Skocz do zawartości

"Wybierz studia, które lubisz, a nie po których jest praca"


Strusprawa1

Rekomendowane odpowiedzi

21 godzin temu, Carl93m napisał:

Z drugiej strony 90% zawodów szacunkowo, nie da się lubić. No sory, ale trzeba być chyba chorym psychicznie, aby lubić wypiekać chleb o 2 w nocy w Boże Narodzenie, albo lać fundamenty gdy za oknem 2 st. i kropi deszcz...

Sam pracuję "pod chmurką" i lubię to robić. Czasami pogoda faktycznie da w tyłek. Ale nie wyobrażam siebie pracującego za biurkiem. Raz spróbowałem i wytrzymałem dwa dni. Po czym wróciłem do poprzedniego zajęcia. Tak że co kto lubi:).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Carl93m napisał:

@Baca1980 ja jak rano wychodzę z domu to mi się nie dobrze robi... Cały się trzęsę z zimna, ziewam ciągle itd. :D 

I aby najszybciej do biura. 

Mam to samo. Poranna depresja to u mnie codzienność. Zwłaszcza, jeśli robi sie coś za czym się nie przepada za bardzo. Teraz się jeszcze zacznie skrobanie auta.

Edytowane przez rejdi
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studiowałem informatykę. Lubiłem to. Trochę za dużo matmy, ale da się przeżyć. Nigdy nie powiem, że przez to cierpiałem i nie jest tak, że "ZAWSZE" studiuje się to, co jest nie przyjemne jak piszesz w swoim poście. O wiele bardziej bym cierpiał idąc na kierunek humanistyczny :) Zależy od tego, jakie kto ma predyspozycje i tyle :) Nawet, jak studiujesz to przysłowiowe "zarządzanie" a masz do tego zapał, to się na rynku pracy odnajdziesz. Niestety, nie będziesz dyrektorem zaraz po studiach, ale taki leader albo manager projektu zarabia dość dobrze :) Nie ważne, czy jest to projekt informatyczny, finansowy, budowlany czy HR-owy. Zastanów się nad tym, jak robić kasę z tego, z czego czujesz się dobrze i co Ci sprawia przyjemność. A studia? dzisiaj ma je każdy. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Heh. Każdy ma jakieś inne doświadczenia. Ja mam mgr z Instalacji Sanit. i niby jakieś perspektywy są, ale nienawidzę projektować, nie lubię budowy, jebie mnie to.

Trochę poszukać w życiu myślę, przynajmniej znaleźć miejsce dogodne do rozwoju, bo jak się człowiek będzie męczył i nie lubił swojej pracy to może zbraknąć sił na skupieniu się na sobie i poważnym szukaniu szczęścia życiowego.

Pracuje się przy okazji, bo tak trzeba, ale sądzę że lipa z siebie robić gdzieś niewolnika. Ważne żeby praca chociaż nie przeszkadzała, a tak jak wspomnieliście wcześniej - ekipa była w porządku. Pozdrawiam. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 18.11.2018 o 18:08, Marek Kotoński napisał:

Dla mnie wizja robienie tego czego się naprawdę nie lubi przez całe życie, jest straszna. Za żadne pieniądze nie chciałbym takiego życia.

Wiedziałem, że To napiszesz? Ale fakt, faktem że robienie przez całe życie czegoś czego się na prawdę bardzo nie lubi nie ma kompletnie sensu. Jest świetną drogą do frustracji i depresji.

Dnia 18.11.2018 o 17:54, ciekawyswiata napisał:

akurat psychologia daje możliwości, jeśli człowiek się tematem interesuje. Konkurencja chyba jest duża, ale ten kierunek umożliwia raczej znalezienie pracy, w której się godziwie zarabia. Psychologowie pracują w szkołach, w szpitalach, są prywatne gabinety.

Zgadzam się. Z moich spostrzeżeń wynika, że jest ogromny deficyt skutecznych psychologów.

 

Myślę, że problem wynikający z wyboru zawodu wynika też z oczekiwań dotyczących przyszłości i tego z jakiego pułapu ruszasz. Temat jest ogromny i zależy od wielu czynników. Mężczyzna czy kobieta? W jakim wieku? Jaki ma start? Jakie ma zdolności? Co oferuje rynek pracy? Czy jestem kreatywny czy odtwórczy? Można dobrze żyć będąc psychologiem. Ale nie na etacie i nie w wieku 25 lat.

 

Dodatkowo, co z tego że chłopak po zawodówce, w wieku 25 lat fajnie zarobi, kiedy branża np. budowlana jest taka, że pracujesz przez 12 godzin dziennie (w tyg. nie masz życia prywatnego), masa ludzi dostaje kaskę prosto do ręki, a na umowie jest minimalna. Jak przyjdzie wypadek w pracy (co w branży budowlanej jest prawdopodobne) to L4 masz słabiutkie, a z domu chłopaki po zawodówce dodatkowo zarobić nie potrafią. Oczywiście, jeżeli chłopak jest ogarnięty to i sobie już coś sam odłoży i porobi kursy na maszyny (tak żeby po 40 roku życia pracować wygodniej), a nawet złapie fach w innej branży. Ale pomimo tego, że mam masę kumpli, którzy tak pracowali to żaden nie był świadomy, że tutaj trzeba myśleć o zabezpieczeniu się na przyszłość.

 

Zamiast takich kanałów jak ten, o którym wspomniał @Strusprawa1 wolałbym porządne doradztwo zawodowe z badaniem predyspozycji i upodobań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 18.11.2018 o 16:59, Strusprawa1 napisał:

W Polsce oczywiście studia są darmowe - niestety - przez co na studia idzie się nawet wtedy, gdy naprawdę nie trzeba na kierunki, na których nie ma popytu na rynku pracy.

Jedno zdanie, dwa błędy.

 

Po pierwsze - nie ma DARMOWYCH studiów.

Już tłumaczę:
NAWET jeśli studiujesz na tzw "państwowej" uczelni i nie musisz opłacać czesnego, to ponosisz (duże) koszta.

Ponosisz koszta "wokół" studiowania - podręczniki, pomoce naukowe, dojazd na uczelnię itp

A przede wszystkim - musisz się utrzymać - dach nad głową, miska, nowy ajfon, ciuchy od Armaniego, browar w weekendy, kondony etc

To koszta idące w dziesiątki kPLN rocznie. A tych lat jest teoretycznie z 5.

Jeśli w ogóle zarabiasz, to raczej nie jest to milion monet, tylko praca pozwalająca Ci godzić studiowanie z zarabianiem.

Kosztem jest wiec też UTRACONY ZAROBEK.

 

Mówienie o "darmowych" studiach jest wiec... nieuprawnione ? (żeby nie nazwać "bzdurne i niezgodne z prawdą").

 

Po drugie - traktowanie studiów jako "szkoły zawodowej" to bardzo (!!) poważny błąd!

Poza bardzo (!) nielicznymi kierunkami, studia nie dają ZAWODU. Nawet studiując medycynę nie kończysz z zawodem (chyba, że miłosnym), tylko masz...  No w sumie to gówno masz i możesz co najwyżej pety z popielniczek przed szpitalem wytrząsać. Bo po studiach musisz ogarnąć praktyki i LEP. I dopiero wtedy masz magiczny numerek i pieczątkę, z którą możesz praktykować medycynę.

Co nie przeszkadza rzeszy ludzi po medycynie pracować w zawodach "okołomedycznych", bez prawa wykonywania zawodu lekarza.

 

Idąc dalej - skończenie psychologii nie oznacza, że z automatu będziesz praktykować psychologię kliniczną. Często "królowa loszkostudiów*" jest podstawową przepustką do pracy w najbardziej spierdolonych (i wprost proporcjonalnie przepłacanych) spośród wszelkich działów każdej korpo - HR.

 

Dnia 18.11.2018 o 18:08, Marek Kotoński napisał:

Dla mnie wizja robienie tego czego się naprawdę nie lubi przez całe życie, jest straszna. Za żadne pieniądze nie chciałbym takiego życia. 

Tak i nie. Co do meritum - zgoda.

Tylko że... Z przodu honor, z tyłu goła dupa...

Wiesz - z czegoś trzeba żyć i nie zawsze jest to zgodne z własnymi oczekiwaniami/marzeniami.
Przyziemny realizm.

 

Obstawiam, że znaczna część (jak nie większość) ludzi pracuje niekoniecznie zgodnie ze swoimi... ambicjami? Aspiracjami (niekoniecznie finansowymi)?

Dnia 18.11.2018 o 19:28, CocaineIsMyWife napisał:

Nie mylcie szkoły ze studiami, gdyż studia to inaczej zamiłowanie do nauki. :)

Ooo, to, to, to.

 

Dnia 18.11.2018 o 21:34, Strusprawa1 napisał:

Problem jest jeden - nigdzie nie potrzebują nauczycieli, bo szkoły są likwidowane, gdyż dzieci jest coraz mniej i tym samym nie ma pracy w tym zawodzie.

No się nie zgodzę.

Mój potomek miał przez połowę ubiegłego roku szkolnego "łatane" zastępstwami 2 przedmioty. W sensie co lekcja to z innym nauczycielem.

Powód? Brak możliwości zatrudnienia nauczyciela. W sensie, że brak chętnych do pracy. Wakaty dla nauczycieli w dużych miastach "leżą na ulicy", a dyrektorzy szkół robią cuda na kiju, żeby połatać plany lekcji.

Inna rzecz, to wysokość wynagrodzeń nauczycieli (co tłumaczy braki kadrowe). Jeśli pierdząc w stołek na kasie w Biedrze wyjmujesz odczuwalnie więcej...

Istny Dzień Świra...

 

Dnia 18.11.2018 o 22:13, ciekawyswiata napisał:

Po czwarte- jakie są perspektywy? Załóżmy, że człowiek pracuje gdzieś fizycznie. Ile mu podniosą 1 zł na godzinę? Często się słyszy, że po 40 jest duży ubytek sił. I teraz przyjdzie do pracy 20-25 letni chłopak, a ten 40 latek sobie uświadomi, że 27 lat pracy przed nim, a sił coraz mniej.  

Tu jest trafne spostrzeżenie, które bardzo mocno podsumowuje niesłuszność założenia "studia to szkoła zawodowa" i ogólnie zakładania "znajdź DOBRY zawód i będzie wspaniale".

Na rynku pracy jesteśmy... 40+ lat.

To BARDZO (!) dużo czasu.

Przejdziemy przez wiele cykli koniunkturalnych i zmian. Choćby cywilizacyjnych.

Może się okazać, że dzisiejszy wyuczony i dobrze płatny zawód... zaniknie.

To samo z przepłacanymi zawodami. Dziś jest run na informatyków-programistów. Obojętnie jaki, byleby cokolwiek jarzył na temat i już kolejka pracodawców się ustawia.

I wiecie co? I to się (wkrótce) skończy. Rynek się nasyci, a wówczas płace polecą na ryj. To, co było kiedyś ze "sprzętowcami". Dziś IT-infrastructure to raczej doły tego światka. Smoluchy od kabli i zakurzonych bebechów.

Podobnie jest i będzie w innych branżach. Popatrzmy w przeszłość. Kiedyś szewc, jak w miarę ogarniał, to miał jak pączek w maśle. Dziś? Znajdź pan szewca!

Zostały tylko NISZOWE zakłady - szycie obuwia na miarę za miliony monet. A i to nie gwarantuje, że się nisza nie spłyci, bo np gospodarka jebnie i snoby pójdą do CCC/Deichmanna...

 

Praca to też darwinizm - przetrwają ci, którzy się PRZYSTOSUJĄ. I można stękać, że to niesprawiedliwe, tylko że... Życie jest niesprawiedliwe. Z gruntu.

A stękanie nie jest rzeczonym przystosowaniem...

 

15 godzin temu, Miner napisał:

Zamiast takich kanałów jak ten, o którym wspomniał @Strusprawa1 wolałbym porządne doradztwo zawodowe z badaniem predyspozycji i upodobań. 

Żeby to było takie proste...

Tutaj słowo-klucz to PORZĄDNE...
Jakoś nie wierzę w psychologiczne mambo-jambo i wróżenie z testów...

 

(Nie)stety - w życiu trzeba mieć troszkę nosa i troszkę farta. Wtedy jest lżej. Albo iść utartą ścieżką pospolitego zawodu i w pakiecie średnich zarobków i średniej satysfakcji z życia.

Ogólnie - przesrane, co by nie mówić...

 

* od psycholożka/socjolożka/kosmetolożka - jeżeli wyczerpuję założenia "forumowego rejestru słów zakazanych" to proszę o info, niezwłocznie wyedytuję!

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 hours ago, Stary_Niedzwiedz said:

Po pierwsze - nie ma DARMOWYCH studiów.

Już tłumaczę:
NAWET jeśli studiujesz na tzw "państwowej" uczelni i nie musisz opłacać czesnego, to ponosisz (duże) koszta.

Ponosisz koszta "wokół" studiowania - podręczniki, pomoce naukowe, dojazd na uczelnię itp

A przede wszystkim - musisz się utrzymać - dach nad głową, miska, nowy ajfon, ciuchy od Armaniego, browar w weekendy, kondony etc

....

Ja to dobrze wiem - w końcu uchodzę na forum za liberała za co mi się dostaje. Problem w tym, że większość ludzi właśnie tego nie widzi i idzie na studia "z pasji" lub "bo po prostu tak wypada", po czym robią coś, co w ogóle nie jest związane z ich nauczaniem. Gdyby, jak w Ameryce, mieli kredyt na to, to osobiście odczuliby koszty tego przedsięwzięcia, a w takim wypadku nie odczuli nic. Państwo traci ogromne sumy pieniędzy, które mogłyby być spożytkowane w dużo lepszy sposób. 

Jest to także często zwyczajnie stracony czas, bo na studiach często uczą tzw. zapchajdziur - przedmioty nijak związane z celem nauczania danego kierunku.

 

8 hours ago, Stary_Niedzwiedz said:

Po drugie - traktowanie studiów jako "szkoły zawodowej" to bardzo (!!) poważny błąd!

Racja.

 

8 hours ago, Stary_Niedzwiedz said:

No się nie zgodzę.

Mój potomek miał przez połowę ubiegłego roku szkolnego "łatane" zastępstwami 2 przedmioty. W sensie co lekcja to z innym nauczycielem.

Powód? Brak możliwości zatrudnienia nauczyciela. W sensie, że brak chętnych do pracy. Wakaty dla nauczycieli w dużych miastach "leżą na ulicy", a dyrektorzy szkół robią cuda na kiju, żeby połatać plany lekcji.

Inna rzecz, to wysokość wynagrodzeń nauczycieli (co tłumaczy braki kadrowe). Jeśli pierdząc w stołek na kasie w Biedrze wyjmujesz odczuwalnie więcej...

Istny Dzień Świra...

A u mnie odwrotnie - siostra mojej lubej miała problem z dostaniem pracy nauczycielki j. polskiego. Chodziło do naprawdę wielu szkół i nic. 

Więc zależy od jakich przedmiotach mówimy. Może z matmy, biologii, chemii itd. brakuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholernie szeroki temat.

Trochę się chyba nawet tu albo w podobnym wątku wypowiadałem.

Studia uczą uczyć się.

Później, jeśli nadejdzie konieczność zmiany zawodu, ktoś po studiach złapie nowy zawód 5 razy szybciej niż jego współpracownik bez studiów.

 

Praca przy biurku versus w ruchu, na dworze...

Człowiek szybko przyzwyczaja się do wygody a ta go rozmiękcza.

Sam pracuję przy biurku ale mam w życiorysie różne wątki.

Szczęśliwy byłem gdy w deszczu ścinaliśmy z sąsiadem drzewa na jego działce.

Zdarzyło mi się naprawiać samochody na dworze w temperaturze zero stopni i to nie była chwilówka.

Stal hartuje się w ogniu. Tak samo charakter.

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Strusprawa1 napisał:

Problem w tym, że większość ludzi właśnie tego nie widzi i idzie na studia "z pasji" lub "bo po prostu tak wypada", po czym robią coś, co w ogóle nie jest związane z ich nauczaniem.

No znowu - "zależy".

Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu ludzi studia to takie "przedłużenie młodości".

Zdaję sobie też sprawę, że studia nie są szkołą zawodową. One dają... Hmmm... POWINNY dawać pewne "przygotowanie myślowe".

OCZYWIŚCIE - pomijam tu fakty sporej dewaluacji dyplomu "mgr". Uważam, że obecnie jest on poniżej wartości przedwojennej matury. Nastąpiło "przesunięcie o oczko w dół" w drabince edukacyjnej. Dziś chcąc być "uczciwym magistrem" trzeba mieć doktorat.

 

Inna sprawa to presja społeczna na "wyższe". "Bo w życiu lżej". No i tak i nie,. Liczba stanowisk CEO/CIO/CFO i innych Chief-officerów jest limitowana i niewielka. Więc to stołki dostępne dla naprawdę nielicznych (i często nie kompetencje zawodowe decydują o ich obsadzeniu).

Coś jak z byciem muzykiem/aktorem/sportowcem/etc.

Brzdąkać na gitarze może wielu. Pierdolnąć solo jak Slash w Sweet Child O'mine to... No właśnie. Slash jest jeden. Pretendentów miliony.

 

Czysta statystyka...

 

To, że dziś ludzie z mgr napierdalają za przysłowiową ladą w maku to nie problem rynku pracy, tylko rynku EDUKACJI.

Skoro (prawie) nie ma ludzi z wykształceniem średnim, tych z podstawowym to już w ogóle ciężko znaleźć, to skąd wybierać? Ano z magistrów...

I czy to wina pracodawców, że zatrudniają mgr-ów na kasie? No właśnie...

 

Sytuacja jest trochę patowa.

 

Aż chce się (znów) zacytować Adasia Miauczyńskiego: "Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"..

Bo tak naprawdę - dość istotne w życiu decyzje podejmujemy w gruncie rzeczy nie wiedząc, CZEGO chcemy. I przy tym będąc pełnymi wzniosłych ideałów.

 

Dziś wiele rzeczy w swojej przeszłości zrobiłbym inaczej. ALE też - zdaję sobie sprawę, że większość tych "brzemiennych dziś w skutkach" decyzji była naonczas... Najlepszą decyzją na tamtejszy stan wiedzy (i doświadczenia). Więc pretensji za bardzo nie mogę mieć...

Tutaj w sumie najlepszym rozwiązaniem byłoby mieć... mentora. Kogoś, kto pomoże i pokieruje Twoim życiem. Tylko czy wtedy to będzie Twoje życie? I skąd wziąć osobę godną miana owego'ż mentora?

 

Wiele pytań, mało odpowiedzi...

 

Stąd też nie da się odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie postawione w temacie.

Bo to ZALEŻY.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.