Skocz do zawartości

Tragedia w trzech aktach


Rekomendowane odpowiedzi

6 godzin temu, doler napisał:

 

 

Gościu, tego się nie da uratować. W jej oczach jesteś stracony. Tutaj nic nie pomoże. Musisz się ewakuować. Ty nie pracujesz,, że w ogóle hajsu nie masz ? Przez to jesteś jeszcze większą pipą w oczach kobiet. 40 latek pożycza kasę od byłej żony,bo nie ma na życie ? No ja pierdole.  

Nie no pracować pracuję, mam własną działalność, ale CO TO ZA PRACA jak to zawsze słyszałem, że DZISIAJ PRACUJESZ A JUTRO LEŻYSZ 

Przez siedem miesięcy nie schodziłem z budowy, bo robiliśmy dwa piętra kamienicy plus jeszcze poddasze. Roboty od zajebania, umęczony jak chuj,

kiedy wreszcie skończyliśmy padło hasło "panowie robimy sobie przerwę" i faktycznie siedziałem w domu przez tydzień czy dwa tygodnie no może trzy.

Jak nie pracuję to nie zarabiam, a kasa idzie moment. Potem przyszły święta, prezenty, srenty, wyjebałem się z pieniędzy do cna, ale nie panikowałem,

bo kolejne zlecenie miałem rozpocząć od połowy stycznia i zgarnąć konkretną sumkę, ale rzeczywiście wtedy jechałem już na oparach oszczędności.

Ona bardzo dobrze o tym wiedziała. I o tym że gotówka mi się kończy i o tym że nie mogę ruszyć z robotą i o tym że nawet gdybym chciał,

to na dany moment zwyczajnie nie mam ani dokąd ani za co się wyprowadzić tak z dnia na dzień. Oczywiście, że żądanie natychmiastowej wyprowadzki

było podyktowane przede wszystkim sadystyczną chęcią patrzenia jak się przed nią płaszczę, kajam i błagam o przebaczenie obiecując poprawę.

 

Myślę że tak naprawdę, to chciała tylko mnie sprawdzić, ale chyba nie sądziła że faktycznie sobie pójdę. No bo gdzie i za co, to po pierwsze,

a po drugie jej wewnętrzne przekonanie o własnej zajebistości pewnie nawet nie dopuszczało takiej myśli, że mógłbym to jednak zrobić.

Mam osobiste podejrzenie graniczące niemal z pewnością, że wiadomość sms o pożyczce od byłej żony i mojej wyprowadzce, kiedy była w pracy,

ścięła ją z nóg, bo tego się akurat nie spodziewała, ale nic już nie mogła zrobić, bo wszystko tak obliczyłem, żeby się zawinąć zanim ona wróci.

Jak to mi kiedyś powiedziała - jej się nie zostawia, to ona rzuca - he he kurwa, no to potrzymaj mi piwo i patrz. Psychiczna sucz.

Nie wiem, może za dużo sobie wyobrażam, ale pozwalam sobie sądzić, że powrót z pracy do pustej chaty, to był dla niej szok poznawczy,

chociaż z drugiej strony może też i ulga. Trudno powiedzieć, pewnie to i to po trochu.

 

Panowie co wam będę dużo pierdolił, nie minął jeszcze miesiąc jak mnie wyjebała, a już dwa razy do mnie dzwoniła i dwa razy wypisywała jak ona tęskni. 

Ani nie odebrałem telefonu, ani nie odpisałem na sms, bo mam to w dupie zwyczajnie, ale co najbardziej mnie zdziwiło, to to, że nawet mnie nie korciło.

Nic, kompletny zlew, usuń połączenia nieodebrane, potwierdź, wypierdalaj. Od napisania jej ostatniej wiadomości, że klucze wrzuciłem do skrzynki na listy,

nie odezwałem się do niej ani słowem i nie mam nawet zamiaru. Na fejsie ją zablokowałem już dawno, nikt z jej znajomych nie wie gdzie obecnie mieszkam, 

wyprowadziłem się dokładnie na drugi koniec miasta, więc nie ma takiej możliwości, żebyśmy się spotkali gdziekolwiek przypadkiem. Tym razem nie wrócę.

Myślę, że powoli bo powoli, ale zaczyna to do niej docierać, a kiedy opadł kurz i emocje, posiedziała trochę sama w domu, przemyślała sobie to i owo ...

Zresztą w dupie to mam. Już nie chodzi nawet o jakąś tam męską dumę czy honor, bo to są tylko wyświechtane frazesy dla małolatów i przegrywów, 

ale chodzi zwyczajnie o to, że w końcu sobie uświadomiłem, że nigdy nie będę z nią szczęśliwy. Po prostu. Może przez chwilę byłoby miło i sympatycznie,

jednak prędzej czy później ta sucza natura i spierdolony charakter z niej wylezie, a wtedy wszystko zacznie się od nowa. Szkoda zdrowia, za stary na to jestem...
 

 

Edytowane przez marcopolozelmer
literówki
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieszysz się, że wygrałeś potyczkę w kompletnie przegranej wojnie.

 

Ponadto - jak dorosły, 45-letni facet może być kompletnie splukany? Jestem w podobnym wieku, choć uczciwie przyznaję, że zapewne mam lepiej płatną robotę. Jednak w momencie rozwodu też byłem bez grosza i nie wchodziłem w żadne głębsze związki, póki nie odłożyłem kasy. Mam też żelazną zasadę, że z każdej pensji muszę być w stanie coś odłożyć - inaczej trzeba coś zmienić, bo życie za drogo mnie wynosi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był kiedyś taki temat na forum, czy lepiej wcześniej zerwać z laską czy czekać aż ona zniszczy związek i zerwie. Opinie Braci w większości "wcześnie zerwać".

 

A teraz popatrz, jakbyś zerwał rok... półtora roku temu to nie zdążyła by Ci tak mocno zryć beretu i na jej przeprosiny wrócił byś w podskokach. Teraz gdy widzisz wszystkie jej wady jest Ci o wiele łatwiej się zdystansować. A co najważniejsze, ona teraz może wyrywać sobie włosy z głowy bo TO ONA ZERWAŁA ze swoim bankomatem :) sama odcięła się od zasobów i usług. Oczywiście ten stan się skończy gdy znajdzie sobie nowy bankomat.

 

Dla mnie "wcześnie zerwać" to może być na samym początku. Jak już po paru mc się zabujasz i wtedy zerwiesz to będziesz się zwijał z bólu i głodu hormonalnego, niepewności czy dobrze zrobiłeś. Po kilku tygodniach od zerwania postać kobiety jest często wybielana w głowie i wtedy się zaczyna jazda.

 

Gdy ktoś uniesie się honorem, za wcześnie zerwie a potem ma wątpliwości czy dobrze zrobił... lepiej chyba poczekać aż spierdolina wypłynie cała i nie mieć potem wątpliwości.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Kapitan Horyzont napisał:

Cieszysz się, że wygrałeś potyczkę w kompletnie przegranej wojnie.

 

Ponadto - jak dorosły, 45-letni facet może być kompletnie splukany? Jestem w podobnym wieku, choć uczciwie przyznaję, że zapewne mam lepiej płatną robotę. Jednak w momencie rozwodu też byłem bez grosza i nie wchodziłem w żadne głębsze związki, póki nie odłożyłem kasy. Mam też żelazną zasadę, że z każdej pensji muszę być w stanie coś odłożyć - inaczej trzeba coś zmienić, bo życie za drogo mnie wynosi.

Nasz związek trwał ponad 2 lata i nie zawsze byłem spłukany. W momencie kiedy ją poznałem miałem ciepłą posadkę w studio fotograficznym,

a w szufladzie równiutko poukładane paczuszki po 10 tysięcy PLN w każdej. Było ich razem sześć, tyle mi zostało po sprzedaży mojego mieszkania

i spłaceniu pierwszej byłej żony, do której należały 2 z 3 części lokalu. To po części rozjaśnia temat, dlaczego nie posiadam własnego lokum.

Także to nie jest tak, że zawsze byłem gołodupcem, bo miewałem lepsze momenty i na brak forsy nigdy nie narzekałem.

Sytuacja w jakiej się znalazłem, to pokłosie rozrzutnego trybu życia ponad stan, nietrafionych inwestycji na giełdzie, no i co tu dużo mówić,

na ostatniej robocie inwestor nas wyjebał na ponad 30 klocka, które dopiero zaczynam odrabiać, a to zajmie trochę czasu.

W tak zwanym międzyczasie trzeba z czegoś żyć, a życie kosztuje, zwłaszcza jak chcesz się bawić w głowę 5 osobowej rodziny.

Kasa nigdy nie była u nas problemem, dopóki ona nie wpadła na super zajebisty pomysł, żeby dom jakiś budować i zaczęła początkowo nieśmiało,

a potem już coraz śmielej dopytywać czy zamierzam partycypować w kosztach budowy, no bo skoro mamy tam razem mieszkać...

 

- skoro mamy tam razem mieszkać, to ja to chcę mieć na papierze bejbe i dopiero wtedy możemy zacząć rozmowę

- jak na papierze, to co ty myślisz, że ja jestem taka jak twoja eks żona i wezmę od ciebie kasę na dom z którego cię wyrzucę jak ona?

- tak, dokładnie tak właśnie myślę

- no to piękne masz zdanie na mój temat, nie wiedziałam...

- to teraz już wiesz

- dobrze, więc jak to sobie wyobrażasz, że nic nie dołożysz i tak po prostu przeniesiesz swoje rzeczy do mojego domu?

- ach to teraz nagle do twojego, a jeszcze trzy sekundy temu chyba na własne uszy słyszałem, że to ma być nasz dom

- no nasz, ale żeby był nasz, to musisz coś włożyć, przecież to jest chyba logiczne dla inteligentnego faceta

- oczywiście że jest logiczne, tak samo jak to, że w dowolnej chwili nawet nie podając powodu będziesz mogła mnie z niego wypieprzyć

- ale przecież wiesz doskonale o tym, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła

- mój ty skarbie najdroższy mój, a skąd ja to mogę wiedzieć? papiery na stół, notariusz, pieczątki, podpisy, idę do banku załatwiać kredyt...

- nie

- nie?

- nie

- no to nie

- no i spierdalaj

- ja też cię kocham

 

Tak więc dom miał być jej, ale kasa na wkład i wykończenie moje. Taki dil. Bo koleżanki z pracy już się dopytują "a co on wkłada" i jest jej głupio, och jej...

W zamian przy pierwszej większej kłótni usłyszę "wypierdalaj z mojego domu" i skończę w kartonie pod mostem z długami których nie spłacę do końca życia.

Całe szczęście, że jeszcze zachowałem jakiś instynkt samozachowawczy i resztki rozumu przy tym wszystkim, bo dopiero bym się kurwa urządził...

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, marcopolozelmer napisał:

jej wewnętrzne przekonanie o własnej zajebistości

Wiesz, słucham czasem pana Michalkiewicza, taki prawicowy publicysta, można by rzec "Korwinista", których to panujący miłościwie nam pan Marek (hehe, tania prowokacja), nie zbyt toleruje.

Michalkiewicz do znudzenia powtarza, że "państwo silne, to takie państwo, które ma słabszych sąsiadów" i myśle, że tu można znaleźć analogie do twojej sytuacji.

Myślę, że ta jej zajebistość to bardziej wynikała, ze tego, że w jej głowie nastąpiło takie skojarzenie:

"skoro mogę go tak traktować, a on nie umie odejść, to znaczy, że muszę być szalenie zajebista i mogę robić co chce"

czyli to bardziej wynikało, że by byłeś tym punktem odniesienia, wobec którego się pozycjonowała, na taką zajebistą.

Ciekawe, jak by się czuła, jakbyś ją zabrał, na wystawę luksusowych aut, gdzie przy każdej bryczce stoi zajebista hostessa :) , założę się, że, okazało by się, że nagle się gorzej poczuła  :)

Czy to nie jest też trochę tak, że sam ją zepsułeś swoim zachowaniem?

 

Powiem Ci, że nie umiem do końca nazwać tego mechanizmu, ale mam czasem trochę podobnie, z braku laku nazywam to "dostawaniem ptasiego móżdżku" i z niewiadomych przyczyn też mnie to czasem spotyka,

to znaczy, umiem to powiedzmy kontrolować, ale jakaś cześć mojego mózgu zachowuje się przy kobietach jak totalny lamus :) i czasem niestety zauważam to po fakcie.

Kobieta się spóźnia, a ty podświadomie szukasz miliona rozwiązań, dla którego, jej spóźnienie wynikało, z przyczyn obiektywnie od niej niezależnych.

Pisze Ci smsa po czasie, a ty jesteś prze-szczęśliwy, że w ogóle odpisała .. to na pewno dlatego, że bardzo Cię lubi.

Krótko mówiąc, twój mózg robi wszystko, żeby nie dopuścić, do siebie faktu, że to być może zwykła pizda..a może to nie mózg, tylko twój fred:) ? Sam nie wiem

Wszystko, żeby tylko podtrzymać w głowie obrazek, że będziesz szczęśliwym, bo czy koniec końców wszystko nie sprowadza się do tego, że każdy z nas chce być szczęśliwym ?

 

Tak mi się przypomniało, że od dość długiego czasu kurzy mi się na półce książka Daniela Golemana (tego od Inteligencji Emocjonalnej) pt: Konieczne kłamstwa, proste prawdy"

Przytoczę dwie linijki z okładki:

"Konieczne kłamstwa, proste prawdy są skonstruowane wokół idei tzw. ślepej plamki, faktu, iż zdajemy się nie zauważać, pewnych nieprzyjemnych, zagrażających nam wydarzeń z otaczającej

nas rzeczywistości, co służy utrzymaniu poczucia wartości i bezpieczeństwa"

 

Widzisz podobieństwa ... ?

 

A tak pomijając wszystko, może ta twoja była to po prostu niezdiagnozowana borderka ?

 

Edytowane przez StatusQuo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

W zamian przy pierwszej większej kłótni usłyszę "wypierdalaj z mojego domu" i skończę w kartonie pod mostem z długami których nie spłacę do końca życia.

Całe szczęście, że jeszcze zachowałem jakiś instynkt samozachowawczy i resztki rozumu przy tym wszystkim, bo dopiero bym się kurwa urządził...

Miałem sytuację jak gdyby odwrotną.

Na szczęscie - że tak zacytuję Tadeusza Boy-Żeleńskiego - "pomimo małych dysonansów - całość zakończyła się radośnie, wesołym oberkiem"

Czyli - rozwodzikiem.

 

A zaraz po ślubie było tak:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Dwa miesiące później...

Jutro 1 kwietnia Prima Aprilis, to muszę się śpieszyć, żeby zdążyć, bo nikt mi nie uwierzy, że ciąg dalszy tej historii naprawdę wydarzył, a więc bez przedłużania ?

cały luty trwało jej przypominanie o sobie jakimiś zjebanymi esemesami przynajmniej raz w tygodniu, najczęściej w piątek, kiedy oddaje dzieci byłemu i siedzi sama,

a że bardzo nie lubi siedzieć sama, to tak przed weekendem sobie o mnie przypominała wypisując jakieś pierdy bądź dzwoniąc lub jedno i drugie nie widząc mojej reakcji.

Pod koniec lutego zobaczyłem w telefonie wiadomość na masangerze od jej byłego faceta, ojca tych jej dzieci, który w rozmowach z nią czy z dziećmi wypowiada się o mnie 

per "bandyta" lub nieco bardziej subtelnie "ten złodziej" ponieważ znamy się prywatnie z dawnych lat, kiedy byłem młody głupi i miałem ponad roczny epizod kryminalny.

Od tamtej pory, a więc od ponad 25 lat, widziałem gościa z dwa razy na oczy i nie utrzymujemy ze sobą żadnego kontaktu, wiem tylko że dużo chleje i mnie nienawidzi,

no więc nawet nie zaglądałem do tej wiadomości, bo co tam mogło być poza pijackim bełkotem i wyzwiskami pod adresem tej naszej byłej, na chuj mi to czytać, ale...

ale późnym wieczorem kładąc się już do wyra zajrzałem, bo nie dawało mi to spokoju, a tam w tej wiadomości, były facet mojej byłej laski, który nigdy nie ukrywał

swojego stosunku do mojej skromnej osoby (chociaż chuj mu w życiu zrobiłem, jak ja ją poznałem, to oni już 5 lat ze sobą nie byli) pisze do mnie w te oto słowa,

że dużo dobrego o mnie słyszał od dzieci oraz ich matki, która w akcie desperacji i ostatecznej rozpaczy poprosiła JEGO o to, żeby to ON się skontaktował ze mną

i nakłonił mnie jakoś do spotkania z nią, ponieważ jest jej bardzo smutno i źle, a poza tym ma mieć jakąś operację, której strasznie się boi, no i żebym do niej pojechał.

Była dwunasta w nocy, nie myślałem już chyba trzeźwo, wsiadłem w samochód i kurwa pojechałem cały osrany i przerażony co na miejscu zastanę.

 

Oczywiście zaczęliśmy rozmawiać, oczywiście skończyliśmy nad ranem, oczywiście zawirował cały świat i oczywiście tym razem wszystko będzie inaczej bla bla bla...

Dwa dni później w niedzielę pojechaliśmy wszyscy razem (ja, ona i nasze dzieciaki) nad morze, gdzie przy okazji rozmów na temat naszego powrotu do siebie

wyszło na jaw, że już zdążyła się z kimś spotkać, ale tylko dwa razy i nic z tego nie wyszło, że to jakiś tam znajomy jakiejś tam koleżanki i że tak jakoś bez sensu.

Dobra chuj, sam lepszy nie byłem i też już nowej dziury szukałem, więc nie drążyłem tematu, tylko chciałem przejść do kwestii ważniejszych i bardziej istotnych,

takich jak na przykład co z nami teraz będzie, jak ona się zapatruje, co moglibyśmy zmienić, o czym powinniśmy porozmawiać ple ple ple... ogólnie stanęło na niczym.

 

W poniedziałek jadąc na robotę wspomniałem mimochodem chłopakom w samochodzie co się właśnie odjebało, to jeden tylko westchnął nie zaszczycając tego komentarzem,

a drugi w trzech zdaniach zgrabnie ujął i nakreślił scenariusz nadchodzących wydarzeń, a więc najpierw zostanę zagoniony do roboty na budowie jej nowego domu,

bo pewnie tylko do tego jestem chwilowo potrzebny, a kiedy już zrobię wszystko co mam zrobić, zostanę pożegnany ozięble pod pierwszym wziętym z dupy pretekstem.

Oczywiście nie jestem aż tak tępy i zaślepiony, żeby nie podejrzewać, że tylko o to może chodzić, więc bardzo ostrożnie i bardzo uważnie zacząłem się przyglądać

jak to "tym razem będzie inaczej" a zaczęło się od razu bez żadnych wstępów. Najpierw pojedziemy kupić drabinę z włazem na strych i od razu zamontujemy

czyli ja mam kupić, bo ja się znam, no i ja mam zamontować, bo przecież ja umiem. Potem, zanim będzie można wnosić rzeczy na strych, trzeba tam zrobić podłogę,

bo jest tylko styropian na stropie i nawet chodzić po tym się nie da. Oczywiście "trzeba tam zrobić" znaczy ja mam zrobić, bo przecież wiem jak i mogę to zrobić.

Ledwo zdążyłem obmierzyć i sobie rozrysować ten cały strych, a już po farby jakieś mam jechać. Potem do salonu łazienek po projekt. Później szukanie płytek,

potem bo ekipa zaraz wchodzi, to mam oświetlenie jakieś im kupić i zamontować, a no i jeszcze łazienkę trzeba pojechać zmierzyć, bo hydraulik ma pytania...

 

Nie to żebym jakoś cierpiał przesadnie z tego powodu, że jej tam pomagam, nawet to w sumie było fajne uczucie zrobić coś tylko dla niej tak o zupełnie za nic.

No ale ta budowa jest kawałek poza miastem, każdy taki przejazd, to jest mój czas i paliwo, a jeżdżenia w chuj, przez trzy tygodnie niemal dzień w dzień coś,

aż w końcu się wkurwiłem, bo ileż można, tym bardziej, że pierwotnie moja ekipa miała ten dom kończyć, a ja miałem w nim zamieszkać, ale wyszło jak wyszło

i zlecenie wykonuje moja bądź co bądź konkurencja, a widoków na to, że kiedykolwiek moja noga tam postanie jak dotąd żadnych nie ma i się nie zanosi raczej.

To dlaczego ja do chuja karmazyna mam się zajmować tym wszystkim, dostarczać materiały na budowę i jeszcze tam zapierdalać w gratisie strychy jakieś robić,

tym bardziej że jej zaangażowanie w odbudowanie naszej relacji ograniczyło się tylko i wyłącznie do spraw związanych z budową i spędzania czasu ze mną w piątek,

kiedy dzieci jadą do swojego ojca i ona dostaje wtedy pierdolca jak musi siedzieć sama w domu. Oprócz budowy i tych naszych piątków jej wkład w związek

sprowadzał się do tego, że wieczorem już przed snem napisała do mnie "co tam" na fejsbuku, ewentualnie przepisała listę zadań na dzień następny.

W weekendy zero spotkań, bo dzieci się uczą, a w tygodniu też żadnych spotkań, bo też dzieci się uczą. Możemy się spotykać jedynie w sprawach związanych z budową 

i w piątek wieczorem się przeruchać ewentualnie, a w sobotę rano ona już ma grafik wypełniony spotkaniami z wszystkimi po kolei chuj wie kim i w jakim w ogóle celu.

 

No i tak to sobie trwało tydzień, drugi tydzień, trzeci tydzień, czwarty tydzień, aż pod koniec czwartego tygodnia, dokładnie w czwartek zostałem poinformowany,

że w piątek rano ona ma chwilę czasu przed pracą, to pojedzie do castoramy kupić drzwi do kibla i żebym tam się pojawił, bo może trzeba będzie coś dźwigać...

Normalnie zagotował mi się mózg jak to przeczytałem, więc się pytam czy komuś tu przypadkiem sufit na łeb się nie spierdolił, jeśli się jemu wydaje,

że w dzień wolny od pracy (akurat mi wypadło wolne w tym dniu) będę się zrywał skoro świt i zapierdalał na drugi koniec miasta do castoramy tylko po to, 

żeby drzwi jakieś nosić jak po pierwsze jest od tego obsługa sklepu, a po drugie niech sobie nosi ten co je będzie montował i weźmie za to pieniądze, no kurwa,

dlaczego to właśnie ja mam się zajmować takimi sprawami, zwłaszcza że jak podkreślałem wielokrotonie, dostarczanie materiału na budowę należy do zakresu prac 

ekipy wykonującej zlecenie, więc niech ktoś ruszy dupę i sobie po te jebane drzwi przyjedzie, co ja jestem tragarzem jakiegoś pana Zdziśka do chuja czy kim?

 

- To nie przyjedziesz?

- Nie, nie przyjadę. Noszenie drzwi ze sklepu na samochód, to nie jest ani twoje zmartwienie, ani tym bardziej mój obowiązek. Masz ludzi od tego. 

- A ciebie od czego mam?

- No to chyba ja ciebie od czego.

 

No i tak od słowa do słowa wywiązała się dzika awantura z powody tych pierdolonych drzwi. Oczywiście cały weekend przez to zjebany, zresztą to i tak bez różnicy,

bo zjebany czy nie zjebany, każdy jeden wyglądał tak samo, ja u siebie, ona u siebie, bo dzieci się uczą, bo globalne ocieplenie, bo głód w Afryce, bo chuj w dupie chodzi.

W sobotę (dwa dni po akcji z drzwiami) do mnie dzwoni w sprawie, bo 50 kartonów płytek przyjedzie i trzeba je wnieść, a kierowca sobie życzy 300zł za samo noszenie...

 

- To przecież ci wniosę, co za problem.

- Nie wiem, bo z drzwiami był jakiś problem, to nie wiem...

- A weź przestań dziewczyno, nawet nie chce mi się o tym gadać. O której te płytki przyjadą?

- O siedemnastej. Może być?

- Może. Słuchaj muszę kończyć, bo prowadzę i mam tu zamieszanie...

- Acha. Znaczy już ci przeszkadzam, rozumiem.

- Pa.

- ...

 

Rozłączyła się.

Polatałem po mieście tu i tam, załatwiłem wszystko co trzeba, zrobiła się godzina taka, że pojechałem po mojego dzieciaka i zabrałem go na obiad.

Siedzimy w knajpie, jemy sobie każdy co tam ma na talerzu, telefon dzwoni. No oczywiście, że ona, już się stęskniła...

 

- Tak?

- No hej, co robisz?

- A nic, siedzę z młodym na obiedzie i jemy.

- Mhm. To znowu ci przeszkadzam, bo jesz tym razem?

- Jestem w galerii, obok mnie siedzi dziecko, a wokół nas pełno ludzi. Nie chcę się kłócić, więc proszę słucham, dzwonisz w sprawie?

- Tak sobie po prostu, co nie mogę? Mam już kończyć tak? Bo ty jesz?

- No nie wiem, u mnie nic się nie wydarzyło przez te dwie godziny, to mów, bo bez sensu tu siedzę jak palant z tym telefonem przy uchu po co?

- No właśnie po co. Nic już. Jedz sobie.

 

Rozłączyła się.

Pojechaliśmy z dzieciakiem na chatę i cały wieczór już był spokój. Niedziela przebiegła bez większych sensacji, ona sobie, ja sobie, standard, wieczorem telefon

 

- Hej.

- No hej.

- Masz małego jeszcze?

- Mam. Kończymy właśnie film i zaraz go odstawiam.

- To film sobie oglądacie?

- No tak. Z Willem Ferellem jak jest łyżwiarzem figurowym, normalnie masakra, he he

- To znowu ci przeszkadzam pewnie?

- Nie wciągniesz mnie w tą rozmowę, na pewno nie przy dziecku.

- Och jej, no tak, przy dziecku musi być wszystko na pokaz, prawda?

- Tak. Prawda. To wszystko?

- ...

 

Rozłączyła się.

Odstawiłem szczeniaka do jego matki, a po powrocie w chatę musiałem polewać laptopa zimną wodą, żeby się nie zapalił, bo ta moja dostała przecież szału,

aż musiałem ją znów zablokować i wyjebać z fejsa, bo na masangerze cały czas od tego piątku (tego z drzwiami w castoramie) trwała równolegle nasza kłótnia

z której się dowiedziałem jaki to ze mnie ostatni chuj i złamas, że nic dla niej nie robię, że tych drzwi nie chciałem nosić, za to inni to z chęcią jej te płytki wniosą... 

napisałem jej krótko i zwięźle, że nie żadne "z chęcią" jej wniosą, tylko raczej "z myślą" o tym jak ją będą za to ruchać, bo za samo dziękuję nikt by nawet dupy nie ruszył,

po czym zablokowałem i wyjebałem w chuj.

 

No i jest już poniedziałek. Ten co teraz był ostatni.

Słuchajcie, specjalnie tak sobie zaplanowałem ten dzień, żeby mieć wolne w robocie, załatwić parę swoich spraw, ale przede wszystkim pojechać jej te płytki wnieść.

 

- Jeszcze raz, o której mam być, to przyjadę z ... (imię mojego wspólnika) i we dwóch to raz dwa załatwimy, nie będziesz płacić jakiemuś debilowi 300zł bez sensu.

- Już sobie załatwiłam, nie kłopocz się.

- Oke. W takim razie to wszystko co mam do powiedzenia, przynajmniej do czasu, kiedy twoje zachowanie się nie zmieni.

- Ja tobie nie mam już nic do powiedzenia.

- Spoko. Bywaj zatem.

 

Rozłączyła się.

To było w poniedziałek, nie pojechałem tych płytek nosić, olałem temat i wróciłem do swojego życia zajmować się swoimi sprawami.

Przez resztę tygodnia nie odezwała się ani słowem, nawet w piątek się nie widzieliśmy, kompletna cisza w eterze z obu stron.

Mam pewne podejrzenia co do całej tej sytuacji i pierwsze co mi przyszło do głowy, to że pojawił się jakiś uczynny cwany gapa,

może ten z którym się spotykała, a może jakiś inny na przykład z tej ekipy co u niej robi, może jakiś sąsiad z domku obok, nie wiem,

ale czuję w jajach, że ktoś się pojawił i ona już odpłynęła, kiedy uznała że moja rola dobiegła końca, bo już do niczego jej się nie przydam. 

Wczoraj jeszcze kontrolnie zapytałem rano czy możemy się spotkać, pojechać nad morze w spokoju porozmawiać bez dzieci, bez telefonów,

to od razu sparowała jakimiś wykrętami, że panele i wannę musi przywieźć, chociaż była 8:45 rano, a dzieciaki wracają dopiero po 18-tej

czyli mówiąc wprost zwyczajnie mnie spławiła, dodając od siebie jedynie, że potraktowałem ją jak gówno, że jestem ostatnią osobą która coś dla niej zrobi,

dlatego musi wszystko sama, że nie widzę w niej kobiety i że żadna ze mną nie będzie... odczekałem parę minut aż się wysra do końca i zapytałem tylko

co ona dla mnie zrobiła przez cały okres ponad 2,5 roku naszej znajomości, a szczególnie przez ostatni miesiąc czasu, kiedy jedyny kontakt jaki mieliśmy, 

dotyczył załatwiania spraw z wiązanych z jej budową i nawet nie dokończyliśmy rozmowy na temat odbudowy naszego związku oraz wspólnej pracy nad nim...

 

- Jakich rozmów? Nie było żadnych rozmów.

- Nie było? A wtedy nad morzem to co to było? Przecież ty sama mówiłaś...

- Ja mówiłam? Nic nie mówiłam. Nie wmawiaj mi. To były tylko sugestie.

- Ach to sugestie były kurwa tylko?

- Nie było żadnej rozmowy.

- No nie było, bo miesiąc już czekam, kiedy znajdziesz chwilę czasu, ale ciągle masz coś ważniejszego do zrobienia.

- Bo może mam co robić w przeciwieństwie do ciebie. Może tu jest problem.

- Skoro tak masz co robić, że moja obecność w pobliżu cię irytuje, to po kiego chuja sama szukałaś ze mną kontaktu? Po co?

 

No i w sumie nie wiem do dzisiaj po co, bo od wczoraj rana już się do mnie nie odezwała.

Jest niedziela i tak nie mam co robić, to sobie tak przemyśliwuję to wszystko na spokojnie i dochodzę do wniosku, że w sumie co poruchałem to moje,

krzywdy nie mam, akurat to jedno zawsze nam obojgu pasowało, ale co może siedzieć we łbie laski, która odpierdala takie szopki, operacje wymyśla, 

choroby symuluje, byłego faceta angażuje w zorganizowanie spotkania ze mną, powiem wam szczerze, nawet przez chwilę prawie uwierzyłem w jej przemianę,

ale po dwóch tygodniach już wyraźnie było widać jak z niej zaczyna schodzić euforia i w miejsce zajebistej laski którą kiedyś poznałem wróciła prawdziwa ona... 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, marcopolozelmer napisał:

żadna ze mną nie będzie..

Hehehehe.Jaki to już oklepany przez nie tekst. Każda tak pierdoli, tylko w jakim celu...

Trzymaj się bracie.

Edytowane przez PUNK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

- Nie wiem, bo z drzwiami był jakiś problem, to nie wiem...

- A weź przestań dziewczyno, nawet nie chce mi się o tym gadać. O której te płytki przyjadą?

- O siedemnastej. Może być?

- Może. Słuchaj muszę kończyć, bo prowadzę i mam tu zamieszanie...

- Acha. Znaczy już ci przeszkadzam, rozumiem

Jebaniutka doskonała manipulantka.

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

żeby mieć wolne w robocie, załatwić parę swoich spraw, ale przede wszystkim pojechać jej te płytki wnieść

O Jezu Malusieńki Świebodziński

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

jakiś uczynny cwany gapa,

może ten z którym się spotykała

Ale przecież ten opis pasuje do Ciebie...

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

Wczoraj jeszcze kontrolnie zapytałem rano czy możemy się spotkać, pojechać nad morze w spokoju porozmawiać

O czym kurwa?

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

zwyczajnie mnie spławiła, dodając od siebie jedynie, że potraktowałem ją jak gówno, że jestem ostatnią osobą która coś dla niej zrobi

Mani Pu Lantka jak złoto.

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

Jest niedziela i tak nie mam co robić, to sobie tak przemyśliwuję to wszystko na spokojnie i dochodzę do wniosku, że w sumie co poruchałem to moje,

krzywdy nie mam, 

Ale jesteś do niej emocjonalnie przyklejony.

Weźże ją zablokuj ale tak żeby była zablokowana.

 

I ciesz się życiem bez dram i kochanym dzieckiem.

 

P.s. Masz zajebisty styl pisania, mi pasuje.

W sumie NIE BLOKUJ JEJ, czekam na kolejną dramę, fajnie się czyta ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 27.01.2019 o 20:08, deleteduser24 napisał:



 Po drugie, wazniejsze, kod, który natura wpisał w głowe bab, jest takie, że to facet organizuje gniazdo, a ona tylko wiesza w nim obrazki, i wybiera kolor ścian. 

Z góry na straconej pozycji, bo facet ciagle czuje, że musi tańczyć jak ona zagra. Zaś ta jej przewaga, mówi z kolei jej podświadomości, że skoro ma przewagę nad facetem, to znaczy ze jest słaby. A to już z górki.

A mówicie w kółko na tym forum o równym podziale kosztów. Płacisz - wymagasz. Traktujesz ją jak własność w pewnym sensie i ona czuje respekt. Baba niezależna ekonomicznie nie nadaje się do związku, bo będą takie podskoki jak w tej historii. 

Edytowane przez DarkMorpheus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@marcopolozelmer Dalej nie rozumiem co kieruje facetami, którzy dają się wykorzystywać w imię szparki... Traciles pieniądze, czas dla panci w imię cipki.

Co więcej, byłeś tego świadomy, że tak będzie. 

Mówiłeś, co poruchales to twoje.... A może tylko tyle? Liczyles na więcej a tu panie lipa.... Motylki szalały oj szalały, aż zamienily się w ćmy, które zaczęły uwierać. Lepiej późno niż wcale. 

 

 

 

 

Edytowane przez Still
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Still napisał:

Lepiej późno niż wcale.

Nie wydaje mi się @Still

 

@marcopolozelmer jest od niej emocjonalnie uzależniony. Mogę się założyć że będą powtórki, zejścia, rozejścia.

 

Autorze, czy przeczytałeś choć jedną książkę którą Bracia Ci polecili?

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja ex jak się okazuje nie była takim hardcorem, ale inklinacje miała podobne. Generalnie muszę powiedzieć, że rozegrałem to momentami znacznie lepiej, ale sam fakt, że tolerowałem zbliżoną toksyczność w imię wielkich ideałów - zaangażowania itp. srania w banię, świadczy o chwilowych porażkach. One chyba na tych uczelniach medycznych mają jakiś przedmiot - Samozachwyt ogólny, zaliczasz dopiero wtedy, gdy ego masz wyjebane w kosmos. 

9 minut temu, rhino napisał:

Naprawdę, tak wiele jak poznałem kobiet, to praktycznie każda jest wewnątrz zimna jak lód. One to mają w genach, to gen przetrwania.

 

W jaki sposób nie bycie człowiekiem ma ułatwiać przetrwanie w interakcji z ludźmi, tj. mężczyznami? Przecież karma wraca.

Edytowane przez DarkMorpheus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie da się ukryć i nie ma co robić z szamba perfumerii, zresztą szczerze mówiąc i tak się tego spodziewałem, tylko nie wiedziałem jak i kiedy,

dlatego zagryzałem język przez równo miesiąc czasu latając na każdej jej kichnięcie i cierpliwie znosząc jej każde "jestem zajęta" gdy to ja coś od niej chciałem
czyli w sumie nic nadzwyczajnego poza zwykłym normalnym spędzeniem razem czasu no kurwa... i tak sobie mijały kolejne tygodnie, a mnie już zaczynało nosić,

bo ileż można w chuja sobie lecieć i to tak bezczelnie na dodatek, dlatego jak usłyszałem o noszeniu tych drzwi z castoramy, to aż głupio mi się zrobiło,

że to tak na serio, że jeśli tam pojadę to następnym razem mnie poprosi, żebym jej posprzątał plac budowy po ekipie, która zgarnęła moje siano

albo najpierw jeszcze poprawił po Panu Zdziśku, który już wziął inne zlecenie i tutaj nie dokończył, a tam zrobił niedokładnie, więc może mógłbym...

Z jednej strony nie mogłem w to uwierzyć, że laska może być aż tak perfidna i wyrachowana, dlatego próbowałem to sobie wszystkim innym tłumaczyć,

ale z drugiej strony nie chciało być inaczej i jak za którymś razem sam z siebie zacząłem się śmiać, bo takie pierdoły już wymyślałemm, że aż głowa mnie bolała,

to powiedziałem sobie - stop przyjacielu - przysiadłem na dupie i zrobiłem szybki bilans jej wkładu w odbudowanie naszej relacji oraz pracę nad związkiem. 

31 dni z których każdy wyglądał niemal identycznie, a więc od rana lista zadań do wykonania (co mam zrobić, gdzie ją zawieźć, ewentualnie sam pojechać)

z których każde ma jakiś związek z tą jej budową i to żadne ważne sprawy, zwyczajne pierdoły jak kupienie farby konkretnej marki do pokoju dzieci,

to sama nie może, jestem do tego potrzebny ja na chuj wie co, ach już mi się przypomniało na co, bo jej jest czasem głupio w tych różnych sklepach,

gdzie zwykle przychodzi żona z mężem i razem wybierają, dyskutują, czasem się kłócą, no a ona biedna tak sama musi po tych sklepach chodzić...

31 dni z których każdy kończył się niemal identycznie, a więc jak już ją wszędzie zawiozłem i wszystko z listy było zrobione i załatwione, to ona szła albo do pracy,

albo szła do swojego mieszkania żegnając się ze mną w samochodzie na dole słowami "Dziękuję za towarzystwo i miło spędzony czas, to na razie, pa"

po czym następowała totalna cisza z jej strony, aż do wieczora gdy kładła się spać i podłączając ładowarkę do telefonu sprawdzała jeszcze fejsbuka przed snem,

wtedy pisała coś w stylu "co tam" i to był mój czas na zabawianie jej rozmową, a jak się nie odzywałem bo coś tam oglądałem albo mi się zwyczajnie nie chciało, 

to szła spać w pizdu bez słowa i rano zaczynał się kolejny dzień świstaka, krok po kroku, minuta po minucie identyczny jak wszystkie poprzednie i każdy następny.

Jedynym odstępstwem od tej reguły był piątek, kiedy dzieciaki jechały do ojca na noc, a ona przychodziła do mnie, żeby rano wypierdolić jak z procy, bo budowa...

I ona jest chyba naprawdę szczerze zdziwiona faktem, że w końcu mi się znudziło zapierdalanie na każdy gwizdek pańci, która ma na mnie centralnie wyjebane,

a jedyne do czego jestem jej potrzebny, to odciążyć na budowie i raz na tydzień zabrać do siebie na noc, żeby nie siedziała u siebie sama, bo tego bardzo nie lubi.

Przy okazji mogę też coś zrobić na przykład pierdolnąć cały strych za damski chuj albo ponosić jakieś ciężkie gówna, a jak kupka z forsą na wykończenie domku stopnieje

i nie będzie z czego już płacić robolom, to się ich ładnie pożegna i resztę ja mogę zrobić, bo przecież umiem, no to dlaczego nie miałbym paneli położyć czy schodów zrobić,

a jak szybko się uwinę, to jeszcze płytki w kuchni i łazienkach pierdolnę, zamiast siedzieć w chacie i bąki zbijać na jakimś zjebanym forum w internecie...

 

Stary naiwny dureń - pomyślał sobie każdy kto to teraz czyta - oczywiście że tak, no bo kurwa po prostu w tym moim starym durnym siwym łbie 

cały czas nie chce się pomieścić, że ponad 40 letnia kobieta uważająca się za nie wiadomo co, może być aż tak ... słów mi zwyczajnie brakuje, no ja pierdolę.

Jeszcze na chama już nie patrząc na nic wszczyna mi dzikie awantury o to, że nie chcę jej wnieść płytek, które dwa tysiące razy powiedziałem i napisałem, że wniosę,

to zapędzona w kozi róg bezsensem swoich debilnych zarzutów, nie wiedząc już co ma odpowiedzieć wypaliła, że wyczuła w moim głosie, że nie chcę tego zrobić.

Przez telefon wyczuła...

Jedyne co wyczuła, to że kończy się frajerzenie za dostęp do krocza, lada chwila się pokapuję i cały misterny plan w pizdu, a że tak czy siak budowa zaraz się skończy 

i de facto przestanę być jej do czegokolwiek potrzebny, to równie dobrze można się mnie pozbyć już teraz, bo na chuj przedłużać jak pożytku ze mnie już nie będzie.

 

Jak do niej pojechałem wtedy miesiąc temu, to jej powiedziałem od razu, że po tym jak mnie potraktowała wypierdalając z mieszkania bez pieniędzy na wynajem,

które musiałem pożyczać od byłej żony poniżając się chyba najbardziej w całym moim dotychczasowym życiu, nie zobaczyłaby mnie nigdy więcej, gdyby nie to,

że napisał do mnie jej były facet wspominając o operacji która ją czeka i że to jest jedyny powód mojej wizyty, a nie żadne godzenie się czy schodzenie tym bardziej.

No dobra, wyszło co wyszło i przez chwilę uwierzyłem, że te dwa miesiące rozłąki, spotykanie się z innymi w tym czasie, tęsknota, wspomnienia, przemyślenia itd. 

że to wszystko dało nam obojgu, a jej w szczególności do myślenia, że może jednak warto zawalczyć nie o to kto jest ważniejszy i bardziej uparty, tylko kurwa o nas.

Że wyciągniemy wnioski z przeszłości i porozmawiamy o przyszłości, razem wspólnie coś postanowimy i obydwoje będziemy się tego trzymali albo chociaż spróbujemy.

Zapowiedziałem jej również od razu, że ostatni raz dałem się ściągnąć z powrotem i że to jest nasza ostatnia szansa, bo nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić

co by musiała wymyślić następnym razem, żebym dał się namówić na jakiekolwiek spotkanie i że nie ma kurwa opcji, więc lepiej niech się zastanowi zanim to spierdoli...

No i tak się przejęła tym właśnie.

 

-Przyjedziesz nosić drzwi?

- Nie.

- Nie?

- Nie.

- To spierdalaj.

- Serio?

- Serio.

- Okej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matko Boska Częstochowska! Uświadomiłem sobie czytając te Twoje perypetie, że ta moja ex-sunia, choć styl miała podobny, to jednak zupełnie inna liga była, jednak znacznie lepsza. Historia ta też do mnie trafia, bo ja również działam w branży budowlanej, gdzie jednak psychikę trzeba mieć ze stali, a ta moja to również medyk i nos zadarty podobnie. Jednak ja nie dałem się eksploatować nawet w 30% tak jak Ty w tej historii. 

 

Nie rozumiem tylko dlaczego w tak leciwej lasce się bujnąłeś, z 5 lat fajnego stukania by Ci pozostało, a potem przyjaźń z charakterologiczną masakrą (Ta moja miała 34 na liczniku, ja 41). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego, dlaczego... Nie wiem kurwa sam dlaczego...

Nie jestem typem jakiegoś pizdowatego niedojeba, który gołe pizdy tylko w porno widuje. Naruchałem się w swoim życiu tyle, że już miałem okresy przesytu

i wolałem sobie zwalić do telefonu na szybkiego, niż odpierdalać ten cały szajs, spotykać się, gadać, robić coś dla kogoś tym bardziej w dupie to miałem.

Kompletnie nie o to chodziło w przypadku, o którym tu czytacie. Moje relacje z laskami, nie licząc dwóch małżeństw, trwają zwykle nie dłużej niż miesiąc, 

tyle w zupełności mi wystarczy, żeby się znudzić i odwalić jakiś numer, żeby to ona mnie rzuciła albo jak jest wyjątkowo uparta, to zwyczajnie przestaję się odzywać.

Przez okres trzech lat pomiędzy żonami, przewaliłem tego tyle, że tak jak mówię, miałem już zmęczenie materiału, nawet mi się nie chciało na te randki już łazić.

Przy drugim rozwodzie też jeszcze przed rozprawą zdążyłem cztery (o ile dobrze pamiętam) różne obrócić i kopnąć w dupę, a ta była piąta i jak mnie jebło...

 

Nie mam pojęcia dlaczego. No ma coś w sobie takiego, że od ponad dwóch lat się z nią użeram, cały czas dając nam szanse i licząc na jakąś poprawę,

a to wszystko psu w dupę i krew w piach, bo jej nagle odpierdala i zaczyna robić jazdy, tak jakby ją nudziło spokojne stabilne życie i na siłę szukała w nim akcji,
a że ja jestem najbliżej... Kiedy jest względny spokój między nami, to mógłbym sobie powiesić na gołej klacie jej zdjęcie w ramce i zapierdalać tak po mieście

drąc ryja jaki jestem szczęśliwy (chociaż zdaję sobie sprawę, że na tym forum tego typu wyznania, to jest już dno muł i wodorosty) ale kiedy mieszkaliśmy razem,

to przed powrotem do domu po pracy, siedziałem czasami nawet godzinę w samochodzie na parkingu pod Lidlem, żeby tylko opóźnić ten moment

jak wchodzę do mieszkania zjebany po całym dniu na budowie i zamiast buziaka, przytulenia czy chociaż kurwa krzywego uśmiechu na powitanie

widzę od wejścia naburmuszony ryj wykrzywiony w grymasie niezadowolenia, że nic mnie na tej budowie nie przygniotło i wróciłem cały i zdrowy,

a mimo to nie umiałem i nie chciałem odejść, próbując to ratować czym jeszcze bardziej doprowadzałem ją do szału jak tak dzisiaj na to patrzę...

Resztę już znacie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 26.01.2019 o 16:42, marcopolozelmer napisał:

Moje naturalne środowisko w którym czuję się najlepiej, to dom, rodzina, pies i cała reszta tych nudnych gówien.

Wszyscy teraz pukają się w czoło, a ja to lubię właśnie. Być mężem, facetem, wymieniać te jebane kontakty i naprawiać cieknące zlewy. 

Czy z opisu groźnie wyglądający facet przypadkiem został zostawiony przez 2 żony bo był za dobry i za nudny taki miś się zrobił?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

mógłbym sobie powiesić na gołej klacie jej zdjęcie w ramce i zapierdalać tak po mieście

drąc ryja jaki jestem szczęśliwy

Jesteś przypadkiem ekstremalnego białorycerza pędzącego na oślep ku przepaści. Ciebie już nie warto żałować, szkoda jednak rumaka. 

 

Bracie. Miałem dokładnie to samo, dlatego wiem, co czujesz. Chciałbym by świat był taki jak w literaturze czy romantycznych filmach. Gdzie onę nas naprawdę kochają za to, że nazywamy Tomasz Nowak, bo to pięknie brzmi i będzie nas taka kochała aż do grobowej deski, na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, i żyli długo i szczęśliwie, a gdy biegli po wiosennej trawie za nimi ukazała się  tęcza, zaś przed nimi bieżą jednorożce, które rozpierzchły się torując drogę do wodospadu.

 

Posłuchaj teraz bardzo uważanie, a najlepiej to sobie wytatuuj na ręce i spoglądaj co rano najpierw na to, a dopiero potem na budzik:

 

(wykorzystuję miejscami parafrazy tekstów kolegów) kobiety to są istoty definicyjnie amoralne, pozbawione motywacji do jakichkolwiek wyższych wartości powszechnych w świecie mężczyzn. Dla nich miłość, dobro, honor, etyka, zasady to puste słowa, bez jakiejkolwiek semantyki, jak dla 2 letniego dziecka.  

 

One przychodzą na świat tylko w jednym celu, aby powić potomstwo. Jak drapieżnik szukają dawcy genów i sponsora imprezy pt. rodzina. Dla nich mężczyzna jest tylko tyle wart ile może włożyć w realizację tego celu. Nie kochają go, bo nie POTRAFIĄ. One kochają tylko swoje potomstwo. Jeśli nie spełniasz swojej roli jako sponsor, kurier, multitool, hydraulik, szofer, lokaj, itd. wypierdalasz, bo jesteś im do realizacji jedynego celu jaki mają w życiu niepotrzebny. Nie wypuszczą cię dopóty, dopóki jak pasożyt nie znajdą nowego żywiciela. Coś jak małpa, nie puszcza gałęzi, póki drugą ręką nie trzyma drugiej. Seks to dla nich waluta, którą płacą za usługi świadczone przez samca. Gdy on tych usług nie świadczy na takim poziomie, jak myszka sobie wyobraża, tj. kalkuluje wartość swojej dupy do wartości twoich usług, to nasza królewna planuje zmianę żywiciela. Ty dowiadujesz się o tym na samym końcu, gdy nowy frajer ma na jej widok duże ciśnienie w jajach. I cykl się powtarza: najpierw super seks by przywiązać ofiarę, potem koncert życzeń, a gdy żywiciel się nie wyrabia, wracamy do punktu wyjścia. Nie ma w tym żadnej poezji, żadnych uczuć wyższych. Czysta kalkulacja. Twoje cechy jak: uroda, intelekt, zasoby to tylko wskaźniki jakości żywiciela/dawcy genów.  Gdy dany żywiciel nie spełnia oczekiwań samicy, włącza się pogarda, plucie jadem, przemoc psychiczna. "Dlatego Dobry Pan Bóg dał mężczyźnie prawo do panowania nad tymi istotami, bo gdy one będą mogły rządzić światem zostaną tylko zgliszcza", to samo co pozostawiają po sobie w relacjach z niesatysfakcjonującym żywicielem. Dlatego nie dyskutuj, nie kłóć się nigdy z kobietą, to nie ma najmniejszego sensu. To tak jakbyś się kłócił z tasiemcem, którego masz w jelicie. Wypierdalaj bezwarunkowo z takiej relacji, gdy samica zaczyna zagęszczać atmosferę jeśli coś jej się nie podoba, roszczenia się nasilają i szukaj następnej. 

 

Wiem, że prawda boli, ale to nie sprawi, że przestanie nią być. Taki jest po prostu świat. Musisz sobie znaleźć inne cele w życiu, bo zostaniesz szmaconym i wykorzystywanym za kawał zwiędłej finalnie dupy (każda się starzeje, a roszczenia się mnożą) wrakiem, który dopiero wówczas zatraci sens życia, o wiele bardziej niż od świadomości, jaka jest prawda. 

 

Amen

 

 

 

 

Edytowane przez DarkMorpheus
  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, marcopolozelmer napisał:

No ma coś w sobie takiego, że od ponad dwóch lat się z nią użeram, cały czas dając nam szanse i licząc na jakąś poprawę,

a to wszystko psu w dupę i krew w piach, bo jej nagle odpierdala i zaczyna robić jazdy, tak jakby ją nudziło spokojne stabilne życie i na siłę szukała w nim akcji,

tadaaam ... kurtyna ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jednym z tematów pisałem o lekarkach i kobietach z branż medycznych (stomatolog, magister farmacji, ew. analityk medyczny), że są to trudne przypadki do partnerstwa, w szczególności jeżeli nie jesteś lekarzem albo facetem z dużą firmą, prawnikiem architektem itd. Wiem, bo jestem z tego środowiska i niejedno widziałem, słyszałem, obserwowałem, doświadczyłem. Jeżeli jesteś niżej, w tym przypadku jesteś budowlańcem (z całym szacunkiem z mojej strony) to dla takiej magister farmacji jesteś zwykłym pomyjem i zawsze nim będziesz. Piszę brutalnie, bo po prostu one w ten sposób działają - jak komandos podrzynający gardło przeciwnikowi.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.