Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Postanowiłam przeorganizować szafę i podczas przenoszenia letnich ubrań do kartonów wzięło mnie na wspominki, w tym pamiętnej wyprowadzki z akademika po pierwszym roku studiów.

 

Poprosiłam Ojca o pomoc i obiecał mi, że przyjedzie i pomoże mi zabrać kartony do domu, ale postawił warunek, że musimy się uwinąć w jak najszybszym czasie, bo będzie jechał do mnie zaraz pracy (zmęczenie). No to wzięłam sobie to do serca i tak gdzieś 3-4 dni wcześniej rozpoczęłam stopniowe ogarnianie rzeczy (jednego ogarnęłam fajne kartony ze spożywczego, innego dnia makulatura, a na sam koniec ciuchy, zdanie firanek itd.) i ostatecznie, bez jakiejś szczególnej spiny w dniu sądu byłam gotowa. Dzięki temu, że ułożyłam paczki w wygodną piramidę, a także zadbałam o rozłożenie ciężaru, "wyprowadzka" poszła nam bardzo sprawnie. Ojciec udzielił mi pochwały. Po zapakowaniu ostatnich rzeczy poprosiłam Tatę żeby posiedział sobie kwadrans w samochodzie, albo poszedł do pobliskiego baru mlecznego napić się kawy, bo musiałam zawołać sprzątaczkę do pokoju żeby pokazać jej, że pokój został zrobiony na błysk i dostać ostatni podpis. 

 

No i poszłam na górę. Jeszcze dla pewności, bo to było moje pierwsze "zdawanie pokoju", przeleciałam po raz ostatni kurze, których nie było, jak i podłogę po raz setny, oczywiscie za meblami także. Poszłam po panią sprzątającą. Niestety czekałam na nią tak długo,  że  zniecierpliwiony Ojciec przyszedł na górę sprawdzić, co mnie zatrzymało. Chwilę po jego przyjściu przyszła pani Ela. Przywitała się i rozpoczęła inspekcję. Przeszła po pokoju, zajrzała do szafek, sprawdziła czy okno umyte itd. Nie śpieszyła się, wręcz czuć było, że robi sobie jaja i przeprowadza "inspekcję" jak najwolniej. No to ja do niej, że jak jest ok, to tutaj karta i że mogę dać jej długopis. 

 

- Spokojnie, spokojnie... Ja tutaj jeszcze muszę sobie posprawdzać...

 

I JEB zaczęła odsuwać dość ciężki regał. No ale nie ze mną te numery, dziewczyny z aka poinfromowały mnie, co ta baba zawsze sprawdza, więc byłam na to przygotowana. Babka była wyraźnie rozczarowa, zasunęła mebel stękając. Zauważyłam także, że już Tacie żyłka zaczęła lekko pulsować po spytał ironicznie, czy jej może pomóc, ale jednocześnie ani drgnął, kiedy się szarpała z meblem. Ale ona, że nie, ze sobie poradzi. I zaczęła się wspinać na szafę po stole. 

 

A takiego! I o tej pułapce wiedziałam, więc mogła sobiee szukać pod sufitem, a i tak ostacznie niczego to wstrętne babsko nie znalazło. Wkurwiło ją to, więc sprawdziła klosz (!), zaraz potem przejechała po framudze w drzwiach z dwóch stron w najwyżym punkcie (nie żartuję), po kaloryferze, no i wszędzie nic, bo te pułapki miałam rozpykane. 

 

W tym momencie zapytacie, jak bardzo musiałam jej przez ten pierwszy rok podpaść. No właśnie w ogóle. Naprawdę wtedy raz pierwszy w życiu z nią rozmawiałam. Przez cały z resztą mój pobyt w akademiku byłam człowiekiem-widmo, później do tego stopnia, że na czwartym roku w kuchni jakiś typ zapytał mnie się, czy jestem z pierwszego roku, bo do tej pory mnie nigdzie nie widział. Niczym ninja przemykałam się do pokoju, problemów nie robiłam... Typiara musiała mieć w zwyczaju odbijać sobie coś (?) na studentach pod koniec roku, kiedy podczas tych (w moim przypadku już 20 minut) byli od niej zależni. 

 

Wracając do historii, babeczka chyba zamierzala się poddać, KIEDY NAGLE przypomniała sobie o szufladzie pod łóżkiem. No to ja wrzuciłam na luz, bo i to przetarłam. Wysunęła szufladę...

 

 

 

 

 

 

 

 

CZYSTA.

 

Posadziła dupsko na przeciwległym łóżku i myśli, myśli, nagle rozpromieniła się. Wyciągnęła z kieszeni chuteczkę, pośliniła ją, wpełzła do tej szuflady i w samiuteńkich rogach wynalazła drobniuteńki kurz. Wypełzła, wyprostowała się dumnie i podnosząc dumnie graala wysyczała:

 

- Jest brudno. Masz nieoddany pokój, złotko.

 

JEB głowa mojego Taty eksplodowała. Wyszedł przede mnie i zaczął ją cisnąć, że co ona odpierdala, że on był w wojsku, a wcześniej całą budowlankę w internacie i że ich równo cisneli, ale że nie było czegoś takiego. Że pokój czysty, że gdyby widział jakikolwiek bład z mojej strony, to by sam mi kazał sprzątać (tak, dla niego wciąż byłam dzieckiemm... I w sumie dalej jestem, gdy nalewam herbatę i śledzi moje ruchy to zawsze, kuźwa, zawsze rozleję). Ona pierwsza falę przyjęła ze zdumieniem, widać było, że nikt nigdy do niej nie wyleciał z mordą... No pewnie nikt ze studentów, albo przynajmniej ja takiej historii nie słyszałam (wynikało to z faktu, że typiara przyjaźniła się z kierowniczką akademika i ta chroniła ją przy kazej okazji, reszta personelu sprzątającego mogła albo podporządkować się hrabinie, albo mieć z nią problemy, wiedziałam to od super babeczek z ochrony akademika które nienawidziły ich obu. Za to były do rany przyłóż, bardzo serdeczne i pomocne w stosunku do studentów). 

 

W końcu mózg ropuchy odtajał, wzięła się pod boki i zaczął się wrzask. Ja w tym czasie stałam z tą ściereczką, którą robiłam ostatnie szlify przed inspekcją, pod ścianą i starałam się jak najbardziej zlać z tłem. Babka typowo widać było, że chce mojemu Tacie wydrapać oczy, ale coś ją powstrzymywało, zapewnie instynkt samozachowawczy. Ostatecznie Tato rozkazał mi zgarnąć kartkę, z babskiem się pożegnał, powiedził że jebać podpis i kazał mi pokazać gabinet kierowniczki. Tam babka ciut popyskowała, ale nie była w tym przekonująca. Kartkę sama wypełniła, no i zawinęliśmy się do samochodu. 

 

W samochodzie postanowiłam zrozumieć sytuację.

 

- Tato, ale wiesz, że jakbyś do niej nie wyleciał, to ja normalnie tam nie wiem, przetarłabym te meble... Tam byleby się franca odwaliła...

 

Ale on mruczał pod nosem coś o moim wychowaniu, że wszystko było, jak trzeba, że nienawidzi chamstwa, durnych babsztyli i że chodzi o zasady. 

 

I do sedna, bo po takiej ścianie tekstu musi być jakieś podsumowanie/morał czy coś w tym guście. Zaskoczyła mnie ta sytuacja, chociaż nie to, że Tato się o coś wściekł (pewnie ze zmęczenia) bo tak już miał i dalej ma, że denerwuje go bezczelność i nieporządek (nawet jak oddaje mamie ubrania do prania to są złożone w kostkę), ale to, że stanął w mojej obronie. I zdaję sobie sprawę, że sytuacja nie była przecież jakaś niebezpieczna, suka przeciągnęłaby mnie, wiadomo, pewnie ze trzy razy jeszcze przecierałabym wszystko, ale ostatecznie musiałaby odpuścić choćby dlatego, że musiałaby iść do domu. I podpisałaby te kartkę, tak myślę. Potem Tato powiedział, że wkurwiło go to, z jakim lekceważeniem babka się do mnie odezwała, zwłaszcza mruczał pod nosem "złotko" i to, że ja zachowałam się, "jak należy", a wszystko posprzątane było "jak trzeba" wedle jego drylu i zasad. 

 

Pewnie za mało pochwał w życiu otrzymałam od rodziców, że tak nic nieznacząca scena wyryła mi się w pamięci, ale lubię to wspomnienie, bo widać w nim... Lojalność

 

Po tym słowotoku nagle brakuje mi słów.  

 

Miałyście podobne sytuacje, że dość zdystansowany w wychowaniu rodzic (zdystansowany = zepsułaś coś, znajdź sposób/finanse aby naprawić, nie ma taryfy ulgowej) nagle stanął w Waszej obronie w sytuacji, w której nawet tego nie oczekiwałyście? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak powinno być. 

 

Czy to ojciec czy matka powinni stawać w obronie swoich dzieci i chwalić je gdy tylko na to zasłużą swoim zachowaniem a upominać jak zrobią coś źle.

 

A przykład sprzątaczki tylko potwierdza, że nawet stare baby chcą być 'ksiemżniczkami' i przy każdej sposobności pokazać swoją wyższość nad resztą świata. Obyś Ty na taką nie wyrosła. ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry rodzic wspiera i opieprza jak trzeba. 

 

Wszystko zależy od sytuacji jaką zaistniała. 

 

Ja mam wspaniałych rodziców, to jest coś z czego bardzo się cieszę. Ratowali mi tyłek nie raz i nie dwa. Nigdy mnie nie zawiedli pomimo tego, że ja zawiodłem nie raz. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec to był gość - zawsze mogłem na nim polegać, nigdy nie zostawiał mnie samego, był wsparciem. Kiedy było trzeba potrafił mi pierdolnąć - zawsze mówił że mu przykro ale to dla mojego dobra, " dałeś dupy - ponieś kosekwencje"  zawsze jednak wyciągał do mnie rękę, nigdy nie obrócił się do mnie  plecami, nawet jak poważnie przegiołem. Kiedy się należało - chwalił i wzmacniał. Zawsze mówił że w życiu trzeba mieć kręgosłup, zasady, oddzielać zło od dobra, że prawdziwy facet to potrafi i się w tym nie gubi.

Wspólny czas, wyjazdy...to były moje najlepsze lata życia. Jego strata była dla mnie dotkliwa. 

Kiedy można było żartował, kiedy można było - napił się, twierdził że woli żebym się napił w domu z nim - zawsze mówił że "napić się można byle czego - ale nie z byle kim".

Jak wspomnę go - nigdy nie dostałem w skórę, kary za nic, tylko za to co się należało. Jego zasadom hołduje do dzisiaj, na codzień, jest moim życiowy wzorem.

Na matce też zawsze mogłem polegać, miała dobre i miękkie serce, nie potrafiła mnie karać, z jej strony też zawsze miałem pomoc i wsparcie.

Rodzice powinni być wzorami dla dzieci, w jakich wartościach wyrastamy, takie przenosimy na dorosłe życie.

 

Edytowane przez wojkr
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Adolf napisał:

@Derive Chwalisz się czy żalisz bo nie rozumiem. Twój stary zachował się właściwie, pozazdrościć Ojca.

 

Chwalę, to miłe wspomnienie. 

 

A tak jeszcze dodam do posta, bo akcja oczywiście miała swoje konsekwencje. Pod koniec września, tuż przed rozpoczęciem drugiego roku studiów wprowadziłam się ponownie do tego samego pokoju i zaraz po wejściu dziewczyny powiedziały mi, że sprzątaczka mnie szuka od iluś dni. I że wypytywała je, kiedy będę. 

 

- Zalewacie.

- Była pytać, czy będziesz ze swoim ojcem. 

 

Zaczęłam się rozpakowywać, pukanie do drzwi, pani Ela w drzwiach z błyskiem w oku. Wcisnęła mi jakiś zeszyt i kazała podpisać.

 

Zeszyt.

 

W kratkę.

 

Nawet nie była w stanie sporządzić dokumentu i wydrukować, żeby chociaż to jakoś bardziej poważnie wyglądało.

 

No dobra, tam mniej więcej w tym zeszycie była treść, że "OTRZYMAŁAM CZYSTY POKÓJ !!!1! ZOBOWIĄZUJĘ SIĘ DO ODDANIA GO W CZYSTOŚCI !!!1!"

 

Podpisałam dla świętego spokoju, choć z perspektywy czasu widzę, że mogłam się na niej wyżyć, nie wiem, wziąć te chusteczkę, napluć i też przejechać choćby pod szafą... No ale nie należy tykać nieczystości. Swoją drogą, było w tym zeszycie już trochę podpisów, więc najwidoczniej przeze mnie "biurokracja" w naszym akademiku wzrosła. 

 

A potem wywalili kierowniczkę. Pani Ela oczywiście też zaraz odeszła bo bez ochrony inne panie sprzątające zjadłyby ją... 

 

Potem analizowaliśmy w gronie rodzinnym tę sytuację i padł osąd, że kobieta była niezłym psychopaciskiem. Jak bardzo musiała mojego Tatę znienawidzić (no i mnie), że przez bite trzy miesiące wakacji czekała na to, żeby mi w jakiś sposób... Przyłożyć? 

 

I to tyle. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Derive napisał:

Potem analizowaliśmy w gronie rodzinnym tę sytuację i padł osąd, że kobieta była niezłym psychopaciskiem. Jak bardzo musiała mojego Tatę znienawidzić (no i mnie), że przez bite trzy miesiące wakacji czekała na to, żeby mi w jakiś sposób... Przyłożyć? 

Ona po prostu była KOBIETĄ.

Tylko i aż tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, że ta sytuacja była dla Ciebie dużym miłym zaskoczeniem, skoro nie otrzymywałaś zbyt wielu pochwał od rodziców - stąd też tak dobrze to zapamiętałaś.
Twój Tato zachował się jak najbardziej prawidłowo. 

Ja w rodzicach zawsze miałam i mam oparcie. Jasne, że gdy robiłam coś źle, był opieprz, ale że od początku stawiali twarde granice, wiedziałam, na co mogę sobie pozwolić, a czego mi robić nie wolno, przez co niewiele było sytuacji, w których musieli mnie rugać. W myśl zasady: "Czym skorupka za młodu..."  Kwestia wychowania w obopólnym szacunku.


 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.