Skocz do zawartości

Jak nakarmić rodzinę


Dario

Rekomendowane odpowiedzi

 

Niezly tutorial... Czegos takiego jeszcze nie widzialem. Na poczatku troche bylem zszokowany ale ze nie wyobrazam sobie zycia bez miesa, ze jestem mezczyzna i ze zdaje sobie sprawe z tego skad biora sie moje ukochane steki to obejrzalem i wcale nie bylo tak zle - naturalny proces... ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szok to tylko i wyłącznie kwestia obycia i nauki. Jako że wychowywałem się na wsi, ubijanie świni, cielęcia etc i jego oprawianie to normalna rzecz. Jeżeli ktoś jest zainteresowany tematem, polecam rozwinięcie własnej wiedzy o tym co później robić z porcjowanego mięsa i jak je konserwować żeby nie zmarnować. Z racji tego że dzikie zwierzęta same wybierają co jeść, ich mięso ma najwięcej walorów, nie będę opisywał, nie trudno znaleźć. O tym jak polować, każdy facet wiedzieć powinien czy korzysta czy nie.... Nigdy nic nie wiadomo, kiedy może być to wiedza niezbędna do życia ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, dwóch za uszy jeden za ogon, ciągniemy świniaka na ubój do stodoły a tam ten który trzymał ogon bije od tyłu obuchem w łeb - świniak pada z drgawkami. Między czasie kierownik serwisu przebija szyję i serce i odlewa krew na kaszanke, a potem jest to co na filmiku tylko bez skórowania, zamiast tego sieść się skrobie. :)

 

Podczas procesu produkcyjnego wędlin na święta najlepsze są trzewia prosto z parownika np. nerki i wątroba, ta druga posolona i parująca wytwarza orgazm smaków. Ja lubię też  mózg podsmażony na cebulce, łeb i tak wędruje do parownika i jak się wyżyna mięso na salcefix to szkoda mózgu.

Gimby nie znajo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mieszkałem w mieście do 16 roku życia potem przeprowadziłem się w wieś, do ubicia świnie obuchem i nożem mam za miękkie seruszko, ale jakiegoś dzika bym ustrzelił, oprawił i zjadł z chęcią. Z takich doświadczeń to tylko ściągałem skórę z sarny i ją całą oprawiłem pod okiem doświadczonego myśliwego. Aż sobie fote strzeliłem na pamiątkę.

http://img24.otofotki.pl/obrazki/da358_DSC00046.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Kupujesz dom blisko lasu, w terenie mało zabudowanym.

2. Pół roku ćwiczysz z łukiem bloczkowym (legalny i bez żadnych pozwoleń)

3. Studiujesz wiedzę z zakresu łowiectwa (zwyczaje zwierząt, anatomia, choroby itp). Chodzisz do lasu z lornetką, badasz ich zwyczaje.

3. Nie chwaląc się donosicielom, cieszysz się dziczyzną do końca życia. Rozwijasz umiejętności kulinarne.

 

Są regiony polski, gdzie kłusownictwo jest tak samo mocno osadzone w tradycji jak bimbrownictwo, i mają w dupie "władzę" bo lokalna władza też je i pije :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Kupujesz dom blisko lasu, w terenie mało zabudowanym.

2. Pół roku ćwiczysz z łukiem bloczkowym (legalny i bez żadnych pozwoleń)

3. Studiujesz wiedzę z zakresu łowiectwa (zwyczaje zwierząt, anatomia, choroby itp). Chodzisz do lasu z lornetką, badasz ich zwyczaje.

3. Nie chwaląc się donosicielom, cieszysz się dziczyzną do końca życia. Rozwijasz umiejętności kulinarne.

 

Są regiony polski, gdzie kłusownictwo jest tak samo mocno osadzone w tradycji jak bimbrownictwo, i mają w dupie "władzę" bo lokalna władza też je i pije :D

Ty to od razu sportowo do tego podchodzisz.

1. Namierzasz miejscówkę gdzie jest zwierzyna.

2. Kupujesz z 20 metrów stalowej linki i siekierę.

3. Przepatrujesz las gdzie są ścieżki i tam zastawiasz pułapki.

4. Złowioną zwierzynę oprawiasz w cichości ducha swego wznosząc modły "abym czegoś nie podłapał". Nikt raczej nie ma labolatorium aby mięsko przebadać.  Temperaturą cudów się nie zrobi.

5. Na donosicieli i obserwatorów jest siekiera.

6. Kupujesz dużo przypraw aby zabić smak dziczyzny. Jest do kitu.

7. Jeśli zwierzyna słabo się łapie a obserwatorów jest wielu zakupujesz książkę "How to serve a man".

 

W niektórych zakątkach świata kwestię wyżywienia rodziny bierze się naprawdę poważnie :rolleyes:

 

Nie namawiam oczywiście nikogo do hasania po lesie z siekierą (leśniczy może powziąć podejrzenia) ani kanibalizmu. Po prostu dzielę się przemyśleniami ;)

https://books.google.pl/books?id=bNYX4xIeqmAC&pg=PA38&lpg=PA38&dq=jak+ugotowa%C4%87+cz%C5%82owieka&source=bl&ots=vAOoLyB1p0&sig=3S-FYkFAlY_WoA_VI1azi8dfmN0&hl=pl&sa=X&ei=-QKxVKHrIITvaN2ogcgE&ved=0CF4Q6AEwCQ#v=onepage&q=jak%20ugotowa%C4%87%20cz%C5%82owieka&f=false

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dorastałem na wsi. Gdy byłem chłopcem ojciec kazał mi wziaść siekierę i odciąć kurze łeb. Nie potrafiłem tego zrobić. Nie mogłem. Pewnie wyjdzie na to, że jestem straszną pizdą i hipokrytą, bo drobiowe mięso owszem bardzo lubię spożywać. Popłakałem się wtedy, bo przecież ona nie zrobiła mi ani nikomu nic złego, dlaczego to ja miałbym pozbawiać ją życia? Niby nic osobistego, czysty biznes, naturalna sprawa, że drapieżniki żywią się zabitymi przez siebie ofiarami. Może jestem padlinożercą, skoro wolę spożywać mięso ofiar ubitych przez innych? Chyba raz w życiu zdarzyło mi się zabić zwierzę. Były to młode myszy znalezione w starym tapczanie w garażu, jeszcze takie "nieopierzone".  Ojciec kazał z nimi zrobić porządek, bo jak nie to on je wywali na dwór, a było to bodajże wczesną wiosną. Nie chciałem żeby cierpiały, to była szybka egzekucja bez wnikania w szczegóły. Rozumiem, że to "szkodniki", że świat zwierząt rządzi się swoimi prawami, no ale kurwa nie byłem w stanie znieść myśli, ze pozbawiam matkę jej bezbronnych dzieci. Mimo, że zbliżałem się już wtedy do pełnoletności, to płakałem jak bóbr. Idiota co?

 

Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć też frajdy z bycia myśliwym. Szczerze podziwiam za na przykład umiejętność wytropienia zwierzęcia po śladach, chociaż pewnie tutaj podchodzi to już bardziej pod jakiegoś trapera niż myśliwego w polskim znaczeniu. Porpawcie mnie, jeżeli polskie znaczenie nie dodaje wielu rzeczom karykaturyzmu. Rozumiem kawał dobrej roboty przy odstrzale przy jakimś nadmiernym rozmnożeniu się np. królików, co służyć ma pomocy w utrzymaniu równowagi w lokalnym ekosystemie, faktycznie to często wcześniej zaburzonym właśnie przez działania człowieka. Tylko nie rozumiem jaką frajdę można mieć w zastrzeleniu takiego nie stanowiącego zagrożenia zwierzaka z odległości 100 metrów. Potem tylko trofeum nad kominek, co by podkreślić przed gośćmi swoją męskość. Dla mnie to tak, jakbym szczycił się wygraniem pojedynku na pięści z chłopcem z podstawówki, żaden powód do dumy. Swego czasu wyśmiałem z tego powodu jednego myśliwego, mówiąć mu, że to zabawa dla chłopców, natomiast jak chce zdobyć uznanie jako hunter, to niech wybierze się na polowanie z nożem, tym razem bez psów i kolegów.

 

Czuję taką naturalną sympatię do tego jakże nadszarpniętego przez człowieka świata zwierząt, często biegam po lokalnych lasach i w zeszłym miesiącu spotkałem jelenia, przechodził przez drogę w odległości około 50 metrów ode mnie, jedna z tych bocznych ścieżek. dość gęsto zarośniętych po obu stronach. Sam byłem mocno zdziwiony tym spotkaniem, lekko w szoku tym, że znaleźliśmy się tak blisko siebie. Zero strachu, byłem o dziwo pełen błogiego spokoju, a przy tym jakoś tak dziwnie natkniony tym spotkaniem, powoli wycofałem się zgodnie z myślą "to Twój rewir przyjacielu, Ty masz tutaj pierwszeństwo, niech Bóg ma Cię w opiece". Przyglądał się mi, ruszył kilka razy uchem... i poszedł dalej swoim szlakiem. Może pomyślał, że się obsrałem przed starciem, nie wnikam  ;) Każdemu życzę takiego spotkania z równie pokojowym pożegnaniem, wszakże różnie mogło się to skończyć. Teraz hipotetycznie identyczna sytuacja, gdybym był myśliwym i perfekcyjny strzał z lunetą między ślepia. Rzeczywiście, szczyty bycia mężczyzną. Mam tylko nadzieję, że żyje sobie po dziś dzień i żaden kutasiarz go nie odstrzelił na święta. Natomiast jakbym spotkał kłusowników to najchętniej przywiązałbym do drzewa i biczował odstrzelonymi przez nich zającami po nerkach  :angry: Swoją drogą zawsze podobał mi się motyw w filmie/literaturze, gdzie myśliwy staje się zwierzyną. Klasyk:

 

 

Natomiast za takie akcje to powiniem przysługiwać strzał w tył głowy jak za starych, złych czasów nkwd:

 

 

Dobra, żartowałem, unikajmy nienawiści. Chociaż wierzę, że karma zrobi z nich jeleni w ich własnych czterech ścianach. Gość w dom, żona w ciąży.

 

Ktoś jest mi w stanie wyjaśnić co jest ze mną nie tak? Przewaga pierwiastka kobiecego? Może wciąż jestem chłopcem, który nie dorósł do bycia mężczyzną? Pomijamy sytuacje skrajne w stylu jestem gdzieś na pustkowiu gdzie nie ma biedronki albo lidla i muszę w jakiś sposób zdobyć pożywienie aby przetrwać.

 

PS. Potrafię chyba strzelać dość dobrze. Podczas krótkiej przygody z wojskiem pierwszy raz w życiu strzelałem z broni palnej ostrej (kbk ak-47) i sierżanty gadali, że mam warunki do bycia strzelcem wyborowym. Pierwsze strzelanie do celu na 100 m. z pozycji leżacej 10 - 10 - 9 - 7. Potem było już tylko lepiej  :ph34r:

 

PPS. Bez bajek, że sobie wkręciłem ideologię z predatora. Mam takie podejście do zwierząt od zawsze, a ten klasyk kina s-f widziałem dość późno bo jakoś w liceum dopiero.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do łuku bloczkowego, to trzeba umieć naprawdę dobrze strzelać bo inaczej zwierzynę tylko pokaleczysz. Wroński to co piszesz to kurestwo z tą linką.

Co do Ciebie przyjacielu, ojciec Cię skrzywdził. Nie wiem czy to pierwiastek kobiecy czy nie, sam lubię zwierzęta. W tym wieku, może i bym obcią kurze łeb, chociaż bałbym sięmże nie trafie dobrze, pod wpływem emocji, a siekierą pociąłem w chuj drewna. Sam kiedyś miałem sytuacje, że starsza do mnie przyszła bo pułapka nie zabiła myszy, więc jebnąłem myszą z całej siły o beton, żeby się nie męczyła. A jeśli chodzi o strzelanie, to uważam, że jeżeli wszystko jest uregulowane prawnie i w etyce myśliwych, którzy humanitarnie do tego podchodzą i odstrzeliwują z jakimiś limitami, to nie widzę w tym problemu, sam z chęcią ustrzeliłbym dzika, bo po co miałbym latać z nożem, to niebezpieczne dla mnie i dla zwierzyny, po co ma latać pokaleczone. A zwierzynę bym zjadł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do łuku bloczkowego, to trzeba umieć naprawdę dobrze strzelać bo inaczej zwierzynę tylko pokaleczysz. Wroński to co piszesz to kurestwo z tą linką.

Co do Ciebie przyjacielu, ojciec Cię skrzywdził. Nie wiem czy to pierwiastek kobiecy czy nie, sam lubię zwierzęta. W tym wieku, może i bym obcią kurze łeb, chociaż bałbym sięmże nie trafie dobrze, pod wpływem emocji, a siekierą pociąłem w chuj drewna. Sam kiedyś miałem sytuacje, że starsza do mnie przyszła bo pułapka nie zabiła myszy, więc jebnąłem myszą z całej siły o beton, żeby się nie męczyła. A jeśli chodzi o strzelanie, to uważam, że jeżeli wszystko jest uregulowane prawnie i w etyce myśliwych, którzy humanitarnie do tego podchodzą i odstrzeliwują z jakimiś limitami, to nie widzę w tym problemu, sam z chęcią ustrzeliłbym dzika, bo po co miałbym latać z nożem, to niebezpieczne dla mnie i dla zwierzyny, po co ma latać pokaleczone. A zwierzynę bym zjadł.

 

Bez przesady - nie kazdy mezczyzna musi miec instynkt zabojcy. Jestem pewien ze pare dni glodu skutecznie przekonaloby Quizasa do odrabania lebka kurze, aczkolwiek tez sie zgadzam ze wysylac do takiego zadania dziecko nie jest ok...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Kupujesz dom blisko lasu, w terenie mało zabudowanym.

2. Pół roku ćwiczysz z łukiem bloczkowym (legalny i bez żadnych pozwoleń)

3. Studiujesz wiedzę z zakresu łowiectwa (zwyczaje zwierząt, anatomia, choroby itp). Chodzisz do lasu z lornetką, badasz ich zwyczaje.

3. Nie chwaląc się donosicielom, cieszysz się dziczyzną do końca życia. Rozwijasz umiejętności kulinarne.

 

Są regiony polski, gdzie kłusownictwo jest tak samo mocno osadzone w tradycji jak bimbrownictwo, i mają w dupie "władzę" bo lokalna władza też je i pije :D

 

Niezłe, ale ja jakiś taki zasadniczy jestem i nie lubię się ukrywać z tym co robię :-)

Dodatkowo, łuk na większego zwierza jest często nieskuteczny - choć może praktyka czyni mistrza.

BTW, długo jeszcze łuki będą legalne dla niesportowców?

 

Ty to od razu sportowo do tego podchodzisz.

1. Namierzasz miejscówkę gdzie jest zwierzyna.

2. Kupujesz z 20 metrów stalowej linki i siekierę.

3. Przepatrujesz las gdzie są ścieżki i tam zastawiasz pułapki.

4. Złowioną zwierzynę oprawiasz w cichości ducha swego wznosząc modły "abym czegoś nie podłapał". Nikt raczej nie ma labolatorium aby mięsko przebadać.  Temperaturą cudów się nie zrobi.

5. Na donosicieli i obserwatorów jest siekiera.

6. Kupujesz dużo przypraw aby zabić smak dziczyzny. Jest do kitu.

7. Jeśli zwierzyna słabo się łapie a obserwatorów jest wielu zakupujesz książkę "How to serve a man".

 

W niektórych zakątkach świata kwestię wyżywienia rodziny bierze się naprawdę poważnie :rolleyes:

 

Nie namawiam oczywiście nikogo do hasania po lesie z siekierą (leśniczy może powziąć podejrzenia) ani kanibalizmu. Po prostu dzielę się przemyśleniami ;)

https://books.google.pl/books?id=bNYX4xIeqmAC&pg=PA38&lpg=PA38&dq=jak+ugotowa%C4%87+cz%C5%82owieka&source=bl&ots=vAOoLyB1p0&sig=3S-FYkFAlY_WoA_VI1azi8dfmN0&hl=pl&sa=X&ei=-QKxVKHrIITvaN2ogcgE&ved=0CF4Q6AEwCQ#v=onepage&q=jak%20ugotowa%C4%87%20cz%C5%82owieka&f=false

 

W pierwszym odruchu zabrakło mi przy Twoim poście przycisku "Nie Lubię".

Zwierze to stworzenie boże i coś więcej od wnyków mu się przy śmierci należy.

Laboratorium nie trzeba, jak mięso świeże to wystarczy mikroskop i przegląd pod kątem pasożytów.

Dziczyzna jest niby mdła, ale jak długo nie pojesz faszerowanego solanką gówna ze sklepów, to i smak do dziczyzny odzyskasz ;-) (sól to biała śmierć) :-)

Dodatkowo, można sobie tak samemu zaszkodzić jak nie wiadomo ile godzinek temu zwierzątko padło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale oburzenie :) Już jako dziecko byłem kłusownikiem. Facet, który mnie tego wyuczył był kochanym człowiekiem. Wnyki to po prostu oszczędność czasu. Chodzi w końcu o jedzenie a nie "zasady".

"stworzenie boże"..., to jedzenie i tyle. Zresztą kłusownictwo przy tym co ludzie robią sobie nawzajem ... .

"Stworzeniem bożym" może sobie być jeśli nie ma statusu "do zjedzenia". Widoczki, atmosfera, romantyzm. Wiadomo, łono przyrody.

"Dodatkowo, można sobie tak samemu zaszkodzić jak nie wiadomo ile godzinek temu zwierzątko padło."

Max 24 godziny, choć nie było wypadku żeby zdechło. Trzeba sobie jeszcze rączki ubrudzić kochany.

 

Mieszkam w mieście, ale jako dziecko wakacje spędzałem na wsi. Tam jakoś nikt z flintą nie latał. Wnyki za to ludziska robili rozmaite. Czasem strach było na to patrzeć :P

Pamiętacie Rambo albo Predatora? Linka to ultrahumanitarne podejście.

 

Doświadczenia mam takie a nie inne stąd punkt widzenia.

Kiedy widzę sarenkę czy dzika mam mieszane uczucia a sporo się tego w okolicy kręci :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.