczy. Po kilku spotkaniach i przemyśleniach rzuciłem wszystko (dosłownie) i wyjechałem do jej miasta.Zamieszkałem w wynajmowanym pokoju u jej matki (poznała mnie wcześniej) i zająłem się poszukiwaniem pracy.Gdy znalazłem powoli zaczeły się dogadywania że pracuję z kobietami które są ładne itd.Wkurzyłem się i rzuciłem tą pracę przyjmując się jako kierowca w firmie kurierskiej.Pracowałem od 5 rano do 22:00-23;00 i następne wymówki-:"pewnie zabierasz laski po drodze" i awantura bo na siedzeniu pasażera w busie zobaczyła 1(jeden) długi włos-szczegółem jest że przede mną kierowcą busa była de facto kobieta. Firma zamykała moją trasę uznając ją za mało rentowną (100 km w jedną stronę) aby jezdziło po niej 3 kierowców więc jako "świeżak" wyleciałem. Ostatniego dnia w trakcie powrotu na bazę zadzwonił telefon-oferta pracy w ubojni drobiu od zaraz.Zgodziłem się i zacząłem pracę przy uboju. Zarobki na początku były ok,ponad 2 śmiało.... A więc i wydatki-za mieszkanie opłata 1500 zł(włącznie z jedzeniem ale tymczasowo o czym nie powiedziano mi),dojazdy do pracy ok 200-300 no i "coś trzeba lasce kupić"-a to buty(bardzo spodobały się jej te za 200zł),a to nowe spodnie,fryzjer etc a mi nie zostawało nawet na fajki.Czas mijał,na święta zamiast tak jak zawsze paczki z 10kg mięsa dostaliśmy po 7kg i znów awantura bo rzekomo rozdałem kolegom-urojenia starej baby. Coraz rzadziej dostawałem jedzenie (płaciłem tyle samo)ciągle jakieś ale,inwigilacja na każdym kroku,kontrola każdego wyjścia,pretensje gdy pojechałem własnym samochodem do pracy. Podpytywałem ją o nas,mówiła że muszę poczekać cierpliwie więc czekałem. Minął 2012,2013,2014... W połowie 2015 zaczeły się zabawy z dopami aby poświęcać jej czas w dzień i pracować nocą... No ale niestety organizm w końcu odpuścił.Gdy położyłem się spać nie spędzając czasu z nią(po 72h bez snu) poszła spotkać się z kolegą,gliniarzem. Niechcący po kilku dniach wygadała się że to nie było 1 spotkanie i zrzuciła winę na mnie,że ona musiała pojechać gdzieś tam a skoro na mnie nie mogła liczyć poradziła sobie sama.Spotykaliśmy się coraz rzadziej i w wakacje 15r podczas naszej rozmowy przez tel narzekała że gliniarz ją kontroluje korzystając z możliwości rzekomego dostępu do bilingów.Mówiłem że musiała dać mu nadzieję na coś więcej ale wyparła się że mowiła mu że jest tylko kolegą. Po miesiącu zagrałem vabank-powiedziałem że wiem że mnie z nim zdradziła-wtedy przyznała się.I norma-bo to moja wina,bo on jest ach i ech a nie taka pizda jak ja,bo ma chryslera a ja tylko opla omegę,bo on jest gliniarzem... Wbrew sobie zapytałem o szczegóły-jezdziła z nim samochodem.Na parkingu gdy stali on ją pocałował i włożył ręce w stanik.Rzekomo chciał się bzykać ale ona odmówiła-w to nie wierzę bo wiem,że jej biust to furtka do majtek-dobrze dotkniesz i sama rozkłada nogi.Płakałem jak dziecko pół nocy,dragi mnie wciągnęły na maxa,zrzuciłem wagę o 10kg,stałem się jak zombie,tylko ściecha i robota-jazda po 3-4 dni,troche snu i dalej... Podczas rozmowy spytałem co dalej-chciała wrócić i być ze mną.Próbowałem jej wybaczyć,zapomnieć ale nie umiałem a brak sexu i wogóle jakichkolwiek czułości między mną a nią odsuwał mnie coraz bardziej.Po kolejnej awanturze zrobionej przez jej matkę że to przeze mnie bo asia taka biedna a ja taki huj jestem bo nie jestem już jej darmowym szoferem na zachcianki no i nie daję jej już kasy zrobiłem najmądrzejszą rzecz-wyszedłem z domu i nie wróciłem. Okazałem się frajerem który dawał kasę,woził gdzie chciała(sam tankował paliwo nie biorąc ani zł) i dawał się wyzyskiwać i jej i jej matce. W grudniu 15r powróciłem do swojego domu,wróciłem do pracy a z nią nie utrzymuję kontaktu i nie chcę utrzymywać.Po tym co przeszedłem sam się sobie dziwię jaki byłem ślepy i głupi bo od męża odejść nie chciała a wręcz przeciwnie-mąż poczuł zagrożenie i zaczął bzykać żonę,kwiatki czekoladki itd wielce zakochani na fejsie... Cóż bracia-facet zakochany to zaślepiony ufnością do "kochającego go ideału" a zbliżająca wię wizja samotności przeraża bardziej niż najgorszy horror. Byłem ślepy i naiwny i wiem sam doskonale o tym ale to mnie nauczyło jednego-nigdy nie ufaj kobiecie w 100% bo gdy to zrobisz zniszczysz sam siebie.Ja nie zaufam już żadnej i nie wiem czy chcę jeszcze z jakąś samicą się wiązać-na tą chwile dobrze mi samemu. Uważajcie bracia,miejcie oczy otwarte i od czasu do czasu z zaskoczenia kontrolujcie ich telefony-zwłaszcza gdy dziwnie często z kimś pisze bo ja na to byłem ślepy.. Ave samcza brać Postaraj na przyszłość unikać "ścian tekstu" - wszystko robi się nieczytelne.
  14. Witam Samców, Sprawa wygląda tak jestem/byłem (nie potrzebne skreślić), około 1 roku. Jakiś czas temu zacząłem czytać książki Marka i forum na którym się znajdujemy, dziewczyna o tym wie. Od tego momentu zaczęły się dziwne akcję z jej strony (ja też zacząłem zwracać uwagę na to co wcześniej przymykałem oko a kiedyś to robiłem (pierdoły nie chcę wynieść śmieci, zwracam uwagę na to jak do mnie mówi itd długo wymieniać) w skrócie teraz widzę że byłem wykorzystywany. I teraz sedno od tego momentu zaczęła się robić agresywna jak to kiedyś to robiłeś teraz nie kiedyś mówiłem ciągle że ją kocham teraz nie chcę, i teraz sedno sprawy w weekend znowu mówiła o czymś co mnie obraża zwróciłem uwagę 2 razy nic, w końcu chciałem ją wyprosić z domu ale się zapierała doszło do szamotaniny złapała moją nogę i nie chciała mnie puścić dobra odpuściłem. Następnego dnia po południu znowu to samo znowu oskarżyła mnie 2 ostrzeżenia nic wyzwiska z jej i mojej strony w końcu odpuściła, wczoraj rano wyszła powiedziała że to koniec ja na to oczywiście zgadzam się też o tym myślałem. O co w tym chodzi?
  15. Cześć wszystkim, gdybym czegoś nie zrobił odpowiednio - napomnijcie. Gdyby dało się jednak zagrać w tę grę zupełnie na nowym poziomie i z nowymi doświadczeniami. Miałem wiele doświadczeń z kobietami i dziewczynami, jako, że prowadziłem swoje życie typowo hedonistycznie przez 4 lata, co spowodowane było rozstaniem z "pierwszą miłością". Związek 3 letni z dziewczyną, która przejawiała w zupełności obraz kobiety przedstawiony na tym forum została przeze mnie znaleziona z moim przyjacielem w łożku. To wydarzenie skłoniło mnie do zabaw kobietami, pogłębiania wiedzy na ich temat i rozpracowywania ich sposobu myślenia. zostałem DJ, studiowałem i przygotowywałem się do życia. Nabierałem doświadczenia obserwując co się dzieje u starszych kolegów za płotem. Korzystałem przy tym z uciech kobiecych wdzięków w szeroko pojętej nazwie Singiel. Czytałem wiele poradników, książek i opisów jak podrywać, traktować i zrywać z kobietami. Jak wygląda moje życie teraz? Mam córkę i żonę, z którą nie miewam tak nasilonych problemów jakie przedstawiacie na tym forum. Oczywiście występują pewne symptomy i nie jestem pewiem czy tak umiejętnie je przygaszam czy związek jaki tworzę nie pozwala im się rozwinąć. Doświadczam wszelkich uciech kobiety oddanej mężowi. Zadbane dziecko i wychowywane według moich poglądów, posprzątany dom, obiadki, kanapki do pracy, wyjścia z kumplami (ona oczywiście wychodzi z koleżankami) i spełnianie siebie zawodowo (pracuję aktualnie w UK). Zdarza się, że występują sytuację, w których słucham pretensji, że chciałaby, żebym poświęcał jej więcej czasu, czemu nie chce iść na spacer lub wole powertować zasoby komputera. Mamy jedno wspólne konto, na które wpływa moja wypłata (jako jedyny pracuję, chociąz od czasu do czasu żona podejmuje się pracy na etat). Nie widzę problemu przy wspólnym koncie, gdyż czuję, że udostępniam je w celu pozostawienia na nim zasobów na życie. Z tego konta na początku miesiąca opłacam wszystkie rachunki i opłaty, a póżniej żona korzysta do zakupu żywności, przedmiotów potrzebnych dziecku czy własnych uciech. | Dodatkowo mam swoje konto odseparowane od wydatków na życie, gdzie przelewam pieniądze o których sam będę decydował bez ustalania z kim kolwiek co z nimi pocznę. Czasami żona ma pretensje, że z nią nie ustalam przed zakupem czegoś, ale argumentuję, że potrzebowałem i nie tłumaczę się, że muszę mieć odseparowane zasoby. Po zastosowaniu wzmożonego pożądania ( pierwsza możliwość seksu była przeze mnie odrzucona z argumentacja - szacunku do niej i do siebie i przyjaźni jaka nas wcześniej łączyła), natomiast kolejny raz postarałem się aby był tym najlepszym z możliwych i staram się utrzymywać odpowiedni poziom namiętności, umiejętności lub ulepszać element łóżka w naszym małżeństwie. Jestem zaangażowany. Do tego momentu moja żona ma więcej ochoty na sex niż ja - a jestem mężczyzną, który powinien w bojach być wciąż żądny więcej. Jakby tego wszystkiego było mało nie mam wątpliwości, że spełniam się w małżeństwie i że zaspokajam potrzeby mojej żony, co daje pewność w moich działaniach, a co za tym idzie nie popadam w chorą zazdrość kiedy moja żona rozmawia lub tańczy z obcym gościem na parkiecie bo wiem, że za 5 minut przyjdzie do mnie i tu zostanie. Nie mam obaw również o moje kontakty z innymi kobietami choć wyczuwam nutki zazdrości i komentarze ze strony żony nie ulegam im i odsuwam je w niepamięć, gdyż jej zdaniem w takim wypadku jestem tym samcem, którego pożąda pewna część płci przeciwnej. Tak o to ignorując niezrozumiałe dla niej samej (drobne moim zdaniem) potrzeby i próby zniewolenia mojej osobowości (męskości) prowadzą do szczęśliwego małżeństwa. Zawsze kiedy jest ten moment kiedy przemyślimy swoje pozycję i wartości w życiu po prostu w ciszy oddajemy się wzajemnemu towarzystwu. Opinia, którą opisałem jest moim, zapewne, subiektywnym poglądem, ale dla mnie jest prawdziwa. I kiedy koledzy się próbuję naśmiewać, że niedługo pewnie przestanę spotykać się na browarka, meczyk na konsoli, grać amatorsko w piłkę nożną czy uwalać się wódeczką czy wydawać pieniądze na zupełnie niepotrzebne z punktu widzenia kobiet gadżety, mam ochotę złapać się za jaja i zapytać, a Ty masz??
  16. Tyran

    Milfy hotele i te bajery

    Dobry, Pytanie mam ogólnie zastanawiam się coraz poważniej aby się po spotykać z takimi zadbanymi milfami parę razy, nigdy tego nie robiłem wcześniej. Moje pytanie jest czy taka się przypadkiem "nie zakocha" i nie będzie za tobą ganiać później? Pozdrawiam braci
  17. Witam serdecznie, Powiem wam tak w skrócie po wyjściu z matrixa jest dziwnie!!!!, dostałem prawdę i nic więcej. Trochę mnie to przeraża jak się ją zna nie jest już tak fajnie choć przyznaję mam z tego duże korzyści znam zasady na czym to wszystko się opiera, spostrzeżenia jeśli chodzi o relacje z kobietami to już parodia. Na każdym kroku widzę ich manipulację aby osiągnąć wyznaczone cele. Wiem jak się bronić jak samemu zaatakować. PRZYZNAJĘ ZMIANA WZORCA O KOBIETACH I RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH OTWIERA OGROMNE POLE DO POPISU NA KAŻDYM KROKU MOŻNA TO WYKORZYSTAĆ FAKTYCZNIE NA STARCIE STOIMY NA PRZEGRANEJ POZYCJI KOBIETY MAJĄ TO WIEDZĘ WRAZ Z NARODZINAMI OGROMNA PRZEWAGA. I TERAZ PUENTA CZASAMI BRAKUJĘ MI CHWIL TEGO STANU NIE WIEDZY, DRUGIEJ POŁÓWKI ITP...
  18. Ok, czas żebym w końcu opisał moją obecną bolączkę. Długo się zbierałem. (BAAARDZO DŁUGI POST, 7 stron A4, kurwa! Nie dało się chyba krócej. Ale myślę, że warto - pouczające. JEST ZWROT AKCJI I CLIFF HANGER + rzeczy ku przestrodze, których nigdy nie należy robić). Bardzo chciałbym poznać Wasze opinie na ten temat. Najpierw opiszę sam kwas, a później co było „za kulisami”, bo sprawa jest dyskusyjna. BTW. pisałem też o moim obecnym związku w temacie "Związek "idealny"?" Kiedy poznałem moją kobiete wszystko było - wiadomo - idealnie. Wydawała się pewna siebie, nie była zazdrosna, rozmawialiśmy czasami o byłych i wszystko było OK, zdrowa relacja dojrzalych emocjonalnie ludzi. Wprowadziłem się do niej po 10 miesiącach znajomości (co opiszę w późniejszej części tego wpisu). Po wprowadzeniu sie pod jeden dach zaczeła RAPTEM (po miesiącu albo dwóch) robić się dziwnie zazdrosna. Np. pisałem na FB z jedną koleżanką którą kiedyś pieprzyłem (normalna niewinna gadka-szmatka), ona akurat stała za mną i zobaczyła jej imię. Chwilę później robi wkurwioną minkę i pyta: "A kto to jest *imię*? " Mówię, że koleżanka. Ona: pieprzyłeś ją? Ja (setki myśli przelatujące przez głowę, w końcu uznaję że nie ma sensu kłamać): ee...tak. Ona: wkurwiona i pyta, dlaczego z nią gadam, czy tamta dalej mi się podoba i tym podobne. Mówię jej, że to nic takiego i żeby się wyluzowała, po prostu tamta zobaczyła że się przeprowadziłem i była ciekawa co u mnie. Powiedziałem też mojej że tamta ma od dawna chłopaka, itd. Wszystko zgodnie z prawdą, nic do laski nie czuję, ale zawsze była wobec mnie OK, więc nie miałem powodów żeby zrywać kontakt albo ją ignorować. Oczywiście tłumaczenia na nic, bo ja „nie powinienem z nią gadać skoro jestem teraz z kimś innym”, na szczęście na ten sam dzień temat ucichł. Ale pretensje były ostre i zapalila mi się w głowie czerwona lampka. Jakiś tydzień później znów siedzę na Pejsbuku, wyświetla się po prawej ta głupia lista znajomych na czacie. Ona: Ej, kto to jest ta *imię* ? Mówię: koleżanka Ona: pieprzyłeś ją? Ja: ee...(najpierw ździwienie - skąd ona wie, później - problem, bo pieprzyłem ją już jak się z moją obecną dziewczyną znaliśmy, opiszę to poniżej)...tak. Gównoburza, bulwers, foch, pytanie kiedy ostatni raz z nią "to robiłem". Myślę sobie, skoro ostatnio miała taki problem z dziewczyną którą pieprzyłem długo zanim się poznaliśmy, to co będzie jak jej powiem że pieprzyłem tą jeszcze 6 miesięcy po tym jak się poznaliśmy? Więc niestety, okłamałem ją (stupid), że ostatni raz jakoś w grudniu, czyli chwilę zanim się poznaliśmy. W następnych tygodniach/miesiącach pytała jeszcze kilkanaście razy o to kiedy ostatni raz ją pieprzyłem, mówiła że mi nie wierzy, że kłamię, że coś kręcę itd. Ja się ciągle zastanawiałem co się dzieje i co jej tak raptem odjebało, skoro wcześniej była mega w porządku i zachowywała się jak kobiecy Budda, a tu raptem transformacja w psychogirl raz na jakiś czas. Oczywiście potrafiła raptem mi wyjechać z czymś takim w „sielankowych” momentach, po seksie, przed, albo jak się razem relaksowaliśmy i wszystko się pieprzyło. Oczywiście powiedziałem jej że nie toleruję takich akcji i że to moja sprawa kogo mam na pejsbuku i z kim piszę i że ma się wyluzować, a ona się uspokajała i mówiła, że rozumie. Ale okazało się że temat jest dużo bardziej popieprzony, niż mi się wydawało. Wtedy jeszcze nie powiedziałem jej ani razu, że ją kocham (bardzo poważnie traktuje takie deklaracje). Jakiś czas później, znów siedzę przy kompie, gadam z kolejną dziewczyną którą pieprzyłem (AŻ raz), do której też nic nie czuję, ale po prostu ona złożyła mi życzenia na urodziny a ja jej. Moja przechodzi przez pokój za mną i co? Tak, zgadliście: "KTO TO JEST?! DLACZEGO Z NIĄ ROZMAWIASZ?" (Nadmienię tutaj że w międzyczasie gadałem też z innymi laskami, których nie pieprzyłem nigdy i nie pytała mnie o nie..bo gdyby pytała to uznałbym że psychiczna/mega zakompleksiona i uciekł). W tym momencie serio się zestresowałem. Po pierwsze, czy moja kobieta ma zdolności parapsychiczne? Skąd ona wie które dziewczyny pieprzyłem? Jak to możliwe, że zawsze trafia? Można to zobaczyć w rozmowie na żywo po mowie ciała, ale... po rozmowie na facebooku i to jeszcze o dupie maryni? Żadnych zdjęć na fb z tymi dziewczynami nie miałem. Zacząłem tłumaczyć na spokojnie że koleżanka i że nigdy jej nie pieprzyłem (bo dwa razy dostałem już opierdol za przyznawanie się do seksu z innymi laskami i tym razem chciałem mieć święty spokój), ale ona ostro wierciła temat- skąd ją znam, kiedy ostatni raz się widzeliśmy, czy mi się podoba i tysiace innych pytań, wszysko mega agresywnie i blisko płaczu. W tym momencie nerwy mi puściły, zacząłem ją opierdalać żeby dała mi i sobie spokój bo mnie przytłacza, że wyjechałem za nią do innego kraju, dużo droższego od Polski, kraju który mam w dupie (ładnie, ale wolałbym np. Tajlandię), jestem tu bez znajomych, więc jeśli to nie jest dowodem mojego przywiązania i uczucia do niej, to ja nie wiem co jest. Oczywiście argumenty logiczne nie docierały. Zaczęliśmy się kłócić i drzeć na siebie mordy, bo jak normalnie jestem spokojny, tak tu mnie już przysłowiowy chuj strzelił. W pewnym momencie kazała mi popatrzeć jej w oczy i przysiąc że jej nie okłamuje i że nigdy nie pieprzylem tamtej. Zrobiłem to, bo nie chciałem rozpieprzyć tego związku (stupid), zależało mi na niej bardzo. Nie chciałem żeby przez jeden seks z tamtą wszystko się zjebało (później opiszę, dlaczego to zrobilem). Okłamałem ją w ten sposób kilkukrotnie...w żywe oczy. Nie jestem z tego dumny, o nie. Zamieniłem się z faceta w wijącego się piskorza. Tak się nie robi. Później temat wracał kilkunastukrotnie, wiele razy w najbardziej popieprzonych sytuacjach (po seksie, podczas obiadu itd), a moja regularnie wyciągała temat na wierzch z byle powodu, mówila że kłamię, że wie że kłamię, że mi nie wierzy. Kłóciliśmy się o to naprawdę bardzo ostro co najmniej klika(może nawet -naście) razy na przestrzeni kilku miesięcy. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy one wszystkie nie skontaktowały się czasami ze sobą. Napisałem więc do tamtej z którą raz się przespałem, żeby się upewnić i żeby poprosić ją, że gdyby moja dziewczyna coś do niej pisała, to żeby potwierdziła moją wersję („tylko koleżanka”). Tamta się zgodziła, zapytała czy moja dziewczyna ma 16 lat że tak reaguje (nie, za to miała coś innego, ale o tym zaraz), pogadaliśmy trochę, wspomnieliśmy jaki to słaby seks był (bylem na kacu i totalnie się nie popisałem) i pośmialiśmy się, ona powiedziala że bardzo się jej podobałem, ja powiedzialem jej że może kiedyś się spotkamy (choć nie mialem takich planów) i wsio. Moja się w tym czasie jakoś uspokoiła i wyluzowała. Powiedziała że jednak mi wierzy i skoro jej tyle razy mówię, że nic z tamtą nie robiłem, to spoko. W międzyczasie, oprócz tego, było sielankowo. Spacery, rowery, plaże, bardzo dużo pracowałem nad biznesem i bardzo produktywnie, wspierała mnie, wspaniały seks, duże emocje, powiedzieliśmy sobie w końcu, że się kochamy, po prawie roku znajomości (ona pierwsza uzyła tych dokładnie słów, gdyby to analizować). Pod koniec, przed samym wyjazdem zaczeły się znowu jakieś jej wątpliwości, byliśmy na wyjeździe autem i pamiętam że spędziliśmy 2 dni na kłótnie, coś jej odwalało, milczała bez powodu, odpierdalała fochy, itd. Teraz przewijka prawie 5 miesiecy do przodu: lipiec tego roku. Wróciliśmy do Polski. Ogólnie wtedy zaczał chorować jej dziadek, do tego mi też trochę obniżył się nastrój (przeprowadzka z pięknego miejsca nad ciepłym morzem na stare śmieci w PL). Często miala zryty humor i pytala mnie o różne głupie rzeczy - np. idziemy na spacer, a ona pyta czy byłem tu i tu z jakąś tam laską i smutne minki i milczenie, itd. No ręce opadają. Końcówka lipca - następnego dnia mamy jechać do Warszawy a stamtąd lecieć na 3 tygodniowy trip do Azji Mniejszej. NOC PRZED jestem u niej, wszystko spoko, raptem ZNÓW WYCHODZI TEMAT TAMTEJ „raz wyruchanej”, pyta mnie po raz nie-wiem-już-który czy jej nie pieprzyłem, mówi, że kłamię, każe mi wymieniać ile mialem przed nią dziewczyn, ich imiona i opowiadać o nich (myślę: chyba Cie pojebalo, co to, przesluchanie na milicji?). Opierdalam ją, chcę już się ubierać i wyjść a ona na to: Ej...mówisz że na pewno jej nie pieprzyłeś, tak? Ja: TAK, KURWA! Daj mi wreszcie... Ona: To co w takim razie robiły na twoim dysku jej zdjęcia? Ja: (zonk i pustka w głowie, jakie zdjęcia? Jakie, kurwa, zdjęcia?) ...Jakie zdjęcia? Ona: Nie kłam. Miałeś na dysku przenośnym jej zdjęcia. Kilka zdjęć. Ja: Jak to? Ona: Parę tygodni po tym jak się do mnie wprowadziłeś, dałeś mi na dysku przenośnym zdjęcia które razem robiliśmy. W folderze z tymi zdjęciami był folder który nazywał się (jakoś tam), widziałam tam miniaturkę swojego zdjęcia. Weszłam i zobaczyłam tam zdjęcia swoje i innych lasek. Między innymi *imie tej dziewczyny z którą byłem i która zmarła* i jeszcze innej która pasowala do opisu twojej pierwszej dziewczyny. Ja też tam byłam. I tamte laski z którymi widziałam że gadałeś. I tamta ruda jebana suka też!! I co teraz powiesz? Dalej będziesz kłamał? (w tym momencie całe życie przelatuje mi przed oczami) O kurwa mać... (mózg mi raptem „zajarzył”): Kiedyś, jak miałem bardzo zły nastrój i prawdopodobne depresję, zrobiłem sobie album ze zdjęciami wszystkich dziewczyn z którymi uprawiałem seks. Taka viagra dla ego, żeby w dni w które czułem się jak frajer, ciota i laps sobie to włączyć, zobaczyc te wszystkie ładne buzie i podbić sobie swoją wartość. Próżne, szczeniackie, trochę głupie, ale skuteczne. I ja, głupek wsiowy niemyty, pała bezmyślna, nie dość że zgrałem ten folder ze wszystkimi zdjęciami na dysk przenośny ze stacjonarnego, to jeszcze wziąłem ten sam dysk przeprowadzając się do niej i zupelnie o tym zapomniałem. Nagroda Darwina dla debila roku. No to teraz moglem albo dalej pociskać ściemy w stylu platformy obywatelskiej i mediów mainstreamowych, ale uznałem że to już dłużej nie ma sensu i się przyznałem że ją pieprzylem, że tylko raz, że naprawdę było słabo i że więcej jej juz nie widziałem na oczy i że nic do niej nie czuję (wszystko prawda) i że było to w czerwcu, krótko po tym jak wróciłem od niej z UK (O tym zaraz). (Nie da się chyba gorzej zjebać, niż kłamać komuś kilka razy w żywe oczy, a później się przyznać). W tym momencie kazała mi wypierdalać ze swojego domu. Myślę sobie: rozjebałeś wspaniały związek z najlepszą dziewczyną jaką poznałeś, debilu. Ty idioto! Dobrze ci tak. No to wstalem, ale zanim zdążyłem wyjść ona zaczęła mnie powstrzymywać i kazała wyjaśniać to wszystko (bo "chociaż tyle jesteś mi winny"): dlaczego to zrobiłem, dlaczego z nią, dlaczego ją okłamywałem w żywe oczy itd. Oczywiście mówienie prawdy i mówienie wprost nie dzialało (prawda jest taka że rzeczywiście kłamałem jej wcześniej kilkanaście razy w żywe oczy, krzycząc jej w twarz kłamstwo , więc zawiodlem jej zaufanie na maksa), mówienie że kłamałem wtedy żeby dała mi spokój i mnie nie opieprzała za przeszlość nie działało tym bardziej. Tłumaczenie ze robiłem to, bo nie mogłem zmienić przeszłości a nie chciałem jej stracić też naturalnie o kant dupy do rozbicia. Przyszla mi też do głowy ciekawe spostrzeżenie: JAK TO? WIEDZIAŁAŚ O TYM JAKOŚ OD LISTOPADA, A POWIEDZIAŁAŚ MI O TYM W....CZERWCU?!? Te wszystkie kłótnie, te wszystkie moje kłamstwa, nic z tego nigdy nie miało miejsca gdybyś mi odrazu powidziała co widziałaś! Co jest z tobą nie tak!? Ona mi na to, że nie była pewna, że nie wiedziała że pieprzyłem tamtą, że się łudzila że może jednak nic mi z nią nie wyszło i wgrałem sobie tam jej zdjęcia bo to mój 'fap folder' i że tym bardziej nie miała pojęcia że coś robiłem z tamtą jak już się znaliśmy...że chciała żebym jej w końcu powiedzial prawdę, bo próbowała o tym zapomnieć, ale jest we mnie zakochana i ciągle jej to nie dawało spokoju i wracało do niej w najdziwniejszych momentach... Szok. Nazajutrz wyjazd, a my na maksa pokłóceni. Kłóciliśmy się i rozmawaliśmy całą noc, w końcu powiedziałem wszystko co mogłem powiedzieć, co, jak, dlaczego tak a nie inaczej i się pogodziliśmy (tak myślałem). Wziąłem ją, byl zajebiscie podniecający seks "na zgodę", wstalem jakąś godzinę później (czułem się jak gówno) i pojechałem na chatę. Teraz rozkmina: jechać do warszawy i lecieć razem czy nie. Pojechaliśmy do lasu na spacer pogadać o tym znowu i co?...powtórka rozmowy z tamtej nocy. Te same pytania, te same wątpliwości, te same wyzwiska na mnie, ten sam płacz, kwasy. No deja-vu. Ale myślę sobie, okłamywalem ją przez tyle czasu, uważa, że ją zdradziłem, mówi że jej rozjebałem samoocenę, zrozumiałe. Ostatecznie ja bylem za tym żeby zrobić sobie przerwe od siebie i skupić się na biznesie (ona jest studentką ale też ma swój biz, pokazałem jej co i jak). Ona że nie, bo ma w domu słabą sytuację, dziadek chory, ona zdołowana, nie może na to patrzeć i nie może mu pomóc, nie chce tutaj zostawać, jedźmy, będzie super, przepracujemy to a i tak będziemy musieli przecież przez to przejść jeśli nie chcemy się rozstawać. Miałem co do tego bardzo popieprzone odczucia i poważnie się nad tym zastanawiałem. A czas krótki. Ostatecznie zrobiła się znowu kochana, powiedziała że mi wybacza, uznaliśmy że jedziemy. Ona spóźniła się na pociąg (placiliśmy z góry) i 120 zł za bilety w dupę. Pojechaliśmy do niej, wszystko było ok, później wróciliśmy na dworzec i pojechaliśmy następnym. No i zaczęło się: w pociągu, przy ludziach, znowu to samo, niewyobrażalna rzeźnia. Opierdolilem ją jak burą sukę, że ma nie robić mi takich akcji przy ludziach, że tego akceptował nie będę i że jak tak będzie odwalać to się rozstajemy. Co prawda nie darła japy publicznie a obok nas siedziało tylko dwóch pijaczków, ale plakała, mówiła przez zaciśnięte zęby, waliła pięscią w kanapę, obgryzała paznokcie itd. Poza tym, kto by nie siedział - tak się nie robi przy ludziach. Ogólnie całą podróż do Poznania kwas i ból, płacz i masakra. W Poznaniu (przesiadka) uznałem że pierdolę, nie jadę dalej, bez sensu. W mojej głowie pojawił się głos: "stary, to cię zniszczy. Daruj sobie. To będa najgorsze 3 tygodnie w twoim życiu, przebolej bilety i podróż i nie leć z nią". Uciekłem gdzieś tam i miałem iść do kumpla, ona dzwoniła, powiedziała że jak nie jadę z nią to ona jedzie sama i będze podróżować sama. To wróciłem (lol), ostatecznie na 2 sekundy przed odjazdem pociągu wsiadłem do niego. Znów mówiła że przeprasza i że mi wybacza i że już nie będzie, że ona nie chce tego robić, ale po prostu tak ją zraniłem że nie może tego ogarnąć a do tego jeszcze dochodzą jej problemy rodzinne (z problemami rodzinnymi to akurat była też prawda, bo dziadek ją wychowywał i był dla niej jak drugi ojciec i z którym mieszkała, ale to osobny temat). Oczywiście kilka minut później znowu się zaczęło. W Warszawie już się w końcu uspokoiła i znów zrobiła się potulna i kochana, ale za to ja czułem się jak gówno. Niewyspany i podeptany psychicznie. Ostatecznie polecieliśmy i powiem tak - sama podróż była bardzo fajna, zobaczyłem wiele zajebistych rzeczy, mam kilkanaście zajebistych wspomnień, niektóre to nawet wspomnienia oparte o moją interakcję z nią (seks w nietypowym miejscu, wspólne podziwianie widoków, lataliśmy na paralotni itd, bardzo fajne rzeczy), niestety jakieś 2/3 tego wyjazdu to był jeden wielki kwas, wypominanie mi po raz 36-ty tego samego, dwie kolejne popy przy ludziach (co prawda nie taka jak w pociągu, przy obcokrajowcach w dużej mierze i już ostatnie jak do tej pory, ale jednak - masakra - później ją tak opierdoliłem że już więcej się to nie zdarzyło, po prostu milczała). Ogólnie przerabialiśmy na okrągło ten sam motyw co podczas nocy której jej to powiedziałem, dokładnie te same oskarżenia, te same teksty, same pytania, łącznie z absurdami typu "w jakiej pozycji to robiliście?!" (oczywiście przez łzy, kilkanaście razy mnie o to już pytała). Raz jej nawet tak odjebało że przestała panować nad sobą w hostelu i zaczęła mnie bić pięścią po żebrach. Nie musze tłumaczyć że kobiety nie bija zbyt umiejętnie i było to raczej groteskowe, ale się wkurwiłem na potęgę, jak ją złapałem za rączunie to myślałem że wyrwę i wyrzucę z balkonu. Klikanaście razy byłem klika centymetrów od zerwania z nią, bo to była gehenna psychiczna. Ale zostawianie w takich krajach kobiety samej (melina i dzicz niewyobrażalna, Polska to przy tych krajach XXIII wiek i futurologia), i to jeszcze blondynki...uznałem że nie, poza tym, kurwa, kocham ją, naprawdę i jakby nie było, okłamywałem ją i zraniłem, więc poczucie winy mi zabroniło tak zrobić. A w samolocie i tak byśmy się spotkali. A jak nie, to bym osiwiał ze stresu, że coś się jej stało. Do tego jeszcze dochodziły te bardzo dobre momenty, bo gdyby nie to one to bym ocipiał i ją rzucił. Na tym wyjeździe kazała mi również pokazać rozmowy z tamtymi "wszystkimi laskami". Odmówiłem, ale odpaliła mojego kompa jak bylem w innym pokoju, a ja mialem zapamiętane hasło do pejsbuka (jakimś cudem, bo zawsze wybieram opcję nieuzupelniania formularzy). No i siedziała, czytała moje rozmowy z tamtą, płakała, opierdalała mnie itd. Dowiedziala się wtedy że gadalem z nią (rudą) już jak mieszkaliśmy razem. Było to kilka rozmów, większość o dupie jadzi, poczas jednej tamta nawet spytała czy "miłość kwitnie" a ja potwierdziłem, ale nieważne- dla niej najistotniejsze było że gadałem z nią, „po co, skoro już mieszkaliśmy razem”? Uznała też, że flirtowaliśmy (jest w tym trochę prawdy, ale robiłem to tylko dla zabawy, nie pisałem żadnych obleśnych ani dosłownych rzeczy, ani nawet nie robiłem żadnych aluzji, po prostu pisałem w zabawy i filuterny sposób, chciazby dlatego że ograniczyłem interakcje ze wszystkimi do mojej dziewczyny i brakowało mi rozmowy z innymi). No i wiadomo – „nie kocham jej, jestem zdradzieckim fiutem, okłamałem ją, już w ogóle mi nie wierzy”, itd...Ale też „nie zerwie ze mna, bo nie potrafi, bo mnie kocha”. Najlepsze jest to, że ona sama też gadała podczas pobytu we Francji ze swoim byłym, ale "ona wtedy źle się czuła" i "nie wie dlaczego to zrobiła" i "przeprasza". Czytałem tamtą rozmowę, nic strasznego tam nie było, prawdopodobnie chciała mu dojebać że teraz ma lepszego faceta i jej się fajnie powodzi a jemu nie, ale jednak hipokryzja widoczna. Wyszło też że z jeszcze inną laską spotykałem się i dymałem aż do maja, więc w czerwcu miałem 3 laski i ona była jedną z nich. Była zachwycona (czyt. harpia w ciele kobiety). Dowiedziałem się, że jestem obrzydliwym zboczeńcem, że ona mnie tak kochała a ja ją zdradziłem, itd. Całą podróż, poza tymi dobrymi momentami wyglądała właśnie tak, myslę że bardzo dużo siwych włosów sobie wtedy wyhodowałem. Nie umiem nawet policzyć tych kłótni –w chuj. Po powrocie uznałem, że jeszcze jedna kłótnia i nara, nie jadę z nią dalej w świat (musiała dokończyć studia w UK, ostatni rok), zostaję w PL i nawet jeśli zjebałem, to mam to w dupie, bo to ja jestem w moim życiu najwazniejszy. Dałem jej to do zrozumienia. I co? Nie było kłótni. Żadnej. Zero. Znikły! Zrobiło się słodko, potulnie, zajebiście, jak na początku znajomości. Bosko po prostu. No i wynajęliśmy mieszkanie w UK i pojechaliśmy. W samochodzie już kwas (!), jeszcze do tego przy moim ojcu (!!!!) który nas podwoził na lotnisko, bo... polajkowałem zdjęcia z podróży naszej wspólnej koleżanki z którą się kiedyś całowałem (..rok lata przed poznaniem mojej?) No i „po co lajkowałem skoro brzydkie zdjęcia, skoro nic do niej nie czuje, po co lajkuje, no po co?” Co prawda był to „łagodny” kwasik (po prostu milczenie i sfochane minki), ale znowu 'chuj nie strzelił', dostała opierdol bardzo sążny w hotelu. Przeprosiła mnie. W samolocie znowu jakiś foszek, na dworcu autobusowym to samo, już nie pamiętam o co. Ogólnie tak jak wcześniej miała w dupie inne dziewczyny, oprócz tych z którymi gadalem a które widziała w moim magicznym folderze, tak teraz czepiała się o wszystko co się ruszało i miało cycki. Po przyjeździe - ZACZĘŁO SIĘ, już kilka dni po wprowadzeniu się do nowej meliny. Dokładnie to samo co na wyjeździe. Te same pytania, na które odpowiadałem już setki razy, te same wyrzuty, te same wypominki, fochy najczęściej po seksie ("bo przypomniała mi się tamta ruda suka, z nią też robiłeś tak i tez ją tak trzymałeś za tyłek?" itd..), płacz z byle powodu, cisza, wyrzuty itd. itp. W tym momencie już moja kurwica sięgnęła zenitu, tylko że niestety zapłacone już za cały rok za internet, wpłaciłem kaucję, pokupowaliśmy meble, różne rzeczy do mieszkania itd... Później chwila spokoju i znów sielanki jak na początku związku, co mnie oczywiście rozmiękczyło, później znowu kłótnie - nie pamiętam już o co, ale często o pierdoly (np. byłem za długo w łazience o 2 minuty i opierdol, także już nie tylko o tamtą rudą, zaczęły pierdolić się też inne sfery. Naturalnie jak ona robiła problem z niczego to ja też w pewnym momencie wybuchałem i ją opierdalalem i sprowadzałem do poziomu, ale nic z tego konstruktywnego nigdy nie wynikło). Jak zacząłem stosować technikę "jak ty fochasz i robisz problem, to ja spierdalam z domu i się ogarnij sama", to po powrocie miałem jeszcze gorszą rzeźnię. "Dlaczego mnie zostawiłeś skoro mnie kochasz? Jak możesz patrzeć jak placzę i nic sobie z tego nie robić? Nie zostawia się tak osoby którą się kocha. Moja mama nigdy mnie tak nie zostawiła, zachowujesz się jak psychopata, niszczysz mi psychikę!" itd. To wszystko wyciskane przez łzy w ataku histerii. Jak zostawałem, to byłem zalewany wyrzutami, atakami, pretensjami. Te same pytania w kółko, do porzygu, jak na przesłuchaniu gestapo. Ostatecznie uznałem, że daję sobie czas do stycznia i zacząłem wszystko zapisywać - od 6 października mieliśmy kilkanaście kwasów/spin, w tym kilka zajebiście okropnych kłótni z darciem ryja, i trochę mniejszych spinek i przepychanek, albo po prostu jej nagłych zmian nastroju. Wychodzi z kalkulatora że od 6 października (a wcześniej też było kilka poważnych kwasów, ale nie zapisywałem żeby się nie skupiać na negatywach) średnio co 6 dni mieliśmy ostrą kłótnie z mega popierdolonymi emocjami, a co 3 dni następowało jakieś przysranie się do mnie albo coś, co mogłoby przerodzić się w kolejną mega-kłótnie gdybym się jakoś nie opanował i jej nie uspokoił, albo jej wahania nastroju. Do motywu "zdrady" doszedł kolejny - zmarł jej dziadek, z którym od dzieciństwa mieszkała i który ją wychowywał, co zupełnie rozpierdoliło jej psychikę (wcześniej zmarł jej ojciec jak miała 13 lat), więc zrobiło się jeszcze ciaśniej. Jeszcze do tego ona jest mega przepracowana - studiuje 2 kierunki po angielsku, pracuje i prowadzi biznes internetowy half albo raczej quarter time (troche pasywnie jej to idzie na automacie) co w rezultacie daje nieciekawy mix przytłoczenia życiem. Generalnie tak jak na początku był to związek idealny, dogadywaliśmy się idealnie, rozmawialiśmy jak dojrzali ludzie, tak teraz jest ciężko i psychotycznie. Bo jak wszystko jest OK, to jestem w niej zakochany po uszy, jest nam dobrze, dba o mnie, troszczy, wspiera - ale tak dosłownie - np. pomaga w biznesie jak nawet ją o to nie proszę i na prawdę pomaga (napisałem już o tym i o wszystkich jej zaletach w temacie „Związek „idealny”?”)... a później znowu załączają jej się wspomnienia o tamtej, przypomina jej się dziadek itd i sprawa się sypie (bo ja już po tych wakacjach jestem dosłownie uczulony na jej płacz, za każdym razem jak ona zaczyna raptem płakać albo wpadać w histerię i bełkotać przez łzy, ja robie się automatycznie agresywny i wycofany i mam ochotę spierdalać na biegun południowy, oczywiście za moje "wycofanie się" zawsze później czeka mnie jeszcze większa rzeźnia. Dopiero ostatnio powiedziałem: "No to co, rozstajemy się? Ide kupić bilet na samolot" to się jakoś dużo szybciej uspokoiła i przestała mnie atakować). A teraz do rzeczy, o co tak naprawdę poszło, czyli o samej zdradzie (albo nie zdradzie?): Moją kobiete poznałem w styczniu (nie ten, poprzedni). Było zauroczenie od pierwszego wejrzenia, całowaliśmy się po dwóch godzinach od poznania (oboje najebani i zjarani), odprowadziłem ją, później pisaliśmy, dowiedziałem się że ona studiuje za granicą i spotykaliśmy się w styczniu tak często jak się tylko dało, chyba jakieś 10 razy zanim poleciała. Bardzo szybko doszedlem do wniosku, że ją uwielbiam. Zanim ją poznałem i w czasie jak ją poznawałem, spotykałem się na seks z inną dziewczyną (małolata, 18 lat), która czasami wpadała ze swojej wiochy do miasta na seks ze mną. Taka typowa relacja friends with benefits, wpadaj na rżnięcie w hotelu, trwająca wtedy jakieś 6 miesięcy. Ta dziewczyna była głupia, ale sympatyczna i seks był fajny, więc kontynuowałem znajomość, bo przecież trzeba mieć najebane żeby zerwać z dziewczyną z którą ma się wygodny układ tylko dlatego, że poznało się inną (a jeszcze nic się z nią nie robiło oprócz całowania się i chyba handjoba a perspektywy na związek też są marne, bo życie). Później do końcówki marca gadaliśmy tylko na skype, ona była w UK, ja w PL. Potrafialiśmy rozmawiać po kilka godzin dziennie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Nasza relacja coraz lepiej się rozwijała, mimo że oboje nie wierzyliśmy w zwiazki na odleglość, ale żadne z nas nie chciało tego kończyć „z rozsądku”. Od pierwszego spotkanai nie byliśmy się w stanie ze sobą pożegnać. Nieraz w środku nocy potrafiła odpuścić ostatni autobus, bo nie mogliśmy się od siebie odkleić. W marcu zacząłem męczyć się tamtą licealistką, zobaczyłem że trochę za bardzo jej zależy, a brakowało mi bardziej częstego seksu, więc zagadałem do jakiejś rudej laski na przystanku autobusowym. Podryw wyszedł kulawo, zacząłem się jąkać itd, nie chciała mi dać numeru tel. Ale wzięła mój. I sprawa ucichła na długo. W kwietniu moja obecna dziewczyna przyleciała na święta. Znowu euforia, spotykanie się najczęściej jak się da. Wziąłem ją nad jezioro, prawie uprawialiśmy seks, ale jak już miałem w nią wchodzić to raptem coś jej się odwidziało i wszystko skapcaniało. Już myślałem że to koniec, bo sytuacja była dziwna, ale kilka dni później zabrałem ją do hotelu i zrobiłem co trzeba. I było zajebiście. Ale nic sobie nie obiecywaliśmy, nie nikt nie mówił „jesteśmy teraz razem”, itd. Myślałem że teraz pobawimy się w łóżku co nieco, a później ona wyjedzie i tak z Polski i chuj bombki strzeli. Nie chciałem żeby strzelił, ale inne opcje wydawały się trochę bajkowe i nierealne. Wtedy mój biznes dopiero raczkował i zarabiał mi w miarę znośne pieniądze jak na PL realia, albo „bezdomne” jak na realia zachodnie i dalej pracowalem w gównianym biurze. Ogólnie mógłbym z takim dochodem mieszkać w szałasie w Etiopii, nie w Europie. Dalej jednak spotykałem się z „maturzystką” raz na jakiś czas, bo: nie potrafiłem zerwać (nigdy nie kończyłem znajomości, zawsze kończyły się same w naturalny sposó , bo czułem się samotny (nie miałem dziewczyny w moim mieście, większość kumpli powyjeżdżała), bo pracowałem na chujowym „etacie” na umowie o dzieło i zarabiałem grosze, więc nie było opcji polecieć sobie do Francji albo UK, bo miałem w miarę regularny seks (maratony co 2-3 tyg) i w sumie to czasami całkiem spoko się bawiliśmy- głupia była, ale sympatyczna. Bo miałem depresje, czułem się zagubiony w życiu i chodziłem do psychoterapeuty. Bo moja nigdy nie powiedziała mi że chce żeby wyszło z tego coś poważnego. Bo moja zawsze mówiąc o tym że wyjeżdżą niedługo do UK albo Francji bardzo się cieszyła, przynajmniej tak to wyglądało. A ja byłem tym faktem raczej zdołowany. Myslałem że albo kogoś tam ma i tutaj sobie robi romans na boku, albo tez sobie zdaje sprawy że nic poważnego z tego nie wyjdzie. Dodatkowo, w międzyczasie (jakoś pod koniec marca, na początku kwietnia) ta ruda dziewczyna którą zagadałem na przystanku zaczeła się do mnie odzywać, niz gruchy ni z pietruchy. Spotkaliśmy się kilka razy, byla dość cicha i małomówna, rozmawiało się średno, ale wspólne obszary były i podniecała mnie czysto seksualnie. Całowaliśmy się kilka razy, raz wpadłem do niej i rozebrałem od pasa w górę, ale nic poza tym. Później kontakt się jakoś trochę urwał, ale miałem ochotę skończyć to co zacząłem, bo zawsze chciałem czerwonowłosą z tatuażami. Ostatecznie moja obecna dziewczyna wróciła do UK, ja w końcu rzuciłem pracę i uznalem że inwestuje 100% energii w biznes. Po rzuceniu pracy zrobiłem sobie tydzień luzu, dużo piłem i paliłem, „maturzystka” truła mi też dupę żebym wpadł do niej na wieś, to wsiadłem do autobusu i pojechałem imprezować, chlać, cpać, jarać i robić brzydkie rzeczy. Odreagowywać i żyć. Kontakt nam już wtedy siadał totalnie, ona chyba zaczynała coś do mnie czuć a ja się balem że jej odjebie, ale milo tamten wyjazd wspominam. To było nasze ostatnie spotkanie, chociaż oficjalnie nie mówiłem jej, że tak będzie. Uznałem że zbyt się już zauroczyłem w mojej obecnej dziewczynie, poza tym ta jest za młoda i nie chcę jej wykrzywić psychiki, nie mówiąc już o leceniu na trzy fronty, co jest dość trudne. Po prostu jakoś naturalnie przestaliśmy praktycznie do siebie pisać, chyba że raz na kilka tygodni jakaś sucha rozmowa. 2 tygodnie później poleciałem na 6 dni do mojej obecnej dziewczyny na zadupie na Wyspach, tu gdzie teraz siedzę. Był czerwiec, cieplutko – piliśmy, paliliśmy, seks co chwile, wspaniale było. Jedyny zgrzyt to taki, że mialem wtedy oszczędności jakieś ...600 zł? I zdecydowałem się to wszystko wydać, żeby do niej polecieć. Bo bardzo chciałem. Jakoś po kilku dniach pobytu podsłuchałem niechący rozmowę (one nie wiedziały, że słyszałem): -jej koleżanka: a wy jesteście razem? Moja: *śmiech*, nie...nieee, no co ty. To jest takie, wiesz... Trochę mnie to „kujnęło”, ale nic sobie faktycznie nie obiecywaliśmy, dodatkowo ona bardzo często powtarzała że nie wierzy w związki na odległośc ani w ogóle w związki, itd. Ja sobie zdawalem sprawę, że zarabiam chujowo, ona po wakacjach wyjeżdża do Francji, ja nie znam francuskiego, pracy nie znajdę (i nie chcę), później jeszcze musi skończyć studia w UK, więc nic raczej z tego nie będzie. No to w takim razie luz. Po powrocie dalej się spotykaliśmy, jednak jakieś 2 tygodnie później odezwała się ruda z przystanku. Poszliśmy na spacer, ogólnie nie miałem wobec niej jakichś szczególnych planów, ale wyszło tak że poszliśmy do akademika i ją przeleciałem. Było słabo bo dzień wcześniej ładowałem łychę i byłem taki na 40%, no ale tak wyszło. Później ogólnie kontakt się rozjebal. Dowiedziałem się też że zdradziła ze mną swojego chłopaka, więc miałem co do niej "mieszane uczucia" (ździrka, a z drugiej strony ja też czułem, że coś jest nie tak. Że moja pisała mi już wtedy od początku znajomości codziennie słodkie smsy, rozmawialiśmy godzinami na skajpie, na chuj to zrobiłem? Czułem się winny, wiedziałem że byłoby jej bardzo smutno gdyby się dowiedziałą). Ruda pisała do mnie często ale nie chiała się spotkać, a ja uznałem, że chcę wycisnąć maks z biznesu i ze spotkań z moją obecną kobietą skoro za jakiś czas wyjeżdża, i że nie będę chyba się bawił znów na dwa fronty, szkoda energii. W tym czasie coraz bardziej zacząłem się zakochiwać w mojej, zauroczony byłem od początku, ale wtedy chemia zalała mi mózg. Pewnie przez regularny seks z nią. Któregoś razu wpadła do mnie na prawie 2 tygodnie i było cudownie pod każdym względem, wspaniałe wspomnienia. Zacząłem też pracować po 10h dziennie albo i więcej i moje zarobki zajebiście poszybowały w górę. W sumie nie miałem zielonego pojęcia że da się aż tak powiększuć swój dochód w 2 miesiące. Raptem okazalo się, że jak tak dalej pójdzie to zacznie mnie być stać na Francję, cieplą i słoneczną, z palmami i morzem, a mieszkaniem w moim rodzinnym mieście po 1.5 roku już rzygałem. No to wziąłem się jeszcze ostrzej za zapierdalanie. W tamtym okresie jedyne co robiłem to pracowałem, spotykalem się z moją dziewczyną co kilka dni (wtedy też nie było to oficjalne, dopiero w sierpniu zaczeła podpytywać czy jesteśmy razem, ale jej nie odpowiedziałem i nie doszliśmy do niczego, bo nie byłem pewny czego chcę), zazwyczaj na jakieś dwa dni (nocowałem u niej), cośtam jadłem, piłem i spałem. Ostateczne we wrześniu mieliśmy jakiś mały kwasik o pierdółkę, nie pamiętam już jaką. Usiedliśmy na przystanku autobusowym. Ona powiedziałą, że może nie ma sensu tego kontynuować, bo i tak wyjeżdża a ja raczej nie ogarnę przeprowadzki do niej. A ona nie chce znów związku na odległość, tęsknić za mną i się męczyć. Już chcialem powiedzieć: "masz racę", ale popatrzałem na swoje miasto z góry... Noc, zimno, wieżowce, żabki, w oddali kominy...puste ulice, znajomi powyjeżdżali...migają pomarańczowe światła na przejściach dla pieszych.. coś mnie kurwnęło w serce, zachciało mi się płakać jak dziecku. Szklanka w oczach. Zdałem sobię sprawę jak się do niej przywiązałem i jak mi na niej zależy. Podjąłem decyzję, że jadę z nią. Szukaliśmym mieszkania (dużo zabawy i dużo kłopotów, ale było fajnie), znaleźliśmy zajebistą kawalerkę blisko morza, ona poleciała pierwsza. W międzyczasie jeszcze, z tego co pamiętam, poznała moich rodziców, bo bardzo nalegali. Uznali jednogłośnie że jest zajebista i że mi gratulują takiej dojrzałej i odpowiedzialnej dziewczyny. Ja siedziałem jeszcze przez miesiac i pracowałem ostro, w międzyczasie zmarła mi babcia, pojechałem na pogrzeb a później ostatecznie spakowałem manatki i poleciałem do Francji. I żyliśmy słonecznie i szczęśliwie w naszej małej, pięknej i przytulnej kawalerce, Aż pewnego słonecznego dnia nie znalazła na dysku twardym zdjęć wszystkich moich byłych. I tu się kończy, a zarazem zaczyna cała ta historia. I reszta tak jak pisałem w innych wątkach i w tym. Odkąd jestem tutaj, sprawa jest popieprzona. Napięta. Kwasów o to że ją oklamałem i „zdradziłem” już właściwie nie ma, ale za to jest kurewskie napięcie po śmierci jej dziadka, jej przepracowanie, moje stresy z biznesem. A to wszystko przeplatane taką samą cudownością jaka panowała jak się poznaliśmy, wcale nie słabnącą, gestam, wzajemnymi prezentami, zajebistym seksem. Co za rycie bani. A ja dalej jestem w niej zakochany i cierpię na ociężałość mózgową. I taka to robota z tym wszystkim. Wkleiłeś dwukrotnie dość długi fragment, usunąłem zdublowaną treść. Q
  19. Pisałem już o moim przypadku na jednym z forum i pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie podzielenie się tym również tutaj. Jest to bardzo długa i złożona historia która zaczęła się od znajomości w pracy. Ja byłem na wyższym stanowisku od niej, impreza firmowa, wymiana zdań i nagle staliśmy się parą. Wszystko wydawało się zbyt szybkie i abstrakcyjne żeby było dla mnie prawdziwe bo była to pierwsza dziewczyna którą miałem (jest starsza ode mnie o kilka lat, to ważny element). Początkowe fazy związku wydawały się bardzo dobre, dużo rozmów, codziennie się widzieliśmy, ona była osobą bardzo energiczną i żywiołową co sprawiło, że sam trochę się otworzyłem i nie byłem 100% racjonalistą. Problemy zaczęły się pojawiać po kilku miesiącach związku...Kłótnie w których ja czułem się winny bo nie zrobiłem "x" lub nie pomyślałem o "y" i nie czuła się przy mnie "piękna". W tym momencie pojawił się jej ex o którym zacząłem coraz więcej słyszeć. On to, przy nim tamto, jak on wracał z pracy to "rzucałam mu się na szyję" itd. Wszystko to co o nim słyszałem argumentowane było "szczerością" którą tak ceniła, a którą coraz to bardziej nienawidziłem. Dowiadywałem sie mnóstwa rzeczy o niej; o tym ilu miała chłopaków (podała dwudziestu paru), o tym jak jeden z nich był jakimś perkusistą, drugi podrywał ja na samochód itd. Był również jej ostatni facet przede mną, który będzie drugą pierwszoplanową postacią tego tematu. Żołnierz, starszy od niej, kolej o którym nie wiem wiele, ale wiem tyle, że wystawił ją, pozwolił wyśmiać przy znajomych i mówił chore rzeczy na jej temat podczas picia z jej ojcem (za co gościa znienawidził). Jej on się podobał, czuła, że do niego należy (to jej słowa) i się przy nim nie nudziła. Jednym z kulminacyjnych momentów było jej naleganie żebym z nią zamieszkał kiedy jeden z jej współlokatorów się wyprowadził. Początkowo zgodziłem się, ale po przemyśleniu wszystkiego, tego, że zostawiłbym swoich dotychczasowych przyjaciół dla dziewczyny którą znam 3-4 miesiące i płacenia podwójnego czynszu jest idiotyzmem i nie powinienem tego robić... Od tego momentu zaczęło się wszystko sypać. Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia... przez nią, ponieważ przez cały ten okres musiałem z nia rozmawiać i tłumaczyć, żebyśmy byli razem, że będzie dobrze kiedy ona "miała dość i chciała być sama". Uspokoiło się, przez tydzień. Sylwestra spędziliśmy razem, bez większych wrażeń poza seksem, czułościami i słyszeniem od niej, że mnie kocha. Znowu czułem, że będzie ok i jej przejdzie, że nie będzie się zamykać w sobie i nie będzie myśleć o tym jak bardzo jej tata jest na nią cięty (wcześniej była córeczką tatusia, miała wszystko i nagle zaczęło się wszystko sypać, to ważny element historii). Chodziłem do niej, odwiedzałem, rozmawiałem, przynosiłem rzeczy/prezenty i myślałem, że jest szczęśliwa. Ona ciągle nie czuła się piękna. Wysyłała zdjęcia, odpisywałem "Tomek, to takie puste", nie wiedziałem jak reagować... Autentycznie za każdym razem jak dostałem zdjęcie to nie było coś spontanicznego, coś zeby poprawić mój humor i jej samoocenę, to był test czy powiem coś co ona chce usłyszeć, a nie to co czuję (gwoli pytań, moje odpowiedzi nie kończyły się na "fajne" "ślicznie" itp. były bardziej elokwentne...ciężki romantyzm, ale z każdego słowa wylewała się miłość, widocznie tylko dla mnie). Dobijający stał sie tekst "kiedy on (jej eks) to mówił, to do mnie bardziej trafiało". Zabolało, cholernie.... Wszystko poleciało wtedy. Siedziała na telefonie częściej niż zwykle, przy mnie kiedy spędzaliśmy razem czas. Dojrzałem kiedyś imię osoby do której pisała, imię dziewczyny, spoko... Potem doszło do tego, że widziałem wiadomości na jej FB... Nagie zdjęcia, do jej byłego. Nie wiedziałem co zrobić. Napisałem, że to chore i obrzydliwe, że jak można mówić drugiej osobie, że się ją kocha, a potem robić takie świństwo. Nie odzywałem się tydzień, dostawałem sms-y z przeprosinami, z prośbami o kontakt z nią, pisała mi pierdoły, że dostała jakąś ocene w szkole i chciałaby mi powiedzieć o tym osobiście. Po tygodniu poszedłem do niej. Miała mnie w dupie. "Myślisz, że przyjdziesz tutaj po tygodniu nie odzywania się i skoczę Ci w ramiona?". Szok. Wytłumaczyła mi, powiedziała, że gdybym tylko przyszedł do niej wcześniej, pokazał te wiadomości które wysłała to wyjaśniłaby mi normalnie dlaczego do tego doszło... ostatecznie wyjaśniła i wyszło na to, że potrzebowała atencji której nie miała u mnie. Potrzebowała aby ktoś inny powiedział, że ma fajny tyłek, zaj**iste cycki czy cokolwiek innego i był to akurat jej były. Doszliśmy do porozumienia, sam nie wiem jak, ale jakoś. Mijały tygodnie, a ja żyłem w tym chorym związku w którym nie wiedziałem czy być zazdrosny, szczęśliwy czy wściekły. Pojawiła się jej bliska koleżanka z przeszłości która mnie polubiła i mówiła jej żeby się mnie trzymała bo nie pożałuje. I tak powoli od tej koleżanki dowiadywałem się co się dzieje za moimi plecami. Kiedy ja jechałem do siebie do domu, a ona do swojego (chodzi mi o domy rodzinne), rozmawialiśmy, że fajnie byłoby teraz być razem, a nie wyjeżdżać. Pytałem jej gdzie jest, "w kinie z siostrą". Spoko, wszystko wydawało się być normalne. Potem dopiero okazało się, że wcale nie wyjechała w ten sam dzień co ja, tylko była w szkole, wróciła z niej, a na nią pod mieszkaniem czekał były i pojechali do kina. Osoba która mówi, że kogoś kocha robi coś takiego myśląc, że się nie dowiem, ale się dowiedziałem. Byłem wtedy w pracy, wyszedłem z niej aby się z nią spotkać i skonfrontować posiadając w.w informacje. Była wtedy sama w domu, była cholernie zdziwiona, że przyszedłem. Usiadłem i powiedziałem jej żeby wyciągnęła portfel i wyciągnęła wszystko co tam jest. Wyciągnęła drobne, kilka dupereli i zdjęcia, jedno z nich to jej były. Nie pytajcie skąd o tym wiedziałem, po prostu miałem przeczucie. "Miałam je tutaj bo chciałam je mu oddać". Bez sensu, można było je wyrzucić albo spalić, nieważne. Zapytałem jak było w kinie. Wtedy się zdziwiła, bardzo. Byłem oschły, nie czułem nic, ona ryczała jak nie wiem co, dyszała i trzymała mnie za ręce żebym nie wychodził, zatrzymywała mnie w progu, błagała, mówiła, że mnie kocha i się zmieni, proponowała seks, wszystko bylebym nie wyszedł. Poszedłem myśląc, że mam to już za sobą. Minęło trochę czasu, nie wiem co mi do łba strzeliło, ale chciałem z nią porozmawiać, wyjaśnić to wszystko jeszcze raz. Tym razem było to samo co po tygodniowym nie odzywaniu się, miała to w dupie i powiedziała, że ona się nie zmieni i ona już podjęła decyzję. Słyszałem od niej najgorsze rzeczy jakie przyszło mi słyszeć od drugiego człowieka. "Jest ktoś ważniejszy od Ciebie, zawsze był", "W końcu będę miała normalny seks w ten weekend", "nie wiem co w Tobie widziałam", "wystarczyło, że do Ciebie zagadałam i od razu rzuciłeś mi się w ramiona". Śmiałem się kiedy to słyszałem, z uśmiechem na twarzy zapłaciłem za piwo które piliśmy przy rozmowie w której padały te zdania i poszedłem do domu. Przepraszała mnie za wszystko co powiedziała wtedy. Zaczęła się umawiać ze swoim byłym, a ja debil utrzymywałem ten kontakt licząc na nie wiadomo co. Słyszałem wszystko o jej byłym, co ona dla niego robi, że ona ma ją w dupie kiedy ona się stara, że nigdy nie będzie wystarczająco dobra dla niego, jaki prezent urodzinowy dla niego naszykowała, a on miał "wyj**ane". Trwało to miesiąc, miesiąc w którym byłem przyjacielem-przydupasem-sępem który czekał na padlinę. Znowu ryczała, opowiadała o tym jak została zraniona przez niego, że ze mną było spokojnie i nie musiała się bać, że coś się stanie... Łyknąłem to, jak młody pelikan. Znowu chciałem z nią być. Mówiła, że teraz ma o wiele większy szacunek do naszego związku. Było tak jak na początku, ale dla mnie to był początek najbardziej toksycznego okresu w moim życiu. Moi bliscy wiedzieli o niej to co napisałem do tej pory. Będąc z nią skazywałem się na miano idioty i frajera który uwziął się na jedną dziewczynę jakby nie było innych na tym świecie. Brnąłem w to bo czułem, że jestem szczęśliwy, postawiłem na swoim i miałem rację. Pojawiał się również element zauroczenia, nie było dla mnie piękniejszej osoby i moja samoocena zatrzymywała się tam gdzie kończyła się cierpliwość mojej dziewczyny. Czułem się pewny siebie gdy było dobrze i się nie kłóciliśmy, ale gdy coś było na rzeczy to momentalnie nie potrafiłem postawić na swoim i starałem się dyplomatycznie szukać kompromisu jednocześnie robiąc z niej ofiarę kiedy to ona zrobiła głupotę... Ale ciągle myślałem, że będzie lepiej. Kupiliśmy bilety na wycieczkę do Londynu, pozostawała kwestia znalezienia noclegu, zrobienia planu gdzie idziemy i zagospodarowania pieniędzy... Jest to część historii której na prawdę nie chce opisywać. Podsumuję to tylko tak, że wydałem około 2000 zł na kilka dni wycieczki w której połowę czasu była obrażona. Powód ? Nie zorganizowałem wycieczki sam, nie ogarnąłem noclegu sam i nie wymieniłem wszystkich pieniedzy. Ostatniecznie zamiast się cieszyć sobą wyszła z tego strata czasu, nerwów i pieniędzy. Mniejsza o to. Na okres wakacji wyjechała do swojego miasta rodzinnego, oddalonego o 450 km ode mnie. Był to okres kiedy nie miała szkoły (studiowała dziennie, ja pracowałem i uczyłem się zaocznie) i chciała odpocząć. Pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy i było nieźle pomimo tego, że się nie widzieliśmy. W końcu doszło do tego, że pojechałem do niej. W końcu mogłem poznać jej rodzinę i bliskich, spędzić z nią czas i odpocząć. Podróż nie należała do najprostszych, odwołany pociąg, spanie na dworcu przez 5 godzin, ale miałem to gdzieś, wiedziałem, że się z nią spotkam do długim czasie i na pewno będzie szczęśliwa jak mnie zobaczy. No cóż, zmartwię was. Przyjechała po mnie wcześnie rano na dworzec i zamiast uścisków i radości skończyło się na pretensjach, że nie mogłem jej znaleźć na dworcu, że musiała stać samochodem na miejscu w którym nie można się zatrzymywać itd. Świetnie. Byłem u niej kilka dni, poznałem jej rodziców, babcie, dziadka, siostrę i brata. Wszyscy mieli o mnie bardzo dobre zdanie, ojciec mówił do mnie per "zięciu" i powiedział, że jak ona mnie zostawi to jej nakopie do dupy, a babcia mówiła to co kiedyś jej koleżanka "trzymaj się go bo to dobry człowiek". Wróciłem do domu, minął miesiąc i znów do niej pojechałem. Tym razem nie było tak wesoło, tuż przed moim wyjazdem pokłóciła się ze mną i mówiła, że mogę sobie równie dobrze wracać do domu i jej nie wkurzać. Pojechałem mimo to, spałem na dworcu na ławkach bo nie było pociągu, przyjechałem pod jej dom jakimś autobusem i liczyłem, że mimo wszystko ucieszy się na mój widok. Byłem w błędzie, miała mnie w dupie. "Cześć, spoko, że jesteś" i tyle. Pod dwóch dniach pobytu obraziła się na mnie bo nie przyszedłem do jej pokoju kiedy mnie wołała (siedziałem wtedy u jej brata w pokoju obok i uznałem, że ona może przyjść do mnie), okazało się, że nie wiedziała, czy może posmarować jakąś bliznę maścią... serio... Nie odzywała się do mnie, wyszła z domu, nie było jej kilka godzin i wróciła ze swoim kumplem idąc prostu do pokoju niosąc kilka piw. Spałem wtedy na kanapie w salonie przez który przechodzili. Nie poszedłem do nich pomimo tego, że jej znajomy mnie zapraszał, poczekałem do wieczora i poszedłem spać. Uspokoiło się, potem znowu coś jej się nie spodobało i miałem dość. Powiedziałem jej żeby zawiozła mnie na dworzec bo chcę jechać do domu pomimo tego, że miałem jeszcze kilka dni urlopu. Nie odezwałem się całą drogę, jak juz wysiadałem zapytała tylko czy zabrałem wszystko, odpowiedzialem pozytywnie, trzasnąłem drzwiami i poszedłem. Nie zrobiła nic, nie jechała wolniej żebym się spóźnił, nie zagadała do mnie, nie zatrzymała mnie jak wysiadałem. Mijały tygodnie, a sytuacje powoli się stabilizowała, pojechałem do niej jeszcze dwa razy do czasu kiedy nie wróciła do miasta w którym sie uczyła. Żadna z wizyt nie należała do przyjemnych ani w jakimś stopniu relaksujących. W końcu była w mieście, widywaliśmy się. Coraz rzadziej bo miała ostatni semestr nauki, średnio raz na tydzień i tyle. W międzyczasie nawinęły się moje urodziny na które przygotowała... nic. Myślałem sobie, że może założy tę bieliznę którą jej kupiłem w jej ulubionym sklepie, może przygotuje jakąś niespodziankę, cokolwiek żeby pokazać, że to dla niej też ważny dzień. Skończyło się na tym, że kiedy było trochę po północy spojrzała na zegarek, życzyła mi wszystkiego najlepszego i poszliśmy spać. Czułem się jak g*wno wiedząc co ona wcześniej przygotowała na urodziny swojego byłego z którym mnie zdradziła. Tak widywaliśmy się raz w tygodniu, tutaj sauna, tutaj kino, tutaj wieczór razem. Był jednak jeden problem, podczas każdego naszego spotkania wspominała o rozmowach ze swoim byłym.. Tak tym samym byłym o którym była mowa wcześniej. Mówiła jak to mu znowu zależy i może znów spróbowaliby razem czegoś, opowiadała jak to mówił jej, że będzie jechał na misje i nie wie czy wróci. Za każdym razem jak tylko słyszałem jego imię to odechciewało mi się wszystkiego, chciałem wstać i jechać do domu. Mówiłem jej o tym że nie chce żeby utrzymywała z nim kontakt i w ogóle po co to robi, po co on jej potrzebny w życiu. "To mój znajomy, to wszystko". Nie wierzyłem w to, widziałem co do niego pisała. Oh, pamiętacie kiedy jeszcze zanim mnie zdradziła pisała przy mnie niby do koleżanki ? Zmieniła jego imię w kontaktach na żeńskie żebym się nie zorientował. Tym razem pisała z nim na FB i mówiła o tym żeby się spotkać na kawę jak będzie blisko bo ma jej koszulkę. Mnie mówiła co innego i wypierała się ze wszelkich zarzutów próby spotkania się z nim. Minął dokładnie rok od czasu kiedy robiła dokładnie to samo, utrzymywała kontakt z kimś kto zniszczył nasz związek i nie była w stanie poświęcić kontaktu z osobą na korzyść tego co czuję do niej. Nie wytrzymałem i powiedziałem jej, że nie chcę tego, że nie będzie już mi zależeć na związku w którym on ma jakikolwiek udział. Nie odzywałem się kilka dni, ona też. Postanowiłem się z nią spotkać i ostatecznie wszystko wyjaśnić. Do spotkania doszło po ponad tygodniu przekładania z dnia na dzień terminu spotkania, tutaj coś do szkoły nagle wypadło, tutaj impreza u koleżanki. W końcu się z nią zobaczyłem wcześniej dostając sms-a "tylko bez żadnych powrotów ". Dowiedziałem się, że zaraz po tym jak powiedziałem jej o moim zdaniu na temat jej byłego ona kogoś poznała. Tym razem było inaczej, nie pokazywała żadnej inicjatywy, nie pisała nic, po prostu była pochłonięta nauką i pracą dyplomową. Rozumiałem to, wiedziałem, że pokazywanie co mi nie pasuje w takim okresie może być stresujące, ale chciałem się spotkać i pogadać, pogodzić się i wyjaśnić. Ona uznała to za rozstanie i postanowiła wybrać "wiem, że cierpisz, ale muszę wybrać i teraz najważniejsza jest dla mnie szkoła". Rozumiałem to, tłumaczyłem sobie, że to ona jest ofiarą bo ma teraz tyle na głowie, a ja wychodzę z pretensjami. Nie jadłem przez kilka dni, nie chciało mi się nic, przychodziłem do domu, siedziałem do wieczora i patrzyłem co jakiś czas w wyciszony telefon czy może nie pisała albo nie dzwoniła. W końcu sam zapytałem czy daje rade z pracą dyplomową, czy potrzebuje pomocy z czymś. Zapytała mnie czy znam polonistę który mógłby sprawdzić tekst jej pracy dyplomowej pod kątem stylistyki i interpunkcji. Ok, mam kogoś takiego, dostałem tekst, czytam go. Chciała abym rzucił na niego okiem wiec to zrobiłem, poprawiłem liczne literówki, znaki interpunkcyjne i neologizmy które nie miały racji bytu ponieważ wysyłałem to do poważnej osoby której nie chciałem zaprzątać głowy czymś z prostymi błędami. Dostałem poprawiony tekst, dużo błędów i dużo włożonej pracy w poprawienie go. Wysłałem go do niej, czekam chwilę i dostaję telefon. Wyzwiska od debili i dzieciaków, dlaczego pozwoliłem sobie na poprawienie tekstu kiedy ona prosiła aby zrobiła to osoba kompetentna, a nie ja. "Mogłam Cię o to nie prosić", "wszystko potrafisz spier**ić", "teraz musze przeczytac cały tekst od nowa bo nie ufam Ci, ze nie pozmieniałeś więcej". Załamałem się, nie wiedziałem już co mówił więc powiedziałem tylko, że jest podła i nie jest kimś kogo kiedyś znałem. I tak zbliżał się sylwester, przełomowy okres. Spędzałem go sam siedząc ze znajomymi którzy wówczas spędzali go ze swoimi drugimi połówkami. Było mi przykro, że to wszystko ma miejsce, że nie powstrzymałem się z niektórymi słowami, że gdybym się wtedy nie odezwał to wciąż byłbym z nią. Tymczasem dowiaduję się od jej siostry, że ona spotyka się już z kimś. Miałem różne myśli w głowie... że bzyka się z tym nowym gościem, że mówi jak to ma mnie w dupie i nawet nie tęskni. Swoim bliskim powiedziała, że się rozstaliśmy bo nie potrafiłem uszanować tego, że ma dużo nauki i nie może się ze mnąc spotykać z tego powodu. Ani słowa o tym, że nie miała szacunku do moich uczuć i tego, że ja starałem się odbudować ten związek tym razem i wróciłem do niej po tym co mi zrobiła wcześniej. Moi drodzy nie wiem co mam zrobić. Robię swoje, pracuję, chodzę na siłownię, chce zapisać się na boks... Wiem jak wypełnić czas, ale ciągle prześladują mnie myśli co ona teraz robi, że sypia z kimś innym, że mówi komuś innemu, że go kocha. Sam do tej chwili nie potrafię pojąć jak osoba która mówi, że kocha mnie najmocniej na świecie kilka dni po usłyszeniu mojej opinii na dany temat znajduje kogoś innego i nie czuje nic. Mam chwilę, że rozumiem swój idiotyzm i potrafię sobie wytłumaczyć po co się w to bawię, co ja mam z tego, że byłbym z nią ? Seks ? Puste "kocham Cię" ? Mam do niej słabość bo podoba mi się pod względem fizycznym. Lubiłem to uczucie kiedy się godziliśmy i znowu było dobrze, kiedy zasypiałem przy niej i dzwoniła wieczorem. Z drugiej strony wiem, że nigdy nie zerwałaby kontaktu z byłym i mogłoby się to tak skończyć jak kiedyś i czekała tylko na moment w którym coś by nie wyszło. Ciągła presja i prośby. Kiedy zrobiłem 9 rzeczy dobrze i jedną źle to miałem przesrane. Płaciłem jej za karnet (ponad 100zł miesięcznie) z którego skorzystała w sumie tyle ile miesięcy go posiadała, czyli 14. Nie było swobody w rozmowach, kiedy powiedziałem coś luźnego to zderzałem sie z komentarzem "Boże jaki dzieciak z Ciebie" (był to wieczny problem dla niej bo jestem młodszy). Nie patrzyłem już na nią tak jak kiedyś, wiem za dużo o niej i o tym z kim sypiała i, że mówiła innym to samo co mi. Wiem o tym, że był ktoś za kim się uganiała, a on miał ją w dupie. Wiem, że spała z trenerem w szkole. Wiem co robiła z byłym pod prysznicem... Wiem to wszystko bo mi wprost o tym powiedziała. Chciałbym to zakończyć, ale nie wiem jak. Potrzebuję impulsu, słów które sprawią, że zrozumiem logikę w całym tym zachowaniu, posklejam to w całość i pójdę dalej.
  20. Jestem na forum już od jakiegoś czasu i prześledziłem wiele wątków. Jedna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to oprócz tego, że staramy się rozpracować kobiety (co jak się okazuje nie jest takie trudne) to przytłaczająca ilość krytyki i nieprzyjemnych sytuacji. Oczywiście, rozwiązujemy tutaj swoje problemy, dzielimy się wiedzą, ale czuję się czasami jak na jakimś spendzie sfrustrowanych facetów, którym coś nie wyszło. Dlatego, żeby trochę dać mózgowi odpocząć od problemów i nie pompować się negatywnymi emocjami (oj coś widzę, że niewielu czytało książkę Marka) piszcie jakie pozytywne cechy/sytuacje/przygody mieliście z kobietami. Coś czym moglibyście się pochwalić przed braćmi a może nawet dać im wskazówki jak sprawić, że ich kobieta też może się tak zachowywać. Zacznę od siebie. Moja kobieta, z którą byłem 1,5roku co dla mnie jest całkiem długo miała jedną bardzo fajną cechę, którą wspominam do dzisiaj z uśmiechem podczas gdy moi kumple rzucają kurwami na lewo i prawo, żeby wyjść chociaż na jedno piwo nie dostając telefonu za godzinę, że mają wracać do budy. Otoż moja kobitka prawie zawsze wychodziła z założenia: "skoro kładę się spać wcześniej a on chce coś robić to niech robi". Więc zazwyczaj jak umawiałem się z chłopakami na browar o 22.00 nad rzeką czy gdziekolwiek to słyszałem: "położ się ze mną, chcę się przytulić i poczekaj aż zasnę. Jak zasnę możesz iść z chłopakami tylko powiedz gdzie idziecie i czy będą tam jakieś inne dziewczyny":D. Nie powiem - swobody pod tym względem miałem sporo. Bardzo dobrze to wspominam, bo to u lasek chyba rzadkość.
  21. Czołem kamraci. Chciałbym poznać Waszą opinię na pewien temat. Kilka różnych grup naukowych, w badaniach psychologiczno socjologicznych na parach damsko-męskich (w tym małżeńskich) wykazało tezę, że im bardziej idealizujemy partnera, tym czujemy się bardziej usatysfakcjonowani ze związku oraz mamy dużo większą szansę na to by związek dłużej przetrwał i więcej dobrego przyniósł. Jesteśmy wtedy bardziej wdzięczni i wyrozumiali, a odrealnienie/idealizowanie partnera pozwala nam niejako "wbrew rozsądkowi chwili", żyć długo z jego wadami, ułatwia wybaczać czy wręcz nie widzieć błędów oraz przede wszystkim pozwala czerpać ogromną dawkę pozytywnych emocji i satysfakcję ze związku. Innymi słowy nawet jeśli jest to częściowo nieświadome (często, przynajmniej na początku, na dopingu naturalnej burzy chemicznej w organizmie), częściowo świadome (wola bycia z drugim człowiekiem, wspólne dzieci, bezpieczeństwo emocjonalne lub finansowe, sposób na samotność etc.etc.) oszukiwanie siebie to póki trwa i zakładając szczerą chęć długotrwałej relacji z tym człowiekiem wychodzi nam to jakoś na dobre. Proszę na potrzeby tej dyskusji załóżmy, że te naukowe tezy są słuszne, akurat moje osobiste obserwacje zdają się to potwierdzać - mam 36 lat i kilka bardzo różnych i bardzo poważnych związków za sobą. Z drugiej strony trudno nie zgodzić się z Markiem, że pewnego rodzaju okazywanie słabości (emocjonalnej, psychicznej, fizycznej, wydaje się, że również, w tym również sygnały, że jesteśmy "ślepi" na błędy i wady) jest czynnikiem nieświadomie odstraszającym kobiety, niezależnie od ich światopoglądu. Utrzymywanie własnej pewności siebie, psychiczna (i czasem fizyczna) dominacja oraz pewnego rodzaju zazdrość, realne widmo utraty, również pewien rodzaj permanentnego konfliktu (tj. brak u niej pełnej strefy komfortu) u kobiety powodują, że jest w relację emocjonalnie silniej zaangażowana, lojalna no i generalnie bardziej zadowolona, a sex faktycznie często wtedy smakuje obu stronom lepiej (nie jest to deterministyczną regułą, bo odczuwanie satysfakcji zależy od zbyt wielu chwilowych czynników i cech osobowych, ale osobiście ja również oceniam, że nie wchodząc w szczegóły, to częściej pomaga). Teraz chciałbym poznać opinię innych na temat tego czy da się obie powyższe sprawy jakoś pogodzić. W moim subiektywnym doświadczeniu i pojmowaniu tego z perspektywy czasu, jeśli idealizowałem to automatycznie pokazywałem, że jestem "słabszy". Jeśli podchodziłem bardziej realistycznie i krytycznie to czułem się pod pewnym względem mniej usatysfakcjonowany całą relacją, bo częściej wchodziłem w niechciane konflikty (i częściej musiałem pokazywać niezadowolenie), ponieważ ciężej mi było zaakceptować wady i wybaczyć błędy oraz czerpałem mniejszą satysfakcję ze wspólnego spędzania czasu. Oczywiście prowadziło to też do sytuacji, w których np. z premedytacją "nie dawałem z siebie zbyt wiele". A generalnie "nie dawanie" i brak "hojności" w związku również (według naukowców) czyni nas mniej zadowolonymi i zwiększa prawdopodobieństwo rychłego zakończenia relacji. Pozdrawiam.
  22. Bracia i samice. Ostatnio moja samica, zmieniła rodzaj zapodawanego sobie alkoholu. Wcześniej piła codziennie kilka kieliszków wina i jej starczyło, zachowywała się normalnie. Paręnaście dni temu jej samochód uległ awarii, i od tego czasu zawożę i odbieram ją z pracy. Od tego czasu zmieniła rodzaj trunku jaki wypija. Przerzuciła się na drinki robionego na podstawie mojego wyrobu. Ponieważ wchłania większą ilość alkoholu, jej postawa po spożyciu stała się agresywna. Przeważnie w stosunku do mojej osoby. Bez agresji fizycznej, raczej słownej. Obwinia mnie za wszystko, jestem jej nieszczęściem i złamanym życiem, itd, itp..... Ta agresja jest straszna, jak by mogła to zrobiła by mi krzywdę. Kurwa, każda kobieta tak reaguje na alkohol? Nie jedną babę widziałem w agresji i w stanie upojenia. Ale taka agresja bez powodu?
  23. Pragnę zamieścić kobiecą manipulację, ale nie bezpośrednią w stosunku do mężczyzny, a bardzo ogólną, którą stosuje bardzo wiele kobiet by zamazać swój prawdziwy obraz, a przedstawić inny, marketingowy i zachęcający (czyli złowić samca). Jest to manipulacja mająca kilka celów: 1. Przekonać mężczyzn że idealny, szczęśliwy związek istnieje, a jeśli takiego nie mają to tylko dlatego, że nie oddali się całkowicie swej kobiecie - co jak wiemy na forum, doprowadza do zdominowania samca i pogardy dla niego, oraz poczucia frustracji dla kobiety kończącej się zdradą i rozwodem. 2. Oraz podać sposoby, dzięki którym to szczęście może zaistnieć. Te sposoby są destrukcyjne i nienaturalne, oraz służą tylko zadowoleniu kobiety (do czasu). 3. Przy okazji wzbudzić zazdrość u innych kobiet, skupić na sobie uwagę, stać się gwiazdką. Czyli mamy sytuację, gdzie za pomocą wymyślonej bajeczki, kobiety próbują przekonać karpie do głosowania za przyśpieszeniem świąt. Oddawanie pieniędzy żonie, żadnych spotkań z kolegami i nigdy osobno (!), żadnych tajemnic. Taki facet w przypadku rozstania nie ma kasy, kolegów którzy by pomogli a w sądzie przegra bo żonka zna wszystkie tajemnice. Oto ten tekst, a pod spodem link do całej dyskusji, którą warto spokojnie w całości przeczytać: ~żona do ~Lol: Bardzo się mylisz. Oceniasz subiektywnie, na podstawie własnych doznań. Ja jestem w 27 letnim związku (pobraliśmy się w wieku 19 lat!) - przeżyliśmy różne fazy - raz w dostatku, raz w biedzie... jesteśmy sobie wierni, kochamy się jak pierwszego dnia i mamy udany seks. Jesteśmy dla siebieprzyjaciółmi i najważniejszymi na świecie ludźmi. Jeśli piszesz, że mężowie za plecami mówią co innego, to powiem tak: ostatnio rozmawiałam z jedną osobą, która przewinęła się w pracy mojego męża i ona nadziwić się nie mogła, że (cyt.) "po tylu latach taka z nas udana para, a mąż tak się o mnie wyraża jakbym była jakąś księżniczką". Powiem ci jaki jest patent na udany związek - trzeba dawać nie oczekując nic w zamian, trzeba być lojalnym i zawsze trzymać stronę współmałżonka, popierać wzajemne zdanie i szanować pasje, a przede wszystkim po ślubie koniec zadawania się żony z przyjaciółeczkami i dennymi spotkaniami na ploteczki, koniec z szlajaniem się mężów z kuplami na piwka i inne wyskoki. Tylko wspólne spotkania z innymi parami - oddzielnie NIE. Żadnych tajemnic, chowania przed sobą pieniędzy, trwonienia ich wyłącznie na siebie, lecz wspólne dobro, wspólna kasa, wspólne dbanie o powiększanie dóbr materialnych. Szanowanie pracy drugiego, docenianie tego co robi dla rodziny... długo bym tak mogła wymieniać. W jednym zdaniu ujmę to tak: długotrwały udany związek jest dla ludzi potrafiących iść na kompromis, cierpliwych, wyrozumiałych i nie czujących się pępkiem świata. W dobrym małżeństwie zawsze jedno oddałoby życie za drugiego, a bez siebie nie widzi sensu życia. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, bo poniekąd egoistom żyje się lepiej Ale wiem, że jakby brakło męża to chciałabym odejść razem z nim, a z kolei jego zostawić na tym świecie też się boję, żeby nie cierpiał - taki los http://film.onet.pl/forum/wenecja-2015-ciemna-strona-johnnyego-deppa-relacja,0,2058151,182714341,czytaj.html Sami powiedzcie, czy to nie jest genialne? Tysiące kobiet to przeczyta i zacznie szantażować chłopów seksem i awanturami, żeby oddawali kasę, zwierzali się z tajemnic i pozbywali kolegów - bo wtedy przyjdzie szczęście. A naiwni biali rycerze łykną jak pelikany...
  24. Dla mnie sprawa związku wygląda DOKŁADNIE tak samo jak sprawa posiadania psa (może z pewną różnicą w proporcjach). Tylko NIE wedłuch receptury "przywiążę azora do budy i raz dziennie mu michę wypełnię, czasem kość rzucę, a on sam z siebie będzie idealnym kompanem". To nie działa w świecie zwierząt, tymbardziej nie zadziała w świecie ludzi (chyba, że oboje mają wypaczone pojęcie związku, ale dla nich to też będzie męczarnia). Bardziej w koncepcji takiej jaką przedstawia Cezar Millan (popularny psi psycholog), czyli by posiadać szczęśliwy związek trzeba przestrzegać pewnych reguł. 1. Najpierw trzeba dobrze wybrać, by psiak pasował do nas pod kątem energetyki, tzn. jeśli jesteśmy domatorami to nie wybieramy sobie jakiegoś charta z wysoką energetyką bo to będzie katastrofa. Niektórzy ludzie nie powinni być razem. Trzeba się wpierw zastanowić jakich wrażeń poszukujemy, czego chcemy I mieć świadomość konsekwencji wyboru. 2. Musimy być przywódcami stada czyli panować nad swoim stanem umysłu, którym ma być spokojna, asertywna dominacja-konsekwencja. Odnieść możemy się do pkt. 1 bo każda kobieta będzie próbowała przejąć dominację jeśli się zapomnimy, dlatego jeśli ktoś jest fujarą, po prostu nie urodził się przywódcą, to nie powinien wybierać suki z silną tendencją do dominacji. Myślę, że w przypadku ludzi jest to o tyle popieprzone, że kobieta lubi od czasu do czasu dostać "wpierdol", bo bez tego nie czuje się kochana. Oczywiście musimy MY o to zadbać i umieć to dozować, by nie działo to sie na zasadzie agresji i wchodzenia w mocno drażliwe tematy. Mówiąc trzeba nauczyć się kłócić (w sensie pozytywnym). 3. Nie można takiego zwierzaka trzymać na zasadzie "samopas" jest pewna szansa, że nic złego się nie stanie, czasem symbioza powstaje samoistnie, ale taki stan sprzyja złym nawykom, a charakter przestaje być kontrolowany. W przypadku psa trzeba stosować zasadę 50% praca, 25% dyscyplina, 25% czułość - TRZEBA - te elementy psu zapewniać, aby mógł rozwijać zrównoważoną osobowość i by był szczęśliwy. W przypadku kobiety mogą to być inne proporcje, nie wiem. Lecz napewno nie może to być 90% czułości bo wtedy będzie patologia. Dlatego zapewnianie kobiecie aktywności i wyznaczenie granic i regularne ich aktualizowanie to niezbędna podstawa, by obie osoby były szczęśliwe. Na czułość też musi być odpowiednie miejsce i czas, ale tej też nie powinno zabraknąć bo to wzmacnia więź. 4. Wspólne zajęcia, w których to my jesteśmy koordynatorami. Tak jak pies potrzebuje spaceru codziennie z twoim przywództwem (wypuszczenie do ogrodu nie załatwia sprawy), tak związek potrzebuje wspólnych, regularnych zajęć w których to my prowadzimy akcję. To wzmacnia więź i jednocześnie ustawia psa/drugą osobę w odpowiedniej pozycji. 5. Taka wskazówka związana z poprzednimi punktami ale bardziej techniczna. Trzeba zaprogramować pewien rodzaj wyzwalacza, dzięki ktoremu możemy szybko wyprowadzić psa z jego pokreconego stanu umysłu na którym się zafiksuje i stosować go do szybkiej korekcji zachowania. Tutaj ważna jest szybkość i celność. Bo jak kobieta mocno się na czymś zafixuje to trzeba się męczyć bardziej i stosować większe środki, więc warto nauczyć sie działać prewencyjnie i reagować szybko. W przypadku psa będzie to szturchnięcie w tyłek. Jak to dokładnie zrobić u kobiet to wam nie powiem, bo w przypadku człowieka impuls fizyczny nie zadziała. Musi to być spójna postawa niewerbalna i asocjacja (skojarzenie) prowadzące do oczekiwanego przez nas stanu partnerki. Najlepiej rozbraja się poczuciem humoru, ale czasami potrzebne jest coś całkiem odwrotnego, aby był efekt. Trzeba poeksperymentować (w sposób niezauważony). To może być uczucie w stylu "o nie, nie, nie głuptasie, tak się nie będziemy bawić" ( co może dawać reakcje "no tak zrobiłam gafę" lub jeszcze bardziej nakręcić sytuacje, co będzie przykładem na to czego nie robić). Sprawdźcie na co reagują wasze partnerki, co je wybija z ich toru. Więcej nie pamiętam, pewnie coś tam jeszcze byłoby trzeba spełnić. To nie jest sielka, a za błędy będzie się płaciło. To jest zajęcie, które wymaga wkładania energii i czujności. Zawsze jest coś za coś, można czerpać z tego ogromną satyfakcje i wsparcie, ale zawsze trzeba coś z siebie dać bo to nie jest już życie samotnego wilka, tylko życie stadne w którym są pewne reguły. 5. Jeszcze jedną zasadę mogę dodać już nie od Cezara. Mimo, że jak widać bez zaangażowania się nieobędzie to rodzina/związek to nie może być 100% życia można się szybko wypalić jeśli tak będzie. Mężczyzna musi mieć też swój własny świat, czy to wewnętrzny, czy też zewnętrzny. Trzeba zadbać przedewszystkim o siebie, bo kiedy my nie będziemy spełnieni, zadowoleni, to i w związkach będzie nam się sypać. Kobiety jakoś potrafią na raz czerpać dla siebie robiąc rzeczy rodzinne, mężczyzna wydaje się bardziej zadaniowy, stąd też potrzeba postawienia związku czasem z boku. Dla kobiety zresztą też jest to dobry układ, bo ona nie chce przydupasa tylko kogoś za kim mogłaby pójść. Psy też jako przywódcę swojego nie wybierają osoby, która im najwięcej uwagi poświęca, ale taką która ma własny świat, za ktorym one chcą pójść.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.