Skocz do zawartości

Jak ogarniacie finanse osobiste?


igor77

Rekomendowane odpowiedzi

Moim zdaniem najważniejsza kwestią jest oszczędzanie. Aby z wypłaty coś odłożyć nie ważne ile, ale systematycznie odkładać a nie mieć 50 groszy a jutro wypłata. Na jedzeniu nie oszczędzać jeść zdrowo. Potrzeby ma każdy z nas inne. Nie jestem zwolennikiem życia jak dziad i chowania całej kasy do skarpety, ale zaoszczędzasz trzeba co nie co. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@michau, to nie takie proste. Znajdziesz niszę, będziesz miał odłóżone przykładowo 30.000zl i co? Będziesz się dygal, czy ta kasę zainwestować, a jak nie wypali, a to, a tamto.

@OdważnyZdobywca, no i o to chodzi właśnie. Nauczyć się jak wziąć te życie za łeb. Zmienić swój program na odwazniejszy, nie być cipa. Przecież if pewnego momentu to my kierujemy swoim życiem. Chodzi mi właśnie o to, jak się wyzwolić z tych schematów utartych, gdzie pół życia masz wmawiane, że studia najważniejsze, dobra praca na etacie to ma być szczyt twoich marzeń i tyle. Pomimo, że w młodym wieku masz jakiś pomysł na biznes, słysząc takie gadanie głownie od rodziców zostajesz zaprogramowany tak, że po jakimś czasie nie chce ci się nic I boisz się wziąć za ten biznes. Ja tak miałem. To jest smutne na maksa.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, typiarz napisał:

to nie takie proste. Znajdziesz niszę, będziesz miał odłóżone przykładowo 30.000zl i co? Będziesz się dygal, czy ta kasę zainwestować, a jak nie wypali, a to, a tamto.

A to już jest następna kwestia. Ilość gotówki, gotowość ryzyka i próg wejścia w biznes. Programowanie na małą skalę to pc za parę złotych i darmowe oprogramowanie (a choćby Java). Robienie podstawowych stron na WP to pc za tysiąc. Po trzecim zleceniu się zwraca.

 

 

 

@typiarz@OdważnyZdobywca

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie unikniesz tego. Większość dziedziczy po rodzicach mentalność. Mniejszość idzie do przodu. Jednostki się wybijają. I od każdego z nas zależy, w której grupie będziemy chcieć się znaleźć - i czy jesteśmy gotowi na to pracować. Za darmo nie przyjdzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, michau napisał:

 

@typiarz@OdważnyZdobywca

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie unikniesz tego. Większość dziedziczy po rodzicach mentalność. Mniejszość idzie do przodu. Jednostki się wybijają. I od każdego z nas zależy, w której grupie będziemy chcieć się znaleźć - i czy jesteśmy gotowi na to pracować. Za darmo nie przyjdzie.

Trafiłeś sedno. Dlatego zamiast patrzeć na Szafranskiego, Kiyosaki I tym podobnych, ktorzy dorabiaja się  a ludziach biednych, którzy myślą, że staną się bogaci po lekturze książki czy jakimś filmiki na yt przydałoby się patrzeć na kogoś kto potrafi pokazać jak się przełamać, zmienić wzorce i mentalność. Bez tego to sobie można oszczędzać, kupować książki, zaliczać szkolenia i tak nic z tego nie wyjdzie. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, igor77 napisał:

Jestem ciekaw jak podchodzicie do finansów dnia codziennego tzn. Czy robicie jedzenie do pracy, czy jecie na mieście. Czy macie jakis limit dzienny, kawki na miescie czy raczej w domu? 

Unikam jak mogę bezsensownego przepalania kasy.

 

Jak robię zakupy, to w biedrze/lidlu/hipermarkecie, a nie lokalnej Żabce, gdzie marża wynosi 1000%.

NIBY "ojtam, przecież to tylko 20 PLN na zakupy na kolację". Tylko jak te 20 PLN przemnożymy przez x dni, to się okazuje, że worek hajsu poszedł w komin.

Dlatego taki "convenience store" traktuję jako absolutnie awaryjne rozwiązanie.

 

Analogicznie jest z głupotami typu 15 PLN za espresso w starbuniu ("bo chcę dobrą kawkę na drogę do pracy")/śniadankami w kosta kofi (kurła, 50 zeta za śniadanie????)/ajfonikami ale koniecznie z nowej serii/ciuchami z fancy-metką itd.
 

Jeśli mam ochotę na dobrą kawę, to za cenę 3 espresso w starbuniu mam ok kilogram dobrej kawy ziarnistej. Za 5 takich espresso - nawet BARDZO dobrej.

Ekspres domowy, młynek i mam kawę na poziomie. Jak chcę "kawkę do roboty na drogę", to z kilograma kawy mam kaw na... miesiąc?

No to tak ze 3 stówy do przodu jestem...

 

Ze względów zdrowotnych żarcie do roboty robię samemu, aczkolwiek finansowo też jestem na tym trafiony.

 

Jak kupuję ciuchy sportowe, to nie muszę się szarpać na aktualną kolekcję za miliony monet, tylko przykumać coś w outlecie za 1/4 ceny.

Rekordy dwa: bardzo zacny t-shirt techniczny pierwotnie stał 149 PLN. Wyrwałem za - uwaga - 14 PLN.

Dla loszki kiedyś zupełnym przypadkiem wyjąłem ultra-hiper-fancy ciuch sportowy. Cena wyjściowa - 440 PLN (!). Cena w kasie - 35 (trzydzieści pięć).

No gurła...

 

I tak dalej, i tak dalej.

I żeby nie było - ja nie wychodzę z założenia, że "ma być NAJTANIEJ". Nie. Bardzo lubię wydawać na coś z wysokim wskaźnikiem możliwości/cena.

 

Jasne, jak idę ze znajomymi do knajpy to nie siedzę przy szklance kranówki, ale to już inna klasyfikacja kosztu - koszt na social i rozrywki. I tu też - nie muszę od razu zapieprzać do Atelier Amaro, tylko mogę pójść do średniej klasy knajpy i też dobrze się bawić. Akurat ja mam przyjaciół, którzy mają zbliżone podejście do wydawania pieniędzy i nie ma konieczności wzajemnego mierzenia chuja na okoliczność "a ja to kupię 18-letnią malt i opierdolę z kolą". Ciekawe, dlaczego ?

 

14 godzin temu, jaro670 napisał:

ścibanie i  nadmierna oszczędność nie jest przypadkiem programowaniem podświadomości biedaka

Jakbym czytał podręczniki MLM ?
"Zawsze i wszędzie możesz wszystko!"

"Think big!"

"Myśl jak bogacz!"

"Odrzuć mentalność biedaka!"

No i koniecznie - "Dochód pasywny!"

 

No nie.

Zauważ, że ludzie z topu zazwyczaj wiodą dość spokojne i RELATYWNIE mało wystawne życie.

Popatrz np na takiego Mike'a Tysona. Gość miał miliony dolców. Dziś jest goły i bosy, reklamuje tanie, chemiczne paskudztwo produkowane przez firmę w kraju, o którym mało kto słyszał.

Bo - co za zdziwienie - można rozjebać na głupoty nawet taką kasę jak pół miliarda dolarów!

 

DUŻO (!) łatwiej jest ograniczać wydatki (zwłaszcza na palenie hajsu), niż maksymalizować dochody.

 

A co do "mentalności biedaka/mentalności bogacza" - mam parę osób o "mentalności bogacza" w swoim otoczeniu.

Booorze szumiący, ileż to oni już rzeczy "za miesiąc kupowali" (bo to trzeba wyznaczyć i zapisać sobie cel z konkretną datą - za miesiąc kupię mercedesa. Wtedy to zrealizujesz. Tak robią bogaci. #potwierdzoneinfo!). I zawsze jest to "think big!". Nie że "Kupię Yarisa". Nie. "Kupię meśka E-klasse".

Tjaaaaaaaaaa

 

Jeśli kupujesz rzeczy, których nie potrzebujesz, prędzej czy później będziesz musiał sprzedać rzeczy, których potrzebujesz.

  • Like 3
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście uważam że trzeba być oszczędnym, zawsze robię posiłki do pracy, staram się ograniczać wydatki dnia codziennego na tak zwanym mieście.

Prawda jest taka, że jedząc na mieście można stracić miesięcznie nawet ponad 1000 zł. 

Ludzie zamożni, są ludziki oszczędnymi.

Edytowane przez igor77
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

 

Bo - co za zdziwienie - można rozjebać na głupoty nawet taką kasę jak pół miliarda dolarów!

 

 

Nie wiem czy zauważyłeś ale nie pisałem o oszczędności jako takiej tylko o "ścibaniu i nadmiernej oszczędności" - patrz cytat który przytoczyłeś.

Sam zawsze byłem oszczędny i styl Tysona to kompletnie nie moja bajka ale znam ludzi którzy jakby mogli to by 5 herbat zaparzali z jednej tytki i to według mnie jest jak najbardziej programowaniem mentalności bidoka. 

Co do Yarisa to widzisz ja jestem z tych który wziąłby Yarisa a nie Mesia bo po co szaleć, tym też da się jeździć tylko kurwa mam wrażenie że moi kumple z Mesiowym podejściem zaszli jednak jakby trochę dalej. Ja zawsze myślałem praktycznie , jakbym potrzebował wędkę to kupiłbym za 30 zł w lidlu a oni kupowaliby wędkę nie wiem kurde z radarem na ryby i może właśnie tak cholera trzeba. Dywaguję bo nigdy nie byłem po ich stronie, trochę ból dupy mam że oni żyją "jakby" lepiej choć mnie też na masę rzeczy stać i objechałem sporo tyle że budżetowo. 

Piszę o tym bo mnie zawsze ta moja wrodzona oszczędność wkurzała i właśnie gdzieś wyczuwam że pod spodem tej oszczędności siedzi jakieś dupne "nie stać mnie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, jaro670 napisał:

Co do Yarisa to widzisz ja jestem z tych który wziąłby Yarisa a nie Mesia bo po co szaleć, tym też da się jeździć tylko kurwa mam wrażenie że moi kumple z Mesiowym podejściem zaszli jednak jakby trochę dalej.

Jakbyś miał wolne 500k i dochody stabilne + inwestycje to wziąłbyś Yarisa? Według mnie każdy na tym pułapie celowałby w coś premium, bo to po prostu ładniejsze, wygodniejsze i lepsze :)

 

To jak z brzydkimi laskami. Też można spuścić z krzyża, tylko wszyscy chcą towar na poziomie 8-10/10.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, jaro670 napisał:

Nie wiem czy zauważyłeś ale nie pisałem o oszczędności jako takiej tylko o "ścibaniu i nadmiernej oszczędności" - patrz cytat który przytoczyłeś.

Odniosłem się do konstrukcji myślowej "podświadomość biedaka".

Zapachniało mi kołczingiem i MLM-em.
ZWŁASZCZA MLM-em, bo tam tego typu retoryka służy do robienia ludziom wody z mózgu, aby nie zadawali kłopotliwych pytań.

 

I do tego (i tylko tego) piję.

2 godziny temu, jaro670 napisał:

Piszę o tym bo mnie zawsze ta moja wrodzona oszczędność wkurzała i właśnie gdzieś wyczuwam że pod spodem tej oszczędności siedzi jakieś dupne "nie stać mnie".

Mi wystarczy świadomość FAKTU, że mam Jarisa plus na koncie na mesia.

Samochód (jak kobieta) to dobro szybko deprecjonujące.

Za lat 5 ja będę miał (zupełnie) starego jarisa (i na nowego/nowszego Jarisa na koncie) + poprzedni hajs na mesia na koncie + odsetki od tego...

Oni będą mieli już schodzący model "dla biedoty"

 

Tego typu świadomość w zupełności mi wystarcza.

1 godzinę temu, Morgan86 napisał:

Jakbyś miał wolne 500k i dochody stabilne + inwestycje to wziąłbyś Yarisa? Według mnie każdy na tym pułapie celowałby w coś premium, bo to po prostu ładniejsze, wygodniejsze i lepsze :) 

Zarób 500k.

Usiądź na dupie.

I patrz, jak zmienia Ci się optyka.

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, jaro670 napisał:

Piszę o tym bo mnie zawsze ta moja wrodzona oszczędność wkurzała i właśnie gdzieś wyczuwam że pod spodem tej oszczędności siedzi jakieś dupne "nie stać mnie".

'Nie stać mnie na kupowanie rzeczy tanich'. I tu nie chodzi o szastanie pieniędzmi tylko o zwykłe kalkulowanie, np:

 

Chcę jechać w góry połazić więc potrzebuję porządne buty trekingowe. Nie kupuje byle czego za 100zł tylko porządne salomony za 300-500zł. W byle czym przy pierwszej lepszej okazji zwichnę nogę, za transport, lekarza, stracony czas, nerwy i ból zapłacę dużo więcej.

 

58 minut temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Mi wystarczy świadomość FAKTU, że mam Jarisa plus na koncie na mesia.

Samochód (jak kobieta) to dobro szybko deprecjonujące.

Za lat 5 ja będę miał (zupełnie) starego jarisa (i na nowego/nowszego Jarisa na koncie) + poprzedni hajs na mesia na koncie + odsetki od tego...

Oni będą mieli już schodzący model "dla biedoty"

 

Tego typu świadomość w zupełności mi wystarcza.

A tego mesia dalej nie będziesz miał. :P

 

Mając na koncie kasę na mesia nie wydałbym wszystkiego na niego żeby zostać z mesiem i pustym kontem. Kupiłbym taki, który zapewni maksimum bezpieczeństwa w razie wypadku za określoną kwotę ale żeby na koncie zostało. Ale nie kupiłbym też byle szrota coby tylko jeździło. Na kupno mam tyle i tyle więc szukam najlepszej opcji (najwygodniejszej, najbezpieczniejszej).

Jeśli stać by mnie było tylko na jarisa to zastanowiłbym się czy w ogóle potrzebuję samochodu.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie każdy może zostać biznesmenem i kosić hajs, nie każdy ma takie zdolności. Teksty o braniu życia za rogi to zwykły bełkot.

 

Aby nie mieć problemu z pieniędzmi trzeba po prostu przestać w kółko o nich myśleć, liczyć i analizować. Chcesz być bogaty? Twoja podświadomość sprawi, że będziesz chciał jeszcze bardziej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Gr4nt napisał:

Aby nie mieć problemu z pieniędzmi trzeba po prostu przestać w kółko o nich myśleć, liczyć i analizować.

Słusznie. Jedynie co trzeba, to zapierdalać i mieć odrobinę szczęścia. Ono zawsze się przydaje. I albo się uda, albo nie. Ale bez zapierdalania nie uda się na pewno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Gr4nt napisał:

Nie każdy może zostać biznesmenem i kosić hajs, nie każdy ma takie zdolności. Teksty o braniu życia za rogi to zwykły bełkot.

Oczywiście, że nie każdy. Jest sporo osób, którym wustatczy tyranie całe życie na kogoś i to każdego indywidualna sprawa. 

To nie bełkot, tylko prawda. Chcesz coś mieć swojego, musisz się przełamać, wziąć życie za rogi, pozabijac wewnętrzny strach i działać. Z resztą to się tyczy każda dziedziny życia. Trzeba obudzić w sobie tego wewnętrznego skirwysyna. 

@Obliteraror, szczęściu jednak troszkę trzeba pomóc ? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Cortazar napisał:

A tego mesia dalej nie będziesz miał. :P

Bo - w gruncie rzeczy - nachuj mi jest on potrzebny.

Serio, jak patrzę wokół siebie, jak ludzie potrafią kasę w komin wpierdalać, to mi się włosy jeżą.

 

Pracuję, widzę obok siebie ludzi, którzy zarabiają +/- tyle samo, co ja.

Ta sama firma. Zbliżone stołki. Zbliżony - powiedzmy - poziom życia (klasa średnia).

 

Razu pewnego w ramach pijackich dyskusji zeszło na kwestie poduszek finansowych. Niechcący chlapnąłem jęzorem, ile mam zaskórniaków.

Zapadła cisza. Aż mucha pod żyrandolem brzęczała jak Caracale Antoniego na poligonie. Biorąc pod uwagę rozmiar oczu - zrobiłem wrażenie, chociaż kwota - obiektywnie rzecz biorąc - nie urywająca dupy. Trochę ponad roczne zarobki.

 

Tylko że ja wziąłem kredyt bez spekulacji (PLN), na mieszkanie w zasięgu swoich możliwości (a nawet poniżej), jeżdżę autem niemłodym i nie rozpierdalam hajsu na głupoty.

A owi ludzie prężą się na furki/skórki/komórki. I mają zdziwko, że są tzw "working-poors"

 

Co do samego mesia - istnieje coś takiego jak zasada Pareto.

80% efektu masz przy 20% nakładów.

Za 20% ceny mesia mam 80% efektów, jakie ów mesio daje.

Po prostu - autem za 20k dupę będę woził w 80% tak samo, jak mesiem za stówę.

Jak podnosimy cenę mesia do 200 - za 40k mam Jarisa... rocznego? Nówkę-cewkę rzec można.

Jak prężę się na mesia za 3 stówy, to już nowym Aurisem w goliźnie, albo tłustym Jarisem w hybrydzie mogę popierdalać.

I tak dalej i tak dalej.

 

Wiesz - przykład z autami jest słaby. Akurat ja już trochę aut w życiu objeździłem i mnie nie kręci prężenie siusiaka na fury. Mam utylitarne podejście - wiezie mi dupsko z pktu a do b i finito.

Jak wyżej - to BARDZO szybko deprecjonujące dobro (mówię o nowym samochodzie, ZWŁASZCZA w klasie premium). Kompletnie nieadekwatnie do oferowanych korzyści.

Jeśli siądę na dupci i policzę, że DOBA posiadania auta - deprecjacja, koszty stałe (ubezpieczenie itp), koszty serwisu bazowego (raz do roku coś-tam trzeba dłubnąć, choćby proste OT zrobić) - to koszt rzędu np 50+ PLN, to się trochę odechciewa takiej zabawy. A gdzie koszta zmienne? (Paliwo, serwis niebazowy, kapcie, opłaty drogowe itd?).

 

Z pktu A do B można przejechać za 10 zł, można i za 1000 zł.

Końcowy efekt jest TEN SAM - przejechałem z A do B. Więc pochuj robić to 10x drożej?

Ja naprawdę wiem, jak tą różnicę fajnie zagospodarować ?

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Z pktu A do B można przejechać za 10 zł, można i za 1000 zł.

Końcowy efekt jest TEN SAM - przejechałem z A do B. Więc pochuj robić to 10x drożej?

Ja naprawdę wiem, jak tą różnicę fajnie zagospodarować ?

Zgadzam się natomiast nie bierzesz jednej rzeczy pod uwagę. Wygody. Ludzie są wygodni. Można ten post napisać że smartfona, którego trzymasz w ręce i jest wart no 1500 zł jest lekki wygodny a możesz ze starego komputera wartego 300 zł, który ładuje się 30 minut. Podałeś przykład samochodu ok Audi Cię przewiezie z punktu a do b tak samo jak Seicento. Natomiast jedź w trasę Audi np 400 km a jedź Seicento. Wygoda, komfort to inna liga. A za to się płaci dziś. Tak samo możesz iść do sklepu w klapkach zimą dojdziesz pewnie, ale nogi zamarzną, albo kupić wygodne buty z meszkiem za 300 zł. Nie można wszystkiego sprowadzać i spłycać do ,, ale efekt jest ten sam " ok tylko w jednym przypadku odmarzną Ci nogi, a w drugim nie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Bo - w gruncie rzeczy - nachuj mi jest on potrzebny.

Tak samo myślę o tzw. segmencie premium. Mam dobrego znajomego, kierownika jednego z salonów samochodowych segmentu premium. Za każdym razem, gdy się widzimy w jego miejscu pracy (wpadam na kawkę) usilnie namawia mnie na taki zakup. I słyszę, że powinienem już dawno, że mi się należy takie auto od życia, że będę się w nim lepiej czuł, że kto, jak nie ja i tego typu  marketingowe bajery :  ) Tak, w mojej branży wizerunek, w tym samochód jest ważny, byś w oczach niektórych klientów, którzy bardzo zwracają na to uwagę wyglądał poważnie. Cytując klasyka "jesteśmy wśród dżentelmentów. Zakładamy, że pan jest wypłacalny" : ) ) Biorę go kiedyś na parking przed salonem i mówię: "Popatrz na to moje auto. Coś z nim nie tak? No nie. Źle wygląda? No nie. Nowe jest? No jest. W bardzo dobrej wersji? No tak.  Przyciąga uwagę na ulicy? Przyciąga. To dlaczego chcesz bym leasingował auto od Twojej marki, które z podobnej klasy wyposażeniem kosztowałoby mnie ze 2 razy tyle?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Kimas87 napisał:

Zgadzam się natomiast nie bierzesz jednej rzeczy pod uwagę. Wygody. Ludzie są wygodni.

Biorę to pod uwagę.

Zauważ, że podałem pewne konkretne przykłady.

Jeśli porównuję NOWEGO Jarisa vs NOWEGO meśka, to nie jest to porównanie "NOWE Audi vs Seicento (które ma ponad 15 lat, bo ZTCP to 600 przestali robić w 2003 roku jakoś).

I nie mówię też, żeby prażyć w kubotach 10 km w jedną stronę "bo tanij". Nie.

Chodzi o RACJONALIZACJĘ WYDATKÓW, a nie "zesraj się, a postaw się".

A dlaczego? O tym na końcu.

 

Co do butów - też nie jest tak, że cena jest wyznacznikiem jakości. Zdarzało mi się, że buty za 300 PLN rozpadały się po 2 m-cach, a za 150 były niezniszczalne (ten sam segment obuwia).

 

Natomiast - żeby nie robiła nam się akademicka dyskusja - dobrze zrozumiał mnie:

 

7 minut temu, Obliteraror napisał:

Tak samo myślę o tzw. segmencie premium. Mam dobrego znajomego, kierownika jednego z salonów samochodowych segmentu premium. Za każdym razem, gdy się widzimy w jego miejscu pracy (wpadam na kawkę) usilnie namawia mnie na taki zakup. I słyszę, że powinienem już dawno, że mi się należy takie auto od życia, że będę się w nim lepiej czuł, że kto, jak nie ja i tego typu  marketingowe bajery :  )

 

Na pewnym poziomie ceny dopłacasz już tylko do rzeczy baaardzo... "miękkich".

Bo jaki wpływ na UŻYTECZNOŚĆ samochodu ma to, że deska rozdzielcza jest wykonana z droższego materiału?
Albo że zestaw wskaźników jest zrobiony jako TFT, a nie klasyczne zegary?

To są "bajery", za które SŁONO dopłacasz, ale ich użyteczność jest mała albo żadna (albo ujemna, jak np dla mnie skórzana tapicerka, która jest dopustem bożym).

Wiesz, jak BŁYSKAWICZNIE starzeją się takie "odjechane" fury? (tak, to jest celowy zabieg, aby skłonić właściciela do zmiany - znów - na końcu będzie coś o tym).

 

Idźmy dalej.

Masz odbajerzone materiały wykończeniowe, ale pod maską jest technika z aut popularnych. Mercedes jest często pędzony silnikiem Renault ?

W Audi masz technikę ze Skody (aczkolwiek marketingowcy Skody twierdzą, że jest na odwrót).

Te samochody niejednokrotnie schodzą z jednej i tej samej linii produkcyjnej.

Już litościwie zmilczę, jak żałośnie kiepskie mechanicznie i awaryjne potrafią być auta premium.

W elektronice - "mek-buk" to przecież pecet. Z nalypką i innym systemem operacyjnym (z wielką ilością wad i ograniczeń). I ceną na poziomie 2-3x wyższą niż analogiczny komputer klasy basic.

 

Głównym "atutem", czy wartością dodaną marek/produktów premium jest ich WIZERUNEK.

"Dzięki" tym produktom możesz komunikować światu, a raczej KREOWAĆ SWÓJ WIZERUNEK p.t. "stać mnie". "Jestem lepszy od innych".

Taki benchmark wśród ludu.

Dlatego Polska - jako kraj aspirujący - kupuje głównie pojazdy używane, ale liderem wśród nich są... marki premium!

Najwięcej do PL sprowadza się Audi ? Chuj, że 15-letnie - "Ja mam AŁDI, a co Ty masz, biedoku?".

Na tej samej zasadzie np w PL ajfon kosztuje 7klocków (i to są 2 średnie pensje/3,5 minimalnej), a w stanach 2/3 tej kwoty i jest to 1/3 pensji minimalnej. Polak i tak kupi, bo ma ciśnienie na pokazanie się przed znajomymi.

 

Poczytaj o marketingu marek premium/luksusowych. Poczytaj o tzw "efekcie szminki".

To bardzo ciekawe rzeczy z punktu widzenia socjologii/psychologii. Potrafią otwierać oczy.

 

Natomiast sterując do brzegu:

 

DLA MNIE - jest to właśnie (bezmyślne) palenie kasy.

Ajfonik za 7 klocków zamiast Samsunga za 1000.

Audi zamiast Skody

Lex zamiast Toyoty

 

Oczywiście - wszystko jest dla ludzi. Ja to wiem.

Tylko ja mam inne priorytety.

 

Wydawać? Tak. Ale MĄDRZE.

 

Jak mieszkam sam, to nie kupuję 120 mkw "bo znajomych dupa zapiecze", tylko kupuję fajne 2 pokoje na poziomie 50 mkw.

Mniej problemów codziennych (sprzątnij to, ogrzej...), więcej pieniędzy w ręku.

 

To klasyczne "wydajemy pieniądze, których nie mamy, aby kupić rzeczy, których nie potrzebujemy, by zaimponować nimi ludziom, których nie lubimy".

Ja takich ludzi odcinam. Są toksyczni i ciągną mnie w dół.

W 9 przypadkach na 10 smutno kończą. A ja nie mam zamiaru iść na dno z nimi.

 

Bo do czego to prowadzi?


Myślisz, że Ty masz te wszystkie rzeczy?
CHUJA.

To one Ciebie mają.

 

To samochód Ciebie ma. On wyciąga łapę, a Ty go karmisz. Hajsem. Swoim czasem, który sprzedajesz pracując. Tym, czego musisz sobie odmówić, "bo zatankować trzeba" (a jest premium, więc żre jak smok), "bo zapłacić ubezpieczenie (drogie auto premium = wysoka cena = składka wyrywająca z butów, a bez AC to tak słabawo)", "bo nowy model wyszedł, to starym to już trochę siara się pokazywać", "bo 10-ty i trzeba zapłacić leasing".

To wypasione mieszkanie ciebie ma. Bo kredyt trzeba płacić. Bo czynsz to 4 PLN/metr (z ogrzewaniem liczę...) x 120 metrów = 5760 rok. Bo posprzątać to trzeba napierdalać odkurzaczem 2 godziny, a nie pół, a prąd coraz droższy. Albo kogoś wynająć do tej roboty.

"Bo nowy ajfon, to nie będę przecież mentalności biedaka uskuteczniał i dawaj, 7k na stół"

 

W pewnym momencie zapierdalasz po to, żeby utrzymać status quo. I sam wpędziłeś się w taką pętlę.

 

Ludzie niestety strasznie zatracają się w konsumpcji.

A między wpierdalaniem pasztetowej i salcesonu a zamawianiem cateringu z gwiazdkowej restauracji jest jeszcze mnóstwo fajnych rzeczy w ROZSĄDNEJ cenie.

  • Like 8
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Na pewnym poziomie ceny dopłacasz już tylko do rzeczy baaardzo... "miękkich".

To prawda. Ja nie ukrywam, że lubię rzeczy dobre, a one trochę kosztują. Pamiętam jak dziś, jak wiele lat temu pierwszy raz wsiadłem jako pasażer do S-klasy i rozpłynąłem się w tym miękkim fotelu : ) Powrót potem do swojej prawie 20-letniej fury był odrobinę traumatycznym przeżyciem. Dlatego pozostaję w segmencie średni-wyższy. Te wszystkie elektronicznie wodotryski mam tam za 1/4 ceny niemieckich i francuskich marek. Pewnie, że fajne są te bajery, zegary wyświetlane na przedniej szybie jak w myśliwcu (BMW 7 bodajże) itd. Ale nie zapłacę za auto 400,500k, bo to nie dom. Auto ma być ładne, wygodne i być aktywem, nie pasywem, czyli zarobić na siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Obliteraror napisał:

Pamiętam jak dziś, jak wiele lat temu pierwszy raz wsiadłem jako pasażer do S-klasy i rozpłynąłem się w tym miękkim fotelu : ) Powrót potem do swojej prawie 20-letniej fury był odrobinę traumatycznym przeżyciem.

No widzisz...

Mi zdarzało się jeździć autami za 300-500 kpln. Nie że "tu se po parkingu", tylko użytkowanie po parę tygodni.

Zdarzało mi się też jeździć autami za dobrze ponad milion złotych (Ferrari California, SLS, Koenigsegg). JEŹDZIĆ. Nie że "tu się wsiada, tu się robi bżżżżżżżżż, daj, cyknę ci fotę i spierdalaj stąd". Nie. "Tu masz klucze, baw się dobrze".

I zdarza mi się też na codzień jeździć autami pełnoletnimi. Nie że "och-ach-wylizane cacusio pod kocem trzymane", tylko pełnoletnie DAILY (nie Iveco Daily, tylko "auto na codzień daily" - auto w ciągłej eksploatacji, 3 albo i 4 na drogomierzu z przodu.

 

I wiesz co?
Fajne są takie auta za miliony monet. Serio.

Miłe to uczucie jak wciskasz gaz, po czym sekundę później puszczasz go z przerażeniem, bo pierdolnięcie jest rakietowe.

Ale koniec końców - efekt jest +/- ten sam.

Dupa była tam - dupa jest tu.

 

A dopłacanie kosmicznych (!) kwot za to, że jadę autem na prawdziwej skórze (czyli dopłata do tapicerki na poziomie od 20k w górę, bo poniżej to nie jest skóra), wiaterek w dupkę wieje żeby się nie spocić, auto samo się prowadzi/przyspiesza/hamuje (to akurat już w klasie popularnej jest dostępne i to za akceptowalny pieniądz) i ma pierdolnięcie pod butem...

Miło jest spróbować, miło doświadczyć empirycznie, ale jak patrzę na kwoty z jakimi wiązałoby się posiadanie takiego sprzętu na codzień, to te -nastoletnie auto nagle staje się spoko ?

 

14 minut temu, Obliteraror napisał:

Auto ma być ładne, wygodne i być aktywem, nie pasywem, czyli zarobić na siebie.

I to jest klucz do tej zagadki.

Są też auta za miliony monet, które PRACUJĄ.

 

Dziś z Farysiem fajny wywiad w TokFM był.

To, że prezes szacownej firmy wiezie dupę autem za milion, to nie znaczy, że on rozpierdala hajs jak rozrzutnik obornik po polu.

To jest jego NARZĘDZIE PRACY. Nie tylko wiezie mu dupę, ale KREUJE WIZERUNEK. Firmy, a nie Pana Czesia.

 

Kontraktu za 100 milionów nie podpisuje się długopisem BIC za 2 złote w kanciapie.

Robi się to w blasku kamer, na poważnym raucie, piórem za parę(naście) kPLN, z pełną ceremonią. Bo tego powaga w biznesie na pewnym poziomie po prostu WYMAGA.

Będąc prezesem banku, który obraca miliardami i może wywrócić gospodarkę kraju/świata (przypominam lata 2008-2010) nie jeździ się Hyundaiem i20.

 

A że taki prezes potrafi w razie "W" popierdalać Fiatem Panda (autentyk!!!), bo się limuzyna spierdoliła w drodze na spotkanie a pod ręką było TYLKO to, to już insza inszość.

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.09.2018 o 17:34, Przemek1991 napisał:

Ja zawsze po wypłacie odkładam jakaś część kasy aby w razie czego mieć na niespodziewane wydatki.

@Przemek1991

Też tak robię, i potem jak coś wymyślę to tylko zabieram tyle ile potrzebuje i nie muszę patrzeć na co mi starczy, co i tak nie przeszkadza w odłożeniu reszty. W pracy mają o to niezły ból dupy. Np w czerwcu kupiłem nowego kompa i razem z monitorem itd dałem około 8500. No i jeden gość w pracy powiedział że ja kupiłem kompa za 8500 a on nie może sobie kupić laptopa za 2000.

Edytowane przez Patton
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza i najważniejsza zasada - wydajesz co miesiąc mniej niż zarabiasz. Jak zarabiasz mało to robisz tak żeby wydawać jeszcze mniej. To co zostaje odkładasz najpierw na fundusz awaryjny - to powinna być twoja wypłata za kilka miesięcy - 3 do 6 na ogół. Resztę inwestujesz. Kiedyś zarabiając grosze zawsze odkładałem przynajmniej te 50-100zł miesięcznie - ważne żeby to był nawyk i pierwsza rzecz jaką robisz po każdej wypłacie (najpierw płacisz sobie).

 

Pytasz o obiady na mieście itp. - to zależy jakimi kwotami operujesz, najważniejsze żeby generować nadwyżki - jak to zrobisz to już zależy od ciebie, to bardzo indywidualna sprawa.

Edytowane przez osadnik
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.