Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'ponowne spotkanie' .
-
Czy da się wyjść z twarzą po zbiałorycerzeniu na maksa?
tytuschrypus opublikował(a) temat w [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
Bracia, proszę o radę. Co prawda przywitałem się we właściwym dziale, ale witam jeszcze raz. Opiszę krótko mój problem. Czytam forum intensywnie od pół roku, przeczytałem już większość tematów, mam też za sobą No more mr nice guy oraz Kobietopedię Mistrza Marka. @Marek Kotońskiw tym miejscu serdeczny i gigantyczny salut dla Ciebie za rozkręcenie tej całej społeczności. Szacunek za to, co przekazujesz ludziom i z jakim zaangażowaniem. Co z tego wynika? Wiele z tego co opiszę opiszę z perspektywy posiadanej już wiedzy. Oczywiście byłem białym rycerzem na maksa. Wychowany na romantycznym modelu miłości, na poszukiwaniu tej jednej jedynej, nauczony, że faceci to chamy i sqrwysyny, którzy tylko wykorzystują podłe kobiety. Mój tato jest zresztą pantoflem podręcznikowym i to też miało pewnie olbrzymi wpływ. Byłem jednak białorycerzem specyficznym, bo kompletnie tak nie postrzeganym. W towarzystwie od lat, od liceum, mam raczej łatkę twardego, chamskiego i nie liczącego się z ludźmi sqrwysyna. Jestem też dość inteligentny i elokwentny, co w czasach okołostudenckich powodowało, że specjalnych problemów ze skonsumowaniem płci przeciwnej nie miałem i korzystałem z tego, mimo niedostatków urody dość licznych. Zresztą, ciężką pracą doszedłem do tego, że obecnie (mam 30 lat) zarabiam kilka średnich krajowych. Co z kobietami? Po zakończeniu małżeństwa (z mojej inicjatywy, chociaż trochę tego żałuję, a zaraz napiszę czego), bezproblemowym zresztą, wplątałem się w związek z chaotyczną, "spontaniczną", "zabawową" panną. Totalnym przeciwieństwem mojej zrównoważonej, można nawet powiedzieć nudnawej żony. I co się stało? Z w miarę ogarniętego kolesia, który do tej pory był bezwzględny w życiu, biznesie (bezwzględny to złe słowo - jestem uczciwy, mam zasady, ale kalkuluję wszytko na chłodno i jestem bardzo nieufny) wyszedł bialy rycerz na maksa. Pani mnie urobiła, mimo że znajomi kiedy zobaczyli mnie z nią pukali się w czoło, ponieważ dysproporcja intelektualna, materialna między nami była dość duża, a dodatkowo dziewczyna urodziwa mega nie była, choć miała wdzięk i niejednego, oj niejednego partnera seksualnego wcześniej. Zresztą seks był z nią o niebo lepszy niż z byłą żoną. Dziewczyna o rok starsza ode mnie, zapoznana w pracy (tak, wiem, wiem - nie trzeba komentować. Zresztą, ona pracę zmieniła i finalnie miałem po prostu szczęście bo żadnych reperkusji nie było z tego powodu). Przebieg "związku" był bardzo burzliwy i samo opisanie go skrótowo teraz wywołuje u mnie zażenowanie, mimo że nikt mnie nie widzi gdy piszę te słowa aż kulę się w sobie, bo sam się nie poznaję. Do tej pory egzekwowałem u partnerek bez litości wszystko, miałem swoje życie i swoje zasady. Ta dziewczyna zauroczyła mnie jak żadna inna. Po dwóch miesiącach znajomości zdradziła mnie, a ja jej wybaczyłem, byłem na maksa zazdrosny, chciałem czegoś poważnego, do tego traktowałem jak księżniczkę podstarzałą wieczną singielkę, która miała 31 lat, a nigdy nie była w żadnym związku, miała tylko "kolegów". Zresztą, chętnych na jej wdzięk było wielu, ale na nic więcej - oczywiście wiadomo już czemu. Także Pani zdradzała, kłamała, oszukiwała i złapałem ją na tych klamstwach kilka razy. Zresztą - była uzależniona od alkoholu i ciągłych imprez. Co oznacza, że jak to pięknie w którymś poradniku określił imć @Mosze Redmiała więcej kutasów w dupie niż ja zjadłem śliwek. Zwłaszcza, że nie lubię śliwek. Typ wiecznego dziecka. Kilka razy rozstałem się z nią, a kiedy ona przyszła do mnie i wcześniej opowiadając, że mnie kocha nagle powiedziała "nie wiem co czuję" (klasyk), "może miłość to nie dla mnie bla bla bla" ja wqrwiłem się ostatecznie i napisałem do niej na messengerze (tak, wiem, wiem, właśnie się sam sfacepalmowałem) że mam gdzieś coś takiego i nie będę siedział i czekał, aż ona się ogarnie, albo nie będę orbitował jak jakiś tam jej orbiter o którym akurat wiedziałem. I tyle. Nie opisuję wam pojedynczych sytuacji, zresztą można o nich poczytać kilka tysięcy postów na tym forum. Generalnie chciałem z niezbyt rozgarniętej kurewny zrobić przykładną żonę, matkę dzieci itd. i rezultaty tego były takie, jakie musiały być, a co widzieli wszyscy tylko nie ja:/ Uwierzyłem w to, że ludzie mogą się zmieniać, łyknąłem bez popity że przecież to tylko przeszłość, że ona brzydzi się samej siebie za to jak kiedyś po pijanemu dawała różnym kolesiom... Do tej pory ZAWSZE słuchałem swojej intuicji i odcinałem takich ludzi z buta - przez to miałem niewielu znajomych, ale spójnych ze mną światopoglądowo. Ale zechciałem się "otworzyć". No i pierwszy raz nie posłuchałem, a intuicja miała rację... Oblałem jakieś 300 shit testów, zdałem intuicyjnie dosłownie kilka, pani wiedziała że mnie w pełni kontroluje, w dodatku trafiłem na taką, która się absolutnie nie krępowała z tego korzystać. Minęły dwa miesiące - ja zdecydowałem się na jakieś tam przygody, żeby odreagować, generalnie w końcu przestałem się nią zamęczać. I wtedy co? Panna napisała, że "tęskni". Co z tym zrobiłem? Ano podjarałem się. Przypomniałem sobie jej dupkę, pomyślałem, że jednak ona momentami się starała... klasyk. Umówiłem się z nią w kawiarni, bo napisała że chce "wyjaśnić temat między nami". Pół biedy, że wcześniej spotkałem się w niej z jedną swoją orbiterką, którą oczywiście skuszony wizją spotkania mojej kurewny zlałem całkowicie. Spotkanie przebiegło w sposób uwłaczający mojej godności. Ja byłem przekonany, że jeśli pokażę jej, że wybaczam jej kłamstwa, zdradę, i chcę, żebyśmy zaczęli od nowa, będę dla niej atrakcyjny, że doceni to że nagiąłem dla niej swoje zasady, że traktuję ją poważnie. O słodka naiwności Oczywiście było dokładnie odwrotnie. A jak? Wręczyłem jej list, który napisałem przed spotkaniem z prośbą, by przeczytała go później. Pani na spotkaniu była cokolwiek wyluzowana, powiedziała że wszystko fajnie, byłem spoko, ale ona przemyślała, że nie chcę i w dodatku okłamałem ją, a ona tego nie wybaczy. Jak się domyślacie, nie okłamałem jej, za to ona wielokrotnie okłamała mnie. Padłem więc na kolana i zacząłem prosić, by zmieniła zdanie (tak, to prawda - wstyd pisać). Coś tam potem nawet zalizałem. Pisałem rozpaczliwe smsy, maile, udowadniałem, że przecież jej nie okłamałem, zarzucałem, że kogoś na pewno ma.... Zaprzeczyła. W końcu emocje minęły. Odpuściłem. Czas zrobił swoje. Paradoksalnie, pomogło to, że panna zaczęla wrzucać na pewien portal zdjęcia, z których wynikało, że ledwo kilka dni po naszym rozstaniu pojechała już w góry z jakimś innym bolcem - innymi słowy wróciła do dawnego życia. W pewnym momencie powiedziałem "Dość". Wstałem. Wyrzuciłem absolutnie wszytko, co mnie z tą kobietą łączyło. Usunąłem zdjęcia bezpowrotnie. Zablokowałem jej numery, wszystkie media społecznościowe jakie znałem, numery usunąłem tak bym nie mógł ich odzyskać. Zmieniłem mieszkanie. Trafiłem tutaj, czytałem historie Braci. Zrozumiałem schematy i zasady. Odzyskałem część dawnych jaj. Poszedłem na terapię i odzyskuję radość z życia. Co mnie męczy i z czym chciałem prosić o radę? 1. Wkrótce będę na wydarzeniu, na którym pewnie spotkam tamtą Panią. Na pewno z bolcem i dużą ilością znajomych. Sam będę z byłą żoną, z którą jestem w dobrych stosunkach i jej koleżanką. Przytyłem mocno, bo mam skłonności i zajadałem smutek po tamtych wydarzeniach sprzed pół roku. Wydaje mi się, że mam to przepracowane, ale trochę nie chcę tego spotkania. Nie chcę tej dziewczyny spotkać nigdy więcej. Jak się zachować w razie czego? Jak nastawić swoje myśli, żeby to wszystko negatywne nie wróciło? Czuję się jak pi...da z powodu tego, jak białorycersko się zachowałem i chciałbym to jakby "zamazać". Zignorować ją? Powiedzieć tylko cześć? 2. Męczy mnie to, jak się zachowałem wobec swojej byłej żony. Czuję się, że zachowałem się jak kobieta. Za mało mi było wrażeń, a byłem w zwiazku z kobietą, z którą: -dorabiałem się od marnych groszy aż do tego co mam, bo poznaliśmy się pod koniec liceum -łączą mnie wspólne zainteresowania i poglądy -nigdy nie złapałem jej na kłamstwie -innych samców traktowała z odpowiednim dystansem -nigdy, absolutnie nigdy nie zrobiła krzywej akcji -na początku zanim się rozwiedliśmy przeszliśmy rozdzielność majątkową - rozliczyliśmy co kto komu jest winien, bezproblemowo - a ja zarabiam więcej (niedużo, ona zajmuje dyrektorskie stanowisko w dużej firmie) - i zawsze potem pilnowała sama najbardziej, by wszystko rozliczać sprawiedliwie po połowie -była ze mną wtedy, gdy zachorowałem i opiekowala się mną, nie ruszyła się nawet o krok I kilka innych. Nie było tylko zajebiście w łóżku, no i byłą znacznie mniej spontaniczna ode mnie, tak jak pisałem nudnawa. Typ domatorki. Po lekturze forum dochodzę do wniosku, że jest inna ponieważ... Ma w sobie sporo typowo męskich cech charakteru Nie ma przez to za dużo koleżanek, bo kiepsko się z nimi dogaduje - jedzie wtedy ich brak logiki, zależność od humorków itd. Można powiedzieć, że mam moralnego kaca. Wiem, że mógłbym do niej wrócić i dalej mamy kontakt, bo rozstaliśmy się w maksymalnej zgodzie. Obiecywała poprawę itd. Była wstrząśnięta tym, że chcę odejść. Jeśli ktoś to wszystko przeczytał, dziękuję. I proszę o rady w dwóch ostatnich kwestiach. P.S. Jeszcze jedna ważna rzecz, dla wszystkich nowych którzy to przeczytają - to, co piszą doświadczeni bracia sprawdza się w 100% w relacjach między płciami. Bardzo fajnie pisze o tym @SennaRot (mnóstwo wartościowych wypowiedzi, czytałem zawsze z uwagą, dzięki). Słuchajcie i cieszcie się, że czytacie zanim popełnicie takie błędy, jak ja niedawno.- 23 odpowiedzi
-
- 2
-
- biały rycerz
- drama
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami: