Skocz do zawartości

Czy idę w dobrą stronę?


Rekomendowane odpowiedzi

Mój problem: walczę ze swoim wewnętrznym Białym Rycerzem.....

 

Tło:

Obecnie mam 33 lata. Pierwsze związki były na pierwszych studiach (miałem 21-23 lata) i zakończyły się dla mnie boleśnie. Pierwszy zdradą, drugi z dnia na dzień, z pokazaniem, że dla niej nic nie znaczył, chociaż ja byłem zakochany po uszy. Do tego dołożyły się różne problemy rodzinne, życiowe, zdrowotne i zostałem na kilka dobrych lat przegrywem - praktycznie zero relacji z kobietami, zła sytuacja życiowa i w ogóle syf. Uważam te lata za stracone, ale nie rozpamiętuję tego.

 

Kilka lat temu wszystko zaczęło się powoli odwracać. Znalazłem sobie nową dziedzinę, w której mogę się realizować, rozpocząłem kolejne studia i skończyłem trzy różne kierunki, założyłem własną działalność, zadbałem o siebie.

 

Do tego dwa lata temu spotkałem przypadkiem dziewczynę, młodszą o 9 lat, którą znałem już dużo wcześniej, ale oczywiście wówczas nie myślałem o niej jako o potencjalnej partnerce. Teraz jednak coś zaiskrzyło i postanowiłem spróbować. Fakt, że jest śliczna bardzo to ułatwił. Ponadto, oceniając zupełnie obiektywnie, miała bardzo dorosłe podejście do życia, jak na swój wiek.

Niestety dwa lata związku z nią niesamowicie wykończyły mnie emocjonalnie. Rok (tak, rok!) podchodów o jakikolwiek dotyk erotyczny, półtora (tak, półtora!...) roku podchodów do seksu, który ostatecznie i tak okazał się niespecjalny (raz, że dziewica ze złymi wyobrażeniami, a dwa, że nie lubiąca się specjalnie angażować ani dawać nic od siebie). Nie czułem się w ogóle atrakcyjny. Ponadto: dwa lata wyjazdów do niej (mieszkaliśmy od siebie ok. 50 km) - tylko ja do niej, nigdy na odwrót. Do samego końca nie chciała powiedzieć o mnie swojej rodzinie, a po wszystkim dowiedziałem się jeszcze, że nawet swojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziała. Ja oczywiście dawałem się omamiać dziwnymi wymówkami. Generalnie to wyglądało tak, że ja byłem gotowy na wszystko, a ona tylko na to, na co miała ochotę. Miałem ze dwa razy przebłyski jakiejś siły, kiedy to udawało mi się coś "wywalczyć", ale jednocześnie bardzo wiele mnie to kosztowało. Do tego wszystkiego nie czułem, aby w ogóle rozumiała moje pasje (np. sportowe) i cele życiowe (działalność społeczna, edukacyjna). Ja za to dawałem wsparcie przy każdej okazji i zawsze słuchałem ze zrozumieniem.

Ostatecznie, kilka tygodni temu była kłótnia, po której wyprosiłem ją od siebie (bo w końcu zaczęła przyjeżdżać) i od tamtej pory cisza. Wydaje mi się, że tylko czekałem na jakikolwiek pretekst, żeby to zakończyć, więc ogólnie jestem zadowolony.

 

Moja obecna sytuacja:

Cieszę się, że tamten związek się skończył. Już w pierwszych dniach zacząłem wyciągać masę wniosków. Z pogardą spojrzałem na białą zbroję, którą dla niej nosiłem i powiedziałem sobie, że już nigdy więcej. Że teraz wszystko będzie na moich warunkach i że zasługuję na o wiele więcej, niż mi dano.

Wyjście z tego wszystkiego i bardzo szybkie ogarnięcie się (nie miałem w zasadzie ani jednego dnia deprechy po rozstaniu, a już pierwszej nocy po spałem jak dziecko - coś, czego mi przez dwa lata brakowało) zostało ułatwione przez to, że obecnie jestem we wspaniałym momencie życia. Realizuję się na wszystkich płaszczyznach: robię doktorat, angażuję się na uczelni, gdzie dosłownie wszyscy mnie cenią, prowadzę tę swoją jednoosobową działalność (którą docelowo będę zwijał po obronie doktoratu i znalezieniu etatu na uczelni), zostaję właśnie wiceprezesem fundacji edukacyjnej. Mam wokół siebie mnóstwo fajnych znajomych, ludzie mnie lubią i lubią moje towarzystwo. Z pasją trenuję na siłowni i jestem dumny z tego, co tam robię i osiągam. Niestety opisany wyżej związek sprawiał, że nie doceniałem tego wszystkiego, ale teraz zacząłem. Przepraszam, jeśli cokolwiek brzmi jak przechwałki, bo nie taki jest zamiar. Ja po prostu naprawdę jestem teraz z siebie dumny i wiem, że jestem na dobrej drodze. Kobieta zasłaniała mi to, co dopiero po rozstaniu zauważyłem.

 

Powrót do głównego  problemu:

Nie czuję na razie potrzeby wiązania się na stałe, ale chciałbym "wrócić do gry". Pospotykać się, pomieć kogoś chociaż na trochę. Gdyby miało z tego wyjść coś poważnego, to nie broniłbym się jednak zbytnio. Tylko że... jedyne, co mnie gryzie to obawa, że mój wewnętrzny Biały Rycerz znów zacznie wychodzić. Że znów będę "za dobry", że rozpieszczę i potem już z tego dołka się nie wygrzebię. Niestety taka była moja natura od zawsze i szukam sposobów, jak ją okiełznać i przekierunkować. Na razie, co może dało się wyżej wyczuć, staram się myśleć pozytywnie i dbać o własną samoocenę. Ale czy to wystarczy? Czasem czuję, że nawet flirtując z kimś wychodzi ze mnie trochę desperat, mimo postanowień, że nie będę takiego wrażenia sprawiać. Dlatego na koniec pytanie: czy idę w dobrą stronę? Co jeszcze mogę zrobić?

 

Dziękuję każdemu, komu chciało się to przeczytać :-D

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jak to jest z Tobą kolego? Ciągle stawiasz kobiety na piedestale? Tak/Nie? Odpowiedziałeś sobie na to pytanie?

 

32 minutes ago, Piotr84 said:

Ponadto, oceniając zupełnie obiektywnie, miała bardzo dorosłe podejście do życia, jak na swój wiek.

No na pewno... Przeczytaj to co zacytowałem i potem przeskocz do tego co napisałeś... Po tym zdaniu. Zrobiła Ci kisiel zamiast mózgu, a Ty ja idealizujesz...

 

 

Teraz twoje ego Trochę poszybowało i chciałbys poruchać... Pierwsza lepsza zawodniczka z pięknymi genami - zjadła by Cię jak mały grubasek bajaderkę.

 

Teraz jak Max:

Moja ocena ww tekstu jest taka: słabo. Czytaj to forum! A jak czegoś nie rozumiesz to czytaj jeszcze raz. I daj zarobić Guru kup książkę mam nadzieje ze wiesz jaki ma tytuł.

 

 

 

---:::nie bierz mojego posta jako pocisk w swoją stronę:::----

Edytowane przez zuckerfrei
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoko, doceniam szczerość. Po to tu właśnie jestem, żeby mnie ktoś naprostował, jak zacznę iść nie w tę stronę, co trzeba. Książkę kupię na pewno.

 

Nie do końca tylko rozumiem o co chodzi z piedestałem. Tzn. gdzie jest granica? Czy jeśli chcę równorzędnej partnerki to jest OK?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprawdź też na yt kanał Sandman. Codziennie wrzuca krótkie filmy, sporo z nich odpowiednio naświetlą temat tzw. "piedestału". Nie znajdziesz równorzędnej partnerki, ponieważ kobiety mają zupełnie inne cele i strategie reprodukcyjne/związkowe. Jeżeli chcesz równorzędnego związku to: 

 

https://youtu.be/yjqVQ-Xj2Ps?t=356

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Piotr84po pierwsze to nie masz za przepraszać, jesteś spoko kolesiem, racjonalnym i odpowiedzialnym. Prawdopodobnie jesteś również wrażliwy i uczuciowy, chciałbyś pewnie stworzyć super związek z kobietą, założyć rodzinkę, mieć dzieciaczki, starać się i rozwijać dla kogoś, dbać i opiekować się, taki wyrozumiały i troskliwy facet. Polecam książkę "No more mr Nice Guy". Jeśli przeczytasz to albo się rozpłaczesz na końcu albo zaczniesz przeraźliwie śmiać, może troszkę nie dowierzając przeczytasz raz jeszcze i jeszcze i zaczniesz się zastanawiać a potem.... no cóż to już tylko zależy od Ciebie :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dostałeś dwie możliwości wyboru. Tak lub Nie. Nie ma granicy, jakiegoś buforu.

 

Tak= przegrasz wszytko siebie, majątek oraz zmarnujesz życie.

 

Nie= możesz zrobić z sobą dosłownie wszytko. (W dobrym słowa znaczeniu) Wielu ludzi (samców) nie jest w stanie tego pojąć lub pojmują to po rozwodach ale i to nie często. Nie rozumieją ze mogą żyć dla siebie i być szczęśliwym. Uważają ze szczęście przyniesie im dziewczyna, żona tzw rodzina. A to często przynosi w naszej szerokości geograficznej - zaglądanie do kieliszka. I inne nieszczęścia. Poszukaj historii @rarek2. Tu jest co poczytać.

 

Ja kocham kobiety, ale doskonale wiem czym grozi związek i to jest klucz kiedy go zrozumiesz nie bedą ci straszne rozstania, ba nawet zdrady, przecież i tak jesteś szczęśliwy ze swojego życia. To czy jesteś z nią czy bez niej nie ma znaczenia. Szybko ucinasz takie znajomosci i szukasz lub i nie nowej kobiety. Albo zajmujesz sie sobą.

 

W związkach nie ma równorzędności... Przykro mi, tak to nie działa poświęć z pół roku na czytanie forum i przypisuj opisane tutaj sytuacje do swoich przygód zauważysz powtarzalność, schemat w działaniu kobiet ba one nawet mówią te same teksty... I powoli zaczniesz rozumieć... Mam nadzieje...

Edytowane przez zuckerfrei
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twój problem polega na tym, że chcesz zjeść ciastko, i mieć ciastko.

 

Niby zrozumiałeś swoje błędy, ale jednak nie do końca skoro boisz się ponownie je popełnić.

 

Moja rada: jeśli aktualnie powodzi Ci się w życiu, realizujesz się w tym co robisz, ale boisz się, że biały rycerz znów da o sobie znać, to odpuść sobie kobiety na jakiś czas. Przerób w sobie dokładnie to wszystko, co się wydarzyło, daj sobie czas na wyciągnięcie odpowiednich wniosków, ucz się na błędach, i nie pozwól by byle kobieta to wszystko zrujnowała.

 

Zbyt mocno stawiasz kobiety na piedestale. Nadajesz im niewyobrażalne moce, przez co właśnie każdy Twój plan spalał na panewce. Nie ujmując nic kobietom, one wcale nie są wyjątkowe. To także zwykłe istoty, które srają, rzygają, i śmierdzi im z ust o poranku. Kobieta ma być dodatkiem do szczęśliwego życia, a nie jego centrum. Musisz to zrozumieć i przyswoić, bo nie ruszysz z miejsca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej! 

 

 

Mam trochę podobnie. Jestem na etapie zmiany swoich przekonań i też mam 33 lata. Jeden poważny związek za sobą (6 lat), na szczęście ulotniłem się z niego i nie było żadnego ślubu/dzieci. Do tego 2-3 krótsze relacje. Doskonale Cię rozumiem i Twoje rozterki. Czy zauważyłeś u siebie, że teraz każdy kosz czy porażką z kobietą boli Cię znacznie mniej niż kiedyś albo prawie w ogóle? Zaczynam mieć to w nosie i nabywać taki cudowny stan, że mogę i nie muszę. Lubię mieć kogoś na oku/zaatakować jak każdy samiec, ale z tyłu głowy mam wyryte, że jeśli nie Ty to jutro mogę poznać inną. I mowa tu też o ładnych i mądrych dziewczynach, nie tylko tych brzydkich. Naprawdę ładnych kobiet jest na pęczki, to one po przekroczeniu magicznego wieku mają straszne ciśnienie. Gdy miałem dwadzieścia kilka lat wydawało mi się, że po 30-tce to już się życie kończy, muszę mieć dziewczynę/żonę, bo jakże inaczej? A teraz? Teraz mam poczucie, że zaczynam najlepszy etap życia. Robię coraz ciekawsze rzeczy, wyszedłem z mentalnego bezruchu, być może za rok, za dwa osiągnę sukces w pewnej dziedzinie i panny same zaczną się jeszcze bardziej mną interesować. Pełen luz, mam tego świadomość. 

 

Moim zdaniem najtrudniejsze jest przełamanie w sobie tego zgubnego myślenia, że Twoje życie zależy od kogoś innego. Fajnie być z kimś, nie powiem. Mnie tego trochę brakuje (seks, wyjścia na miasto, podróże, rozmowy etc.). Nie wiem czy chcesz mieć dzieci. Trzymam kciuki! Dawaj znać o postępach :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz już wiem, że dobrym krokiem było znalezienie się tutaj. Faktycznie mam jeszcze sporo do przemyślenia.

 

On 14.12.2017 at 1:30 AM, zuckerfrei said:

Dostałeś dwie możliwości wyboru. Tak lub Nie. Nie ma granicy, jakiegoś buforu.

Zaczynam już rozumieć, co co chodzi z tym piedestałem... Dzięki.

 

On 14.12.2017 at 1:26 AM, Thalion said:

Polecam książkę "No more mr Nice Guy".

Dzięki, poszukam.

 

On 14.12.2017 at 9:36 AM, Bullitt said:

Czy zauważyłeś u siebie, że teraz każdy kosz czy porażką z kobietą boli Cię znacznie mniej niż kiedyś albo prawie w ogóle?

Rzeczywiście tak jest.

 

On 14.12.2017 at 8:39 AM, Przemek1991 said:

Kobieta ma być dodatkiem do szczęśliwego życia, a nie jego centrum. Musisz to zrozumieć i przyswoić, bo nie ruszysz z miejsca.

To zdanie do mnie trafiło.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od piątku poświęciłem chyba łącznie ze 24 godziny na czytanie wątków na forum. Kilka razy głośno śmiałem się, kiedy do mnie docierało, jak sam w przeszłości po kolei dostawałem shit testy, których nie byłem świadom i jak za każdym razem dawałem się psychicznie i emocjonalnie wykastrować. Na szczęście obyło się na razie bez płaczu, a był jedynie śmiech, a to w końcu zdrowie :-)

 

Chciałbym jeszcze napisać jedno, do czego mnie natchnęła tocząca się właśnie w wątku obok dyskusja, którą zapoczątkował ktoś nowy na forum: ja też mam w wielu sprawach zgoła odmienne poglądy od większości użytkowników, z reguły na sprawy polityczne, społeczne, filozoficzne. Ale jeśli chodzi o rozumienie relacji męsko-damskich... Nie mogę zaprzeczyć, że opisane tu historie faktycznie przedstawiają powtarzalne schematy, które także odnalazłem w swojej przeszłości oraz zauważam wokół siebie. Dlatego natura naukowca nakazuje mi brać je na poważnie, nawet jeśli z autorami tych wpisów nie chciałbym chodzić na piwo, bo może by mnie wzięli za lewaka. Mam nadzieję, że to nikomu nie przeszkadza.

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę z perspektywy kobiety..              Moim zdaniem, Twoja ex czekała aż przestaniesz być dla niej dobry..  Tak, kobiety lubią jak mężczyzna bywa stanowczy, dominujący zarówno w życiu jak i w łóżku.. Nie wyobrażam sobie być z mężczyzną, który robi wszystko tak jak ja chce ;) Mężczyzna powinien mieć swoje zdanie. Powinien jak jest taka potrzeba wziąć za włosy/rękę swoją kobietę i przeprowadzić ją przez życie.. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Burzujka Witam zagorzałą fankę Rafała Wicijowskiego. Bycie silnym mężczyzną i dominującym partnerem to nie tatusiowanie - warto zapamiętać. Jak tatuś to można dać pasem na gołe dupsko, ale prowadzić dorosłą kobietę przez życie? Kończ waść wstydu oszczędź.

Edytowane przez xawery982
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Burzujka a ja napiszę z perspektywy regulaminu, który najwyraźniej masz w dupie. Widocznie jesteś tak oświecona, że srasz na zasady i wypowiadasz się poza rezerwatem. Nic dziwnego, że samice mają swoje miejsce, bez tego byłby tu jeden wielki bajzel.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Burzujka napisał:

Mężczyzna powienien być silnym, dominującym partnerem, a nie życiową pizdeczką. 

1. Co Ty tutaj robisz droga koleżanko? Uciekłaś z rezerwatu? Nie szanujesz regulaminu? Zaraz dosięgnie Cię silna ręka dominatora!!!!
2. A co wg Ciebie oznacza życiowa pizdeczka? Że mało zarabia? Że ma stare auto? Że nie chce utrzymywać Twoich nieślubnych dzieci? Że musi fapować bo mu żona nie daje? 
 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było pozaregulaminowo ("Ja bez żadnego trybu!") ze strony koleżanki, ale faktycznie byłem za dobry i być może ona oczekiwała czegoś innego. Tylko że kiedy pokazywałem stanowczość, to był foch i ja dawałem się na to nabierać. Oczywiście nigdy więcej :-)

 

A to "prowadzenie przez życie" faktycznie źle brzmi. Takie hasło-wytrych, które ma coś znaczyć, nie wiadomo co znaczy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.12.2017 o 00:11, Piotr84 napisał:

Ale czy to wystarczy? Czasem czuję, że nawet flirtując z kimś wychodzi ze mnie trochę desperat, mimo postanowień, że nie będę takiego wrażenia sprawiać. Dlatego na koniec pytanie: czy idę w dobrą stronę? Co jeszcze mogę zrobić?

 

Zastanów się i dokładnie określ, czego oczekujesz od kobiety. Zwłaszcza, jakich zachowań nie chcesz. Wydajesz się być rozsądnym człowiekiem, więc wystarczy, że będziesz się trzymał swoich przekonań. Dobrym przykładem jest to, co napisałeś o jeżdżeniu do dziewczyny - Ty zasuwałeś po 50 km, ona nie. Nie podobało Ci się takie zachowanie, więc w przyszłości nie popełniaj tego błędu.

 

Z moich doświadczeń wynika również, że nie warto się śpieszyć. Co nagle, to po diable. Jeśli poznasz wartościową kobietę i zainteresujesz ją, nie musisz się śpieszyć. Znajomość może rozwijać się powoli, bo zbudowanie rzeczy trwałych wymaga czasu.

 

Nie warto przedkładać towarzystwa kobiety ponad wszystko, tak samo jak i kobiety nie przedkładają towarzystwa mężczyzny ponad wszystko. Nie zawalaj pracy z powodu kobiety - jak to mówią, najpierw praca, potem przyjemność. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby kobieta zawaliła pracę z powodu faceta, a wielokrotnie widziałem jak faceci zawalają robotę z powodu kobiety. 

 

Nie rezygnuj z powodu kobiety ze swoich pasji, znajomych, przyjaciół, rodziny. Jeśli wymaga tego od Ciebie - nie będziesz szczęśliwym człowiekiem. Prędzej czy później zaczniesz odczuwać te braki i szukać szczęścia poza związkiem.

 

No i nigdy nie pozwól na to, aby ktoś realizował swoje szczęście Twoim kosztem. Jeśli czujesz, że tak jest, kończ taką znajomość. Niezależnie, czy to jest znajomość z kobietą, przyjaźń, stosunek pracy czy dowolna inna umowa cywilno-prawna. Jeśli Ty sam nie zadbasz o swoje szczęście, nikt inny tego dla Ciebie nie zrobi :-)

W dniu 14.12.2017 o 00:11, Piotr84 napisał:

Dziękuję każdemu, komu chciało się to przeczytać :-D

Nie ma za co ;-)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Obecnie mam 33 lata. Pierwsze związki były na pierwszych studiach (miałem 21-23 lata) i zakończyły się dla mnie boleśnie.

Trochę późno te pierwsze związki, byłeś za młodu wycofany od rówieśników? Te pierwsze najczęściej szybko się kończą.

 

A dlaczego uważasz, że boleśnie? Zdajesz sobie sprawę, że to tylko Twoja percepcja zdarzeń i że ból był odtworzeniem podświadomego wzorca, w którym to miałeś się w takiej sytuacji poczuć źle?

Czemu nie potraktujesz tego jako znakomitą i świetną lekcję dającą Ci wspaniałe doświadczenie na temat tego jak działają kobiety?

 

To jak patrzysz na świat, siebie i to co przeżyłeś definiuje to jaki jesteś. Zamiast myśleć o straconym czasie i porażkach myśl o tym jak o kolejnych stopniach by stać się lepszym, by lepiej odnajdować się w społeczeństwie, by ewoluować w coś większego, wspanialszego.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Niestety dwa lata związku z nią niesamowicie wykończyły mnie emocjonalnie. Rok (tak, rok!) podchodów o jakikolwiek dotyk erotyczny

Zbroja lśniła... Panna uważała że ma Cię w garści, nie musiała nic poświęcać (np cnoty) by Cię zatrzymać :) 

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

półtora (tak, półtora!...) roku podchodów do seksu

Jak wyżej + ja w swoim życiu analogicznie z taką panną wytrzymałem chyba max 2 tygodnie ;) Prosta piłka sex jest dla mnie ważny, jeśli chcesz być ze mną to bierzesz to pod uwagę, jak nie to trudno, Twoja koleżanka Weronika też jest fajna ;) 

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Ponadto: dwa lata wyjazdów do niej (mieszkaliśmy od siebie ok. 50 km) - tylko ja do niej, nigdy na odwrót.

Orbiter jak się patrzy.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Do samego końca nie chciała powiedzieć o mnie swojej rodzinie, a po wszystkim dowiedziałem się jeszcze, że nawet swojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziała.

Zacytuje sam siebie z innego postu:

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Miałem ze dwa razy przebłyski jakiejś siły, kiedy to udawało mi się coś "wywalczyć", ale jednocześnie bardzo wiele mnie to kosztowało.

Dwa razy? Przebłyski jakiejś siły? Rozumiem, że raz lewe jajo kaszlnęło testosteronem raz drugie i to by było na tyle?

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Do tego wszystkiego nie czułem, aby w ogóle rozumiała moje pasje (np. sportowe) i cele życiowe (działalność społeczna, edukacyjna). Ja za to dawałem wsparcie przy każdej okazji i zawsze słuchałem ze zrozumieniem.

Byłeś tylko jej opcją. Jak pannie zależy to zmieni poglądy polityczne, zacznie być fit jak ty jesteś, wkręci się w triathlon i zacznie kite-surfingować. 

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Ostatecznie, kilka tygodni temu była kłótnia, po której wyprosiłem ją od siebie (bo w końcu zaczęła przyjeżdżać) i od tamtej pory cisza. Wydaje mi się, że tylko czekałem na jakikolwiek pretekst, żeby to zakończyć, więc ogólnie jestem zadowolony.

Normalnie po takim pokazie siły kobita przynajmniej napisała by jakiegoś płaczliwego esa. Ona Cie co najwyżej traktowała jak bankomat i tragarza. Jeśli przeszła nad rozstaniem do porządku dziennego to znaczy, że absolutnie nic do Ciebie nie czuła.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Kobieta zasłaniała mi to, co dopiero po rozstaniu zauważyłem.

Dobre i to choć błędów po drodze popełniłeś tyle, że Twoja zbroja jeszcze nie raz zalśni.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Nie czuję na razie potrzeby wiązania się na stałe, ale chciałbym "wrócić do gry".

Znajdź sobie FF lub ONS, nie pchaj się w stałe związki, a im bardziej się będziesz bronił (spuszczając z kija to tu to tam) tym więcej będzie zainteresowanych.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Czasem czuję, że nawet flirtując z kimś wychodzi ze mnie trochę desperat, mimo postanowień, że nie będę takiego wrażenia sprawiać.

Wychodzi z Ciebie desperat bo kobieta jest dla Ciebie synonimem szczęścia. Jesteś po prostu ćpunem emocjonalnym, lubisz ćpać endorfinki.

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Dlatego na koniec pytanie: czy idę w dobrą stronę?

Jeśli musisz pytać to odpowiedź jest jasna ;) 

 

On 12/13/2017 at 11:11 PM, Piotr84 said:

Co jeszcze mogę zrobić?

1. Przestań uzależniać swoje szczęście od innej osoby. Jeśli jest jej z Tobą po drodze, super - jeśli nie, też super ;) 

2. Lektura obowiązkowa dla Ciebie to w kolejności: 

   - wspomniany tutaj: No More Mr Nice Guy

   - Stosunkowo dobry mistrza ceremonii Marka

   - Kobietopedia również mistrza ceremonii

3. Odpuść sobie na razie stałe związki, przynajmniej do póki nie przetrawisz tych 3 pozycji.

 

PS.

Założę się o flaszkę rudej, że panna puszczała się na boku ;) To by tłumaczyło jej seksualną ignorancję względem Ciebie ;) 

A i pieśni o dziewictwie też możesz sobie miedzy bajki włożyć póki na swym orężu krwi nie widziałeś ;) 

Edytowane przez nieidealny świat
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powrót do głównego  problemu:

Nie czuję na razie potrzeby wiązania się na stałe, ale chciałbym "wrócić do gry". Pospotykać się, pomieć kogoś chociaż na trochę. Gdyby miało z tego wyjść coś poważnego, to nie broniłbym się jednak zbytnio. Tylko że... jedyne, co mnie gryzie to obawa, że mój wewnętrzny Biały Rycerz znów zacznie wychodzić. Że znów będę "za dobry", że rozpieszczę i potem już z tego dołka się nie wygrzebię. Niestety taka była moja natura od zawsze i szukam sposobów, jak ją okiełznać i przekierunkować. Na razie, co może dało się wyżej wyczuć, staram się myśleć pozytywnie i dbać o własną samoocenę. Ale czy to wystarczy? Czasem czuję, że nawet flirtując z kimś wychodzi ze mnie trochę desperat, mimo postanowień, że nie będę takiego wrażenia sprawiać. Dlatego na koniec pytanie: czy idę w dobrą stronę? Co jeszcze mogę zrobić?

 

 

Fioletowe przeczy samo sobie i jest powodem wszystkich Twoich zmartwień w tej dziedzinie.

Zielone to jeśli "Łosiu" wiesz że masz inną naturę to JĄ wyklaruj a nie walczysz z nią.(po jaką cholerę walczysz sam ze sobą)?

W odp co można jeszcze zrobić masz na niebiesko to trzeba wyeliminować.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.