Skocz do zawartości

Mentalność przegrywa


Mapogo

Rekomendowane odpowiedzi

7 minut temu, Themotha napisał:

@mac bo leki likwidują w jakimś stopniu objawy nie przyczynę.

To mnie nie przekonuje. Czyli mocno źle się czujesz, chcesz się wieszać, ale leków nie przyjmiesz, bo przecież tylko objawy zlikwidują? To wolę zaleczyć objawy, a później w dobrym stanie walczyć dalej. 

 

@Gr4nttak, na nadciśnienie się leczę od dość dawna już. Po 3 miesiącach od brania tabletek to w ogóle była bajka, jak się ustabilizowało wszystko. Dosłownie nie mam negatywnych myśli. Kardiolog mówił, że motywy depresyjne to właśnie często przez nadciśnienie i inne problemy z sercem. Opowiedział mi trochę o tym i odniosłem wiele rzeczy do siebie. Później oczywiście badania krwi i inne duperele. Powychodziło sporo syfu. Przeszedłem na skrajną dietę, zacząłem ćwiczyć dzień w dzień, bo w końcu odzyskałem dawną energię życiową po tabletkach. Dopiero po lekach nabrałem siły na dalszą walkę w celu przywrócenia organizmu do pionu. Tak to nie było szans. Poza tym to nie tylko mój przykład. Klasyczna procedura. Odnośnie skutków ubocznych to na rynku jest mnóstwo leków. Jak coś nie pasuje to po prostu lekarz dobiera kolejne. Trzeba trafić pod siebie z tematem. Ja też kiedyś byłem "mądry", dopóki choroba mnie nie dopadła :P 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz powtarzam, leki zwalczają w jakimś stopniu objawy nie przyczynę, sam brałem leki (xanax) na silne nerwice, pomagały przez jakiś czas, potem nawroty choroby wróciły ze zdwojoną siłą, bo problem leżał w głowie, przepracowanie problemu trwało dwa/trzy lata, od tamtego czasu mam spokój, w dodatku leki brane przez jakiś czas niszczą organizm czy tego chcesz czy nie.

Edytowane przez Themotha
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mac Ja też się leczę na nadciśnienie. Biorę leki od bardzo dawna ale nie wiem czy mają one wpływ na mój nastrój. Od kilku dni się wyraźnie gorzej czuje, jakieś stany depresyjne czy coś. Banalnie to zabrzmi ale nie widzę sensu egzystencji.

 

Zawsze wybiegałem lekko w przyszłość, cieszyłem się, że wieczorem film obejrzę, że w weekend coś porobię, że niedługo urlop, itd. Teraz nie potrafię się niczym takim cieszyć, a co gorsze to po tym czego się dowiedziałem min. z forum zdaję sobie sprawę, że ciężko o tym pogadać z małżonką - chodzi o okazywanie słabości. Więc udaję w domu, że wszystko jest ok, a nie jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O kurdę opisałeś dokładnie moją mamę niestety, rady na to dużej nie mam bo sam tego nie doświadczyłem. Jedyne co mogę dodać to żebyś się jak najszybciej zajął tym tematem i odwrócił sytuację bo moja mama (55 lat) już jest na granicy pokoju obitego materacami czasami... :( . Pomagają psychotropy ale kto by chciał takiej wegetacji i sinusoidy emocjonalnej (dużo większej niż w związkach). 

Przechodzi to u nas genetycznie i przez wychowanie (jej mama była taka sama), mi się udało bo Tata wygrał przy wychowywaniu mnie i zdołał przekazać mi podejście do życia w tym stylu : 

 

Edytowane przez Gandziarz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, oczywiście też miałem podobnie i wciąż mam... najważniejsze, że już wiesz w czym jest problem i to nie jest problem z Tobą jako takim tylko z oprogramowaniem Twojego umysłu. Programowanie to wychowanie (atmosfera) w domu, wymagania rodziców, stosunek rodziców do nas szczególnie nastawiony na budowanie lub niszczenie naszej wartości i samooceny... dalej kościół - też nie pomaga tej samooceny podnieść.... nasze otoczenie, szkoła, nasze ciało... i w efekcie kompleksy.

Moja rada: "Ogarnij się i zbuduj nowego siebie"

1. Jeżeli masz środki materialne wyprowadź się od rodziców - kobitki nie uznają kolesi, którzy w takim wieku mieszkają z rodzicami ;)

2. Zadbaj o swoje zdrowie - zacznij uprawiać sport żeby zmienić swoje ciało na bardziej atrakcyjne - skończ ze słodyczami i gównianym żarciem.

3. Znajdź dobrą pracę - jesteś sam więc nawet możesz za nią wyjechać do innego miasta czy państwa - tam będziesz mógł zacząć od nowa wchodząc w nowe środowisko z nowym sobą.

4. Taniec... - przychodzi sam szczególnie po spożyciu;) ale na razie się tym nie przejmuj. Co do kursu tańca ... kiedyś chodziłem i się nie nauczyłem :D, za to całkiem dobrze tańczę taki tam standard, który zatańczysz z każdą panienką i nie jest to żaden konkretny taniec, w każdym razie panie lubią jak jesteś dynamiczny i mocno trzymasz za ręce - czują się wtedy bezpieczne i czują twoją siłę ;) Są panienki, które też nie potrafią tańczyć :).

5. Z poznawaniem ludzi - nic na siłę, jak poczujesz, że chcesz mieć z kimś kontakt to wtedy swobodnie zagadaj czy to z mężczyzną czy z kobietą, zobaczysz wtedy czy chcesz dalej to podtrzymać.

6. Bądź ciekawą osobowością ze swoim hobby - na pewno takie masz.

 

Generalnie zbuduj siebie, bądź dynamiczny i pewny siebie a zacznij od chodzenia w odpowiedni sposób, wyprostowany i dynamiczny a nie skulony i przemykający żeby nikogo nie urazić. Dziewczyny lubią i szukają kolesi pewnych siebie bo tak są zaprogramowane przez naturę (czyt. Kobietopedia) ... ale takich kolesi nie ma a wielu a większość udaje, stosuje taki trik kreując się na pewniaka, a kobitki się na to łapią. 

Wszystko w wizerunku musi grać: Jesteś samodzielnym ogarniętym facetem, mieszkasz sam, ubierasz się schludnie i dbasz o siebie (sport), zadbaj o dodatki (samochód, zegarek, perfumy), praca i pieniądze ... ech pieniądze największy afrodyzjak :D. Wszystko to spowoduje zwiększenie pewności siebie i podniesienie samooceny ... dalej poleci samo.

A najważniejsze nie przejmuj się błędami, każdy je popełnia. Nie rozmyślaj nad nimi i szybko je zapominaj, zawsze traktuj jako lekcję życia. Pozdrawiam i głowa do góry :D 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@hmm.. w pewnych kwestiach zgadzam się, ale w pewnych nie, wyprowadzka od rodziców niczego nie zmieni dopóki człowiek nie przetrawi swoich starych wzorców. Sam się na to łapałem, kilka lat temu wyprowadziłem się z domu i co z tego? dalej robiłem podświadomie to czego chcą rodzice, zdawałem relacje z każdego dnia.

Co to znaczy dobra praca? lepiej płatna? weź pod uwagę że człowiek z zaniżoną samooceną nie zna swoich mocnych stron, więc na jakiej podstawię ma mieć fach? skąd on ma wiedzieć co umie? bierze pracę jak leci, kasjer, rozwożenie mięsa itp

Czasami się trzeba zastanowić co się piszę, gość pogrążony w depresji słysząc słowa weź się w garść jest jeszcze bardziej dojebany niż wcześniej. Tu trzeba prace od podstaw, nie ma sensu uczyć się nowych, wystarczy porzucić stare.

Edytowane przez Themotha
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Perun82 pustki wewnętrznej nie zaspokoisz rzeczami zewnętrznymi. To iluzja, pustka emocjonalna jest w pewnym sensie wybawieniem, szansą bo w niej człowiek zaczyna dostrzegać że musi zacząć od nowa, innymi słowy zakochać się w sobie, to jest trudne bo pojawia się zaraz myśl ''Ale jak mam pokochać siebie, skoro nie mam tego tego i tamtego'' blednę koło, ale wszystko da się zrobić :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Themotha napisał:

pustki wewnętrznej nie zaspokoisz rzeczami zewnętrznymi.

A system potrzebuje jednostki posiadającej głębokie wnętrze, czy jednostki podporządkowanej, żyjącej życiem zewnętrznym, konsumującym, kopulującym. 

 

W szkołach tego nie uczą. Podporządkowanie, porządek, dyscyplina, karność. A to czy ty jesteś wrażliwy. Maszeruj albo giń.

Edytowane przez Perun82
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

System edukacji jest stworzony w taki sposób abyś zapierdalał na taśmie bądź w sklepie, dlatego nie uczy przystosowania do życia a uczy o Greckich bogach. Nie uczy samorozwoju, nie pomaga dzieciom w dostrzeganiu swoich talentów tak jak to było czy chyba nadal jest w Norwegii czy Danii.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Themotha napisał:

w pewnych kwestiach zgadzam się, ale w pewnych nie, wyprowadzka od rodziców niczego nie zmieni dopóki człowiek nie przetrawi swoich starych wzorców.

To prawda ! Nawet jak uciekszniesz na Mount Everest to zabierzesz ze sobą źródło problemu - Twój umysł :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, Mapogo napisał:

A jak wyglądała u Ciebie kwestia programowania i uczenia się nowych rzeczy? Nie zniechęcałeś się? Nie chciałeś odpuścić? Nie denerwowało Cię to, że pewnych rzeczy nie rozumiesz? Nie dołowałeś się przez to jeszcze mocniej i nie obniżałeś własnej wartości w trakcie uczenia?

 

Powodzenia. :)

 

Denerwowało to mało powiedziane. W oczekiwaniu szybkich rezultatów rzucałem książkami i rozjebałbym pół pokoju, ale bałem się bo co ojciec na to? haha

Zastanawiałem się wielokrotnie, nawet wczoraj jeszcze czy oby na pewno nie jestem ćwierćinteligentem i czy z moim iq mogę cokolwiek zdziałać i czy nie lepiej byłoby pójść zasuwać do fabryki przynajmniej bym Passata 1.9 TDI sobie kupił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.03.2018 o 20:52, Mapogo napisał:

moja inteligencja społeczna

Nie znoszę tej współczesnej nowomowy jak jasna cholera. Każdy myśli o sobie jakby był zestawem parametrów do skonfigurowania, a później dziwi się, że życie nagle stało się udręką.

W dniu 4.03.2018 o 20:52, Mapogo napisał:

nie wiem jak podrywać, nawiązywać nowe znajomości

Nikt nie wie, bo to nie jest wiedza podręcznikowa, to wiedza praktyczna. "Nie wiem jak jeść sztućcami, bo nie przeczytałem instrukcji obsługi i nie obejrzałem instruktażu na necie". Znajomości to w ogromnej mierze pokłosie stylu życia. Twojego, ale też stylu życia rodziny i społeczeństwa. Żyjesz w społeczeństwie, które jest komunikatywne, kolektywne, w którym wszyscy się znają albo istnieje tradycja rodzin wielopokoleniowych/wielodzietnych, zagadywania do obcych, spotkań na szczeblu lokalnym, sjesta, tańce na ulicach i karnawał? Wysunę hipotezę, że nie. Anonimowe miasto, praca od godziny do godziny w towarzystwie obcych ludzi i wieczorny powrót do mieszkania. I czytanie psychoporad o tym, że wyjście do klubu by zagrać z kimś w bierki odmieni twoje życie osobiste.

 

Z podrywaniem tak samo. Podryw nie jest dla każdego, bo niektórzy są: za brzydcy, zbyt biedni lub niedostatecznie przebojowi by coś na tym polu ugrać. Mogą zbudować mniej lub bardziej trwałą relację romantyczną z kimś na własnym poziomie, ale to wymaga wysiłku włożonego we wspólne spędzanie czasu, a i tak nie ma pewności, że ostatecznie wypali. Opublikowano ostatnio wyniki badań, że będziemy mieli w społeczeństwie nadwyżkę kawalerów, bo zaczyna brakować kobiet. Niektórzy nie będą mieli powodzenia nawet nie tyle, że nie ma dobrej roboty i grubego portfela, ale przez matmę.

W dniu 4.03.2018 o 20:52, Mapogo napisał:

więc mam obawy, że na kursie ludzie mieliby ze mnie ubaw

Znam ten sposób myślenia i nie jestem pewien, czy da się na niego coś poradzić rozmową i głoszeniem truizmów - tu potrzeba wewnętrznej przemiany - W każdym razie: większość obcych ludzi ma cię w dupie. Ma cię w dupie gdy nie rzucasz się w oczy, śmieje się gdy coś nie wychodzi, ale przeważnie ich nie obchodzisz. A jeśli oni przestaną cię obchodzić, będziesz wolny. Ale tego się nie da zrobić gadaniem. Albo stopniowe przemiany na skutek oswajaniem się z lękiem, albo gwałtowna, dramatyczna przemiana na skutek jakiejś traumy albo wewnętrznej niezgody na ciągnięcie życia jak dotychczas.

W dniu 4.03.2018 o 20:52, Mapogo napisał:

Jak z tego wyjść, od czego zacząć, czego próbować?

A co by się stało złego, jakbyś upadł? Na kursie by cię wyśmiali, firma splajtowała, a dziewczyna oceniła negatywnie? Przeżyłbyś. Na początku byłoby fatalnie, ale zahartowałbyś się, a życie ruszyłoby dalej. Ludzie wychodzili z obozów zagłady i nie bali się już niczego. Wiem, że teraz najpopularniejsza metoda pracy nad życiem to psychoterapie, podnoszenie pozytywnego myślenia, sukcesy, ale ja uważam, że część osób powinna doświadczyć wszystkiego czego się boi, aby doznać wyzwolenia. Cała reszta to lukrowanie problemu. Ale to moja wizja człowieka i jego losu, nie biorę odpowiedzialności za każdego, kto wypróbowałby ją na sobie i nie wierzę, aby znalazło się wielu chętnych.

 

W każdym razie świadomość, że po każdej klęsce życie toczy się dalej jest wyzwalająca.

Edytowane przez Mr.Meursault
  • Like 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę tu taki paradoks, że część komentujących w ogóle nie zrozumiało tematu. 

Autor właśnie wskazuje, że to co dla części tzw "normalnych" ludzi jest automatyzmem, banałem, zwykłą czynnością - dla niego jest niekończącą się udręką.

Tymczasem szereg komentujących wyskakuje z radosnym "zobacz jakie to proste bach bach i do przodu".

No k&rwa. To jakby podejść to typa ze złamaną nogą i zapytać "czemu nie chodzisz, zobacz, to takie proste  - prawa lewa prawa lewa, nic prostszego. Na początku będzie ciężko ale z czasem to rozchodzisz (złamanie k^*rwa rozchodzisz, powodzenia). Ech takie czasy, kiedyś to ludzie wychodzili na własnych nogach z obozów koncetradycjnych i jeszcze po drodze podrywali kobiety a ten nie może przejść trzech kroków". 

No właśnie o to chodzi, że to co dla "normalnego" człowieka jest banałem, coś czego "normalny" człowiek nawet nie zauważa - dla niego jest z jakiegoś powodu wielka trudnością.

To, że komuś serce bije zdrowo wcale nie znaczy, że ma jakąkolwiek kompetencję w przywracaniu do zdrowia serca bijącego nieprawidłowo. O tyle trafne porównanie, że bicie serca jest czynnością NIEZALEŻNĄ od woli i choćby się zesrał jeden z drugim to SIŁĄ WOLI nie naprawi sobie serca. Co oczywiście nie przeszkodziłoby w mądrzeniu się na forach. 

 

Autorowi tematu totalnie odradzam kobiety na jego aktualnym etapie. Gość jest niestabilny, ma szereg problemów, leży pod maską swojego silnika i próbuje ogarnąć plątaninę kabelków w tej dziwnej technologii jaką jest jego własny umysł. Jeżeli teraz pojawiłaby się kobieta i nastąpiło pi^!#lnięcie emocjonalno miłosne, to nie wróżę powodzenia ani w miłości ani w ogarnięciu "spraw". 

Edytowane przez KurtStudent
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, KurtStudent napisał:

Jeżeli teraz pojawiłaby się kobieta i nastąpiło pi^!#lnięcie emocjonalno miłosne

To czasami potrafi dać kopa, tylko że on nie trwa wiecznie. Pamiętam dawno temu jak byłem zakochany to jak odrodzony feniks z popiołów. Dieta, ćwiczenia, ubrania, nauka, socjalizacja, pozytywizm :D  :D Ludzie mnie nie poznawali.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KurtStudent Pięknie ujął. Nic dodać, nic ująć.

10 minut temu, KurtStudent napisał:

Ech takie czasy, kiedyś to ludzie wychodzili na własnych nogach z obozów koncetradycjnych i jeszcze po drodze podrywali kobiety a ten nie może przejść trzech kroków"

Ale kiedyś było kurła, ale było kiedyś. 

10 minut temu, KurtStudent napisał:

próbuje ogarnąć plątaninę kabelków w tej dziwnej technologii jaką jest jego własny umysł.

No i tu trzeba troche spędzić czasu, pogrzebać, z czasem się dojdzie do pewnych wniosków a te już mogą pchnąć na właściwe tory.

Z kobietami również raczej bym się wstrzymał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Mr.Meursault napisał:

Nikt nie wie, bo to nie jest wiedza podręcznikowa, to wiedza praktyczna.

 

20 godzin temu, Mr.Meursault napisał:

Znam ten sposób myślenia i nie jestem pewien, czy da się na niego coś poradzić rozmową i głoszeniem truizmów - tu potrzeba wewnętrznej przemiany - W każdym razie: większość obcych ludzi ma cię w dupie. Ma cię w dupie gdy nie rzucasz się w oczy, śmieje się gdy coś nie wychodzi, ale przeważnie ich nie obchodzisz. A jeśli oni przestaną cię obchodzić, będziesz wolny. Ale tego się nie da zrobić gadaniem. Albo stopniowe przemiany na skutek oswajaniem się z lękiem, albo gwałtowna, dramatyczna przemiana na skutek jakiejś traumy albo wewnętrznej niezgody na ciągnięcie życia jak dotychczas.

A co by się stało złego, jakbyś upadł? Na kursie by cię wyśmiali, firma splajtowała, a dziewczyna oceniła negatywnie? Przeżyłbyś. Na początku byłoby fatalnie, ale zahartowałbyś się, a życie ruszyłoby dalej. Ludzie wychodzili z obozów zagłady i nie bali się już niczego. Wiem, że teraz najpopularniejsza metoda pracy nad życiem to psychoterapie, podnoszenie pozytywnego myślenia, sukcesy, ale ja uważam, że część osób powinna doświadczyć wszystkiego czego się boi, aby doznać wyzwolenia. Cała reszta to lukrowanie problemu. Ale to moja wizja człowieka i jego losu, nie biorę odpowiedzialności za każdego, kto wypróbowałby ją na sobie i nie wierzę, aby znalazło się wielu chętnych.

 

W każdym razie świadomość, że po każdej klęsce życie toczy się dalej jest wyzwalająca.

 

Jestem tego samego zdania. Jakiś czas temu wziąłem się za rzeczy, które od zawsze sprawiały mi problem. Część z nich udało mi się przyswoić i zauważyłem zmianę w sposobie swojego myślenia. Częściej wracam do tego, że pokonałem pewne słabości niż rozmyślenia o swoich największych porażkach. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, ale staram się rozmawiać z ludźmi, rozwiązywać problemy, zagadywać, być pomocnym i widzę pozytywne zmiany w swoim zachowaniu. Przestaję się dołować i oskarżać, gdy coś mi nie wyjdzie.

 

Mam jeszcze inną strategię dotyczącą kobiet, a mianowicie obniżam ich wartość w swojej głowie. Może niezbyt chwalebne zachowanie, ale działa. Mam w planach zacząć umawiać się z kobietami na spotkania. Porozmawiać, wypić kawę, zjeść ciastko, pożegnać się buziakiem i prawdopodobnie nigdy się już z nimi nie zobaczyć. Zdarzało mi się proponować kolejne spotkanie i część miała ochotę, chociaż bez widocznego hurraoptymizmu z ich strony, a inne reagowały raczej negatywnie. Tak czy siak, będę próbował.

 

8 godzin temu, KurtStudent napisał:

Widzę tu taki paradoks, że część komentujących w ogóle nie zrozumiało tematu. 

Autor właśnie wskazuje, że to co dla części tzw "normalnych" ludzi jest automatyzmem, banałem, zwykłą czynnością - dla niego jest niekończącą się udręką.

 

 

Od nikogo nie oczekuję przedstawienia złotej recepty na moje problemy. Wymiana informacji jest kreatywną formą relacji z drugim człowiekiem i przeważnie można się czegoś ciekawego dowiedzieć. Sama świadomość, że jakiś procent ludzi ma podobne zawirowania emocjonalne zmienia moje nastawienie, chociaż to nie eliminuje problemu. Do tego niektórzy proponują ciekawe scenariusze, z których można skorzystać, ale nie powinno mieć się pretensji, gdy nic z tego nie wyjdzie. Jesteśmy dorośli i każdy odpowiada za siebie.

 

8 godzin temu, KurtStudent napisał:

Autorowi tematu totalnie odradzam kobiety na jego aktualnym etapie. Gość jest niestabilny, ma szereg problemów, leży pod maską swojego silnika i próbuje ogarnąć plątaninę kabelków w tej dziwnej technologii jaką jest jego własny umysł. Jeżeli teraz pojawiłaby się kobieta i nastąpiło pi^!#lnięcie emocjonalno miłosne, to nie wróżę powodzenia ani w miłości ani w ogarnięciu "spraw". 

 

Nie interesuje mnie miłość ani związek.

A co sądzisz o umawianiu się na spotkaniu, potocznie zwanym randkowaniem? Według mnie można się dużo nauczyć od kobiet, szczególnie towarzysko. Mam w planach spotkania na herbatę czy pizzę, spacer czy posiedzenie na ławce. Obserwowanie co z tego wyjdzie, jak się będę zachowywał i jak one mnie odbiorą. Gotowy jestem ponieść porażkę. Miałem krótki okres tinderowania i przełamywałem się, by rozmawiać z kobietami przez telefon. Nic z tego nie wyszło, mnie nic się nie stało i doszedłem do wniosku, iż nie do końca mnie to kręci, chociaż ważne jest nastawienie. Zamierzam do tego wrócić, ale tylko dla siebie. Nie kręcę, nie obiecuję, nie naciskam, a może zyskam kompankę do pewnych aktywności. Poza tym rozmowa sama w sobie dla mnie jest formą rozwoju. Ja bardzo mało mówię w trakcie dnia, przebywam w męskim towarzystwie, a z kobietami mam kontakt w czasie rozmowy przez telefon, ewentualnie w sklepie kupując bułki, ketchup i pasztet z drobiu.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.03.2018 o 10:42, KurtStudent napisał:

Widzę tu taki paradoks, że część komentujących w ogóle nie zrozumiało tematu. 

Autor właśnie wskazuje, że to co dla części tzw "normalnych" ludzi jest automatyzmem, banałem, zwykłą czynnością - dla niego jest niekończącą się udręką.

Tymczasem szereg komentujących wyskakuje z radosnym "zobacz jakie to proste bach bach i do przodu".

No k&rwa. To jakby podejść to typa ze złamaną nogą i zapytać "czemu nie chodzisz, zobacz, to takie proste  - prawa lewa prawa lewa, nic prostszego. Na początku będzie ciężko ale z czasem to rozchodzisz (złamanie k^*rwa rozchodzisz, powodzenia). Ech takie czasy, kiedyś to ludzie wychodzili na własnych nogach z obozów koncetradycjnych i jeszcze po drodze podrywali kobiety a ten nie może przejść trzech kroków". 

No właśnie o to chodzi, że to co dla "normalnego" człowieka jest banałem, coś czego "normalny" człowiek nawet nie zauważa - dla niego jest z jakiegoś powodu wielka trudnością.

To, że komuś serce bije zdrowo wcale nie znaczy, że ma jakąkolwiek kompetencję w przywracaniu do zdrowia serca bijącego nieprawidłowo. O tyle trafne porównanie, że bicie serca jest czynnością NIEZALEŻNĄ od woli i choćby się zesrał jeden z drugim to SIŁĄ WOLI nie naprawi sobie serca. Co oczywiście nie przeszkodziłoby w mądrzeniu się na forach. 

 

Autorowi tematu totalnie odradzam kobiety na jego aktualnym etapie. Gość jest niestabilny, ma szereg problemów, leży pod maską swojego silnika i próbuje ogarnąć plątaninę kabelków w tej dziwnej technologii jaką jest jego własny umysł. Jeżeli teraz pojawiłaby się kobieta i nastąpiło pi^!#lnięcie emocjonalno miłosne, to nie wróżę powodzenia ani w miłości ani w ogarnięciu "spraw". 

hmmm... problem w tym, że On nie ma złamanej nogi tylko mu się tak wydaje, że jest ona złamana... trzeba zatem przerobić sposób postrzegania na właściwy i zobaczyć, że noga jest i sprawnie działa.... użalanie się nad sobą niczego nie zmieni dopóki sam nie zrozumie, że musi się z tego wyrwać (z tej depresji) ... bo co mu w zasadzie szkodzi spróbować .... małymi kroczkami do przodu ... i wcale nie jest mi łatwo to mówić ... sam byłem w podobnej sytuacji użalając się nad sobą przez długi czas ale w końcu zrozumiałem, że COŚ Z TYM MUSZĘ ZROBIĆ .... bo jak nie to po mnie .... musi pojawić się wola i chęć zmiany ... bez tej woli nikt z zewnątrz nie pomoże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie rób sobie Jaj Bracie. Pewnie zaraz dostane bana, za nie cackanie się ze sobą i Tobą jak to robią niektórzy nawet przy podrzucaniu niedużego ciężarka. Ale i tak napiszę, że to śmieszne problemy i nie ma co się tym przejmować, bo stracisz życie na dialog wewnętrzny i cała interakcja z otoczeniem Ci przepadnie, a jest ona szalenczo przyjemna. Moja rada: nie myśl tyle, po prostu rób to na co masz w danej chwili ochotę(oczywiście w granicach prawa :D). Ludzie zawsze źle oceniają i gadają, będą to robić nadal, olać to... Pozdrawiam i 3mam kciuki!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gościu z tego co pisze ma prawdopodobnie przerzedzony hipokamp bo tym skutkuje długotrwałe życie w takich warunkach a tu widzę odchodzi uzdrawianie na Jezusa "otwórz oczy, przejrzyj na oczy , wstań Łazarzu!". 

 

Wola to pojęcie z innej epoki, wola to taki pornos do którego sobie można mentalnie wzdychać ale miernik woli milczy jak zaklęty. Jeżeli ktoś porusza ręką a ktoś np. w katatonii ręką nie porusza to nie dlatego by ten pierwszy miał wolę a drugi jej nie miał :D

 

Takie gadanie o "woli" przypomina mi mocno te epoki, gdy np. epilepsja była postrzegana jako "opętanie przez diabła" , kara za grzechy itd. Dziś bajki o diable zastąpiły bajki o woli i osoby takie jak autor tematu woli nie ma więc po prostu wolę mieć musi i sprawa jasna. Do tego doraźnie dwa razy dziennie po 200mg NIEPIERDOLU i będzie zdrowy.

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bracie zbyt mocno się tym wszystkim przejmujesz. Znam to. Zawsze chciałem wszystko najlepiej potrafić  i byłem zły na siebie gdy coś mi nie wyszło. Zmądrzałem z czasem, że nikt przecież nie rodzi się kulturystą, tańcerzem, znawcą języków. To wszystko trzeba wypracować od podstaw. 

 

@Mapogo Jeśli chodzi o kursy naprawdę nie ma czego się bać, uwierz. Mi ciężko wyjść ze strefy komfortu a jednak zapisałem się na kurs salsy i nikt tam się ze mnie nie śmiał. Właśnie dziś miałem trening i nawet tańcząc z doświadczoną Panią nauczyłem się płynniejszych kroków. Jednakże za każdym razem gdy szedłem czułem stres, który oczywiście odkładałem w czasie i dopiero godzinę przed tańcami czułem prawdziwy stres. Natomiast za każdym następnym treningiem stres coraz mniejszy. Tam chodzą ludzie co myślą podobnie jak ty czy ja dlatego łatwo z nimi nawiązać kontakt i mieć fun z tego wszystkiego. 

 

Pamiętaj zawsze opłaca się łamać strefę komfortu bo tak chartujesz swój charakter + mogą Cię spotkać przyjemne rzeczy (fajne dziewczyny, znajomości) 

 

Odnośnie strachu przed tym co o nas myślą ludzie - jest on coraz mniejszy i pozwalam sobie na coraz większe odpały. Jednakże czuje jeszcze lekki dyskomfort jak np widzę po kimś (szczególnie dziewczynie) że mówię coś co się jej nie podoba, ale to jest tylko chwilowe. Trzeba się skupiać na pozytywnych, udanych rzeczach, doświadczeniach zamiast się dołować, a z tych złych wyciągać wnioski.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KurtStudent

Dokładnie. Nie ważne, że lekarze przez lata leczą takie przypadki farmakologicznie i przy pomocy psychoterapi. By człowiek został postawiony na nogi i mógł w pełni funkcjonować. Mimo to zawsze znajdą się Janusze, którzy maja doktorat z kaźdej dziedziny życia i powiedzą Ci "weź nie pierdol" :D Wszystko jest do przepracowania ale trzeba wziąć na poprawkę wrażliwość układu nerwowego, czas i metody psychoterapii. Gdyby dało się wszystko odrazu załatwicć tym "weźniepierdolem" to nikt w społeczeństwie niemialby problemów. No chyba, źe chodzi tu o po prostu zamiatanie pewnych spraw pod dywan.

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

W ramach pracy nad sobą, zgodnie z założeniami zawartymi w w swoim temacie dotyczącym przemiany, wybrałem się do knajpy w celu spożycia smacznej kolacji oraz uskuteczniania praktyki przebywania wśród ludzi. Poniższa historia może wydać się formą użalania się nad sobą. Wiedzcie, że tak nie jest. Po prostu staram się to wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze i przeanalizować, jednocześnie licząc, iż któryś z Was ma/miał podobnie (nikomu nie życzę), więc dorzuci swoją cegiełkę. By żyło się lepiej! :)

 

Dygresja - dostałem kosza od fajnej dwudziestolatki. Nic wielkiego.

 

Za to wczoraj miała miejsce sytuacja, która mnie zdołowała. Już dawno nie wpadałem w taki stan, obudziłem się o 4 nad ranem i myślałem o tym, co się ze mną stało. Jak już wspominałem wybrałem się do knajpy, a ze mną moje demony, których nie potrafię oswoić. Wszedłem, grzecznie się przywitałem i od razu doskoczyła do mnie atrakcyjna kelnerka, która zapytała w standardowy sposób "w czy mogę pomóc?". Od razu wpadłem w panikę, ponieważ jakaś zupełnie obca panna coś ode mnie chce, a ja przecież nie zrobiłem nic złego. Automatyzm, mój organizm od razu podpowiada mi, że zrobiłem coś z złego, czymś zawiniłem. Zawsze powtarzano mi, że mam być grzeczny, miły, spokojny oraz że sobie nie poradzę w życiu. W tyle głowy siedzą te przekonania i nie mogę się ich pozbyć. Ona pyta, a ja nie wiem co powiedzieć, najchętniej bym zniknął, ale tego nie zrobię, ponieważ walczę ze swoimi fobiami. Od razu kurczę się w sobie, zaczynam mówić cicho, spokojnie, bez energii, która momentalnie się ze mnie ulotniła. Odzywa się syndrom miłego faceta, czyli jak będziesz grzeczny to nic ci nie grozi, reszta będzie grzeczna i ci pomoże. Stres na starcie, chociaż nie było ku temu podstaw. Dziewczyna zachowała się zgodnie z planem i nie mam do niej żadnych zastrzeżeń, ale mój system wykrył zagrożenie. Kiedyś wmawiałem sobie, że jestem głupi, brzydki i nie dam rady odnaleźć się wśród ludzi i to właśnie wyszło w tamtej sytuacji. Wmawiałem sobie, że nie poradzę sobie w knajpie, nie będę umiał się zachować i sam to na siebie sprowadziłem. Zachowałem się błędnie i chcę ten błąd wyeliminować, bo nie daje mi to żyć, nie mogę wyluzować i być sobą. A może jest mi to pisane? Ni chuja, nie dam się. Zresztą to nie koniec.

 

kompleksy + syndrom miłego faceta + fobia społeczna + przekonania

 

Złożyłem zamówienie i od raz panika "jak to się je". :)  Które sztućce wybrać do kury? :):):) KABARET. :) Problem rangi światowej "jak jeść udo kurczaka". :) Odzywa się w głowie fobia społeczna - na pewno ludzie patrzą, będą cię oceniać i się z ciebie śmiać. I znowu stres. W głowie następujące tematy - czy dobrze siedzę, prawidłowo jem, odpowiednio się zachowuję, przecież ludzie patrzą i tylko czekają na moje potknięcia.

Przyszedł czas na zapłatę, więc proszę o rachunek i znowu zastanawiam się jak zapłacić - kelnerce czy przy barze. Ech, panika po raz kolejny, Ciepło przeszywające ciało (spokojnie, nie posikałem się, bez przesady :)), napięcie wewnętrzne, negatywne nastawienie. Zapłaciłem, pożegnałem się, dałem napiwek i wyszedłem.

 

Inni o tym nie myślą, a ja rozkładam tak błahe tematy na atomy. Wmówiłem sobie kiedyś, że nie będę umiał się zachować i w ten sposób ludzie odkryją, że jesteś ciemnym chłopem ze wsi i teraz przy każdej sytuacji to do mnie wraca. Mój mózg mi o tym przypomina. Jak wyeliminować ten sposób myślenia? Kiedyś wstydziła mnie sama rozmowa przez telefon, a teraz potrafię z klientem rozmawiać przez 40 minut bez przerwy. Kiedyś czerwieniłem się na samą myśl, że muszę rozmawiać z kobietami, a teraz zagaduję do każdej ekspedientki, proszę o pomoc, brakuje tylko zaproszenia na kawę, ale i w tym temacie zaryzykuję, gdyż nie mam wiele do stracenia. Za to, jak wchodzę do knajpy to jest kurwa dramat. Pstryk i przekonania z nastoletnich czasów wracają. Wiem, że muszę ćwiczyć, nawet wkopać, by zobaczyć, że to nic wielkiego, ale świadomość, iż wykładam się w tak łatwych tematach jest dołująca.

 

Nienawidzę bycia miłym, grzecznym i spokojnym. Brzydzę się tym, gdyż odbieram to jako słabość. Brakuje mi wewnętrznej siły, która współgrałaby z moim spokojem. Spokojem na zewnątrz, bo w środku się gotuję.

 

Na koniec muszę stwierdzić, iż było to dobre doświadczenie i chcę więcej. Muszę zniszczyć negatywne przekonania. Jak mi się nie uda to zostaje wizyta u specjalisty, a jak to nie pomoże to wyjazd na Syberię. :)

 

Aż mnie korci by iść do tej knajpy i zapytać tę pannę, która mnie obsługiwała jak mnie odebrała. Głupie, ale poznałbym inny punkt widzenia.

Łatwiej mi zaprosić pannę na spotkanie niż zachować się zgodnie z kindersztubą w knajpie, gdzie serwują kurze udka.

 

Na razie zakładam, że musi potoczyć się to zgodnie z nauką rozmowy przez telefon. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.