Skocz do zawartości

Ogólne refleksje


Leonardo21

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich, w zasadzie przed chwilą się zarejestrowałem. Trafiłem na kanał Radio Samiec w niedzielę, zupełnie przypadkiem, wertując komentarze pod filmikiem jednego z trenerów uwodzenia. Mogę z pewnością powiedzieć, że od dłuższego czasu podświadomie szukałem takiego kontentu i w końcu ten czas nadszedł. Wyznaję zasadę, że nic w życiu nie bierze się z przypadku. Mam dopiero 23 lata i czytając pobieżnie wiele Waszych historii mogę już teraz być wdzięczny za to, że w swoim życiu przynajmniej będę próbował nie popełniać tych samych błędów. Od niedzieli każdy wolny czas poświęcam na audycje pana Marka, przeczytałem już także Kobietopedię. Jestem zdania, że kwestia odnalezienia takiej społeczności w Internecie jest dla mnie jedną z najbardziej kluczowych w życiu. Z natury, a może raczej z dotychczasowego programowania mojej osobowości, jestem powściągliwy i nieśmiały, jednak teraz odczuwam w sobie niesamowite parcie, żeby opisać na łamach tego forum swoją historię. Wywód może być długi.

 

Pochodzę z małej miejscowości, od dzieciaka otoczenie programowało mnie w jedyny słuszny sposób, że trzeba się ożenić, mieć dzieci, że to jedynie kobieta potrafi dać prawdziwe szczęście. Jednocześnie odkąd pamiętam byłem nieśmiały, a swoją nieśmiałość zacząłem potęgować w wieku 11 lat, gdy w domu pojawiło się szybkie łącze, a co za tym idzie - nieograniczony dostęp do porno. Siedziałem w tym bagnie po uszy długie lata, relatywnie niedawno, bo 3 lata temu zacząłem robić porządki w tej sprawie. Trafiłem na blog 'na-dopaminie', który otworzył moje oczy naprawdę szeroko. Dotarcie tutaj na to forum, jest na drugim miejscu mojego podium pod względem zdobywania świadomości i wiedzy na temat życia. Tak więc w latach 11-20 moje relacje z kobietami były fatalne, zaliczyłem epizod trzyletniego uganiania się za jedną Panią. Im bardziej miała mnie w dupie, tym bardziej się starałem. Ostatecznie były może ze 3 spotkania sam na sam, które trwały łącznie nieco ponad godzinę. Jednak tą sprawę w sobie przepracowałem w dużym stopniu, od dawna czułem, że robię coś nie tak, jednak dopiero gdy zacząłem odwyk od masturbacji i porno, zaczęły się dziać małe cuda. Poza tym dużo "one night standów" po alkoholu na imprezach, ale tylko takie szczeniackie całowanie - zupełnie bez epizodów łóżkowych. 

 

Trzy lata temu poczułem niesamowity przypływ energii z powodu odkrycia powodów swojej wieloletniej nieśmiałości. Jednocześnie z odwykiem, rozpoczynałem nową znajomość z 18-letnią dziewczyną, która przerodziła się w 2,5 letni związek, zakończony przez nią w kwietniu tego roku. Pierwsze miesiące były wspaniałe, wiadomo haj hormonalny, czułem się dobrze z samym sobą bo kontrolowałem swój popęd seksualny w 100%. Dziewczyna cicha i spokojna, typowa szara myszka z dobrego domu, dużo kościoła itp. Po tych udanych 5-6 miesiącach, zaczęło się całe pasmo mniejszych i większych kryzysów. Nie próbowałem jej w żadnym stopniu do seksu namawiać, uznałem że po prostu przyjdzie na to odpowiednia pora. I w tym momencie zauważam, że wtedy zacząłem zacząłem się gubić w tej relacji. Zbliżenia były, ale bez seksu. Odreagowywałem od czasu do czasu masturbacją, przez co uruchamiałem w swoim mózgu stare ścieżki nawyku, które powodowały powolne robienie ze mnie z powrotem zombie. Wraz z rozpoczęciem tego związku poczułem niesamowite zachłyśnięcie, a więc znajomi i reszta odchodzili stopniowo na dalszy plan. Studiowałem zaocznie i jednocześnie pracowałem, więc resztki socjalizowania się z ludźmi były zachowane, ale moja kondycja psychiczna z czasem zaczęła się pogarszać.

 

Powiedzmy, że okres marzec 2016 - grudzień 2017 to pasmo niezliczonych wahań nastrojów z mojej strony, wybuchów agresji, zamykania się w sobie. Dziewczyna po każdym razie, oprócz oczywiście tego ostatniego razu, wybacza, stara się zrozumieć i kocha. Patrząc z perspektywy czasu, dałem jej mnóstwo emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Jednak partaczyłem ten związek po całości, bo potrafiłem się wyłączyć emocjonalnie np. w święta nie spotykając się w ogóle z nią. Stopniowo z czasem zebrało się tego dużo. Miałem wiele niepoukładanych spraw w swoim życiu, nie wiedziałem zupełnie co chcę robić, dopiero w dniu dzisiejszym wygląda to inaczej. Około rok temu rozpoczął się ostatni kryzys, który ostatecznie doprowadził do zakończenia przez nią związku. Zaczął krążyć jakiś orbiter, który po czasie przerodził się w typowy FZ, a ja nie potrafiłem sobie poradzić z zazdrością. Przez 2 lata praktycznie nie miałem żadnych powodów do okazywania jej, a tutaj nagle wystarczyło, że zaczęła z kimś pisać i pogubiłem się. Jednocześnie tuż przed tym kryzysem, zaczęliśmy uprawiać ze sobą seks. Ten kolega odprowadził ją raz do domu, o czym sama mnie poinformowała, a ja wpadłem w lekki szał i postanowiłem ją 'ukarać'. Nie odzywałem się przez tydzień. Akurat tydzień później były organizowała urodziny, wypisywała, dzwoniła, bez skutku. Odezwałem się z życzeniami, ale nic poza tym, na imprezie się nie pojawiłem. Towarzystwo zaczęło jej dogryzać, że ma zmyślonego chłopaka :P

 

Przed świętami nastąpiło jeszcze odbicie na pozytywną stronę mocy, był seks, ale ja ciągle ze sobą byłem nieszczęśliwy i miałem w sobie wiele wewnętrznych konfliktów. Tuż przed wigilią oczywiście kłótnia, która przelała w końcu czarę goryczy. W święta spotkaliśmy się tylko po to, żeby oznajmić sobie o zrobieniu przerwy. Przerwa trwała około miesiąca, zacząłem do niej wypisywać jak to bardzo mi jej brakuje itp. Spotkaliśmy się, znowu był seks, ale okazywałem nadmierne zainteresowanie i próbę naprawienia tego wszystkiego, zmienienia się itp. Stopniowo zaczęła się ode mnie odsuwać, spotkania robiły się coraz rzadsze. Marazm trwał aż do kwietnia. Zrywając ze mną oświadczyła, że powinna zrobić to 4 miesiące wcześniej, ale nie skreśla nas na zawsze i takie tam pierdoły. Jako, że jestem emocjonalny to poleciały mi łzy, przez 2 dni ją nagabywałem na to, żeby zdanie zmieniła. Jednocześnie w tym czasie zacząłem wertowanie całego internetu w temacie relacje damsko-męskie. Trafiłem na jednego z trenerów uwodzeń, wykupiłem kurs "jak wrócić do ex" i dowiedziałem się, że po prostu muszę odpuścić kontakt. Ciężko mi było to sobie uświadomić, ale potem przez prawie 2 miesiące nie podejmowałem kontaktu. Oczywiście zamiast przerobić to w sobie na trzeźwo, to odświeżyłem stare znajomości do wódki, zacząłem z powrotem palić papierosy po 1,5 roku przerwy i generalnie trochę stanąłem w miejscu ze swoim życiem. 

 

Zacząłem więc pozornie wychodzić na prostą. Mój umysł opanował jeden cel - wrócić do niej. Pewnego czerwcowego poranka napisała do mnie jej najlepsza przyjaciółka, że ona chce do mnie wrócić itp. Ja sobie myślę ok, no to teraz strategia odnawiania kontaktu. Wiadomość, przerwa tydzień bez odpisywania, pierwszy telefon z pierdołą bez proponowania spotkania, drugi telefon po tygodniu z luźną rozmową bez proponowania spotkania, wreszcie trzeci telefon po kolejnym tygodniu i zaproponowanie spotkania - zgodziła się, spotkaliśmy się raz na kawę, drugi raz na seks. Był to początek lipca, ona wyjeżdżała na dwa miesiące do pracy, więc nie było możliwości dalszego pociągnięcia sprawy. Pozostał kontakt telefoniczny, smsowy ale taki trochę zdawkowy i umiarkowany. Żadnej gadki o związku, o powrocie do siebie itd. Poczułem się wtedy jak pan świata, zupełnie oderwałem się od rzeczywistości. Zaczęły się grubsze imprezy z narkotykami, pogubiłem się jeszcze bardziej. Miałem wyjazd czterodniowy na którym tak się naćpałem, że nie spałem 3 doby. Ten wyjazd był apogeum mojego melanżu, który zakończył się przypałem. Mieszkam jeszcze z rodzicami, połapali się że coś jest nie tak, a ja się do wszystkiego szczerze przyznałem. Nie śpiąc trzy dni ma się sieczkę z mózgu. 

 

Od końcówki lipca jestem zupełnie czysty. Odciąłem się od znajomych, niedługo będę zmieniał miejsce zamieszkania, przestałem pić i ćpać, do tego rzuciłem palenie. Dzień przed przypałem dzwoniła do mnie pani, ja ją trzymałem na dystans, ona że tęskni. Następnego dnia zniknęła moja pozorna siła, zalałem ja SMSami o tym wszystkim, to był pierwszy upadek w tej znajomości. Mimo tego parę razy jeszcze dzwoniliśmy do siebie i pogadaliśmy. Robiąc czystki w swoim życiu, wróciłem ponownie do porno. Rozwalone neuroprzekaźniki po ćpaniu i piciu trzeba było jakoś uregulować. Zacząłem więc ponownie tracić kontrolę nad swoim popędem seksualnym. Jednocześnie robiłem się ciapą i pizdeczką, która traci zdolność prowadzenia relacji z kobietą. Drugi upadek - wyrzuty, że idzie z kimś innym na wesele, powód niby taki, że ogarnęła gościa jak nie byliśmy razem. Cały czas dzieliła nas odległość, a ja dwa razy pokazałem taką słabość. Po tym drugim upadku kontakt się urwał, ale chciała się jeszcze spotkać jak wróci. 

 

Spotkaliśmy się na początku września, spotkanie luźne i dużo rozmowy, spacer. Na sam koniec całuje ją, ona mnie pyta jak sobie dalej wyobrażam tą znajomość oraz oznajmia, że nie chce by to wszystko wyglądało jak wcześniej. Moja osobowość trochę się ustabilizowała, ponownie ogarnąłem odwyk, który trwa już ciągle do dziś. Pojechała na tydzień na wakacje, ja się znowu odciąłem, trzy razy do mnie pierwsza napisała, raz z wyrzutem czy się jeszcze w ogóle spotkamy. Wróciła, dzwonię umówić spotkanie, przekłada na weekend bo coś tam. Jest to ostatni weekend przez rozpoczęciem roku akademickiego, dzwoni do mnie w sobotę, że nie może bo coś tam. W niedzielę sytuacja się powtarza, nagle milion spraw wyskoczyło i nie udało się spotkać. Niby strasznie mnie przepraszała itp., ja ją trochę zjebałem, że nie szanuje mojego czasu. Generalnie jednak myślę, że nie wywołałem na niej odpowiednich emocji, zachowałem się tak, jakbym wziął to spotkanie za coś pewnego i się zbytnio poza zwykłą rozmowę nie wysilałem.  W poniedziałek (tydzień temu) napisałem jej ostatniego smsa i od tamtej pory kontaktu nie podejmuję. Ona również. W końcu zacząłem się odzierać ze złudzeń w głowie które budowałem, że to ta jedyna i na całe życie. Tym razem w pełni na trzeźwo. Nie zamierzam ponawiać kontaktu, gdyż nie widzę w tym sensu. Trafiłem na to forum, słucham audycji, przeczytałem Kobietopedię i w końcu buduję swoją świadomość w sposób realny. 

 

Ostatnią rzeczą, nad którą się zastanawiam jest to, czy ona zdecyduje się podjąć kontakt. I jeżeli podejmie, to w jaki sposób się zachować. Minął na razie tydzień, więc jak na kobietę to nie jest wcale tak dużo. Ona studiuje i jest na utrzymaniu rodziców, tak więc nie jest jeszcze do końca spaczona, a przynajmniej takie mam wrażenie :P.  Zacząłem po prostu wypracowywać w swoim umyśle w końcu alternatywy, odzierać się ze złudzeń w postrzeganiu kobiet. Z każdym dniem czuję się silniejszy. Trochę się rozpisałem, jak ktoś dotrwał do tego momentu to jestem mu ogromnie wdzięczny, sam poświęciłem około godziny na napisanie tego wszystkiego. Mógłbym jeszcze pisać i pisać, ale trzeba dojść do jakichś konkluzji. Myślę, że powrót by doszedł do skutku, gdyby nie moje wyskoki. Ale gdyby nie te moje wyskoki, dalej prawdopodobnie powtarzałbym w przyszłości te same błędy wielce się dziwiąc. Trzy miesiące absolutnej trzeźwości powoli przynosi pierwsze plony. Sprawa jest generalnie prosta, ja się do niej nie zamierzam już odezwać. Kwestie powrotu odkładam do szuflady, zależało mi ogromnie na tym, ale teraz widzę że jeżeli jest sens to tylko na moich zasadach i tego się trzymam. Nie potraktowała mnie w sposób poważny, więc dałem sobie spokój. Uświadomiłem sobie, że cipka to jednak też narkotyk. Ponowny związek i tak raczej w grę nie wchodzi, mam na siebie konkretny plan , stopniowo i konsekwentnie go wdrażam, z początkiem nowego roku na 90% się wyprowadzam od rodziców. Alternatyw w postaci koleżanek nie mam, bardziej ogarnięci znajomi w większych miastach. No nic, trzeba to po prostu przetrwać :) .

 

Wystarczy tego pisania. Miałem ogromną potrzebę podzielenia się tym z Wami. Ponownie, jak ktoś to przeczyta, będę niesamowicie wdzięczny. Jeżeli ktoś się do tego odniesie, będę wdzięczny jeszcze bardziej. Ogólnie rzecz biorąc widzę, że sporo już kumam, jednak ciążą na mnie te momenty zatracenia siebie. Teraz każdego dnia sobie powtarzam, że już nie zawrócę. Pozdrawiam! :) 

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warto poczytać forum, można z niego bardzo dużo informacji wynieść. Warto abyś się zainteresował do czego kierują Twoje emocje/ pierwotny mózg. W tym wieku 20-30 natura mocno ciśnie nas na reprodukcje. Sami przez siebie nie świadomie jesteśmy zwodzeni. Już mnie nie dziwi ze związki się rozpadają po około 3 lat. A to dopiero początek poznawania płci przeciwnej. Dużo masek jest jeszcze do ściągnięcia. W pewnym momencie dojdzie do Ciebie wewnętrzny głos co podpowie: ze jedno mówią drugie robią a czwarte to się w ogóle sensu nie trzyma bo chodzi tylko o emocje. A nie o prawdę. 

 

Polecam wątek:

 

 

 

Pozdrawiam

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plus jest taki, że jesteś świadomy siebie. Wiesz, że ulegasz nałogom i masz skłonność do tlumienka emocji poprzez używki. 

 

Każda używka jest destrukcyjna. Ja tak miałem z papierosami. Nie mogłem sobie poradzić z emocjami to sięgałem popierosa. Działało na chwilę. Dopiero opamiętanie przyszło po kilku latach podpalania i ponad roku palenia paczki dziennie. 

 

Ja po prostu czuję że uzywki to droga do nikad. Niczego mi nie dają. Niczego nie rozwiązują. 

 

Dziewczynie daj spokój. Za mlody jesteś aby skupiać się na jednej dziewczynie. 

Edytowane przez RealLife
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Witam wszystkich ponownie. Postanowiłem, że po 1,5 roku odkopię tenże temat, aby po prostu odnieść się do treści, którą tutaj zawarłem. Nie udzielałem się w żaden sposób przez ponad rok na tym forum, życie poszło niesamowicie do przodu. Wydarzyło się wiele rzeczy, myślę że poprawiłem jakość życia, jednak dalej ciąży kilka spraw które jak ulał pasują do tego akurat działu. Będą to luźne przemyślenia, trochę podsumowanie samego siebie. Jeżeli przeczytasz to mam nadzieję, że coś z tego wyniesiesz i nie zmarnuję Twojego czasu :). Zauważyłem, że ostatnio na forum wzrosło grono wyznawców tzw. przegrywu, więc niech mój post będzie taki przeciwstawny w stosunku do zupełnie niepotrzebnego wzmacniania tego kultu. 

 

Post pisany był w październiku 2018 roku. Opisywana przeze mnie główna bohaterka, pojawiła się w moim życiu jeszcze dwukrotnie. Kontakt był odnawiany z jej inicjatywy, głównie, ale jednak od siebie też trochę dodałem (ona tylko zaczynała). Były to epizody, które trwały kilka miesięcy. Ostatni z nich zakończył się permanentnie przed wakacjami, tak więc dzisiaj jestem już około 8 miesięcy bez żadnego kontaktu (ja odpuściłem, ona kontaktu nie wznawia). Dopiero w tym momencie mój umysł zaczyna się czyścić w stopniu ultrazaawansowanym i każdego dnia przekonuję się o tym, że życie jest nieustannym procesem pogłębiania swojej świadomości. Jej odejście w głównej mierze przerobiłem, ale dalej mam wrażenie, że nie do końca. O tym dalej, teraz garść cytowania samego siebie.

 

W dniu 10.10.2018 o 15:46, Leonardo21 napisał:

mam na siebie konkretny plan , stopniowo i konsekwentnie go wdrażam, z początkiem nowego roku na 90% się wyprowadzam od rodziców

 

Zrobiłem to. Od czerwca wynajmuję pokój, od maja zacząłem pracować w branży, do której "pukałem" praktycznie 2 lata (IT). Uważam to za jedno z najbardziej znaczących wydarzeń w swoim życiu. Znaczące odcięcie pępowiny, rozpoczęcie życia na swoją modłę (od małego miałem wpajane, że jestem predestynowany do określonego zawodu <scheda po rodzicach>, głównie przez środowisko, nie przez samych rodziców) oraz przede wszystkim robienie tego, co daje radość i satysfakcję. Relacje z rodzicami mam dziś świetne, myślę, że w głównej mierze poprzez odnalezienie na siebie pomysłu.

 

W dniu 10.10.2018 o 15:46, Leonardo21 napisał:

a co za tym idzie - nieograniczony dostęp do porno. Siedziałem w tym bagnie po uszy długie lata, relatywnie niedawno, bo 3 lata temu zacząłem robić porządki w tej sprawie.

 

Dzisiaj mija piąty rok, odkąd babram się w tym bagnie. Bagnie wychodzenia z nałogu. Spotykam się często, zarówno tutaj na tym forum, jak i w innych zakątkach internetu, że 90 dni i koniec, basta, wystarczy. Nie w moim przypadku. Byłem silnie uzależniony przez praktycznie 9 lat, czym jest więc te marne 3 miesiące wobec tego okresu? Miałem na swoim koncie przerwę półtoraroczną, po tym czasie kilka lub nawet kilkanaście nawrotów, trwających maksymalnie kilka tygodni. Po każdym takim nawrocie proces może nie rozpoczyna się od początku, ale jednak te ścieżki neuronalne, które torowały się przez tak długie lata, są z powrotem odnawiane. Tu nie chodzi tylko i wyłącznie o zaprzestanie korzystania z pornografii i masturbowania się. Za tym idzie również życie jako całość, tworzenie zdrowych nawyków itd. Trzeba tworzyć równowagę, a ja mam skłonność do popadania w skrajności. Dzisiaj mija mi 50 dni całkowitej czystości i dopiero po takim okresie wraca mi zdrowa pewność siebie, chęć wykazywania inicjatywy, skupienie się, koncentracja, autorefleksje itd.

 

Stawianie sobie celów życiowych to jedno, osiąganie ich to drugie, a zarządzanie tymże osiągnięciem to trzecie. Wydaje mi się, że trochę utknąłem w tym momencie na tym ostatnim. Chciałem niezależności, chciałem osiągnięcia zawodu, w którym się odnajdę. Dostałem to. Zawodowo moje życie wygląda zupełnie ok, posiadam mega perspektywy. Czuję się poskładany psychicznie po przebytym związku i całkowitym zakończeniem znajomości, jednak w tym momencie posiadam w sobie niesamowite dylematy, w które strony mam się pokierować. Chodzi mi przede wszystkim o nawiązywanie relacji z kobietami, gdyż w tym momencie na tym polu zupełnie nie mogę znaleźć pola zaczepienia (a być może tego po prostu nie chcę, podświadomie). Jeszcze niedawno w mojej psychice, każdego dnia zmagałem się z dylematem, czy założyć sobie tindera, czy wybrać się na wizytę u jednej z div. Skończyło się na nawrotach do porno. Dzisiaj mój dylemat brzmi, czy całkowicie poświęcić się rozwoju zawodowemu (w dalszym ciągu, mimo prawie roku doświadczenia, mam do przebycia dość długą drogę) i po prostu czekać na to, aż kobiety same się pojawią (może to być jednak długi proces, a 25 lat na karku, ciśnienie ostatnio ustabilizowane, ale czasami bywało nie do zniesienia). Uważam masturbację za oszukiwanie samego siebie. Na pewno jeszcze kilka miesięcy chcę pójść drogą całkowitej czystości. Zobaczymy dokąd mnie to zaprowadzi. Sam fakt zaprzestania sprawia, że jestem bardziej odważny i skłonny do ryzyka, ale nawet po takim długim teoretycznie rozbracie (niestety z nawrotami) nie mogę całkowicie o sobie powiedzieć, że jestem wyleczony. Na pewno muszę wznowić mój mocno zaniedbany ostatnio związek z siłownią. Step by step. 

 

W dniu 10.10.2018 o 15:46, Leonardo21 napisał:

Oczywiście zamiast przerobić to w sobie na trzeźwo, to odświeżyłem stare znajomości do wódki, zacząłem z powrotem palić papierosy po 1,5 roku przerwy i generalnie trochę stanąłem w miejscu ze swoim życiem. 

 

W tym tygodniu napiłem się alkoholu po raz pierwszy od 6 miesięcy. Delikatnie. Ale następnego dnia rano uświadomiłem sobie z powrotem, dlaczego na taki czas go odstawiłem :). Papierosy niestety znowu palę. Albo zwykłe, albo elektroniczny, cały czas krąży nikotyna. Mocne uzależnienie, ale nie tak destruktywne jak to opisywane wyżej, przynajmniej w moim odczuciu.

 

W dniu 10.10.2018 o 15:46, Leonardo21 napisał:

Zaczęły się grubsze imprezy z narkotykami

 

Na tym polu całkowita czystość. Wydarzenie opisywane przeze mnie było, mocno negatywne, pozwoliło mi zdecydowanie wzrosnąć.

 

Podsumowując generalnie mój post, miał on na celu odniesienie się do przeszłości i wyciągnięcia z niej jakichś wniosków. Sam prowadzę osobisty dziennik od praktycznie trzech lat (wypisałem trzy zeszyty 96 kartkowe) i czasem fajny jest taki powrót do starych zapisków, przede wszystkim aby pośmiać się z samego siebie, z jak błahymi problemami człowiekowi przychodziło się zmagać. Tymczasem większa odpowiedzialność w życiu generuje większe problemy do przeskoczenia. Moim problemem dzisiaj wydaje się być zupełny brak życia towarzyskiego, jednak powoli zaczynam dostrzegać sposoby, w jaki sposób podchodzić do tego. Rozwiązaniem wydaje się być uczestniczenie w różnego rodzaju przedsięwzięciach, gdy mieszka się w większym mieście, jest o to łatwiej, a ja w zasadzie do tego miejskiego życia ledwo się zaadaptowałem. Wychodzę z założenia, że ostateczny rozbrat z ex dopiero teraz zaczyna przynosić plony, w połączeniu z całkowitym celibatem to już w ogóle dokonuje się pewnego rodzaju "combo". Zamierzam w tym trwać i czekam na to, aż umysł sam zacznie mi podpowiadać, w jakie przedsięwzięcia życiowe mam się zaangażować. Rozpocząłem jakiś czas temu kurs językowy, na którym zawiązałem kilka znajomości, nie mam problemu żeby swobodnie na luzie porozmawiać z kobietą, jednak dalej mam w sobie opory, aby zacząć "wyrywać". Miałem zakładać tindera, ogarnąłem sobie nawet dobre fotki, jednak stwierdziłem że szkoda mi zupełnie w tym momencie na to czasu. Wśród rówieśników coraz więcej wesel oraz ślubów, więc może podświadomie tak to na mnie działa, aby zadziałać w kierunku reprodukcji. Trzeba się jednak skupiać na sobie, nieśpieszno mi do niczego odkąd nałykałem się red pills. Dopiero po 1,5 roku karmienia się tego typu treściami zaakceptowałem w pełni to, jak działa świat w tych aspektach. 1,5 roku trwało moje przeprogramowanie, ale i tak na pewno nie dokonało się ono w całości. Jednak do spraw damsko-męskich zaczynam podchodzić coraz bardziej na luzie, zrozumiałem w końcu że świat nie polega się tylko i wyłącznie na tym, aby za kobietami się uganiać. Stawianie siebie na piedestale w życiu to najważniejsza kwestia.

 

Pozdrawiam serdecznie!

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.