Skocz do zawartości

"Wybierz studia, które lubisz, a nie po których jest praca"


Strusprawa1

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, forumowy Stachniuk z tej strony. Dobra, obejrzałem ten film pewnej pani, o którym była mowa na forum i pomyślałem, że napiszę tutaj. Ogólnie już nie pierwszy raz spotykam się z tym mitem, który niszczy życia ludzi, którzy spędzają młodość będąc "happy i so sofisticated". Temat omawiałem niedawno na forum i omówię go jeszcze raz. 
Chodzi o ten film:

 

I inny: 

I co mnie tutaj wnerwia? Pani mówi o tym, żeby studiowało się nie to, po czym jest praca, ale to co się lubi. No niby ok, fajnie.

W Polsce oczywiście studia są darmowe - niestety - przez co na studia idzie się nawet wtedy, gdy naprawdę nie trzeba na kierunki, na których nie ma popytu na rynku pracy. Absolwentów zarządzania, psychologii, pedagogiki, filozofii, dziennikarstwa i mnóstwa innych przedmiotów mamy w Polsce od groma i przodujemy w Europie, jeśli chodzi o liczbę absolwentów właśnie dlatego, ponieważ studia są darmowe. Gdzie są więc wielkie odkrycia, nurty filozoficzne, ci dziennikarze, kapitanowie przemysłu itd..? Nigdzie, zazwyczaj w pracach nisko opłacalnych, ponieważ ich umiejętności na rynku pracy są bardzo nisko opłacalne i ci ludzie są bezwartościowi. 

Nie staniesz się drugim Jordanem Petersonem studiując psychologię, a prawdopodobieństwo tego jest tak małe, że większe jest prawdopodobieństwo, że po zawodówce chłopak z budowlanki w wieku 25 lat będzie zarabiał więcej niż absolwent (sorry za wyrażenie) gównokierunku. 
 

Praca nie ma być przyjemnością, a tym bardziej studia, bo gdyby były, to ty byś za to płacił, a nie płacono tobie. Odwrotne przypadki trafiają się niezwykle rzadko - niemal zawsze robi się, pracuje się tam, czego się nie lubi, bo wszystkie prace w końcu wk*rwiają i są nudne. Nieważne ile kilometrów przejedziesz, ile papierków wypełnisz - w końcu każda praca zaczyna się nudzić i stąd tak ważna jest samodyscyplina i determinacja wyćwiczona w młodzieńczym wieku. 

Co tu nie rozumieć? Inżynierowie elektrotechniki, mechaniki, lekarze, sektor IT zarabiają najwięcej, bo jest to cholernie trudne i nieprzyjemne. Sam w liceum chodziłem na mat-fiz z gośćmi, których inteligencja zdrowo przekraczała 120 IQ i mogę zapewnić was, że to byli naprawdę dobrze zdeterminowane skurczybyki. Też do nich należałem (w końcu mnie nie wywalili), a się trzymałem. Do niektórych nie dorastałem do pięt. Codzienne zadawane 20 zadań z matmy, ostre abstrakcyjne myślenie z fizyki (akurat musieliśmy się uczyć w większości sami, bo pani bardzo średnio tłumaczyła) i multum innych przedmiotów, które miał każdy. Po tym wszystkim ci najlepsi poszli na politechniki w Krakowie lub w Warszawie, w których musieli spędzać przy projektach po 15 godzin dziennie. Już teraz zaczynają dobrze prosperować, a minęło parę lat. Ja natomiast najpierw poszedłem na zarządzanie, bo uwierzyłem, że "możesz robić wszystko co sobie wymarzysz" (jakieś 2 lata temu), a potem gdy zobaczyłem czego się uczę, co ogarniam, to zrezygnowałem i poszedłem na studia informatyczne. Studia na zarządzaniu są dobre dla tych, którzy mają rodziców z dobrym biznesem i prawdopodobnie to odziedziczą, a nie dla całej szarej masy. Nie ma w tym nic twórczego, ani trudnego. Można zdawać tylko chodząc na wykłady. Tutaj u mnie co innego. 
To by było tyle z życia. 

Po co o tym mówię? 

Po to, aby uświadomić, że aby coś mieć, cokolwiek, a w końcu zawsze trzeba coś mieć, to ZAWSZE trzeba robić coś, czego się nie chce, a im więcej się zarabiają najwięcej ci, którzy zrywali nocki, godzinami tkwili w trudnych zadaniach, konstrukcjach, programach itd. Jeśli idziesz na coś, co sprawia ci przyjemność, jesteś gołodupcem i chcesz po tym pomagać innym w problemach to sorry, ale jest tak duży procent szans, że nie będzie popytu na twoją pracę, że ojeju. Jak duży? Nie wiem dokładnie, spytaj tych absolwentów, którzy wyklinają swój kierunek studiów, który studiowali. Każdy z nas zna tych, którzy nabrali się na mit "studiuj to co lubisz i niech praca będzie przyjemnością". 

 

Jaki procent świetnych koszykarzy zarabia na tym? Jaki procent zespołów muzycznych jest samoopłacalnych? Mały, wręcz bardzo mały. Ryzyko duże, a do przegrania życie. 
Jaki procent ciężko pracujących i uczących się inżynierów zdobędzie dobrze płatną pracę? Jaki procent pilnie piszących programy programistów będzie zadowolona z zarobków? Myślę, że większa, zresztą z tego co widzę. 
Oczywiście ta pani wyżej na pewno skończy lepiej, ponieważ ma dobrze prosperujący kanał, ale cała masa widzów nabierających się na mity i bajki na pewno pójdzie i po tym będą robić rzeczy, które bez problemu mogliby robić bez studiów.

 

Czegoś nie dopowiedziałem? Na pewno. 
Polecam książkę "Worthless" Aarona Clareya. Dobrze omawia i szczegółowo to, co tu opowiedziałem. Realia amerykańskie, dopowiada świetnie co tu napisałem.

 

Spadam, bo muszę iść pracować, pozdro. ;)

  • Like 6
  • Dzięki 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Strusprawa1 napisał:

Absolwentów zarządzania, psychologii, pedagogiki, filozofii, dziennikarstwa i mnóstwa innych przedmiotów mamy w Polsce od groma i przodujemy w Europie, jeśli chodzi o liczbę absolwentów właśnie dlatego, ponieważ studia są darmowe.

Po części się z Tobą zgodzę, natomiast wydaje mi się, że z tej puli kierunków akurat psychologia daje możliwości, jeśli człowiek się tematem interesuje. Konkurencja chyba jest duża, ale ten kierunek umożliwia raczej znalezienie pracy, w której się godziwie zarabia. Psychologowie pracują w szkołach, w szpitalach, są prywatne gabinety.  Inaczej z filozofią czy dziennikarstwem, bo tu nie trzeba nawet ukończenia studiów do zostania dziennikarzem czy filozofem( człowiekiem rozmyślającym).

 

35 minut temu, Strusprawa1 napisał:

Nie staniesz się drugim Jordanem Petersonem studiując psychologię, a prawdopodobieństwo tego jest tak małe, że większe jest prawdopodobieństwo, że po zawodówce chłopak z budowlanki w wieku 25 lat będzie zarabiał więcej niż absolwent (sorry za wyrażenie) gównokierunku. 

Tak samo są milionerzy bez ukończonych studiów, ale to nie oznacza, że nie kończąc studiów też się staniesz milionerem. Szansa na to, że chłopak po zawodówce w wieku 25 lat z budowlanki będzie zarabiał więcej jest duża. Tylko to jest perspektywa bardzo krótkowzroczna. W wieku 25 lat to mało kto zarabia pieniądze po studiach, niezależnie od kierunku. Może wyjątkiem są informatycy(chociaż też nie wiem). Przyszli lekarze, prawnicy, architekci po studiach dostają grosze i dalej się uczą kilkanaście lat. 

 

Oprócz tego pieniądze to nie wszystko. Wiem, brzmi naiwnie. W każdej pracy się naharujesz, w jednej mniej, w drugiej bardziej, ale chyba i tak lepsze jest robienie znośnych rzeczy za mniejsze pieniądze niż pracowanie z ludźmi, których nie lubisz, w pracy, w której się źle czujesz albo w pracy przy ekstremalnie  szkodliwych warunkach dla zdrowia, nawet jeśli jest dobrze płatna( wdychanie jakichś farb, itd). Praca fizyczna czy umysłowa? Każda jest ciężka, ale przy fizycznej robocie 10 godzin dziennie(jeszcze w jakichś szkodliwych warunkach) wszystko jest ok, jak masz 20-30 lat, z wiekiem sił coraz mniej, zdrowie coraz gorsze, a emerytura w wieku 67 lat. W pracy umysłowej- doświadczenie rośnie z wiekiem, wiedzy przybywa.

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehhh studia ciężki temat. W Polsce są wymagane ale mało znaczą. Czemu? Bo mając kurs na wózki widłowe można lepiej zarabiać niż w jakimś biurze będąc magistrem. Ciężko na starcie życia wybrać coś co się okaże strzałem w dziesiątkę. Znam inżynierów co są stewardami w samolotach, innych co robią to samo co inni po technikach, magistrów w CCC i żabkach. Ale to tylko pokazuje, że polski rynek pracy to je*ana patologia oparta na taniej sile roboczej. 

Sam teraz stoję przed takim dylematem. Papierki mam wszystkie - ale aktualnie rezygnuje z branży (turystyka, hotelarstwo, eventy), której dotyczą (słabo płatna praca, stresująca i 24/7).

Chciałbym iść w marketing internetowy ale tu znowu ciężko się dostać mimo kursów i wiedzy. Trzeba by na start obniżyć oczekiwania finansowe i zapieprzać w nadziei na awans adekwatny do przyrostu wiedzy. Albo mogę iść w stronę logistyki, coś co mnie ani ciepli ani ziębi, perspektywy raczej średnie ale znam i kasa spoko. 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autorze wątku, rozumiem, że skoro niewielki procent zespołów muzycznych jest w stanie utrzymać się TYLKO z grania to lepiej olać granie i zająć się sprzedażą butów na straganie albo studiowaniem informatyki, bo jest praca? Rozumiem Twoje wolnościowe podejście do gospodarki, bo sam mam takowe (wolny rynek wycenia etc.), ale uwierz mi, że nie chciałbyś robić przez całe życie czegoś tylko dlatego, że daje to kasę. Prędzej czy później marnie się to skończy. Ile masz lat? Ile lat przepracowanych? Powiem Ci, że męczyłem się w takich pracach, odkąd robię więcej tego co naprawdę lubię moje życie polepszyło się znacznie. I tu się zaskoczę, bo kasa też się polepszyła. Wiesz dlaczego? Bo jestem w tym dobry i będę coraz lepszy. Nie traktuję tego jako pracy, mogę zajmować się tematyką non stop. Sprawia mi to ogromną frajdę. 

 

Interesuję się szeroko pojętą muzyką alternatywną. Wiadomo, że ciężko tylko z tego żyć nawet w USA. Ci ludzie najczęściej robią coś jeszcze innego i to daje im utrzymanie na poziomie. Zamiast oddawać kasę wytwórniom stosują DIY czyli sami sprzedają albumy, koszulki. Generalnie wszelki merch. Coś jak @Marek Kotoński, z tym że oni nie sprzedają książek a muzykę. Myślę, że są o wiele szczęśliwsi mają nawet trochę trudniej w życiu niż mieliby siedzieć z dupą na krześle 8 godzin i klepać kody. No kasa będzie, owszem, ale co w tym jest takiego ciekawego? Nic. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Specjalnie się zalogowałem by dać pucharek.

Zgadzam się w 100%!!

Dołożyłbym też od siebie jeden mały dodatek:

Faktycznie, zarabianie kokosów po tym co się lubi to rzadkość, w 95% przypadków nie bedzie się człowiekiem sukcesu po samej filozofii.

Nie u nas, nie ten kraj, nie te realia...

Należy przyjrzeć się rynkowi, kierunkom porządanym i generującym przyzwoite zarobki i w nie uderzać dokładnie jak wspomina autor.

W puli tych kierunków postarać się odnaleźć dla siebie to, co jak najbardziej zminimalizuje nasze złe samopoczucie i będzie mozliwie najbliższe naszym zainteresowaniom.

Przykład: Lubię składać i naprawiać komputery - nie ide do serwisu komputerowego bo zarabia się tam 2k netto, tylko uderzam w studia z tym związane. Wybieram elektronike/informatykę które dają przyszłość.

Cierpie na nich mniej niz na medycynie czy wychowaniu fizycznym, oraz bardziej niż w serwisie, ale kosztem tego cierpienia mam rozwój o perspektywy.

 

Sam zrobiłem dość podobnie i zbieram tego plony :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, Marek Kotoński napisał:

Dla mnie wizja robienie tego czego się naprawdę nie lubi przez całe życie, jest straszna. Za żadne pieniądze nie chciałbym takiego życia.

Dokładnie tak.
Kiedyś, dawno, dawno temu myślałem o tym w skrajnych kategoriach, do granicy czarnej rozpaczy.
Kupiłem sobie książkę do programowania w C++ i próbowałem coś działać w tej dziedzinie, w końcu elitarna (tak mówią przynajmniej jajogłowi programiści), było się w tym technikum informatycznym i tyle płacą za tą robotę..

Przeczytałem około 20 stron, napisałem parę kodów i myśl, że spędzę tak życie, jebiąc w jakiejś korpo 40 lat dla kogoś to popłakałem się z rozpaczy. Bardzo głębokiej rozpaczy.

 

Zrezygnowany, siadłem i otworzyłem losową książkę (to był DEIR) na losowej stronie. Zacząłem czytać i znalazłem - zupełnie przypadkiem - fragment o wyborze własnej drogi życiowej. Autor przytaczał doświadczenie z obozów nazistowskich przeprowadzone na więźniach. Mieli za zadanie kopać dół, a potem go zakopywać, i tak ciągle. Jak mnie pamięć nie myli, to więźniowie z tego eksperymentu po prostu słabli, niektórzy umierali, bo wiedzieli, że robią coś zupełnie bezsensownego. Wereszczagin wysnuł taki wniosek, że człowiek który wie, że robi coś bezsensownego traci całą energię i nadzieję na poprawę żywotu. Ci więźniowie w porównaniu z inną grupą "kontrolną" po prostu szybko umierali, inne grupa/grupy żyły dłużej. Znacznie.

 

Po wybraniu swoich rzeczy, w których chcę pracować czuję ten spokój, luz i polot, że wiem co mam robić i jak mam to robić.

Znikł strach, pojawiła się spokojna pewność, poparta wieloma pomysłami jak mam działać, żeby coś osiągnąć. I idę w tym kierunku, wiem czego potrzebują ludzie i wiem jak to zapewnić na swoim bezrobociu. 

Pomysły pojawiły się same, gdy zacząłem pracować i zgłębiać pewne zagadnienia.

Myśl, o pracy DLA KOGOŚ, o WSTAWANIU RANO 40 LAT, żeby DORABIAĆ NAJCZĘŚCIEJ MILIONERA, żeby POŚWIĘCIĆ DLA KOGOŚ ŻYCIE wiele lat na ciężkich studiach, ucząc się rzeczy przez siłę, za marne grosze (nie osiągniesz mistrzostwa w tym czego nienawidzisz, będziesz co najwyżej przeciętny!) jest po prostu straszna. Wolałbym spierdolić do aśramu w Indiach niż żyć jak taki robak, (korpo)szczur, zaszczuty strachem niewolnik. Serio.


tukidydes-zen-jaskiniowca.jpg

 

Edytowane przez Messer
  • Like 5
  • Dzięki 6
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@AR2DI2

Może nie mam tu zbyt wielu postów ale jakbyś je przeczytał to raczej byś doszedł do wniosku że jestem indywidualnym użytkownikiem forum a nie słupem jakiegoś archa.

Może to zabrzmiało jakoś butnie, to nie są super plony po 20k miesięcznie, jeszcze jestem na to za młody ale wyszedłem na tym co napisałem po prostu odrobinę lepiej niż rówieśnicy którzy chociażby zostali w rodzinnej miejscowości i poszli na miejscową uczelnię bo "to lubię robić".

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minutes ago, ciekawyswiata said:

Po części się z Tobą zgodzę, natomiast wydaje mi się, że z tej puli kierunków akurat psychologia daje możliwości, jeśli człowiek się tematem interesuje. Konkurencja chyba jest duża, ale ten kierunek umożliwia raczej znalezienie pracy, w której się godziwie zarabia. Psychologowie pracują w szkołach, w szpitalach, są prywatne gabinety.  Inaczej z filozofią czy dziennikarstwem, bo tu nie trzeba nawet ukończenia studiów do zostania dziennikarzem czy filozofem( człowiekiem rozmyślającym).

Podaj mi statystyki, a nie lecisz na stereotypach. Faktem jest, że na psychologię raczej trudniej się dostać niż na inne "byle jakie" kierunki, natomiast jak podajesz za przykłady takie "szkoły, szpitale, gabinety", to wiedz, że szkoły są zamykane, bo jest ogromny niż demograficzny (wymieranie w skrócie), w szpitalach prosperują raczej psychiatrzy i oni raczej bardziej "użyteczni", a prywatnych gabinetów jest od groma i z tego co wiem po wielu opiniach, to bardzo średnio są pomocni, więc ludzie inaczej sobie radzą. 

 

 

46 minutes ago, ciekawyswiata said:

Tak samo są milionerzy bez ukończonych studiów, ale to nie oznacza, że nie kończąc studiów też się staniesz milionerem. Szansa na to, że chłopak po zawodówce w wieku 25 lat z budowlanki będzie zarabiał więcej jest duża. Tylko to jest perspektywa bardzo krótkowzroczna. W wieku 25 lat to mało kto zarabia pieniądze po studiach, niezależnie od kierunku. Może wyjątkiem są informatycy(chociaż też nie wiem). Przyszli lekarze, prawnicy, architekci po studiach dostają grosze i dalej się uczą kilkanaście lat. 

Generalizujesz, że każde studia mają taką samą wartość. Nie zrozumiałeś podejścia. Tak - na pewno jest więcej milionerów po jakichkolwiek studiach, ale częściej po studiach technicznych bardziej, a nie humanistycznych. Nie jest krótkowzroczna, jeśli zaoszczędzi z tych 4 tys. miesięcznie na budowlance w coś, co mu się zwróci. Architekci, inżynierowie (różnych dziedzin) zarabiają więcej (znam takich osobiście) - szczególnie za granicą, to są naprawdę duże zarobki. Z lekarzami to prawda, choć popyt na nich w ciągu najbliższych paru lat wzrośnie ogromnie. Prawników jest już i tak za dużo na rynku. 
I nie pisałem o zostawaniu milionerem, bo tu nie o to chodziło - chodziło mi o to, że jak studiować, to studiować przedmioty, które się tam uczymy i po których będziemy mieć pewność, że te umiejętności są pożądane i dobrze płatne (jedno drugie pokrywa). 

 

54 minutes ago, ciekawyswiata said:

Oprócz tego pieniądze to nie wszystko. Wiem, brzmi naiwnie. W każdej pracy się naharujesz, w jednej mniej, w drugiej bardziej, ale chyba i tak lepsze jest robienie znośnych rzeczy za mniejsze pieniądze niż pracowanie z ludźmi, których nie lubisz, w pracy, w której się źle czujesz albo w pracy przy ekstremalnie  szkodliwych warunkach dla zdrowia, nawet jeśli jest dobrze płatna( wdychanie jakichś farb, itd). Praca fizyczna czy umysłowa? Każda jest ciężka, ale przy fizycznej robocie 10 godzin dziennie(jeszcze w jakichś szkodliwych warunkach) wszystko jest ok, jak masz 20-30 lat, z wiekiem sił coraz mniej, zdrowie coraz gorsze, a emerytura w wieku 67 lat. W pracy umysłowej- doświadczenie rośnie z wiekiem, wiedzy przybywa.

Pieniądze to nie wszystko,.. Dopóki jesteś starym chłopem, który chce żyć na własnym, trzeba nakarmić dziecko lub kobiety Cię ignorują "nie wiadomo czego". Piszę tutaj o tym, i wysunąłem taką konkluzję, że lepiej za młodu uczyć się cholernie trudnych rzeczy i potem pracować przy tym i zarabiać na tych hajs, jak również mieć czas po pracy, aniżeli pójść na g*wnostudia, wydawać pieniądze na alkohol lub fajki do 24 roku życia ucząc się niepotrzebnych nikomu umiejętności myśląc, że jest się elitą narodu, a następnie, po odzyskaniu dyplomu, płakać, że nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem, a tym samym dopasowywać do tego miliony różnych poglądów. Nie pisałem koniecznie o pracy umysłowej, ale bądźmy szczerzy - będąc nauczycielem, psychologiem (jeśli uda się nim w ogóle zostać przy takiej nadpodaży), księgowym itd., to także przez całe niemal życie zarabia się podobne pieniądze. Przy tych trudniejszych, przy tych pracach wymagających konkretnych umiejętności na zlecenie rośnie. 

Największe pieniądze (miliony) są oczywiście przy inwestycjach (wysokie ryzyko), wynalezieniu nowego produktu (znów - inżynieria/IT głównie), założenie biznesu (wysokie ryzyko i praca 18h/dobę).

Chciałem dodać filmiki, ale musiałem iść. Po angielsku. Generalnie polecam gościa. Świetne książki. Szkoda, że Amerykanin, bo przydałby się na forum. ;)

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Carl93m napisał:

@Messer masa ludzi męczy się z tym programowaniem. 

I tak w to brną, bo jest to łatwe i można się uczyć wieczorem przy kawie, a nie trzeba chodzić na kursy spawania.

Może i tak. Ja nie wytrzymałem z tym nawet godziny.

Znam siebie, po jakimś czasie w takiej pracy musiałbym sięgnąć po psychotropy. 

Już bardziej wolałbym nauczyć się rzadkiego języka i próbować coś z nim ugrać.

W technikum informatycznym mieliśmy paru nauczycieli - programistów. Gdy spojrzałem w ich przekrwione od monitora oczy.. to było jak pierwszy sygnał, że ta ścieżka nie jest dla mnie.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam 40 plus, i po czasie, z perspektywy doświadczeń życiowych, skłaniałbym się do tego, żeby żyć z tego co się lubi robić, co nas ciekawi czy nawet bawi, za mniejszą kasę, niż zarabiać więcej ale zajmując się czymś co nas totalnie odsysa z chęci do życia.

Praca to 8 albo i więcej godzin dziennie, Czyli 1/3 dnia. Warto przepierdolić np 30 lat w takim bagnie po to tylko zeby jako 60 latek stanąć w rozkroku i popatrzyć na swoje włości...najczęsciej mieszkanie w bloku, jakies auto, może trochę kasy na koncie, kilka razy wczasy za granicą. 

Co kto lubi. 

  • Like 7
  • Dzięki 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, Marek Kotoński napisał:

Za żadne pieniądze nie chciałbym takiego życia.

Ja też nie i dlatego nie mogę się zgodzić z autorem posta nawet, jeśli okazałoby się, że ma rację... Po prostu mentalnie świadomość, że muszę całe życie robić to co jest dla mnie chujowe to dla mnie taki cios, że straciłbym całkowicie motywację do działania.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony 90% zawodów szacunkowo, nie da się lubić. No sory, ale trzeba być chyba chorym psychicznie, aby lubić wypiekać chleb o 2 w nocy w Boże Narodzenie, albo lać fundamenty gdy za oknem 2 st. i kropi deszcz...

 

Zawodów, które można lubić jest znacząca mniejszość.

Można lubić fotografować, albo kręcić filmy, albo komponować muzykę. 

 

Praca to praca i tyle. Ważne, żeby była znośna, bo jak komuś ciarki przechodzą po plecach, że zaraz ma wstać do roboty, no to nie tędy droga. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, Messer napisał:

Wereszczagin wysnuł taki wniosek, że człowiek który wie, że robi coś bezsensownego traci całą energię i nadzieję na poprawę żywotu. Ci więźniowie w porównaniu z inną grupą "kontrolną" po prostu szybko umierali, inne grupa/grupy żyły dłużej. Znacznie.

 

Po wybraniu swoich rzeczy, w których chcę pracować czuję ten spokój, luz i polot, że wiem co mam robić i jak mam to robić.

Znikł strach, pojawiła się spokojna pewność, poparta wieloma pomysłami jak mam działać, żeby coś osiągnąć. I idę w tym kierunku, wiem czego potrzebują ludzie i wiem jak to zapewnić na swoim bezrobociu. 

Na swoim przykładzie mogę ową zasadę potwierdzić. Byle do końca życia, a później spokój.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drodzy Panowie,
pragnę was uświadomić, że w waszym życiu możecie studiować kilka kierunków na raz bądź kolejny po ukończeniu już jednego, a to, że większość osób porzuca wiedzę już po magistrze to jego sprawa. Nie zgadzam się z autorem tego postu, jak wcześniej moi przedmówcy wspomnieli, studiowanie kierunków, które definitywnie nie są dla ciebie nie ma absolutnego sensu... Na pierwszy kierunek w mojej opinii najlepiej wybrać kierunek przyszłościowy, natomiast nie taki, który jest sprzeczny z nami. Jeśli od zawsze ciekawiła nas psychologia, to nie idźmy w pierwszym przepływie emocji na nią, pójdźmy np. na marketing, który jest ściśle związany z psychologią a na nią samą pójdźmy po ukończeniu marketingu. Musicie mieć świadomość, co mogą wam dać te studia, bo moi drodzy edukacji wcale nie kończy się w wieku 25 lat :).

Nie mylcie szkoły ze studiami, gdyż studia to inaczej zamiłowanie do nauki. :)

Ps. Nawet z "gównokierunków" można dużo wyciągnąć,

natomiast jeśli większość osób nie jest w stanie wyciągnąć nic, to już niech mają pretensje do siebie.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, ciekawyswiata napisał:

Po części się z Tobą zgodzę, natomiast wydaje mi się, że z tej puli kierunków akurat psychologia daje możliwości, jeśli człowiek się tematem interesuje. Konkurencja chyba jest duża, ale ten kierunek umożliwia raczej znalezienie pracy, w której się godziwie zarabia. Psychologowie pracują w szkołach, w szpitalach, są prywatne gabinety.  Inaczej z filozofią czy dziennikarstwem, bo tu nie trzeba nawet ukończenia studiów do zostania dziennikarzem czy filozofem( człowiekiem rozmyślającym).

 

Tak samo są milionerzy bez ukończonych studiów, ale to nie oznacza, że nie kończąc studiów też się staniesz milionerem. Szansa na to, że chłopak po zawodówce w wieku 25 lat z budowlanki będzie zarabiał więcej jest duża. Tylko to jest perspektywa bardzo krótkowzroczna. W wieku 25 lat to mało kto zarabia pieniądze po studiach, niezależnie od kierunku. Może wyjątkiem są informatycy(chociaż też nie wiem). Przyszli lekarze, prawnicy, architekci po studiach dostają grosze i dalej się uczą kilkanaście lat. 

 

Oprócz tego pieniądze to nie wszystko. Wiem, brzmi naiwnie. W każdej pracy się naharujesz, w jednej mniej, w drugiej bardziej, ale chyba i tak lepsze jest robienie znośnych rzeczy za mniejsze pieniądze niż pracowanie z ludźmi, których nie lubisz, w pracy, w której się źle czujesz albo w pracy przy ekstremalnie  szkodliwych warunkach dla zdrowia, nawet jeśli jest dobrze płatna( wdychanie jakichś farb, itd). Praca fizyczna czy umysłowa? Każda jest ciężka, ale przy fizycznej robocie 10 godzin dziennie(jeszcze w jakichś szkodliwych warunkach) wszystko jest ok, jak masz 20-30 lat, z wiekiem sił coraz mniej, zdrowie coraz gorsze, a emerytura w wieku 67 lat. W pracy umysłowej- doświadczenie rośnie z wiekiem, wiedzy przybywa.

Dobry męski psycholog zawsze będzie potrzebny, bo pan Marek wiecznie żyć nie będzie 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawnik, architekt, lekarz, inżynier bez studiów nie zrobi kariery, więc MUSI je mieć ukończone. Tego się nie przeskoczy. Reszty zawodów można się w miarę szybko nauczyć, czy to po kursie lub samemu. Najważniejsze to DOBRZE wykonywać swoją pracę. Zgadzam się, że przejebane robić coś czego się nie lubi, ale mimo wszystko większość z nas zajmuje się tym co nam najbardziej odpowiada. 

 

Co do polskiego rynku to problemem jest marne podejście do pracownika i brak ludzi, którzy potrafią się cenić. Co z tego, że przyjdzie fachowiec z pomysłami i dobrą prezencją, jak firma i tak zatrudni gościa o zbliżonych kompetencjach, a za mniejszą kasę. Słyszałem, że Ukraińcy się bardziej cenią od Polaków, co jest bardzo fajną i ważną cechą. Brakuje tego naszym rodakom. Trzeba mieć postawę, że jak nie ten pracodawca, to inny. Trochę jak z kobietami podchodzić. Większość pracowników jest stłamszona.

Edytowane przez doler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie praca powinna męczyć, denerwować, wzbudzać pokaźny ładunek negacji. Paradoksalnie się wówczas mobilizuje i wtedy sprawy posuwają się naprzód. W jakiejś mierzę nienawiść do tyrana-pracodawcy i jego przydupasów wzbudza we mnie radość.  Po odejściu z danej firmy nie utrzymuję z nikim stamtąd kontaktu, ani nie zachowuję pozytywnych wspomnień, nawet jeśli taki by wystąpiły.

Gdyby codzienna wielogodzinna aktywność sprawiała przyjemność to przecież nie byłaby pracą, tylko opłacanym wolnym, czasem.

Podsumowując, wypracowany przez lata quasi-masochizm jest po prostu warstwą ochraniającą mnie przed tym wszystkim negatywnym, co zaznacza autor wątku jak i bracia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba pamiętać o jednym. Kobieta sobie może tak mówić - kobieta dostanie kaskę z 500 plus, dostanie alimenty, może nawet na siebie, kobietka urobi jakiegoś samca który będzie na nią zapierdalał. Krótko mówiąc - kobieta może sobie iść na humanistyczne studia, dla niej to zwykle nie jest jakiś większy problem czy konsekwencje w przyszłości. Panie niestety jak nikt inny potrafią unikać konsekwencji swoich głupich decyzji i zachowań - potrafią się tak bujać całe życie.

 

Zupełnie inaczej się sprawa ma z mężczyzną. Mężczyzna powinien mieć konkretny fach w ręku, albo być np. bez fachu, ale biznesmenem, naturalnym wizjonerem. Mężczyzna nie może sobie pozwolić na takie pierdo lamento bujanie się na humanach, bo zwykle dobrze się to dla niego nie kończy.

Jak już studiować, to coś konkretnego.

Kobiet nie ma się co słuchać w tej kwestii - baba może gadać i robić głupoty, a i tak rzadko poniesie konsekwencje - facet nie może, dlatego warto słuchać się doświadczonych mężczyzn, broń Cię Panie Boże nie kobiet.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.