Skocz do zawartości

Historia mojej nerwicy


Themotha

Rekomendowane odpowiedzi

Jakiś czas temu obiecałem że napisze temat o historii mojej nerwicy, tak więc dotrzymuje słowa. Będzie krótko, na temat, nie jestem tak dobrym pisarzem jak @Marek Kotoński więc nie spodziewajcie się porywającego tekstu.

 

Do rzeczy

 

Pierwsze symptomy nerwicy zaczęły się jak miałem 15 lat, jako że jestem człowiekiem pozbawionym męskiego wzorca to ratunku szukałem w religii. Na moje nieszczęście trafiłem na chujowych pasterzy co wyszło dopiero po latach.

 

 W wieku 20 lat, zaczęły dziać się dziwne rzeczy, jako że byłem ministrantem i stałem się religijnym człowiekiem nabawiłem się tzw nerwicy eklezjologicznej, to specyficzny rodzaj nerwicy który bazuje na lękach, karze piekielnej i potępieniu. Z bardziej znanych symptomów które mnie nawiedzały to;

 

 

-Poczucie panicznego lęku

-Wykręcanie ciała ze strachu

-Nadmierna potliwość

-Strach

 

Somatyczne

 

-kołatanie serca ( do dziś jako pozostałość mam lekką arytmie)

-Duszności

-Nadmierna potliwość j.w

-Drgawki

-Bóle w brzuchu i w okolicach wątroby

 

Do tego doszła faza aby iść na księdza, co tylko napędzało lęk i karę przed Bogiem jeśli śmiem się przeciwstawić, do tego dochodziło potężne poczucie winy po seksie, masturbacji itp

A że byłem i jestem człowiekiem o wybujałym temperamencie-zakaz robienia tego to była jedna sprawa, a organizm i hormony to druga sprawa, więc dochodziło do ostrego konfliktu, to odbiło się na mojej psychice do takiego stopnia że wiele miesięcy miałem wyjęte z życiorysu, siedziałem i czytałem religijne książki nakręcając się jeszcze bardziej, co powodowało jeszcze więcej lęku.

 

Po dwóch latach, trafiłem na forum gdzie ludzie opisywali podobne problemy, poczułem ulgę, wreszcie po dwóch latach spadł mi kamień z serca, popisałem o swoich objawach i doszedłem do wniosku że to banał, wkręcili mi to, choć bałem się tak myśleć, głęboko w sercu wiedziałem że jestem na dobrej drodze.

 

W wieku 23 lat mogłem śmiało powiedzieć że wylazłem z tego, w tym czasie odeszłam od kościoła, uświadomiłem sobie swoją chorą religijność która później zrozumiałem i niestety atmosfera w domu i srogi Bóg którego mi przedstawili idealnie się pokrywało, co spowodowało że wobec takiej siły autorytetu byłem bezradny...

 

Ale spoko, po walce i wymianie doświadczenia z innymi ''chorymi'' uświadomiłem sobie że dałem sobie z tym radę :) ale nie do końca...

 

Nerwica i lęki tak łatwo nie odpuszczały, po dwóch latach pojawił się atak, wtedy uświadomiłem sobie że tak naprawdę chuja wyleczyłem to chorobę, ona po prostu przeniosła sie na inny motyw.

W wieku 25, może 26 lat pewnej nocy przyśniło mi się że schodzę po schodach w domu otworzyć komuś drzwi,  w szybie widzę że stoi jakaś czarna postać, sporych rozmiarów, wtedy się obudziłem zlany potem, bałem się jak dziecko, skuliłem się w poduszkę i trzęsłem jak zmarznięty pies, przerażające uczucie.

 

W takich sytuacjach dochodzi do niesamowitego wyostrzenia zmysłów, słyszałem nawet komara który chodzi po ścianie, oczy jak pięć złotych, nie dałem rady zasnąć, rano byłem wrakiem człowieka, bez życia, blady i zmęczony jakbym całą noc ciężko pracował...

 

W tym momencie straciłem pracę, nie powodziło mi się, to tylko nakręcało spierdolenie, lęki były tak silne że nie dałem rady normalnie funkcjonować..

Wrócił temat Boga i religii, jakby tylko czychali żeby mnie dobić, pojawiły się myśli depresyjne, samobójcze, nie mogłem się pozbierać.

 

Oszczędzę wam dalszych perypetii...

 

Jak poradziłem sobie z nerwica

 

Poprzez poznanie siebie samego, wbrew pozorom nerwica wskazuję drogę, odkłamią Ciebie, wracasz z powrotem i zaczynasz od nowa, boli jak diabli ale jest to konieczne, bo etap po etapie pokazuje Ci co ją spowodowało w Twoim życiu.

Poznajesz siebie, swoje emocje, uczucia, wracasz do sytuacji które podbudowały nerwice, teraz masz szanse zacząć od nowa, uświadomienie sobie tego jest cholernie istotne, etap po etapie, dzień po dniu powoli, powoli przejmowałem nad tym władzę, nerwica traciła kontrolę nademną.

Dziś mogę powiedzieć że na 99% jestem zdrowy, po wielu wielu latach odbudowałem swoją samoocenę, poczucie wartości, etap po etapie zobaczyłem całą swoje konstrukcje osobowości, zrozumiałem mechanizmy i warownie obronne, zrozumiałem że nerwica nie musi być karą, ale może być wyzwaniem.

 

Najgorsze co może zrobić w nerwicy to swobodny wypoczynek, szczególnie w fazie głównej tego zjawiska, w chwili ciszy nie dasz rady opanować swoich myśli i będą się one natrętnie kierować w stronę zagrożenia. Pętla strachu zacznie narastać. Głownem czynnikiem jest akceptacja nerwicy, nie możesz jej odrzucać, musisz ją zrozumieć nie uciekać od niej.

 

 

No dobrze skoro to takie proste to czemu tak trudno z nerwicy wyjść? Czemu po zrozumieniu przyczyn nerwicy nie mija ona od ręki? Przecież nie chcemy się bać. Nawet rozumowo wiemy, że nie powinniśmy.

Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm w skutek ciągłego napięcia uwrażliwił się  i przyzwyczaił do pewnych reakcji. Wąska ścieżka pomiędzy postrzeganiem zagrożenia, a układem ‚walcz – uciekaj’ zmieniła się w autostradę. Nasze myśli ciągle biegną w jednym kierunku. Koncentrujemy się na zagrożeniu. Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym zapierdalają  nieustannie. Nawet jeśli przerwiemy pętlę strachu to zajmie nam miesiące, zanim je uspokoimy. Zanim autostrada opustoszeje i zarośnie krzakami. Mózg ma genialną funkcję zapominania, trzeba jednak na to trochę czasu. Nawyki zmieniają się powoli. (Zwłaszcza jeśli trochę zżyliśmy się z chorobą i czasem nam z nią wygodnie.

 

Nerwica wbrew pozorom odbudowała mnie, zacząłem cieszyć się życiem, polubiłem wyzwania, mam więcej zapału, i co najważniejsze odkłamałem się.

 

:)

 

Garść ciekawostek

 

W czasie powyższych opisów używałem określenia przerwać pętlę strachu. Choć było ono przydatne, żeby zobrazować istotę to jednak nie jest do końca precyzyjne i chciałbym je uzupełnić. Nie chodzi o bowiem o przerwanie w sensie: stop, przerwane i już. Może to i jest możliwe, ale w każdym razie nie było moim udziałem. Chodzi raczej o stopniowe poluzowanie. Tak jak z rozwiązywaniem supła z wielu niteczek. Trzeba najpierw poluzować jedna, żeby z kolei popuścić drugą i trzecią, żeby znów z móc poluzować tę pierwszą jeszcze bardziej, itd aż węzeł się rozwiązuje.. Akceptując i ignorując uczucia lęku, zmniejszamy napięcie wyczekiwania, to powoduje, że mamy mniej złych, natrętnych  myśli i wizji, i przez to mniej okazji do wytworzenia lęku. Jeśli do tego dołożymy aktywność umysłu w innych w innych obszarach, zmniejszając czas jaki mamy na złe wyobrażenia to nasz mózg stopniowo zacznie się uspokajać.

 

Wszystko co wciąga cię w jakieś mroczne nieracjonalne rozważania jest niebezpieczne. Jesteś zbyt słaby, aby sobie poradzić z wyobraźnią, która może zostać uwolniona przez tego typu impulsy. Unikaj za wszelką cenę!

 

 

  • Like 5
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Dzięki @Themotha za podzielenie się. Opisujesz obrazowo, dobrze się czytało i mogłem sobie wyobrazić namiastki uczuć i sytuacji, w których byłeś.

 

Mam pytania:

Czy stosowaleś jakieś chemikalia wspomagające/uspokajające myśli?

 

W dniu 15.07.2018 o 23:54, Themotha napisał:

zobaczyłem całą swoje konstrukcje osobowości, zrozumiałem mechanizmy i warownie obronne

Co uważasz nt. tego że jakoś działa tu nasza podświadomość i możemy z nią współpracować?

 

W dniu 15.07.2018 o 23:54, Themotha napisał:

Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym zapierdalają  nieustannie

Interesowałeś się hormonami w mózgu i ich poziomem w poszczególnych etapach? Masz jakieś przemyślenia? Mam na myśli kortyzol, serotoniny itd, nie bardzo się na tym znam dlatego pytam.

 

Czy po tylu latach:

- łapiesz się jeszcze na wyborach, ktore dyktuje strach przed np. Srogim Bogiem albo Piekłem?

- odczuwasz jakiś szczególny respekt przed księdzem, Jezusem itp. postaciami?

 

 

Gratuluję i życzę dobrego życia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...
Dnia 15.07.2018 o 23:54, Themotha napisał:

Jakiś czas temu obiecałem że napisze temat o historii mojej nerwicy, tak więc dotrzymuje słowa. Będzie krótko, na temat, nie jestem tak dobrym pisarzem jak @Marek Kotoński więc nie spodziewajcie się porywającego tekstu.

 

Do rzeczy

 

Pierwsze symptomy nerwicy zaczęły się jak miałem 15 lat, jako że jestem człowiekiem pozbawionym męskiego wzorca to ratunku szukałem w religii. Na moje nieszczęście trafiłem na chujowych pasterzy co wyszło dopiero po latach.

 

 W wieku 20 lat, zaczęły dziać się dziwne rzeczy, jako że byłem ministrantem i stałem się religijnym człowiekiem nabawiłem się tzw nerwicy eklezjologicznej, to specyficzny rodzaj nerwicy który bazuje na lękach, karze piekielnej i potępieniu. Z bardziej znanych symptomów które mnie nawiedzały to;

 

 

-Poczucie panicznego lęku

-Wykręcanie ciała ze strachu

-Nadmierna potliwość

-Strach

 

Somatyczne

 

-kołatanie serca ( do dziś jako pozostałość mam lekką arytmie)

-Duszności

-Nadmierna potliwość j.w

-Drgawki

-Bóle w brzuchu i w okolicach wątroby

 

Do tego doszła faza aby iść na księdza, co tylko napędzało lęk i karę przed Bogiem jeśli śmiem się przeciwstawić, do tego dochodziło potężne poczucie winy po seksie, masturbacji itp

A że byłem i jestem człowiekiem o wybujałym temperamencie-zakaz robienia tego to była jedna sprawa, a organizm i hormony to druga sprawa, więc dochodziło do ostrego konfliktu, to odbiło się na mojej psychice do takiego stopnia że wiele miesięcy miałem wyjęte z życiorysu, siedziałem i czytałem religijne książki nakręcając się jeszcze bardziej, co powodowało jeszcze więcej lęku.

 

Po dwóch latach, trafiłem na forum gdzie ludzie opisywali podobne problemy, poczułem ulgę, wreszcie po dwóch latach spadł mi kamień z serca, popisałem o swoich objawach i doszedłem do wniosku że to banał, wkręcili mi to, choć bałem się tak myśleć, głęboko w sercu wiedziałem że jestem na dobrej drodze.

 

W wieku 23 lat mogłem śmiało powiedzieć że wylazłem z tego, w tym czasie odeszłam od kościoła, uświadomiłem sobie swoją chorą religijność która później zrozumiałem i niestety atmosfera w domu i srogi Bóg którego mi przedstawili idealnie się pokrywało, co spowodowało że wobec takiej siły autorytetu byłem bezradny...

 

Ale spoko, po walce i wymianie doświadczenia z innymi ''chorymi'' uświadomiłem sobie że dałem sobie z tym radę :) ale nie do końca...

 

Nerwica i lęki tak łatwo nie odpuszczały, po dwóch latach pojawił się atak, wtedy uświadomiłem sobie że tak naprawdę chuja wyleczyłem to chorobę, ona po prostu przeniosła sie na inny motyw.

W wieku 25, może 26 lat pewnej nocy przyśniło mi się że schodzę po schodach w domu otworzyć komuś drzwi,  w szybie widzę że stoi jakaś czarna postać, sporych rozmiarów, wtedy się obudziłem zlany potem, bałem się jak dziecko, skuliłem się w poduszkę i trzęsłem jak zmarznięty pies, przerażające uczucie.

 

W takich sytuacjach dochodzi do niesamowitego wyostrzenia zmysłów, słyszałem nawet komara który chodzi po ścianie, oczy jak pięć złotych, nie dałem rady zasnąć, rano byłem wrakiem człowieka, bez życia, blady i zmęczony jakbym całą noc ciężko pracował...

 

W tym momencie straciłem pracę, nie powodziło mi się, to tylko nakręcało spierdolenie, lęki były tak silne że nie dałem rady normalnie funkcjonować..

Wrócił temat Boga i religii, jakby tylko czychali żeby mnie dobić, pojawiły się myśli depresyjne, samobójcze, nie mogłem się pozbierać.

 

Oszczędzę wam dalszych perypetii...

 

Jak poradziłem sobie z nerwica

 

Poprzez poznanie siebie samego, wbrew pozorom nerwica wskazuję drogę, odkłamią Ciebie, wracasz z powrotem i zaczynasz od nowa, boli jak diabli ale jest to konieczne, bo etap po etapie pokazuje Ci co ją spowodowało w Twoim życiu.

Poznajesz siebie, swoje emocje, uczucia, wracasz do sytuacji które podbudowały nerwice, teraz masz szanse zacząć od nowa, uświadomienie sobie tego jest cholernie istotne, etap po etapie, dzień po dniu powoli, powoli przejmowałem nad tym władzę, nerwica traciła kontrolę nademną.

Dziś mogę powiedzieć że na 99% jestem zdrowy, po wielu wielu latach odbudowałem swoją samoocenę, poczucie wartości, etap po etapie zobaczyłem całą swoje konstrukcje osobowości, zrozumiałem mechanizmy i warownie obronne, zrozumiałem że nerwica nie musi być karą, ale może być wyzwaniem.

 

Najgorsze co może zrobić w nerwicy to swobodny wypoczynek, szczególnie w fazie głównej tego zjawiska, w chwili ciszy nie dasz rady opanować swoich myśli i będą się one natrętnie kierować w stronę zagrożenia. Pętla strachu zacznie narastać. Głownem czynnikiem jest akceptacja nerwicy, nie możesz jej odrzucać, musisz ją zrozumieć nie uciekać od niej.

 

 

No dobrze skoro to takie proste to czemu tak trudno z nerwicy wyjść? Czemu po zrozumieniu przyczyn nerwicy nie mija ona od ręki? Przecież nie chcemy się bać. Nawet rozumowo wiemy, że nie powinniśmy.

Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm w skutek ciągłego napięcia uwrażliwił się  i przyzwyczaił do pewnych reakcji. Wąska ścieżka pomiędzy postrzeganiem zagrożenia, a układem ‚walcz – uciekaj’ zmieniła się w autostradę. Nasze myśli ciągle biegną w jednym kierunku. Koncentrujemy się na zagrożeniu. Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym zapierdalają  nieustannie. Nawet jeśli przerwiemy pętlę strachu to zajmie nam miesiące, zanim je uspokoimy. Zanim autostrada opustoszeje i zarośnie krzakami. Mózg ma genialną funkcję zapominania, trzeba jednak na to trochę czasu. Nawyki zmieniają się powoli. (Zwłaszcza jeśli trochę zżyliśmy się z chorobą i czasem nam z nią wygodnie.

 

Nerwica wbrew pozorom odbudowała mnie, zacząłem cieszyć się życiem, polubiłem wyzwania, mam więcej zapału, i co najważniejsze odkłamałem się.

 

:)

 

Garść ciekawostek

 

W czasie powyższych opisów używałem określenia przerwać pętlę strachu. Choć było ono przydatne, żeby zobrazować istotę to jednak nie jest do końca precyzyjne i chciałbym je uzupełnić. Nie chodzi o bowiem o przerwanie w sensie: stop, przerwane i już. Może to i jest możliwe, ale w każdym razie nie było moim udziałem. Chodzi raczej o stopniowe poluzowanie. Tak jak z rozwiązywaniem supła z wielu niteczek. Trzeba najpierw poluzować jedna, żeby z kolei popuścić drugą i trzecią, żeby znów z móc poluzować tę pierwszą jeszcze bardziej, itd aż węzeł się rozwiązuje.. Akceptując i ignorując uczucia lęku, zmniejszamy napięcie wyczekiwania, to powoduje, że mamy mniej złych, natrętnych  myśli i wizji, i przez to mniej okazji do wytworzenia lęku. Jeśli do tego dołożymy aktywność umysłu w innych w innych obszarach, zmniejszając czas jaki mamy na złe wyobrażenia to nasz mózg stopniowo zacznie się uspokajać.

 

Wszystko co wciąga cię w jakieś mroczne nieracjonalne rozważania jest niebezpieczne. Jesteś zbyt słaby, aby sobie poradzić z wyobraźnią, która może zostać uwolniona przez tego typu impulsy. Unikaj za wszelką cenę!

 

 

 

Cześć.

Ponieważ jestem nowy to nie mogę napisać priv. Możesz powiedzieć jakimi forami podpierałeś się w walce  z nerwicą ? Ja też to przechodziłem i w sumie jeszcze czuje pozostałości. Tak jakby nie do końca czuje się wolny od niej. A miałem jakieś dwa lata temu straszne jazdy OCD. Generalnie teraz  , pewnie przez pierdolący się związek, sporo wraca. Czyli nie do końca się z tym uporałem.  Ja korzystałem z fora zaburzeni. Czy Ty też z niego korzystałeś ? Może jakieś inne fora przerabiałeś ? Będę wdzięczny za odpowiedzi, może być na priv - wtedy będę miał  możliwość odpowiedzi.

Dzięki.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Songohan napisał:

Ja korzystałem z fora zaburzeni.

Też.

 

2 godziny temu, Songohan napisał:

Może jakieś inne fora przerabiałeś ?

Nie, tylko to jedno, w dodatku rozmawiałem na żywo z kilkoma osobami o tej sprawie, dodatkowo dużo pracy nad sobą, smutna wiadomość jest taka że to i tak wszystko w Tobie zostaje, ale można to uciszyć i kontrolować.

Nerwica, jest jak rak, robi przeżuty, myślisz że się z czymś uporałeś, a po roku odczuwasz to samo, ale już w kontekście innej sytuacji, zachowania.

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, Songohan napisał:

No właśnie to jest dołujące , że musisz z tym żyć. Ale w końcu tego kiedyś nie było

Bardzo dużo zależy od temperamentu, ludziom o wybuchowym i żywiołowym usposobieniu gorzej się z tego wygrzebać, do tego dochodzi umysł, jak ktoś ma umysł który drąży, wszystko bada, analizuje, docieka to takiemu człowiekowi jeszcze gorzej z tego wyjść, ja niestety mam jedno i drugie, co skumulowało się kilka lat temu do takiego stopnia że bałem się zamknąć oczy, coś przerażającego, masz tak wyczulony słuch i wzrok(sytuacja zagrożenia), w dodatku dochodzą różne zwidy że można pierdolnąć,  jakbym dla przykładu w takim stanie wypił coś alkoholowego, mógłbym się ''wyłączyć'' albo trafiłbym do psychiatryka, psychika mogłaby wtedy sfiksować.

 

Kiedyś kiedyś, jak wpadłem w taki stan to umysł postanowił ze mnie zadrwić całkowicie, uruchomił wtedy całą machinę religijną ( a miałem dość silną indoktrynacje ) w momencie silnego napadu nerwicy, to już kuźwa nie przelewki, nikomu czegoś takiego nie życzę, dusza wtedy tak boli jakbyś przechadzał się po samym piekle na bosaka.

 

Dziś jest znacznie znacznie lepiej, jakbym badał skale to jestem 9/10, czyli zostaje mi jeden etapik do przekroczenia tego, to jest etap o którym w Biblii była mowa o ''Nowym narodzeniu'' z Ducha.

Czasami mam przebłyski tego stanu, muszę przyznać że wszystkie pieniądze które zarobiłem, dupy które przeleciałem, państwa które zwiedziłem, to jest 10% tego co odczuwasz w takim momencie :) .

 

Paradoksalnie, największa tragedia Twojego życia po czasie może okazać się największym błogosławieństwem.

 

 

 

Edytowane przez The Motha
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, The Motha napisał:

Bardzo dużo zależy od temperamentu, ludziom o wybuchowym i żywiołowym usposobieniu gorzej się z tego wygrzebać, do tego dochodzi umysł, jak ktoś ma umysł który drąży, wszystko bada, analizuje, docieka to takiemu człowiekowi jeszcze gorzej z tego wyjść, ja niestety mam jedno i drugie, co skumulowało się kilka lat temu do takiego stopnia że bałem się zamknąć oczy, coś przerażającego, masz tak wyczulony słuch i wzrok(sytuacja zagrożenia), w dodatku dochodzą różne zwidy że można pierdolnąć,  jakbym dla przykładu w takim stanie wypił coś alkoholowego, mógłbym się ''wyłączyć'' albo trafiłbym do psychiatryka, psychika mogłaby wtedy sfiksować.

 

Kiedyś kiedyś, jak wpadłem w taki stan to umysł postanowił ze mnie zadrwić całkowicie, uruchomił wtedy całą machinę religijną ( a miałem dość silną indoktrynacje ) w momencie silnego napadu nerwicy, to już kuźwa nie przelewki, nikomu czegoś takiego nie życzę, dusza wtedy tak boli jakbyś przechadzał się po samym piekle na bosaka.

 

Dziś jest znacznie znacznie lepiej, jakbym badał skale to jestem 9/10, czyli zostaje mi jeden etapik do przekroczenia tego, to jest etap o którym w Biblii była mowa o ''Nowym narodzeniu'' z Ducha.

Czasami mam przebłyski tego stanu, muszę przyznać że wszystkie pieniądze które zarobiłem, dupy które przeleciałem, państwa które zwiedziłem, to jest 10% tego co odczuwasz w takim momencie :) .

 

Paradoksalnie, największa tragedia Twojego życia po czasie może okazać się największym błogosławieństwem.

 

 

 

Ja jestem tym typem analizującym. Wszystko rozkładam na czynniki pierwsze. Zastanawiam się 100 jak się odezwać by nikogo nie urazic , a potem i tak to analizuje. 

Mam rodzinę i najgorsze jazdy miałem właśnie w związku z nimi. Nie wiem czy ty masz, ale myśli były straszne . Czasem już nie wiedziałem w co wierzyć. I tu nie było wyjścia , bo przecież nie ucieknę od nich, bo mam atak natrętnych myśli. Oj.... To były straszne chwilę , których nikomu nie życzę. 

Na szczęście, teraz jest dużo lepiej. Ale cały czas  mam taką niepewność w głowie. I to przeszkadza w osiągnięciu pełni szczęścia , bo człowiek nie jest do końca sobą, cały czas jest gdzieś z boku myślami , analiza trwa ... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.