Skocz do zawartości

10 lat w związkach


Intruz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam braci od jakiegoś czasu zbieram się, żeby  opisać swoją historię. Pisarz ze mnie żaden (wolę czytać co inny piszą) więc proszę o wyrozumiałość.

Mam 28 lat i za sobą 10 lat w LTR. Ten czas to głównie dwa długie związki, które postaram się opisać niżej. Jako że tu jestem to widać, że coś poszło w nich nie tak. Od 21 roku życia wyjeżdżam do pracy za granicę. W trakcie studiów na wakacje dorobić i tak mi zostało, że jeżdżę do tej pory. Poza krajem przebywam średnio pół roku ale różnie to bywało przez te 10 lat a bycie w związku i czyjeś wsparcie bardzo mi w tym pomaga.

 

To  tyle o mnie teraz coś o związkach:

 

Rozdział 1

Moja pierwsza wielka miłość. Poznaliśmy się na weselu kuzyna coś zaiskrzyło kilka tańców chwila gadania , ale że byliśmy bardzo młodzi Ona 13 ja 16 lat to skończyło się na buzi w policzek na pożegnanie i tyle.  Każdy żył swoim życiem przez dwa lata do powstania Naszej klasy i zbierania tam swoich znajomych gdzie zaczęliśmy pisać ale bardzo spokojnie na początku, pierwsze jakieś spotkanie na koncercie a potem sylwester którego organizowałem ze znajomymi i od tego czasu powoli można powiedzieć, że zaczęliśmy chodzić ze sobą. Jako że Ona miała dopiero nie pełne 16 lat to nie spotykaliśmy się jeszcze tak często aż wyszło na to, że widujemy się co weekend a jak nie to jest tragedia jakich mało z mojej i z jej strony. Dziewczyna z wyglądy mój ideał 10/10, praktycznie mojego wzrostu (mam 175) przez co też miałem lekki kompleks ale też bez przesady, a ja zwykły przeciętny chłopak czasami chodzący na siłkę ale bez jakiś solidnych efektów.

 

Przechodząc do rzeczy były od samego początku to ja się o nią starałem i zabiegałem cały czas. od początku też mogłem zobaczyć, że coś jest nie tak z tekstami jak to mnie nie kocha i że jak ją zostawię to się potnie. Takie coś przez pierwszy rok miało miejsce z raz czy dwa wiec nie widziałem w tym nic strasznego poza tym, że darzy mnie takim wielkim uczuciem. Kolejny rok był jak chodziliśmy razem do jednej szkoły i było całkiem spoko, sporo fochów z jej strony ale inni koledzy ze swoimi koleżankami mieli gorzej wiec też uważałem, że nie dzieje się nic złego.

Pierwsze solidne kłamstwo jakie zobaczyłem z jej strony było jak nie udało się jej przejść z kasy do klasy. Do końca wmawiała mi, że ma możliwość poprawy jednego przedmiotu i  to zrobi na wakacjach. Potem się okazało, że to nie był tylko jeden przedmiot i kłamała mi prosto w oczy. Co ja na to? No właśnie nic wybaczyłem jak na białego rycerza przystało i udałem że nic wielkiego się nie stało chociaż miałem z tym problem w tamtym czasie.

 

Kolejny rok to moje studia w mieście oddalonym o 100km a co za tym idzie kontakty strasznie utrudnione ale i tak starałem się zjeżdżać co tydzień chociaż średnio mnie było na to stać. Też pojawiło się więcej fochów pretensji itp. ale sielanka i tak trwała nadal. Po pół roku stwierdziłem, że dal mojej niewiasty i też z braku kasy rzucę studia a od nowego pójdę na studia bliżej i będę mieszkał w domu. Jako że z kasą było słabo to w przerwie od studiów pojechałem pierwszy raz za granice na pół roku z małą przerwą. Ze strony dziewczyny były łzy w oczach i że będzie czekać i tak chyba było przy moim pierwszym wyjeździe. Gdy wróciłem wszystko spoko przez jakiś czas ale już z każdym rokiem więcej fochów i mniej szacunku do mnie i tak miną kolejny rok.

Kiedy wyjeżdżałem kolejny raz na wakacje tylko to już łez w oczach mniej i obojętność z jej strony a bardziej wyrzuty, że Ona też chce mieć wakacje (w sensie żebym ją gdzieś zabrał) tylko ja na to musiałem zarobić a Ona w życiu nie pracowała bo nie musiała(jej ojciec dobrze zarabiał). Zdarzały się już częstsze i to dość spore awantury wyzwiska, akcje typu zostawienia mnie na weselu samemu i pojechaniu do domu po uprzednim daniu mi po twarzy bo niby za mało jej uwagi poświęcałem(na szczęście nie przy ludziach). Z tego też nie wyciągnąłem wniosków.

 

Całkiem sypać zaczęło jak luba pojechała na studia do tego miasta oddalonego o 100km. I tak poszło, awantury bardzo częste, wyzywanie, obracanie kota ogonem i wieczna moja wina a jak jej mówiłem że lepiej psa traktuje to odpowiedź tylko: no tak i co z tego. Związek trwał jeszcze rok takich katuszy, gdzie kilka razy próbowała ze mną zerwać ale jak jako wspaniały i walczący biały rycerz starałem się aż mi wybaczała. Pewnego razu jak do niech pojechałem do mnie na środku mostu potrafiła spoliczkować za to, że niby się na inną gdzieś tam w oddali patrzyłem a zazdrosna była strasznie o czym nie wspomniałem wcześniej. Ja tylko potrafiłem ją złapać za ręce wydrzeć się na nią co robi i niby zrozumiała ale na tym koniec mojego stanowczego zachowania bo dalej poszliśmy jakby nigdy nic.

 

Co się okazało to robiła tak dla tego, że miała kogoś od pół roku i miała chyba nadzieję, że ja zerwę żeby to nie była jej wina. Mino wszystko potrafiła podczas seksu(ten był dość drętwy z jej strony) czy po nim mówić mi jak to mnie nie kocha i to prosto w oczy. A co najgorsze to jak już zerwała ostatni raz dalej chciałem o nią walczyć i dalej byłem zapatrzony w nią jak w obrazek. Jak się dowiedziałem, że kogoś ma  to szalałem jeszcze bardziej bo przecież jak to możliwe nie tak dawno mówiła że kocha. Jeździłem do niej z kwiatami i sam nie wiem czego chciałem. Jak teraz na to patrzę to widzę jak przykre to było. Na szczęście po 3-4 takich razach przestałem. Co nie znaczy, że moje uczucia przeszły ale tak się skończyło nasze wspólne 6 lat życia.

Ogólne moja pierwsze luba z tego co teraz czytam na forum i nie tylko mała lub nadal ma sporo cech typu border czy narcyz ale nie mi to oceniać ze 100% pewnością. Szybko potem wpadła z nowym kolesiem a potem ślub. A ja...

 

Przez pierwszy miesiąc prawie z łóżka nie wychodziłem. Na szczęście miałem i nadal mam dobrych przyjaciół i zapiłem to z nimi solidnie, tylko że po tym dół bym jeszcze większy taki nie do wytrzymania aż miałem różne myśli. Postanowiłem nie pić aż mi się nie poprawi. Zagadałem starą znajomą co kiedyś do mnie startowała i spotkałem się z nią kilka razy ale do niczego więcej niż całowanie nie doszło. Jakoś cały czas czułem, że to nie to. Wyjechałem wtedy na dłużej cały czas zdychając w środku ale też utrzymując kontakt ze znajomą. Co nie było w porządku z mojej strony ale chociaż trochę mi pomagało. Tak minęło kilka dobrych miesięcy na zdychaniu (dziwne słowo ale nie wiem jak to inaczej określić i na moje oko pasuje do tego stanu) i dziurze w środku . Zerwałem kontakt z koleżanką z która kilka razy sie spotkałem jak byłem w kraju. Chciałem zachować resztki honoru i nie mieszać dziewczynie w głowie, była na pierwszy rzut oka dobrą, spokojną  i bardzo wierzącą dziewczyną a ja chciałem z czystym sumieniem zagadać do innych a szczególnie od tej jednej i tak zaczyna się kolejna historia.

 

Rozdział 2

Uważałem, że już ze mną w miarę dobrze i chciałem spróbować coś nowego bardziej na moich zasadach. Wyciągając wnioski z mojego poprzedniego długiego związku, postanowiłem że już nie dam się tam zeszmacić i będę trzymał ramę. Miałem w znajomych na FB jedną dziewczynę, którą poznałem o ironio też na weselu jak jeszcze byłem z moją pierwszą ex. Na tym weselu nawet z nią nie gadałem ale jakoś zaproszenie ktoś wysłał już nawet nie wiem kto i tak sobie tam była. Szukając "szczęścia" pewnego razu zobaczyłem jej profil i okazało się, że nie ma już zdjęć ze swoim chłopakiem więc postanowiłem zagadać i okazało się ze pisze nam się bardzo dobrze. Byłem wtedy jeszcze za granicą ale już trochę tam siedziałem i miałem w planach powrót. Przez miesiąc takiego pisania dogadywaliśmy się świetnie, byłem w szoku że to w ogóle możliwe po tym co przeszedłem.

 

Po powrocie do kraju nie śpiąc w ogóle po trasie a byłem jedynym kierowcą, pojechałem odebrać ją z imprezy urodzinowej jakiejś koleżanki (brzmi jak desperacja ale to nie tak). Spotkaliśmy się dziewczyna spoko chociaż nie mój ideał ale ok, słyszałem o niej też same dobre rzeczy wiec to też na plus, lekko podpita ale to tak że praktycznie nie widać. Pogadaliśmy trochę na żywo bardzo miło było i powiedziała koleżanko, że wraca ze mną no to jedziemy. W trakcie jazdy ta do mnie, że zna fajne miejsce można tam stanąć i pogadamy jeszcze na spokojnie. Ja tam spoko jedziemy. Na miejscu przesiadka na tylne siedzenia i sie dzieje a ja kompletnie nieprzygotowany gum brak i w ogóle się tego nie spodziewałem bo jak to tak na pierwszej nawet nie randce. Stwierdziłem, że nie mam opcji bez. Posiedzieliśmy jeszcze dłuższą chwilę siedząc prawie na golasa i jako że już była prawie 3 czy 4 w nocy to stwierdziłem, że przyjadę juto(dzisiaj) i skończymy to co zaczęliśmy. Ku mojemu zdziwieniu tak się właśnie stało. Dziewczyna 18 lat i tak od razu do rzeczy trochę mi się czerwona lampka zapaliła ale jako że byłem po sporej przerwie to nie maiłem nic przeciwno nawet jako jeszcze biały rycerz.

 

Tak właśnie zaczął się mój drugi LTR, dziewczyna za czasem okazałą się świetna, przeciwieństwo mojej ex, starała sie zabiegała i organizowała spotkania na dobry seks. Problem w tym, że to ja byłem strasznie wycofany, tłumaczyłem sobie, że już mi wszystko przeszło po byłej a nie do końca tak było.  Pierwszy poważny sygnał był jak była wpadła (wiedziałem bo mamy wspólną rodzinę) a mnie to naprawdę dotknęło. Wiedziałem, że jeszcze jakiś żar się tli we mnie i może za szybko coś zaczynam tylko szkoda stracić taką dziewczynę. Przez to chyba nigdy nie przechodziłem przez fazę zakochania z nową dziewczyną i nie potrafiłem się zaangażować w 100%. Ona cierpliwe wszystko znosiła i starała się strasznie, ja tam jakiś zły nie byłem a wręcz przeciwnie postanowiłem, że po wcześniejszej relacji teraz będę się zachowywał inaczej. Nie byłem zazdrosny i pozwalałem na wszystko ale też dawałem z siebie mało. A dziewczyna skarb starała się, chwaliła, prawiła komplementy.

 

Ja po kilku miesiącach w kraju postanowiłem wreszcie gdzieś wyjechać bo kasy trzeba. Moja jeszcze się uczyła to nie było możliwości jechać razem. Pojechałem była straszna tęsknota z jej strony ale długo (około 3 miesięcy) nie byłem swoje zarobiłem i dalej przyjechałem na dłużej. Sielanka trwała sporo, związek idealny, zero kłótni itp. tylko ja dalej trochę wycofany(ale już mniej, powoli się angażowałem) i to Ona więcej się starała. Trwało to prawie rok aż dalej zrobiło się krucho z kasą a nawet nie to tylko miałem potrzebę żeby coś się ruszyć do przodu finansowo. Znalazłem dobrze płatną pracę i przy szczerym smutku i żalu dziewczyny pojechałem, ja się cieszyłem, że mam wsparcie i było mi dużo łatwiej wyjechać ze świadomością, że mam gdzie i do kogo wracać. Praca okazała się dobra i tak zostałem tam rok wracając do kraju jak tylko mogłem ale nie było to zbyt często. Mino to i tak ciągle miałem wsparcie z jej strony. Po tym roku ku wielu prośbach żebym już wrócił na dłużej wróciłem i pierwsze kilka miesięcy było świetnych wręcz wspaniałych.

 

Nowa dziewczyna wyleczyła nie z byłej całkowicie, mi zaczęło solidnie zależeć ale przyzwyczajenie to ma luba się stara bardziej zostało. Jako że teraz Ona miała pracę i studia to miała mało czasu ale jakoś dawaliśmy  radę, problem pojawił się gdy musiała zmienić pracę bo w starej kompletnie nie dogadywała się z szefem. Juz coś wtedy pojawiały się gadanie o ślubie,zaangarzowaniu, lekkie shit-testy co do mnie ale wtedy jeszcze nie wiedziałem nawet o co w tym chodzi i nie były one tak kujące a niewiasta do tej pory to był chodzący anioł wiec się niczym nie przejmowałem. Nową pracę załatwił jej kolega ze studiów i problem polegał na tym w tyg mieszkała w innym mieście a na weekendy możemy się widywać, ja wyznając zasadę, że nie będę jej niczego bronił oraz że też sam dużo wyjeżdżałem nie miałem zamiaru się nie zgodzić czy też z tym walczyć, jakoś damy radę pomyślałem.

 

I w tym momencie wszytko zaczęło się chrzanić, pierwsze spotkania raz na tydzień, potem na dwa i na trzy. Brak tego czegoś w jej oczach (strasznie lubię oczy zakochanej kobiety), więcej tekstów, że zachowuje się jak dzieciak bo bram w gry a kiedyś mówiła że też czasami lubi. Po jakimś czasie wszystko powoli przestało funkcjonować i spotkanie z jej inicjatywy, że to koniec. Ja tam byłem zawsze w tym związku zdystansowany trochę ale na koniec mnie ruszyło strasznie. Pisaliśmy po tym jeszcze kilka tygodni bo postanowiliśmy zostać w stosunkach koleżeńskich, Ona jeszcze miała sporą tragedię w rodzinie i ja starałem się wspierać ale już nic więcej ode mnie nie chciała. I tak się skończył mój drugi długi związek trwający ponad 3 lata.

 

Sytuacja na dziś jest taka, że dalej mało doła, szkoda mi tego związku, zastanawiam się co mogłem zrobić lepiej albo czego więcej, chociaż już minęło 3 miesiące od zerwania i miesiąc jak już nie mamy kontaktu. A dobiło mnie to, że już ma zdjęcie z nowym kolesiem z pracy na FB który jej pewnie załatwił tą pracę co by znaczyło, że już sporo się z nim zadaje nawet jak byliśmy jeszcze razem i mam takie poczucie, że historia znowu się powtarza i mimo, że to były dwie całkiem inne kobiety to potraktowały mnie tak samo.

 

Podsumowanie

 

Wniosek pozytywny jest taki, że nawet z wielkiej pierwszej miłości może Cię uwolnić kolejna :) chociaż czasami się wydaje, że to nie jest możliwe (ja tak miałem) i piszę to też po to aby młodsi albo mniej doświadczeni zobaczyli i uwierzyli że pierwsza miłość to nie koniec świata (ostatnio było kilka takich tematów)

Wiosek negatywny to, że jak myślisz, że dostałeś po du.. już dość mocno od baby i kolejna już Cię nie zrani to się mylisz, i nawet starając się nie angażować za mocno po dłuższym czasie to nie wyjdzie( przynajmniej tak było w moim przypadku)

 

Piszę to wszystko trochę w ramach terapii dlatego wyszło dość długie, chcę pewne rzeczy wyrzucić z siebie a trochę jak widać się tego nazbierało.

Piszę to też dal nowych samców i tych w podobnej sytuacji może do czegoś się moja historia przyda.

Czekam na wasze opinie, rady i oceny.

 

Pozdrawaim

Intruz

 

Jak można to proszę przenieść ten temat do "Swieżakowni" nie wiem jak to się stało, się tu znalazł. 

Edytowane przez Intruz
Temat w złym dziale
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 hours ago, Intruz said:

Wniosek pozytywny jest taki, że nawet z wielkiej pierwszej miłości może Cię uwolnić kolejna :) chociaż czasami się wydaje, że to nie jest możliwe (ja tak miałem) i piszę to też po to aby młodsi albo mniej doświadczeni zobaczyli i uwierzyli że pierwsza miłość to nie koniec świata (ostatnio było kilka takich tematów)

To nie jest wniosek pozytywny. To coś takiego jak być alkoholikiem, przejść odwyk i zacząć wciągać kokę.

6 hours ago, Intruz said:

Wiosek negatywny to, że jak myślisz, że dostałeś po du.. już dość mocno od baby i kolejna już Cię nie zrani to się mylisz, i nawet starając się nie angażować za mocno po dłuższym czasie to nie wyjdzie( przynajmniej tak było w moim przypadku)

A to wniosek właściwy i prawidłowy. Skoro ugryzł Cię pies to należy założyć, że kolejny też Cię może ugryźć. Nie oznacza to konieczności unikania psów, ale konieczność zachowania ostrożności nawet jak się do Ciebie łasi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Kleofas napisał:

To nie jest wniosek pozytywny. To coś takiego jak być alkoholikiem, przejść odwyk i zacząć wciągać kokę.

@KleofasPozytyw w tym jest taki, że udało się z tego wyjść a było ciężko i początkowo wydawało się to niemożliwe. 

 

2 godziny temu, Kleofas napisał:

A to wniosek właściwy i prawidłowy. Skoro ugryzł Cię pies to należy założyć, że kolejny też Cię może ugryźć. Nie oznacza to konieczności unikania psów, ale konieczność zachowania ostrożności nawet jak się do Ciebie łasi.

 Z tym się mogę zgodzić. Warto wyciągać wnioski.

1 godzinę temu, zuckerfrei napisał:

dawno nie powiało takim białorycerstwem z posta. Oj dawno. Szczery i dobry chłopak z Ciebie, tacy mają najgorzej. 

@zuckerfrei Zdaję sobie z tego sprawę. Staram się z tym walczyć i się rozwijać ale jeszcze czasami coś potrafi dowalić solidnie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.