Skocz do zawartości

Degradacja znajomości ze ślubem kumpla w tle.


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie bracia, witaj starszyzno forumowa, dziś w ten letni wieczór chciałbym poruszyć z wami temat zniszczenia relacji z kumplem poprzez jego już aktualną żonę, na wstępie dodam że postaram się przybliżyć jak najwięcej informacji, tak że soczek/kawka/woda w dłoń i zapraszam.

Po historii którą opisywałem tutaj:

Mój kolega był jedną z osób które wyciągnęły wtedy do mnie pomocną dłoń, on w tym czasie spotykał się ze swoją już obecną żoną, ale w skrócie ja obserwując ich związek jako trzecia osoba byłem nie jednokrotnym uczestnikiem standardowych sytuacji jakie fundowała mu jego myszka czyli:
- Zamykanie się w ubikacji z płaczem.
- Uciekanie na miasto w samych skarpetach.
- Awantury z rozwalaniem otoczenia.

To tylko przykłady, Ja na początku przyznam się też w jakimś stopniu angażowałem się w ich sprawy, aż pewnego razu nie wytrzymałem i chciałem przemówić mu do rozsądku ale niestety usłyszałem "Virek, jeżeli możesz to się odp*erdol" ...
Jako kumpel / przyjaciel wtedy zrozumiałem że nie da się uratować kogoś kto nie chce być uratowany, więc przyjąłem postawę obserwatora odnośnie ich bezpośrednich relacji czyli przestałem zabierać głos odnośnie ich kłótni czy jazd które ona mu fundowała, a żeby nie dać jej powodu do zaczepki nie ingerowałem w ich relację. 
Powoli następowała powolna degradacja naszej znajomości przez tą panią, i żeby było zabawniej powolnemu zniszczeniu ulegały też relacje naszej "paczki" która zawiązała się za sprawą mojego incydentu z byłą którą opisałem w powyższym temacie.

Nagle okazało się że jestem już jedyną osobą która do nich przychodzi, utrzymuje kontakt, i tak oto nagle wszystko zaczęło działać tylko w jedną stronę, czas leciał a ja w tym okresie kierowany poczuciem że muszę się zrewanżować za pomoc podczas trudnego dla mnie okresu też pomagałem im jak mogłem jak tylko ona się wprowadziła do niego, a to żyrując pożyczkę na jej zęby które podobno wybiła sobie jak się poślizgnęła w ubikacji (Musiałem się odpowiednio upomnieć bo przecież ona nie pracowała więc spłacał to mój kumpel).
Kiedy oznajmiła mu że jest w ciąży miesiąc przed porodem pracowałem u niego po mojej pracy żeby zdarzyć na termin, udało się wszystko było gotowe na narodziny dziecka.

W październiku zeszłego roku na świat przyszło ich dziecko i zbiegło się to akurat terminem prac remontowych które miały odbyć się u mnie, i mimo jej zapewnień i wcześniejszego poinformowania ich że będę potrzebował pomocy zostałem ze wszystkim sam, nie ukrywam czułem się trochę "wycyckany" ale stwierdziłem "OK' nie robię afery, i mimo zapewnień że jestem u nich w domu jak "rodzina" przeszły mi chęci do angażowania więc zacząłem remont który w sumie robię do dziś (Budowa własnego mini-studia poprzez przedzielenie kuchni + remont pozostałych pomieszczeń).

Dochodzimy do sedna sprawy, w styczniu tego roku zostałem zaproszony na ich wesele, podszedłem do tego sceptycznie mówiąc że wszystko zależy od tego czy uda mi się dokończyć robotę u mnie w domu, i jak będę miał zaproszenie w ręku to się określę czy jestem w stanie być czy nie.
Moim zdaniem to było idealnym zapalnikiem do tego żeby przekręcić i przeinaczyć to co powiedziałem, w końcu był powód żeby zacząć wojnę ze mną mimo zapewnień kumpla który rzekomo rozumie moją sytuację (Po robocie fizycznej przychodziłem, przebierałem się i pracowałem przy remoncie) że nic złego się nie stanie...

Oliwy do ognia dodał fakt że zacząłem się z kimś spotykać a pewna osoba, która była w naszym gronie pasożytem emocjonalnym i jednocześnie ich "psiapsiółką" uskuteczniała tą politykę roszczeniową w akcie zemsty za to że uciekłem z orbity, ale nie o tym mowa. Zaczęły się sms'y po nocach, zaproszenie zostało mi rzucone na ziemię, a osoba z którą się spotykam prawie by dostała w twarz.

Niestety mimo przełknięcia tego że byłem wykorzystywany, bez względu na to czy bym poszedł z osobą towarzyszącą miałem szczere chęci tam pójść, ale powyższe działania mnie skutecznie zraziły, jak się okazało już po weselu z naszej paczki nikt nie dostał zaproszenia, i tak oto kończy się ten długi wywód.

Skończyło się na tym że to ja jestem tym najgorszym, a jakie są wasze doświadczenia z takimi sytuacjami? 
Pozdrawiam i dziękuję za dobrnięcie do końca tej opowieści, ja wracam na moją małą budowę.      
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 hours ago, VIREK said:

Mój kolega był jedną z osób które wyciągnęły wtedy do mnie pomocną dłoń, on w tym czasie spotykał się ze swoją już obecną żoną, ale w skrócie ja obserwując ich związek jako trzecia osoba byłem nie jednokrotnym uczestnikiem standardowych sytuacji jakie fundowała mu jego myszka czyli:
- Zamykanie się w ubikacji z płaczem.
- Uciekanie na miasto w samych skarpetach.
- Awantury z rozwalaniem otoczenia.

Czyli shit-test, shit-testem poganiał :) 

 

21 hours ago, VIREK said:

Ja na początku przyznam się też w jakimś stopniu angażowałem się w ich sprawy, aż pewnego razu nie wytrzymałem i chciałem przemówić mu do rozsądku ale niestety usłyszałem "Virek, jeżeli możesz to się odp*erdol" ...

I miał rację, po chuj się wpierdalałeś między wódkę a zakąskę? Takim ludziom nie wytłumaczysz nawet jak wywalisz im prawdę prosto na twarz. A wiesz dlaczego? 


Fraza klucz "dysonans poznawczy". Gość zaangażowany ciężko w taką relację NIE WIDZI jak jest manipulowany. Nawet jeśli mu to wygarniesz jeszcze gotowy będzie Ci przyjebać w obronie swojego wyobrażenia tego związku ;)

 

Taki typ musi się dosłownie spotkać ze ścianą przy dużej prędkości by cokolwiek zrozumieć. Jedyne co można zrobić to nie przeszkadzać mu się rozpędzać i pomóc się później pozbierać, ale to i tak jeśli będzie sobie tego sam życzył.

 

21 hours ago, VIREK said:

Nagle okazało się że jestem już jedyną osobą która do nich przychodzi, utrzymuje kontakt, i tak oto nagle wszystko zaczęło działać tylko w jedną stronę, czas leciał a ja w tym okresie kierowany poczuciem że muszę się zrewanżować za pomoc podczas trudnego dla mnie okresu też pomagałem im jak mogłem jak tylko ona się wprowadziła do niego, a to żyrując pożyczkę na jej zęby które podobno wybiła sobie jak się poślizgnęła w ubikacji (Musiałem się odpowiednio upomnieć bo przecież ona nie pracowała więc spłacał to mój kumpel).

Dobra nie ma nawet co roztrząsać dalej. Kobieta typowa harpia a z Ciebie to książkowy Mr Nice Guy.

 

Znajdź, przeczytaj, przyswój No More Mr Nice Guy. To zrozumiesz swoje błędy. (gdzieś tu na forum jest link do pl wersji)


Twoje poczucie wdzięczności jest zrozumiałe, ale to nie znaczy że masz dawać się wykorzystywać bo proporcje tutaj zdecydowanie nie były zachowane.

To tak jak by on pomógł Ci wstać jak się potknąłeś a oni w tandemie zerżnęli Cię w dupę bez wazelinki. Ty na to pozwoliłeś i wyłącznie Twoja jest to wina.

 

21 hours ago, VIREK said:

Oliwy do ognia dodał fakt że zacząłem się z kimś spotykać a pewna osoba, która była w naszym gronie pasożytem emocjonalnym i jednocześnie ich "psiapsiółką" uskuteczniała tą politykę roszczeniową w akcie zemsty za to że uciekłem z orbity, ale nie o tym mowa. Zaczęły się sms'y po nocach, zaproszenie zostało mi rzucone na ziemię, a osoba z którą się spotykam prawie by dostała w twarz.

Tu to w ogóle poleciałeś takim "skrótem" że nic nie wiadomo ;) Ale i tak mało to ważne dla całokształtu.

 

Po co wchodziłeś w jakieś gówno afery?

Na cholerę była Ci ta cała drama?

Czemu żyrowałeś cokolwiek???


Zaczęło Ci śmierdzieć to trzeba było wywalić od razu prosto w twarz RAZ a porządnie: "Nie zrozumiesz tego teraz, ale ta panna zniszczy Ciebie i naszą znajomość więc najlepiej zakończmy ją od razu."

 

I po temacie. Nikt do nikogo nie miałby pretensji, uniknął byś robienia za frajera i darmową pomoc oraz nieoprocentowaną linię kredytową jaśnie pani ;) 

Po kilku latach i zderzeniu ze ścianą sam by do Ciebie przyszedł i powiedział że miałeś rację, a tak - grałeś w jej grę, chuj wie co ona mu nagadała na Ciebie w tym czasie. 

 

Na własne życzenie zebrałeś żniwo bycia "za dobrym" :) 

 

Przerobiłem podobny schemat w moim kręgu znajomych, wyraziłem swoje zdanie i uciąłem kontakt bo i tak zostałby ucięty :) 

Tyle dobrego że mój znajomy po kilku latach już zrozumiał, że miałem rację (choć mi się nie przyzna). Łudzi się jeszcze, że jakoś wymanewruje bo mają dziecko ;) 

 

No cóż, poczekam grzecznie aż spotka się z tą ścianą - a daleko mu już nie zostało - i zaoferuję pomoc wtedy ;) 

Póki co mam co robić ze swoim życiem, obce dramy nie są mi do niczego potrzebne.

Edytowane przez nieidealny świat
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, nieidealny świat napisał:

Czyli shit-test, shit-testem poganiał :) 

 

 

Ja akurat mam wrażenie, że to objaw choroby psychicznej :D, ale co ja tam wiem ;) .

 

Co do wątku głównego, ja bym się odciął... Miałem kiedyś bardzo dobrego kumpla, który po zawarciu uświęconego związku małżeńskiego bardzo ograniczył kontakt, z czasem było go coraz mniej i mniej. Na dzień dzisiejszy kiedy ja od 6 miesięcy przestałem się odzywać jest z jego strony cisza. I w sumie dobrze się dzieje, albowiem nie lubię tracić czasu dla ludzi, którzy nie mają go dla mnie. 

 

Pozdrawiam, 

AdwokatDiabła89

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.