Skocz do zawartości

Potrzebuje kopa na tyłek albo pomocy...


B3rs3rk

Rekomendowane odpowiedzi

  Witam wszystkich, zastanawiałem się czy umieścić to w dziale depresja czy tutaj, umieszczę to tutaj, jeśli to zły dział to przepraszam oraz proszę o przeniesienie.

  Mam wrażenie że Red Pill mnie przerósł, byłem na dobrej drodze, wytyczyłem ją sobie za pomocą forum, nagrań oraz książek Marka, oraz innych Tytułów takich jak Np "przebudzenie" De Mello, doszedł też Murphy, czy Dan Millman, jeszcze wymieniłby jednego lub dwóch autorów plus jakieś materiały z internetu, nie to jest teraz ważne. Kroczyłem ścieżką którą sobie wytoczyłem, stworzyłem niezłą samodyscyplinę, określiłem cele, i dążyłem do nich, osiągnąłem pewien stan, lub jego przedsionek w którym złe nawyki oraz uwarunkowania nie zostały jeszcze całkowicie wyparte lecz były przyćmione przez nawyk ukochania siebie, uwielbienia swojego życia, dążenia do rozwoju osobistego oraz rozwijania pasji i kierunków które czuję że kocham i dają mi spełnienie, generowałem bardzo dużą dozę szczęścia z wnętrza siebie i co było dla mnie sporym osiągnięciem potrafiłem nie tylko wyrzucić z siebie zły nastrój ale nawet zmienić go na całkowicie pozytywny z uwielbieniem dla obecnej chwili nawet jeśli była mi całkowicie nie na rękę. Powiedziałbym że wszystko wysypało się i upadłem po raz kolejny na pysk ale nie mam kompletnie siły żeby podnieść się i ruszyć dalej, a największym problemem jest w sumie jedno doskwierające mi uczucie, a właściwie brak odczucia czegokolwiek, mam wrażenie że jestem wyprany z emocji. 

  Żeby nie mieszać zacznę streszczając drogę do rozwoju, i przejdę do rzeczy na mojej drodze które wydaje mi się wpłynęły na aktualny stan lecz nie mam pewności czy to jest gwóźdź programu. 


  Otóż wszystko miało początek w Grudniu 2017 kiedy pierwszy raz miałem silny (nazwijmy to) atak depresji że pierwszy raz chciałem na poważnie się wylogować, przeszło, poprawiło się, potem rozstałem się z moją wtedy aktualną partnerką, powróciło 2 tyg po rozstaniu, zacząłem szperać tam gdzie skończyłem wcześniej, przeczytałem najpierw "Kobietopedia" od razu po tym stwierdziłem że czas zacząć tam gdzie skończyłem w roku 2017, czyli na drodze do samorozwoju oraz samouwielbienia, przeczytałem "Stosunkowo Dobry" to była solidna dawka postawienia mnie na nogi. Po samym przeczytaniu czułem się dużo lepiej, zastosowałem zalecenia Marka, przeczytałem też z ciekawości Murphy'ego wraz z postanowieniem że zamierzam regularnie czytać, oraz dla tego bo Marek o nim wspominał w swoich tytułach i nie tylko, a następnie poszło "Przebudzenie" De Mello. Miałem nieźle zalany zbiornik wartościowym paliwem, odrzuciłem przekonania społeczeństwa, produktywnie wykorzystywałem swój czas i dozowałem co chcę wpuścić do swojej głowy przez co też zmniejszyłem kontakty z najbliższą rodziną a zwłaszcza rodzicami, dalszym planem zamierzając je ograniczyć do minimum. 

  Wykonałem założenia na czas od Stycznia do Marca, mianowicie, skończyłem 2 kursy spawacza, regularne treningi i dieta, zero alkoholu, zwłaszcza tego w samotności, czytanie książek głównie tematyka matrix, i rozwój osobisty, do tego dorzuciłem pasje na które miałem możliwość na tym zadupiu czyli w sumie brak czego kolwiek ale np, mogłem uczyć się tańczyć solo korzystając z internetu więc to wprowadziłem. Po zakończeniu kursów na koniec lutego, czas poświęcany na kursy poświęciłem na nadgodziny, spawałem średnio 10 h dziennie plus przyśpieszyłem tempo ze względu na to że miałem pracę w akordzie, jak dołożyli mi drugą zmianę to zdarzyło mi się pracować bez przerw  w tygodniu, mianowicie np byłem w pracy 12 dni pod rząd plus dokładałem sobie godzin w weekend kiedy nie przychodziły inne zmiany, do tego treningi i regularna micha plus książki (już max 1 h dziennie bo oczy zwyczajnie były zmęczone po spawaniu) z urlopami, skasowałem naprawdę konkretny hajs, wszystko po to bo zamierzałem wyjechać z kraju, na początku marca złożyłem wypowiedzenie, w ostatni piątek pierwszego tygodnia kwietnia zakończyłem pracę w tamtej firmie. w miedzy czasie w ostatnim tyg Marca sprzedalem auto a na początku kwietnia kupiłem drugie, jak już byłem pewien że nie zawiedzie mnie w trasie typu 1000 km zacząłem aplikować do firm, szukając pracy w zawodzie spawacz. 

  Tutaj zaczyna się początek upadku, paradoksalnie po tym jak skończyłem gnać i miałem odpoczywać to od rana do wieczora siedziałem w aucie, coś na temat mechaniki już wiedziałem, zwłaszcza tego konkretnego modelu więc wszystko robiłem sobie sam, poświęcałem na to czasem cały dzień, postanowiłem się zobaczyć z najbliższymi znajomymi przed wyjazdem więc proponowałem im spotkania wieczorem, utykając ich kiedy mogłem, i często wracałem późno do domu a rano wstawałem i kontynuowałem pracę przy aucie, minusem i dużą szpilą w dupę było to że nie trzymałem wcale michy nie rezygnując też z treningów, (jednak były lżejsze ze względu na okoliczności) jadłem byle jak i byle kiedy a potem na cały dzień nie zażywałem nic po za wodą i jakąś kawą. Około 20 kwietnia gdy miałem już ustaloną pracę w Niemczech, wyjechałem z kraju, nie znałem Niemieckiego, oferta była bez języka, wystarczał komunikatywny Angielski który ogarniałem lepiej niż komunikatywnie, oferowali fajną stawkę, praca dla osób do przyuczenia. Na miejscu okazało się że pan z polski zagrał w wuja, w pracy wymagali dużo więcej, za znacznie mniejszą stawkę, miało być 11 Euro na łapę, okazało się że jest nie całe 9 na łapę plus wymagali solidnego doświadczenia w porównaniu z tym co było mówione na początku. Nie przyjęli mnie ponieważ stwierdzili że byłby ze mnie spoko spawacz ale nie umiem niemieckiego i nie zamierzają wołać ciągle kogoś z góry kto będzie mi tłumaczyć po angielsku. Tutaj zaczynamy, olałem temat, miałem zabezpieczenie, auto w super stanie, firma pośrednicząca zaoferowała mi tymczasową inna pracę, przekalkulowałem to sobie i pojechałem tam. W między czasie widząc możliwości zarobkowe oraz koszt żywności, wprowadziłem sobie dietę na masę i to część strzały w kolano. Przejdźmy dalej.

  Musiałem zmienić lokalizacje, przejechałem 250 km w to drugie miejsce, trafiłem do hoteli pracowniczych nowej firmy, poznałem chłopaków (wszyscy byli z polski)

Praca była typowo fizyczna, straszyli mnie na początku że ciężka w chuj etc, byłem tam w piątek, w pon miałem zacząć pracę. Strzeliłem sobie hiper trening w piątek na siłowni, szczególnie dowaliłem nogi, wiadomo masa więc dociskałem kalorii, plus dużo białka,w  pon poszedłem do pracy z zakwasami, bez problemu dałem radę, około środy kiedy to też puściły mnie zakwasy na nogach, zacząłem czuć że mój żołądek nie daje rady z posiłkami, postanowiłem to jeszcze chwilę kontynuować, praca faktycznie była ciężka ale zawsze tak pracowałem więc przeleciałem to bez przyśpieszonego oddechu. Nadszedł weekend, robili jakiegoś grilla firmowego i tutaj chyba zajebałem, pierwszy raz od 4 miesięcy, mianowicie od 1 stycznia do 1 maja napiłem się alkoholu, kolejny tydzień zleciał spoko, na tej samej diecie a potem zaczęło się niezłe gunwo generalnie. Totalne spadki energetyczne, wrażenie uczucia 0 wchłanialności w jelitku, brak energii, pogorszenie stanu psychicznego, ostatni tydzień maja poczułem poprawę, sytuacyjnie zwiększyłem też ilość cukru w diecie żeby przetrwać. Zjechałem do kraju na wesele na który byłem zaproszony jako towarzysz, piłem tam, ale z umiarem, jadłem też z umiarem, poznałem tam jedną taką, fajna była dla mnie, coś mnie w niej kręciło, zacząłem w to grać, 2 dni później skończyliśmy w łóżku, potem wróciłem do Niemiec (mówię o tym bo to też część gwoździa ale chyba bez znaczenia lecz brać potem to osądzi). 
  
  Dotarłem do Niemiec przed świtem, spałem jakieś 2 h i potem poszedłem do pracy, było ciężko ale dałem radę, tydzień jakoś zleciał, generalnie miałem dziwne uczucie pewności siebie, strasznie duże które aż mnie rozpierało, czułem że wszystko co tylko postanowię, osiągnę bez problemu, potem był zjazd już w kolejnym tyg. Czując że mój stan się pogarsza, zmieniłem dietę, wywaliłem najpierw cukier rafinowany, zaraz potem mięso, zostały tylko warzywa, owoce, zboża oraz serki. Porcje były ogromne, mam wrażenie że zatkałem układ pokarmowy tak jak na początku wyjazdu do Niemiec podczas tej diety na masę. Mój stan zaczął się pogarszać, złożyłem wypowiedzenie, szef mając większe prawa skrócił czas mojej pracy o 2 tyg co pokrzyżowało mi plany zakupu motocyklu. Zjechałem do kraju i generalnie fizycznie czułem się jak gówno, był 12 lipca, 2 tyg nie ćwiczyłem, kilka dni przed zjazdem nieźle też popiłem co na pewno dobre ostatecznie nie było chociaż trochę psychicznie się rozładowałem. Miałem plan odpocząć, jechać w góry, po wymieniać zużyte podzespoły auta, i na upartego szukać pracy w zawodzie za granicą, ponieważ mam już niezłe zabezpieczenie i czas nie gra mi takiej roli bo mogę czekać dużo dłużej i jeździć od firmy do firmy an próbki. Porobiłem auto, odwiedziłem brata, u niego zrobiliśmy część podzespołów, wypiliśmy trochę, potem wpadłem do tej dziewczyny. Brat mieszka we Wrocku, tutaj zaczynamy imprezę. Po zjechaniu generalnie byłem wyprany strasznie, ale jak czułem coś podczas totalnego zapieprzania autem łamiąc wszystkie dopuszczalne limity, oraz czułem coś podczas bliskich zbliżeń z tą kobietą, generalnie nie pasowaliśmy do siebie, widziałem to jako seks ale był na prawdę bardzo dobry, uprawianie z nią seksu kręciło mnie dużo bardziej niż z kobietami wcześniej i choćby z kolejną później, nie ważne, po prostu coś czułem podczas tego sexu, fajne podniecenie i zbierające się emocje. Niebezpieczna jazda autem oczywiście niszczyła tutaj wszystko, adrenalina osiągała zenit, było to tak jak wtedy kiedy zaraz masz się z kimś bić i czujesz że zaraz dostaniesz lapsa na pysk, to samo tyczyło się momentów kiedy na chwilę traciłem kontrolę nad światem. 

  Miałem jedną pewność, to wszystko unormuje się w momencie jak odpocznę, 2 dni po tym jak skończyliśmy naszą przygodę "friends with benefits" z tą dziewczyną zapomniałem o niej, po jakimś tygodniu od powrotu do domu czułem się dość wypoczęty, i stało się coś nie fajnego. Moi starzy którzy mają problem z kontrolowaniem picia, napili się i wpadli w ciąg, złamało mi to w sumie serce, największe źródło moich problemów to ich brak kompetencji w czymkolwiek w temacie wychowanie i zakładanie rodziny,nie chce mi się o tym nawet gadać, ale generalnie było strasznie okropnie, spieprzyłem do kuzyna żeby na to nie patrzeć, powiedziałem im że jeśli się nie ogarną to stracili własnie najmłodszego syna. Po tygodniu wróciłem a oni dalej w stanie gdzie mają wyjebane we wszystko, ojciec dalej na fazie, jest do dziś, mija prawie miesiąc. Mam świadomość że muszę to zerwać raz na zawsze bo mocno ciągnie mnie to w dół ale nie mam trochę na to siły, plus oni sobie totalnie nie poradzą w tych warunkach które stworzyli bez kogoś kto będzie w stanie fizycznie zasuwać. I stoję teraz przed najcięższym krokiem w moim życiu, matka się ogarnęła, zacząłem czuć przez to że ciężko będzie mi podjąć tą decyzję, ojciec już od dawna jest dla mnie nikim ponieważ nie nauczył mnie nic przez całe życie,nie miałem z nim nawet rozmowy, przez całe życie tylko mówił jaki jestem beznadziejny (czasami podjął jakąś rozmowę jak ojciec z synem jak był najebany jak szpadel) ale jak domyślacie się nie chciałem takiej rozmowy, bo kiedy był trzeźwy to nie istniał dla nas. Teraz oczywiście było dalej wypominanie, bo to nasza wina że nie chcemy żyć ich marzeniem, sprawa totalnie nie fajna, osoby z DDA pewnie wiedzą o czym mówię. Generalnie jestem teraz wypoczęty, minęło 1.5 miesiąca od zjazdu, wróciłem do treningów i zacząłem stosować fajny dla mojego ciała sposób żywienia, jutro mam rozmowę o pracę w GB, i generalnie to czuję się tak źle że najchętniej bym się zabił tu i teraz, nawet w bolesny sposób, Kilka dni temu poznałem taką jedną, 2 dni później wylądowaliśmy w łóżku, widziałem że chce mnie wykorzystać, przeleciałem ją, i totalnie nic nie czułem, całkowicie, ostatnie co od dzisiaj czułem to jak byłem kilka dni temu we Wrocku i jeździłem niebezpiecznie autem.

  Co dodam, kiedy wszystko się w miarę uspokoiło, to czułem się podniecony drobnostkami takimi jak spacer w lesie czy jazda samochodem delikatnie przy muzyczce z punktu A do B, generalnie cieszyły mnie drobiazgi i moja Soma, czyli treningi kalisteniczne. Jak wszystko nagle walnęło to nic nie czuję, nie potrafię nic wzniecić, od dłuższego czasu mam kłopoty z koncentracją, do tego stopnia że nie słucham kogoś z kim rozmawiam a jest dla mnie kimś bliskim i ważnym, jak wcześniej bez problemu medytowałem to teraz nie ma takiej opcji, po 20 sekundach małpka już błądzi w korytarzach myśli. Na ostatnich 2 dniach nie mam energii do niczego, nie jara mnie kompletnie nic, dodam że żadna kawa, żadna muzyka, żadne jedzenie, żaden alkohol, żaden sex, nie onanizuje się, treningi są bo są, nie potrafię się generalnie skupić, i ciągle przewija mi się myśl żeby wylogować się. 

  Mam też poczucie że zaczynam z pozycji bardzo ujemnej w porównaniu do wielu i przez to nie chce mi się starać w ogóle bo zawsze jestem z tyłu nie ważne ile bym nie pracował, jednak czuję jedną rzecz, że gdzieś tam chce się duchowo rozwijać, chcę odrzucić ziemskie poczucia i pragnienia i zmierzać gdzieś do rozwoju swojego wewnętrznego ja, mając wywalone na zdanie innych, zniknąć, i przejść w tryb mnicha do czego aktualnie się przygotowywuje, chcę odciąć wszystkie więzi i zniknąć. 

  Czuję też jeszcze jedno, że jest droga która prowadzi do moich ziemski celów, do rozwoju siebie, do ruszenia w ostrą modyfikację aut i tunning, jazdy na torach, bardzo zaaswansowany trening fizyczny gdzie staje sie powoli wojownikiem, droga samodyscypliny gdzie gruntownie zmieniam swoje życie, odrzucam ludzi i zmierzam do swojego celu, powoli zmierzam do całkowitej medytacji i praktykowania johi w całym swoim życiu, oraz rozwijam zawód w którym coś faktycznie mnie kręci. I tutaj czuję że muszę coś zbudować od zera, wywalić całą swoją rodzinę, zapomnieć o nich, odciąć się od ludzi i pracować aż wyrównam się z "normalnym startem". By potem dopiero móc ruszyć w społeczeństwo i zacząć się przyjaźnić i rozmawiać z ludźmi kiedy już nie będę czuł że jestem daleko daleko za nimi. 
  

  I generalnie nie wiem co teraz o tym wszystkim myśleć, mam poczucie braku jakiejkolwiek równowagi w moim życiu, czuję że wszystko co zbudowałem może nie tyle upadło, ile nie ma dla mnie znaczenia, totalnie mam w nosie co ktoś o mnie myśli, co wydarzy się jutro, i kim będę za 5 lat, czy będę oddychać, czy świat zniknie, wszystko mam w sumie w nosie (spokojnie, dalej dbam o swoją aparycje fizyczną bo źle się czuję będąc trollem).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prowadzisz bardzo chaotyczny tryb życia, nic się nie trzyma kupy, i co chyba najważniejsze... Nie dbasz o siebie Bracie. Tak się na dłuższą metę nie da, teraz jesteś młody i jakoś to idzie, ale organizm nie zapomina, i jeśli nadal będziesz podążał tą drogą, to w przyszłości zapłacisz surową cenę.

 

Ustal sobie priorytety, znajdź stabilną pracę, nie rezygnuj z treningów, z kobietami daj sobie spokój do momentu, aż ustabilizujesz sobie sytuację życiową. Pieniądze i dobra materialne to nie wszystko, najważniejsze jest zdrowie, i świadome życie. 

 

Przemyśl to, ja czuję zmęczenie po samym przeczytaniu Twojego życiorysu. Tak się po prostu nie da.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, Sonic napisał:

Odpoczynek od kobiet bo one też zabierają energię.

Jak cholera. Kiedyś na pewnym spotkaniu ze znajomą, po godzinie wysłuchiwania jej w końcu musiałem zamówić piwo żeby nie zwariować. Godzina z taką pobudzoną ekstrawertyczką, zabrała mi więcej energii niż godzina solidnego treningu na siłowni. No po prostu mózg się gotuje, synapsy się przepalają, przyspiesza apoptoza i dochodzi do nieodwracalnych zmian. Oczywiście żartowałem w poprzednim zdaniu, ale to dowód na to, że nudnym beta flegmatykom nie zaleca się dłuższego przebywania z tego typu kobietami. Pół biedy jeżeli dochodzi do głębszego dialogu między tymi ludźmi, a nie jest tylko monolog ze strony kobiety. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoi rodzice są toksyczni i najlepiej będzie trzymać się od nich z daleka. 

 

Źródła Twoich problemów leżą w dzieciństwie, bo jesteś DDA. Dobrze by było nad tym popracować. Nie wiem czy sam sobie dasz z tym radę. Może przydałby się dobry psychoterapeuta, który pomoże Ci ogarnąć temat. To jest do zrobienia, ale będziesz potrzebował na to trochę czasu. 

 

Zadbaj o siebie. Dobra micha i równowaga między pracą i odpoczynkiem to podstawa. Fajnie, że ogarniasz tematy materialne. 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@B3rs3rk

Myślę, że za bardzo zafiksowałeś się na całym tym byciu sam dla siebie i uświadamiasz sobie, że nie masensu na dłuższą metę. Może po prostu dojżewasz i czegoś ci brakuje. Może twoja psycha ci daje znać, że robisz coś wbrew siebie. Tempo narzuciłeś sobie zbyt wielkie najwidoczniej. Nie masz czasu aby wszystko przetrawić. Ja bym spoojnie usiadł i próbował znaleźc powód dlaczego robię to co robię? Wtedy zobaczysz w ilu aspektach życia krecisz się w kółko. Czy to co co robisz ma dla Ciebie wartość? Pominął bym tutaj finansową. Dużo czytasz i to się chwali. Wydajesz się ogarnięty, ale czy rozmawiałeś z kimś o swoim życiu i jak ono wyglądało w osatnim roku. Nawet z samym sobą? Co cię cieszyło wcześniej? Co się zmieniło?

Tak widzę, że twoje "masowanie" to może być próba zapełnienia pewnej pustki. Aby mieć siłę nie musisz być nie wiadomo jak wielki. Szczególnie twoje podejście nijak się ma do zdrowego trybu życia.

 

@Sonic @Towarzysz_Winnicki Koledzy, ale o babach on prawie nie pisał, wiec to raczej nie jest główna przyczyna jego doła.

@B3rs3rkNimniej jednak przelone znajomości mogą nie być dla Ciebie. Z takimi kobietami bym skończył na twoim miejscu. Nie pchaj fiuta byle gdzie. Znaj swoją i jego wartość.

Uwarzam, że @ElChico tutaj może mieć rację i masz niedokończone i nierozwiązane sprawy z dzieciństwa. Dzieci toksycznych rodziców i alkoholików mają wyjątkowo trudno odnaleźć się w przeszłości. Wzorce praktycznie nie istnieją, a anytwzorce potrafią się czasami ujawnić w wybitnie zaskakujących momentach. Bycie w związku z takimi osobami niezależnie od płci jest wyjątkowo trudne. Sam mam tosksycznych rodziców i to jest ciągła parca, aby świadomie walczyć z tym co zostało zaprogramowane w czasach dzieciństwa.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matriksowe tematy owszem, są ciekawe, sam mając również powody zdrowotne, szukam, czytam, oglądam, jednak w samotności, bez możliwości odreagowania, porozmawiania z kimkolwiek trudno o dystans. Samo to, że dzieje się wokół tyle rzeczy, których zaczynasz być świadomy, potrafi wciskać w fotel i zalewać falą depresji połączoną z bezradnością. To nie daje oparcia ani większej motywacji tylko na dłuższą metę może nawet przeraża. Nie mówię, żeby się nie interesować, ale jeśli tobie to doskwiera jak mnie doskwierało, to może również w tej materii dobrze znaleźć dystans.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że dochodzisz do jednego z najcięższych momentów w rozwoju duchowym. Objawia się to właśnie depresją i chęcią porzucenia tego świata pełnego iluzji i cierpienia.

Wielu się unicestwia w tym momencie duchowym ale niestety i tak będziesz musiał przez to przejść.

Twój wektor zainteresowań został skierowany na wewnątrz, powoli będziesz chciał wrócić do domu - prawdziwego domu. 

Jeżeli masz dosyć dużo oszczędności to pojedź do odosobnionego miejsca, weź książki duchowe jak na przykład rozmowy z Bogiem, odpoczywaj, układaj sobie myśli i studiuj wiedzę duchowom - moim zdaniem wszystkie objawy wskazują na pierwsze odpadające skorupy. Będziesz doświadczał właśnie momentów, że możesz wszystko a później totalnego wypompowania. Jest to bardzo ciężki stan, wymagać to będzie wiele od Ciebie.

P.S Czy straciłeś zainteresowania rzeczami które Cię kiedyś fascynowały jak na przykład Piłka nożna ?

 

Pozdrawiam .

Edytowane przez SzatanKrieger
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  Macie racje, moje życie to było jedno wieczne przechodzenie ze skrajności w skrajność i jest strasznie chaotyczne, przeważnie żyje na te właśnie 150% a potem jak się wypalę to nie mam siły nawet na 50%. Ale doszedłem do pewnego stopnia harmonii w pewnej chwili swojego życia o czym powiem na koniec ponieważ chce ująć to razem.

 

 Tak jak powyżej ElChico powiedział wiem że bardzo dużą dziurę wierci we mnie to że jestem DDA, znalazłem w internecie fora kiedy dowiedziałem się otemacie, poczytałem co tam mówią, zacząłem czytać książki w tej tematyce, przeczytałem aktualnie 2 (Wsparcie dla DDA-Tommy Helsten, Dorosłe dzieci alkoholików-Janet K. Woititz) i stwierdziłem że na ten moment dość czytania, czas na praktykę. Obie książki generalnie bardzo polecam dla innych DDA, w trakcie ich czytania wiadomo przeplatały mi się wydarzenia z dzieciństwa i starszego dzieciństwa bo problem w sumie trwa aż do teraz a mam 23 lata, podczas czytania tej drugiej miałem jeden taki nazwijmy to atak nie kontrolowanego płaczu, nie mogłem tego wcale opanować a czułem że jest tego więcej tylko to nie miejsce i czas na takie akcje (byłem w pokoju pracowniczym, za drzwiami współlokator), udało mi się to zdławić. Powiedzmy wiem co mam robić już w tej materii tylko nie mam do tego aktualnie warunków i odpowiedniej osoby, a są pewne wymagania, najlepszy wiadomo byłby psycholog, mam jednak jedną osobę z któtrej pomocy mógłbym skorzystać do wyrzucenia  tego z siebie, tylko to kobieta z którą czeka mnie relacja na dłuższą metę a podczas mówienia jej o tym odsłonię moją największą słabość a to nie idzie w parze z ewentualnym przyszłym związku ale rozwiążę to jakoś i przepracuję ten temat, bo to strasznie potrafi dać w dupę.

 

  Co do kobiet to nie jest nurt mojegooproblemu, ale z czym macie rację dam sobie chyba spokój z przelotnymi historiami łóżkowymi tak jak radzicie, widząc ich zachowania w takich relacjach, czuję że przyczynia się to do mojej utraty szacunku to ich płci coraz bardziej.

 

  Aspekt rozmowy o którym mówi Pater Belli  to coś co wiem że ostatnio mnie boli, cała ta wypowiedź tutaj na forum to forma mojej rozmowy z przyjacielem, od ostatniego spotkania ze znajomymi odstawiłem z nimi kontakty, stwierdziłem że nie chcę przyjaźni gdzie tylko ja dążę do spotkania się, odezwania się co jakiś czas, po prostu przestałem wychodzić z inicjatywą do spotkania ponieważ 95% raazy ja to robię (po za moim kuzynem który jest mi najbliższą osobą ale z nim nie rozmawiamy o takich rzeczach w sumie nigdy) i tak jak podejrzewałem po prostu za szybko to oni się nie umówią ale jak mam tylko ja wyprowadzać jakąś inicjatywę to pieprzy mnie to w sumie bo chyba nie tak wygląda przyjaźń". 

 

  I ostatni temat, poruszony przez SzatanKrieger. Zacznę od końca, nie czuje całkowitego braku zainteresowania moimi pasjami, to też zależy też od dnia, chce je dalej rozwijać, tylko po za w sumie jedną do której trzeba nie wiele to ciężko aktualnie z korzystnymi warunkami do tego by robić te wszystkie rzeczy które mnie kręcą. Podejrzewam że możesz mieć rację, miałem już taki motyw w swoim życiu, wyszedłem z niego inną drogą co opiszę na końcu tej wypowiedzi.

 

  Nie przyszedłem tutaj płakać nad ciężkim życiem hej, więc czas coś z tym wszystkim zrobić. Rozmowa z wami bardzo mi pomogła, pozwoliła mi sobie przypomnieć po co to wszystko zacząłem, pomogła mi przemianować priorytety, zwróciliście uwagę na moje błędy i może jest jakaś racja Pater Belli w tym nakręceniu w życiu dla siebie, ale dla kogo mam żyć jeśli nie dla siebie i dla swojego wewnętrznego spełnienia? Wrócę tutaj do motywu depresji, oraz tego o czym mówił SzatanKrieger z tymi chwilami że mogę zdobyć wszystko a zaraz potem jestem totalnie wypompowany, zauważyłem że coś takiego dzieje się w moim życiu po piciu, czy po ostrym chlaniu, na drugi dzień kiedy inni przeważnie mają kaca to ja mam dalej mocne tu i teraz, mam totalny dystans do życia i siebie, super humor, chęć do pracy nad życiem, stan ten utrzymuje się około 2-3 dni a potem mam przeważnie napad depresji, który mocniejszy lub słabszy, trwa od 1 do 4 tygodni i potem przeważnie odchodzi w zapomnienie. Po tym gdy na początku tego roku  odstawiłem picie na długo, zająłem się sobą i ustawiłem priorytety, wszystko nawet jak mi coś nie szło potrafiłem pogodzić, zmienić na swoją korzyść, to był dla mnie pewien rodzaj harmonii, dbałem o wszystkie aspekty, analizowałem, puszczałem się z prądem wydarzeń i czerpałem z nich korzyści, wszystko zaczęło się sypać w momencie kiedy napiłem się na tym grillu.

 

  Tutaj czas na refleksję, nie mam problemu z piciem, więc po prostu odstawiam to całkowicie, jak sytuacja ustabilizuje się to zażyje alkohol pewnie raz na jakiś czas w towarzystwie ze względu na to że wtedy arcy skutecznie nawiązuję kontakty a tego mi w życiu brak, czuje się cholernie samotny w swoim życiu i zaczyna mi to doskwierać, jeśli jednak okaże się że muszę odstawić alkohol na zawsze to zrobię to bez bólu serca, i po prostu nauczę się nawiązywać kontakty z ludźmi korzystając ze spisanej już wiedzy, poddając to metodzie prób i błędów.

 

  Dalej muszę iść do jakiejś pracy nad czym aktualnie pracuję, całe to siedzenie na dupie zaczyna mnie męczyć, byłem strasznie wyczerpany ale mój stan zdrowia fizycznego poprawił się na ostatnich 2 tygodniach, czas już iść do pracy, ale teraz na spokojnie, narzuciłem sobie duże tępo bo chciałem zdążyć żeby iść do szkoły w tym roku, wyszło mi bokiem, teraz ruszę powoli i spokojnie badając każdy nowy grunt pod stopami.

 

  I ostatnia sprawa, moi rodzice i moja rodzina, zmierzam do całkowitego usamodzielnienia się, żeby nie musieć tam już wracać i w sumie do tego potrzebny mi ten duży hajs tak na prawdę, żeby wyjść z tego domu, wyjechać z tego miejsca do miasta bo jest tam kompletne nic w promieniu około 80 km i móc stworzyć sobie swój bezpieczny spokojny azyl z dala od tego miejsca. Kiedy rodzice byli w ciągu alkoholowym i musiałem patrzeć na to kolejny raz to nie miałem żadnych wątpliwości że jestem w stanie to spalić w jednej chwili i nigdy tam nie wrócić, teraz kiedy Mama wróciła do całkowicie normalnego stanu to serce mnie boli na myśl o tym, plus fakt że sami sobie serio nie dadzą rady w tych warunkach, z drugiej strony strasznie dali dupy, sami stworzyli takie warunki dla siebie i dzieci, a tylko spłodzić potomków i mieć to w wuju a potem wiecznie żyć tym co by było gdyby... to poniżej normy za bardzo. Tutaj uważam że mam prawo do swojego życia i zmierzania do swojego szczęścia, i pytanie do was, myślicie że odciąć to całkowicie po zamknięciu wszystkich koniecznych spraw, zmienić nr i nigdy tam nie wrócić czy dać im szanse, i z ewentualnych zasobów dać z siebie tylko tyle żebym nie miał żalu i mi samem starczy na wszystko, co brać mi radzi?

 

  Tutaj chcę jeszcze wszystkim podziękować za pomoc oraz udzielenie się w moim temacie, to na prawdę wiele dla mnie znaczy że jesteście, że jest takie miejsce gdzie mogę wejść, odsłonić się, wypłakać się Bracią na ramionach podyskutować z wami, porozmawiać. Ruszam dalej, skupię się na tym co napisałem, zajmę się tym na co zwróciliście mi uwagę, i chyba czas też zająć się mocno tym o czym mówi SzatanKrieger czyli rozwojem duchowym.

 

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.