Skocz do zawartości

Samcze podsumowanie życia, czyli marzenia i cele kontra rzeczywistość


TheFlorator

Rekomendowane odpowiedzi

Aaaa i narobiliście mi smaka tym KFC i wsiadłem w auto, ale już dojeżdżając na miejsce strzeliłem sobie w ryj, ugryzłem w rękę i przekierowałem mój cipkowóz po sałatkę z tuńczyka w mojej ulubionej włoskiej knajpie :D Takie to małe zwycięstwo w porażce, że w ogóle chciałem tracić pieniądze na mieście :P 

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam 32 lata, uświadomiłem sobie że w życiu trzeba cieszyć się ze zwykłej codzienności, zwykłej prozy życia, nie oczekiwać od życia za dużo a opatrzność wszystkim pokieruje, trzeba po prostu czasami wyluzować i nie spinać się, bo wtedy chujnia z tego:)

 

Edytowane przez Themota
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Tomko said:

@TomkoTak, potrzebowałem się wyrzygać emocjonalnie

Starajac sie byc zdrowym egoista, za to (m.in ) lubie to forum.

 

1 hour ago, Tomko said:

Nice Guy zacząłem czytać i wrócę do książki jeszcze dziś - w sumie nie wiem czemu przerwałem. 

Wroc do czytania. Ja tez czytam i odkladam bo jednak umysl mam bardziej scisly. Ale przeczytac musze bo widze tam siebie. Stosunkowo dobry tez przeczytalem w koncu a szlo mi jak po gruzie i wiele razy odkladalem. I pewnie znow bede musial przeczytac bo nie zapamietalem nawet polowy.

 

1 hour ago, Tomko said:

Czy się napociłem jak wyjeżdżałem? A pewnie. Nowe środowisko, depresje gdy nie było roboty, klaustrofobiczne pokoje. Ale cisnąłem do przodu. W pewnym momencie zamieszkałem w muzułmańskiej dzielnicy w bloku socjalnym! Przeprowadziłem się na szybko gdy nie mogłem już wytrzymać w starym miejscu. Całe mieszkanie było tak zimne (wentylacja to był wiatrak w ścianie), że skostniały brałem rano prysznice. W domu w łazience z rana było nie więcej niż 15st. Wtedy gdy się wyprowadzałem zarejestrowałem się na forum. Przeniosłem się do ciapakowni - mój pokój miał jakieś 2,5x2,5 (bez żartów - podwójne łóżko zajmowało pół pokoju). Pamiętam, że gdy zniosłem swoje bety z auta, zawaliłem go worami to siadłem na łóżku i się rozbeczałem jak baba. Miałem umowę na 4 miesiące, w muslimskiej dzielnicy, w totalnym syfie, pokój 600GBP. Ale miałem siłę - cisnąłem do przodu, chodziłem do pracy, wracałem, brałem plecak, szedłem na basen, na siłkę, na piwo ze znajomymi. I mimo wszystko było zajebiście. Ch..jnia dała mi siłę! Jak ROCKY w pierwszej części. Przez 3 lata tam w UK potroiłem zarobki, kupiłem sprzęt, otworzyłem firmę, zrobiłem jakąś tam karierę :) Pamiętam ile mnie to kosztowało

W jakich latach byles w UK? Skoro pracowales jako inz na budowie to dlaczego miales tak ciezko na poczatku? Przeciez zarobki sa niezle w UK i dziadowac nie trzeba.

 

Uwaga: mam juz nowy temat w glowie wiec niedlugo bede cie wywolywal ponownie do tablicy.

 

Acha, czlowieku, zobacz jaka sciezka przeszedles!! Badz kurwa z siebie dumny i sobie to powtarzaj do lustra. Osiagnales sukces w danym momencie swojego zycia i nie ma dyskusji.

Ojca mentalnosci pewnie juz nie zmienisz (ja mojego tez nie ale inny klimat). Ja kiedys liczylem na aprobate "tej jedynej/ksiezniczki" jesli chodzi o docenianie staran i zapierdalania....efekt wiadomy.....umiesz liczyc licz na siebie :) (no i kolegow z forum którzy potrafia docenic to co osiagnales). Klepnij sie po plecach, tak konkretnie.

 

A tak, petla na szyi i wkurw tez mnie czesto bardziej motywowaly do zmian bardziej niz "marchewka".

Wielu ludzi z fortuna (przyklad Alan Sugar) pochodzila z biedy i chciala to zmienic (petla na szyi, wkurw ?).

 

1 hour ago, Tomko said:

Problemem mojej całej rodziny jest kompletny brak przedsiębiorczości. Okazje walą oknami i drzwiami, ale jest zawsze jakieś ale. A bo to trzeba zainwestować, a bo to trza by było coś tam, a bo działalność, a bo ku...a jeszcze co innego

Ja z domu tez nie wynioslem takich cech ani wzorcow. Ale poznalem pewne osoby i zmienilem chcac nie chcac otoczenie i zaczalem sie wokol siebie rozgladac (tak tak i patrzec i zazdroscic bogaczom !!) i pewne rzeczy zmieniac ale najbardziej w glowie (+doksztalcenie sie o pieniadzach/finansach o ktorych nie mialem ziel pojecia) . Ale musialem zrobic to SAM, przestajac sluchac sie rodzicow i rodziny bo to bylo po prostu nielogiczne co robilem. Teraz stosuje zasade: jestem chory-lecze sie sam lub ide do lekarza. Chce zarobic pieniadze-pytam sie o rady ludzi z wlasnymi biznesami (jesli mam mozliwosc) ktorzy cos osiagneli lub po prostu ludzi bogatszych ode mnie. No i ksiazki,  wiecej w ponizszym watku:

 

https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/13297-podświadomość-biedaka/

 

1 hour ago, Tomko said:

Może w lecie coś pyknie - najważniejsze, żebym tylko nie wrócił i popełniał tych samych błędów

Gdzie nie wrócil, do domu?

 

Koniec.

 

@Animavilis

Nadal czekamy na twoje przemyslenia odnosnie glownego tematu.

 

Edytowane przez TheFlorator
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, TheFlorator said:

No a jak rzeczy typu podzial majatku (zgaduje) , alimenty (zgaduje), maly kontak z dziecmi (zgaduje)  zniosles . Nie doluje cie wizja dorabiania sie od nowa w takim wieku ?

Ok to w skrócie dzieci i alimenty brak. To pozytyw.

Podział majątku skończę z długami, które albo spłacę (jak już to w miarę szybko) albo wyjadę na inny kontynent.

 

Wizja dorabiania się - to jest ciekawy temat - uświadomiłem sobie, że bardzo radośnie uczestniczyłem i w jakimś sensie ciągle uczestniczę (ale bardziej świadomo jakby stojąc z boku) w wyścigu szczurów.

Były marzenia samochód, mieszkanie, dom z ogrodem i jak ktoś wyżej już napisał kupiłem była radość rok dwa i następny cel, awans w pracy podwyżka wyścig wszyscy tego chcą to tak musi być dobrze. Matrix nie tylko w małżeństwie i nagle bach - moja nieskalana myszka wykręca numer wali po rogach i okazuje swoje prawdziwe oblicze.

Jest szok, który zmusza do działania (a miałem długi okres marazmu - odciąłem się od ludzi, depresja)

Zacząłem czytać i poznawać siebie i walczyć o siebie (często każdy dzień jest walką - całe ciało podświadomość robi wszystko abym nie zrobił czegoś co zaplanowałem, wyjazd gdzieś tam, wyjście ze znajomymi, siłownia czy wiele innych pierdół) i wiem, że im bardziej czegoś się boję to chce to robić.

 

Rozpisałem się - w skrócie czasami dołuje mnie ale z drugiej strony czuje się wolny (mam tylko psa na głowie) wymarzony dom z ogrodem zabierze bank, ponieważ przestałem płacić za niego jako, że myszka tam mieszka i nie zgadza się na sprzedaż - samochód jak będzie trzeba oddam z radością (i tak nie ma prawa jazdy) i kupie jakieś padło kombi.

 

Tak więc to tylko majątek to tylko kasa, która mogę zarobić znowu. Żyję bardziej jako obserwator z boku i planuje wyjazdy i realizuję je. Oczywiście ciągle walczę z wbitym do głowy białorycerstwem i jest coraz lepiej.

 

Widzę, że byłeś w UK tak więc podróżowania się nie boisz - życie można zmieniać kiedy się chce to zależy tylko od nas - mam znajomych po 50 przed 60 postanowili zmienić kariery to co robili odkryli, że nie rajcowało ich i ... zrobili to poszli nawet na Uniwerek jakieś kursy i zmienili swoje życie. Da się da się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minutes ago, Pytonga said:

Rozpisałem się - w skrócie czasami dołuje mnie ale z drugiej strony czuje się wolny (mam tylko psa na głowie) wymarzony dom z ogrodem zabierze bank, ponieważ przestałem płacić za niego jako, że myszka tam mieszka i nie zgadza się na sprzedaż - samochód jak będzie trzeba oddam z radością (i tak nie ma prawa jazdy) i kupie jakieś padło kombi.

Sory, ze draze ale mam takie przemyslenia ogolnie bardziej odnosnie siebie. Czy to nie jest tak, ze jak sie w zyciu podwinie noga, czlowiek sie zalamuje, to pozniej mowi sobie "e tam pieniadze sa nieistotne, ja bede sie teraz sie robil uduchowniony i pracowal nad soba" i staje sie to pewna wymowka do nieobierania sobie dalszych celow finansowych i dazenia do ich osiagniecia ?

 

Wiadomo, ze jest dol przez jakis czas ale czy nie nalezy sie zresetowac psychicznie i pozniej dalej do czegos dazyc?

Nie chodzi mi o wyscig szczorow bo sam tego nie lubie.

27 minutes ago, Pytonga said:

wymarzony dom z ogrodem zabierze bank

A no wlasnie, @AR2DI2 wczesniej pisal o tym calym "domu prawdziwego mezczyzny" ktory nam (a chyba bardziej kobietom) wmowiono.

 

29 minutes ago, Pytonga said:

życie można zmieniać kiedy się chce to zależy tylko od nas - mam znajomych po 50 przed 60 postanowili zmienić kariery to co robili odkryli, że nie rajcowało ich i ... zrobili to poszli nawet na Uniwerek jakieś kursy i zmienili swoje życie.

Fajnie, daje do myslenia. Przebranzowali sie tylko czy zmienili styl zycia? Móglbys rozwinac?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@TheFlorator Nie popełniał błędów jakie zrobiłem po powrocie - zamiast obracać pieniędzmi i znaleźć jakąś (byle jaką) pracę, żeby nie ruszać oszczędności, to się obijałem i kupka się skurczyła. Pora to naprawić i uzupełnić zapasy. 

W UK w latach 2014 - 2017. Owszem - zarobki to 5x to co w Polsce, tylko jak jesteś obcokrajowcem to nie patrzą przychylnym okiem. Chcą tzw. "angielskiego doświadczenia" - notabene robiłem w PL dużo więcej niż tam w Anglii no ale - inglisz ixpiriens. Na początku nikt nie chciał mnie przyjąć. Wysyłałem kupę CV, udoskonalałem, rozpytywałem. Nie chciałem żadnych półśrodków jak knajpa, bary, magazyny - wszystko albo nic! Nawet firma, w której później pracowałem mnie olewała. Po 2 miesiącach bez pracy, zacząłem być coraz bardziej wkurwiony, długi etc. Wnerwiłem się, wziąłem papiery i pojechałem do tej firmy co mnie zlewała z pyty. Farta miałem bo babka z recepcji poszła się odlać i wjebałem się na szybko do windy :D Wyjechałem na piętro i poszedłem do gościa z HR. Zaskoczony był, usiadłem i pogadaliśmy. Pytał mnie o różne rzeczy, rozmawialiśmy. Na koniec zostawiłem mu CV i powiedziałem, żeby zadzwonił jak się zastanowi. On mnie spytał kiedy mogę zacząć - "w poniedziałek!". I tak się zaczęła moja przygoda. Później po łebkach do góry. Zwolniłem się, pewna Polka mnie zrekrutowała (polowała na mnie długo - dzielna dziewczyna), jedna budowa, druga, piąta, potem własna działalność.

 

Ciężko jest zacząć, ale jak się zahaczysz już i masz trochę odwagi to potem idzie. Nikt mnie nie chciał przyjąć na początku a 2 lata później musiałem odmawiać ludziom roboty. Bo cisnąłem, bo brałem na barki dużo więcej czasem niż wymagali. Nie zawsze się opłacało, ale co nauczyłem się to moje. Hehe nawet na sam koniec w ostatniej robocie nauczyłem się zbrojenia skręcać i pracować z rysunkami zbrojarskimi - musiałem. Albańcy wpadali na budowę, patrzyli na rysunki i wybierali sobie z placu co im pasowało. A jak nie wchodziło i nie zgadzało się z rysunkiem to sobie docinali jak im pasowało. Nie mogłem na to patrzeć. I pewnego słonecznego dnia skręcając zbrojenie włożyłem rękę tam gdzie nie trzeba i rozjebałem sobie przedramię. Miałem jechać do szpitala na szycie, ale popatrzyłem na nią i pomyślałem - eee będzie ładna blizna na pamiątkę mojej ostatniej budowy :D Owinąłem bandażem, taśmą izolacyjną i wróciłem do pracy. Chyba miesiąc mi się to zrastało. Ale piękna blizna jest i zawsze będzie mi przypominać to lato, tą budowę i tych ludzi :) 

Wrócę do czytania, na pewno. Otoczenie ludzi? Tu w mieście rodzinnym nie ma nic ciekawego. Wyjadę to na pewno zmienię otoczenie.

Jakiego typu kursy o finansach to były? W sensie jak zarządzać pieniędzmi czy raczej finanse od strony ekonomii?

Edytowane przez Tomko
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minutes ago, TheFlorator said:

Sory, ze draze ale mam takie przemyslenia ogolnie bardziej odnosnie siebie. Czy to nie jest tak, ze jak sie w zyciu podwinie noga, czlowiek sie zalamuje, to pozniej mowi sobie "e tam pieniadze sa nieistotne, ja bede sie teraz sie robil uduchowniony i pracowal nad soba" i staje sie to pewna wymowka do nieobierania sobie dalszych celow finansowych i dazenia do ich osiagniecia ?

Ok to na moim przypadku - podwinęła się noga bach - dół szukanie odpowiedzi, moje własne problemy w głowie wyszły na wierzch, ale mam to szczęście, że finansowo dobrze stoję zarabiam tak więc zapewne to ułatwiło - nie było tak, że wylądowałem z niczym i odkryłem pieniądze nie dają szczęścia. Odkryłem jednak, że w obecnym miejscu nic mnie nie trzyma poza pracą - wkrótce wyjeżdżam na miesiąc z otwartym umysłem zwiedzać i rozeznać się w innym miejscu i jadę tam z otwartym umysłem - jeżeli spodoba mi się to wiem, że jestem w stanie rzucić wszystko i z małą rezerwą pojechać tam zacząć od nowa.

 

52 minutes ago, TheFlorator said:

Fajnie, daje do myslenia. Przebranzowali sie tylko czy zmienili styl zycia? Móglbys rozwinac?

Totalne przebranżowanie ze zmianą stylu życia. Szczerze jak na poćżątku powiedzieli mi o tym to sam pukałem się w głowę (z grzeczności nic nie powiedziałem) ale dali radę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Tomko said:

Jakiego typu kursy o finansach to były? W sensie jak zarządzać pieniędzmi czy raczej finanse od strony ekonomii?

W sumie bardziej o te ksiazki mi chodzłlo, do których podłlem ci link (poprzedni watek)+obserwacja i konwersacje z innymi ludźmi. Najważniejsza "Bogaty ojciec" zdecydowanie.

Kursy w pracy typu : finance for non financial managers

Życie: odpowiedzialność finansowa w pracy

 

Miałem też kiedyś krótki epizod z giełdą i bylem na kursach

https://www.learntotrade.co.uk/about-us/meet-greg-secker/

Próbowałem spread betting. Około roku. W sumie wyszedłem na 0 (pozniej przyszedl krach 2008 i zawieszono spread betting) ale bardzo duzo sie dowiedzialem o gieldzie. Pieniadze musialem wyciagnac spowrotem bo sie dziecko rodziło. Ale nauczyłem sie zupełnie inaczej patrzec na ryzyko. Wspomnienia bardzo dobre ale też cieżka praca i nauki duzo. Chciałbym jeszcze wrócić do tego.

 

A czy ty nadal lubisz to co robisz (w sensie praca?). Czy spełniasz sie w tym?. Ja mialem takie przemyslenia jakis czas temu i stwierdziłem, że na pewno nie jest to moja pasja ani milosc i mam tego dosyc czasami. Robie to co robię bo sa z tego niezłe pieniądze i tyle. Paru kolegów z branży miała takie samie przemyslenia jak z nimi rozmawialem. Moze tez tak masz teraz?

Tzn w miare lubie to co robie a raczej staram sie znaleźć elementy które lubię i myslec bardziej o nich.

47 minutes ago, Pytonga said:

wkrótce wyjeżdżam na miesiąc z otwartym umysłem zwiedzać i rozeznać się w innym miejscu i jadę tam z otwartym umysłem - jeżeli spodoba mi się to wiem, że jestem w stanie rzucić wszystko i z małą rezerwą pojechać tam zacząć od nowa.

Bardzo fajne podejscie. Zazdroszcze.

 

47 minutes ago, Pytonga said:

Totalne przebranżowanie ze zmianą stylu życia. Szczerze jak na poćżątku powiedzieli mi o tym to sam pukałem się w głowę (z grzeczności nic nie powiedziałem) ale dali radę.

Poznałem rok temu na pewnej hiszpanskiej wyspie pilota wycieczek. Informatyk pracujacy w kiedyś w Londynie. 50 + tak na oko. Powiedzial ze wszystko rzucił i przeniosł sie na ta wyspe i do Londynu na pewno by nie wrócił. Wyspa żadna specjalna bo raczej cicha, spokojna i lokalni ludzie nie bogaci. Powiedzial oczywiscie, ze chodziło o styl zycia. No ale jak sie dorobil w IT (moje domysly) to pewnie ma poduszkę finansową ktorą wykorzystał...

Edytowane przez TheFlorator
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego dóbr materialnych nie powinno się obierać za cel w życiu, każdy ma w nas pustkę którą czymś próbuje zatkać, dobro materialne to najgorsza ze wszystkich możliwości. Stawiasz sobie takie coś za cel i po osiągnięciu go zyskujesz te chwilowe poczucie spełnienia które szybko mija i znów pozostajesz z niczym, z pustką która nadal chcesz zapchać czymś innym i tak w koło - nigdy nie będziesz szczęśliwy bo koniec końców zawsze pozostaniesz z niczym. Celem powinno być coś co zmusi nas do tego by zmienić się, stać się lepszym, silniejszym, coś co sprawi że sama "pogoń" za celem, nawet jeśli go nie osiągniemy, da nam wiele radości i poczucie że jednak było warto, mimo wszystko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Tomko said:

Zwolniłem się, pewna Polka mnie zrekrutowała (polowała na mnie długo - dzielna dziewczyna),

Nie przypadkiem taka pani z pewnej technicznej agencji rekrutacyjnej w Londynie o nazwie zaczynającej się na C ?

 

 

23 minutes ago, lxdead said:

Celem powinno być coś co zmusi nas do tego by zmienić się, stać się lepszym, silniejszym, coś co sprawi że sama "pogoń" za celem, nawet jeśli go nie osiągniemy, da nam wiele radości i poczucie że jednak było warto, mimo wszystko.

Podaj przykład

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, TheFlorator napisał:

Podaj przykład

 

Każdy chciałby otrzymać od razu wszystko na tacy.. każdy pragnie w życiu czegoś innego, jeden, co może przez wielu tutaj wydać się naiwne, chce się spełnić jak ojciec, inny zdobywać szczyty gór, jeszcze ktoś inny pokonywać swoje ograniczenia i stawać się silniejszym, szybszym - ćwiczy. itd. Trzeba to po prostu w sobie znaleźć, każdy ma jakieś marzenie, które stawia na swoim piedestale, niczym boga chcąc się do niego zbliżyć, dotknąć i poczuć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że żadne pieniądze nie są w stanie zastąpić tego uczucia, że coś się osiągnęło mimo tego, że było bardzo ciężko. Satysfakcja i poczucie spełnienia zawsze wygrywa z pieniędzmi.  Najpiękniejsze momenty życia miałem wtedy, gdy coś osiągnąłem, o coś walczyłem i to zrealizowałem, ale nie było to związane w żaden sposób z sukcesem materialnym.

 

Co do wyznaczania celów- zawsze popełniam ten błąd, że jest ich za dużo i jeśli mam cele wyznaczone na jeden rok, to po miesiącu jestem już wypompowany. Według mnie optymalne rozwiązanie to praca nad jednym, góra dwa duże cele na jeden rok, praca nad jednym nawykiem. Może są i tacy, którzy są potrafią realizować 10 celów, ale ciężko tu zachować jakość i nadać priorytet. Zresztą zasada jest taka, że z tych 10 celów to tylko 2 będą najważniejsze, które najbardziej poprawią jakość naszego życia. Reszta jest do wyrzucenia. 

 

Zresztą ostatnio praktykuję coś takiego jak zaufanie do tego, co przynosi nam życie. Korzystam trochę, nazwijmy to- z życiowego przypadku, zbiegów okoliczności, lekko odpuszczam kontrolę życia, gdzie wszystko powinno być zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Uważam, że w życiu spotkamy odpowiednich ludzi, znajdziemy się w odpowiednim miejscu, czasami trzeba po prostu odpuścić, bo już nie raz się przekonałem, że jeśli człowiek za bardzo czegoś chce, to zazwyczaj jakaś wyższa siła mu tego nie daje, a jeśli coś odpuścimy, to nagle pojawiają się odpowiedni ludzie i okazje. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra, więc czas i na mnie.

U mnie również już dużo bliżej 4 niż 3, i przemyślenia podsumowujące intensywnie robie od ok. 2 lat.

Na początek  nakreślę swój profil psychologiczny, żeby stworzyć jakąś spójność.

 

Z natury mam osobowość bardziej skręcającą w introwersję. Zawsze byłem trochę wycofany, może trochę nieśmiały, ale nie jestem klasycznym przykładem zakompleksionego gościa.

Zawsze czułem, że ze mną dzieję się coś innego niż z innymi, bardzo długo nie wiedziałem co. W zasadzie dopiero jak poszedłem na studia zacząłem się interesować rozwojem osobistym i wówczas odstrzegłem że taka wiedza wchodzi we mnie naturalnie i zaczynam dostrzegać narzędzia do własnej diagnozy. Na wskutek własnych obesrwacji, oraz feedbacku uzyskanego z otoczenia, wiem, że moja wycofana osobowość jest wynikiem tego, że w przeciwieństwie do większości osób (prawie wszystkich z którymi miałem doczynienia) potrafię dostrzegać "drugie dno" tego co mnie dotyczy, co się przekłada mniej więcej na na to, że nie przyjmuje bezkrytycznie bodźców, informacji, przekazów, emocji, uczuć itp. i zawsze (w przypadku gdy coś jest w kręgu moich zainteresowań) doszukuję się kontekstu, sprawdzam wiarygodność, pochodzenie, prawdziwość tego co jest w moją stronę kierowane. W bardzo wielu przypadkach okazywało się, że "nie wszystko złoto co się świeci", oczywiście nie jest to nowo odkryta prawda, ale z trwogą obserwowałem jak ludzie (znajomi, rodzina, później współpracownicy)  uparcie oczekiwali i wręcz wmawiali sobie, że jednak "to gówno" to złoto. Odnosilo się to do wszystkiego: relacji koleżeńskich (na etapie szkoły podstawowej, średniej, studiów), kierunku zawodowego, dórb materialnych, finansów i zarzadzania nimi. To chyba mój instyknkt samozachowawczy sprawił, że dzięki informacjom, które udało mi się zebrać z oceny sytuacji, byłem wstanie podjąć optymalną dla mnie decyzję. Jako że jestem człowiekim, który nie udaje, nie lubi bezsensownej (powtarzam bezsensownej - wyścig szczurów) rywalizacji, zwyczajnie się wycofywałem i nie biłem piany o coś co w moim odbiorze było bezwartościowe. Zainteresowanie rozwoje osobistym sprawiło, że zacząłem powoli rozumiec pewne mechanizmy, ale coraz bardziej stawiałem na pełną autodiagnozę i moją percepcję skierowałem w kierunku zbierania informacji na swój temat. Starałem i staram się obserwować sowje zachowania i reakcje, oraz informacje, które płyną do mnie z mojego otoczenia. Oczywiście czasy się zmieniają, zycie się zmienia, więc i atmosfera wokół się zagęszcza, również i ja nie uniknąłem w pełni pompowania programowania społecznego, w odniesieniu do moich potrzeb, stylu zycia, modelu rozwoju itp. Na szczęście mam świadomość tej manipulacji, i pomimo że zdarzają się trudniejsze chwile i zwątpienie czy idę dobrą drogą, to jednak udaje mi się być ponadtym i coraz bardziej wyraźna staje się moja droga życiowa.

 

1. Życie osobiste, pasje.

Życie osobiste miałem umiarkowane jak do tej pory, unikałem patologii, nie byłem też królem imprez, aczkolwiek cieszy mnie to, że zawsze umiałem się odnaleźć w każdym środkowisku i w dyplomatyczny sposób umiałem zachować ramę i wytrwać przy swoim zdaniu. Życie towarzyskie też się układało, było z kim wypić, potańczyć, poflirtować, "pomacać" itp. Starannie dobierałem i dobieram znajomych, z wiekiem robie to coraz bardziej świadomie. Nie marnuję czasu ani energii na bezsensowne relacje np. z ludźmi którzy niasą ze sobą patologię, albo nic nie wnoszą do mojego życia.

Z perspektywy czasu, uważam że mogłem jednak bardziej postawić na networking, może być bardziej otwartym, i mniej zasadniczym, chociaż też mam świadomość, że dzięki mojej wstrzęmięźliwości uniknałem kłopotów.

U schyłku 4 dekady moje życia, zaczynam coraz bardziej odczuwać, że wkraczam w coraz mroczniejszy okres, obarczony ryzykiem chorób, postepującego wykluczenia społecznego  (z powodu nienadażania za pędem), obserwacji starzejących i chorujących rodziców, przyznam że coraz częściej zapadam w zadumę i chyba podświadomie zaczynam się przygotowywać do starości.

Napewno żałuję tego, że mając dwadzieścia-klka lat, odpuszczałem pewne tematy, żyłem w śiwadomości, że jeszcze mam czas, że jestem za młody na "poważne sprawy" głownie zawodowe, ale też mam świadomość, że to wynikało z mojej małej mądrości życiowej, nie mniej jednak, gorzki smak utraconych możliwości pozostaje.

Jeśli chodzi o pasje, to mam diwie główne: muzyka (od wczesnej młodości), obecnie trochę zakurzona, ale mam instrumenty muzyczne, na których w wolnych chwilach staram się zasiąść (kiedyś chodziłem do szkoły muzycznej). Druga to zabytkowe samochody, też troche zakurzona, ale w garazu stoi klasyczny Merc więc śmiało moge uznać, że jest realizowana. W skórcie nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć zainteresowań, to jest coś co pomaga się zresetować i zdystansować.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CD...

2. Życie zawodowe i kasa

- życie zawodowe- Jak wielu, również i mnie dosięga wpływ mediów odnośnie „work brandingu”, pogoni za sukcesem zawodowym, statusem zawodowym, stanowiskami i kasą, ale bronię się przed tym. Mam świadomość że to nie dla mnie, że wysiłek, jaki trzeba włożyć aby znaleźć się na jakimś stanowisku jest tego nie warty i że koszty będą wyższe niż zyski.

Spróbowałem wielu zawodów, pracowałem w wielu różnych (pod względem branży, ale i struktury i wielkości firmach) mam interdyscyplinarne wykształcenie, i wiem i doświadczyłem, że potocznie rozumiana kariera i wizerunek, o który się ocieram, to pic na wodę. Że bezmyślny zapierdol i pseudo rozwój zawodowy to puste hasła i do niczego mi się nie przydadzą.

Doszedłem do momentu, w którym to co robię musi mieć sens. Żeby się rozwijać zawodowo, muszę mieć perspektywy i potencjalne możliwości wykorzystania tego w swoim życiu osobistym. Moje życie zawodowe musi silnie korelować z osobistym. Nie widzę sensu tyrania po kilkanaście godzin na dom, w którym nie mam czasu mieszkać, albo samochód, który pomimo że drogi, to mi się znudzi i za jakiś czas będzie się psuł tak samo jak przeciętny dupowóz.

Mam też specyficzne podejście do hierarchii (odnośnie stanowisk) w strukturze firm. Ja rozróżniam dwie opcje: pracownik lub szef/właściciel. Pośrednie stanowiska są dla mnie (ale również w rzeczywistości, o czym zresztą uczą techniki zarządzania) jedynie narzędziem (batem) do motywacji ludzi do roboty, poświęcania swojego życia dla firmy, ślępą gonitwa za karierą. Nie wiem jaki w tym sens, gdyż poza firmą, nawet menager wyższego szczebla, czy prezes jest zwykłym człowiekiem. Widzę że ja mam inne podejście niż moi znajomi, mianowicie kwestionuje autorytety-stołek czy tytuł, nigdy nie jest dla mnie wyznacznikiem, czy dana osoba jest w czymś lepsza ode mnie. Oceniam po wkładzie danej osoby, po tym co robi, jak się zachowuje.

Mam świadomość, że żeby z życia zawodowego czerpać przyjemność, to trzeba się zmieniać, poszerzać swoje umiejętności, które dają elastyczność, szczególnie w czasach, kiedy jedyne co jest pewne to zmiany, dzięki temu wiem, że nie zarosnę w jednym miejscu i nie pozbawię siebie perspektyw na coś lepszego. Takie zmiany, powodują również rozwój osobisty, poprzez interakcję z innymi ludźmi, nowymi sytuacjami, problemami, ale też szansami.

Głównie pracowałem jako pracownik etatowy, ale zawsze mnie coś w tej roli uwierało, Czułem się jakby „niepełnowartościowy”  irytowało mnie i coraz bardziej irytuje że muszę sprzedawać i podporządkowywać mój czas za coś, z czego nie mogę korzystać.

Jestem zadowolony, z tego, że to wszystko zrobiłem sam, bez pomocy. Dzięki temu nie mam żadnych zobowiązań, czy długów wdzięczności.

Podsumowując mój dorobek zawodowy, to wiem, że nie chce być zwykłym zapierdzielaczem etatowym, celuje w wolny specjalistyczny zawód, lub małą firmę (kilkuosobowa struktura), o specjalistycznym profilu.

Dodam, że przy różnych okazjach staram się badać nowe kierunki, poszerzać horyzonty zawodowe, czerpać korzyści niefinansowe (np. ze zdobytej wiedzy) do poprawy mojego życia, lub wzbogacenia jakiegoś przedsięwzięcia.

To co mnie trapi, to pomimo umiejętności i predyspozycji do wykonywania twardych, obecnie pozwalających na przyzwoitym poziomie żyć zawodów, mam jakiś uraz, chyba wizerunkowy (wstyd przyznać), jakoś nie mogę się przemóc żeby być mechanikiem, spawaczem, czy frezerem, pomimo że wiem, że mógłbym z tego zrobić fajny biznes, przyzwoity pieniądz, i być niezależnym.

 

- kasa - Obecnie nie wyróżniam się zarobkami, jednak w moim życiu były okresy kiedy zarabiałem porządne pieniądze, miałem dość wysoki status, ale było również i tak że, ledwo wiązałem koniec z końcem. Dostałem kilka dużych kopów, co mnie przewartościowało w odniesieniu do robienia kariery i w związku z tym ukierunkowania na kasę. Ja wiem że nie jestem w stanie sprzedać się za kasę.

Nauczyłem się inaczej gospodarować finansami, skupiam się na wartości nabywczej pieniądza. Obserwuje u znajomych czy rodziny, jak przepieprzają spore sumy na nic nie warte produkty, a później marudzą że dużo wydają. Dzięki takiemu podejściu łatwiej poczuć wartość pieniądza, ale też swojej pracy.

 

Oczywiście też się porównuję z innymi, również z tzw. „grubymi rybami”. Porównując się z takimi osobami, nie poprzestaję na informacjach łatwo dostępnych, które są dostępne od ręki w wyszukiwarce, ale żeby wnioski miały sens „kopię głebiej” szukam zależności, powiazań i prześwietlam historie danego „delikwenta” Szybko okazuje się że nie mam powodów do kompleksów (np. Petru), ma kasę, ale też jest marionetką. Dla mnie to za wysoki koszt. Nie wierze, albo inaczej, nie znalazłem przypadku, w którym będąc niezależnym, ktoś zdobył duży pieniądz, status, stanowisko itp.

 

3. Rodzina

Nic nowego nie wymyślę, jestem tu z tego powodu co większość. Przegapiłem, i zaspałem pewne rzeczy pomimo że mnie jakoś podświadomie uwierały, padłem ofiarą schematu. Mógłbym biadolić że gdybym wiedział, to bym…. Ale decyzje podjałem w tamtym czasie, posługując się tym czym dysponowałem, teraz tylko biorę problemy na klatę i ide do przodu. Moja zasadnicza postawa i pewna wierność i odpowiedzialność za podjęte decyzje w kwestii założenia rodziny, w jakiejś części ogranicza mi możliwości, ale myślę, że wraz z latami, doświadczeniem i okolicznościami, będę dostrzegał nowe rozwiązania.

Edytowane przez Animavilis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ciekawyswiata

Bardzo ciekawie napisales. Zgadzam sie z wieloma rzeczami.

Tak, sama walka I praca a pozniej osiagniecie tego czegos jest bardzo satystakcjonujace no I wiadomo pieniadze nie powinny byc celem samym w sobie, ale fajnie jest jesli to osiagniecie daje jednak przy okazji jakies profity. Takie polaczenie przyjemnego z pozytecznym.

4 hours ago, ciekawyswiata said:

Co do wyznaczania celów- zawsze popełniam ten błąd, że jest ich za dużo i jeśli mam cele wyznaczone na jeden rok, to po miesiącu jestem już wypompowany. Według mnie optymalne rozwiązanie to praca nad jednym, góra dwa duże cele na jeden rok, praca nad jednym nawykiem. Może są i tacy, którzy są potrafią realizować 10 celów, ale ciężko tu zachować jakość i nadać priorytet

Robisz sobie konkretna liste celow na papierze I wracasz do tego regularnie czy trzymasz to wszystko w glowie?

 

4 hours ago, ciekawyswiata said:

Zresztą ostatnio praktykuję coś takiego jak zaufanie do tego, co przynosi nam życie. Korzystam trochę, nazwijmy to- z życiowego przypadku, zbiegów okoliczności, lekko odpuszczam kontrolę życia, gdzie wszystko powinno być zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Uważam, że w życiu spotkamy odpowiednich ludzi, znajdziemy się w odpowiednim miejscu, czasami trzeba po prostu odpuścić, bo już nie raz się przekonałem, że jeśli człowiek za bardzo czegoś chce, to zazwyczaj jakaś wyższa siła mu tego nie daje, a jeśli coś odpuścimy, to nagle pojawiają się odpowiedni ludzie i okazje. 

Tez w pewnym wieku zaczalem cos takiego zauwazac. Zawsze mialem punkt po punkcie wszystko zaplanowane , dzien, cele itp . Pozniej zauwazylem ze im bardziej sie spinam/planuje na osiagniecie tych rzeczy a pozniej cos nie wychodzi tym bardziej sie irytowalem I mialem do siebie pretensje. Nauczylem sie ostatnio tez pozwalac troche aby zycie plynelo swoim tokiem I raczej "lapac okazje" jak widze, ze "cos" sie w powietrzu pojawia. Ciezko mi to opisac ale mysle, ze sie domyslisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, TheFlorator napisał:

Robisz sobie konkretna liste celow na papierze I wracasz do tego regularnie czy trzymasz to wszystko w glowie?

 

Robię listę rzeczy i uważam, że jest to bardzo pomocne. Natomiast nic to nie da, jeśli próbujesz pracowac nad wieloma aspektami życia- nad szkodliwymi nawykami, które rujnują zdrowie, nad celami zawodowymi, celami naukowymi czy czysto osobistymi( na przykład nauka dwóch języków obcych czy czytanie większej ilości książek). Zauważyłem, że człowiek najchętniej sobie stawia tego typu cele przed Nowym Rokiem, co jest niestety zdradliwe. Przede wszystkim chodzi o to, że wówczas mamy nieco zamglony obraz tego, jakich to będzie wymagało nakładów czasu, pracy i poświęceń, a w pewnym sensie rewolucji życiowej. Pod koniec roku człowiek ma doła, obiecuje sobie poprawę i stawia cele na Nowy Rok, gdzie nieco na haju emocjonalnym wyznacza sobie cele, które nie są zbytnio realistyczne do pogodzenia. Dlatego uważam, że optymalne jest wyznaczenie jednego, góra dwóch celów, które najbardziej pozytywnie wpłyną na nasze życie.

37 minut temu, TheFlorator napisał:

Tez w pewnym wieku zaczalem cos takiego zauwazac. Zawsze mialem punkt po punkcie wszystko zaplanowane , dzien, cele itp . Pozniej zauwazylem ze im bardziej sie spinam/planuje na osiagniecie tych rzeczy a pozniej cos nie wychodzi tym bardziej sie irytowalem I mialem do siebie pretensje. Nauczylem sie ostatnio tez pozwalac troche aby zycie plynelo swoim tokiem I raczej "lapac okazje" jak widze, ze "cos" sie w powietrzu pojawia. Ciezko mi to opisac ale mysle, ze sie domyslisz.

Domyślam się. Nie uważam, że należy wszystko robic spontanicznie i liczyc tylko i wyłącznie na szczęście. Plan i cel jest potrzebny, ale sporo ostatnio mnie zajmuje kwestia przypadków w życiu, różnych zbiegów okoliczności. Przecież nawet będąc idealnie zorganizowanym człowiek nie jest w stanie powiedziec, jakich ludzi spotka w przeciągu 10 lat, jakie propozycje dostanie, czy gdzieś nie wyjedzie, czy idąc do baru w celu kulturalnego napicia się alkoholu nie dostanie propozycji współpracy z kimś. Życie czasami samo pisze scenariusze i nie warto się katowac tym, że czegoś nie zdobędziemy, bo idąc logicznym tokiem myślenia rzeczywiście tak jest. Natomiast chodzi mi o ten bufor zaufania do tego, co będzie, dania sobie miejsca na spontaniczne działanie i pójścia krok za krokiem, z ufnością wyczekując co przyniesie życie i że będą to fajne rzeczy.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

@Animavilis

No no, nie zawiodles mnie ;) Cos czulem, ze masz konkretne przemyslenia, grubo pojechales ! ;)

Widze, ze sporo chlopakow ma jednak podobne rozkminy jak ja, np @Tomko

3 hours ago, Animavilis said:

Starannie dobierałem i dobieram znajomych, z wiekiem robie to coraz bardziej świadomie. Nie marnuję czasu ani energii na bezsensowne relacje np. z ludźmi którzy niasą ze sobą patologię, albo nic nie wnoszą do mojego życia.

Mysle, ze prawidlowo. Tez tak coraz czesciej robie.  To chyba z wiekiem przychodzi chcac nie chcac.

 

3 hours ago, Animavilis said:

postepującego wykluczenia społecznego  (z powodu nienadażania za pędem),

Bycmoze dlatego ze obracasz sie caly czas w srodowisku I znajomosciach korpo gdzie ten wyscig jest ludziom poprostu zaprogramowany?

Ja nadal uwazam, ze nalezy dazyc do mniejszej lub wiekszej wolnosci finansowej I nie liczyc na panstwowa emeryture. I bycmoze jest to inna odmiana wyscigu szczurow ale: po pierwsze jestem jej swiadomy a po drugie staram sie aby jednak jak najbardziej pracowac na siebie a nie na panow inwestorow z WIG20.

 

3 hours ago, Animavilis said:

obserwacji starzejących i chorujących rodziców, przyznam że coraz częściej zapadam w zadumę

https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/13237-opieka-nad-rodzicami/&tab=comments#comment-236814

 

3 hours ago, Animavilis said:

ale w garazu stoi klasyczny Merc

Jaki model i rocznik?

 

2 hours ago, Animavilis said:

Spróbowałem wielu zawodów, pracowałem w wielu różnych (pod względem branży, ale i struktury i wielkości firmach) mam interdyscyplinarne wykształcenie

Bardzo dobra cecha/umiejetnosc I mysle ze rzadka. Mysle, ze zawsze sie odnajdziesz w nowej sytuacji a to malo kto potrafi.

2 hours ago, Animavilis said:

Pośrednie stanowiska są dla mnie (ale również w rzeczywistości, o czym zresztą uczą techniki zarządzania) jedynie narzędziem (batem) do motywacji ludzi do roboty, poświęcania swojego życia dla firmy, ślępą gonitwa za karierą. Nie wiem jaki w tym sens, gdyż poza firmą, nawet menager wyższego szczebla, czy prezes jest zwykłym człowiekiem

No ale przeciez jakas hhierarchia musi byc w takich grupach ludzi aby tym zarzadzac. Tak jak w wojsku. Nie moze byc przeciez plaska struktura, 1 szef a pod nim 10000 pracownikow bezposrednio?

Tak, jest to forma batów na ludzi ale inaczej jak bys to ogarnal?

2 hours ago, Animavilis said:

Nie wiem jaki w tym sens, gdyż poza firmą, nawet menager wyższego szczebla, czy prezes jest zwykłym człowiekiem. Widzę że ja mam inne podejście niż moi znajomi, mianowicie kwestionuje autorytety-stołek czy tytuł, nigdy nie jest dla mnie wyznacznikiem, czy dana osoba jest w czymś lepsza ode mnie. Oceniam po wkładzie danej osoby, po tym co robi, jak się zachowuje.

1. Mialem roznych szefow. Takich, ktorzy byli do dupy I takich, ktorzy byli na prawde szefami przez duze S. (polaczenie wlasnych kompetencji I doswiadczenia I umiejetnosci rozmawiania z ludzmi). Ten drugi typ niech nawet zarabia 40% wiecej ode mnie. Nie mam z tym problemu bo byl duuuzo lepszy ode mnie. Ten pierwszy - no cóz, jest wiele wypadkowych dojscia na rozne stanowiska.     

 

Wazna kwestia to nie oceniac ludzi po tytulach i pozycjach. Trzeba robic to "calosciowo". Ale sam wiesz, temat walkowalismy w twoim watku "prestiz" i moje zdanie masz tam jako 1 z pierwszych dluzszych wypowiedzi.

 

2 hours ago, Animavilis said:

Mam świadomość, że żeby z życia zawodowego czerpać przyjemność, to trzeba się zmieniać, poszerzać swoje umiejętności, które dają elastyczność, szczególnie w czasach, kiedy jedyne co jest pewne to zmiany, dzięki temu wiem, że nie zarosnę w jednym miejscu i nie pozbawię siebie perspektyw na coś lepszego. Takie zmiany, powodują również rozwój osobisty, poprzez interakcję z innymi ludźmi, nowymi sytuacjami, problemami, ale też szansami

Dobrze napisales. Druga kwestia (ja mam z tym problem) aby potrafic docenic samego siebie za dazenie do tych celow/tego rozwoju i nie oczekiwania gratyfikacji od  "tej jedynej".  Ja oczekiwalem, gówno bylo. Teraz zaczynam sam sie po plecach klepac.

 

2 hours ago, Animavilis said:

To co mnie trapi, to pomimo umiejętności i predyspozycji do wykonywania twardych, obecnie pozwalających na przyzwoitym poziomie żyć zawodów, mam jakiś uraz, chyba wizerunkowy (wstyd przyznać), jakoś nie mogę się przemóc żeby być mechanikiem, spawaczem, czy frezerem, pomimo że wiem, że mógłbym z tego zrobić fajny biznes, przyzwoity pieniądz, i być niezależnym

Mysle, ze jest to wynik pewnego "programowania/oczekiwan spolecznych" i czasow w ktorych zdobywales wyksztalcenie na prestizowych uczelniach. tak tak, prestizowych.

 

Okres postkomuny/wchodzi zachod do PL (amerykanski sen)/ idziesz na studia na dobrych uczelniach/myslisz bede managerem/szefem w Zachodniej firmie. Myslisz wow prestiz/kasa itp itd. Bede "lepszy" od tych "roboli". Wszyscy w PL robia studia wyzsze bo to niby gwarancja lepszego zycia no i ten prestiz.

Z biegiem szasu i wyscigu szczuow zauwazasz, ze 1)wyszcig szczurow cie dotyczy codziennie i ci nie odpowiada 2) amerykanski sen nie jest wcale taki fajny  3)na rynku jest za duzo ldzi z wyzszym wyksztalceniem 4) rynek pracy sie zmienia/migracja zarobkowa/brakuje ludzi z "fachem" w reku.

 

Mysle, ze temat swojego podejscia masz do opanowania tylko trzeba wymazac z glowy rzeczy typu ocean ludzi po tytulach i pozycjach itp. (moj watek w temacie "prestiz".

 

Ja ciebie widze jako szefa tej nieduzej firmy ktora ma tych 5 "spawaczy". Nie bedziesz przeciez taki dobry jak spawacz zawodowy bo on ma lata doswiadczenia i go raczej nigdy nie dogonisz bo i po co? Ty masz inne zdolnosci i umiejetnosci ktore nalezy wykorzystac.

 

Historia z zycia: moj kolega rozkrecal firme i rozkrecil. Ale najpierw poszedl do podobnej firmy (nie pamietam czy w sumie konkurencja) i wzial na 6 miesiecy narzedzia do reki aby sie "przyuczyc" do zawodu i zobaczyc o co chodzi. A teraz firma przeciez zarzadza bo od tego jest. Ale rozmowa z ludzmi dla niego pracujacymi zupelnie inna.
 

2 hours ago, Animavilis said:

Nic nowego nie wymyślę, jestem tu z tego powodu co większość. Przegapiłem, i zaspałem pewne rzeczy pomimo że mnie jakoś podświadomie uwierały, padłem ofiarą schematu. Mógłbym biadolić że gdybym wiedział, to bym…. Ale decyzje podjałem w tamtym czasie, posługując się tym czym dysponowałem, teraz tylko biorę problemy na klatę i ide do przodu. Moja zasadnicza postawa i pewna wierność i odpowiedzialność za podjęte decyzje w kwestii założenia rodziny, w jakiejś części ogranicza mi możliwości, ale myślę, że wraz z latami, doświadczeniem i okolicznościami, będę dostrzegał nowe rozwiązania.

Czytalem kiedyc jakies twoje luzne watki na ten temat i czytajac miedzy wierszami tez chyba masz o czym myslec?

No ale to bycmoze temat na inny dzien i na dzial "moja historia"

 

TF

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

 

 

@Animavilis

No no, nie zawiodles mnie ;) Cos czulem, ze masz konkretne przemyslenia, grubo pojechales ! ;)

 

Ach, nie wiem czy nie polałem wody.

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

Bycmoze dlatego ze obracasz sie caly czas w srodowisku I znajomosciach korpo gdzie ten wyscig jest ludziom poprostu zaprogramowany?

Ja nadal uwazam, ze nalezy dazyc do mniejszej lub wiekszej wolnosci finansowej I nie liczyc na panstwowa emeryture. I bycmoze jest to inna odmiana wyscigu szczurow ale: po pierwsze jestem jej swiadomy a po drugie staram sie aby jednak jak najbardziej pracowac na siebie a nie na panow inwestorow z WIG20.

Fakt, wiekszość moich znajomych pracuje w korpo, ja równiez w kilku pracowałem, o czym zreszta kilkukrotnie moówiłem. Ale to chyba nie w tym sęk, mieszkam w dużej aglomeracji (Warszawa), i w przeciwieństwie do mniejszych miejscowości, które dodatkowo są oddalone od większych miast, tutaj się nie da prowadzić życia, w którym ten wyścig szczurów się nie udzieli. Mając na myśli wykluczenie społeczne, chodziło mi o to, że z wiekiem, kiedy nabierasz mądrości życiowej (przynajmniej co niektórzy), zaczynasz dostrzegać prawdziwe wartosci, coraz bardziej wysprzęglasz z wyścigu, przestajesz być bezmyślnym robotem, wyłamujesz się. Według mnie są dwa wyjścia: albo się tyra i zębami sie trzyma w peletonie ile się da, a później (co nie uniknione) odpadasz i wpadasz w depresję i stajesz się właśnie tym wykluczonym, albo w odpowiednim momencie zmieniasz tor i dalej prowadzisz wartościowe życie.

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

 

Jaki model i rocznik?

Mercedes W123 230 CE, 82'

 

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

No ale przeciez jakas hhierarchia musi byc w takich grupach ludzi aby tym zarzadzac. Tak jak w wojsku. Nie moze byc przeciez plaska struktura, 1 szef a pod nim 10000 pracownikow bezposrednio?

No tak, ja tego nie neguję, pisałem to w odniesieniu do siebie, że ja nie umiem funkcjonowac w takiej strukturze. Nie mam nic przeciwko kierownikom za którymi stoi wiedza i kompetencje. W odniesieniu do siebie, miałem na myśli to, że jeżeli jest mi proponowany awans, to ta świadomość odnosi się do moich potrzeb bycia niezależnym. Z jednej strony odbieram to jako docenienie, że ktoś, kogo uważam za człowieka wartościowego, również widzi we mnie potencjał, i ta część sprawia że rosnę, ale z drugiej strony, czuję dyskomfort, ponieważ wraz z przyjęciem oferty awansu, musze ponosić większą odpowiedzialność za sprawy, które mi nie służą. W moim przypadku nie spotkałem się z ofertą, która finansowo ( i nie tylko) rekompensowała by mi konieczny wkład. Uczciwie przyznam, że to wynika chyba z tego, że albo nie mam ( nie miałem) odwagi zrealizowac swoich ambicji i planów. Mam świadomość że z jednej strony mam wtłoczoną mentalność pracownika etatowego, a z drugiej, miałem okazję liznąć niezależności, ale jakoś nie mam jaj, żeby dać się ponieść i zaufać sam sobie.

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

 

Dobrze napisales. Druga kwestia (ja mam z tym problem) aby potrafic docenic samego siebie za dazenie do tych celow/tego rozwoju i nie oczekiwania gratyfikacji od  "tej jedynej".  Ja oczekiwalem, gówno bylo. Teraz zaczynam sam sie po plecach klepac.

 

Wiem coś na ten temat. 

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

Mysle, ze jest to wynik pewnego "programowania/oczekiwan spolecznych" i czasow w ktorych zdobywales wyksztalcenie na prestizowych uczelniach. tak tak, prestizowych.

Okres postkomuny/wchodzi zachod do PL (amerykanski sen)/ idziesz na studia na dobrych uczelniach/myslisz bede managerem/szefem w Zachodniej firmie. Myslisz wow prestiz/kasa itp itd. Bede "lepszy" od tych "roboli". Wszyscy w PL robia studia wyzsze bo to niby gwarancja lepszego zycia no i ten prestiz.

Z biegiem szasu i wyscigu szczuow zauwazasz, ze 1)wyszcig szczurow cie dotyczy codziennie i ci nie odpowiada 2) amerykanski sen nie jest wcale taki fajny  3)na rynku jest za duzo ldzi z wyzszym wyksztalceniem 4) rynek pracy sie zmienia/migracja zarobkowa/brakuje ludzi z "fachem" w reku.

 

Nie w tym sęk. Fakt szkoły skończyłem najlepsze w kraju (przynajmniej według rankingów), ale nie dlatego, żeby być, czy czuć się lepszym od "roboli". Jak zauważyłeś, wyższe wykształcenie jest powszechne, ale ogólnie nie przekłada się na jakość. Ja zwyczajnie dużo od siebie wymagam, stawiam na jakość. Jestem daleki od traktowania ludzi w sposób przedmiotowy, czy pogardliwy, i tym bardziej mnie wkurza, kiedy ktoś mnie tak traktuje. Wcale te prezesowskie posadki mnie nie kręcą. Na prawdę nie mam problemu z tym że czuję się gorszy, od jakiegos "menagierka"

Z tym postrzeganiem "twardych zawodów" mam na myśli to, że ludzie tego nie szanują. Dobrze zrobić hydraulikę, mechanikę, elektrykę, to trzeba się napracować fizycznie, i trzeba mieć głęboką wiedzę na wielu obszarach.To się wiąże z ogormem czasu, który trzeba poświęcić na naukę. Ja się nie boję ubrudzić rączek, i może w tym sęk, że w wielu przypadkach znam te zawody od kuchni, i pomimo że faktycznie może fachowów jest mniej, to i tak spora grupa ludzi traktuje ich jak "gówno".

2 godziny temu, TheFlorator napisał:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minutes ago, Animavilis said:

Ach, nie wiem czy nie polałem wody.

Cos ty, rozległy ale konkretny wpis.

I jeszcze przecież ma być c.d.n. :)

 

36 minutes ago, Animavilis said:

albo w odpowiednim momencie zmieniasz tor i dalej prowadzisz wartościowe życie.

Raczej to , ALE wg mnie pedałować trzeba nadal ostro tylko jadąc byćmoże trochę inną trasą niż większość.

37 minutes ago, Animavilis said:

Mercedes W123 230 CE, 82'

Jeśli potrzebujesz kogoś do odrestaurowania "beczki" to mogę kogoś polecić,

 

Zapodaj może zdjęcię jak możesz tak z ciekwaości (nawet na wątku). Mam słabość do aut.

 

40 minutes ago, Animavilis said:

W odniesieniu do siebie, miałem na myśli to, że jeżeli jest mi proponowany awans, to ta świadomość odnosi się do moich potrzeb bycia niezależnym. Z jednej strony odbieram to jako docenienie, że ktoś, kogo uważam za człowieka wartościowego, również widzi we mnie potencjał, i ta część sprawia że rosnę, ale z drugiej strony, czuję dyskomfort, ponieważ wraz z przyjęciem oferty awansu, musze ponosić większą odpowiedzialność za sprawy, które mi nie służą. W moim przypadku nie spotkałem się z ofertą, która finansowo ( i nie tylko) rekompensowała by mi konieczny wkład. Uczciwie przyznam, że to wynika chyba z tego, że albo nie mam ( nie miałem) odwagi zrealizowac swoich ambicji i planów. Mam świadomość że z jednej strony mam wtłoczoną mentalność pracownika etatowego, a z drugiej, miałem okazję liznąć niezależności, ale jakoś nie mam jaj, żeby dać się ponieść i zaufać sam sobie

Temat wałkowliśmy w innym wątku. Byćmoże to kwestia czasu i jaja muszą powoli rosnąć.

Moją ofertę znasz (audio a nie klepanie).

 

45 minutes ago, Animavilis said:

Wiem coś na ten temat

Księżniczka siedzi i pachnie a reszta się przecież sama zrobi i zarobi.

 

47 minutes ago, Animavilis said:

Jak zauważyłeś, wyższe wykształcenie jest powszechne, ale ogólnie nie przekłada się na jakość

No bo to jest ten "stary" model i nie sprawdza się juz i nie jest gwarancja niczego.

Zresztą musiałbyś siś popytac innych zarówno etatowych/fizycznych/biznesmenów o to jak oni oceniaja swoją jakość życia. Mysle ze wypadłbyś calkiem nieźle, bo każdy przypadek jest inny. A reguluje to rynek podaż popyt i tyle. Sam wiesz co jest dla ciebie wartosciowe i wybor jest twoj. Pisalem ci ze ostatnio mialem taka prace ze prawdopodobnie bym wyladowal w szpitalu z powazniejszymi problemami gdybym sie nie obserwowal. I co, musiałem cos z tym zrobić, kosztem pieniędzy ale zyskalem czas (chwilowo) i bycmoże zdrowie.

 

generalnie cały trik polega na tym , żeby jakoś ten balans utrzymać...

 

54 minutes ago, Animavilis said:

Z tym postrzeganiem "twardych zawodów" mam na myśli to, że ludzie tego nie szanują.

Nie wiem za bardzo kto, może te szczury z korpo z niepotrzebnym magisterkami? Ja żadko się spotkałem z pogardą z takim zawodami, a to pewnie dlatego, że pracuję w zupełnie innej branży gdzie tacy ludzie są bardzo potrzebni...

 

57 minutes ago, Animavilis said:

to i tak spora grupa ludzi traktuje ich jak "gówno"

A to już problem tych ludzi a nie twój kolego...

 

Do namysłu:

 

http://www.pimlicoplumbers.com/about-us/charlie-mullins        

http://www.spearswms.com/charlie-mullins-net-worth/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.02.2018 o 00:07, AR2DI2 napisał:

TheFlorator
Ten sprzęt do mnie przemówił. Zawsze miałem dobry sprzęt. Kiedyś Denony różnej klasy, Yamahy itd. Tyle, że zauważyłem, że powyżej pewnej granicy przyzwoitości jakościowej, która według mnie stoi na poziomie około 800 - 1000 zł za amplituner, niuanse odsłuchiwanego dźwięku są już tylko w większości niesłyszalne dla naszych uszu. Teraz, od jakiegoś czasu mam minimalistyczne podejście do przedmiotów. Mam Denona 101 od małej wieży, kolumny Kenwood i wystarcza.

Każdy jednak ma swoje wymagania.

Jednak dom i samochód to klasyka "mężczyzna musi mieć".

Tak dygresja 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, TheFlorator napisał:

 

Raczej to , ALE wg mnie pedałować trzeba nadal ostro tylko jadąc byćmoże trochę inną trasą niż większość.

Trzeba, to fakt, ale może juz wtedy się pedałuje na własnych zasadach, zresztą zakładam zmianę na takie własnie tory. Ogólnie wiadomo że dzisiaj etat to żadne bezpieczeństwo. Dopóki jest się młodym (albo w miarę) i się chce pracowac i rozwijać, i się jest opłacalnym dla pracodawcy, to jest ok. W razie zadyszki firmy, da rade zmienić pracę na inną. Ale jak już człowiek wejdzie w etap życia, w którym zaczyna skupiać sie innych aktywnościach życiowych, dojdą choroby i zwolnienia, to już gorzej. A jeszcze gdy dojdzie wypalenie i znudzenie zawodem?  Nawet dobrze zarabiający programiści wpadają w depresję.

Cytat

Jeśli potrzebujesz kogoś do odrestaurowania "beczki" to mogę kogoś polecić,

Może blacharza, ale bardziej rozpoznawczo, gdybym nie miał sam czasu na blacharkę, cała reszta do ogarnięcia samodzielnie.

Cytat

 

Zapodaj może zdjęcię jak możesz tak z ciekwaości (nawet na wątku). Mam słabość do aut.

Coś mi zdjęcia nie wchodzą.

Cytat

 

Moją ofertę znasz (audio a nie klepanie).

PW.

Cytat

Zresztą musiałbyś siś popytac innych zarówno etatowych/fizycznych/biznesmenów o to jak oni oceniaja swoją jakość życia. Mysle ze wypadłbyś calkiem nieźle, bo każdy przypadek jest inny.

 

Nie musze pytać, to odrazu widać. Częśc moich znajmych udaje że są zachwyceni swoją pracą, reszta cierpi w jednym miejscu z braku perspektyw i zarżnięta kredytami. Ja zdecydowanie nie mam kompleksów. Wydaje mi się, że obecnie jestem w bardzo komfortowej sytuacji, zobrazowując "stoję na wieży i rozglądam się który kierunek najfajnieszy, transport już mam".

6 godzin temu, TheFlorator napisał:

Nie wiem za bardzo kto, może te szczury z korpo z niepotrzebnym magisterkami? Ja żadko się spotkałem z pogardą z takim zawodami, a to pewnie dlatego, że pracuję w zupełnie innej branży gdzie tacy ludzie są bardzo potrzebni...

W B2B jest inaczej. Natomiast usługi dla tzw. konsumenta to często masakra.

Edytowane przez Animavilis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.02.2018 o 21:38, TheFlorator napisał:

Staram się śledzić i czytać o osiągnięciach finansowych i zawodowych ludzi finansowego sukcesu aby "podpatrywać" pewnych zachowań i cech charakteru i brać przykład i się motywowac ale coraz częściej ma to odwrotny efekt:

Po pierwsze w biznesie jest zdecydowanie za dużo zmiennych żeby takie śledzenie miały sens. "Wyśledzisz" wersję oficjalną. Ludzie robią wielkie biznesy często po trupach, grając nieczysto, czasem mając gangsterskie wsparcie. Owszem, jest spora grupa przedsiębiorców, którzy ciężką pracą się dorobili, ale nie znając ich dokładnie, nigdy nie masz pewności czy osoba, na której chcesz się wzorować należy do tej pierwszej czy drugiej grupy. Znaczna większość przedsiębiorców ma zarobki podobne do ogólnych zjadaczy chleba na wyższych stanowiskach. Moim zdaniem dla 99% osób, którzy są managerami czy dyrektorami, przejście na działalność jest zwyczajnie nieopłacalne. Pamiętaj, że słuchasz tylko o ludziach sukcesu. Ale nie masz pojęcia, ilu ludzi w przeliczeniu na jednego człowieka z sukcesem, skończyło z długami w przytułku, bo mieli mniej szczęścia, mnie układów, gorszy pomysł lub po prostu nie mieli talentu. Może na jednego milionera przypada dziesięciu bankrutów? Mi na przykład pomysł na działalność przyszedł tylko dlatego, że poznałem w swoim życiu jedną osobę, w dodatku w jakiejś codziennej sytuacji i nigdy później jej nie spotkałem. To jest to, co ktoś wspominał. Nigdy nie wiesz czy za rogiem nie stoi skrzynia ze złotem. Oczywiście działam sobie hobbystycznie póki co bo mam za dobrą stałą pracę, więc tą działalnością sobie dorabiam ale wcześniej mówiłem sobie "Boże, skąd ci ludzie mają pomysły. Ja nie wiem jak to ugryźć, jak się za to zabrać, co miałbym robić, czy wogóle coś umiem". A takie przypadkowe spotkanie i pólgodzinna pogaduszka na przystanku pksu otworzyła mi oczy "Stary, rozejrzyj się, pomysły są wszędzie, nie myśl jak za to się zabrać, bo więksi debile od ciebie sobie radzą, nie myśl za dużo tylko dąż do celu". I myślę, że to zrządzenie losu po prostu coś nam podsunie. Ale wiem jedno - dołowanie się że innym wychodzi a ja nie mam pomysłu jest takim rakiem, toczącym się w naszym ciele, który jak przegapimy moment, doprowadzi nas do totalnej ruinacji zdrowia. Nie myśl chłopie o tym. Na biznes nigdy nie jest za późno.

 

Nie znam Twojej historii osobistej (ale jak będę miał chwilę to poszukam, bo jestem ciekawy), ale teraz jesteś z tego co wnioskuję wolnym człowiekiem i spójrz z optymizmem w przyszłość, przed Tobą zapewne jeszcze drugie tyle życia co za Tobą, więc jeszcze masz mnóstwo czasu na sukcesy. :)

A jak jesteś śmiałym człowiekiem to jeszcze wyrywaj laski i sobie poruchaj, bo to uspokaja - ale z rozsądkiem, choć chyba komuś z takim bagażem doświadczeń nie trzeba tego mówić. :)

 

W dniu 21.02.2018 o 21:38, TheFlorator napisał:

Czy w ogóle takie podsumowania życia mają sens skoro w większości (śmiem twierdzić) przypadków marzenia/cele a rzeczywistość to dwie zupełnie inne rzeczy?

Czy byćmoże zbyt wybujale marzyłem i wierzyłem naiwnie?

Jak przekonać podświadomość, żeby zaakceptowała to co jest ale dalej miała "parcie na ekran" ?

Jeśli to jest ten kryzys wieku średniego, to jak sobie z tym poradzić ?

 

Myślę, że mają sens. Pod warunkiem że są konstruktywne, czyli mają pomagać w wyciąganiu wniosków i układaniu sobie życia w dalszych latach bardziej świadomie. Natomiast, jeśli służą tylko dołowaniu się i nic nie wnoszą do życia, to lepiej sobie odpuścić. :)

 

Kryzys wieku średniego? Dobry moment na reformy. Kiedyś usłyszałem takie motto "jeśli choć przez moment poczułeś, że powinieneś coś zmienić, to właśnie jest ten moment - zmień to". I myślę, że to zdanie daje mnóstwo odwagi do działań, nawet często na pierwszy rzut oka absurdalnych i nieuzasadnionych, ale myślę, że właśnie tak rodzą się sukcesy (oraz trafiają się też niestety porażki)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ruchawicki

Co do statystyk to w sumie masz rację pewnie (załóżmy 8/10 nie osiąga sukcesu) i zgadza się, ja tylko patrzę na tych, którzy coś (przez duże C) osiągnęli. No ale trudno abym patrzył na tych którym się "nie powiodło".

 

Stwierdzam, że byćmoże zbyt często to robię, i z konstruktywnej krytyki przekształca się to w złą krytykę a nie takie było założenie. Także mam to myślę do ogarnięcia i jakiejś tam samokontroli.

 

Co do "przypadkowego" pomysłu na biznes to dokładnie wiem o co ci chodzi bo sam miałem taki przypadek. Poza tym ktoś juz tu pisał wcześniej, że dobrze jest czasami "puścić" otaczający świat własnym biegiem, obserwować i "łapać okazje".

 

Moja historia-wyszukaj wątek "męczyć się dalej"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, już sobie przeczytałem. W sumie poza jędzowatą kobietą nie miałeś najgorzej z tego co wnioskuję. :)

Myślę, że jesteś na dobrej drodze do pewnego re-worku w swoim życiu, przebuduj je. Wykorzystaj fakt, że zrobiłeś to podsumowanie i zmień wszystko, co uważasz że robisz do tej pory do dupy. To trochę jak z pamięcią komputera. Jak chcesz żeby programy istotne płynniej chodziły, to zluzuj ten RAM wyłączając masę niepotrzebnych gówien. Nie masz praktycznie żadnych obciążeń obecnie, jak dokonasz złych wyborów, to raczej będziesz miał miękkie lądowanie. Ja to tak widzę. Ja zaraz po studiach też myślałem że "kurwa, nic nie umiem, nie mam żadnego doświadczenia w branży, jak ja sobie poradzę". No i wtedy uznałem, że jak czegoś nie zmienię, to skończę jak koledzy w biurach za max 3k brutto i będę takim wyrobnikiem. I wtedy wpadłem na niekonwencjonalny pomysł pójścia nie do końca w swoją branżę. I teraz sobie zarządzam małą grupą ludzi i nie narzekam i mogę się śmiać z tych kolegów którzy od paru lat stoją w tym samym miejscu. A wiesz czemu się śmieję? Bo udało mi się dojść do takiego malutkiego celu, jakim jest mozolne wspinanie się po szczeblach kariery - bez układów, choć z niewątpliwym wsparciem rodziców w postaci zapewnionego miękkiego lądowania jak przeszarżuję w decyzjach. Mnie nie zadowalała nigdy "bezpieczna" posadka. Dążyłem uparcie i dalej dążę do pewnych marzeń. I Ty rób to samo. Chcesz tego kabrioleta sobie kupić? To jest jeden z tych małych cełów, który z pewnością przy odrobinie szczęścia spełnisz.

 

Poza tym i tak Cię podziwiam, że dałeś radę w miarę się ustawić za granicą. Jak obserwuję znajomych to większość pracuje poniżej swoich kwalifikacji, bo nie mają siły przebicia, boją się, może nie znają języka? O ile Ciebie zrozumiałem, pracujesz w miarę w swoim zawodzie za granicą, a to już pewien sukces jest. Więc ja bym to odczytywał jako potężny plus. Nie każdy tak potrafi. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.