Skocz do zawartości

Paterialista: Gadanie, działanie czy niegadanie a działanie?


Rekomendowane odpowiedzi

Bracia,

Mam 36 lat. Od 8 lat jestem żonaty z kobietą, którą znaliśmy się trzy lata przed ślubem. Mamy dwoje dzieci – córkę 9 lat i syna 8 lat.

Obecnie powodzi mi, jak i nam, materialnie naprawdę dobrze: ona zarabia powyżej średniej krajowej, ja trzykrotność jej zarobków + okazyjnie jakieś złote strzały. Oczywiście znam takich, dla których to co mam to garść miedziaków, ale ja osobiście jestem bardzo zadowolony (zważywszy, że nie miałem nigdy żadnych pleców, kontaktów itd.). Mamy dom, dwa samochody.

W małżeństwie panuje rozdzielność majątkowa – kiedyś z Panią żeśmy się pokłócili i ona w ferworze dyskusji (do tej poru nie wiem, jak to wyszło – dziw nad dziwy, ale tylko potwierdza, że kobiety nie planują a tylko reagują emocjononalnie), sama zażyczyła sobie rozdzielności. Natychmiast złapałem temat i u notariusza zrobiliśmy co trzeba (około 2 lat temu). Z pozycji Pani – strzał w kolano, ale do końca moich dni będę jej za to wdzięczny i chyba nawet kiedyś puszczę podziękowanie w gazecie (w stylu kolesia, który złożył życzenia samych sukcesów życiowych swojej ex w pierwszą rocznicę rozwodu). Żeby było śmieszniej, niedługo po ustanowieniu rozdzielności moje dochody poszybowały w górę, w dodatku dopiąłem pewien deal który jednorazowo bardzo mocno mnie (i tylko mnie), zasilił.

Samochody też są moje – to znaczy ten, którym Pani jeździ też jest mój. W mrocznych wiekach głupoty i białorycerstwa (rok temu) upiłem jej taki jaki chciała, z salonu – mysląc, że teraz to będę miał wdzięczność, spokój, seks, uznanie etc. O słodka naiwności…

Opiszę pewnie jeszcze gdzieś przy okazji różne moje perypetie („Mądrym Dla Memoryjału, Idiotom Dla Nauki, Politykom Dla Praktyki, Melancholikom Dla Rozrywki”), chociaż z tą „nauką tylko dla idiotów” się nie zgadzam, ale tak brzmi cytat ? – a teraz przechodzę do rzeczy.

Kłócimy się w zasadzie od lat. Oboje jesteśmy wybuchowi i nerwowi, czasem jest naprawdę bardzo ostro. Zawsze jednak jakoś się to rozchodziło po kościach  i wracaliśmy do równowagi. Ostatnio, wskutek moich różnych zmian w samym sobie (dieta, schudnięcie, sport, abstynencja alkoholowa, spojrzenie krytyczne na swoje zachowanie, lektura tego forum), zacząłem więcej wymagać od siebie i od niej – w tym zaakceptowania moich zasad w zakresie tego, żeby nie ciosała mi kołków na głowie o głupoty, żeby jak wydaje kasę na wspólne sprawy – umiała się wytłumaczyć na co, żeby parę razy pomyślała zanim coś chlapnie (np. krytykancko o moich bliskich).

Konflikt jednak narastał, kobieta robiła się coraz bardziej nerwowa, a przy tym wyczułem absolutny spadek zainteresowania mną jako mężczyzną  - seksu wcale albo z musu, inicjatywy do świntuszenia żadnej – słowem, Panowie, kiepścizna i zdychanie z głodu przy dziurze. Oczywiście mnie to humoru też nie poprawiało. Ona wspomina o rozwodzie – ale uważam, że tak tylko gada, bo pomysłu oprócz „powinniśmy się rozstać” na pewno nie ma. Dom jest w większości mój, samochody moje, z dziećmi mam niezły kontakt (zwłaszcza z synem) – kobieta według mnie nie ma zupełnie pomysłu, jak miałoby wyglądać życie po rozwodzie a jedynie chciałaby, żebym zniknął (czyli rozwód jako kwas solny który mnie rozpuści, jeez).

Do adremu:

Ostatnio, tuż po świętach, Pani walnęła w każdym razie kolejny swój tekścik, na który się solidnie wkurzyłem  - niestety po swojemu, z krzykiem i jakimiś tam wulgaryzmami. Tak niestety, ze wstydem przyznaję, mam (ale powiedziałem sobie, że ostatni raz – dzieci patrzą! I swoje wiedzą, a co gorsza mogą podłapać). Kobieta chodziła wścieklejsza niż zwykle, znowu zaczęły się z jej strony różne docinki i uwagi. Wyszło po raz kolejny, że zupełnie bzdurnie odczytuje moje intencje – np. ja się pytam o pozycję z paragonu co to jest (czy jest to jakieś chemiczne świństwo, bo ostatnio tępię słodycze i przetworzone ścierwo w diecie dzieci) – a Pani myśli oczywiście, że chodzi mi o kasę, ze ją kontroluję, i że zależy mi na informacji jak wydała 3,49 zł… Wariactwo, parasol się otwiera w kieszeni (tak – w tej, w której trzymam tego węża!).

Ponieważ po kryzysie i potężnej awanturze z początku lutego doszedłem do wniosku, że kobieta nie rozumie, o czym do niej mówię i przypisuje mi jakieś dziwne i fałszywe motywy, proponowałem wtedy terapię małżeńską. Sam swoimi kanałami znalazłem terapeutkę – ale oprócz zgody Pani na terapię sprawa nie posunęła się do przodu.

 Każdym razie ostatniej nocy zapowiedziałem kobiecie, że:

 -kończymy wzajemne krzyki w domu,

- przypisuje mi motywy zupełnie przez siebie wymyślone i założone

- rozwód powoduje wiele nowych problemów, więc lepiej coś naprawić niż rozwalić do reszty,

- ja widzę krytycznie różne swoje zachowania i też je zmieniam i oczekuję również konstruktywnego podejścia jej do własnej postawy

- jeżeli uważa, że zostaje jej za mało własnych pieniędzy, tudzież mój udział poł na pół jest dla niej nie fair – jestem gotowy na partycypację w stosunku 2:1 na wspólne wydatki.

A teraz clou:

Dziś Pani pisze z pracy: „Może wyjdziemy gdzieś sami wieczorem i porozmawiamy?”

Co mam robić?

Osobiście uważam, że czas gadania się skończył. Wolałbym dziś posprzątać garaż po zimie, rozstawić ławkę i ciężary (wracam do pakowania) i skupić się na trzymaniu ramy i trenowaniu spokoju i niedarcia japy, może nawet nauczenia się olewania Pani.

Obawiam się przy tym, że jak wyjdziemy, to będę też musiał mówić o jakiś swoich uczuciach, składać deklaracje  - a wiem już, że Panie generalnie uczuciowych misiów to lubią tylko na kartach lektur.

 Drugiej strony obawiam się, ze jak oleję tę ofertę, to będzie nowa drama.

Bracia, radźcie! Z góry dziękuję za odpowiedź jeszcze dziś.

I na zakończenie – fajnie być tu z Wami.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro zaproponowałeś żonie porozumienie, a ona chce rozmawiać, to dlaczego chcesz teraz od tego odstąpić? Spisz sobie konkrety, jakich zmian od niej oczekujesz i negocjuj ;) W rozmowie odnoś się do jej zachowania (i tego w jaki sposób to odbierasz) bez oskarżania '' bo zawsze taka jesteś ''. Oczekuj od niej takiego samego stylu rozmowy, bez oskarżeń. Trzymaj się przygotowanych tematów, zachowaj zimną krew - jeżeli ona uzna, że jesteś zbyt dobrze przygotowany i konkretny , to nie omieszka ponaciskać różne guziki abyś stracił panowanie nad sobą - z tego co piszesz ma to dobrze opanowane. Uczucia, uczuciami -  warto  ją zapewniać, że chcesz o was ''zawalczyć'', i jednocześnie stawiać konkretne warunki (możliwe do zrealizowania) . Nakarm jej potrzebę emocji, bo sama logika tu nie wystarczy ;) Zapewniasz o uczuciach,  stawiasz warunki, ustalasz terminy, spiszcie obopólne deklaracje, żeby potem nie było wypierania się i przekręcania. 

Co najwyżej za jakiś czas oznajmisz : Kochanie, już nie czuję tego co kiedyś.. Nie postarałaś się o nas zawalczyć.. 

PS. W pierwszej kolejności daj jej się swobodnie wygadać (nie przerywaj, nie komentuj - baba odetchnie gdy się wygada, trochę logiki jej się potem włączy i być może posłucha Cię ze zrozumieniem ;) )

Edytowane przez Komti
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Paterialista napisał:

to będę też musiał mówić o jakiś swoich uczuciach, składać deklaracje

Noo właśnie, pewnie tak będzie.

 

57 minut temu, Paterialista napisał:

 Drugiej strony obawiam się, ze jak oleję tę ofertę, to będzie nowa drama.

Pójdziesz z nią gdzieś czy nie pójdziesz nie ma znaczenia, Pani i tak znajdzie powód do awantur.

Np. jeśli pójdziesz ale nie złożysz stosownych deklaracji emocjonalnych to drama bedzie właśnie o to i będzie to argument na najbliższych parę lat.

 

Ja bym poszedł, a nuż coś się dowiesz co jej się ostatnio w głowie wykluwa.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Pogadaj żeby nie było, że olałeś.

1.5) Nagrywaj tą rozmowe na wszelki wypadek, może tam paść coś do czego nigdy nigdzie indziej sie nie przyzna.

2) Nie wierz w nic co Ci obieca.

3) Rób swoje nadal.

4) Szykuj sie na ewentualny rozwód.

 

Może jestem przewrażliwiony ale dla mnie jak kobieta wspomina o rozwodzie to najlepszy czas zaprzyjaźnić sie z dyktafonem 24/7.

 

Jej krzyki, docinki nagrywasz? 

 

"Dom jest w większości mój"

Mógłbyś sprostować?

 

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Król Jarosław I napisał:

1) Pogadaj żeby nie było, że olałeś.

1.5) Nagrywaj tą rozmowe na wszelki wypadek, może tam paść coś do czego nigdy nigdzie indziej sie nie przyzna.

2) Nie wierz w nic co Ci obieca.

3) Rób swoje nadal.

4) Szykuj sie na ewentualny rozwód.

 

Może jestem przewrażliwiony ale dla mnie jak kobieta wspomina o rozwodzie to najlepszy czas zaprzyjaźnić sie z dyktafonem 24/7.

 

Jej krzyki, docinki nagrywasz? 

 

"Dom jest w większości mój"

Mógłbyś sprostować?

 

 

 

Na rozwód się szykuję - ale dopiero za 10 lat. Sorry, ale nie wyobrażam sobie tego, jak można żyć w innym domu niż dzieci i nie wyobrażam sobie tego, że dzieci nie mają obojga rodziców. A na myśl, że z nimi będzie mieszkał inny facet, to już mnie w ogóle wykręca. Jak będą dzieci dorosłe - rozwód: proszę bardzo, nikt nikogo pod pistoletem nie trzyma.

O nagrywaniu nie pomyślałem, ale wdrożę. Mam już nagraną jedną awanturkę. Dodatkowo w telefonie mam apkę ACR (przydaje mi się zawodowo), wiec nagrały się też kiedyś ciekawe wokalizy małżonki, jak to ma dość życia, nie radzi sobie z "bachorami "itd. Tak naprawdę kobieta ta nie jest zła, ale jak ma jakieś jazdy, to po całości...

 

Co do domu - mamy rozdzielność, a zatem panuje między nami współwłasność ułamkowa, nie wspólność. Kupowaliśmy go po po rozdzielności, za odrębne środki, skutkiem czego ma mam 7/10 udziałów a ona 3/10.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem żadnym ekspertem, ale niedawno przechodziłem podobnie, ale myśmy się tak nie kłócili. Udało mi się póki co opanować i do pionu kobietę postawić. Zobaczymy na jak długo. Spotkaj się, bo czemu nie. nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia. Masz być spokojny ale stanowczy. Nie gadaj o swoich uczuciach tylko o faktach, bo wyjdziesz na słabego. Zadawaj pytania i niech sama się produkuje. Na jej pytanie odpowiadaj krótko i zadawaj następne. Powiedz jej co masz do zarzucenia i jeżeli chce poprawy to musi pracować nad sobą tak jak ty to robisz. Postaw jak sprawy będą się miały od teraz i jak jej nie odpowiada to do kaloryfera jej nie przykułeś, a ty sam jeszcze młody jesteś. Pewność siebie i spokój to był klucz w poprawie mojej relacji z żoną. Ona choleryczka i ekstrawertyczka. Niby chce rządzić, ale łatwo oddała cugle do zaprzęgu.

 

Pokaż, że masz własne zdanie i potrafisz je obronić, że znasz swoją wartość i nie pozwolisz na okazywanie braku szacunku, szczególnie przy dzieciach. Nie dasz się szantażować, bo blef łatwo sprawdzisz. Chcesz naprawić to co popsute, ale sam tego nie masz ochoty robić. Co do seksu, to sam nie poruszaj tematu, póki sama nie zacznie. Moja jak w ostatniej kłótni nawiązała, że dla mnie się wszystko do niego sprowadza, to odpowiedziałem, że znam swoją wartość i nie o to nie muszę się prosić i za stary jestem aby walić konia, mimo swoich potrzeb. Moja potrzebowała tygodnia aby przemyśleć sprawę. W tym czasie byłem w delegacji, więc było mi na rękę. Pewnie bym wziął tydzień wolnego i gdzieś sam pojechał. Jak wróciłem, pełen luz, zero presji i czysty spokój. Obecnie nawet nie muszę niczego mówić. Biorę i robię co chcę i kiedy chcę.

 

Ja się po prostu na dużo zgadzałem, bo było mi wygodnie. Teraz sam decyduję i oznajmiam. Odświeżyłem sobie garderobę, od jakiegoś czasu ćwiczę regularnie i nowe ciuchy podkreślają moją sylwetkę. Moja zauważyła jak inne baby zwracają uwagę. Zazdrość u kobiety to wspaniały oręż. 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pater Belli Jak czytałem kilka dni temu Twój wątek (śledzę go od założenia), to sam również widziałem wiele analogii. Ale, przyznam Ci szczerze, że dopiero finał Twojej historii mnie zaskoczył - to znaczy Twój sukces. Ja jestem podejrzliwy dziadyga, w dodatku zazdrosny agresor (niestety, zawodowo mi się to przydaje, ale czasem w ogóle dostaję czerwonej mgły przed oczami, wyskakuję na innych kolesi z samochodu itd.). Więc  - o ile dobrze pamiętam - jeśli jeszcze Twoja żona miała jakiś cichych adoratorów i była świadoma swoje atrakcyjności seksulanej i Tobie się znowu poddała, to sukces ten mnie naprawdę zaskoczył. W dodatku tak bardzo, że aż (przepraszam!) wietrzę podstęp. Obym się mylił, czego Ci naprawdę szczerze życzę.

 

EDIT: co do tego, żebym "nie gadał o uczuciach, tylko o faktach, bo wyjdę na słabego". Niestety na tym polu już kilkukrotnie spitoliłem temat kompletnie. Na przestrzeni roku zdarzyły mi się toku awantur łzy, boleści i użalanie się nad brakiem seksu, deklaracje, ze mi na niej zależy itd. Było to spowodowane ciągle pewnym schematem: narastała frustracja, nadchodził wieczór, gdy trochę sobie podpiłem i zaczynałem jazdy: agresja z domieszką mazgajenia. A fuj!

Edytowane przez Paterialista
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty się zmieniasz, ona stoi w miejscu.

Od początku źle się dobraliście @Długowłosy. Masz do wyboru pchać ten wózek lub wysadzenie żony. Mocno teraz skupiasz się na sobie i dobrze... a dwójka bąbli? Pamiętaj ze dzieci bogatych rodziców są najczęściej zepsute. Nimi zainteresowałbym wpierw. 

 

Masz nad czym rozmyślać, oj masz. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zbliżoną sytuację materialną i prawną do ciebie. Ja przechodziłem coś niezupełnie podobnego co ty, jakieś 2 lata temu.

Było dużo emocji (wiele negatywnych i drugie tyle pozytywnych). Wulkany wybuchały codziennie i był "ogień"(seks).

Postawiłem warunki jej dalszego bycia ze mną. Miałem silne karty. Przygotowywałam się z miesiąc zanim je wyłożyłem. Ale wszytko poszło po mojej myśli.

Zastanów się dobrze czego oczekujesz, co jest dla ciebie najważniejsze, z czego możesz zrezygnować i tego się trzymaj.

To są negocjacje. Żadna tam miłość, amory i romanse. Co nie znaczy, że emocji ma tu nie być. Wręcz przeciwnie (nie chodzi tu o krzyki).

Jeśli negocjacje, to musisz całym sobą prezentować postawę, że w każdej chwili jesteś gotów odejsć od stołu negocjacji i zakończyć umowę. w przeciwnym razie będziesz urabiany latami. Oczywiście może być tak, że strona przeciwna nie zdaje sobie sprawy  z czym może wiązać się zakończenie negocjacji, tu czasem trzeba ją uświadomić. Nie mniej takie rozmowy zabijają całą bliskość i zwykle trudno to już odbudować. Wszytko zależy od jej motywacji.

Mnie po części się to udało (tak mi się przynajmniej wydaje).

Idź, baw się dobrze, a rachunek na połowę.

Dojdziecie do porozumienia, trzymasz ramę.

Ja z czasem zacząłem pozwalać sobie na prezenty, odpuszczanie niektórych rzeczy, niwelowanie ciśnienia i wymagań. Wiem, że zależy jej na rodzinie i wiele jest gotowa temu poświecić. Sama pilnuje podjętych zobowiązań, nawet jak ja już nie naciskam.

Aktualnie, jak emocje opadły, to znów po całej linii. Mam cisze i spokój (co delikatnie zaczyna mnie już nawet nudzić), pilnowanie wydatków, sprzątanie, gotowanie, ale prawie zero seksu (z nią :)). Na tą chwilę nie chce mi się szczególnie jakość sztucznie emocji podbijać. Już jej nie naciskam, mamy oboje spokój. Chodzimy do kina, na kolacje w restauracjach, wjeżdżamy na weekendy do rodziny ect., jest miło i przyjemnie, nawet czasem czule, ale ognia w tym brak. Cóż ... nigdy do końca nie przewidzisz jakie będą konsekwencje decyzji, działań, słów. Co nie znaczy, że nie należy próbować.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do bogactwa i dzieci - póki co chomikuję, stan jest dla mnie nowy, a rozrzutny nie jestem. To znaczy - jak coś kupię, to dobrej jakości raz a dobrze. Kasę ze strzału zainwestowałem na 10% i nie ruszam. Kiedyśtam faktycznie miałem szajbę, że jak zasponsoruję to będę super. Kupiłem jakieś ekstra zabawki. Zapłaciłem im wszystkim za wyjazd na narty do Włoch - ale dzień przed wyjazdem (właśnie ten początek lutego) odpierdzieliłem w domu tak kosmiczną awanturę (alko+krzyki+niszczenie+szarpanina), że sam zrezygnowałem z wyjazdu i zostałem w domu. Słabe strasznie, wiem. 

Co do kasy - już się opanowałem, lepiej w ogóle przy dzieciach o kasie nie mówić i nie kupować tylko dlatego, że teraz akurat stać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Paterialista napisał:

Dziś Pani pisze z pracy: „Może wyjdziemy gdzieś sami wieczorem i porozmawiamy?”

Co mam robić?

  

     Jasne że pójdziesz. Ona ma dobry pomysł z tym "wyjściem gdzieś". Będziecie w publicznym miejscu, neutralnym, gdzie nie będzie wypadało drzeć na siebie ryja,

jak byście to robili w domu. Spokój, opanowanie, to powinny być Twoje atuty. Zaplanuj jakoś rozmowę aby poszła po Twojej myśli. Dalej tak jak Bracia wyżej opisali.

 

   Brawa dla Ciebie że na chwilę obecną chcesz ratować rodzinę.

 

 

Edytowane przez Adolf
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Paterialista said:

i trenowaniu spokoju i niedarcia japy, może nawet nauczenia się olewania Pani.

Wg mnie masz duzo pracy nad wlasnym charakterem. Piszesz, ze jestes nerwowy, porywczy, wyskakujesz w nerwach z auta (?). Zastanow sie czy te nerwy to charakter czy robota?. Pracuj nad tym. Na pania nie licz. Zrob to dla siebie i pomysl tez o dzieciach czy one chca miec wiecznie wkurwionego ojca i jak to na nie wplywa bo wplywa na pewno.

 

2 hours ago, Paterialista said:

Na rozwód się szykuję - ale dopiero za 10 lat. Sorry, ale nie wyobrażam sobie tego, jak można żyć w innym domu niż dzieci i nie wyobrażam sobie tego, że dzieci nie mają obojga rodziców.

 

Nie szykuj sie, ale uzmyslow sobie, ze jest taka opcja i nie wykluczaj jej. Bedzie latwiej  ci podejsc do sprawy w bardziej spokojny sposob majac po prostu swiadomosc, ze bycmoze taki bedzie rezultat. Przemysl sobie caly scenariusz, jesli bys sie rozwiodl gdzie bys mieszkal a gdzie dzieci i jak czesto chcialbys je widywac i cala logistyka. Chodzi o to abys mial scenariusz przepracowany w glowie “jakby co”. Oszczedzisz sobie duzo bolu i bedziesz 1 krok przed pania.

 

2 hours ago, Paterialista said:

A na myśl, że z nimi będzie mieszkał inny facet, to już mnie w ogóle wykręca.

W 100% cie rozumiem i jest to cos co wewnetrznie zabija. Nad tym za bardzo nie dumaj dopoki nie bedzie takiej sytuacji. Pomoze w tym to co napisalem powyzej.

 

2 hours ago, Paterialista said:

Co do bogactwa i dzieci - póki co chomikuję, stan jest dla mnie nowy, a rozrzutny nie jestem.

Tym bym sie az tak nie przejmowal akurat. Jesli stapasz w miare po ziemi to bedzie ok.

 

istotne jest wg mnie aby dzieci rozumialy wartosc pieniadza i zapierdol, ktory trzeba wykonac aby byly te pieniadze. Jesli to beda kumac to bedzie dobrze. Niech bycie majetnym bedzie dla nich czyms naturalnym aby tez nie mieli jakis kompleksow z tego powodu bo ich koledzy sa biedniejsi.

 

Podsumowujac:

1. Spotkanie to co juz wczesniej opisali bracia. Idz ale badz przygotowany i stoicki spokoj.

2. Praca nad swoja nerowowscia i emocjami. Dla siebie i dla dzieci.

3. Zajmij sie soba, rob rzeczy dla wlasnej satysfakcji. Panna na 2 plan.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fratres,

W pierwszym rzędzie dziękuję wszystkim za poświęcenie mojej sprawie uwagi i podzielenie się radami i uwagami – z absolutnie każdą się zapoznałem i rozkminiłem.

Wyjść - wyszliśmy, konkluzje są następujące:

1.    Z wrzaskami uznajemy obopólnie, że faktycznie koniec, choć deklaracji ani krytyki jej własnych zachowań z jej strony nie było. Składam to na karb natury – baba, w przeciwieństwie do nas, nie jest skłonna do przyznania się nawet do ewidentnych błędów i będzie szła w zaparte. Ja w każdym razie deklaracji nie oczekuję, interesują mnie efekty.

2.    Pani mi zapowiedziała, że jeśli jeszcze raz dopuszczę się jazd takich jak na pamiętnym początku lutego, to będzie już koniec. Nie zakładam, żeby miała jakoś logistycznie to opracowane, ale myślę, że mentalnie mnie odetnie i porzuci na pewno.

3.    Rozwijanie swoich kwestii zacząłem od aspektów przyziemnych i rodzinnych (budżet, dzieci, zachowanie, wychowanie), ale pani, popuszczając trochę łez, zaczęła ciągnąć w tematy osobiste, typu „a co z nami”, „gdzieś przeczytałam, że jeżeli mężczyzna przestaje kochać matkę, to przestaje kochać dzieci”, „jak to sobie wyobrażasz nasze życie razem – czy wyjeżdżamy i trzymamy się za ręce”. Byłem prowokowany do pewnych deklaracji i wyczułem, że potrzebne są miłosne zaklęcia, więc oczywiście o miłości zapewniłem. W ramach oczekiwanych deklaracji były też kwestie wsparcia (w ewentualnej chorobie, stracie pracy etc.).

4.    Okazało się, że kobiecie faktycznie jej pieniędzy nie wystarcza i nic nie zaoszczędza ze swojej wypłaty, a ma jakieśtam potrzeby, zbiera  na pewien cel, dla mnie również usprawiedliwiony. Uznałem zatem, że niech da na nasz wspólny (tzn. mamy taki rachunek bankowy, którego oboje jesteśmy posiadaczami i z niego będziemy wydawać na rachunki, jedzenie itd.) kwotę X, ja dam drugie X, a jak będzie za mało, to już niech się nie martwi i ja już tę różnicę pokryję. Notabene, jak dziś rano się okazało, nawet X będzie dla niej w tym tygodniu niemożliwe do przelania, więc ustaliliśmy niech przeleje mniej, a w maju już X.

Ponieważ powróciliśmy w nastrojach lepszych, pozwoliłem sobie przyatakować w łożnicy i dostałem co chciał, co niewątpliie trochę też odciążyło i poprawiło moje procesy myślowe.

Zdałem sobie też sprawę z kilku moich mankamentów:

1.    Zbędnie traktowałem kobietę jak siebie samego – tzn. człowieka odpowiedzialnego, który wie, że cyfry są jakie są, życie kopas w dupas etc. Taką postawą nie pokazywałem kobiecie opiekuńczości  - myślę, że nie miała przy mnie poczucia bezpieczeństwa, na co wpływa - rozdzielność, dysproporcja zarobków, moja osobista dość twarda, harda i agresywna postawa. Uznaję to za błąd (może po prostu nie posiadam takich cech), a w każdym razie uznaję za błąd jako męża i mężczyzny.

2.    Tak jak mówił @Bojkot- z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować. W celu zatem poprawienia układów domowych muszę zrezygnować z idealnego dzielenia wydatków  - przechodzimy na model jej z góry określonego wkładu wyrażonego kwotą (na wspólne daje 2/5 swoich zarobków). Resztę wspólnych wydatków, jeśli uznaję je za usprawiedliwione, ja pokrywam. Niech sobie babka zbiera na to swoje czy puszcza na ciuchy i niech nie warczy.

3.    Ku mojemu zaskoczeniu słuszna uwaga kobiety – może moim problemem jest to, że mało spotykam się z ludźmi towarzysko, nie odwiedzają też nas znajomi. Prawdą jest, że jestem wybiórczy w kontaktach i w zasadzie ma tylko jedynego przyjaciela (od 30 lat), kumpli brak. To też efekt mojego sposobu zarabiania pieniędzy – jestem swego rodzaju najemnikiem wynajmowanym do pewnych zadań, nie pracuję w żadnym zespole. W konkluzji - otworzymy trochę dom, pobywamy i pozapraszamy ludzi (w końcu przecież sam pamiętam, że jak byłem mały, to moi starzy też wychodzili, dorośli siedzieli przy stole, dzieci się razem bawiły). Przy okazji dodatkowa korzyść - niech moje dzieci na odludków nie wyrastają. Pani też zauważyła, według mnie niegłupio, że może jak będziemy wspólnie spotykać się  ludźmi, to nasza relacja się wzbogaci (bo faktycznie, razem czasami nie mamy o czym ze sobą gadać).

 

Ogólnie zatem: plan i pomysł na progres jest. Tak samo mam świadomość potrzeby okiełznania swojej agresji, jak to trafnie zauważył @TheFlorator.

Jeszcze raz dzięki i trzymajcie kciuki.

Edytowane przez Paterialista
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Paterialista Wiesz co, tak sobie czytam, to co napisałeś i jak dla mnie, to Ty z tego spotkania wróciłeś z przekonaniem, że wszystko, to Twoja wina, a ona biedna myszka się męczy i jeszcze do tego rękawy wyrywa. 

31 minut temu, Paterialista napisał:

Pani mi zapowiedziała, że jeśli jeszcze raz dopuszczę się jazd takich jak na pamiętnym początku lutego, to będzie już koniec

Potwierdzenie.

32 minuty temu, Paterialista napisał:

Okazało się, że kobiecie faktycznie jej pieniędzy nie wystarcza i nic nie zaoszczędza ze swojej wypłaty,

Twoja wina, że jej nie starcza, bo niby czyja? ;) 

33 minuty temu, Paterialista napisał:

myślę, że nie miała przy mnie poczucia bezpieczeństwa, na co wpływa - rozdzielność, dysproporcja zarobków, moja osobista dość twarda, harda i agresywna postawa. Uznaję to za błąd

Kolejne bzurdy.

33 minuty temu, Paterialista napisał:

W celu zatem poprawienia układów domowych muszę zrezygnować z idealnego dzielenia wydatków  - przechodzimy na model jej z góry określonego wkładu wyrażonego kwotą (na wspólne daje 2/5 swoich zarobków)

34 minuty temu, Paterialista napisał:

może moim problemem jest to, że mało spotykam się z ludźmi towarzysko, nie odwiedzają też nas znajomi. Prawdą jest, że jestem wybiórczy w kontaktach i w zasadzie ma tylko jedynego przyjaciela (od 30 lat), kumpli brak.

 

Boże, ale ty jesteś tyran. Jak ona z Tobą tyle lat wytrzymała?

Panie, weź Pan. Pięknie obróciła kota ogonem, pokazując siebie jako tę najbardziej pokrzywdzoną, a Ciebie jako prowodyra i ponoszącego 100 odpowiedzialności za to, ze w małżeństwie jest źle. Typowe, facet wszystkiemu winny,a te biedny istotki tylko z nami cierpią. 

 

Poszedłeś, pogadałeś, pewnie myślisz, no teraz mamy wszystko ustalone, trzymamy się zasad i będzie ok.

Pewnego dnia dostaniesz od rzeczywistości prosto w łeb. 

 

PS.

Logicznie z babą chciałeś rozmawiać?

"Czyś Ty stary do reszty zdurniał?"- Sami Swoi

  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autor po spotkaniu z panią : Podobny obraz

Szkoda , a była taka okazja żeby postawić twardo i jasno granice. Kolejny facet który chce z babą na logikę. Jakbym słyszał mojego kumpla" myśmy sobie wszystko wyjaśnili" a za 3 dni jeszcze większe bagno. A miałeś czas zebrać w kupę swoje warunki i czego od niej oczekujesz. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się co jest  w Tobie do przepracowania że tak łatwo wkręcić Ci poczucie winy. 

Edytowane przez jaro670
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Paterialista

 

Kobietopedię czytałeś?

 

Twoje spotkanie z panią ciężko mi obiektywnie ocenić ale widzę (byćmoże błednie) parę rzeczy do przepracowania u ciebie:

 

1. Podatność na damskie manipulacje/tłumaczenia/wymówki czyli w sumie nadal białorycerskie zapędy. Takich rzeczy w parę miesięcy nie wywalisz a twojej podświadomości. To dłuższa praca.

2. Agresja i twoje emocje

3. Tendencje do usprawiedliwiania kobiet i bycia "mr nice guy"

 

Zadanie domowe:

1. Kobietopedia+Stosunkwo Dobry

2. No More Mr Nice Guy - jeśli znasz angielski

3. Obserwacja pani po spotkaniu przez nastepne tygodnie/miesiące patrząc czy nadal chce przesuwać granice i czy zamydliła ci oczy tym jednorazowym seksem bo już chyba go dawno nie miałeś.

4. Socjalizacja siebie (tak więcej spotkań z ludźmi/parami) a co bardziej istotne twoje spotkania z w męskim gronie.

5. Wyszukanie sobie w forum wątku "męczyć się dalej?" i uzmysłowienie sobie czym kończy się bycie miętkim, pobłażliwym, zbyt tolerancyjnym i brakiem ramy.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No kolego, ładnie dałeś się przemielić, tak jak wyżej bracia pisali.

To Ty powinieneś postawić jej warunki i granice, a nie zgadzać się ze wszystkim co ona powie. Pisałeś, że panna sama Cię prowokowała do kłótni, ograniczała dostęp do seksu, a nawet wspominała o rozwodzie, a teraz wyszło, że to wszystko Twoja wina, a Ty się jeszcze cieszysz, że się dogadaliście.

Kobieta nie miała przy Tobie poczucia bezpieczeństwa? I bardzo dobrze, bo one wcale tego nie potrzebują, muszą czuć się zagrożone, bo inaczej będą siedzieć na dupie i pachnieć, a teraz po prostu panna chciała ugrać coś Twoim kosztem i jej wyszło, zgodziłeś się płacić więcej, jakby to była Twoja wina, że ona mniej zarabia.

 

To Ty powinieneś jej powiedzieć, tak jak @Rnext gdzieś pisał 'dzisiaj jesteś moją żoną, ale jutro możesz nią nie być', a Ty dałeś się zmanipulować, wmówić sobie poczucie winy i jeszcze dostałeś ultimatum, że jeszcze jedna taka kłótnia, a koniec z wami. Dałeś się kompletnie zdominować. Aż przykro było to czytać, bo po pierwszym poście wydawałeś się konkretnym i stanowczym gościem, a zachowałeś się, jak ciepła klucha.

Edytowane przez blck.shp
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.04.2018 o 16:02, Paterialista napisał:

Co do bogactwa i dzieci - póki co chomikuję, stan jest dla mnie nowy, a rozrzutny nie jestem. To znaczy - jak coś kupię, to dobrej jakości raz a dobrze. Kasę ze strzału zainwestowałem na 10% i nie ruszam. Kiedyśtam faktycznie miałem szajbę, że jak zasponsoruję to będę super. Kupiłem jakieś ekstra zabawki. Zapłaciłem im wszystkim za wyjazd na narty do Włoch - ale dzień przed wyjazdem (właśnie ten początek lutego) odpierdzieliłem w domu tak kosmiczną awanturę (alko+krzyki+niszczenie+szarpanina), że sam zrezygnowałem z wyjazdu i zostałem w domu. Słabe strasznie, wiem. 

Co do kasy - już się opanowałem, lepiej w ogóle przy dzieciach o kasie nie mówić i nie kupować tylko dlatego, że teraz akurat stać. 

Przy okazji może wybrałbyś się sam do psychoterapeuty, bo sprawiasz wrażenie bardzo nerwowego i nieobliczalnego człowieka. Taka łatka na pewno podczas ewentualnego rozwodu nie będzie na Twoją korzyść.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć chłopaki,

Widzę, że mnie tu ostro musztrujecie, dużo muszę tu jeszcze przeczytać, żeby należycie ocenić i przetrawić wasze wszystkie uwagi (za które nadal Wam dziękuję).

Tak, jak zaznaczyłem - z czegoś trzeba czasem zrezygnować, żeby zrobić dwa kroki do przodu, trzeba czasem się cofnąć i wziąć rozbieg. Dwie sroki za ogon też nie zawsze udaje się złapać.

Do czego tu piję? Owszem - mógłbym dalej twardo cisnąć kobietę, podliczać ją, mieć w życi, że nie zostaje jej na swoje potrzeby i impulsywnie kupuje jakieś rzeczy do domu (w sumie ciuchy i kosmetyki w ilości większej ode mnie jako baba musi sobie kupować). Jednak moja żona jest po prostu niezdolna do współdziałania ze mną na takiej podstawie (regularne rozliczenia, udokumentowane paragonami, nawet do niedawna przesyłałem jej mailowo, żeby miała czarno na białym). Dalsze trzymanie jej w tym reżimie powoduje w obecnej sytuacji jej doła i agresję, co odbija się na mnie i na dzieciach. Postanowiłem zatem: za cenę dysproporcji na moją niekorzyść wydatków kupuję normalizację stosunków i pole do dalszego porozumienia i wypracowania współpracy. Jak dla mnie, jest to warte "dołożenia" w sensie ekonomicznym. Akurat kasę zarobić się da, ale rozpierdziel w domu/rodzinie był ciężki i odrobić się już mógł nie dać.

Co do moich deklaracji i przebiegu rozmowy, może zostałem źle zrozumiany - ale kobieta oczekiwała ode mnie jakiś zapewnień, więc je złożyłem. Tyle i tylko tyle. Kobieta chciała, żebym coś powiedział, więc jej powiedziałem - bo to był element formy oczekiwanej. Praktyczne konsekwencje obietnic są, jak wiemy, żadne (chociaż ani nie chcę ich łamać, ani też nie mam obligu do dotrzymywania). Powiedziałem kobiecie co chciała usłyszeć i basta - a dopiero praktyka okaże, jak to będzie.

 

Nie uważam też, żebym był wrobiony w poczucie winy. Trzeba tu jasno powiedzieć - skoro się schlałem, byłem damskim bokserem, zrobiłem dużo świństwa na oczach dzieci w środku nocy i jeszcze zaliczyłem wizytę panów policjantów u siebie w domu - no, to chyba wrobionym specjalnie nie jestem. Baba swoje za uszami ma - ale moje zachowanie było oczywiście złe i niedopuszczalne (z powodu żadnych damskich zagrywek szmacić się sam nie powinienem). To ja też kilka lat temu dopuściłem się pewnej niewierności (spotkanie z inną kobietą, bez seksu ani innych intymności), co mocno wstrząsnęło naszym małżeństwem i żona ciężko to przeżyła.

Jeśli opanuję swoje zapędy i emocje (jak wiecie na tym polu leżałem i kwiczałem) a ze strony Pani nadal będą niezasadne kwasy, trzeba będzie dalszych korekt.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachowujesz się, jak baba. Pomijasz pewne fakty świadczące na Twoją niekorzyść, by potem je przedstawić nam jako usprawiedliwienie Twoich działań.

 

Po pierwszym poście każdy zapewne myślał, że kobieta Ci robi jazdy o nic, straszy rozwodem, ogranicza seks i ogólnie manipuluje Tobą. Dostałeś rady, co masz robić, jak się zachowywać, czego oczekiwać.

Później wyszło, że na spotkaniu dałeś dupy, bo pani czegoś od Ciebie oczekiwała, więc się zgadzałeś na wszystko, by mieć pozorny spokój. Dałeś się jeszcze bardziej zmanipulować i zdominować kobiecie.

A teraz dopiero piszesz, że uderzyłeś swoją partnerkę podczas kłótni, bo Cię poniosło w przypływie gniewu, albo wylądowałeś w dwuznacznej sytuacji z inną kobietą. I traktujesz to teraz jako usprawiedliwienie do tego, że grasz tak, jak kobieta Ci zagra, więc co to jest, jak nie poczucie winy?

 

Trochę babskie zachowanie z Twojej strony. Trzeba było od razu to wszystko napisać, a nie ukrywać, bo wygląda to teraz tak, jakbyś nas się starał zmanipulować, byśmy Ci przyklasnęli i powiedzieli, że dobrze robisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.