Skocz do zawartości

Z deszczu pod rynnę


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

wiem, że zdecydowana większość opublikowanych tu wpisów to ściany (lepiej lub gorzej) sformatowanego tekstu. 
Ja chciałbym tego uniknąć, więc opiszę swoją historię możliwie krótko w "żołnierskich słowach". Chociaż od razu mówię, że sprawa jest dość skomplikowana (w zasadzie chodzi tu o trzy mocno powiązane ze sobą kwestie), dlatego bardzo krótko nie będzie.

 

Kilka wstępnych założeń:

  • Liczę na Wasze wsparcie, ponieważ tak mi się w życiu poskładało, że mam więcej koleżanek niż kolegów. Chcę się przekonać, jak to widzą faceci.
  • Na ojca też nigdy nie mogłem liczyć. Jak byłem dzieckiem to zbyt mocno angażował się w alkohol i przemoc fizyczną/psychiczną wobec mnie, rodzeństwa i naszej matki. Nie ma się więc co dziwić, że "na starość" (aktualnie mam niecałe 30 lat) nie mogę na niego specjalnie liczyć. Nasze relacje są poprawne i lepsze już nie będą.
  • Jeśli opisuję sprawy zbyt ogólnie, to proszę Was o dopytywanie o (ważne) szczegóły.

 

Wstęp (wieloletni związek, ślub, zdrada, burzliwe konsekwencje) 

Przez prawie 10 lat byłem w związku z kobietą, którą poznałem jeszcze w szkole średniej. To był nasz pierwszy poważny związek i w zasadzie jedyny. Okazało się, że "zdobyłem" ją w wieku nastoletnim, a przed 30-stką wzięliśmy ślub. Wiecie, kończenie jednej szkoły, potem studia, praca etc. Ja długo nie byłem gotowy na małżeństwo. To, że ten związek przetrwał było w zasadzie jej zasługą. Ja miałem często różne dziwne akcje. Na przykład byłem chorobliwie zazdrosny, chociaż ona w sumie nic złego nie robiła (np. o kolegów z WFu). To ona dbała później o nasze wspólne pożycie. Robiła zakupy, sprzątała, robiła obiady etc. Dzięki temu ja mogłem skupić się na rozwoju mojej kariery. Trochę się dziwię, że wytrzymała tak długo. Szczególnie, że kilka razy otarłem się sam o zdradę (seksczaty, słabości do koleżanek - co prawda nigdy nie skonsumowane, ale jednak).

Niestety, jej uczucia zaczęły słabnąć. Nie umiała o tym mówić. Trzymała wszystko w sobie. Może ja też nie byłem dostatecznie domyślny albo zbyt skupiony na sobie i swoich celach.

Mniej więcej na rok przed naszym ślubem zaczął się jej romans z kolegą z pracy.

Moja czujność była uśpiona (bo przez lata to ja byłem zagrożeniem, a nie ona), ale z czasem zacząłem coraz mocniej węszyć. 

Nie miałem twardych dowodów przed ślubem. Poza tym zarówno ona, jak i tamten kolega i żona tamtego zapewniali mnie, że to było zwykłe zauroczenie, które już dawno mają za sobą. 

Dopiero po ślubie okazało się, że to nie było zauroczenie, ale najmniej zakochanie i to przynajmniej raz przez nich skonsumowane. 

 

Najgorsze jest jednak to, że ona przez miesiące mnie oszukiwała. Manipulowała. Uciekała przed prawdą i odpowiedzialnością. Dopiero kiedy moja paranoja przeszła w formę inwigilacji, to udało mi się zapędzić ją w kozi róg, a pętla jej kłamstw sama zacisnęła się na jej szyi. Nie miała już innego wyjścia, jak się przyznać. Niestety nie mówiła wszystkiego od razu. Mechanizm był typowy: jak jej pokazałem, że skłamała, to dopowiadała kolejny fragment prawdy o tym wszystkim.

 

Niedługo minie nasza pierwsza rocznica, którą pewnie spędzimy na pisaniu pozwu rozwodowego. Chcę to mieć szybko za sobą, więc postaramy się o cywilny bez orzekania o winie. 

Później czeka nas znacznie dłuższa i droższa walka o unieważnienie małżeństwa. 

Zależy mi na tym, ponieważ ja nie czuję się jej mężem. Gdybym w dzień przed ślubem się o tym wszystkim dowiedział, to tego ślubu by nie było.

Poza tym nie wykluczam, że kiedyś będę chciał wrócić do regularnej praktyki religijnej, a jako katolik nie będę mógł tego robić w pełni, jeśli to małżeństwo pozostanie (niesłusznie) ważne.

 

Konsekwencje tych ostatnich kilku miesięcy są takie, że zatraciłem zdolność ufania kobietom w relacjach damsko-męskich. 

Zawsze kierowałem się maksymą "przezorny zawsze ubezpieczony". 

Jednak o ile wcześniej bywałem zachowawczy czy mało spontaniczny, tak teraz stałem się paranoikiem, który we wszystkim widzi czarny scenariusz i nieszczerość ze strony drugiej osoby.

Nie ufam na słowo. Dopiero jak zobaczę, "dotknę", to jestem w stanie uwierzyć. Stałem się biblijnym "niewiernym Tomaszem".

 

Rozwinięcie (nowa partnerka, wątpliwości, borderline - ???)

Po kilu miesiącach wspólnego mieszkania z żoną nastał dzień, kiedy ostatecznie wyprowadziła się z wynajmowanego przez nas mieszkania. 

Pech chciał, że w tym samym czasie zauważyłem w pracy nową koleżankę. 

Równolatkę, która przez pierwsze 20 lat swojego życia mieszkała w USA (to ważne w kontekście tego, co opisuję dalej, bo być może niektóre z moich wątpliwości wynikają z różnic kulturowych).

Nie szukałem nowej partnerki, ponieważ tyle co wyprowadziła się moja żona. 

Jednak od razu nawiązaliśmy dobry kontakt. Ta nowa znajoma wydała mi się intrygująca, ciekawa, nawet atrakcyjna fizycznie.

Zagadałem do niej na FB, a kilka dni później poszliśmy na pierwszą kolację, która okazała się randką. 

Od tamtego spotkania minęły dwa miesiące.

 

Niestety, problem jest taki, że dziewczyna wpisała mi się w schematy, które Wy opisujecie w dziale o borderline:

  • Już na tym pierwszym spotkaniu usłyszałem o jej trudnej przeszłości (skomplikowane relacje w rodzinie, molestowanie, niedługo później - na innym spotkaniu - przyznała się, że w Polsce została zgwałcona). Przy czym ona mi o tym powiedziała, bo jak twierdzi, "i tak by to wcześniej czy później wyszło", a poza tym chciała być ze mną fair, bo ja też już wtedy powiedziałem jej (jako pierwszy) o swojej sytuacji opisanej we wstępie. Brzmi racjonalnie.
  • Dość szybko pokazała, że jest otwarta na kontakty seksualne. Po raz pierwszy w łóżku wylądowaliśmy po 2 tygodniach od pierwszej rozmowy w pracy. Oczywiście było fajnie (nie napiszę "świetnie", po prostu było OK - przyjemnie, miło, dobrze).
  • Ma za sobą kilka burzliwych związków z facetami, o których wypowiada się dość negatywnie. Twierdzi, że dwa razy była zakochana i o jednym z tych facetów twierdzi, że żałuje, bo im nie wyszło. Przy czym słuchając jej łatwo dojść do wniosku, że musiała mieć pecha dla facetów, albo oni do niej...
  • Jest kilka obszarów/słów, które ją triggerują (zważywszy na jej doświadczenia, to nie ma się co dziwić), ale jak już reaguje negatywnie, to nie ma w tym żadnych "jazd". Po prostu zaczyna płakać. Na chwilę przestaje rozmawiać. No i czasem podnosi głos, ale prawdę powiedziawszy nie nazwałbym tego kłótnią.
  • Zdarza jej się dość szybko przechodzić od jednego stanu w drugi. Z jednej strony to dobrze, bo nie popadała w typowo kobiece "fochy". Zazwyczaj szukała kontaktu po trudnej rozmowie czy nawet jakimś nieporozumieniu. Przy czym ja pod tym względem jestem inny i aż tak łatwo mi to nie przychodzi. Czy to jest pozytywna cecha jej charakteru, a może czerwona flaga?
  • Miałem poczucie, że mnie idealizuje. Chociaż z drugiej strony nie wahała się, żeby powiedzieć, że ją ranię czy że łamię jej serce (i w sumie miała do tego podstawy - patrz niżej). 

 

Co ważne, od od ponad 3 lat jest w terapii u jednego psychologa. Twierdzi, że w jej odczuciu jest mniej więcej w połowie swojego procesu i że zrobiła duże postępy.

 

Na poziomie deklaracji chcemy tego samego: stabilnego i szczęśliwego związku.

Przy czym mój strach po zdradzie, połączony z pesymizmem, podpowiadają mi, że być może ona przez te 3 lata nauczyła się świetnie manipulować. Może nawet własnego terapeutę? 

Czy to zdrowy rozsądek, a może paranoja i sam powinienem pójść na terapię? 

 

Niestety, mój obecny stan powoduje, że ja wmawiam sobie coś, co być może nie istnieje. Zakładam, że z nią musi być coś nie tak (może ma to borderline?) i że pewnie po dłuższym czasie zaczną się "jazdy", o których Wy piszecie na forum. 

Ten mój strach, brak poczucia bezpieczeństwa, sprawiły, że ostatnio zerwałem z nią kontakt. Mimo tego, że ona twierdzi, że się we mnie zakochała (to już zacząłem słyszeć mniej więcej po miesiącu znajomości; moje koleżanki są zdania, że można się w kimś zakochać w miesiąc; ja w tym węszę jakiś problem czy niebezpieczeństwo...) i chciała się dla mnie poświęcić. Zawalczyć o naszą relację. 

 

Prawdę powiedziawszy, to dobrze się przy niej czułem. Podoba mi się, fajnie mi się z nią rozmawia. Mamy podobne prace. Obracamy się w podobnym środowisku. 

Przez te dwa miesiące nie płakałem z jej powodu ani razu. 

W drugą stronę było inaczej i kilka razy sam widziałem jej łzy, więc mam pewność. Co złego ja jej zrobiłem? Oto niechlubna lista:

  • Poddawałem - otwarcie - w wątpliwość jej szczerość, to co mówi czy nawet jej zdrowie psychiczne. Ona to znosiła.
  • Kiedyś wykorzystałem sytuację (zapomniała się wylogować z maila na moim komputerze; chociaż później się przyznała, że sobie to uświadomiła, ale nic nie zrobiła z tym - manipulacja?) i przeglądałem jej skrzynkę. Powiedziałem jej o tym, a ona to zaakceptowała, chociaż jasno powiedziała, że to było bardzo nie fair (ma rację). 
  • Kilka dni temu stwierdziłem, że jak zaakceptuje mnie takim, jakim jestem i o mnie zawalczy (co może być dla niej ciężkie), to jej na to pozwolę. Niedługo później stwierdziłem, że to jednak nie ma sensu i odebrałem jej możliwość zawalczenia o mnie.
  • Zdarzało mi się być bardzo niemiłym, obojętnym, oschłym. Nie robiła z tego wielkiego dramatu, znosiła, ale z widocznym smutkiem i cierpieniem.

 

Zakończenie (powrót do samotności, co dalej?)

Na dzień dzisiejszy stan sytuacji jest taki, że mam jeszcze żonę, z którą czeka mnie rozwód i właśnie odizolowałem się od kobiety, która zaakceptowała mnie i moją popieprzoną sytuację. Nie wiem, czy ta nowa kobieta ma tak dobre serce i tak mocno jest pewnych rzeczy świadoma po 3 latach pracy nad sobą pod okiem psychologa (chociaż po tym, jak z nią urwałem kontakt to stwierdziła, że jeszcze nie ma do końca opanowanych pewnych kwestii), czy może chce mnie zmanipulować i przywiązać do siebie. Chociaż z ręką na sercu Panowie, byłem dla niej kilka razy tak nieprzyjemny, że raczej ma już świadomość, iż życie ze mną to nie byłaby sielanka. 

Jednak ona cały czas uważa, że jestem dobrym, ale zagubionym człowiekiem. Twierdzi - i nie tylko ona, moi przyjaciele też - że potrzebuję terapii i pracy nad sobą, bo sam przeżyłem traumę i to dość niedawno.

Ewidentnie nie przepracowałem sobie tej zdrady, a jej konsekwencje spowodowały spustoszenie w moim wnętrzu.

 

Z tą czy inną - z pewnością nie uda mi się zbudować stabilnego i szczęśliwego związku, jeśli czegoś z sobą nie zrobię. Tylko co?

 

Pytając siebie samego, co dalej, nabieram przekonania, że może powinienem przez jakiś czas skupić się na sobie? Dać sobie czas na samotność i pracę nad sobą? Pójść na psychoterapię? Odbudować się po zdradzie i nabrać sił oraz stabilności? 

Ja nowej kobiecie zarzucałem, że ma borderline i jest chaotyczna (trochę jest, ale zdaje się, że nie ekstremalnie), a sam działam tak samo.

 

Nie wiem, co robić? Na czym się skupić? Jakie kroki podjąć?

Co zrobić z tą kobietą? Zakończyć to definitywnie? Krążyć gdzieś w jej orbicie i czekać, co będzie dalej? Odnowić z nią regularny kontakt?

 

Nie wiem. To jest najgorsze - zbyt często czuję, że nie wiem co robić i czego sam chcę. :(

 

Proszę Was o rady. Dzięki! 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Aurelis
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Nie ufam na słowo. Dopiero jak zobaczę, "dotknę", to jestem w stanie uwierzyć. Stałem się biblijnym "niewiernym Tomaszem".

Na zaufanie to trzeba zasłużyć pamiętaj!

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Pech chciał, że w tym samym czasie zauważyłem w pracy nową koleżankę. 

Praca to nie miejsce na romansiki, jeszcze się o tym przekonać możesz, zwłaszcza że laska ma problemy emocjonalne. Nie życzę ci tego z całego serca ale mleko się wylało. 

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Co ważne, od od ponad 3 lat jest w terapii u jednego psychologa. Twierdzi, że w jej odczuciu jest mniej więcej w połowie swojego procesu i że zrobiła duże postępy.

Zaburzona kobieta, jedyna rada jaką każdy może ci dać to UCIEKAJ i nie jest ważne czy to borderka czy coś innego. 

 

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Z tą czy inną - z pewnością nie uda mi się zbudować stabilnego i szczęśliwego związku, jeśli czegoś z sobą nie zrobię. Tylko co?

Tak, musisz coś ze sobą zrobić ale DLA SIEBIE nie dla kobiet. 

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Pytając siebie samego, co dalej, nabieram przekonania, że może powinienem przez jakiś czas skupić się na sobie? Dać sobie czas na samotność i pracę nad sobą? Pójść na psychoterapię? Odbudować się po zdradzie i nabrać sił oraz stabilności? \

Wiesz co robić, teraz czas działać!

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Co zrobić z tą kobietą? Zakończyć to definitywnie? Krążyć gdzieś w jej orbicie i czekać, co będzie dalej? Odnowić z nią regularny kontakt?

Wygaś relację najdelikatniej jak możesz, skoro kobieta cię pokochała (możliwe, że ona jest o tym mocno przekonana) może cię znienawidzić i narobić gnoju w pracy.

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Proszę Was o rady. Dzięki! 

Moje rady:

Przestań myśleć wackiem, nie masz jeszcze rozwodu a dajesz kobiecie swojej młotek(formalnie ją zdradziłeś) do ręki. Możesz dostać nim w głowę pamiętaj! A to, że umówiłeś się z kobietą na rozwód bez orzekania? Umowy z kobietami wyglądają różnie. 

Postaraj się o jak najszybszy, jak najmniej bezbolesny i jak najmniej kosztowny rozwód. 

Zajmij się sobą, swoimi problemami, sugeruję pewną wstrzemięźliwość w związkach z kobietami.

Możesz wchodzić w jakieś luźniejsze relację ale żadnego mieszkania ze sobą. Tak abyś w razie problemów mógł się ewakuować w miarę bezboleśnie stosując metodę "na angielskie wyjście". 

Powodzenia

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że na zaufanie sobie trzeba zasłużyć, ale w obecnym stanie nie działa u mnie mechanizm to umożliwiający.

W domyśle zakładam, że kobieta mnie oszukuje i jest to tak silne przekonanie, że pacyfikuję każde (nawet dobre i szczere) próby pokazania mi, że warto jej zaufać. 

W ten sposób nie da się zbudować nowego związku.

 

Nasza praca jest dość specyficzna. Nie pracujemy razem, ale w jednej - bardzo dużej i z wieloma poddziałami - firmie.

W zasadzie w pracy jesteśmy dla siebie anonimowi, ale oczywiście wezmę Twoje słowa pod uwagę. 

Nie zgadzam się, że nie można szukać partnerki w swoim środowisku zawodowym. 

Równie dobrze należałoby unikać partnerek z tej samej miejscowości, bo mogą nam robić złe publicity w lokalnej społeczności. 

 

Zaburzona? Pewnie tak. Przy czym jeśli nie ważne jest, co to za zaburzenie i w jakim nasileniu, to na dobrą sprawę nie warto wchodzić w żadne relacje damsko-męskie.

Pokażcie mi w 100% stabilną pod względem osobowościowym kobietę. Pokażcie mi takiego faceta.

Zdaje się, że każdy człowiek ma większe lub mniejsze problemy, tylko nie wszyscy o tym wiedzą i coś z tym robią.

Nawet ja, jak się okazuje, powinienem udać się na terapię, bo jestem jakoś zaburzony. 

To co, teraz wszystkie normalniejsze panie powinny ode mnie uciekać? 

 

Ok, czyli pierwszy głos na czasową samotność i pracę nad sobą. 

Dzięki. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim, będąc na Twoim miejscu dałbym sobie czas. poukładałbym wszystko w logiczną całość. Pomyślał co mógłbym w sobie rozwinąć byś czuł się bardziej spełniony a dopiero później wchodził w jakieś głębsze relacje. Nie mówię tutaj, byś całkowicie się odciął od kobiet - bron boże. Chodzi o mentalne poskładanie się po rozwodzie. Taki zabicie klina zaraz po, wg mnie jest strzelaniem w kolano. Sam tak miałem, wprawdzie nie po rozwodzie, ale w chwili obecnej, jeśli dałbym sobie przerwę od związków na pół roku/rok miałbym teraz zdrowszą relację z obecną partnerką. Stało się jak się stało.

 

Podsumowując, poukładaj sobie sprawy i dopiero leć dalej i próbuj.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważacie, że to układanie powinno/może polegać też na psychoterapii? 

Ma znaczenie szkoła/rodzaj wsparcia?

Płeć psychologa? 

 

Wiecie, problem jest też taki, że ja polubiłem tę nową dziewczynę. Po prostu czuję do niej sympatię. 

Nie zamierzam robić za białego rycerza, ale też jestem zdania, że każdy zasługuje na drugą szansę. 

Ja też.

 

Na dobrą sprawę ona mi przez te 2 miesiące nic złego nie zrobiła. Nie ograniczała mnie.

Dbała o to, aby żadne z nas nie czuło się wykorzystywane (raz ja płaciłem za kawę, innym razem ona).

Nie miała specjalnych oczekiwań. 

Słuchała mojego zdania.

Umiała się dogadać.

Znosiła mnie. 

 

Czy widzicie jakąś możliwość "optymalnego" rozwiązania tej sytuacji?

Ograniczyć z nią kontakty. Obserwować jej zachowanie i w międzyczasie załatwiać swoje sprawy (rozwód, terapia)? 

A może trzeba podejść radykalnie i tę kobietę spisać na straty, bo ma ch*jowe doświadczenia i od 3 lat chodzi na terapię (= jest jakoś zaburzona)? 

Edytowane przez Aurelis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, Aurelis napisał:

Uważacie, że to układanie powinno/może polegać też na psychoterapii? 

Też, patrząc na twoje dzieciństwo możesz mieć symptomy DDA - nie wiem nie jestem psychiatrą. 

33 minuty temu, Aurelis napisał:

Płeć psychologa? 

Zdecydowanie facet.

33 minuty temu, Aurelis napisał:

Wiecie, problem jest też taki, że ja polubiłem tę nową dziewczynę. Po prostu czuję do niej sympatię. 

Nie zamierzam robić za białego rycerza, ale też jestem zdania, że każdy zasługuje na drugą szansę. 

Ja też.

Jeżeli się już tak bardzo upierasz to luźna relacja bez głębszego angażowania się, na zasadzie miłych spotkań, w sumie możesz ale zawsze pamiętaj o gumce i nie daj się wrobić w dziecko. Nie wierz nigdy w gadki o tabletkach i niepłodnych dniach.

Mówię to bo wiem, że i tak zrobisz swoje ale możliwe, że za jakiś czas sam dojdziesz do odpowiednich wniosków. Zawsze staraj się przekalkulować wszystko. 

 

38 minut temu, Aurelis napisał:

Ograniczyć z nią kontakty. Obserwować jej zachowanie i w międzyczasie załatwiać swoje sprawy (rozwód, terapia)? 

Po pierwsze załatw formalnie rozwód, żebyś miał czystą kartę już, nie miał żadnych plecaków z kamieniami na sobie. W międzyczasie terapia wskazana, przynajmniej iść do specjalisty przekonać się czy jest potrzebna, nikt przez neta nie zdiagnozuje cię. 

38 minut temu, Aurelis napisał:

A może trzeba podejść radykalnie i tę kobietę spisać na straty, bo ma ch*jowe doświadczenia i od 3 lat chodzi na terapię (= jest jakoś zaburzona)? 

Ja bym spisał na straty ale ty masz w sobie emocje, które i tak ci nie pozwolą pewnie tego zrobić i pewnie nie posłuchasz. 

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Nasza praca jest dość specyficzna. Nie pracujemy razem, ale w jednej - bardzo dużej i z wieloma poddziałami - firmie.

W zasadzie w pracy jesteśmy dla siebie anonimowi, ale oczywiście wezmę Twoje słowa pod uwagę. 

Nie zgadzam się, że nie można szukać partnerki w swoim środowisku zawodowym. 

Równie dobrze należałoby unikać partnerek z tej samej miejscowości, bo mogą nam robić złe publicity w lokalnej społeczności. 

Porównanie do miejscowości nietrafne ale ok, jeżeli jest to dalsze stanowisko to co innego. Środowisko zawodowe a praca biurko w biurko to lekka różnica. 

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Zdaje się, że każdy człowiek ma większe lub mniejsze problemy, tylko nie wszyscy o tym wiedzą i coś z tym robią.

Zgadzam się, każdy ma problemy ale jeżeli już myślisz o borderline to nie jest dobrze i nie jest to "małe zaburzenie".

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

To co, teraz wszystkie normalniejsze panie powinny ode mnie uciekać? 

Tak, powinny taka jest brutalna prawda ale jak się ogarniesz to będzie lepiej. Nie bez powodu przyciągasz i pociągają cię zaburzone. 

 

Dam ci artykuły, mnie osobiście mocno skłonił do refleksji.

https://czarko.pl/grzeczni-chlopcy-trafiaja-na-suki/

https://czarko.pl/mezczyzna-stajesz-sie-przy-tacie/

Przy tym drugim nie mam pojęcia czemu łzy napływały mi do oczu. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SSydney

Jakiś czas temu usłyszałem od psychologa, że warto abym się sprawdził w kierunku DDA. 
Przy czym ja nie mam wielkiego problemu ze swoim dzieciństwem... albo nie mam świadomości, że ten problem istnieje.

Nie no, bez gumy nie próbuję, tym bardziej, że chodzi tu nie tylko o dzieci, ale i choroby weneryczne.

Tu też ciekawa sprawa, bo E. widziała, że to ostatnie jest dla mnie ważne i przedstawiła mi wyniki badań od ginekologa, a także była ze mną na teście HIV.

Wydało mi się to dojrzałe i odpowiedzialne. Zaimponowała mi tym, bo znaliśmy się zaledwie parę tygodni.

 

Na ten moment ograniczyłem z nią kontakt praktycznie do zera. Od czasu do czasu i tak się spotkamy przy okazji pracy (nie siedzimy biurko przy biurku, nawet nie dzielimy tego samego budynku). Jeśli chodzi o te spotkania na raczej na zasadzie rozmów. Bez okazywania sobie czułości, nie mówiąc już o seksie.

 

Tak, rozwód to coś wymagającego załatwienia. Całe szczęście moja żona też chce mieć to szybko za sobą - mamy wspólny cel. 

 

Nie wiem, czy to borderline. Jakby jej terapeuta uznał, że potrzebna jest diagnoza psychiatryczna, to chyba przez 3 lata by do tego doszło? 
Jak Wam pisałem, ja jestem obecnie w trybie paranoika. Może sam sobie dopowiadam za dużo? Naczytałem się na tym forum strasznych historii o borderkach, więc zakładam czarny scenariusz.

Owszem, pewne symptomy są, ale przez te pierwsze dwa miesiące ona nie zrobiła niczego na czerwoną kartkę. Może żółtą. Czyżby jej terapia dawała skutek?

Czy dwa miesiące to wystarczający czas, żeby ostatecznie zdecydować? Ja wiem, że skoro już teraz są takie obawy, to co może być później - no właśnie nie wiadomo. Przynajmniej od początku widać, co jest na rzeczy. Nie maskuje się, rozmawia o tym otwarcie etc. 

Na przykład kiedyś dostała opierdziel od terapeuty, bo odpowiadając na moje pytanie stwierdziła, że on jej zasugerował osobowość histrioniczną. Jak wróciła do gabinetu to jej psycholog stwierdził, że wcale tak nie powiedział i nie wiadomo, czy ma takową osobowość, bo nie była nigdy profesjonalnie diagnozowana. Powiedział, że ma pewne cechy takiej osobowości, a to jest istotna różnica. 

Jak zacząłem częściej wspominać o borderline, to ona też doniosła o tym terapeucie i tamten miał stwierdzić, że "każdy jest trochę borderline", co mi się akurat średnio spodobało, bo co to jest za odpowiedź? 

 

Poczytam artykuły. Dzięki. 

 

@misUszatek

Nie pamiętaj już dokładnie, jakich użyła argumentów. Zdaje mi się, że wspominała o skutkach ubocznych i że to rozwiązanie doraźne, a terapia pozwala na realną zmianę zachowania. 

Zresztą sam masz takie doświadczenie: dopóki brała, to było OK. Przestała i się posypało. 

Może terapia (znacznie dłuższa, mozolna i trudna) dałaby stały efekt? 

 

Edytowane przez Aurelis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niekoniecznie chodzi mi o skutki. Chodzi o określenie problemu, bo często nie zdajemy sobie sprawy skąd niektóre nasze zachowania wynikają.

 

To jaka była przed terapią znam tylko z jej opowiadań. O ile mówiła prawdę co było przed terapią to ta terapia + leki mocno ją zmieniły. Na lepsze i na gorsze jednoczenie (w moim osądzie) ale mimo wszystko w krótkim czasie zmiany były widoczne. Inna sprawa to okres odstawiania tych leków i okres tuż po. Potem już nie wiem co się działo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U Ciebie była terapia + leki, więc proces ich odstawiania mógł zachwiać układ, w którym Twoja kobieta się znajdowała. 

Przestały działać substancje i to dla niej była nowa sytuacja.

 

No a kobieta z mojej historii nie brała leków, tylko radziła sobie przez terapię. Przynajmniej tak mówi i twierdzi, że zaszła w niej pozytywna zmiana. 

No ale to są już ponad 3 lata. Prawie tydzień w tydzień. Kupa kasy i czasu. Załamałbym się na jej miejscu, gdyby nie było efektów, chociaż sama jest świadoma, że jeszcze trochę pracy przed nią. 

Niczego nie odstawia, wszystko dzieje się w jej głowie bez udziału dodatkowych substancji. Więc myślę, że efekt powinien być bardziej przewidywalny, ale pewnie trzeba więcej czasu, żeby zaszła jakaś zmiana.

 

@misUszatek a nad czym pracowała Twoja ex i z czego wynikały jej problemy?  

 

 

Edytowane przez Aurelis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oficjalnie było to załamanie nerwowe, tak mi oznajmiła, że niby po rozstaniu z byłym. Ale nie chce mi się w to wierzyć za bardzo, że to tylko załamanie nerwowe. Brała Symfaxin:

 

Leczenie wszystkich typów depresji, w tym zaburzeń depresyjnych z lękiem. Leczenie uogólnionych zaburzeń lękowych, w tym długoterminowych zaburzeń lękowych. Leczenie fobii społecznej.

 

Oprócz tego miała jeszcze inne napoczęte tabletki uspokajające, natknąłem się na nie szukając wody utlenionej. Nad czym jeszcze pracowała z psychiatrą to nie wiem. W każdym razie skutek tej terapii to laska z baaaardzo dużą pewnością siebie. Z tak dużą pewnością siebie, że doszła do wniosku, że może mieć każdego, nie wykluczam też, że wróciła do byłego sprzed terapii. Dodam, że jej ojciec też jest na tabletkach już na stałe, nie znam szczegółów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, dyletant napisał:

Absolutnie nie chcę się naśmiewać, ale tak sobie pomyślałem, że skoro z deszczu pod rynnę - to przydałby ci się parasol ?

Dzięki za rozluźnienie atmosfery. ;) Z chęcią poznałbym Twoją opinię w całej tej sprawie. 

Każdy męski głos jest dla mnie ważny. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Aurelis napisał:

Z chęcią poznałbym Twoją opinię w całej tej sprawie. 

Moja opinia nic tutaj nie wniesie no ale...

 

Na początku zastanów się po co wchodzisz w kolejne gówno, kiedy jeszcze nie wyszedłeś z następnego.

A co by było, gdyby się okazało że ta nowo poznana pani zbierała na ciebie dowody na zamówienie twojej żony (bo jak napisałeś jest podła) ?

Myśl.

 

Nie chodzi mi o to, że zdradziłeś swoją żonę, tylko o to że jesteś kutasem dla samego siebie - łamiesz zasady a potem pytasz o radę.

Chcesz zachować wewnętrzny spokój (a domniemam że chcesz bo widać w tobie dużo niepokoju) ? To dbaj o mądre decyzje i czyste sumienie. Jak ja zabrudzisz, to będzie za tobą chodzić  dłuuugo.

 

20 godzin temu, Aurelis napisał:

Nie szukałem nowej partnerki, ponieważ tyle co wyprowadziła się moja żona.  

Jednak od razu nawiązaliśmy dobry kontakt. Ta nowa znajoma wydała mi się intrygująca, ciekawa, nawet atrakcyjna fizycznie.

Zagadałem do niej na FB, a kilka dni później poszliśmy na pierwszą kolację, która okazała się randką. 

Kogo ty chcesz okłamać ? Siebie czy nas ?

Słyszałeś o masturbacji ?

Jest całkowicie bezpieczna i nie rodzi takich wyrzutów jak seks.

 

Co do twoich zaburzeń...

Myślę, że niepotrzebnie się z nich tłumaczysz. W domu miałem podobny schemat do twojego - a dzisiaj mając 35 lat nie piję, nie palę, nie ćpam.

Na pewno jakieś tam wady mam, ale pamiętaj że jesteś facetem a nie babą. Przestań skomleć bo raz że nie wypada a dwa co ci to da ? Każdy ma w głowie skrajne myśli, ale mamy się odróżniać od przeciwnej płci tym, że jesteśmy opanowani.

Nie liczyłbym z twojej strony na pomoc jakiegoś psychoterapeuty, dlaczego ? Moim zdaniem to jak pójście do mamusi z problemem. Mamuś da nam radę, my się zastosujemy a gdy pojawi się następny problem - to polegniemy.

 

Trzeba się uczyć na własnych błędach (niechciana ciąża nie jest błędem tylko głupotą spowodowaną szeregiem mniejszych głupstw), wyciągać z nich wnioski i nie popełniać tych samych. Jest to do zrobienia, choć wszyscy wokół będą uważać inaczej.

 

Co masz zrobić ? Tego nikt ci nie poradzi. Podejmij taką decyzję jaka wydaje ci się słuszna - ale nie od razu. Rozważ wszystkie za i przeciw - rozpisz na kartce i spoglądaj na nią przez jakiś czas. Jeśli przyjdzie ci do głowy coś jeszcze, to dopisz.

I nie angażuj się tak mocno, jakbyś od razu chciał znaleźć żonę. Już jedną miałeś i.... ?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@dyletant

oczywiście, że Twoja opinia coś wniosła. Przynajmniej mogę się zastanowić nad czymś, o czym nie myślałem do tej pory.

Nie myślałem, że moja (podła - tak bym jej nie nazwał) żona mogłaby w ogóle wpaść na pomysł wynajęcia kogoś do zbierania haków na mnie.

Dlaczego? Bo znam ją 11 lat... chociaż jak się okazuje, zdradą mnie zaskoczyła. 

Natomiast nie musiałaby uciekać się do aż tak wyszukanych technik, bo wie, że ja jej o wszystkim powiem i powiedziałem. 

 

Może to nierozsądne, ale ja mam na nią znacznie więcej haków i dowodów jej zdrady oraz wielomiesięcznych kłamstw. Może szykuje się do batalii w sądzie.

Nawet jeśli, to nie ja odpowiadam za rozpad naszego małżeństwa.

Nie wydaje mi się, że będzie chciała pójść na wyniszczającą i długą wojnę. 

Znam ją i tę sytuację lepiej. 

Chociaż dzięki za sugestie. Będę bardziej uważny.

 

Słyszałem o masturbacji, ale szczerze powiedziawszy nie daje mi już większej satysfakcji. Tak samo porno. To jednak nie to samo, co żywa relacja z innym człowiekiem. 

Oczywiście może pomóc jako środek na "przeczekanie".

Przy czym ja serio nie szedłem na to pierwsze spotkania z zamiarem ruchania. 

Po prostu zaskoczyło mnie to, jak szybko ujawniła się między nami chemia i namiętność.

Może też z tego powodu zacząłem nieufnie szukać w E. czegoś negatywnego. Na przykład borderline - hasło, które pojawia się bardzo często na tym forum. Może zbyt często?

 

Ja tam nie uważam, że psychoterapia to jak chodzenie do mamusi po rady. To jest praca nad własnymi schematami psychicznymi, które ujawniają się w RÓŻNYCH sytuacjach. 

Jeśli ogarniesz schemat, to nie ważne, czym go zapełnisz (jaką treścią, czyli innymi słowy inną/nową/kolejną sytuacją), bo i tak będziesz miał kontrolę i zachowasz się w sposób dla siebie odpowiedni.

 

Rozumiem, że potrzeba mi czasu. Zastanowienia. Rozwagi. 

Czas, czas i jeszcze raz czas. 

Unikanie pochopnych decyzji.

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Aurelis napisał:

Rozumiem, że potrzeba mi czasu. Zastanowienia. Rozwagi. 

Czas, czas i jeszcze raz czas. 

Unikanie pochopnych decyzji.

Nie jestem psychologiem, psychiatrą czy innym tego typu lekarzem. Nie znam się - więc się wypowiem.

Idź do psychologa albo sobie uświadom, że to Ty masz problem. Prawdopodobnie trauma zdrady żony odcisnęła się na Tobie bardziej niż jesteś w stanie nam i sobie przyznać.

W sumie nie wiem czemu uciąłeś relację z E. Nie powinieneś w nią wchodzić, ale jak to już zrobiłeś to bądź konsekwentny. Względnie daj jej spokój, ale dla jej dobra a nie swojego.
Bo to ona to się zachowuje w sposób mniej więcej "normalny", to Ty masz zachwiania osobowości i zdolności postrzegania, a także uświadomienia sobie czego tak naprawdę chcesz.

Rzeczywiście potzrebujesz czasu, natomiast bez pomocy specjalisty tutaj się nie obędzie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Aurelis napisał:

(podła - tak bym jej nie nazwał)

Przeczytaj sobie co o niej napisałeś i co wg, ciebie ci zrobiła.

Przepraszam, ale zdrada nie należy do najlepszych form wyrażania miłości.

16 minut temu, Aurelis napisał:

Dlaczego? Bo znam ją 11 lat... chociaż jak się okazuje, zdradą mnie zaskoczyła. 

Nie znasz jej wcale. Co ci zresztą udowodniła. Nie myśl, że twoja kobieta to jakiś wyjątek.

To forum i historie innych braci - przekona cię o tym - wystarczy czytać.

 

19 minut temu, Aurelis napisał:

tam nie uważam, że psychoterapia to jak chodzenie do mamusi po rady.

Spoko.

Mam kolegę (znamy się od podstawówki), który związał się z panią psycholog czy tam psychiatrą - nurt ten sam.

Poznali się na pielgrzymce.

 

Po jakimś czasie ich związku (2-3 lata) spotykam go w galerii, a on kupuje pierścionek dla ów dziewczęcia...

Przemilczałem, bo co będę chłopakowi psuł imprezę - w końcu tez kiedyś byłem romantykiem.

 

Polecieli gdzieś na wczasy, na których planował wręczyć jej ów metal.

 

W końcu zrobił to a dziewczyna przyjęła - on w siódmym niebie.

 

Był strasznie nawrócony, nieszkodliwy społecznie - do rany przyłóż - no oaza spokoju - chodzący wzorzec.

 

Jak wracali z wczasów, oddała mu pierścionek i stwierdziła że jest w nim mały chłopiec a ona szuka mężczyzny...

 

Pamiętaj, że zawód to tylko zawód - każdy jest człowiekiem i w większości tych trudnych zawodów, ludzie wychodzący do roboty zakładają maski - bo tak trzeba.

Lekarz zgarnie hajs - chujowo cie ukierunkuje i będziesz cierpiał podwójnie. Po co ci to ?

Ufaj sobie - bo nas nie będzie przy podejmowaniu twoich decyzji.

 

Poczytaj trochę książek p. Starowicza, pooglądaj trochę wywiadów, o felietonach @Fit Marek już nie wspomnę - to jest obowiązek, jak Biblia dla katolików.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, SSydney napisał:

Tak, powinny taka jest brutalna prawda ale jak się ogarniesz to będzie lepiej. Nie bez powodu przyciągasz i pociągają cię zaburzone. 

 

Bardzo do mnie przemówiła wypowiedź kolegi!

11 minut temu, Pytonga napisał:

Przeczytać:

-Stosunkowo Dobry

-Kobietopedia

-Forum

 

Psychoterapia I praca nad soba.

 

 

Dzięki. To są konkretne rady! Poczytam.

 

9 minut temu, GurneyHalleck napisał:

Nie jestem psychologiem, psychiatrą czy innym tego typu lekarzem. Nie znam się - więc się wypowiem.

Idź do psychologa albo sobie uświadom, że to Ty masz problem. Prawdopodobnie trauma zdrady żony odcisnęła się na Tobie bardziej niż jesteś w stanie nam i sobie przyznać.

W sumie nie wiem czemu uciąłeś relację z E. Nie powinieneś w nią wchodzić, ale jak to już zrobiłeś to bądź konsekwentny. Względnie daj jej spokój, ale dla jej dobra a nie swojego.
Bo to ona to się zachowuje w sposób mniej więcej "normalny", to Ty masz zachwiania osobowości i zdolności postrzegania, a także uświadomienia sobie czego tak naprawdę chcesz.

Rzeczywiście potzrebujesz czasu, natomiast bez pomocy specjalisty tutaj się nie obędzie.

Tak też to odczuwam. :(
Dałem spokój E., bo nie czułem się przy niej bezpiecznie... chociaż po prawdzie może to nie było efektem jej zachowania, ale moich wewnętrznych problemów ze sobą? Nie ważne czy E., czy inna Kasia lub Basia, czułbym się podobnie, bo problemy są we mnie? 

 

Tęsknię za E., ale może lepiej trzymać się teraz na dystans. Może nikogo nie znajdzie przez najbliższe parę miesięcy i jeszcze spróbujemy ze sobą? W międzyczasie załatwię sprawy rozwodowe. Jak myślicie? 

 

@dyletant

 

Pójdę do faceta. Może facet z naukową wiedzą coś mi sensownego doradzi? 
Poczytam. Dopisuję do listy rzeczy do sprawdzenia.

Przy czym o ile nazwisku Starowicza jakoś ufam, tam po przeczytaniu opinii o książkach pana Kotońskiego mam mieszane odczucia. 

No ale może warto się samemu przekonać, ile są warte. 

Edytowane przez Aurelis
dopisanie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Aurelis napisał:

Dałem spokój E., bo nie czułem się przy niej bezpiecznie... chociaż po prawdzie może to nie było efektem jej zachowania, ale moich wewnętrznych problemów ze sobą? Nie ważne czy E., czy inna Kasia lub Basia, czułbym się podobnie, bo problemy są we mnie? 

 

Tęsknię za E., ale może lepiej trzymać się teraz na dystans. Może nikogo nie znajdzie przez najbliższe parę miesięcy i jeszcze spróbujemy ze sobą? W międzyczasie załatwię sprawy rozwodowe. Jak myślicie? 

Ad.1. dokładnie tak myślę. Ale podkreślam nie jestem psychologiem. Problem siedzi w Twojej głowie i nie patrzysz jasno. Każde zachowanie interpretujesz w sposób dla siebie wygodny i bezpieczny, co warunkuje Twoje postępowanie.
Z tego co napisałeś nie wynikało, żeby ona miała jakieś wyskoki, raczej Ty próbujesz znaleźć usprawiedliwienie, żeby ją odrzucić. Twój wybór.

 

Ad.2. To jej powiedz o co biega, że potrzebujesz czasu, żeby ogarnąć rozwód i siebie. Może poczeka, może nie. Ale to przynajmniej będzie fair.

Edytowane przez GurneyHalleck
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, nie powiem, że nie czytałem forum. Skupiłem się na szukaniu czynników ryzyka w E. 
Przecież tak wiele jej cech pasuje do publikowanych na forum czy w polecanych materiałach opisów. 

A może nic nie pasuje i te moje interpretacje są naciągane z powodów, o których piszesz @GurneyHalleck.

Lepiej, żeby ona wyszła na leczoną wariatkę, z którą nie da się nic ciekawego zbudować, niż wyjść ze sfery własnego komfortu. 

Zaryzykować.  

W sumie chyba jej tak to przedstawiłem, a ona i tak była skłonna ze mną być i towarzyszyć mi w moim procesie przemiany. 

 

Nie wiem, może ludzie są bardziej skomplikowani, a sytuacje różne od siebie, żeby tak literalnie traktować to, co bracia opisują we własnych historiach? 

To są raczej wskazówki, a ja to potraktowałem jako prawdy życiowe? 

 

EDIT

Ona chciała czekać, rozmawialiśmy kilka razy o tym, że mam na głowie rozwód i potrzeba mi czasu, aby się otrząsnąć z tej trudnej sytuacji. 

 

Zaraz się Panowie okaże, że zaburzony (może z borderem) jestem ja, a nie E. :(

 

 

 

Edytowane przez Aurelis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.