Skocz do zawartości

Siła natury


Rekomendowane odpowiedzi

Drodzy Bracia mam dwie mało oryginalne historie, które opiszę w wielkim skrócie, tylko dla przestrogi. Mam też kilka wniosków i pytań, które chciałbym poddać pod Waszą ocenę.

 

Ja długo czekać nie musiałem na demonstrację siły gadziego mózgu. Gdy miałem 20 lat, pierwsza panna z którą się dłużej spotykałem (6mc) oświadczyła mi, że jest w ciąży :)

„No brałam te tabletki, ale one nie dają 100% pewności”

„Może którejś zapomniałam wziąć, już sama nie wiem jak tak na mnie krzyczysz”

Rycerzykiem byłem, ale  wiedziałem że kręci i byłem niemalże pewny, że to celowe działanie. Tylko co z tego. Matrix odpalił programy, ona, rodzice, otoczenie, przekonania, wiara…

Bądź mężczyzną, weź to na klatę :)

A że fajna dupa z twarzy, a i charakter całkiem przyzwoity, jak na kobietę oczywiście ;) to rozwiodłem się dopiero po 7 latach.

Mimo, iż darzyłem ją uczuciem i fizycznie mnie mocno pociągała, odrobina wiedzy, rozsądku, i by nie było tematu. Ach ta młodość :)

Dodam, bo to raczej ważne, pochodzę z dość zamożnej rodziny, od zawsze jeżdżę przyzwoitym samochodem i noszę w kieszeni kilka stów na ruchy.

Rozstanie i rozwód, szybko i bez problemów. Może dlatego, że nie było co dzielić ;) Alimenty dogadaliśmy między sobą i bez większych problemów z manipulowaniem dzieckiem. Straty oczywiście poniosłem, ale z własnej woli, ze względu na córkę, tyle co zechciałem i na to co uważałem.  Czyli trochę farta w niefarcie.

 

I tu jeszcze jedna historia.

 

Jakiś czas temu, będąc w dołku wpadłem na genialny pomysł, żeby się z nią zejść. Bo nie była taka zła, bo dla wygody, bo rodzina pewnie by się ucieszyła… Umówiłem się, zabrałem na chatę i podczas upijania jej w celu wykorzystania (przecież nie będę brał kota w worku), przyznała się po latach, że zaszła w ciążę celowo. I to jej zdziwienie, bo aż przysiadłem. „Przecież to takie oczywiste że kłamała”.  Niby  sobie z tego sprawę zdawałem, ale te 100% pewności to i tak jak cios w pysk. Nie winię jej, robiła tylko swoje, to ja sobie rady z nią nie dałem.  Zerżnąłem, z rana odwiozłem do domu i mi przeszło jak ręką odjął. Później się dowiedziałem, że wówczas była już zaręczona i za kilka miesięcy się ochajtała. Jebaniutka szybko przeszacowała zasoby i była gotowa zostawić betę bez słowa w sekundzie.

 

Przez kolejne lata to białorycerstwo nawet mi trochę odpuściło. Ciekawi ludzie, mało pracy, dużo baletów, podróże, motocykle, krótkie romanse, a i divy, bo jak z kumplami pijemy wódeczkę, a te wspomniane kilka stów uwiera w kieszeni, to czemu nie? Szkoda że tak się nie da całe życie.

 

Pani, która stanęła na mojej drodze po tym pięknym okresie dała mi kolejną lekcję. Ja 32, ona 20 i wysokie SMW. Piękna kobieta, chociaż ewidentnie nie w moim guście. I jak się łatwo domyślić zdemontowała mnie kawałek po kawałku. Żeby się nie rozpisywać, 5 lat (z wieloma kilkutygodniowymi przerwami) udręki przeplatanej euforią. Plus 2 lata poważnej depresji po rozstaniu. Ale nie szukałem odpowiedzi co nią kierowało. To mniej więcej kumałem. Wiedziałem, że była świadoma swojego SMW, tego że to jej 5 minut, że miała wielu orbiterów i waha się, czy oby moje zasoby są optymalne…Już po kilku tygodniach, gdy odebrał ją kolega z imprezy zapalił mi się wielki neon (nie żarówka) „Spier… czym prędzej, teraz, natychmiast, jak najdalej”. I tak też zrobiłem. Miałem już trochę świadomości, a i też czułem że coś dziwnego się ze mną dzieje.  Wiedziałem, że źle to się dla mnie skończy jak nie odpuszczę. Ale cóż z tego. Jak ćma do ognia. Całe szczęście ta pani finansowo też wiele nie ugrała.

 

To co mnie frapuje, to moje zachowanie. Nie potrafiłem o niczym innym myśleć, 2-3 tygodnie i kucałem, odzywałem się sam, albo na zaczepki odpowiadałem. Bo może się mylę, bo przecież przysięga i się zarzeka, bo 90% pewności to nadal przypuszczenia… później kolejne jej podejrzane zachowanie i rozstanie, i kolejne, i tak do zarzygania.

 

Teraz pytanie.

 

Dlaczego od razu nie powiedziałem sprawdzam? Gadżet za 100zł i jest 100%. Dlaczego dopiero po tylu latach? Skąd ten paraliżujący strach przed prawdą?

 

I podstawowe pytanie.

 

Jak się bronić przed tą chemią, która zalewa mózg?

I tu się nie zgodzę z Markiem, że chemia działa góra 2 lata. Jak podświadomość uzna, że piłka w grze, to będzie pompowała do skutku. Ja w piątym roku byłem na podobnej szprycy jak na początku. Piękny narkotyczny stan, nieporównywalny z niczym innym  czego miałem okazję zaznać. Natura wie jak Nas zachęcić.

Co zrobić z tą jebaną chemią, która poza dawaniem nam przyjemność popycha do irracjonalnych masochistycznych zachowań  (jak sobie przypominam to nadal mi wstyd)?  Mi pomoga prawda. Kiedy  już świadomość dostanie fakty, to nieważne jak będzie szalała podświadomość, idę zgodnie z logiką we właściwą stronę. Tyle że to już post faktum, i tylko naprawia już popełnione błędy. I nie zawsze, nie wszystko da się sprawdzić.  Jak sobie z nią poradzić zanim narobię głupot? Śmiem twierdzić, że sama świadomość mechanizmów to za mało. Wielu twierdzi, że zna psychikę kobiet, momentalnie je rozgryzają, ich gierki, i są bezpieczni. Wierzę że rozpracowali, bo to proste schematyczne stworzenia. Ale jak przyjdzie odpowiednia chwila, odpowiednia kobieta, to całą tą wiedzę o kant dupy będą mogli rozbić, klękną jak każdy, nie przed nią, przed siłą natury.

 

Czy ktoś poleci mi jakąś literaturę faktu, która mi to wyjaśni w przystępny sposób?

 

Natura nie jest głupia, i nie tylko o przetrwanie gatunku dba. Jak Ci pasuje tradycyjny paradygmat, to śmiało. Bo dzieci mają sens. I nie chodzi tylko o przekazanie genów. Pracujesz na nie, poświęcasz czas, pomagasz…ale przychodzi moment, że role się odwracają. Albo coś stworzysz, firmę, markę, umiejętność…chcesz żeby to przetrwało, syn przejmuje, dobrze przez to żyje, później jego syn itd. itp. Wszyscy wiemy, że to są programy w naszej głowie, ale według mnie one mają sens, ja bym ich nie kasował.

 

Warto tworzyć związki, ale trzeba pamiętać, mimo iż kobiety są różne, mają jeden wspólny mianownik, gadzi mózg. I jakby nie była wspaniała nie zapominaj, że podświadomie zawsze dąży do celu i zrobi wszystko co uzna za konieczne, nie bacząc na moralność czy inne przeszkody.

 

Kobiety to piękne istoty, ale trzeba podchodzić do nich jak do zwierząt. Kochać za piękno czy indywidualne cechy,  dokarmiać, dbać, ale też trzymać dyscyplinę i pokazywać miejsce w szeregu. Nie ufać do końca, żeby uniknąć ukąszenia. Żadnej wspólnej własności. Masz dziecko? Sprawdź, czy oby na pewno masz. Nie popadaj w paranoję, ale sprawdź wszystko co będzie rzutowało na resztę Twojego życia.

 

Oczywiście dostrzegam również nasze zwierzęce naleciałości. Ale to drobne rysy na niemalże nieskazitelnym obrazie mężczyzny, nieporównywalne ze zezwierzęceniem kobiet. Zresztą wielkim nietaktem byłoby tu się nad tym rozwodzić.

 

Po latach obserwacji, doszedłem również do wniosku (podobnie jak wielu z Was), iż ciągła pogoń za tą jedyną, a nawet po prostu za związkiem, że o zwykłym ruchaniu już nie wspomnę,  to wielki błąd który popełnia większość z nas. Zachowanie człowieczeństwa i godności daje nam większą szansę na szczęście niż uleganie tym zwierzęcym skłonnościom.

 

Matrix.

Całe życie stopniowo, krok po kroku, wychodzę z matrixa pozbywając się złudzeń jednego po drugim. Ale czy chciałbym wyjść całkiem? Usunąć wszystkie programy i kierować się tylko logiką? Odrzucić wszystko co nielogiczne, niebezpieczne, niezdrowe… ? Czy jestem na to gotowy? Czy w ogóle komuś się udało? Szczerze wątpię.

 

Marek i Bracia pogłębiają moją świadomość i dlatego tu jestem. Gdybym wszedł na to forum 15 lat temu, pewnie przytaknął bym dogmatom, ale nie wziął sobie tego do serca. Przeczytać czy usłyszeć nie znaczy zrozumieć i uwierzyć. Nie potrafiłbym dostrzec matrixa bez bagażu doświadczeń. Słucham, czytam, odnoszę to do własnych doświadczeń, dostrzegam schematy, wszystko zaczyna układać się w logiczną całość i zaczynam to przyjmować jako pewnik, 100%, nie 99. Młody człowieku, bądź mądrzejszy i uwierz od razu!

  • Like 8
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolega zaznajomiony z literaturą Marka, a nie wie, że nazywanie siebie frajerem negatywnie wpływa na postrzeganie siebie samego? Jakim prawem śmiesz się tak nazywać, skoro jesteś w pełni świadom mechanizmów w relacjach damsko-męskich i na dodatek zadajesz pytania? Poproś kogoś o zmianę nicku, bo aż przykro się robi jak lżysz na siebie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Frajer, to tylko słowo, zresztą o kilku znaczeniach, nie każde o negatywnym zabarwieniu. Gdybym chciał sobie lżyć, napisałbym cwaniak.

 

Nie twierdzę, że wszystko zrozumiałem. Zrobiłem tylko kilka małych kroczków. I z każdą odpowiedzią przychodzą kolejne pytania.  A za 20 lat pewnie będę widział świat jeszcze inaczej. Chcę rozumieć co się dzieje wokół mnie, ale nie chcę się dać temu zwariować. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy raptem z 80 lat, czy to takie ważne żeby okiełznać cały świat?

 

Czy przejebałem swoje życie?

Często myślę że tak. Ale czy oby na pewno?

Czy idąc mądrą drogą byłbym w lepszym miejscu niż jestem?

Może bogatszy, może mądrzejszy, może bezpieczniejszy, może z kochającą żoną i ustabilizowanym życiem, ale czy szczęśliwszy?

 

Uważam, że niektóre rzeczy po prostu warto przeżyć. Bo czy syty samą logiką zrozumie głodnego? Bogaty biednego? Zdrowy chorego?

Czy człowiek zauważyłby, doceniłby „szczęście” gdyby w nim permanentnie tkwił?

 

Prozaiczny przykład.

Pasjonuję się motoryzacją. Od dawna trzymam dwa auta, zabawkę i robocze. Dlaczego? Oczywiście funkcjonalność, ale chyba głównie dlatego, że jeżdżąc zabawką na co dzień przestawała mnie cieszyć. Wielki wysiłek żeby mieć i utrzymać, a tak niewiele w zamian. Gdy po tygodniu przesiadam się z padła, radości nie ma końca.

 

Wydaje mi się, że nie popadając w kłopoty wielu rzeczy nawet nie „liźniesz”. Więc albo musisz swoje wycierpieć, albo nigdy nie zaznać.

A co nas prędzej pchnie do rozwoju, dobre czy złe doświadczenia? Co bardziej mobilizuje?

 

Obstawiam, że szeroko pojęte szczęście, to właściwy balans tych emocji, a nie same dobre.

 

Nie chcę roztrząsać swojej historii. Dla mnie to już przeszłość, a Wy słyszeliście tysiące podobnych opowieści, strata czasu. Ale poruszyłeś ciekawy temat.

Czy moje dziecko?

W latach dziewięćdziesiątych to nie było takie proste, chociaż może powinienem się zaprzeć i przebrnąć przez to łajno, bo pewnie się dało. Zgadzam się z Guru, to powinien być standard, nie opcja. Bo to ważne.

Było jak było, wróćmy do dnia dzisiejszego, bo przecież „lepiej późno niż wcale”. Odkąd testy się upowszechniły, zdarza mi się o tym pomyśleć.

I teraz pytanie.

Biorąc pod uwagę, że moja córka jest już dorosła, czy powinienem to sprawdzić?

I wiele kolejnych.

Gdybym się mylił i nie był ojcem, co miałbym zrobić z tą wiedzą?

Co ona by zrobiła ze mną?

Wiele ofiar, a jakie zyski?

To nie matematyka, nie jedynki i zera ;) Wysoko cenię prawdę, ale czy zawsze jest dobra? Co Wy byście w takiej sytuacji zrobili?

 

@Imbryk - dziękuję

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Frajer napisał:

Frajer, to tylko słowo, zresztą o kilku znaczeniach, nie każde o negatywnym zabarwieniu. Gdybym chciał sobie lżyć, napisałbym cwaniak.

Większość ludzi znających język polski niestety kojarzy ten wyraz jako negatywny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Frajer napisał:

Wysoko cenię prawdę, ale czy zawsze jest dobra? Co Wy byście w takiej sytuacji zrobili?

Gdzieś jest temat, gdzie jeden z Braci zastanawiał się czy warto odkrytwać prawdę w drugą stronę. Miał przypuszczenia że jedno z trzech dzieci pewnej kobiety, która jest zamężna, może być jego, bo mieli romans w przeszłości. Wiek się zgadzał, nawet wydawało mu się podobne do niego, więc zastanawiał się czy warto odkryć prawdę. Wielu Braci radziło mu wtedy aby tego nie robił, konsekwencje mogły by go przerosnąć, a też czy warto miszać kijem już w ułożonym życiu?

 

Jeżeli chodzi o Twój przypadek to jest to dosyć ciążka moralnie decyzja, ale jak myślę sobie teraz bez głębszego analizowania, to bym wolał wiedzieć. Będę myślał dalej nad tym i jak coś się zmieni to wrócę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Hieny modliszki Czarne Wdowy"

"Say goodbye to crazy"

 

Powinny być jakieś tabletki na miłość. Albo bioniczne wszczepy. Gdy sensor wykryje zaburzenia hormonalne odpowiadające profilem miłości wtedy następuje wyrzut czynników neutralizujących. Podobno medytując w "man s cave" nad audycjami Marka można sobie wyhodować odpowiedni gruczoł pełniący rolę hamulca bezpieczeństwa w przypadkach nagłej miłości. Endogenna tarcza ochronna przez rakietami "Amor-14.2". 

 

I oczywiście ćwiczenia z mantrą, tak jak tutaj praktykują w aśramie w Indiach :

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.