Skocz do zawartości

Wyrzucanie lekko nadpsutych owoców i warzyw


Rekomendowane odpowiedzi

Moi Drodzy,

 

Czy wyrzucanie lekko nadpsute owoce lub warzywa ?

 

Jestem bardzo ciekawa, jak wygląda u Was sytuacja.

 

Niestety ja mam straszny psychiczny opór aby wyrzucać, lekko obkroję i jest ok ...dla mnie. Z tego co czytałam jest to niezdrowe bardzo.

 

Mam straszny problem z wyrzucaniem jedzenia i już przeginam.

Ostatnio zrobiłam sok z takiej obkrojonej marchewki i mnie męczy, że tych witaminek wcale tam nie było...."no ale jak to wyrzucać jedzenie"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Smerfetka napisał:

Czy wyrzucanie lekko nadpsute owoce lub warzywa?

Jeśli da się jeszcze coś z nimi zrobić (czyli np. odkroić tę część, która się zepsuła itp.), to nie wyrzucam, tylko uzdatniam dany pokarm do spożycia - tak jak robisz to Ty, @Smerfetka

 

Jednakże staram się kupować jedzenie na określoną ilość dni do przodu tak, aby mieć pewność, że zdążę wszystko skonsumować, zanim cokolwiek zdoła się zepsuć, i takie też rozwiązanie polecam każdemu. Może i trzeba częściej zawitać w osiedlowym sklepie, ale przynajmniej oszczędzamy sobie w ten sposób pieniądze i wyrzuty sumienia, które pojawiają się, gdy trzeba coś wywalić do śmieci.

 

Z kolei, gdy już trzeba się czegoś pozbyć, bo ewidentnie nie nada się do zjedzenia, to nie mam oporów.

 

Zdrowie ważniejsze, a świata i tak tym nie zbawimy.

 

Z wyrazami szacunku,

Ważniak

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja robię tak jak Ty :) jesli coś jest do uratowania, to zjadam. Nie słyszałam o tym, że to niezdrowe...jeśli marchewka ma jakieś plamki to wykrawam i wrzucam np.do zupy. Zdarza mi się zjeść śmietanę np. dwa dni po terminie, bo szkoda mi wyrzucić ;)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Smerfetka napisał:

Czy wyrzucanie lekko nadpsute owoce lub warzywa ?

Mam w życiu bardzo prostą zasadę, którą zaraziłem wszystkich znajomych i członków rodziny. Wolę wyrzucić coś, co mi się nie podoba, śmierdzi, źle wygląda niż później cierpieć i wydawać na lekarza, do tego tracić czas. Miałem mnóstwo takich przypadków, że ktoś się zastanawiał, czy wyjebać żarcie. Podchodziłem, brałem i wyrzucałem z uśmiechem na ustach. Jak się wahasz, czy wyrzucić to znaczy, że trzeba to zrobić bez skrupułów, czy w ramach chorej idei oszczędzania. 

 

Jedzenie śmierdzi przyniesione ze sklepu - do śmietnika. 

Oznaki pleśni - do śmietnika. 

Otwarte opakowanie, a dopiero zauważyłem w domu - do śmietnika. 

 

No i czasami lepiej nie dojeść niż zjeść za dużo :) 

 

I tym podobne. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kupuję sporo rzeczy po terminie (przecenionych), nabiał/słodycze etc. i żyję. ;)

 

Odnośnie owoców i warzyw to tak jak w przypadku banana (owoc mam na myśli, bez skojarzeń :D)? Im brzydszy tym lepszy. Jak ktoś miał styczność ze wsią/działką to wie jak wyglądają swojskie produkty. Marchewki pokrzywione, śliwki robaczywki etc. Chcesz jak z obrazka to chemia i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wyrzucam.

 

Bo nie kupuję więcej niż potrzeba. Warzywa/owoce to takie zakupy, które najczęściej robię w najbliższym spożywczaku i kupuję je maks na 2 dni do przodu.

Ale też, ważna kwestia - podejrzewam, że jak się samemu gotuje to może być trudniej z warzywami - a mi się zdarza to tylko weekendy i wtedy zawsze od razu kombinuję jak użyć "resztek". 

 

Generalnie staram się pilnować, no ale jak ostatnio wróciłam po majówce i się zorientowałam, że ser został niestety, to nie ratowałam go, chociaż szkoda mi było :<.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest nadpsute, to do kosza.

Mieszkamy tylko we dwoje (i pies), więc wyrobiliśmy już sobie nawyk kupowania małej ilości jedzenia i raczej dokupowania tego, co jest potrzebne.

Na "zapas" tylko te rzeczy, które mogą postać dłużej (mleko, jajka, cukier, itp.), bo wyrzucanie jedzenia też ani praktyczne, ani korzystne dla domowego budżetu to nie jest.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Maślanka napisał:

Nie słyszałam o tym, że to niezdrowe...

Proszę artykuł

http://www.odzywianie.info.pl/przydatne-informacje/artykuly/art,nadpsute-warzywa-i-owoce-lepiej-ich-nie-jedz.html

 

3 godziny temu, mac napisał:

Jak się wahasz, czy wyrzucić to znaczy, że trzeba to zrobić bez skrupułów, czy w ramach chorej idei oszczędzania. 

Wiesz, to wynika z tego, że wychowałam się na wsi i resztki zawsze były zjedzone przez zwierzaki np. świnkę. Mieszkając w mieście mam psychiczny opór, że "się zmarnuje", że "szkoda", "przecież się obkroi i ma być ok. Takie mam w głowie myśli.

3 godziny temu, wojkr napisał:

Nie wyrzucam bo kupuję tyle ile zjem .... 

Też kupuję na limicie tylko:

  a)np. na targu kupię już lekko nadpsute warzywa czy owoce.

  b)moi rodzice coś mi przywiozą (u nich jest konkretnie np. 30 jajek, większa ilość warzyw/owoców, 1kg ciasta)

(Ciasta przynoszę do pracy - moi koledzy bardzo lubią?)

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak coś się psuje to znaczy że jest naturalne, odkroić wyrzucić i jeść.

"Lekarze" mówią, że owoce i warzywa wyhodowane własnoręcznie, na polu na wsi są trujące, bo były narażone na zanieczyszczenia z atmosfery, lepiej kupować, jeść te z farm chemicznych, jak np warzywa do MC Donalds, są zdrowsze itd..  Np. piękna i smaczna sałata z MC Donalds. Czy jest zdrowa? Wątpię, ale nie badałem jej, nie wiem. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli coś jest nadpsute, albo jakiś produkt jest zbyt długo otwarty (nawet w lodówce) to wyrzucam, nie wyobrażam sobie inaczej. 

W dniu 18.05.2018 o 17:19, loh-pan napisał:

Im brzydszy tym lepszy.

Również lubię mocno dojrzałe banany, są dużo lepsze - słodkie, ale przeszły mnie ciarki na samą myśl o "śliwkach robaczywkach".:)

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadpsutego nie tknę. Kosz bezapelacyjnie, żadnego wycinania. Żaden pragmatyzm, po prostu mnie odrzuca. Może gdybym nie widział w jak złym stanie coś było to pewnie bym i przełknął, tyle że wolę wiedzieć. Tu się pojawia poważny problem z jadaniem na mieście, ale to inny temat.

 

Przy tym mam dość dobry węch i smak. Ale większa ilość kubków smakowych to ogólnie domena facetów (również m.in. dlatego jest nas więcej w top kuchniach). Ostatnio np. skroiliśmy po parę plasterków cheddara pakowanego w ładną folię (pod którą nic nie widać). Wysuwasz część z folii i kroisz. Przy pierwszym nagryzieniu myślę że coś jest nie tak. W tle taka delikatna nuta ziemistej kwaśności. Oglądamy po wyjęciu całej kostki z opakowania a na końcu małe, wesołe, zielone ognisko pleśni. 

 

Często też jakość marketowych warzyw i owoców jest powiedzmy eufemistycznie - przeciętna. Robię to samo co @wojkr, oglądam, wącham, biorę każde do ręki, musi być jędrność, żadnych uszkodzeń, odgniotów czy obić. Włos mi się jeży (na nodze) jak np. widzę jak kasjerki rzucają jabłkami. A już kupujących, którzy wciskają w jabłko palucha, żeby sprawdzić czy twarde, to bym chłostał.

 

Myślę że z tematem łączy się jeszcze jeden aspekt o którym kiedyś pisałem:

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam pieska, więc z resztkami z obiadu nie mam problemu, pożera wszystko jednak staram się nie dawać mu zbyt często domowego jedzenia ze względu na przyprawy do których organizm zwierząt nie jest przystosowany.

 

Karmnik wisi więc tam ląduje pieczywo i wszystko co nadaje się ptaszkom, chociaż z tego co zauważyłam zdecydowanie bardziej smakuje im to co dostaje pies. Wszystko mu z jego miski wynoszą, gdy im na to pozwala i sobie grzecznie leży ;)

 

Oporów do wyrzucenia nadpsutego jedzenia nie mam, jednak staram się w miarę możliwości do takiego stanu żywności nie doprowadzać. Opór mam natomiast straszny względem ludzi którzy posiłki przygotowują i o ile ich nie widzę jest bezproblemu, blokada następuje gdy zobaczę różne stany ludzkiego ciała które mnie częstują smakołykami. Prędzej zjem nadpsutą żywności niż z nadpsutych rąk.

 

Koleżanka z pracy ma wiecznie odpryski na paznokciach, gdzieś ten lakier zostaje, gdy mnie częstuje ciastem, rośnie mi w gardle, zazwyczaj zostawiam na potem do kawki i dyskretnie wyrzucam.

Kolejnym moim problemem jest oblizywanie i próbowanie z łyżki którą się miesza, czy to zupy, sosy, sałatki. Jak zobaczę że ktoś to wszystko jedną łyżką zrobił już mi rośnie.

 

Mój mąż natomiast nigdy nie miał takich oporów, zawsze jak czegoś nie zjedliśmy z synkiem to lądowało u niego na talerzu. :)

Bardzo często śmiał się, że on w tym domu to jada z psem. Często gotowałam dla psa porcje rosołowe, bo jakoś tak nie miałam sumienia rzucać mu takich surowych (co jest błędem, pies sobie nie gotuje) to mąż je zawsze musiał oskubać z mięsa i trzeba było mu przypominać, że to jest dla psa i dla pieska nic nie zostanie.

Z czasem zwiększyłam garnek było i dla męża i dla psa.

Paradoks tej sytuacji był taki, że to nie był jakiś rarytas który lubi, tylko jak widział w garnku ugotowane z warzywami porcje rosołowa to mu się akurat chciało skubnąć, a jak się rozpędził to zostawały gołe gnaty.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Sitriel
  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli jest pleśń - wypierdolic wszytko.(penicyliny z tego nie zrobię) Trudno, wole lepsza logistykę i organizacje lodówki. 

 

Ostatnio, oczyszczaliśmy mieszkanie po zmarłej babci kolegi, bardzo dużo wyszło na śmietnik. Jakieś kloszardy miały wyżerkę. Lecz inny pan:

- Idze wojna, ludzie chleb na śmietnik wyrzucają...

Edytowane przez zuckerfrei
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jem, wyrzucam. Nie chcę by pleśń nawet po wykrojeniu lądowała w moim żołądku. O żołądek i jelita też trzeba dbać.

@Rnext Też tak mam, mięso nawet ugotowane poznam czy świeże było. No i gołym okiem widzę co za ladą sprzedają, pleśń też poznam, jak Ty- nawet tą ukrytą. 

@Sitriel Też tak mam. Jak idę do kogoś to często proponuję, że sama coś ugotuje. Nie zjem od osoby, która wizualnie nie wzbudza mojego zaufania. 

Ludzie, którzy wciąż oblizują łyżki to jacyś prymitywi dla mnie. 

Jeszcze jak muszę zjeść czyjeś ciasto to wypytuje jaki krem, jaki spód. Kobiety często robią kremy z surowych jajek. 

A jajka to trzeba myć nawet przez gotowaniem. 

Mało osób wie jak się obchodzić z żywnością, jak przechowywać, w jakich warunkach, przez jaki czas.

Lodówka też musi być czysta, żadnych pleśni, nalotów. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z pleśnią jest jak z górą lodową, to co widać to jest tylko mały wierzchołek a cała, potężna reszta ukryta jest "pod wodą", czyli w produkcie. To dziadostwo ma tak błyskawicznie rozrastającą się grzybnię że w pale się nie mieści. A potem mykotoksykozy i inne gówna (zatrucia, mutacje genetyczne, uszkodzenia płodu itd.)

 

@Sitriel, @Lalka właśnie się odwołałyście do najgłębszych pokładów mojego obrzydzenia restauracyjnego z tymi łyżkami i czystością pracowników. Już naprawdę wolimy np. na jakichś wyjazdach, kupić w markecie kefir, jogurt, kawałek pieczywa, paczkowane prosciutto itp. niż iść do knajpy. Wiem jak wygląda wiele restauracji od kuchni i ja serdecznie dziękuję. O pracownikach, którzy nawet po wizycie w toalecie rąk nie umyją ledwie wspomnę. Porzyg. Lepsza już chińska zupka. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.