Skocz do zawartości

Terapia małżeńska. Czy warto ??


Rycerz Maly

Rekomendowane odpowiedzi

10 minut temu, Imbryk napisał:

Podobno ramy w związku nie da się "odbudować", i tak też sądzę.

My mamy ramę budować dla siebie a nie zeby ratować związki czy małżeństwa. Żeby nie było, też jestem w małżeństwie ale przestałem się już okłamywać i tez zaakceptowałem że w związku ramy się nie da odbudować, można co najwyżej zmniejszyć straty

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym wiedział że uderzenie w stół da oczekiwany rezultat to rozdupce go ale usłyszałem że ta terapia to nasze być albo nie być, że jak nie pójdziemy to czeka nas rozwód, że ona chce zobaczyć kto jakie błędy popełnia kto kogo mniej rozumie i co da się z tym zrobić itp. Także nie pójdę źle bo mi nie zależy bo musi być znowu po mojemu, pójdę może być źle bo pizda, bo facet na terapie nie chodzi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy warto iść na terapię napisano już wcześniej. Podtrzymuje swoje zdanie w tej kwestii.

 

Pytanie czy iść na terapię gdy któreś z was przygotowuje się do rozwodu?

Wtedy poszedłbym bo dla sądu to będzie augment, że chciałeś ratować związek ale się nie dało bo o czym wspominałeś również w terapii żona: krzyczy ciągle, nie zajmuje się domem, mną, nie sprząta, nie gotuje, przepuszcza pieniądze etc.

 

Idziesz wtedy na terapię aby zdobyć dowody w sądzie - ja chciałem proszę sądu ale terapeuta stwierdził, że nie ma sensu.

Edytowane przez Normalny
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Rycerz Maly napisał:

usłyszałem że ta terapia to nasze być albo nie być

Widzę że Pani pokłada ogromne nadzieje w sesjach, ktore mogą nic nie wnieść do Waszego życia.

 

13 minut temu, Rycerz Maly napisał:

że jak (tu wstaw cokolwiek) to czeka nas rozwód

Pani wygłasza słowa, ale coś innego w głowie sobie myśli.

 

18 minut temu, Rycerz Maly napisał:

nie pójdę źle bo mi nie zależy bo musi być znowu po mojemu, pójdę może być źle bo pizda

Możliwe że macie takiego rodzaju kryzys że czy pokażesz słabość czy siłę, to na jedno wyjdzie.

 

Nie nastawiaj się na żaden efekt, ale też nie kreuj w głowie jakichś skomplikowanych strategii komunikacji - idź na sesje, ez agresji ani samobiczowania i tyle.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Rycerz Maly napisał:

pójdę może być źle bo pizda, bo facet na terapie nie chodzi

Porzuć takie myślenie. Taka sama gówno prawda jak chłopaki nie płaczą.

Jeśli w twoim interesie jest być na terapii idziesz, jeśli nie - nie idziesz. Pseudo pizdowatość nie ma nic do rzeczy.

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Rycerz Maly napisał:

zadzwoni ona nas umowi i na końcu twierdząc " a spróbuj nie przyjść

Oj jestem w głębokiej dupie

Z tego znakiem idzie Ci dobrze, ale za mało danych aby wyłapać.

Zakładam IŹ sam nie wiesz gdzie dobrze poszło. Jednak poszło.

To będzie coś pomiędzy aportowaniem a zawaleniem/przewartościowaniem twego jestestwa nad jej bełkot oooo zachciankami.

Mniej więcej jak szyb chłodzący w Gwieździe ŚMIERCI.

STRZAŁ JEDEN NA MILION.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 1.10.2018 o 15:47, Rycerz Maly napisał:

nie rozumie że dług u męża trzeba oddać bo dług to dług, że jak coś się zniszczy to wypada odkupić lub aby okazać skruche przyznać się, że ma prawo mi się nie chcieć czegoś robić itd. Nooo ja ogólnie znam geneze problemu ale ona nie bierze moich uwag na poważnie.

To pokazuje, że ona ma inny system wartości, więc na czym chcesz zbudować porozumienie?

Szanse, że po terapii da się dłużej utrzymać równowagę są małe...

 

Zadaj sobie pytanie czego Ty chcesz i co jest dla Ciebie dobre? Jestem pewny, że znasz odpowiedzi na te pytania, ale boisz się sam przed sobą postapić zgodnie z nimi...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
W dniu 2.10.2018 o 00:02, Stary_Niedzwiedz napisał:

 

Najdłużej: "To zależy".

Jeżeli PANI uważa to za słuszny pomysł, PANI wynajdzie terapeutę (a nie wynajdzie terapeuty, tylko terapeut..) i PANI Cię tam "zaciągnie", a przy tym Ty podejdziesz do tego z BARDZO chłodną głową i ocenisz trzeźwo, że terapeut(k)a jest neutralny/a, a nieskrzywiony w stronę pani (1% szans?) to możesz ostrożnie próbować jakoś przekuć to w sukces, przy założeniu, że terapeut(k)a nie wlezie Ci na łeb i nie zrobi z Ciebie wiatraka.

Dlaczego to PANI musi być inicatorką?
Bo jak nie będzie SAMA do tego przekonana wewnętrznie, to rozpierdoli cały proces. Jeśli sama "wpadnie" na ten pomysł, to jest CIEŃ szansy, że coś dobrego z tego wyjdzie. 

 

Osobiście uważam, że zabawa w terapię to pudrowanie trupa. DROGIM kosmetykiem.

Tak, rozważałem kiedyś taką opcję. Nawet rozmawiałem z exmałż.

"No to załatw coś, to ja się zastanowię".

Po powyższym zdaniu mi przeszło ?

 

Z perspektywy czasu, zgadzam się. Terapia może zadziała w jakimś mniejszym procencie w sytuacji, w której jest zachowana hierarchia w rodzinie, a facet i kobieta znają swoje miejsce i role. I z wzajemnością chcą problem rozwiązać - choć wtedy pewnie i bez terapii by sobie poradzili.

 

Inicjowanie tego typu pomysłów przez faceta będzie powodować duży opór kobiety, szczególnie jeśli nie jest do tego przekonana, lub ma własne racje (np. naczytała się, że dużo par po terapii i tak się rozwodzi). A przekonywanie to logika, do baby nie trafi. Tłumaczą to nam z różnych stron, a i tak nie zawsze to do nas trafia :)

 

Przerabiałem to u siebie, z tymże moja kobita odmawiała wspólnej terapii, jednocześnie burząc się, że opowiadam o związku (i o niej) u psychologa (który notabene zalecał wspólną terapię).

W dniu 1.10.2018 o 13:09, Imbryk napisał:

jak się tam uzewnętrzniłem, tak naprawdę co mi na sercu w głębi leży, przy terapeucie i przy pani, to pan t-ta zdefiniował co robię źle a co pani robi źle, s pani podchwyciła to co ja robię źle i teraz przy każdej kłótni ona perswaduje - widzisz, terapeuta ci mówił że masz się zmienić, to się kurwa zmień, Terapia zamiast uzewnętrznić i coś wspólnie uspokoić, dała jej paliwo do napierdalania mnie, tym razem poarte NAUKOWYMI DOWODAMI i AUTORYTETEM dyplomowanego psychoterapeuty. Ja nie mam szans, bo ONA PRZECIEŻ KURWA NAD SOBĄ PRACUJE i nie wiem co się w niej dzieje i mam prawa nic jej wytykać.

Ehh, ja miałem taką wizję, że idziemy na terapię, i wspólnie "uświadamiamy sobie", że się źle zachowywaliśmy i prowokowaliśmy się do kłótni i wtedy nagłe olśnienie - robimy to i to i nie prowokujemy głupich sytuacji. Naczytałem się na forach o "empatycznych" partnerach/partnerkach i dopowiedziałem sobie bardzo optymistyczną resztę.Takie naiwne myślenie blue-pillowe.

Moja mi wprost powiedziała, że widzi we mnie narcyza i ma duże obawy, że terapia da mi argumenty, którymi jeszcze bardziej będę na nią wpływał (czyli obawiała się tego, że zachowam się jak kobita z Twojego cytatu).

 

Pokaz tego do czego jest zdolna kobita miałem jak po którejś z kłótni (gdzie akurat po raz nty się pokłóciliśmy), obiecałem że jeśli zdarzy mi się brak opanowania to pójdziemy razem do psychiatry. Wtedy przejmowałem się jej stanem i brałem na siebie zbyt dużo winy za problemy w związku.

No i co - poszliśmy i tak przedstawiła sytuację, że ona wyszła na "biedną poszkodowaną myszkę" (a psychiatra ją poklepał mentalnie po główce), a ja wyszedłem na mistrza grania na uczuciach. Próba przedstawienia jej złych zachowań powodowała tylko tekst ze strony psych typu "spotkanie nie dotyczy pani tylko pana"...itd, sama bardzo precyzyjnie zbudowała taki obraz, że aż byłem pod wrażeniem jej finezji w doborze argumentów i budowania obrazu wokół siebie (ale robiła to bardzo sprytnie, nie że wcisnęła kit, tylko umiejętne żonglowanie prawdą). Fart, że wziąłem ze sobą dyktafon i nagrałem tę rozmowę, aby móc się upewnić, a nie tylko bazować na emocjonalnych odczuciach (odsłuchałem po dłuższym czasie, aby upewnić się, czy moje odczucie nie bazowało na emocji typu "sam nie chcę się zmienić"). No i odczucie miałem to samo.

 

Jeśli tak miałaby wyglądać wspólna terapia to jest to pojebany pomysł. Do tej pory kobita potrafi mi wypomnieć, że nie wziąłem leków od psychiatry (ssri), jakie przepisał mi bez żadnej dodatkowej konsultacji (tzn. powiedzial, że powinienem zrobić sobie test osobowości, ale przepisał lek, nie mając jego wyników). Nawet jak zrobiłem test (z czystej ciekawości), to narcyzm czy border się nie potwierdził (bliżej depresji jeśli już), ale i tak moja wszechwiedząca partnerka potrafiła umniejszyć wartość sugerując, że to nic nie znaczy, że ona się naczytała z wielu źródeł i swoje wie. A czułem i czuję, że stany depresyjne są przez toksyczny związek, brak realizowania potrzeb (frustracje). No i kto ma rację?

 

Czasem trudno zrozumieć (przyjąć do wiadomości), że jeśli drugiej stronie zależy, to sama wyjdzie z odpowiednią propozycją lub sama coś zmieni (zasygnalizuje w odpowiednio spokojny sposób), aby poprawić sytuację.

 

Sam się łapię na tym, że czasem po prostu mam ochotę jej odparować argumentem (np. jak zarzuca mi coś nieprawdziwego, wyjmuje coś z kontekstu, albo gada o sobie jaka to jest empatyczna, podczas gdy sama przyznała, że nie odczuwa do mnie empatii), ale z tego robi się później syf emocjonalny, a kobiety się chyba tym karmią.

 

Wiele lat wiary w "romantyczne" podejście, bluepilla, zachowywanie się jak nice guy (zakładanie działania wg określonego rezultatu) powoduje, że nawet jeśli się z tym walczy i tego nie chce, to potrafi się to włączyć w najmniej spodziewanym momencie. Trudno trzymać ramę samca dominującego, jeśli w problematycznej sytuacji wyjeżdża automat i robisz coś w sposób uległy, tłumaczysz się, czy pokazujesz swoją słabość (brak opanowania i logiczne argumentowanie czy podnoszenie głosu).

 

Im mniej mam czasu na medytację i dystans do sytuacji, tym łatwiej mi wpaść w ramy automatu i np. okazać swoje emocje (np. wyjechać z jakimś wyrzutem) czy wdać się w polemikę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 11/5/2018 at 3:46 PM, Rycerz Maly said:

Gdybym wiedział że uderzenie w stół da oczekiwany rezultat to rozdupce go ale usłyszałem że ta terapia to nasze być albo nie być, że jak nie pójdziemy to czeka nas rozwód, że ona chce zobaczyć kto jakie błędy popełnia kto kogo mniej rozumie i co da się z tym zrobić itp. Także nie pójdę źle bo mi nie zależy bo musi być znowu po mojemu, pójdę może być źle bo pizda, bo facet na terapie nie chodzi

Nie rozumiesz, że tej gry wygrać nie możesz?

Nie dajesz żonie tego czego jej brakuje.

A wiesz czego jej brakuje?

Obawy, że odwrócisz się dupą i powiesz jej "wal się".

Znaczy się - najpierw powiesz a potem odwrócisz.

Powiedz, czy kiedykolwiek przeszło jej przez myśl, że tak się może stać.

Postawię dolary przeciwko orzechom, że nie.

Zmień grę na taką w której TY wygrasz.

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.