Skocz do zawartości

Inicjacja, czyli jak wywieziono mnie na roboty do Niemiec


Rekomendowane odpowiedzi

"Miałem dziesięć lat gdy usłyszał o nim świat". A tak naprawdę to czternaście. Na małą dygresję zasługuje fakt, że były to czasy, gdy jeszcze w tym wieku chłopcy i dziewczęta dzielili się na dwa obozy - myśmy uważali że one są głupie a one że my zbyt dziecinni. Chyba oba obozy miały trochę racji 

 

Uczyłem się wówczas niemieckiego, więc moi rodzice uznali, że fajnie będzie jak pojadę do Niemiec na jakieś wakacje. Niemcy jak Niemcy, wówczas jeszcze DDR. Akurat znajoma mamy była opiekunką OHP (Ochotniczy Hufiec Pracy) w pewnym technikum rolniczym i organizowała wyjazd "junaków" na roboty do Niemiec.

 

Chcesz? Chcę. Podobał mi się ten pomysł z drobnym wyjątkiem - będę pracować fizycznie 4h dziennie (nie mój żywioł). To akurat podobało się mojemu tacie, ponieważ uważał że nauką i pracą ludzie się bogacą. Niestety potwierdzenia jego słów nie mogłem znaleźć w otaczającej mnie rzeczywistości.

No ale dobra, hajs jakiś zarobię, 4h tyrania da się jakoś przeżyć. Spoko.

Na ironię, miejscem docelowym było miasto oddalone o jakieś 80-100 km od miejsca do którego mój dziadek został wywieziony w wiadomych czasach na roboty.

 

Gdy wsiadałem do autobusu pełnego chłopaków 18-19 lat to zwątpiłem. Cztery lata różnicy to jest przecież przepaść w tym wieku. Oczyma wyobraźni już widziałem jak piorę im skarpetki i gacie, latam po piwo a wieczorem dla rozrywki jestem podwieszany za stopy pod sufitem z wysmarowanymi pastą do zębów jajami. W większości to były proste chłopaki ze sprośnym dowcipem, ale już z wyrobionym poczuciem jakiejś twardości, hardości, wspólnoty i solidarności.

Nic z moich obaw się nie ziściło w dużej mierze dlatego, że miałem walutę cenniejszą niż złoto. Jako-tako potrafiłem się dogadać z tubylcami. Otoczyli mnie wręcz swoistą opieką, więc bardziej czułem się jak syn pułku. Zabierali mnie wszędzie, czy to na zakupy czy na podryw, żebym tłumaczył. Tak oto w cudzym imieniu rozpocząłem „grę w wyrywanie lasek”.

 

Pracowaliśmy na polu przeważnie rwąc chwasty. Lato było cudownie słoneczne i gorące. Najbardziej zapadło mi w pamięci pole, na którym były chwasty większe niż my, ale za to było tuż przy bałtyckiej plaży FKK (nudystów), gdzie po pracy codziennie szliśmy pod pozorem obmycia się w solance, pooglądać wystawione ku słońcu cycki i cipki. Nie mam bladego pojęcia, który z chłopaków wiedział o takim miejscu w czasach bez Internetu. Więc były futerka i blond, i rudawe i czarniawe, jako że czasy były nieprzychylne jeszcze depilacji. O dziwo było na tej plaży bardzo mało facetów i w większości wylegiwały się na niej młodociane laseczki. Więc widoki niezakłócone a i naszej ekipie nie było specjalnie komu przywalić czy przegonić. Zwłaszcza że dziewczyny czuły się przy nas bardzo swobodnie i w sposób nieskrepowany prezentowały wdzięki. Zatem mamy szok pierwszy. Szok połączony z tęgim buzowaniem we mnie „niewiadomoczego”.

 

Pora na pierwszą z miejskich sytuacji podrywu. Wyszliśmy we czwórkę z naszej bazy. Stacjonowaliśmy w szkole i na nasze potrzeby zaadaptowano jedną z klas, wstawiając w nią koło 30 „polówek” na których spaliśmy. No ale idziemy jakimś głównym deptakiem. Chłopaki mieli głowy na tranzystorach, ja może zaledwie na diodzie ? Obczaili dwie dziewczyny siedzące na murku fontanny. Wcinały lody w najlepsze. W ogóle tamtejsze dziewczyny wyglądały w porównaniu do naszych, swojskich, przaśnych w porozciąganych swetrach, jak gwiazdy kina. W tej akurat grupce partyzanckiej był chłopak najśmielszy z całej ekipy, energiczny blondyn w dodatku wiecznie uśmiechnięty. Zarządził że podchodzimy i gadamy.

 

Zarzucił do nich jakieś powitalne słowo podparte gestem ręki i szczerząc zęby do nich, mówi do mnie – tłumacz.

No spoko, jak dam radę.

Odezwał się zatem patrząc tej ładniejszej głęboko w dekolt:

 

- ale masz zmysłowe usta (w czasie gdy ona lizała swojego loda)

 

Nie miałem pojęcia jak jest po niemiecku „zmysłowe” więc uprościłem że ma ładne. A on kontynuował:

 

- na pewno zajebiście by wyglądały obejmując mojego chuja.

 

Też przetłumaczyłem z uproszczeniami (i nie wiem skąd u nastolatka się wzięło określenie „grosse Schwanz”). Oczywiście powiedziałem to w pierwszej osobie… Obie spojrzały się na mnie i parsknęły śmiechem, po czym ta bliżej mnie, nie przestając się śmiać, pogłaskała mnie po głowie ze słowami: „jaki śmieszny jesteś dzieciak”. Ubodło mnie to, bo po chwili poczucia przynależności do samczej watahy poczułem jak bym został odesłany do przedszkola.

 

Postanowiłem zmienić strategię i by nie narażać się na śmieszność a stwierdziwszy że chłopaki i tak nie zrozumieją co mówię, przy następnych podrywach plotłem od siebie co mi ślina na język przyniosła. Często jakieś banały i głupotki. Trochę byłem zdziwiony, że niezależnie od tego, co chłopaki mówią niby przeze mnie do wyrywanych dziewczyn, one są bardzo często zainteresowane którymś z nich.

Nic z tego nie rozumiałem, zakładając że w podrywie ważna jest dobra „nawijka”. Blondyn zwykle umawiał się tak czy siak z którąś na wieczorne ruchanko. Jakoś sobie beze mnie radził.

 

Kolejny dzień przyniósł kolejne odkrycie. Któryś z chłopaków wykonujących rekonesans po okolicy odkrył, że w pobliżu jest Jugendherberge (schronisko młodzieżowe) w którym stacjonują również obozowiczki innej bratniej narodowości - cała, nagrzana ekipa Czeszek w wieku moich pobratymców (wówczas jeszcze Czechosłowaczek, tyle że dla uproszczenia, jako ze pochodziły z zachodniej części kraju nazwę je Czeszkami). Mało tego, codziennie wieczorem odbywały się imprezy na terenie zaadaptowanej na potrzeby dyskoteki - jadłodajni. Odwiedziny w tej dyskotece od razu weszły do rutynowego planu dnia. Właściwie wieczoru.

 

W tym momencie nadmienię, że jak się później dowiedziałem od chłopaków, ich celem pobocznym było mnie rozprawiczyć (ujęli to nieco inaczej i po swojemu, czyli "żebym sobie zaruchał").

 

W każdym razie pierwszego wieczoru poznałem duet Jana&Jana. Jedna była strzelistą jak sosna, długowłosą blondynką a druga, brunetką, która nieco ciążyła siedząc mi na kolanach. Jednakowoż obie lubiły mi na nich usiąść. Pachniały świeżo i ciepło a przy tym były niesamowicie przyjemne w dotyku. Reszta chłopaków też coś tam zawsze przytuliła.

 

Na terenie ośrodka było też pole namiotowe, na którym rozbijała swoje namioty wakacyjna, bananowa DDRowska młodzież. Po dwóch dniach umówiliśmy się z większą grupą chłopaków, że po nastaniu ciszy nocnej zrobimy sobie na terenie pola namiotowego małą imprezę z Czeszkami przy ognisku. Umówionego wieczoru, gdy wymknęliśmy się z naszej bazy, ruszyliśmy w kierunku Jugendherberge. Noce były gorące, więc w większości byliśmy wyłącznie w samych spodenkach a gołe torsy miały nam przydać statusu oddziału partyzanckiego czy tam komandosów.

 

Przeskoczyliśmy przez płot na teren ośrodka i przedzieraliśmy się przez pole namiotowe, czasem potykając się o rozpięte linki. Z większości namiotów dobiegały odgłosy sexu, więc oddział przeszedł niepostrzeżenie.

 

Czeszki nocowały na parterze, więc po sygnale w postaci kilku stuknięć w szyby, akcja odbicia Czeszek z rąk okupanta się rozpoczęła. Otworzyły okna i jedna po drugiej, różnymi technikami, wyskakiwały przez nie. Jedne w koszulkach nocnych, inne w pełnych piżamach ze spodniami. Myśmy z chłopakami im „asystowali” asekuracyjnie łapiąc, żeby sobie oczywiście krzywdy nie zrobiły ;)

Niektóre scenki wyglądały zabawne, jak któraś złaziła z gołym tyłkiem odwróconym w naszym kierunku. Pełen pejzaż 

 

Po wielu akcjach z FKK czy z podrywem, miałem niemal sposób chodzenia ułana z wieczną erekcją. A tu w oknie pojawiła się strzelista blond-Jana w samej koszulce nocnej. Przełożyła nogi przez parapet i zeskoczyła w moje ramiona. Mimo, że trwało to ułamek sekundy, jej koszulka zdążyła się w locie całkowicie podwinąć, więc całą swoją nagością zsunęła się po mnie. Gdybym nie miał na sobie spodenek, nadziała by się w locie. Ale nic straconego, bo trzymałem ją zupełnie nagą w objęciach i kręciło mi się w głowie. Myślałem, że zemdleję. Oboje byliśmy w sumie przecież prawie nadzy. Już tak chciałem zostać na zawsze  Jednak ona postanowiła posunąć sprawy bardziej do przodu. Sięgnęła w moje spodenki, chwyciła „sprzęt” w dłoń i już w trakcie gdy się nasuwała było po wszystkim. Z widownią za plecami.

 

Czułem się po tym koszmarnie. Jana od tamtej pory siedziała na disco głównie na kolanach naszego opiekuna (koleś wówczas 25+).

Finalnie, dla osłody za zarobiony hajs nakupiłem na handel mnóstwo ziarnistej kawy, gumowych misiów-żelków, trochę negatywów Orwo NP i po powrocie zrobiłem na tym jakiś pieniądz. Lornetkę Zeissa (Made in DDR by Carl Zeiss Jena) mam do dzisiaj. A już jak jeździłem przez Żelezny Brod robiąc trip do Pragi, to tylko się uśmiechałem do siebie, rozmyślając, czy dom lub blok który mijam to miejsce gdzie mieszka(ła) Jana.

Dostałem jeszcze od niej parę kartek pocztowych po wakacjach.

 

Napisałem to, bo nie mogłem w nocy spać. Zobaczyłem wczoraj obok siebie laskę, która była jej (Jany) wierną kserokopią i tak mi się wszystko przypomniało. Nic mistycznego.

  • Like 9
  • Dzięki 4
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nieźle. Nie wiem czy to zależy od starszej daty, wyglądu, zbiegu okoliczności, towarzyskości czy innych bajerów. Sam nigdy nie miałem takich akcji i trudno mi sobie to wyobrazić. Z resztą założę się, że wielu z braci również skoro są tacy co dłuuugo nie mają dziewczyny ani seksu. Brzmi jak kosmos. Jednak z różnych legend miejskich, internetowych czy forumowych widać, że takie rzeczy się zdarzają. Pojechałbym sobie na taki obóz jeśli jeszcze są w takowym stylu. Dawno nie było porządnych wakacji :D 

  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.