Skocz do zawartości

Dlaczego nie warto ufać kobietom


Rekomendowane odpowiedzi

A co do podejścia katolickiego . Dziś byłem na pogrzebie cioci i jej syn ma partnerkę z którą ma dwójkę dzieci , ale nie mają ślubu kościelnego ani też cywilki . I dobre pół kazania było o tym jak to ludzie odchodzą od boga  , przestają przyjmować sakramenty. W skrócie mówiąc pił do wuja. Ja uważam , że każdego to jest sprawa i tak rozmawiałem później z uczestnikami pogrzebu i wyrażałem swoje zdanie i oczywiście byłem uznany za afe.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, lxdead napisał:

@rycerz76 chyba jeszcze białorycerz76 :P prędzej nauczysz psa mówić niż wytłumaczysz babie że ma się kierować rozumem nie cipą :D

Racja, ale osobiście nabijam się z takich świętojebliwych kobiet lubię wykazywać ich cynizm, jeżeli chodzi o ich deklarację przynależności do kościoła kk a ich zachowanie w życiu, szkoda, że kk idzie na ilość swoich wiernych a nie, na jakość.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze zastanawiało mnie pojęcie małżenstwa w kościele katolickim, bo np Święty Paweł ma do tego dosyć sceptyczne podejście...

 

'' Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. 2 Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża.

Albo

 

'' Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony! ''

'' Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. 33 Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. 34 I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. ''

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Themotha napisał:

Zawsze zastanawiało mnie pojęcie małżenstwa w kościele katolickim, bo np Święty Paweł ma do tego dosyć sceptyczne podejście...

 

'' Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. 2 Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża.

Albo

 

'' Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony! ''

'' Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. 33 Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. 34 I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. ''

Dlatego powstały zakony. Nauki Jezusa są bardziej uniwersalistyczne od tego bym wychodził. Po to człowiek ma rozum żeby tę swoją zwierzęcą naturę mógł transcendować co innego niewierzący, itp ich zachowanie jest jak najbardziej logiczne. :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minutes ago, Themotha said:

Zawsze zastanawiało mnie pojęcie małżenstwa w kościele katolickim, bo np Święty Paweł ma do tego dosyć sceptyczne podejście...

 

 

Najważniejsze jest tu :

7 Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, a drugi taki. 8 Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. 9 Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Kimas87 napisał:

 

Co powinieneś zrobić? Oczywiście odejść i zarządzać zwrotów całej gotówki jakie wpompowałeś w jej chorobę. Skurwysyństwo

A niby jak miałby tą gotówkę wyegzekwować !?, powie że nie ma bo jest albo była biedna i chora i pocałuj się w dupę ! a jak odejdzie z podwiniętym ogonem będzie się w duchu z niego chichotać za jego plecami......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podejście katolickie jest takie, że kobiety to istoty z puchu, mężczyźni piją, biją i zdradzają. Kobiety natchnionie duchem świętym to wszystko wybaczają i cementują rodzinę swoją miłością. Facet ma być potulny, robić dzieci i zarabiać hajs. Baba nie czuje pożądania (nie myśleć cipą tylko rozumem - baba jest usprawiedliwiona) więc seks kilka razy w miesiącu w dni płodne, stąd dzieci. I wszyscy mają być szczęśliwi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 hours ago, Bullitt said:

Gość po prostu nie zauważał pewnych rzeczy i potem wyszło na to, że pomógł jej w chorobie i za to został rzucony. 

Tylko widzisz, jakby panna byla w porzadku to by duzo wczesniej mu powiedziala ze juz nic do niego nie czuje. Tylko ze takie wyznanie mogloby zaklocic proces finansowania leczenia. To sie nazywa wyrachowanie i skurwysynstwo. Brak slow.

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Unhomme napisał:

Tylko widzisz, jakby panna byla w porzadku to by duzo wczesniej mu powiedziala ze juz nic do niego nie czuje. Tylko ze takie wyznanie mogloby zaklocic proces finansowania leczenia. To sie nazywa wyrachowanie i skurwysynstwo. Brak slow.

Tylko która baba Ci to powie wprost, ja takiej nie znałem. Nawet jak ma dość gościa to przecież nie pozbędzie się orbiterka bo to takie miłe i tak pięknie głaszcze ego pustej jak dzwon Zygmunta babie.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, WucTengaPaua napisał:

I dobre pół kazania było o tym jak to ludzie odchodzą od boga  , przestają przyjmować sakramenty.

I oczywiście ten Bóg jest dostępny tylko dla "prawdziwych katolików"?? I reszta ludzi (w tym innych wyznań) to słudzy Szatana? Pomijając juz ze sakramenty sobie wymyślili ludzie. W innych religiach ich nie ma bo akurat tamci sobie wymyślili inne rytuały. :blink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, jaro670 napisał:

Przecież wiadomo że kobieta docenia i szanuje to co dopiero może dostać a tego co już dostała nie szanuje nigdy

Kiedyś był wrzucony tutaj tekst jakiegoś filozofa na temat wdzięczności kobiet, bardzo celny, może ktoś przypomni bo nie mogę znalezć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Im więcej czytam wątków na forum i im więcej faktycznie zaczynam dostrzegać to w życiu tym bardziej czuje , ze nie chce być związku.

Aktualnie mam dziewczynę ale widze 1.myślenie w kategorii korzyści(psychologicznych bo materialnie jest kilka klas wyżej ode mnie) 

2.shit testy które pojawiły się gdy zacząłem emanować siła( co ciekawe doświadczam ich w pracy od kobiet z którymi nic mnie nie łączy) 

3.oblude , generalnie można powiedzieć ze sprawiam wrażenie alfy i ona uznaje to za totalny atut i bardzo lubi gdy się śmiejemy z jej byłego ze był sztywniakiem etc ( co jest żałosne i przykro mi z tego powodu)

4.manipulacje , które maja na celu obniżyć moja wartość w jej oczach 

5.z koleżankami w pracy które są zamężne nieraz żartowałem na tematy seksualne i wcale im to nie przeszkadzało co więcej śmieszne jest jak podchodzą do Ciebie i się wtulają cyckami podczas rozmowy

6.mialem przyjemność szczerej rozmowy ze starsza koleżanka której spytałem czemu rozstała się ze swoim facetem z którym maja dziecko , odpowiedz? Był nadopiekuńczy gdy zaszła w ciąże i miała go dosyć - DRAMAT KURWA 

 

przeraża mnie to wszystko bo seks nie jest wiele warty a widzę jak wiele trzeba poświecić by go mieć, przeraża mnie obłuda kobiet i na prawdę mam wrażenie ze faceci ostatecznie są bardziej uczyciowi niż kobiety wbrew panującym mitom. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Ali napisał:

przeraża mnie to wszystko bo seks nie jest wiele warty a widzę jak wiele trzeba poświecić by go mieć, przeraża mnie obłuda kobiet i na prawdę mam wrażenie ze faceci ostatecznie są bardziej uczyciowi niż kobiety wbrew panującym mitom. 

Widzisz, tylko to jest wszystko kwestia naszego podejścia. Tak naprawdę daliśmy sobie wmówić czystą iluzję - jak to ciężko jest zdobyć kobietę, mieć seks, jak to wielu jest orbiterów. Przecież kobiet jest więcej niż mężczyzn, to jest czysta statystyka. Gdybyśmy postawili ZBIOROWO wysokie wymagania- wszyscy, jak 'jeden mąż', to kobiety nie miałyby wyboru - albo by im sprostały albo byłyby samotne. Tego nie da się oszukać, bo kobiet jest tyle samo lub więcej niż mężczyzn. 

Poznałem kilka Ukrainek które były w szoku, że Polacy są tak uprzejmi dla kobiet. U nich na Ukrainie nauczyły się, że jak chłop nie pije i nie bije, to już jest skarb. A wiesz czemu? Bo tam chłopy tak mają ZBIOROWO - większość. Laska tam nie zagra facetowi na nosie odejściem, bo wie, że wpadnie w łapy innego który też będzie pił i bił. Czy to jeden, czy to inny. Tak naprawdę gdyby wszyscy europejscy mężczyźni nagle zbiorowo postanowili, że od teraz będą pić i bić, to myślisz, że kobiety dalej  by tak fikały? Nie, bo zmieniając faceta trafiałyby na takiego samego albo i gorszego, a dodając do tego, że jest ich nawet więcej jak mężczyzn, to po prostu nie miałyby wyboru. I wtedy drastycznie spadłyby wymagania na nowy poziom, który brzmi: 'facet to wystarczy żeby był tylko trochę ładniejszy od diabła'. Tak się kiedyś mówiło, gdy mężczyźni trzymali ramę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Ali napisał:

Im więcej czytam wątków na forum i im więcej faktycznie zaczynam dostrzegać to w życiu tym bardziej czuje , ze nie chce być związku.

5.z koleżankami w pracy które są zamężne nieraz żartowałem na tematy seksualne i wcale im to nie przeszkadzało co więcej śmieszne jest jak podchodzą do Ciebie i się wtulają cyckami podczas rozmowy

Rozumiem, że Ty nigdy nie pomyślałeś o innej w ten sposób? Widzisz obcą szprychę i zero, tak? Nie wierzę. Jesteśmy tacy sami jak one. 

11 godzin temu, Ali napisał:

przeraża mnie to wszystko bo seks nie jest wiele warty a widzę jak wiele trzeba poświecić by go mieć, przeraża mnie obłuda kobiet i na prawdę mam wrażenie ze faceci ostatecznie są bardziej uczyciowi niż kobiety wbrew panującym mitom. 

Ludzie zasadniczo są obłudni. Mężczyźni są tacy sami. Jedyne co jest błędem to, że wmówiono nam że kobiety są inne. Nie są. Są pod tym względem dokładnie takie same. Nie są żadnymi aniołkami. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://www.zdradzeni.info/news.php?readmore=5466  kolejny przykład

U mnie zakończyło się 10 letnie małżeństwo. 16 lat razem, moja wielka pierwsza miłość. Kiedyś zakochani w sobie, potem przyszło na świat pierwsze dziecko. Bardzooo długo się o nie staraliśmy. Zakochałem się w synu niemiłosiernie, kichnął prychnał w nocu a ja już stałem nad łóżeczkiem. Stał się dla mnie najważniejszy i to trwało prawie 2 lata.

W tym czasie żona poszła na tor boczny, w łóżku przestało być fajnie, życie codzienne stało się szare. Oczywiście miewaliśmy te lepsze i te gorsze momenty. Z najgorszych było to, że żona pocałowała się z innym facetem. Tylko pocałunek, a moje zaufanie do niej updało. Nigdy tego nie wybaczyłem, często wracało i bolało bo wiedziałem, że to pierwszy krok do czegoś gorszego, a jak już go zrobiła to nie będzie się bała wykonać następnego... 

Ale jakoś to przetrwaliśmy. Po paru latach przyszło na świat kolejne dziecko, jakoś nam się żyło, ale wiem że stałem się oziębły. Po tamtym pocałunku wciąż moja wiara i zaufanie się nie odbudowało (a minęło parę lat). Nie okazywałem żonie uczuć, chociaż je miałem w środku. Może bałem się że jak powiem że jest ładna i kochana to ucieknie do tamtego. Że upewni się w tym ile jest warta. Teraz wiem że na kobiety to działa odwrotnie, że to by ją mogło zatrzymać, ale czasu nie cofnę i błedu nie naprawie.
Nigdy nie byłem obsesyjnie zadzrosny, nie kontrolowałem telefonu ani facebooka. Chciałem wierzyć że jest ok.

Ostatnie parę miesięcy, los i my sami wystawiliśmy się na próbę. Zaczęła się największa kłótnia w moim życiu. Ubliżaliśmy sobie od najgorszych, wyrzucaliśmy pretensje i problemy z przed lat, których kiedyś nie przegadaliśmy i nie rozwiązaliśmy, bo przecież po paru dniach było ok więc nie trzeba do tego wracać. I to był błąd...

Kłótnia doprowadziła do tego, że dom wystawiliśmy na sprzedaż, ale wciąż w nim mieszkaliśmy. To był pokaz siły, wbijanie szpili tak aż zaboli, jedno drugiemu i na zmianę. W tej całej kłótni, która trwała 4 miesiąca ona chciała mnie znisczyć, zabrać dzieci, większą część domu. Wśród znajomych zrobiła ze mnie potwora - to wszystko po to żeby później łatwiej zrozumieli dlaczego ona się rozwodzi i odchodzi.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie mam już nad tym żadnej kontroli, ona wypełniała paiery rozwodowe, walka o dzieci kto kiedy i jak się nimi będzie zajmował. Nasze życie staneło nad przepaścią Było bardzo źle, ale w mojej głowie to była wciąż kłótnia. Niestety nie w jej.
Zaczęła się spotykać z innym facetem (ja o tym wtedy nie wiedziałem), wychodzić wieczorami itd. Domyślałem się, ale jak się zapytałem to mówiła że nie ma nikogo. To była nieprawda. Zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnego wpływu na nią i na to co robi i poprostu poddałem się z tym wszystkim. Zgodziłaem się na sprzedaż domu, na papiery rozwodowe, nie robiłem z niczym problemu, przestałem walczyć. Przeprosiłem ją, zrozumiałem swoje błedy, otworzyłem się, ale ona nie chciała słuchać, nie uwierzyła a to było najbardziej szczere jak tylko potrafiłem. Prosiłem ją o to żebyśmy poszli po pomoc, że z pomocą psychologa damy radę, ale ona nie słuchała. Nie słuchała nikogo z otoczenia, ani mnie ani rodziny. Ziała tylko do mnie nienawiścią.

Wciąz mieszkaliśmy razem w jednym domu, ale w osobnych sypialniach. Po paru tygodniach będąc w pracy dostałem od niej wiadomość, że przeprasza. Strasznie się ucieszyłem, tego dnia nie myślałem o niczym innym jak o tym co zrobię żeby być lepszym dla niej, jak ponownie włążę obraczkę na jej palec ślubny, że pojedziemy na super wakacje bo zasługujemy. Miałem tysiąc pozytywnych myśli na minutę. Po powrocie do domu i gotowy na rozmowę o tym jak naprawimy nasz związek usłyszałem: zdradziłam cię, zdradziłam z tym samym kolesiem, zktórym pocałowałam się parę lat temu. 
W pierwszym momencie nie poczułem gniewu i złości, nie docierało chyba do mnie co ona mówi. Ja tu przyszedłem naprawiać siebie, nas i walczyć a ona mi wbija nóż prosto w serce. Gniew i złość i żal przyszły po paru dniach. Robiłem wyrzuty, gryzłem się z tym, zacząłem się porównywać do niego, co jest ze mną nie tak, czy ja jestem gorszy? I tak kolejne parę tygodni. Ona mówiła, że przyznała się bo chce zbudować nasz związek od początku, na szczerości, że zrozumiała swój błąd, że rodzina jest najważniejsza. Przypominała mi nasz dzien ślubu i wiele innych cudownych momentów z naszego życia. I chociaż od zawsze powtarzałem, że zdrady nie wybaczę to zacząłem się zastanawiać czy może nie spróbować, bo przecież mamy dwojkę cydownych dzieciaków, dom, tyle nas łączy... Tylko w tym wszystkim co mówiła i jak się zachowywała cały czas mi coś nie pasowało. Nie widziałem tej prawdziwej szczerości, tego poczucia winy za najgorsza krzywdę jaką można wyrządzić sobie na wzajem. Nie widziałem tego zrozumienia własnego błedu.

Ale potem wyszło na jaw dlaczego napisała to przepraszam, dlaczego chciała znów być razem. Bo jej nowy facet się nią zabawił i ją po paru tygodniach zostawił. Tego mi oczywiście nie powiedziała. Dowiedziałem się od innych. Po konfrontacji przyzała że to prawda i wtedy po raz kolejny mój świat runął. Bo wszystko co mi mówiła, sposób w jaki prała mi głowę, jak chciała mną zmanipulować to wszystko było tylko dlatego, że jej drugie życie się posypało. To wszystko to było kłamstwo. Brnęła w nie, wciagąjać przy tym rodzinę i znajomych. 

Nie docierało do mnie jak można zrobić coś takiego drugiej osobie. Chociażby z szacunku że byliśmy 16 lat razem, nie powinna kłamać. 
Ja nie znając prawdziwego powodu jej porotu, codziennie myślałem czy nie spróbować znów, nie przełknąć tego, zagryźć zęby i się poświecić. Tym kłamstwem pozowiła mi na to, że w pracy dostawałem napadów płaczu, zadręczałem się myślami.
Znów przechodziłem hustawki humoru, jednego dnia jej nienawidziłem, a innego docierało do mnie że chyba ją wciąż kocham. Wspomnienia nie pomagały w tym w ogóle. Miałem ciągłą walkę serca z rozumem. Rozum mówił, nie to koniec tam nie ma przyszłości, a serce nie chciało odpuścić, porzucić tego co nas łaczy. Nie mogłem spać, budziłem się w nocy z koszmarami. Zatraciłem poczucie głodu, schudłem 8kg.
Przeszedłem przez wszystkie etapy emocji jakie towarzyszą po zdradzie. Znów przechodziłem żałobę, płakałem jak bóbr chociaż wcześniej przez lata nie uroniłem łzy. 
Jej świat też się zawalił, ale w każdej rozmowie ona wciąż mnie atakowała. Próbowała zrzucić to poczucie winy na mnie. Obarczyła mnie całą winą za to co się stało. Co rusz wyciągała jakieś złe momenty z przeszłości i przyczepiała je do tego co się dzieje. Wmawiała mi, że ona próbowała ze mną rozmawiać miesiące wcześniej przed tą wielką kłótnia. Tylko dla mnie to nie była rozowa; to były pretensje i rządania. Nigdy nie doszliśmy do źródła problemu.
Jestem optymistą, który twardo stąpa po ziemi. Nie podejmuje decyzji pochopnie, wszystko przeanalizuje, rozpatrze każdą opcję. Nie potrafiłem jej znienawidzić na stałe, to uczucie przychodziło ale za chwilę mijało.
Widziałem, że jej też jest źle, że cierpi. Zoferowałem, że dopóki mieszkamy w tym domu to na ile będe mógł to jej pomogę. Oczywiście mi samemu też było ciężko, miewałem napady złości, żalu, gniewu i płaczu. Tylko dzieciaki mnie napędzały, wiedziałem że to dla nich muszę się szybko pozbierać i żyć dalej, zadbać o ich przyszłość.

Przegryzałem to powoli w sobie. Walka rozumu z sercem wciąż trwała, ale rozum zaczął wygrywać. Dziś napisałem list do żony. Nie był to list obwiniający ją, tylko list o tym co czuję i jak ta cała sytacja na mnie wpłynęła. O tym jakie wnioski z tego wyciągnałem na przyszłość i co chcę zrobić z tym dalej.
Zdałem sobię sprawę, że w przeszłości zawiniłem, nie zachowywałem się jak mąż, partner, przyjaciel. Nie zadbałem o jej potrzeby, tylko odsuwałem się powoli na bok. Jasne dbałem o to żebyśmy żyli na poziomie, dbałem o dom, remontowałem, robiłem masę nadgodzin żeby na wszystko nam starczało. Ale nie rozmawiałem z nią. Zabrakło nam dialogu, wspólnych zainteresowań, wspólnych momentów i to powoli nas oddalało od siebie.

Zrozumiałem też, że i ja nie byłem w tym szczęśliwy. Jej codzienne pretensje i kłotnie, moje zmęczenie, stres w pracy i problemy życia codzniennnego sprawiły, że nie czułem ochoty na zbliżenie, przytulenie. Moja więź emocjonalna do niej stawała się coraz cieńsza. Przestałem się cieszyć z życia. Wyremontowany dom, super fura na podjeżdzie ucieszyły tylko na chwilę. Przestałem doceniać czas z rodziną, bo się wiecznie kłóciliśmy. Chciałem jej unikać, żeby się w końcu zamknęła i dała mi świety spokój.
Przez tą kłótnię zrozumiałem, że nie chcę takiego życia, ja znów chcę być taki jak kiedyś, pogodny i zabawny, cieszyć się z głupot, wygłupiać się na codzień i w łóżku, mieć satysfakcję z zabawy z dziecmi. Chcę żyć.

I zdałem sobie sprawę, że to nigdy nie nastąpi dopóki będę z moją żoną. Obojętnie jak mocno byśmy się nie postarali, to te myśli i to co się stało by do mnie wracało. Gnębiłbym się tym w życiu codziennym, a ją pewnie w każdej drobnej sprzeczce. To co się stało wyryło w mojej głowie obraz nieodwracalny, nienaprawialny. Zdałem sobie sprawę, że wydarzyło się tak wiele, że tego się już nie da odbudować, a każda próba naprawy byłaby odroczeniem wyroku. 
Pogodziłem się z tym co się stało, dzieje i stanie. I chociaż nie wiem co przyniesie przyszłość (mam 33 lata) to wiem, że kiedyś przyjdzie ten moment, że znow poczuje się szczęśliwy, że bedzie tam ktoś dla mnie a ja dla kogoś - tak jak było wcześniej między mną i żoną. Tylko tym razem nie popełnie tych samych błedów. Będe otwarty w okazywaniu uczuć i będę o to zabieagał.

Mineło zaledwie parę tygodni od tego wydarzenia, a ja dziś mogę powiedzieć że jest mi w końcu lepiej. Co mi pomogło? Napewno pogodzenie się z tym, że to co się stało jest nienaprawialne. Wiem, że cięzko jest odpuścić i zostawić osobę z którą się spędziło połowę swojego życia, ale dla mnie innej drogi nie ma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwykły mężczyzna, jak ich wielu. Wmówili mu w młodości, że kobieta jest efemeryczną osobą, której możemy się  wyżalić i uznać za przyjaciela. Nie słuchał swojej intuicji i żył z wybranką wbrew przeczuciu, że po pocałunku z innym typem nie może jej już zaufać. Wciąż naiwnie myśli, że kobiety na ogół to dobre istoty są, tylko moja była to jakaś dziwka była.

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 28.02.2018 o 01:26, theo napisał:
W dniu 27.02.2018 o 22:49, Ali napisał:

przeraża mnie to wszystko bo seks nie jest wiele warty a widzę jak wiele trzeba poświecić by go mieć, przeraża mnie obłuda kobiet i na prawdę mam wrażenie ze faceci ostatecznie są bardziej uczyciowi niż kobiety wbrew panującym mitom. 

Widzisz, tylko to jest wszystko kwestia naszego podejścia. Tak naprawdę daliśmy sobie wmówić czystą iluzję - jak to ciężko jest zdobyć kobietę, mieć seks, jak to wielu jest orbiterów. Przecież kobiet jest więcej niż mężczyzn, to jest czysta statystyka. Gdybyśmy postawili ZBIOROWO wysokie wymagania- wszyscy, jak 'jeden mąż', to kobiety nie miałyby wyboru - albo by im sprostały albo byłyby samotne. Tego nie da się oszukać, bo kobiet jest tyle samo lub więcej niż mężczyzn. 

Poznałem kilka Ukrainek które były w szoku, że Polacy są tak uprzejmi dla kobiet. U nich na Ukrainie nauczyły się, że jak chłop nie pije i nie bije, to już jest skarb. A wiesz czemu? Bo tam chłopy tak mają ZBIOROWO - większość. Laska tam nie zagra facetowi na nosie odejściem, bo wie, że wpadnie w łapy innego który też będzie pił i bił. Czy to jeden, czy to inny. Tak naprawdę gdyby wszyscy europejscy mężczyźni nagle zbiorowo postanowili, że od teraz będą pić i bić, to myślisz, że kobiety dalej  by tak fikały? Nie, bo zmieniając faceta trafiałyby na takiego samego albo i gorszego, a dodając do tego, że jest ich nawet więcej jak mężczyzn, to po prostu nie miałyby wyboru. I wtedy drastycznie spadłyby wymagania na nowy poziom, który brzmi: 'facet to wystarczy żeby był tylko trochę ładniejszy od diabła'. Tak się kiedyś mówiło, gdy mężczyźni trzymali ramę.

To jest własnie końcowa wersja tego co musimy zrobić.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do tego gościa, który wtopił mnóstwo kasy w leczenie żony i zaharowywał się na śmierć byle tylko przeżyła... prawda jest taka, że cokolwiek nie zrobicie dla jakiegokolwiek człowieka - znajomego czy nieznajomego, np. jak obsypiecie złotem osobę bezdomną sami stając się bezdomnymi... jak to zrobicie to ten bezdomny was pokocha bo tyle dla niego zrobiliście? Jak na moje oko to: za cholerę nie, bo nie tak działają uczucia - zwłaszcza te między kobietami a mężczyznami.

 

Dlatego nie mógł oczekiwać od swojej żony, że dalej/bardziej będzie go kochać. Prędzej może mieć pretensje o to, że widocznie od dawna go nie kochała ale wykorzystywała uczynnego, naiwnego frajera. Może myślała "jestem matką jego dzieci... dzieci mnie potrzebują, dla nich muszę żyć wszelkim kosztem" i to ją motywowało żeby z tego korzystać bez dylematów moralnych. Ale jak dla mnie to skurwysyństwo żeby tak wykorzystać osobę naiwną uczuciowo, która myśli że ją kochamy... wg mnie powinien być na to paragraf. Gdyby chciała rozegrać to uczciwie odeszłaby ale oddała wtopione pieniądze bo ów człowiek jeszcze długo będzie spłacał jej zdrowie podczas kiedy ona będzie się bawić.

Edytowane przez SzejkNaftowy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.