Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'z życia wzięte' .
-
Zagadywanie do nieznajomych kobiet 80 lat temu
Mr.Meursault opublikował(a) temat w Na linii frontu - podrywanie.
Fragment książki Olivera Burkemana "Szczęście. Poradnik dla pesymistów". Gorąco polecam, zwłaszcza, że poniższa opowieść udowadnia dobitnie, że pewne schematy są ponadczasowe; lecz równocześnie, co paradoksalne, krzepi i motywuje jak jasna cholera. Kto nie chce czytać przybliżającego bohatera wstępu - choć polecam całość - a od razu przejść do tytułowego sedna wątku - niech przeskoczy do drugiego akapitu: Od wczesnych lat życia stoickie myślenie stanowiło dla Ellisa niezbędną, osobistą konieczność. Jego matka, jak pamiętał, była skoncentrowana na sobie i skora do melodramatów; ojciec, komiwojażer, rzadko bywał w domu. W wieku pięciu lat Ellis zapadł na poważną chorobę nerek, skazującą go na długie pobyty w szpitalu na przestrzeni całego dzieciństwa, podczas których rodzice prawie nigdy nie składali mu wizyt. Gdy przebywał sam ze swoimi myślami, zapadał się w filozoficzne spekulacje na temat natury istnienia, i tak, po nitce do kłębka, przeczytał Listy od stoika Seneki. Skupienie stoików tym, jak istotny jest sposób postrzegania przez człowieka okoliczności, w których się znalazł, uderzyło w czułą strunę; jego nieszczęśliwa egzystencja, jak z czasem zrozumiał, mogła okazać się zaskakująco przydatną próbą, podczas której rozwinie stoicką mądrość. I tak do roku 1932, kiedy wyrósł na tyczkowatego osiemnastolatka, którego paraliżował strach za każdym razem, gdy miał odezwać się do kobiety, znał się wystarczająco dobrze na filozofii i psychologii, by potraktować swój problem z nieśmiałością praktycznym stoickim eksperymentem. Pewnego dnia tego lata - lata, kiedy to Amelia Earhart przeleciała nad Atlantykiem, a Walt Disney wypuścił pierwszą kreskówkę w technikolorze - Ellis przybył do Ogrodu Botanicznego na Bronksie, nieopodal jego domu w Nowym Jorku, by wdrożyć swój plan. Postanowił, że każdego dnia przez miesiąc będzie sumiennie stosował jedną zasadę. Będzie zajmował miejsce na parkowej ławce, a jeśli przysiądzie się jakaś kobieta, spróbuje nawiązać z nią niewinną pogawędkę. To wszystko. Skończyło się na tym, że próbował w ten sposób zagadać sto trzydzieści kobiet. "Trzydzieści z miejsca wstało i odeszło - wspominał wiele lat później. - Jednak pozostała mi próbka w liczbie stu, wystarczająca do celów badawczych. Rozmawiałem z całą setką - po raz pierwszy w życiu". Jedynie w jednym przypadku rozmowa rozwinęła się na tyle, by Ellis wraz z nowo poznaną koleżanką zaplanowali kolejne spotkanie - tyle że nie przyszła". Dla niedoinformowanego obserwatora eksperyment mógł wyglądać jak sromotna porażka. Ale Ellis pewnie skwitowałby taki werdykt swoim: "gówno prawda": dla niego był to prawdziwy sukces. Spostrzeżenie, jakiego dokonał na temat własnych cichych przekonań w kwestii kontaktów z kobietami, które później rozszerzy na wszelkie zmartwienia czy niepokoje, jest takie, że były one absolutystyczne. Innymi słowy, nie chodziło tylko o to, że pragnął być mniej nieśmiały i że pragnął móc rozmawiać z kobietami. Raczej działał zgodnie z absolutystycznym przekonaniem, że musi uzyskać ich aprobatę. Z czasem ukuł nazwę dla tej przywary umysłu:"musisturbacja". Rzeczy których pragniemy, takie, które wolelibyśmy mieć wynosimy do kategorii takich, które w naszym mniemaniu mieć musimy; czujemy że musimy dobrze sobie radzić w pewnych okolicznościach lub że inni ludzie muszą nas dobrze traktować. Ponieważ tak uważamy, w związku z tym wszelkie niepowodzenie okazałoby się totalną katastrofą. Nic dziwnego, że jest w nas tyle lęku, skoro uznaliśmy, że jeśli nie zrealizujemy naszego celu, nie tylko będzie to po prostu złe, tylko złe totalnie - absolutnie potworne. Rozmowy Ellisa w Ogrodzie Botanicznym na Bronksie pokazały mu, że najgorszy scenariusz z możliwych - odrzucenie - był daleki od kompletnej katastrofy, jakiej się obawiał. "Nikt nie wyjął sztyletu i nie obciął mi jaj" - wspominał. - "Nikt się nie zrzygał i nie uciekł. Nikt nie wezwał glin". To było w sumie dobre. Mówiąc po stoicku, to tak naprawdę nieźle, że żadna z tych rozmów nie zakończyła się ekscytującą randką; gdyby osiągnął tak spektakularny wynik, mogłoby to mimowolnie utwierdzić go w jego nieracjonalnych przekonaniach na temat nieosiągania go. Oliver Burkeman - "Szczęście. Poradnik dla pesymistów", s.60-62 Od siebie dodam, że ta opowieść doskonale obrazuje "skuteczność" zagadywania nieznanych kobiet w miejscach publicznych. 130 prób, 30 zakończonych natychmiastowym odejściem, reszta skutkująca rozmową i tylko jedna sytuacja zakończona umówieniem się na następne spotkanie...które nie doszło do skutku. A mówimy tu o czasach sprzed wynalezienia internetu i telefonów komórkowych, o czasach w których ludzie mieli więcej interakcji społecznych i byli bardziej zsocjalizowani i konserwatywni niż dziś, a mentalność księżniczki nie była rozpowszechniona. Wnioski wyciągnijcie sobie sami.- 7 odpowiedzi
-
- 2
-
- prawdziwe pua a nie wyciąganie kasy
- z życia wzięte
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wiele "pięknych" historii o naszych wspaniałych "PANIACH" i ich twórczości... http://wstroneojca.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1484&Itemid=1
-
Ale dlaczego panowie wy nas nie zabawiacie ?
Subiektywny opublikował(a) temat w 'Wojna płci' - jak nas wszystkich okłamano.
Taka ciekawostka. Spotkałem się z dwoma kolegami ze studiów, dawno nie widzianymi. Ot szybkie spotkanie po pracy na mieści, godzinka i do domów. Wychodząc z pracy dzwonię by się upewnić czy wszystko gra - kolega mówi że już jest w lokalu ale są z nim trzy koleżanki z pracy. No i czy nie jest to problem? Odpowiadam, że nie. Bo co to za problem ... Dowiaduję się, że kobiety są 40+. Mi to tito, idę spotkać kolegów a nie makaron na uszy jakimś nieznanym babkom nawijać. Spotykamy się, przysiadam do stolika, następuje powitanie i typowe towarzyskie nowopoznane pitu-pitu. Kątem oka wyłapują, że jedna to jest solidnie ponad 40, nawet bliżej 50. Przychodzi trzeci kolega, dosiada się do stolika. Jako że jestem w lokalu prosto z pracy więc formalnością ubioru nieco różnię się od reszty, co nie umyka uwagi pań (kto to? a co robi? taaak? oo...). Jako że nie widziałem dawno obu kolegów - skupiam się na rozmowie z nimi, faktycznie cieszy mnie ich obecność i dowiaduję się, co tam u nich w trawie piszczy. Po dwudziestu, trzydziestu minutach - bach! Jedna z pań rozpiera się na łokciach na stoliku i rzuca w naszym kierunku "a czemu wy panowie z nami nie rozmawiacie, czemu nas nie zabawiacie?'. Panie już po drugim czy trzecim drinku są... Odwracam głowę, uśmiecham się i uprzejmie jak dziecku tłumaczę, że przyszedłem na spotkanie z dawno nie widzianymi kolegami i jest rzeczą oczywistą, że skupiam się na rozmowie z nimi. No ale jak to? Kobiety są przy stoliku - trzeba je zagadywać, bawić i zabawiać! Uśmiecham się ponownie. Chwilę potem wstaje najatrakcyjniejsza z nich - wznosi do mnie toast i filuternie puta, czy w takim razie choć pamiętam jak ma na imię. Pamiętałem, w końcu się przedstawialiśmy. Piętnaście minut potem wstała, stwierdziła że musi iść, zaszła za mnie i kolegę, złapała nas za głowy zawłaszczającym gestem tak by jej koleżanki to widziały, pożegnała się wylewnie i całuśnie. Cały czas patrząc się na pozostałe koleżanki, czy one to widzą ... I taka śmieszna konkluzja - to nie do pomyślenia by mężczyźni siedząc przy stoliku nie zabawiali pań! Nie konwersowali z nimi o dupie maryni! By nie przypochlebiali się i nie komplementowali! By nie byli usłużni i choć z lekka nie dawali oznak cyckouwielbienia. JAK TAK MOŻNA ! A druga - w świecie kobiet, szczególnie tych starszych, możliwość pokazania przed koleżankami że jest się wciąż atrakcyjną i pożądaną przez mężczyzn - to rzecz bezcenna i mega pożądana! Żeby tak skisły z zazdrości, niech widzą bździągwy jedne ! Jeden z kolegów się napalił - zagaduje mnie czy i ja to zauważyłem, jak najatrakcyjniesza z babek nas objęła i specyficznie żegnała. Uśmiecham się i nic nie mówię. On na to - że fajna babka, że można ją tak i siak i owak ... Moje reakcja - ponowny uśmiech i lekkie wzruszenie ramion. Jakież te schematy ludzkich zachowań są jednakowe i przewidywalne No ale jak tak można siedzieć i lekceważyć! Nie zabawiać! Nie zwracać szczególnej uwagi ! S.