Skocz do zawartości

Opowieści kilka od wróbla Ćwirka


Rekomendowane odpowiedzi

@zuckerfrei To pewnie dużo zależy od tego, czy wpadnę prostytutce w oko (nie ma szans), oraz ile jej zaoferuję. Co laski mają z tym zasłanianiem brzucha? Mnie nie przeszkadza jak wystaje jej kawałek słoniny, przynajmniej jest co popieścić. Jprd a tak bym sobie pomacał cyce albo possał (wiem, że nie wolno, podobno jak z pocałunkami i minetą). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowieści podnoszące na duchu. Rutyna wszystko tak pięknie rozwala.

Proste zasady. Zostajesz męczennikiem, świętym, targasz krzyż pełen emocji i uniesień, ale z wiekiem coraz cięższy albo zostajesz szatanem, żyjesz po swojemu.

 

Twój wybór. Nie celuj pomiędzy, nic to nie warte. Rozwój ducha obowiązek. Wiadomo.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwalić dobrego pana Boga i moje dobre anioły, że nigdy nie targnąłem się na małżeństwo. A było blisko.

 

A kolega zuckerfrei jak zwykle na posterunku, zawsze dobrą nowinę niesie i podzieli się dziarsko niewygodnymi faktami z życia niewinnych kobiet. Ale to oczywiście wyjątki. Kobiety takie nie są!?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja dopiszę coś od siebie, miech-dwa temu, koledze ojca zabił się syn, bo matka nie akceptowała jego lubej, facet się rozwiódł.  Tak, wiem, nie napawa to optymizmem, ale ot kolejne ukazanie zachowania bab i do czego prowadzi skrajne białorycerstwo.

 

  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Towarzysz_Winnicki cenny są stałe, czasem są dopłaty (ja z takich nie korzystam). Nie targuj się! To, czy sex bedzie lepszy to fakt dive trzeba sie spodobać. Te droższe czasem nie zwracają na wygląd. Natomiast masz pachnieć być zadbany itd. 

 

Laski też są pompowany na idealny look. Są świadome swoich braków, dwa są przekonane ze brzuch powinien być płaski jak deska, a to nie możliwe z fizjologicznego punktu widzenia i nie przetłumaczysz... Cyce możesz lizać i ugniatać ile chcesz. I lizać ciało, fakt, że szwagry czasem piszą, ze panny są nietykalskie. Ja się nie spotkałem, lecz mi z ryja nie śmierdzi. Nie jestem zwolennikiem czegoś takiego, że idę do diwy z zarośniętym kutasem, brudnymi skarpetami itd... Ej temat rzeka...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, lxdead napisał:

ot kolejne ukazanie zachowania bab

Opisywane są tu prawdziwe historie. Paskudne historie pokazujące, że instytucja męża nic dziś nie znaczy i że można go się pozbyć jak jakiegoś chwasta gdy nie będzie już spełniał rozpasanych życzeń księżniczki i nie będzie przynosił wypłaty w zębach. Dziwię się, że to forum nadal działa. Oby jak najdłużej. Gościa z kanału MGTOW Polska feministki już zhakowały. Za dużo prawdy tam wypływało. A tu płynie jeszcze więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Magician, ale dawniej też bywało podobnie, tylko wieści rozchodziły się w wąskiej grupie ludzi, i wystarczył wyjazd do innego miasta aby ślad skunksowo-zapachowy za Panią się urwał. Dziś internet pozwala historiom płynąć w świat.

 

Dodam historię od bardzo dalekich znajomych, chociaż jej bohaterów miałem okazję poznać osobiście. Część to moje domysły, zaznaczam - nikt nie opowiedział mi jej jednym ciągiem wprost, poskładałem ją do kupy sam z kilku różnych wersji od różnych osób, nawet nieznajomych.

Ponad dwadzieścia lat temu, młody pan poznał młodą - nawet niepełnoletnią - panią. Z tego poznawania pojawiła się niespodzianka, i chociaż nieoficjalnie mówiło się że to nie pierwsza pana (był podejrzany w przypadkach ciąż innych, czasami zamężnych pań), to jednak "dopadło go" i postanowił się ożenić. Do końca nie jestem pewien kto podarował mu sporą działkę na odludziu pod przyszłe gniazdko rodzinne, ale było przepisane na niego - chyba już po ślubie. Tak więc pan złapał dobrą jak na tamte czasy pracę, która niestety wymagała nieokreślonych godzin pracy (10-12 godzin dziennie czasami), a pani dalej się uczyła. Pan z dochodów swoich postawił dom, czasem własnoręcznie nawet, czasami z pomocą rodziny (elektryk i murarz). Ciągnęło się to lata, ale sukcesywnie dom stał się dość "luksusowy" jak na okolicę. W tym też czasie Pani poszła na studia zaoczne, co oczywiście oznaczało że córką opiekował się w weekendy ojciec.

 

Po skończonych studiach pani, on "załatwił" jej pracę księgowej w firmie w której pracował, i sukcesywnie Pani zaczęła zwiększać swe dochody z zera do gdzieś tak 80% pensji męża. Dzieckiem pod nieobecność rodziców, opiekowali się dziadkowie przeważnie, co dla ojca stanowiło zadrę emocjonalną - już wtedy chyba, tkwił w tym związku bardziej dla córki niż dla żony. Tak więc on zaczął zmniejszać swoje nadgodziny, by częściej bywać z dzieckiem. Jednocześnie Pani, zachłyśnięta "wolnością" finansową, coraz więcej czasu spędzała w pracy. Włącznie z "wyjazdami integracyjnymi", "delegacją z szefem" itd. W krótkim czasie Pani zaczęła zarabiać więcej niż on. Suma tego w końcu go załamała - podczas kolejnych "integracji" żony, on zaczął szukać zapomnienia w alkoholu. Co skończyło się w końcu tym, że pracę stracił. I nagle na Panią spadło spłacanie kredytów, opłaty, utrzymanie domu... W krótkim czasie stało się tam bardzo źle, on coraz więcej pił, ona znikała i też podobno nie wylewała za kołnierz - a nawet, jak twierdzili niektórzy, znalazła sobie inny obiekt wieczornych westchnień typu "ach, mocniej", dobrze ustawionego kierownika z innego pionu firmy.

 

Pani zaczęła przygotowania do ewakuacji, tworzenie historii że alkoholik, że bije ją i dziecko. I już prawie nawet własna rodzina się od Pana odwróciła, gdy miał miejsce wypadek. Pan, jako "kur domowy" miedzy innymi dowoził córkę do szkoły - bocznymi drogami. Czasami samochodem, czasem przy ładnej pogodzie motocyklem. I wyjechał na niego na czerwonym świetle pijany kierowca. Według relacji świadków, pan mogąc uratować siebie, zamiast tego chwycił córkę i rzucił ją kilka metrów dalej, a sam został wciągnięty z motocyklem pod samochód. Przeżył, ale kilka miesięcy spędził w szpitalach, a nie wszystko lekarze naprawili jak dawniej - między innymi trochę uszkodziło mu twarz.

To mocno namieszało w planach Pani - niemal cała wieś zgodnie stanęła za "swoim" bohaterem, a bądź co bądź "obca" Pani nagle nie miała już jak kreować wizerunku "oprawcy domowego". Parę osób podobno nawet publicznie zwróciło jej uwagę, że jak to bije, skoro chciał oddać za córkę życie. Jak to zły ojciec, skoro od lat to on się córką zajmuje. Tak więc Pani nagle znalazła się w sytuacji, gdzie ostracyzm społeczny nie pozwoliłby jej swobodnie wyrzucić męża, i samej mieszkać w domu, gdyż cała wieś by ją "wyklęła". Na własne M3 zaś nie miała środków, bo spłacała kredyty za dom, a wynajem od "ludzi ze wsi" nie bardzo byłby możliwy.

 

Tak minęły im dwa lub trzy lata. Pod dachem domu który on zbudował, ale który od lat spłacała pani. On z niską rentą, ona z bardzo dobrymi zarobkami. On pijący, ona imprezująca. On niegdyś przystojny, teraz pokiereszowany. Przy gościach podobno zgodni, sam na sam urządzali awantury ile wlezie. W końcu kocioł musiał wybuchnąć - i zgodzili się na rozwód. Nie wiem kto zaproponował, a kto się zgodził, ale na wieść o rozwodzie, córka - już chyba dziesięciolatka lub starsza, świadek wszystkich awantur - doszła do wniosku, że gdyby nie ona i wypadek, to jej ukochany tatuś nie musiałby się rozwodzić, a rodzice byliby szczęśliwi. I podcięła sobie żyły. Przeżyła.

 

W szpitalu, nad łóżkiem córki, on obiecał że przestanie pić, a ona że będzie się nią opiekować tak jak matka powinna.

Starczyło tego na kilka miesięcy podobno.

Dalej mam luki w historii, bo nikt nie chciał opowiadać o krzywdzie dziecka, ani kto z kim mieszkał i co się wtedy działo.

W każdym bądź razie, rok albo dwa później, rodzice jej rozstali się oficjalnie przed sądem. Nie wiem jak rozstrzygnęli o winie, ale - dla dobra dziecka - rozstali się podobno w zgodzie. I na jaw wyszedł mały szkopuł - nie wiem jak, ale legalnie zarówno działka jak i dom na niej postawiony okazały się być własnością Pana. Jego ojciec miał łeb na karku, i prawdopodobnie to jego "dzieło". Tyle Pani uzyskała, że na podstawie dowodów przelewów, Pan ?musiał/obiecał? spłacić połowę z okresu kiedy to Pani wyłącznie łożyła na kredyt. Oczywiście, opieka nad córką przypadła Pani, ale dla rencisty sąd zasądził naprawdę niskie alimenty (podobno poniżej 200zł).

 

Dalej znów mam luki - niechętnie mówi się o drodze jaką człowiek stacza się na dno. Pan wydobrzał na tyle, że pojechał "na czarno" do pracy w Niemczech, co skutkowało wioskami Pani o zwiększenie alimentów, ale chyba nieskutecznymi. Jednocześnie, alkohol przejął nad nim władzę. Udało mu się Panią spłacić w sporej części (środkami z z wynajmu domu), aż w końcu doszedł do stanu gdzie alimenty dla swej ukochanej córci płacił, ale cała reszta szła na alkohol. Pił i mieszkał z Rosjanami, Ukraińcami, łapał najmniej płatne prace na budowach u "Januszy" byleby pić. Co się działo z Panią mogę się tylko domyślać po wymownej ciszy osób o to zapytanych, albo wykrętach.

 

W każdym razie, dwa lata temu poznałem wszystkie osoby dramatu na weselu Pani. Tam też usłyszałem sporą część tej historii. Pani, teraz już 40+, znalazła w końcu godnego jej mężczyznę, i (podobno na nalegania córki, która miała kontakt z ojcem), zaprosiła tez byłego męża. Czy wspomniałem że Pani była już w ciąży? Wesele było na tyle duże, że zjawiły się rodziny i znajomi z obu stron, a kilka osób z rodziny Pana (z osobami towarzyszącymi, w tym ja) zostało oficjalnie zaproszonych jako znajomi córki. To było ciekawe wydarzenie, i panująca atmosfera była dość nietypowa. Na tyle, że w końcu Pan (za namową Pani) zajął się pomocą w kuchni, gdzie nie kłuł już żadnego z gości w oczy. I na weselu ex żony, on pracował kilka godzin - stał w garniturze przy garze i mieszał bigos, pomagał nosić ciasta i sztućce itd.

 

Stan na dziś jest następujący. Pan pije na umór, i nikt nie widzi jak by na niego wpłynąć - nawet córka już przestaje próbować. Jednocześnie odziedziczył spadek, dość znaczący, i wszyscy zgodnie uważają, że gdy już wszystkie formalności się skończą i ziemię spienięży, to zapije się na śmierć. Pan w chwilach świadomości planuje postawienie małego domku na jednej z działek, i powrót do Polski - a potem znika i znajdują go pod sklepem albo na melinie. Po czym, Pan wraca do Niemiec gdzie już nikt go nie może "pilnować". Raz widziałem jak napruty płakał że "on ją do śmierci będzie kochał" - i nie wiem czy miał na myśli córkę czy ex.

Pani, zafascynowana dochodami nowego misia, rzuciła pracę, ale nowy "misiu" okazał się być całkiem silnym niedźwiedziem. Pod dwóch rozwodach. Na tyle co z nim rozmawiałem - twardy zawodnik, co się łatwo omotać nie da. Jak skończył się Pani urlop macierzyński, to doszła do wniosku, że aby starczyło jej na waciki to jednak musi do pracy wrócić - gdzie zarabia może z jedną dziesiątą w stosunku do dochodów firmy męża. Wśród bardziej "kumatych" znajomych, panuje opinia że Panią w tym związku spotka kiedyś dokładnie taki los, na jaki zasługuje. A na razie, Pani umila sobie czas robiąc podchody aby Pan przepisał "za friko" lub drobną opłatą ICH wspólny dom na córkę - do czego w końcu moim zdaniem dojdzie.

Córka - dziś pełnoletnia - zaręczyła się, wbrew woli matki (bo nowy misiu, chyba jakoś zapomniał ją adoptować... zresztą z pierwszego małżeństwa miał już dzieci, i pełną opiekę nad nimi - twardy zawodnik). Pomimo bogatych rodziców przyszłego pana młodego, wątpię by ślub doszedł do skutku - ona jest on niego wyższa, szczuplejsza, zaradniejsza (na osiemnastkę otworzyła własną firemkę, i na razie wychodzi na zero ale ma perspektywy), i generalnie pod każdym względem są niedobrani.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.