Skocz do zawartości

Tragedia w trzech aktach


Rekomendowane odpowiedzi

Akt pierwszy...
Poznaliśmy się na pewnym popularnym portalu randkowym, gdzie ona w piątkowe wieczory zabijała nudę (ojciec dzieci zabiera je wtedy na noc)
a ja świeżo rozwodzie i zakończeniu 8 letniego związku, szukałem chyba bardziej zapomnienia niż jakiejś tam miłości swojego życia.
Miała fajne zdjęcie (takie inne od wszystkich) odpowiedni wiek (ona ok. 40, ja ok. 45) jakieś dzieci (mi akurat pasuje, bo też mam)
no i była naturalnie ładna w sensie że bez kilograma tapety na ryju i ufarbowanych kudłów mogła się podobać wielu facetom,
ale przede wszystkim była zajebiście inteligentna, a przy tym nie taka nadęta jak te wszystkie tam gwiazdy, łapała w mig moje żarty,
odróżniała ironię i sarkazm od bycia chamskim gburem, a co w tym wszystkim najśmieszniejsze, to bardzo szybko się okazało,
że jej były facet, ojciec jej dzieci, to mój koleś, który mieszkał kiedyś klatkę obok mnie i byliśmy tzw. chłopakami z podwórka,
miałem więc o tyle ułatwione zadanie, że nie musiałem się specjalnie wysilać nawet, żeby ją "zbajerować" na tym portalu,
bo gadka kleiła się sama, po jakimś czasie zaczęliśmy się regularnie spotykać, nasze dzieciaki też się polubiły, no i tak to się zaczęło.

 

Akt drugi...
Pierwszy rok znajomości, to była prawdziwa sielanka. Spotykaliśmy się kiedy tylko było to możliwe, pieprzyliśmy się bez przerwy,
a weekendy spędzaliśmy jak przykładna rodzinka z reklamy Winiary, ona, ja, nasze dzieci. W niedzielę wieczorem wszyscy się rochodzili
i wracali do siebie, mój syn do swojej mamy, ja do swojego mieszkania, moja królewna z dzieciakami do swojego i tak to sobie leciało,
aż zaczęło się powoli psuć, najpierw jakieś drobne sprzeczki i fochy (mnie wkurwiało na przykład to, że umawiam się z nią gdzieś
o tej i o tej godzinie, a ta sobie nie przychodzi, bo coś tam) potem poważniejsze kłótnie i tak zwane ciche dni z tym że zawsze
to ona musiała coś zjebać, a potem się dąsała, że ją opierdalam albo się obrażam, a ja się nie obrażam tylko mam wypierdolone na laskę,
z którą przez dwa tygodnie się umawiam na romantyczny weekend nad morzem w naszą pierwszą rocznicę i wszystko co miała zrobić,
to zarezerwować pokój w pensjonacie (ja zapierdalałem w tym czasie na budowie w Berlinie, dlatego poprosiłem ją o załatwienie tego)
a ona w ostatniej chwili mnie informuje, że to jednak głupi pomysł, bo taki pensjonat to przecież kosztuje i po co w ogóle bla bla bla,
żeby jakis czas później niechcący się wygadać, że w tym samy czasie przebywał w naszym mieście wielki kurwa celebryta obciągacz parów
niejaki Michał Piróg (kto to w ogóle jest do chuja wacława?) i jej córka bardzo by chciała mieć z nim zdjęcie, bo to jej idol jest.
Jej córka po pierwsze była wtedy u swojego ojca, który mógł dopilnować, żeby córeczka sobie zrobiła zdjęcie ze swoim idolem,
o którego istnieniu dowiedziała się chyba tydzień wcześniej jak miał do nas przyjechać, ale to szczegół. No więc nie, moja ukochana
uznała że zdjęcie córki z jakimś lachociągiem jest ważniejsze od naszych ustaleń, od naszej rocznicy, od jebanego weekendu nad morzem
i postanowiła osobiście dopilnować, żeby córcia to zdjęcie miała. Oczywiście że dostałem wtedy szału i zacząłem baczniej się przyglądać.

 

Akt trzeci...
Drugi rok znajomości, to było już powolne opadanie, bo nagle zaczęło do mnie docierać jakim jestem pierdolonym frajerem, że to szok.
Im więcej się kłóciliśmy, tym rzadziej się widywaliśmy, a im rzadziej się widywaliśmy, tym więcej miałem czasu na przemyślenia,
a im więcej o tym wszystkim myślałem, tym mocniej się zastanawiałem nad tym CO JA TU KURWA ROBIĘ? PO CO MI TO WSZYSTKO? NA CO MI TO?
Żeby bzyknąć raz na miesiąc, o ile zasłużę i będę miał farta, że akurat trafię w jej dobry nastrój? A jeśli nie trafię, to co wtedy?
I tak było rzeczywiście. Przychodziła do mnie albo ja do niej i już od progu wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem tylko co.
Jeden piątek, drugi piątek, trzeci piątek, czwarty piątek... no ileż można nie ruchać! W końcu zauważyłem dziwną prawidłowość,
że im bliżej weekendu, tym intensywniej moja królewna szuka pretekstu do kręcenia afery o dosłownie wszystko, powody tak z dupy wzięte,
że nawet nie będę się rozpisywał, bo i tak nikt nie uwierzy. Jeden przykład poglądowy: dzwoni do mnie w któryś czwartek około południa
i mi opowiada jak to rozmawiała dzisiaj przez telefon ze swoją siostrą i się pożarły, bo ona jej powiedziała, a tamta powiedziała...
A ja jestem w pracy. Stoję na dachu budynku i pilotuję dźwigowego, który mi z dołu podaje na taras palety z oknami. Obok moi ludzie
i jeszcze druga ekipa tynkarzy, żeby nam pomóc we wciąganiu tego ciężkiego chujstwa do środka, wszyscy stoją i czekają na mnie,
a ta mi pierdoli przez telefon o swojej siostrze jakiejś. Mówię do niej, że nie mogę teraz rozmawiać, wpadnę wieczorem to pogadamy,
a ona na to żebym spierdalał wieczorem, bo wieczorem dzieci się uczą i że w takim razie to nie ma sensu, bo nie daję jej wsparcia...
No i tak to mniej więcej wyglądało za każdym razem, gdy tylko zbliżał się czas weekendu. No dosłownie wszystko robiła tylko po to,
żeby zjebać atmosferę, nie dać mi dupy za karę i siedzieć całą noc naburmuszona tylko po to, żebym ja nigdzie sam nie polazł.
Po któryms z kolei takim zagraniu zaczęło mnie to wszystko już wkurwiać z lekka, bo jak ja mam siedzieć w jakimś syfie,
zapierdalać na każde wezwanie (przynieś, wynieś, zawieź, podwieź, załatw, zrób, pomóż, napraw, zobacz, sprawdź i tak do zajebania)
i gówno z tego mieć dla siebie, tylko fochy, dąsy i szczucie dupskiem, którego i tak nie dostanę, bo ona wiecznie zmęczona i śpiąca...
noż kurwa, laska pracuje w aptece, chuja tam wielkiego robi, tylko siedzi na piździe i książki czyta albo na fejsie z kimś pierdoli,
to faktycznie po tygodniu tak ciężkiej pracy może nie mieć już siły na nic. Za to ja mogę. Ba, muszę. Dla mnie nie ma takich słów
jak "zmęczony po pracy" czy "muszę odpocząć" albo "zrobię to jutro" nie i chuj. Zrobisz to teraz a jak skończysz, to coś ci znajdę.
I nie licz na to, że jak już wszystko zrobisz tak jak chcę, to ja ci się odwdzięczę jakimś seksem czy czymś innym, o nie mój drogi.
Na to to trzeba sobie zasłużyć, a to co robisz czy coś tam mi naprawisz to są normalne obowiązki mężczyzny, każdy to robi.

 

Droga ku wolności...
Trzeci rok znajomości rozpoczęliśmy od wspólnego zamieszkania ze sobą, co zresztą na niej siłą niemal wymusiłem, bo gdyby mogła,
to pewnie by ciągnęła w nieskończoność relację opartą na wysługiwaniu się zakochanym kretynem w zamian nie dając od siebie nic.
Tłumaczyłem jej milion razy, że takich lasek jak ona, roszczeniowych i leniwych babsztyli, które jedyne co mają do zaoferowania
to podstarzałe ciało z przemijającymi już niestety śladami dawnej urody, to w internetach siedzą tysiące i tylko czekają na jełopa,
który będzie im przysługi różne świadczył nie wołając za to pieniędzy, tylko wpadnie na obciąganie i wypnij tyłek od czasu do czasu
i żadna to dla mnie atrakcja tkwić w związku z wiecznie obrażoną królewną, która nie rozumie, że za darmo nie ma nic. Nigdy.
Jak coś ode mnie chcesz, to sama też musisz coś dać w zamian. Tyle weźmiesz ile dasz. Tak to kurwa działa na tym świecie.
Albo ona jest odporna na argumenty, albo ja mam za słaby dar przekonywania. Po wspólnym zamieszkaniu nie zmieniło się zupełnie nic,
a nawet gorzej, bo doszły mi tylko nowe obowiązki oraz coraz więcej kłótni, kiedy próbowałem protestować czy otwarcie się stawiać.
W końcu doszło do tego, do czego musiało prędzej czy później dojść i padł z jej strony argument ostateczny - wynoś się z tego domu.
O co poszło? O kotlety. A konkretnie o to, że miała te jebane kotlety usmażyć w niedzielę na obiad. Ja miałem pojechać w tym czasie
po ziemniaki i coś na surówkę. No to pojechałem. Wracam do domu, a ta leży i napierdala w telefon. Nic nie mówiąc usiadłem obok
i zacząłem obierać ziemniaki które przywiozłem. Następnie umyłem sałatę i zacząłem szykować sos do surówki. Nagle ona wstaje
i zaczyna się ubierać. Nic nie mówię i robię swoje. Poszła do jakiejś koleżanki. Ja zostałem w domu sam z dzieciakami. Super.
Wróciła po chyba dwóch godzinach, pokręciła się po chacie, pograła przez godzinę w grę na telefonie, coś do kogoś napisała
i znów zaczyna się ubierać. Nie wytrzymałem i się pytam czy znowu gdzieś wychodzi. Na co ona - a co, nie widać?
Poprosiłem więc grzecznie, żeby w takim razie zabrała ze sobą dzieci, bo ja jestem głodny, obiadu nie ma, więc pojadę na miasto zjeść.
Dostała szału, ale zacisnęła zęby i kazała się ubierać bachorom. Ja w tym czasie się ulotniłem i pojechałem z moim młodym na pizzę.
Jak wróciliśmy, to jej jeszcze nie było, więc siedzieliśmy do wieczora sami we dwóch. No i chuj. Obejrzeliśmy jakiż film i odwiozłem
go do byłej, a wkurwiony byłem już tak, że dach w samochodzie mi się zmarszczył jak zamykałem drzwi. No i wracam do domu...
Ta już jest, ale nic się nie odzywa, to ja też nie i chuj z nią. Zbliża się pora spania, ja już w łóżku, a ona jak gdyby nigdy nic:

 

- ty jutro jedziesz do roboty?
- jutro jest sylwester i nikogo nie będzie
- to znaczy tak czy nie?
- to znaczy nie
- ja idę do apteki na rano
- fajnie
- dzieci zostają w domu i nie ma dla nich obiadu
- ach tak?
- tak, dlatego zrobisz im kotlety
- ja zrobię? te kotlety co ty je miałaś dzisiaj zrobić?
- a co to jakiś problem?
- ty poważnie teraz mówisz czy jaja sobie robisz?
- ja będę w pracy, a ty w domu, to chyba możesz kotlety usmażyć, czego tu nie rozumiesz?
- no w sumie logiczne, tylko widzisz jest jeden mały problem jakby...
- jaki znó‬w problem?
- taki problem, że w piździe to mam
- słucham?
- który fragment mam ci powtórzyć?
- rozumiem że nie zrobisz dzieciom obiadu, bo jesteś obrażony i będziesz teraz stroił fochy?
- nie, nie rozumiesz. nie zrobię dzieciom obiadu, gdyż ponieważ albowiem nie jestem waszym służącym
- tak wiem, już to słyszałam. to w takim razie będziesz tak uprzejmy, spakujesz swoje rzeczy i do widzenia
- serio?
- serio serio. kiedy najszybciej mógłbyś to zrobić?
- no nie wiem, muszę coś znaleźć najpierw, pieniędzy nawet nie mam na kaucję i wynajem, musiałbym załatwić...
- a to mnie już gówno interesuje, do końca tygodnia ma cię tu nie być
- w porządku, jak chcesz
- dziękuję

 

Kurtyna opada i zjeżdża na linie wielki napis The End...
Kasę musiałem pożyczyć od byłej żony. Nie miała oporów, żeby mi przelać pięć koła od tak do "kiedyś tam jak będziesz miał"
ale co się wstydu najadłem, to przez całe swoje życie chyba tyle nie. Po nowym roku ogarnąłem jakiś kwadrat do wynajęcia
i wyjebałem stamtąd w pizdu jak ta moja była w pracy. Nie minął nawet miesiąc, a już do mnie wydzwaniają byłe dupy
z którymi kiedyś tam się bujałem czy nie mam może wolnego wieczoru i ochoty, żeby się spotkać "na kawę" aż opędzać się muszę.
Wczoraj miałem ustawione takie ruchańsko z jedną taką moją Dorotką, że chyba by jej dupę rozerwało jak bym z nią skończył,
to odpieprzyć się nie chciała, kiedy zacząłem wymyślać wymówki, że nie mogę bo coś tam gówno sraczka. Może i mogę, ale nie chcę.
To jest najmniej ważne akurat. Najważniejsze jest to, że kiedy dzisiaj tak sobie siedzę albo leżę i o tym wszystkim myślę...
Owszem, zachowałem jakieś tam wspomnienia, bo nie zawsze było chujowo, bez przesady, tak jak pisałem przez pierwszy rok
na serio się zabujałem, mało tego, po wprowadzeniu się do niej byłem tak szczęśliwy i podjarany, że następnego dnia
kupiłem jej pierścionek zaręczynowy (wypierdoliłem na ten cel trzy tysiące zaliczki z kolejnej roboty, brawo ja)
a dwa tygodnie później się oświadczyłem w naszej ulubionej restauracji. Jej mina, gdy znalazła pierścionek w fasoli...
jakby dostała kupon rabatowy do biedronki, zero emocji, żadnego dziękuję, no ładny pierścionek a gdzie cukier do herbaty?

 

Podsumowanie i wnioski...
W sumie to już przynudzam, bo nie mam jakoś żadnego pomysłu na efektowne zakończenie mojego pierwszego powitalnego wpisu,
a pisać mógłbym przez trzy kolejne noce bez przerwy o tym jak pańcia nie wiadomo kiedy z wielkiego wytatuowanego oprycha
zrobiła bezwolne popychadło i osobistego lokaja, któremu wystarczyło zakręcić dupą przed nosem, żeby zapierdalał jak opętany
na wysokości lamperii bez chwili na oddech czy choćby na jakąś refleksję w stylu - coś ty kurwa ze swoim życiem zrobił...
Jakie płyną wnioski z mojej historii? Wniosek jest w zasadzie jeden - jeśli pojawiają się wątpliwości, to nie ma wątpliwości.
Brnięcie w szambo po szyję cały czas licząc na to, że jeszcze wszystko się ułoży, kiedy kolejne fale gówna zalewają ci twarz...
Nic się już nie ułoży. Dlatego zamiast sobie wmawiać, że nie jest aż tak przejebane jak mogłoby być, bo inni mają gorzej,
trzeba zadać sobie jedno zasadnicze pytanie - czy nie mogłoby być inaczej, bo w końcu jacyś inni mają do kurwy nędzy lepiej.

 

Dzięki za uwagę i dotrwanie do końca.
Pozdrawiam. 

  • Like 28
  • Dzięki 4
  • Haha 2
  • Smutny 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia bardzo ciekawa. Dobrze że otworzyłeś oczy i miałeś ten czas na przemyślenie inaczej po dobrym dawkowaniu tobie dupy byłbys non stop na haczyku, a tak mogłeś dojśc do prawidłowych wniosków. 

Poczytaj książki marka i forum bo dużo jest schematów z tej histori będziesz wiedział gdzie zjebałeś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sklecenie na siłę czego z niczego nie ma sensu, daj sobie spokój, nic z tego nie będzie. Popełniłeś wiele błędów, zaangarzowałeś się i próbowałeś utrzymać to na siłę ? I po co straciłeś czas, nerwy i zdrowie. Jak się nie układa na początku i są takie tarcia, to potem tym bardziej się nie ułoży.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak leniwej i pustej baby 40+ dawno nie widziałem. Zaskakuje mnie, że w tym wielu (45) początkowa sielanka przesłoniła Ci oczy na tyle, że dałeś się tak poniżać i spantoflić, inwestując dalej w taką mendę.

Najważniejsze Bracie @marcopolozelmer, że wyszedłeś z tak toksycznej relacji i nie masz z tym potworem dzieci, wspólnego majątku i obowiązku alimentacyjnego.

Toksyczna samica to zapewne był szon z badoo?

Edytowane przez Morfeusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

Trzeci rok znajomości rozpoczęliśmy od wspólnego zamieszkania ze sobą, co zresztą na niej siłą niemal wymusiłem,

O ku..a tego to ja już w ogóle nie rozumiem. Kobietom nie ma sensu nic tłumaczyć. Jedyne co na nie działa to autorytet i siła.

Smutna historia. Dziwię się, że wcześniej tego nie skończyłeś bo na sam koniec potraktowała cię jak najgorszego śmiecia. Naprawdę słabo trafiłeś. I pierścionek... Co ci przyszło do głowy! Nie wspomnę już o rogach bo pewnie miałeś je dużo wcześniej dorobione. Gdyby nie było innego popychacza to pańcia by nie zerwała z tobą jak ze śmieciem. Zero szacunku, zero autorytetu. Ale ok, pewnie nie znałeś tego forum wcześniej. 
 

3 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

jeśli pojawiają się wątpliwości, to nie ma wątpliwości.

Bardzo mądre powiedzenie. 

Edytowane przez Tomko
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, Gr4nt napisał:

Zastanawia mnie tylko po co wymuszałeś na niej wspólne mieszkanie skoro było ci już wtedy chujowo z nią.

To jest dłuższa historia, ale co mi tam, nigdzie mi się nie śpieszy.

No więc ja jej mówiłem od samego początku naszej znajomości czego chcę i czego szukam, czego nie chcę i czego nie szukam.

Moje naturalne środowisko w którym czuję się najlepiej, to dom, rodzina, pies i cała reszta tych nudnych gówien.

Wszyscy teraz pukają się w czoło, a ja to lubię właśnie. Być mężem, facetem, wymieniać te jebane kontakty i naprawiać cieknące zlewy. 

No i chuj, że to głupie, ja tak mam po prostu. Poruszyłem tą kwestię od razu i byłem pewien, że zostałem dobrze zrozumiany. 

Tymczasem im dalej w las, tym więcej ona wynajdowała wymówek, że a to za wcześnie razem mieszkać, a to nie ma gdzie, a to chuj wie co...

No i dobra, przymykałem na to oko, bo w sumie już wiedziałem, że nigdy do tego nie dojdzie i oboje ciągniemy ten związek z braku laku bardziej.

Oprócz sprawy wspólnego mieszkania, męczyła mnie jeszcze inna historia związana z tym moim kolesiem jej byłym facetem, do którego moim zdaniem

ona cały czas czuła miętę i ukradkiem po cichu wzdychała, chociaż jego podobno też z chaty wyjebała, bo ciągle chlał i nic nie robił, tylko na kompie grał. 

No nieważne w każdym razie, prawdy jak to tam było i tak nie dojdę. Tak czy srak wkurwiały mnie okrutnie jej niektóre zagrania, takie jak na przykład:

 

Razu pewnego miała urodziny. Pierwsze "nasze" wspólne. W tajemnicy przed nią zamówiłem w najlepszej cukierni torta i w ciągu dnia jak była w pracy,

to jej go zawiozłem do tej apteki, że taka niespodzianka i w ogóle. Nawet go kurwa nie otworzyła, tylko zaniosła na zaplecze i że do pracy wracać musi. 

No dobra, myślę sobie, niech pracuje, wieczorem do niej zajdę, złożę normalnie życzenia... Czekałem do nocy na jakiś telefon, sms czy chuj wie co,

ale się nie doczekałem, ani słowa, nic. Na drugi dzień palę głupa, że nic mnie nie ruszyło i sam do niej napisałem czy dobry tort był i teraz uwaga...

Odpisała, że był bardzo dobry, aż Stachu wziął sobie do domu. Stachu, to ten jej były, ojciec dzieci. Mojego torta u niej wpierdalał i do domu wziął. 

Podczas gdy ja go nawet nie powąchałem. No myślałem, że jebnę łbem we framugę jak to przeczytałem, ale co mogłem zrobić, no co?

Znów przygrałem głupa, że spoko luz i zmilczałem już to jak naprawdę się wtedy poczułem.

 

Innym razem zapisałem mojego dzieciaka na zawody rowerowe. W sobotę. Jak ta się dowiedziała, to zrobiła smutną minę, bo sobotę chciała spędzić ze mną.

No to go wypisałem, bo i tak kręcił nosem, że nie bardzo mu się chce. Faktycznie byliśmy rok temu i pół dnia staliśmy w deszczu, żeby w końcu pojechał.

Mniejsza z tym. Wypisałem go z tych zawodów, a z nią się umówiłem, że całą sobotę spędzimy razem, wedle jej życzenia, bo przecież taki zajebisty jestem.

Przyszedł piątek wieczór, spotkaliśmy się jak zwykle u mnie, no i po pierwszej rundzie leżymy gadamy, nagle jej telefon pika, że wiadomość przyszła,

no więc bierze go do ręki i czyta, że jutro znaczy w sobotę jej syn ma jakieś tam zawody judo w jakiejś tam szkole gdzieś na wypizdowie

i ten jej były zabierze tam tego małego, ale on nie wie ile to będzie trwało i żeby się nie denerwowała jak trochę później niż zwykle jej go przywiezie.

No dobra, myślę sobie, co mnie to obchodzi, jak chce to niech sobie jedzie, w czym problem. Ale nie, ona też pojedzie i mam ją tam zawieźć. O 8 rano wyjazd.

 

 - czekaj czekaj, niech dobrze wszystko zrozumiem, to ja zrezygnowałem z wyścigów rowerowych mojego dziecka i specjalnie go nie wziąłem na sobotę do siebie,

żeby o 7 rano zrywać się z łóżka i o 8 zawieźć ciebie na jakąś wiochę i siedzieć tam z tobą całą sobotę, bo twój syn ma tam jakieś zawody o których teraz się dowiedziałaś?

- o boże już przestań się tak spuszczać nad tym swoim dzieckiem

- ale to ty się spuszczasz teraz nad swoim, mieliśmy robić coś innego o ile mnie pamięć nie myli, po to pozmieniałem swoje plany, specjalnie pod ciebie

- no to zmienisz jeszcze raz, co za problem

- nie, nie zmienię i nigdzie z tobą nie pojadę, a tylko spróbuj ruszyć dupę z tego pokoju, to możesz od razu zabrać wszystkie swoje rzeczy z tego mieszkania

- śmieszny jesteś, nie będziesz mnie wychowywał, a jak nie chcesz ze mną jechać, to kto inny pojedzie, pa

 

Ubrała się i wyszła.

Pojechała na te zawody z tym swoim byłym, spędzili tam cały dzień, wieczorem przyszła po torebkę jakieś tam gówna i wychodząc rzuciła z przekąsem:

 

- i co, znowu obrażony?

- zabieraj dupę i wynocha

- no to cześć

- spierdalaj

 

Oczywiście że po tygodniu przylazła i użyła starych jak świat argumentów, żeby mnie przekonać, abym jednak jej wybaczył i dał jeszcze jedną szansę.

Takiego ruchania jak wtedy, to ja dawno nie miałem i głupi baran uległem, bo co mogłem zrobić... Jednocześnie strojąc groźne miny jej zapowiedziałem,

że jeśli jeszcze raz, kiedykolwiek pod jakimkolwiek pozorem wsiądzie z tym typem do jednego samochodu czy gdziekolwiek, to może od razu wypierdalać.

Tak oczywiście, ona rozumie, ona już nigdy, ona mnie kocha, ona była zła, ona żałuje, ona już więcej nie będzie... Nie minął nawet kurwa miesiąc

jak odwaliła identyczny numer i to z pełną premedytacją, wiedząc doskonale co się stanie jeśli to zrobi, bo pół dnia ją ostrzegałem, prosiłem, groziłem.

 

W któryś tam weekend ta jej córka (fajna dziewczyna swoją drogą, tylko za bardzo rozpieszczona) nagle sobie stwierdziła, że ona ma depresję (dziecko lat 13)

i w związku z tym nie chce iść do taty na noc, tylko woli zostać w domu. No dobrze, przecież rozumiem, depresja to poważna sprawa, zwłaszcza u trzynastolatki.

Ustaliliśmy wspólnie, że w takim układzie ta moja gwiazda niech sobie zostanie z córką w domu, a ja korzystając w okazji wyskoczę z chłopakami na jakieś piwo,

bo co mam w domu sam siedzieć w piątek wieczorem bez sensu. No i dobra, tak się umówiliśmy i luz. Nadszedł piątek, ja już mam nagrany wieczór z kumplami,

a ta do mnie pisze sms, że młoda sobie zażyczyła pojechać do IKEA w sobotę czyt. ja mam ich tam zawieźć, a więc najpierw mam odwołać piątkową imprezę, 

bo przecież nie wsiądę do auta po całonocnym chlaniu, a następnie mam znów całą sobotę przeznaczoną na spędzanie czasu z moim dzieckiem tak odkręcić,

żeby jaśniepaństwo wieźć do IKEA, zmarnować na to cały dzień (najbliższa IKEA jest w Gdyni ponad 200 kilometrów w jedną stronę) i co z tego mieć? No nic, a co.

Więc grzecznie podziękowałem za propozycję i poprosiłem o dokładne przyjrzenie się mojej twarzy, zwłaszcza okolice czoła czy jest tam świecący neon z napisem TAXI

po czym równie grzecznie acz stanowczo wyłuszczyłem, gdzie w moim ciele znajduje się miejsce do umieszczania tego rodzaju próśb, tym bardziej w ostatniej chwili.

Nastąpiła cisza... cisza przed burzą.

Kolejny dzień rozpoczął się zwyczajnie, tak jak może się rozpocząć dzień po chlaniu z kolesiami, a kiedy zacząłem już trzeźwieć i jarzyć mniej więcej co się odjebało,

to tak jakoś głupio mi się zrobiło i napisałem do niej przymilnego sms obiecując, że w niedzielę pojedziemy do IKEA w Berlinie, bo dzisiaj (sobota) za kółko nie siadam.

Odpisała po około godzinie, że już jest za późno, że wszystko spierdoliłem, że doprowadziłem do tego, że ona z córką i tym swoim byłym jedzie na pokaz balonów.

 

- co ty znowu odpierdalasz dziewczyno, jaki pokaz balonów, gdzie?

- w dupie, zaraz wyjeżdżamy i nie będzie nas cały dzień

- a on tam po co potrzebny? przecież nawet auta swojego nie ma

- jedziemy moim, a on będzie prowadził, bo zna drogę

- wyraziłem się chyba jasno w temacie waszych wspólnych wyjazdów i spędzania razem czasu

- on jest ojcem dzieci, a ty kim jesteś?

- no właśnie, dobre pytanie

- no właśnie

- okej, to jedź w takim razie i bawcie się dobrze, tylko już nigdy więcej do mnie nie pisz ani nie dzwoń

 

I w taki oto sposób się rozstaliśmy. Po dwóch czy trzech tygodniach robiła jakieś podchody, przez swoją córkę, przez naszych wspólnych znajomych,

przez mojego wspólnika z firmy, nawet przez moją pierwszą byłą żonę (ta co mi kasę pożyczała, to jest moja druga była żona, matka mojego syna)

ale konsekwentnie na to lałem, tym bardziej że co tydzień miałem 2-3 randki z portali i w dupie tam żebranie o miłość jakiejś pierdolniętej facetki.

Ta jak się dowiedziała, że ktoś gdzieś mnie widział z inną babą, to dostała spazmów i uruchomiła cały arsenał dostępnych środków, żeby się ze mną spotkać.

W końcu się zgodziłem, bo akurat miałem wolne od randek, dzieciak pojechał z matką do Łodzi, siedziałem sam jak dupa w chacie, to mówię a pójdę co mi tam.

No i polazłem jak ten debil. Gadka szmatka, że ona zrozumiała, że ona zrobi wszystko, że musimy spróbować ostatni raz, że to nie może tak się skończyć...

 

- moja mowa będzie krótka

- no słucham

- szczerze mówiąc nie wierzę w ani jedno twoje słowo

- rozumiem

- nic nie rozumiesz. gdybyś rozumiała, to nie musiałbym pierdolić co miesiąc od nowa w kółko to samo

- no ja wiem, ale co

- nie wiem co, a co ma być

- spotykasz się z kimś, wiem o tym, szybko się pocieszyłeś

- jeśli próbujesz we mnie wzbudzić poczucie winy, to przypominam, że byłem dwukrotnie  żonaty

- okej, to co mam zrobić

- tym razem będę nieugięty i powiem to tylko raz, lepiej dobrze zapamiętaj, a najlepiej to sobie zanotuj

- dobrze, mów

- po pierwsze ostateczne rozwiązanie kwestii waszych spotkań z twoim byłym waszych rodzinnych wyjazdów i innych gówien

- dobrze

- po drugie nigdy nawet nie zapytasz o imię dziewczyny z którą się spotykam i nigdy nawet nie spojrzysz w jej kierunku na ulicy

- dobrze

- po trzecie i ostatnie, jeśli naprawdę chcesz spróbować, to tylko na 100%, żadne półśrodki, żadne sranie po krzakach

- to znaczy?

- to znaczy, że licząc od tej chwili masz dokładnie trzy sekundy, żeby odpowiedzieć na pytanie - kiedy razem zamieszkamy - czas start

- kiedy chcesz

- okej, załatwione

- i co teraz?

- powiedziałem, załatwione

 

No i tak oto właśnie zamieszkaliśmy razem, chociaż byłem niemal pewien, że za chwilę spróbuje się migać i kombinować, żeby to odkręcić, ale nie

co bym od razu wykorzystał żegnając ją ozięble, bo ta laska z którą już się spotykałem była we mnie tak zapatrzona, że jak szła na randkę,

to zostawiała za sobą mokry ślad na chodniku i miałem niezły dylemat czy by jeszcze jej nie puknąć na pożegnanie, ale przecież kurwa "ja nie jestem taki"

 

  • Like 7
  • Haha 2
  • Zdziwiony 1
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Straszna opowieść o rycerzu który lubi polerować zbroję. Ale momentami się uśmiałem, kotlet wygrał ;)

 

Przede wszystkim opierasz swój świat na kobiecie, a to jest podstawowy błąd który ucina jaja tępym nożem. Nie będę opisywał błedów które popełniłeś, bo jak poczytasz forum to wszystko stanie się Tobie jasne. Plus książki Kobietopedia, Stosunkowo Dobry, No More Mr Nice Guy. 

 

Dobrze że tu trafiłeś, jesteś jeszcze młody dużo przed Tobą ;)

Edytowane przez Taboo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to dość szokująca historia, to powinno się skończyć znacznie wcześniej. Wygląda na to, że od pewnego momentu sam to ciągnąłes, a pani miała to w de. A może od początku miała, tylko seks przysłonil.

 

Napisałeś, że jest zajebiscie inteligentna, ale historia tego nie potwierdza. Np sprawa z tortem - oddanie to eksowi znajduje się w rejonach zbliżonych do wyrzucenia tortu do śmieci. Pani powinna to wymyślić. Tzn albo nie jest wcale inteligentna, albo znajduje jakąś sadystyczna przyjemność w poniżaniu Ciebie. Być może nie uważa Cię za faceta na swoim poziomie, pokazywała Ci to i "trzymała" póki byłeś użyteczny, ew grała Tobą pod eksa.

 

Po drugiej tego typu historii powinieneś zabrać zabawki i się wynieść, na spokoju i bez spinek przez SMSy.

 

Pomysł zamieszkania razem, jak już wspomniano wyżej, bardzo dziwny.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

To jest dłuższa historia, ale co mi tam, nigdzie mi się nie śpieszy.

No więc ja jej mówiłem od samego początku naszej znajomości czego chcę i czego szukam, czego nie chcę i czego nie szukam.

Moje naturalne środowisko w którym czuję się najlepiej, to dom, rodzina, pies i cała reszta tych nudnych gówien.

Też tak mam. Choć obecnie na rodzinie mi nieszczególnie zależy i raczej nie potrzebuję jej zakładać, to naturalnie wiem, że mam trochę tak jak Ty. Nawet nie chodzi o programowanie społeczne. Są faceci nieodpowiedzialni którzy mają na wszystko wyjebane - tacy jak ten Stach - i oni często są obiektem westchnień bab. Są też faceci tacy jak my, którzy naturalnie uwielbiają planować, kontrolować, zdobywać, rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze, ogarnąć, dominować.

I jest w tym jeden ogromny, ale to ogromny haczyk. W tym wszystkim my po prostu zapominamy o zasadzie równego wkładu. No bo natura nas pcha do tego, że to my mamy ogarniać. Wiem o czym mówisz z tym zamieszkaniem, bo miałem podobnie. Moja była też była taka rozmemłana, może chce, może nie chce, ona 'sama nie wie'. A ja chciałem zamieszkać, rodzina, dzieci - norma. No i z czasem zaczęła sobie coraz bardziej pozwalać. Potem okazało się, że był jakiś fagas WŁAŚNIE WTEDY kiedy mówiła, że nie wie, że ona sama nie wie, że w ogóle to tak nie bardzo, że sama nie i wie a w ogóle to ona sama nie wie, eh. Biedactwo. 

 

To zawsze działa w ten sposób - jak baba tak gada - zwykle albo ktoś jest albo zaraz będzie.

Niestety musisz pamiętać, że większość kobiet jest jak małpy - dostanie po mordzie - ups, nie wolno, nie dostanie po mordzie - wolno, wszystko jest okej. One nigdy nie wychodzą z tej gry i nigdy nie wychodzą z licytacji dupą, wkładem w związek, itd. Nigdy. Zawsze negocjują i pozwalają sobie gdy popuścisz granice. 

 

Spójrz od strony finansowej i obliczeniowej jak dużo straciłeś. Ja dziś uprawiałem seks z jedną diwą - 150 zł, 30-letnia seksowna blondynka, mieliśmy pełną godzinę - prawdziwą, pełną godzinę seksu, na koniec zrobiła mi masaż :)

150 zł - tyle mnie to kosztowało. Jeśli mam 4 takie wizyty w miesiącu to jest 600 zł. Policz sobie ile włożyłeś miesięcznie w swoją myszkę. Dodaj te koszty benzyny, podwózek, reperowania, kupowania czegoś do tej reperki (części, itd.), jedzenie, rachunki. Pewnie z 1000 zł szło miesięcznie spokojnie. A dostawałeś okazjonalny 15 minutowy seks i fochy, stres, nerwy. A wszystko to w atrapie myślenia, że no tak, no ale diwa to nie to, a ta przynajmniej 'kocha'. Haha. NIE. Nie kocha. Bo żadna kobieta nie pokocha Cię w taki sposób w jaki Ty rozumiesz miłość.

 

One tak nie potrafią. Widziałeś jej miłość w praktyce? 'Gówno mnie obchodzi gdzie zamieszkasz'. :) 

 

Wiesz jak wyglądała miłość mojej myszki po 5 latach? 'Nie ufam już Ci'. '-To spadaj'. 

Kobiety nie są sentymentalne, nie myślą o wielu wspólnych latach, wielu chwilach - one działają pod wpływem impulsu, chwili.

 

Ja to widzę tak - możesz szukać kobiety do rodziny i wspólnego domu - nie przeczę, czasem się to w miarę udaje niektórym. Zawsze jednak od teraz pamiętaj o złotej zasadzie wkładu własnego. Żebyś się już nigdy nie zapomniał w tym swoim męskim ogarnianiu, reperowaniu i zawsze pamiętał, że właśnie w ten sposób coś jej dajesz i powinieneś żądać zwrotu. Zasada dwóch szans - jak kobieta obie zignoruje - od razu kop w dupę i następna.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Kapitan Horyzont napisał:

nie uważa Cię za faceta na swoim poziomie, pokazywała Ci to i "trzymała" póki byłeś użyteczny, ew grała Tobą pod eksa.

 

To wszystko prawda, sam doszedłem do identycznych wniosków, a utwierdziło mnie w tym przekonaniu nasilenie się jej pojebanych akcji,

kiedy wprost i bez ogródek rozjaśniłem kwestię wykończenia domu, który ona teraz buduje licząc chyba na to, że moi ludzie tam wejdą

i będą zapierdalać od rana do nocy spełniając zachcianki królewskiego dworu, a kiedy już skończą i posprzątają, to usłyszą "dziękuję".

Siedzę pół metra od niej i tłumaczę, żeby od razu wybiła sobie to z głowy, bo w Polsce nikt za darmo nie pracuje i ja też nie zamierzam,

bo mój czas na budowie kosztuje i z tego żyję, a nie ze spełniania dobrych uczynków za damski chuj i robienia komuś dobrze,

więc lepiej niech szuka już ekipy, która tym się zajmie, niech jej zrobią kosztorys i niech tylko nie zemdleje przypadkiem jak w niego spojrzy,

a ja mam ludzi tam zagonić i kazać im za darmo robić, kiedy nawet cienia gwarancji nie mam na to, że kiedykolwiek w tym domu zamieszkam,

a jeśli mnie przeczucie nie zawodzi, to zaraz po skończonej robocie dostane kopa w dupę i jakiś inny frajer będzie przy moim kominku się wygrzewał.

Raz już taki dil zrobiłem remontując całą chatę żonie, która bez mrugnięcia okiem wyrzuciła mnie z walizkami na ulicę i musiałbym do reszty ochujeć,

żeby ten sam błąd popełnić drugi raz, mowy nie ma i zapomnij. A ona na to - no skoro tak stawiasz sprawę, to chyba faktycznie nie ma tu dla ciebie miejsca

jak masz tak wszystko wyliczać i przeliczać co się tobie opłaca i co ty będziesz z tego miał... I nagle w jej oczach zobaczyłem niechęć zmieszaną z pogardą

oraz takie jakieś coś jakby te oczy mówiły - ty stary łysy durniu, a kto by chciał takiego wała, coś ty sobie myślał, że komu ja to robię, tobie? 

Bez kitu jak na mnie wtedy spojrzała, to jakbym słyszał te słowa, tylko że usta miała zamknięte.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@marcopolozelmer no tak, ale po co się bawisz w takie przydlugie wyjaśnienia? Pani chce remontować dom - mówisz, że możesz polecić ekipę. A Ty nie masz czasu, kontrakty na 10 lat naprzód. Możesz oczywiście pani pomóc, np dokonać odbioru robót czy skonsultować kosztorys i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po co się bawię... po to, że cały czas jestem mamiony wizją wspólnego mieszkania w tym domu, a więc według niej to tak jakbym robił dla siebie,

a dla mnie to tak jakbym był największym osłem na świecie, który jest w ciemię bity i jeszcze nie jarzy, że jego dni już dawno są policzone, 

a skończą się wraz z upływem terminu przydatności do użycia czyli dokładnie w dniu w którym domek będzie już wyrychtowany i gotowy do zamieszkania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 hours ago, marcopolozelmer said:

ja świeżo rozwodzie i zakończeniu 8 letniego związku, szukałem chyba bardziej zapomnienia niż jakiejś tam miłości swojego życia

To czemu nie raczyłeś JEJ tego wyartykułować na samym początku? :)

 

8 hours ago, marcopolozelmer said:

Miała fajne zdjęcie (takie inne od wszystkich) odpowiedni wiek (ona ok. 40, ja ok. 45)

Odpowiedni wiek wedle moich obliczeń to 45/2+7 czyli 30 :) Jak Ci 40 wyszło to ja nie wiem :)

 

8 hours ago, marcopolozelmer said:

zaczęło się powoli psuć, najpierw jakieś drobne sprzeczki i fochy (mnie wkurwiało na przykład to, że umawiam się z nią gdzieś o tej i o tej godzinie, a ta sobie nie przychodzi, bo coś tam)

To nie jest drobna sprzeczka. To otwarte lekceważenie, zwłaszcza jeśli się powtarza.

 

8 hours ago, marcopolozelmer said:

mam wypierdolone na laskę,
z którą przez dwa tygodnie się umawiam na romantyczny weekend nad morzem w naszą pierwszą rocznicę i wszystko co miała zrobić,
to zarezerwować pokój w pensjonacie (ja zapierdalałem w tym czasie na budowie w Berlinie, dlatego poprosiłem ją o załatwienie tego)
a ona w ostatniej chwili mnie informuje, że to jednak głupi pomysł, bo taki pensjonat to przecież kosztuje i po co w ogóle bla bla bla,
żeby jakis czas później niechcący się wygadać, że w tym samy czasie przebywał w naszym mieście wielki kurwa celebryta obciągacz parów
niejaki Michał Piróg (kto to w ogóle jest do chuja wacława?) i jej córka bardzo by chciała mieć z nim zdjęcie, bo to jej idol jest

Czy potrzebowałeś jeszcze dobitniejszego dowodu że jej zwisasz? :) Naprawdę nie mogłeś zakumać o co chodzi? Ile oszczędził byś czasu i nerwów? :)

 

Swoją drogą mały homofob z Ciebie ;) Choć rozumiem, że po prostu łatwiej w ten sposób wyładować negatywne emocje ;) 

 

8 hours ago, marcopolozelmer said:

Oczywiście że dostałem wtedy szału i zacząłem baczniej się przyglądać.

PO CO? PO JAKĄ CHOLERĘ się zdenerwowałeś? Co zyskałeś wściekając się? Ulżyło Ci? Sytuacja się zmieniła na lepsze bo się wściekłeś?

 

Wytłumacz proszę co konkretnie osiągnąłeś wybuchając? Skoro nie odpowiadało Ci jej zachowanie to dla czego po prostu się nie uśmiechnąłeś, nie przyznałeś jej racji i nie życzyłeś jej wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia ;)

 

8 hours ago, marcopolozelmer said:

Trzeci rok znajomości rozpoczęliśmy od wspólnego zamieszkania ze sobą

Ile lampek ostrzegawczych potrzebujesz? To już była cała pieprzona choinka, a ty dalej w to brnąłeś.

 

4 hours ago, marcopolozelmer said:

Być mężem, facetem, wymieniać te jebane kontakty i naprawiać cieknące zlewy. 

Być beta-providerem. Mr Nice Guy do porzygu.

 

4 hours ago, marcopolozelmer said:

Razu pewnego miała urodziny. Pierwsze "nasze" wspólne. W tajemnicy przed nią zamówiłem w najlepszej cukierni torta i w ciągu dnia jak była w pracy, 

to jej go zawiozłem do tej apteki, że taka niespodzianka i w ogóle. Nawet go kurwa nie otworzyła

Czy potrzeba większego dowodu na to, że byłeś w jej życiu INTRUZEM. Furiatem, który czegoś od niej chciał? A ona tolerowała to tylko i wyłącznie dlatego, że "nic lepszego" mogła nie znaleźć :)

 

Szczerze? Byliście siebie warci, bo ona zachowywała się jak idiotka, ale to ty dałeś perfekcyjny pokaz BRAKU SZACUNKU DO SAMEGO SIEBIE.

 

Dobra nawet nie chce mi się łapać cie za słowa. A ta akcja z odwołaniem roweru dziecka by z nią spędzić sobotę, po to żeby ta w sobotę z byłym pojechała na zawody swojego dziecka ;) Naprawdę rozczulające.

 

Wiesz jaki masz problem?

 

Ty myślałeś że jesteś alfa, a tak naprawdę zasuwałeś jak idiota na jej odleglej orbicie. Mało tego, dzieliłeś dupę z ex i nie chciałeś tego zauważyć ;) Bo jeśli myślisz ze mu nie dala dupy w trakcie tego wszystkiego to jesteś bardzo niepoprawnym optymistą ;)

 

Lubisz komplikować sobie życie.

Ty po prostu uwielbiasz się w takim gównie babrać. Nie ma innego LOGICZNEGO wytłumaczenia - bo nie uwierzę ze miała tak wspaniałą cipkę, że mózg Ci wysiadł :)

 

Zalecał bym kontakt z psychologiem i przepracowanie swojego dzieciństwa oraz obu małżeństw bo zdecydowanie coś nie tak z Twoja głową. Niby widzisz manipulacje ale albo "nie reagujesz" albo akumulujesz w sobie złość, a potem przechodzisz nad tym do porządku dziennego. To NIE JEST normalne zachowanie.

 

I mam dla Ciebie bezcenną radę. ODPUŚĆ SOBIE DUPY "na stałe". Bo zrobisz dokładnie to samo. Sam wejdziesz w rolę przynieś/wynieś/pozamiataj a potem zdziwisz się znów nagle, że nie możesz wyegzekwować żadnego szacunku. Nie dostaniesz szacunku od nikogo innego jeśli nie potrafisz uszanować siebie i swojego czasu.

 

Do przeczytania, koniecznie:

- Pema Chödrön - Kiedy życie nas przerasta (dla zyskania właściwej perspektywy)

- KOBIETOPEDIA mistrza ceremonii, miłościwie nam panującego arcykapłana tej sekty porywaczy ciał Marka K.

- Robert A. Glover - No More Mr Nice Guy, gdzieś tu na forum jest zalinkowana pl wersja

 

 

Edytowane przez nieidealny świat
  • Like 1
  • Dzięki 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, marcopolozelmer napisał:

Po co się bawię... po to, że cały czas jestem mamiony wizją wspólnego mieszkania w tym domu, a więc według niej to tak jakbym robił dla siebie,

a dla mnie to tak jakbym był największym osłem na świecie, który jest w ciemię bity i jeszcze nie jarzy, że jego dni już dawno są policzone, 

a skończą się wraz z upływem terminu przydatności do użycia czyli dokładnie w dniu w którym domek będzie już wyrychtowany i gotowy do zamieszkania.

Ja nie rozumiem, dlaczego remontowałeś/przymierzałeś się do remontowania różnym kobietom (byłej żonie, tej obecnej byłej, itd.) zamiast sam sobie wybudować dom (bo jak wnioskuję tego nie zrobiłeś skoro szukałeś wynajmu). To jakaś patologiczna postawa totalnego białego rycerza jebanego bez mydła przez każdą kolejną. Po co Ty chciałeś mieszkać w jej domu? Ja też miałem fazę na to, żeby zamieszkać z babą, ale zawsze było dla mnie jasne, że ona ma zamieszkać u mnie. Nakłaniała mnie żebym przyjechał do niej ale nigdy nawet nie chciałem słyszeć o takim durnym pomyśle.

 

Ty nie dość, że chciałeś mieszkać u niej, to jeszcze wszystkim te domy wyremontowałeś tylko nie sobie. WTF?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

Po co się bawię... po to, że cały czas jestem mamiony wizją wspólnego mieszkania w tym domu, a więc według niej to tak jakbym robił dla siebie,

Niezależnie od moich poglądów na zamieszkanie z kobietą i jej dziećmi, na pewno oboje musicie tego chcieć. Przecież wiadomo, że nie będziesz obciążeniem - dołożysz się do opłat, przejmiesz część obowiązków itp. Jeśli pani na wstępie stawiała chore warunki typu sponsorowanie remontu za kilkadziesiąt tysięcy, to ja w tym momencie bym zakończył związek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.