Skocz do zawartości

Zdrada sprzed lat i parcie na rozstanie


Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 miesiące temu...

Cześć!

Piszę do was znowu, by podzielić się obserwacjami siebie samego skonfrontowanymi z wiedzą z forum. Forum pomogło mi rozwiać moje wątpliwości odnośnie dziewczyny (w ogóle dziewczyn). Na dzień dzisiejszy z pełnym przekonaniem piszę to: jestem wdzięczny wszystkiemu, włącznie z wami, że zostawiłem ten pojebany związek. Dodatkowo muszę nadmienić, że wszystko co czytam na forum utwierdza mnie w przekonaniu, że to jaki bylem kiedyś w stosunku do dziewczyn sie sprawdzało i bylo poprawne. Zawsze czułem, ze nie moge sobie dac wejsc na głowę. Laski były tylko dodatkiem do życia. Nawet zwiazku nie chcialem, ale polecialem na fajną laskę, z mega osiągnięciami edukacyjnymi, z rodzicami na poziomie itd. Nie żałuję i wyciągam wnioski. Widzę, że powoli odzyskuję to co w mosznie ma być.

 

Co prawda od zerwania kontaktu całkowitego mija dopiero 5 miesiąc, ale już widzę że wszystko co dobre to dopiero przede mna. Czasem mi sie zdarza popłakać, jak mnie dopadnie tęsknota za fajnymi chwilami (było ich wpizdu), bo jak wejde w te uczucia i dam sie ponieść, to potem już ich nie ma. Pod tym wzgledem czuję, że jest ok. Do tego odnowilem kontakt z moim druhem. Co prawda zerwalem go przez to, ze olał mnie dla laski, ale trudno - nie kazdy ma pojęcie.

 

Jeśli ktoś czytał moj temat to pamięta, że samica odpalila co w niej siedzi kilka dni przed moją obroną magisterki. Wtedy juz mieszkalem spowrotem w domu (wcześniej akademik) i ogarnialem prace dyplomową. Nuda na wsi, znajomych już tu nie mam. Dalej to wiadomo, obroniłem się, dwa miechy odzyskiwania samicy. Odzyskałem, w święta mnie skręcało w nerwicy i depresji, napisałem temat i w końcu zerwałem. Potem jeszcze była szarpanina, chciałem wracać ale samica ukróciła wszystko i dała kopa w dupę w maju. Podświadomie pragnąłem tego, żeby to ona zerwala, bo ja bym z tym obciazeniem nie wytrzymal. Bylo to straszne zderzenie ze ścianą. Dotarło do mnie, że coś co wydawało się kiedyś nie do przyjęcia (zerwanie z nią całkowicie) ma właśnie miejsce. Długo to do mnie dotrzeć nie mogło, ale dotarło. 

 

 

Do pracy poszedłem od 22 stycznia. Między innymi dlatego, że czułem presję ze strony ojca, że siedzę w domu i walę w chuja. Nie waliłem, miałem skrajną nerwicę...

 

No i właśnie. Tutaj mam gwozdzia.

Chodzę na terapię już jakieś 3 lata. Pierw indywidualna, potem grupowa. 

Na tej terapii ciągle wałkuje się temat ojca. Kiedy bylem w traumie po rozstaniu, caly ten syf od ojca dopadł mnie z podwojną siłą. Do tego stopnia, że musiałem sie wyprowadzić, ale nie bylem w stanie ogarnac zycia. Depresja max. Mieszkam znowu 4 miesiace w domu. Przez te terapię czuję taką nienawiść do ojca, że czasami się ze mnie wylewa.

Chciałbym wam przedstawić rodziców, moze mi coś doradzicie.

 

Zacznę od matki. Matka jest zaradna, ogarnięta, dużo wie, dużo kuma, poczucie humoru na poziomie, pracuje w biurze. Mogę z nią rozmawiać na większość tematow. Jest bardzo zapobiegawcza, sporą część jej myślenia zajmują myśli lękowe bo slucha wiadomosci, slucha pierdolenia wiejskiego itp. Itd. Uwazaj, bo to, nie idz tam bo tamto. Niby do każdego uśmiechnięta, nic nikomu nie powie źle, ale wsrodku się to kisi. Całe życie przelewała to na mnie, najstarszy syn, w miarę kumaty. O wszystkich rozterkach mi opowiadała, a ja sie tym przejmowalem. Najgorszy jej błąd to wciagnię ie mnie w bagno w postaci mój chłop pije, ja go nie zostawię, ale będę to wylewać swojemu dziecku. Zaszczepila to we mnie. Te nienawiść do ojca który pije.

 

Tata.

Emerytowany kierownik na kopalnii. Nie potrafi rozmawiać, widać że cos dusi w sobie, popija. Zawsze chciałem żeby był ze mnie dumny. Może jest, ale nigdy mi tego nie pokazał, nie powiedział. Potrafi tylko wymagać, egzekwować, caly czas coś ode mnie chce. Ostatnio mi powiedzial po pijaku, że mu nigdy w życiu nie pomoglem w niczym. Tutaj nie rozwine tematu, napisze jedynie tyle, ze dzisiaj mu powiem, że jak nie cofnie tych slów to na zawsze straci syna. Bo tym przekreslił całe moje zapierdalanie na to, żeby mnie w końu docenil. Być może, dzięki temu że we wszystkim chciałem mu imponować znam się na bardzo obszernej ilosci tematów.

 

Tata ma bardzo toksyczny żart, bo niby sie nabija, ale czuc że sporo w tym prawdy. W dzieciństwie przekraczał wszelkie moje bariery. Czy to wpierdol dostalem za złe odnoszenie sie, czy to sie obrażał i nie rozmawiał, a ty dziecko myśl co zes powiedzialo nie tak. Wydaje mi się, że przez to nie imiem swobodnie pożartować z ludzmi trochę starszymi ode mnie. Ogólnie na ojca reagowalem myślą "boże co zaś chce, co źle zrobilem, czego nie wie" i tak mam do dzisiaj. To nie jest towarzyski facet, glownie zalewa pytaniami. Nie czuje komfortu w rozmowie z nim, wszystko co mowi biore śmiertelnie poważnie. Do tego czuje wściekłość gdy popija. Miałem na to wszystko wywalone, ale na terapii mi powiedzieli że to jest zlość, a nie obojetnosc, wiec wszedlem w to i mnie to totalnie zmiażdżyło. Szukam ostatnio pozytywów w jego osobie.

Zarabiać zarabia zawsze, dom wybudowany, fury ma, kobita go nie zostawi (pewne jak w banku - Matka mi osobiście mowiła kilka razy, że go nie zostawi bo za swoje nie wyżyje, a szkoda jej domu. Za takie gadanie wsadziłem ją do wora ze wszystkimi innymi babami. Zabroniłem jej zaczynać jakiekolwiek rozmowy zemną odnośnie jej relacji z ojcem.)

 

Tata bywa zabawny. Kiedyś mi imponował, ufalem mu, był moim wzorem. Potem nie wiem.. zobaczyłem ojca mojej bylej i wolałem być jak on. Pocieszny, pogada, pochwali sie co u niego itp. Tyle że u nich spodnie nosi jej matka. Jest osobą decyzyjną w tym malżeństwie jak sama mowi. Jednak powtarza też, że musi umrzeć przed mężem bo bez niego nie przeżyje. Mój tata zawsze był decyzyjny, ale wymagał za dużo szacunku, którego nie mogłem mu dać bo mnie odpychał swoim charakterem często. Teraz przez to co sie uruchomilo mam trudnosci przez niego. Zlości mnie na każdym kroku.

To moj pierwszy problem. Czy faktycznie az tyle złego mi narobil? 

Może mi się już myli z moją dziewczyną, ktora mnie gnoiła przez lata bo bylem niewystarczajacy? Sam juz nie wiem...

 

Mam jeszcze kwestie pracy niewyjaśnioną, ale to pozniej. Bo nie wiem, czy mogę pisać tutaj czy zakładać coś nowego.

Pozdrawiam i milego wieczoru życzę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.09.2019 o 14:44, Tygryseks napisał:

No nic, skończyło sie zainteresowanie tematem. Lasia usunięta. Trochę kwestii chciałbym z grupą jeszcze obgadać, ale do tego widocznie muszę założyć nowy temat.

Opisałeś relacje z rodzicami i ok, ale nie opisałeś problemu, ciężko się odnieść. Jaśniej stawiaj pytanie które Cię nurtuje, załóż wątek, określ problem. Zresztą tyle lat terapii, dlaczego nie starczy? Na co chorujesz?

Edytowane przez Jaśnie Wielmożny
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.09.2019 o 11:02, Posejdon napisał:

Idź na terapię pt. Jak nie być pizdą i umieć kogoś wdeptać w grunt. Dałeś się gnoić i każdy sobie używał. Kiedyś dałem ojcu do zrozumienia i zrozumiał, że za chwilę wyłapie. Chociaż matce się postawiłeś i nie musisz słuchać jej pierdololo.

Mógłbym i umiem ojca zrównać z ziemią ale po co? Mieszkam z nimi, nie znoszę kiedy jest cisza, nie odzywamy sie itp. Wolę sprawy wyjaśniac od razu. Nie jestem typem człowieka, który sie naśmiewa, który gnoi, który się mści. Kiedy ktoś mnie atakuje, widzę w drugim człowieku traumę. I dobrze mi z tym. Stawiać się też nie mam w zwyczaju. Jak mi ktoś mocno fiknie to ma przejebane owszem, ale raczej w taki sposób, że udowodnie mu, że jest idiotą. Moj tata jak sie odpali, a ja go zleje lub coś to przeważnie chce mnie z domu wypierdolić. Nie chce ojcu wjezdzac bo sie obraza jak mala pizdeczka i potem msci albo nie gada. Dwa dni temu postawilem jasno sprawe. Powiedziałem mu, że jego słowa traktuje śmiertelnie poważnie, jeśli jeszcze raz każe mi sie wynosić to sie pozbieram i już mnie na oczy nie zobaczy. Straci syna. Wytlumaczylem mu, jak prostemu człowiekowi, że ja tez jestem facetem. Jak nie chce, żeby ze mnie była pizda to musimy obaj sie szanować bo będzie iskrzeć. Chyba dotarło. Po prostu chce mieć kontakt z ojcem. 

 

21 godzin temu, Jaśnie Wielmożny napisał:

Opisałeś relacje z rodzicami i ok, ale nie opisałeś problemu, ciężko się odnieść. Jaśniej stawiaj pytanie które Cię nurtuje, załóż wątek, określ problem. Zresztą tyle lat terapii, dlaczego nie starczy? Na co chorujesz?

No i właśnie, nie choruje na nic. Na nadmierny stres chyba głównie. Poszedlem na terapię jak mnie dopadł atak lęku po trawce. Raz zajarałem na ważniaka i troche mnie strach obleciał. Dostalem się na nurt psychodynamiczny, moim zdaniem chuja warty. Tylko sie człowiek cofa, wyciąga lęki i wspomina chujowe rzeczy. Teraz przez to wlasnie bardziej iskrzy, bo mi sie przypomnialo jakim nerwusem i obrazalskim typem byl stary i jak mnie zawsze piłował. Do tego nie jest określony przebieg ani czas trwania terapii. Troche pomoglo, wyszlo z podswiadomosci, ale sprobuje nurtu behawioralno-poznawczego.

 

Odnośnie konkretnych pytań:

Chodzi mi ogolnie, czy taki stan rzeczy jest normalny i do przyjęcia wg was? Bo jestem jeszcze niestabilny troche i wolalbym chyba mieszkac poki co w domu, ale zastanawiam sie czy ta relacja mi nie szkodzi. Mieszkam u rodzicow, mam swoj epny pokoj itp. ale przez to jaką mam sieke na punkcie kasy w glowie (od malego slucham jak to nie ma pieniedzy) to mam teraz wyrzuty, ze cos sam sobie pogotuje, ze ide do wanny itp. Bo widze na sobie spojrzenia rodzicow i kurwica mnie bierze. Jak nie wiadomo  o co chodzi to chodzi o kase. Ludzie na spokojnie sobie robia w domu, a mi zawsze  kierownik na lapy patrzyl, a wiesz ile woda kosztuje, a wiesz ile tamto itd. Teraz dokladam im do rachunku i chociaz psychicznie odpoczywam, choc i tak mam wkurwa, ze cale zycie w domu tak wygladalo. Specjalnie kupowalem karnet na silke zeby sie tam myc itp. Pojebane, ale tresura dzialala. To jest normalne? No i towarzystwo ojca na dluzsza mete mnie wkurwia, jestem przeczulony przez matke i jak widze go jak sobie podpije to mnie rozkurwia od srodka

, a jako ze mam wgrany program "ojca sie szanuje" to nie umiem nim gardzic itp. Bo normalnie gardze alkoholikami, jak ktos glupio pierdoli po pijaku itp.

 

Ogolnie juz nie wracam myslami, bo wiem ze nikt nie ma rodzicow idealnych. W tym momencie, kiedy rozstalismy sie z dziewczyną potrzebowalem ich i przez to co bylo na terapii wspominane nie moglem sie do nich zblizyc. Dalej troche usmiezam to poruszenie po terapii. To tyle wlasciwie. Widzicie tu cos mocno niepokojacego? Czy da sie zyc? Wiadomo ze lepiej byc na swoim, ale jakos tak razniej w domu jeszcze.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W każdej grupie jest osoba dominująca. Jak ona sprawdza, czy jeszcze dominuje? No właśnie, gnoi "podwładnych". Chyba trzeba Ci zmian np. ogarnąć jakąś lepszą pracę i opuścić dom rodzinny. Za chwilę większość wypłaty będziesz wydawał na psychola ?, albo rozjebiesz starego siekierą. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko osoba o małym poczuciu wartości tak robi.

Ktoś kto jest typem naturalnego przywódcy nie potrzebuje się wyżywać, ludzie go słuchają tak po prostu, charyzma przemawia przez oczy i zachowanie.

A że żeby dorosnąć trzeba się wynieść z domu to inna sprawa.

Z robotą też nikt się nie żenił a i rozwody istnieją.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.