Skocz do zawartości

Dobre życie oparte jest na dobrych związkach.


Rekomendowane odpowiedzi

Jako, że dzisiaj mam leniwą nockę w pracy napiszę Nam jeszcze jeden temat. Natrafiłem na bardzo ciekawy artykuł o tym co czyni człowieka szczęśliwym.

 

https://m.joemonster.org/art/34990

 

Kilka wydartych z kontekstu cytatów:

"Cóż, lekcje te nie dotyczą bogactwa, sławy ani coraz cięższej pracy. Najprostszy przekaz, jaki wyłania się z tych 75 lat badań to: 

Dobre relacje z innymi ludźmi sprawiają, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi. Kropka."

 

"kontakt z innymi jest bardzo pożyteczny, a samotność zabija"

 

"Niektóre z naszych par osiemdziesięciolatków mogły się między sobą sprzeczać dzień i noc, ale dopóki czuły, że w razie cięższych chwil jedno może polegać na drugim, te kłótnie nie miały wpływu na ich pamięć."

 

"Nie ma czasu - tak krótkie jest życie - na sprzeczki, przeprosiny, zawiść, wyjaśnienia. Jest tylko czas na kochanie, i to w tej chwili, że się tak wyrażę"

 

Daje to do myślenia. Mi przynajmniej. I zmienia lekko spojrzenie na red pill oraz mgtow. Teksty z mgtow typu "buduj swój sukces finansowy", "możesz liczyć tylko na siebie a nie na kobietę", "zabezpiecz swój interes" i niektóre wypowiedzi forumowiczów wydają się nie pasować do tego co wg. artykułu daje człowiekowi szczęście.

 

Mimo to, red pill dobrze tłumaczy zachowania kobiet i z mojego doświadczenia wydaje się to mieć potwierdzenie w rzeczywistości.

 

Badania opisane w artykule dotyczą ludzi aktualnie starszych, więc nie nasze pokolenie. Może to stąd ten dysonans?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że może Cię zainteresować postać Alfreda Adlera - austriackiego psychiatry, odrzucającego dominantę seksualną i zaspokajanie popędów, jako motyw przewodni życia ludzkiego, na rzecz bycia "istotą społeczną".

Cytat

W wyraźnym przeciwieństwie do głównego założenia Freuda, iż zachowanie człowieka jest motywowane przez wrodzone popędy, oraz podstawowego aksjomatu Junga, iż postępowaniem ludzkim rządzą wrodzone archetypy, Adler przyjął, że ludźmi kierują przede wszystkim motywy społeczne. Według Adlera ludzie są z natury istotami społecznymi. Wchodzą oni w różnego rodzaju związki z innymi ludźmi, angażują się w czynności społeczne polegające na współdziałaniu, przedkładają dobro społeczne nad egoistyczny interes i przyjmują styl życia o dominującej orientacji społecznej. Adler twierdził, że uspołecznienie człowieka następuje wyłącznie pod wpływem procesów społecznych; zainteresowanie społeczne jest wrodzone, aczkolwiek rozwijające się specyficzne typy powiązań z ludźmi i instytucjami społecznymi są zdeterminowane przez naturę społeczeństwa, w którym dana osoba się urodziła.

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek jest istotą - zwierzęciem społecznym i potrzebuje do przeżycia  grupy, taki nasz program.

Życie w dobrych relacjach  z reszta grupy ogranicza stres związany z wykluczeniem. Więc żyje się spokojniej, z poczuciem pewnego komfortu i bezpieczeństwa - bo to daje przynależność do grupy.

Dobry - udany i zgodny związek z partnerem / partnerką też sprawia że żyje się lepiej - bo mamy mniej stresu. Przede wszystkim podstawą związku jako takiego było wspólne działanie, życie, dzielenie pracy i obowiązków oraz wzajemna pomoc sobie. Związek był zawsze podstawową komórką grupy społecznej.

Im więcej stresorów - praca, grupa, rodziną - tym mniejszy komfort życia, im mniej stresorów ...tym większy.

A potrzeba przynależności do grupy wiąże się z tym że jesteśmy zwierzętami  - istotami stadnymi, kiedyś - kiedy ludzie tworzyli grupy  takie jak plemiona, klany, wykluczenie wiązało się z śmiercią, brak wsparcia, obrony, schronienia - przychodziła zima i pozamiatane, przychodził drapieżnik i pozamiatne, przychodziła chorobą lub uraz...nie miał kto pomóc i pozamiatne.

Strach przed wykluczeniem wszedł w kulturę. Nie bez przyczyny np. w średniowieczu jedną z gorszych kar była kara banicji - wykluczenia, albo jeszcze gorzej kara ekskomuniki - wykluczenie z wspólnoty religijnej, co dodatkowo miało uniemożliwić zmartwychwstanie i życie  wieczne. Były to kary symboliczne ale bardzo skuteczne oddziaływały na podstawowy stadny instynkt człowieka.

 

Edytowane przez wojkr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Rnext napisał:

Wchodzą oni w różnego rodzaju związki z innymi ludźmi, angażują się w czynności społeczne polegające na współdziałaniu, przedkładają dobro społeczne nad egoistyczny interes i przyjmują styl życia o dominującej orientacji społecznej.

I myślę że na tym można skończyć czytanie pana Adlera. Skoro uważa że na tym świecie istnieją pobudki altruistyczne obok egoistycznych to niewiele chyba wie o człowieku i też jedzie matriksową albo nawet religijną kalką.  Nie ma innych pobudek w ludzkim działaniu jak egoistyczne. Za każdym altruizmem i tak stoi ukryte dobro czyniącego "altruistyczny" gest. W ogóle samo nazywanie jakiegokolwiek ludzkiego działania egoistycznym lub altruistycznym śmierdzi mi chęcią manipulacji. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od zawsze nie mogłem kupić do końca tak tu polecanej drogi samorozwoju i umniejszania ważności relacji z kobietami.

 

Artykuł pokazuje, że często tu podawane hasło "Żadna kobieta nie da ci szczęścia" jest nieprawdziwe. Okazuje, się że nie tylko da szczęście ale i długie życie w dobrym stanie.

Edytowane przez RealLife
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, RealLife napisał:

Artykuł pokazuje, że często tu podawane hasło "Żadna kobieta nie da ci szczęścia" jest nieprawdziwe. Okazuje, się że nie tylko da szczęście ale i długie życie w dobrym stanie.

Ja bym powiedział że ani tak ani siak. To Ci da szczęście co myślisz że da Ci szczęście. Człowiek to taka maszynka która sama sobie tworzy kryteria szczęścia. Kiedyś te kryteria były inne bo inne były czasy i człowiek solo zwyczajnie by nie przeżył, dziś czasy są inne więc życie solo nie zabija a skoro wielu przedkłada wolność i swobodę (umpa umpa ?) nad dzielenie z kimś życia ma do tego prawo i hooy nam do tego.  Głupotą jest stwierdzać arbitralnie że to lub tamto na pewno da Ci szczęście. Jeden lubi ogórki drugi sołtysowe córki. Dlatego w ogóle rozmowa typu solo/związki jako recepta na szczęście nie ma większego sensu.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, RealLife napisał:

Od zawsze nie mogłem kupić do końca tak tu polecanej drogi samorozwoju i umniejszania ważności relacji z kobietami.

 

Artykuł pokazuje, że często tu podawane hasło "Żadna kobieta nie da ci szczęścia" jest nieprawdziwe. Okazuje, się że nie tylko da szczęście ale i długie życie w dobrym stanie.

No jasne, że tak. Zauważyłem, że najgłośniej o tym, że szczęście jest w człowieku, ludzie przeszkadzają w spokoju i te inne bzdury, piszą najczęściej osoby, które mają za sobą jakieś ciężkie wydarzenia życiowe - rozwody, zdrady, odrzucenie społeczne, patologiczną rodzinę czy otoczenie. Stąd zamiast rozsądku krzyczy w nich ból, który jest po prostu mechanizmem obronnym. A mechanizmy obronne mają to do siebie, że winni są zawsze wszyscy wokół, nigdy sam krzykacz. Taka osoba jest zbyt silnie zabetonowana na fakt potrzeby innych, chociażby nawet po swoich tyradach w internecie włączyła film porno, to i tak ta lampka w głowie się nie zaświeci.

 

https://www.psychologytoday.com/us/blog/talking-apes/201807/how-sex-boosts-connection-and-mood-and-gives-meaning-life

 

Osobiście widzę to tak, że potrzeba spędzić naprawdę wiele lat we względnej samotności, żeby autentycznie czuć bardzo wysokie spełnienie z faktu chociażby samego oddychania. Mózgu się nie oszuka, jesteśmy istotami stadnymi i tyle. Normalnym jest, że u osób społecznie wykluczonych jakość życia spada na łeb, na szyję. W niektórych prymitywnych plemionach, osoba wygnana często umiera, ale wykańcza ją po prostu własny umysł, wszechogarniająca rozpacz i apatia.

 

Teorie, że nie potrzebujemy innych do szczęścia i spełnienia można sobie włożyć pomiędzy Baśnie braci Grimm i Baśnie Andersena. Tam by dobrze wyglądały.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nawet nie jest sprzeczne z Red Pill. Bp Red Pill nie mówi że dobry związek nie da szczęścia. Mówi jedynie że związek nie będzie dobry albo nie będzie trwały (czyli że nie będzie dobry przez cały czas jego trwania).

Więc jak najbardziej związki mogą dać szczęście, tylko te związki musiały by trwać. A z tym jest problem w dzisiejszych czasach feminazizmu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@jaro670 to tylko na pozór jest takie proste z interakcją pomiędzy postawą egoistyczną a działaniem na rzecz dobra wspólnego. Znany jest i dość powszechny "altruizm krewniaczy" mający za zadanie promocję wspólnych genów. W tym kontekście, na przykład Dawkins (ten od "Samolubnego genu" - bardzo fajna książka, parę razy ją wspominałem na forum, polecam) postuluje, że altruizm jest skutkiem "egoizmu genów". Mąż mojej kuzynki oddał ich synowi własną nerkę, zamiast dorobić nowe dziecko.

 

Tutaj mała dygresjo-ciekawostka: babcie chętniej poświęcają się na rzecz potomstwa swoich córek niż synów. Tłumaczy się to tym, że w przypadku potomstwa córki jest po prostu pewność pochodzenia dziecka z własnej linii genetycznej ;) Kochane mamusie ;)

 

Na dalszym planie jest mała grupa przynależności (i zależności), lokalna społeczność, plemię... I poświęcanie się na rzecz społeczności może zwiększać szanse na przeżycie bądź lepsze życie, czy działania obronne lub przystosowawcze. Innymi słowy, istnieje możliwość gratyfikacji w postaci możliwych korzyści własnych. 

 

Neurologiczne podwaliny altruizmu podrzucił A. Damásio. Znalazłem dość obrazowy jego cytat:

Cytat

Prócz oczywistego dobra, które altruiści niosą innym ludziom, mogą oni gromadzić dobro dla siebie, podnosząc swój prestiż społeczny, samoocenę, otrzymując wyrazy publicznego uznania i podziwu […] Perspektywie otrzymania jednej z tych nagród towarzyszyć może egzaltacja (za jej nerwową bazę uważam pozytywne markery somatyczne), a jeśli perspektywa staje się realna, egzaltacja może się przekształcić w jawną ekstazę. […] Zachowania altruistyczne dają ludziom coś jeszcze […] oszczędzają altruistom przyszłego cierpienia w reakcji na przyszłe wydarzenia, które wynikły z tego, że nie zachowali się altruistycznie.

Tzn. dość pierwotne źródło zachowań może być egoistyczne, ale mieć znamiona/skutki altruizmu. Ale w ten sposób, to wszystko da się zredukować do "elektryki neuronów" i uznać że właściwie to nie życie, tylko prąd (chociaż również i bio-fotony). 

 

Temat szeroki, ale my tu o satysfakcji ze sposobów działania gadamy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, misUszatek napisał:

Daje to do myślenia. Mi przynajmniej. I zmienia lekko spojrzenie na red pill oraz mgtow. Teksty z mgtow typu "buduj swój sukces finansowy", "możesz liczyć tylko na siebie a nie na kobietę", "zabezpiecz swój interes" i niektóre wypowiedzi forumowiczów wydają się nie pasować do tego co wg. artykułu daje człowiekowi szczęście.

Wg mnie jedno nie przeczy drugiemu. Niektórzy wypaczają za bardzo koncept "the red pill" lub popadają w ekstremizm. Wg mnie to wszystko można "pożenić" ;P. Relacje są bardzo ważne. Zwracać należy uwagę na te dobre, a relacje negatywne zostawiać za sobą. Nie chodzi tu o to, aby być miłym gościem, ale kimś prawdziwym, co nie określa swojego życia według kobiet. MGTOW wg mnie mówi o budowaniu dobrej relacji z samym sobą. Dopiero wtedy można liczyć na dobre i prawdziwe relacje z innymi osobami. 

Budować sukces zawodowy można zachowując dobre relacje z innymi. Można osiągnąć olbrzymi wręcz sukces i nadal pozostać dobrym człowiekiem. Jak relacja z partnerką jest prawdziwa, serdeczna i satysfakcjonująca dla obydwojga to zaufanie drugiej stronie nie musi oznaczać poddanie i wchodzenie w łaskę. Możesz pozostać silnym i twardym jednocześnie się otwierając. Nie chciałbym przejść przez życie będąc zgorzkniałym w stosunku do połowy społeczeństwa. Nikt z was nie zauważył jakie uczucie wiąże się z dawaniem nie oczekując nic w zamian.  Będąc dobrym człowiekiem, szansa na szczęśliwe i długie życie jest kolosalnie większa, niż będąc wrednym, samotnym sk%^$#em.

 

31 minut temu, Imbryk napisał:

Ona sama nie da!

Relacja z nią może dać.

Dokładnie tak. Dobra relacja da to szczęście. Sama osoba od tego nie jest. Nie jest od naprawiania tudzież uzupełniania braków z przeszłości.

 

1 godzinę temu, Rnext napisał:

Na dalszym planie jest mała grupa przynależności (i zależności), lokalna społeczność, plemię... I poświęcanie się na rzecz społeczności może zwiększać szanse na przeżycie bądź lepsze życie

@Rnext. Bardzo trafne uwagi, ale ja bym raczej poczucie przynależności do grupy, społeczności postawił raczej wysoko. Szczególnie takiej, do której wnosisz wkład i czujesz potrzebę , misję i to co robisz daje poczucie istotności. Wtedy wg mnie jest największa szansa na lepsze życie i szczęście.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Pater Belli napisał:

ja bym raczej poczucie przynależności do grupy, społeczności postawił raczej wysoko.

Nie nie, nie chodzi mi o to, że jest nisko, tylko o gradację - najpierw altruizm krewniaczy jako dominujący a potem reszta kolejno. I że w całości to takie combo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, misUszatek napisał:

"kontakt z innymi jest bardzo pożyteczny, a samotność zabija"

Tu jeszcze bardzo ważna kwestia: związki z INNYMI LUDŹMI są super ważne.

 

Związki tatą, mamą, synem, córką, bratem, siostrą, kuzynami, wujkami, ciotkami, sąsiadami, napotykanymi obcymi stającymi się Twoimi przyjaciółmi dzięki wspólnemu wkładowi w relację, szefami, współpracownikami, podwładnymi, braćmi na Forum BraciaSamcy, wymieniać można jeszcze z godzinę... i na końcu dodam: z partnerką, partnerem, żoną, mężem,

 

Nie jest napisane: prawdziwe szczęście daje koniecznie wspólne życie z jedyną partnerką, żoną do końca życia.

 

Otaczanie się życzliwymi ludźmi i BUDOWANIE SIECI WSPARCIA - to może przyczyniać się do poczucia tzw. szczęścia.

 

Plus - oczywiście - definicja SZCZĘŚCIA jest dla każdego inna.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Imbryk said:

Ona sama nie da!

Relacja z nią może dać.

 

Ale to wymaga komentarza bo takie stwierdzenie jest niejasne. Bo jak to oddzielić? Przecież na jakość relacji składa się jakość partnerki. Jedno wynika z drugiego. Bez odpowiedniej partnerki, nie ma dobrej relacji. Najpierw musimy mieć partnerkę, później pojawia się relacja. Tak więc niby wiem co masz na myśli ale... - to właśnie cechy charakteru Jej samej (kobiety) mają duży wpływ na relację. Jeśli przyjmiemy, że za jakość związku jesteśmy odpowiedzialni po 50% (połowa facet, połowa kobieta) to właśnie osobowość kobiety, jej charakter i wygląd stanowi wkład JEJ samej w relacje.  Tak więc stwierdzenie, że "ona sama nie da" nie jest do końca prawdziwe a co najmniej dyskusyjne. No bo czym jej Ona Sama ? 

 

Idąc tym tokiem myślenia można by dość do wniosku, że w zasadzie to można by losować partnerki albo wybierać je na ulicy na chybił-trafił - w końcu w ten sposób też powstanie jakaś relacja, jednak w ten sposób związki się nie tworzą. 

 

Nie można również ignorować faktu, że są ludzie bardziej wartościowi, z wyższą jakością i higieną życia oraz ludzie mniej wartościowi. Ja to nazywam jakością człowieka. Z tymi pierwszymi relacje powinny być lepsze niż z drugimi. Czyli tutaj znów mamy skupienie się konkretnym człowieku a nie relacji. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, RealLife napisał:

Bez odpowiedniej partnerki, nie ma dobrej relacji.

Jak najbardziej! Ale samy wybieramy i badamy czy dana partnerka nadaje się co relacji.

Dlatego powstają takie tematy jak "O żon wyborze" @Mosze Reda.

A potem trzymamy ramę itd.... bo wiemy do czego kobieta jest z natury zdolna. I tyle.

(Albo nie trzymamy, mówię za siebie, hehe)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre życie to..... odnalezienie swojej pasji i spieniężenie jej. Żyć z tego co się lubi robić i trzepać z tego forsę.  Do tego kumple, którzy robią to samo, fajna ekipa ludzi z pasją. Można sobie z życia robić jaja. Jak dla mnie to jest fundament udanego życia, pasja, forsa.

A jak się ma to do związków? To się rozumie samo przez się, chyba nawet ćwierć dekiel kapuje o co biega, człowiek spełniony zawodowo, pewny siebie, otwarty przyciąga innych, kobiety również. Co kto lubi. Można przytulić na noc, tydzień lub dwa, może nawet na dłużej.

 

Podstawa, nie sprzedać życia dla gófnoroboty, dla pracy na jakiegoś frajera.

Posiadać zajęcie, które daje fun, spieniężyć to, poznać osoby o podobnych zainteresowaniach, wymieniać się doświadczeniami, bawić się, wydawać forsę itd

A cała życiowa reszta sama się ułoży.

 

 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minutes ago, aqlino said:

Kompletna bzdura i podstawa każdego uzależnienia - opierać poczucie szczęścia od czynników zewnętrznych. Takich jak np.: Kobieta, pieniądze, kariera, samochód, dom, duża rodzina, mała rodzina, ... podróże, znajomi itd.

Pachnie mi to filozofią stoicką. 

Tylko, że tak się nie da. Jeśli ktoś próbuje to się oszukuje. Nie możemy oddzielić się od czynników zewnętrznych bowiem są one częścią naszego życia. Zajmują nasze myśli, poświęcamy na nie energię, wpływają na zmiany nastroju i samopoczucie. Nie jesteśmy się od nich wstanie oddzielić. Napiszę prowokacyjnie - stoik = zombi. 

 

26 minutes ago, aqlino said:

Czy zatem idąc Twoją drogą mnisi buddyjscy nie zasługują na uczucie szczęścia?

Czy ludzie ze slamsów w Bangladeszu nie mogą odczuwać radości, przyjemności i szczęścia?

 

Mnisi buddyjscy żyją w społecznościach klasztornych więc raczej zaspokajają swoje potrzeby więzi społecznych. Mogą być szczęśliwi. Dzieci z Bangladeszu też, bo jak jesteś dzieckiem to kawałek sznurka i patyk daje ogromne szczęście. 

Zresztą przy tego typu rozważaniach zawsze, ale to zawsze wychodzi kwestia nieświadomości innego życia, nieświadomości że można inaczej, lub bardziej filozoficznie - problem Jaskini Platona - jaskiniowcy też byli szczęśliwi dopóki jeden z nich nie uświadomił sobie, że istnieje świat poza Jaskinią. 

 

Należało by więc wziąć paru mnichów, poczekać aż umrą. Reinkarnować ich z pełnym zachowaniem pamięci i doznań, następnie dać im szczęśliwe związki z kobietami. Znów poczekać aż będą na granicy śmierci i dopiero wówczas zapytać - które życie wolałeś - jako mnich w klasztorze, czy jako mąż w związku? Dopiero wówczas moglibyśmy mówić co jest lepsze. Podobnie dzieci ze slamsów. Jedno życie w slamsach, jedno w pałacach i pytamy co lepsze. 

 

26 minutes ago, aqlino said:

 

Dlaczego w krajach wysokorozwiniętych, bogatych jest tyle samobójstw?

 

 

Pewnie z tego samego powodu, dla którego moje małżeństwo swój najlepszy okres miało gdy mieszkałem z żoną w kawalerce. Teraz własny dom, samochody a związek leci ku upadkowi. W krajach wysokorozwiniętych następuje zanik więzi społecznych, ludzie stają się co raz bardziej samotni a swoboda wymiany partnerów nie daje poczucia stabilizacji. 

 

26 minutes ago, aqlino said:

Dlaczego tylu ludzi ze świecznika, celebrytów, lekarzy to zwykli alkoholicy, ćpuny, nałogowcy.

Brak silnej woli i skłonność do przyjemności. Mają pieniądze więc idą na całość. Dodatkowo pewnie poznają niemoralne mechanizmy stojące za sławą i bogactwem i sobie nie dają rady. Świat wydaje im miejscem bez zasad. 

My nie idziemy, nie dlatego, że jesteśmy lepsi od celebrytów ale dlatego, że gram kokainy kosztuje 350 zł i mało kogo stać aby tak się bawić co sobota. 

 

Edytowane przez RealLife
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, misUszatek napisał:

Teksty z mgtow typu "buduj swój sukces finansowy", "możesz liczyć tylko na siebie a nie na kobietę", "zabezpiecz swój interes" i niektóre wypowiedzi forumowiczów wydają się nie pasować do tego co wg. artykułu daje człowiekowi szczęście.

Przecież informowało nie raz forum, że szczęście to nawyk i wyćwiczenie go w sobie. Nie czytałeś? Czyli olewasz forum ale chcesz aby Ciebie nie olewano? Ciekawe podejście.

 

4 godziny temu, wojkr napisał:

Dobry - udany i zgodny związek z partnerem / partnerką też sprawia że żyje się lepiej - bo mamy mniej stresu.

Chyba nie rozumiem tego tekstu. Byłem w kilku związkach i w każdym miałem dużo więcej stresu niż jako singiel. Właściwie ciężko mi zrozumieć co masz na myśli, bo obecnie jako singiel ja nie czuję zupełnie żadnego stresu. Mam oszczędności, dobrą pracę - czym mam się stresować? Że mnie ktoś wyrzuci z pracy? Mam tyle oszczędności, że zupełnie mnie to nie rusza.

 

4 godziny temu, RealLife napisał:

Od zawsze nie mogłem kupić do końca tak tu polecanej drogi samorozwoju i umniejszania ważności relacji z kobietami.

Ja natomiast jestem żywym przykładem, że rozumiem tę drogę. Jestem ponad rok po rozstaniu i dawno nie byłem tak szczęśliwy. Na obecną chwilę wystarcza mi okazjonalny kontakt z kobietami - żadnego innego nie chcę. A już na samo przypomnienie kłopotów jakie za sobą niesie związek, tej zależności, przejmowania się - dostaję drgawek.

 

Forum nie uczy bycia pustelnikiem. Forum uczy, że nic nie musisz - ani się ożenić, ani spłodzić dzieciaka, ani szukać mitycznego szczęścia w związku. Związek po kilku latach jest niczym innym jak układem.

Niedawno dowiedziałem się, że żona mojego szefa poszła na dyskotekę - sama z koleżankami. Widziałem ten niepokój w jego oczach. Na samą myśl Bogu dziękowałem, że nie jestem w związku i nie mam żony :)

Jak sobie przypomnę jeszcze raz takie rozkminy - masakra.

Znam wiele związków i albo są koszmarnym polem wojny, albo ludzie są względnie wspierający się i im ze sobą 'dobrze', ale to już coś w rodzaju układu. Kobieta jest odrębnym człowiekiem, bytem, upatrywanie szczęścia w tym, że masz z nią dobrą relację i z czymś się zgadzasz jest idiotyczne.

No ok, masz tę dobrą relację - ale co z tego? Jeśli istnieje Bóg - ta kobieta przecież do Nieba Cię nie wprowadzi. Będziecie rozliczani całkowicie osobno.

 

Kobieta to tylko swego rodzaju towarzyszka, zwykle bardzo uciążliwa, ale czasem nie. Ale żeby robić z tego jakieś wielkie szczęście? Idiotyzm.

 

Po kilku latach związek to układ z kobietą w którym wzajemnie się możecie wspierać lub kłócić. Natomiast ja nie potrzebuję niczyjego wsparcia do niczego - zupełnie mi to do niczego nie potrzebne. 

 

Co ciekawe, piszesz te słowa Ty - a czytałem Twój inny temat w którym żaliłeś się, że już dawno byś żonę zostawił gdyby nie coś tam i że w ogóle nie ma chemii, dusisz się w tym związku.

Jak więc widzisz, najbardziej w te imaginacje i bajki wierzą Ci, którzy tego nie mają ale którzy głęboko wierzą, że 'gdzieś to jest'. Nigdzie tego nie ma.

3 godziny temu, Messer napisał:

Zauważyłem, że najgłośniej o tym, że szczęście jest w człowieku, ludzie przeszkadzają w spokoju i te inne bzdury, piszą najczęściej osoby, które mają za sobą jakieś ciężkie wydarzenia życiowe - rozwody, zdrady, odrzucenie społeczne, patologiczną rodzinę czy otoczenie.

Kłopot w Twoim rozumowaniu polega na tym, że niejako zakładasz, że jakaś garstka wykluczonych mówi, że szczęście jest w Tobie. Tymczasem pod kryteria o jakich piszesz (rozwód, zdrada, bolesne rozstanie) podpada większość ludzi. Niejako tworzysz nam tutaj wizję anielskiej bajki której jakimś cudem większość społeczeństwa nie trafiło. Tak trochę stosujesz marchewkę i kijek - staraj się a dostąpisz tego 'szczęścia'. Próbujesz z czegoś co jest rzadkością zrobić coś normalnego, a z czegoś co jest normą jakąś rzadkość. W swoim rozumowaniu kreujesz nam jakieś takie cieplarniane warunki w których kobieta idealna, bez pokusy zdrady, itd. jest w relacji z mężczyzną idealnym i tak sobie nawzajem dają wsparcie, miłość, dobroć. 

To tak nie działa, bo mózg ludzki nie jest fizycznie przystosowany do Twoich wyimaginowanych teorii.

Mózg ludzki działa sinusoidalnie - góra, dół, problemy, radość, problemy, radość. Pokusa zdrady - pojawia się nawet u najbardziej wspierającej i rzekomo ukochanej kobiecie z himalajów. Tak samo w każdym mężczyźnie.

Nuda i porównywanie pojawia się w KAŻDYM związku.

 

Jeśli zrozumie się to, jak i ułomność związków z natury rzeczy, to nie wierzy się w Twoje bajkowe wizje. 

Po prostu - może być całkiem nieźle z kobietą, ale to żadne cuda i żadna bajka, a zwykłe ułomne życie.

Edytowane przez janciow0dnik
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minutes ago, janciow0dnik said:

 

Co ciekawe, piszesz te słowa Ty - a czytałem Twój inny temat w którym żaliłeś się, że już dawno byś żonę zostawił gdyby nie coś tam i że w ogóle nie ma chemii, dusisz się w tym związku.

Jak więc widzisz, najbardziej w te imaginacje i bajki wierzą Ci, którzy tego nie mają ale którzy głęboko wierzą, że 'gdzieś to jest'. Nigdzie tego nie ma.

 

Celna uwaga.

 

To prawda. Rozwiódł bym się bo uznaję moje małżeństwo za nieudane i faktycznie głęboko czuje, że jednak bliski związek z inną kobietą dałby mi uczucie, które mogłyby nazwać szczęściem. Może to kwestia formy związku. Może związki typu LAT są odpowiedzią na trudy relacji kobieta- mężczyzna. 

 

Na obecnym poziomie mojego rozwoju nie rozumiem co to znaczy, że szczęście to nawyk, który można wyćwiczyć.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, RealLife napisał:

głęboko czuje, że jednak bliski związek z inną kobietą dałby mi uczucie, które mogłyby nazwać szczęściem.

 

No bo to na tym polega. Każdy czuje, że gdyby tylko INNA (kluczowe słowo) kobieta się pojawiła, to by to szczęście było. INNA - słowo klucz :)

Zawsze to jest takie zepchnięcie na jakąś 'inną', na jakąś wyimaginowaną kobietę - dobrą, cierpliwą, łagodną, uczynną, itd. Zawsze to jest ta imaginacja podobno do tej którą miał bohater Dnia Świra z tą 'wymarzoną' na plaży która 'wszystko rozumie'.

To jest tak naprawdę swego rodzaju tęsknota za Bogiem - tak uważam.

 

8 minut temu, RealLife napisał:

Na obecnym poziomie mojego rozwoju nie rozumiem co to znaczy, że szczęście to nawyk, który można wyćwiczyć.

 

Dla mnie szczęście to poranna kawa, to, że jestem zdrowy i to, że wyzbyłem się urojeń o tej INNEJ. Mógłbym chętnie wejść w związek z ładną dziewczyną - czemu nie, ale nie jest to dla mnie żadnym celem ani marzeniem życiowym. Bo wiem, że jaka by to nie była kobieta, będzie tylko człowiekiem ze swoimi ułomnościami, a nie żadną wymarzoną Arweną z Władcy Pierścieni.

 

Szczęście dla mnie to to, że mam sporo kasy, pełną lodówkę i robię sobie właśnie całodniowy maraton serialowy na Netflixie.

 

Szczęście to mądrość pozwalająca mi filtrować urojenia i nie dopuszczać ich do siebie, a cieszyć się realnym rzeczywistym życiem. 

 

Szczęście to dla mnie nawet to, że miewam odczuwanie braku szczęścia - bo nie mam dzięki temu pustki, coś mi się chce zaplanować, przemyśleć, ogarnąć.

 

Wielu ludzi całe swoje życie goni za urojeniami, za tym co im wmówiono.

 

To co mnie najbardziej cieszy od jakiegoś czasu to to, że jestem jakby poza tymi ludzkimi ułomnościami w tym sensie, że naprawdę nie mam żadnej, zupełnie żadnej potrzeby bycia w związku. Poważnie mówię. A ciekawe jest to, że nie jest to zachłyśnięcie się - ponad rok minął od ostatniego mojego związku. To, że te problemy o tym, że kobieta idzie sama na dyskotekę z koleżankami, że kobieta to, kobieta tamto - to, że te problemy są dla mnie już czymś tak strasznie odległym - to jest dla mnie szczęście. Czuje się wolny od tego.

 

Tak naprawdę obecnie jestem w niesamowitym położeniu. Mam mnóstwo oszczędności, jestem względnie młody (przed 30-tką), mam dobrą pracę, nie mam żadnych zobowiązań, żyję całkowicie sam. Dawno nie czułem się tak wolny, tak silny. Jedyne co mogłoby mnie złamać to jakaś choroba - ale tego nie życzę sobie ani nikomu. Bądźmy zdrowi jak najdłużej panowie - KASA I ZDROWIE, tylko to się liczy. Wszystko inne to kwestia mindsetu.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, janciow0dnik napisał:

Co ciekawe, piszesz te słowa Ty - a czytałem Twój inny temat w którym żaliłeś się, że już dawno byś żonę zostawił gdyby nie coś tam i że w ogóle nie ma chemii, dusisz się w tym związku.

Jak więc widzisz, najbardziej w te imaginacje i bajki wierzą Ci, którzy tego nie mają ale którzy głęboko wierzą, że 'gdzieś to jest'. Nigdzie tego nie ma.

Kłopot w Twoim rozumowaniu polega na tym, że niejako zakładasz, że jakaś garstka wykluczonych mówi, że szczęście jest w Tobie. Tymczasem pod kryteria o jakich piszesz (rozwód, zdrada, bolesne rozstanie) podpada większość ludzi. Niejako tworzysz nam tutaj wizję anielskiej bajki której jakimś cudem większość społeczeństwa nie trafiło. Tak trochę stosujesz marchewkę i kijek - staraj się a dostąpisz tego 'szczęścia'. Próbujesz z czegoś co jest rzadkością zrobić coś normalnego, a z czegoś co jest normą jakąś rzadkość. W swoim rozumowaniu kreujesz nam jakieś takie cieplarniane warunki w których kobieta idealna, bez pokusy zdrady, itd. jest w relacji z mężczyzną idealnym i tak sobie nawzajem dają wsparcie, miłość, dobroć. 

To tak nie działa, bo mózg ludzki nie jest fizycznie przystosowany do Twoich wyimaginowanych teorii.

Mózg ludzki działa sinusoidalnie - góra, dół, problemy, radość, problemy, radość. Pokusa zdrady - pojawia się nawet u najbardziej wspierającej i rzekomo ukochanej kobiecie z himalajów. Tak samo w każdym mężczyźnie.

Nuda i porównywanie pojawia się w KAŻDYM związku.

 

Jeśli zrozumie się to, jak i ułomność związków z natury rzeczy, to nie wierzy się w Twoje bajkowe wizje. 

Po prostu - może być całkiem nieźle z kobietą, ale to żadne cuda i żadna bajka, a zwykłe ułomne życie.

Nie wiem co Ci odpisać, bo w mojej intencji pisania tego postu nie były tylko relacje z jakąś kobietą, ale ogółem z innymi istotami żywymi. Związek z innymi to nie tylko związek polegający na puchnięciu krocza, chociaż faktycznie - można taki z tego wyciągnąć wniosek, nie sprecyzowałem tak do końca co pisałem. Można mieć np jakiegoś zwierzaczka. Jest związek? Owszem, jest. Jesteśmy zależni od tysięcy zmiennych na tej planecie. Zmniejsz/zwiększ ciśnienie, a zobaczysz co się zacznie robić z Twoim ciałem. 

 

Zostaw nowo narodzone dzieci bez matczynej miłości, a tylko je karm. Dzieci w ciągu paru dni umrą.

Gdyby nie fakt, że nam obu okazano w czasie niemowlęctwa czułość, to nie mielibyśmy możliwości napisania tutaj czegokolwiek.

 

A ideały nie istnieją, więc trochę nie trafiłeś z przypuszczeniami. Nie ma nikogo idealnego wśród ludzi. Wszyscy jesteśmy upośledzeni na jakimś polu życia. Szacuje się nawet, że około 30% ludzi na świecie cierpi na dystymię bo mają biologicznie upośledzone mózgi. Więc o czym my mówimy. Jeżeli jesteś w jednym ze szczęśliwców z dystymią to nigdy się nie dogadamy. Mój "umwelt" jest całkowicie inny niż Twój, jak pisał Robert Anton Wilson. Moje życie ze względu na mindset może być całkowicie różne niż Twoje, i jednocześnie mamy swoje prawdy które uważamy za prawdziwe (które się zmienią na skutek różnych wyborów i doświadczeń życiowych) ponieważ percepcja świata jest samopotwierdzalna. Przecież widzisz, że kolor jest kolorem, prawda? A jeżeli nauka sugeruje, że kolory nie istnieją? No ale przecież je widzisz.. Życie nie jest takie proste, ale tutaj wchodzimy w dziedzinę filozofii.
 

W swoim poście nie mówiłem o bajkowych wizjach, a raczej o "logice" podbudowanej na zaprzeczaniu i ogromnym poczuciu winy. Zastanawiałeś się dlaczego piszesz o "ułomnym" życiu, które mi sugerujesz że proponuje, jednocześnie pisząc, że byłeś zestresowany w swoich związkach, i czy jesteś w stanie połączyć to z psychologicznym mechanizmem projekcji? Czy jesteś na tym etapie rozwoju osobowości, że zdajesz sobie sprawę, że żyjesz w domu luster, co czasem przekazują różni artyści w swoich dziełach - żeby daleko nie szukać, Bruce Lee, w Wejściu Smoka..?

Osobiście żyłem z wizją siebie jako samotnika, natomiast kiedy wyszedłem ze swojej projektowanej na świat nienawiści, i zacząłem otwierać się w kierunku innych ludzi, jakoś życia zmieniła się nie do poznania.

 

Nie każdy musi żyć chujowym życiem. To, że dotyczy ono znaczącej większości, nie znaczy że każdy nim żyje, a teksty typu "takie jest życie", "no co zrobisz, nic nie zrobisz" można mówić kumplom przy tanim piwie z estrogenami. A zmienność jest cechą tego życia. Imperia powstają i upadają, ludzie rodzą się i umierają - no i co z tego? I tak będę korzystał ze wszystkiego co daje życie. Pełnymi rękami, niekoniecznie budując związki z kobietami, chociaż to jest bardzo przyjemna część życia, gdy w jakiś sposób rezonujesz z kobietą. Moja relacja z matką była na 5+, więc może dlatego wszystkie dziewczyny, z którymi czułem bliższy kontakt w życiu, były w pewnym sensie, wspaniałe? Owszem, one mają swoje wady i mogą kiedyś pokazać pazurki. Ja też. I co z tego? I tak jest wspaniale, bo jak już powiedział pewien słynny Żyd - "Zło tkwi w oku patrzącego". Jak się nie mylę, to powiedzenie też jest już potwierdzone naukowo.

 

21 minut temu, janciow0dnik napisał:

Przecież informowało nie raz forum, że szczęście to nawyk i wyćwiczenie go w sobie. Nie czytałeś? Czyli olewasz forum ale chcesz aby Ciebie nie olewano? Ciekawe podejście.

Forum to nie jest wyrocznia prawdy ostatecznej. Tutaj masz pewne wskazówki, jednak nie fakty. Fakty potwierdza się metodami naukowymi, co nie zmienia istoty sprawy, że niektóre rzeczy o których tutaj piszą ludzie są potwierdzone w dziedzinie psychologii ewolucyjnej. Jedno nie wyklucza drugiego. A to co jest określane mianem szczęścia, to jest domena mistyki. Nawyk to jest branża psychologiczna, więc jedno czasem uzupełnia drugie, ale nadal się nie łączą.

Medytuje od paru lat, mam cudem dostęp do wiedzy, którą może ma jakiś promil ludzi na świecie, przez co używam technik za które trzeba płacić u guru w pięciocyfrowych kwotach, pieniędzy mi nie brakuje, a i tak nadal nie mogę się określić nadal mianem człowieka szczęśliwego. Gdyby odciąć mnie od kobiet i innych moich słabości, to jestem nadal na lodzie. Szczęście to nie jest tylko nawyk. Nawyk to jest pewna składowa, nigdy jedna, jedyna jakość.

 

21 minut temu, janciow0dnik napisał:

Wielu ludzi całe swoje życie goni za urojeniami, za tym co im wmówiono.

+

21 minut temu, janciow0dnik napisał:

Tak naprawdę obecnie jestem w niesamowitym położeniu. Mam mnóstwo oszczędności, jestem względnie młody (przed 30-tką), mam dobrą pracę, nie mam żadnych zobowiązań, żyję całkowicie sam. Dawno nie czułem się tak wolny, tak silny. Jedyne co mogłoby mnie złamać to jakaś choroba - ale tego nie życzę sobie ani nikomu. Bądźmy zdrowi jak najdłużej panowie - KASA I ZDROWIE, tylko to się liczy. Wszystko inne to kwestia mindsetu.

A co jeżeli też masz swoje urojenia, które też Ci wmówiono? A co jeżeli zestawisz swoje urojenia z ekstatycznymi i mistycznymi doświadczeniami jogina medytującego w górach od pół wieku? One okażą się blade. Nic nie znaczące. Śmieszne. I proszę, nie sugeruj mi że ja teraz sugeruję kult biedy albo rzucenia wszystkiego i zamieszkanie na śmietniku, bo nie o to mi chodzi.

I kto żyje w urojeniach? Urojenia to tylko kwestia percepcji, a percepcja związana jest z zbyt wieloma zmiennymi.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Messer napisał:

Zostaw nowo narodzone dzieci bez matczynej miłości, a tylko je karm. Dzieci w ciągu paru dni umrą.

Chyba musisz lepiej doczytać uzasadnienie tej tzw. 'matczynej miłości'. Tę 'matczyną miłość' mają także stawonogi, owady, krowy, antylopy, itd.

To biologia, nic więcej.

5 minut temu, Messer napisał:

ponieważ percepcja świata jest samopotwierdzalna. Przecież widzisz, że kolor jest kolorem, prawda? A jeżeli nauka sugeruje, że kolory nie istnieją? No ale przecież je widzisz.. Życie nie jest takie proste, ale tutaj wchodzimy w dziedzinę filozofii.

Operujesz na zwykłej nomenklaturze. Co to znaczy, że nauka sugeruje, że kolory nie istnieją? Czy to znaczy, że nauka sugeruje, że ODCZUCIE koloru przez człowieka nie istnieje? NIE. A więc mylisz pojęcia i definicje. Odczucie, a realne istnienie to różne sprawy. A Ty mylisz definicję odczucia od definicji istnienia. Nauka zawiera obie te definicje, Ty sugerujesz, że tylko jedną.

Naukowcy z powodzeniem wyjaśnią co czujesz, a także czy to co czujesz naprawdę istnieje.

To co piszesz to trochę paranoiczny solipsyzm, który jest tylko dziwaczną filozofią, niczym realnym.

 

Prawda istnieje jedna i jest niezależna od percepcji. 

10 minut temu, Messer napisał:

Zastanawiałeś się dlaczego piszesz o "ułomnym" życiu, które mi sugerujesz że proponuje, jednocześnie pisząc, że byłeś zestresowany w swoich związkach, i czy jesteś w stanie połączyć to z psychologicznym mechanizmem projekcji?

Ja nie stosuję mechanizmu projekcji, bo życie które ja rzekomo proponuję (załóżmy, że tak jest na potrzeby wyjaśnień), czyli życie singla - też jest ułomne. Oba życia są ułomne, natomiast ja w przeciwieństwie do Ciebie nie kreuje urojeń, że któreś z nich jest znacznie bardziej ułomne. Ty kreujesz, bo piszesz, że jesteśmy istotami stadnymi, że Ci którzy promują życie singla to ludzie skrzywdzeni - że tak zauważyłeś. Tymczasem w USA już ponad 50% ludzi to single, a ludzie 'skrzywdzeni' to większość tego świata. Dlatego właśnie, operując na statystycznych większościach i mniejszość wynika z tego, że coś rzadkiego podajesz nam w szufladce z napisem 'normalne', a coś częstego jako nienormalne. 

Niedługo dowiemy się od Ciebie, że cały świat jest skrzywdzony i nieobiektywny. Czyli obiektywne i nieskrzywdzone będą chyba tylko dzieci. Sam więc widzisz, że Twoje teorie sprowadzają się do sprzeczności i śmieszności.

 

17 minut temu, Messer napisał:

Osobiście żyłem z wizją siebie jako samotnika, natomiast kiedy wyszedłem ze swojej projektowanej na świat nienawiści, i zacząłem otwierać się w kierunku innych ludzi, jakoś życia zmieniła się nie do poznania.

 

Zdecydowanie jesteśmy na innym poziomie świadomości, ja nie mam żadnej nienawiści do ludzi, ja po prostu większości ludzi nie lubię, bo nie są ze mną kompatybilni charakterologicznie. Dlatego właśnie nie żyję złudzeniami jak Ty, tylko wiem, że mniejsza część do mnie pasuje, pozostała nie pasuje i mogłaby mi mocno zaszkodzić, bo taka jest natura ludzka. Ale to nie znaczy, że ich nienawidzę. Nikt mi nie przeszkadza swoim istnieniem i nikomu nie życzę źle - mogę zapewnić i przysiąc. 

21 minut temu, Messer napisał:

Nie każdy musi żyć chujowym życiem. To, że dotyczy ono znaczącej większości, nie znaczy że każdy nim żyje, a teksty typu "takie jest życie", "no co zrobisz, nic nie zrobisz" można mówić kumplom przy tanim piwie z estrogenami.

Nie wiem komu można mówić takie teksty, wiem, że te teksty są prawdziwe. Większość ludzi została skrzywdzonych, żyje po rozwodach, itp. Ty coś rzadkiego i niespotykanego propagujesz jako normalność, a pozostałych ludzi - większość nazywasz 'skrzywdzonymi' i przez to nieobiektywnymi. Jak więc sam widzisz, ja stoję po stronie statystyki i rzeczywistości, Ty stoisz po stronie paranoi i urojeń. Nie mówię, że nie można mieć szczęśliwego związku - mówię, że to bardzo rzadkie, tak samo jak rzadkie jest bycie milionerem. 

A nawet jeśli już masz ten rzekomy 'szczęśliwy' związek, to co Cię tak bardzo w nim 'uszczęśliwia'? Kobieta za Ciebie stanie na Sądzie Ostatecznym? A może kobieta za Ciebie się wysra i zje za Ciebie? Kobieta to tylko osobny, oddzielny człowiek - można z nią mieć seks i swego rodzaj przyjaźń, ale to tylko człowiek z takimi samymi ułomnościami jak każdy. Nie jest ona żadną cudowną kobietą z plaży z Dnia Świra która 'wszystko zrozumie'. Co więcej - ta kobieta TEŻ CHCIAŁABY TAKIEGO CUDOWNEGO MĘŻCZYZNĘ Z PLAŻY który WSZYSTKO ZROZUMIE. 

 

Dochodzimy więc do sytuacji dwóch paranoików i żebraków którzy oczekują od siebie zaspokojenia jakichś swoich urojonych wizji.

 

27 minut temu, Messer napisał:

Pełnymi rękami, niekoniecznie budując związki z kobietami, chociaż to jest bardzo przyjemna część życia, gdy w jakiś sposób rezonujesz z kobietą.

I znów oszukujesz ludzi. Człowiek większość swojego życia jest STARY. Ta 'przyjemna część życia' dotyczy czego? Okresu 4-5 lat, jak kobieta jest młoda, jeszcze nie urodzi dziecka? I widzisz - coś rzadkiego, chwilowego określasz jako normalność, a coś dużo częstszego czyli starość (kobieta 35-letnia i później) nazywasz czymś 'nienormalnym'. Znów dochodzimy do sedna. Znów stosujesz ten sam chwyt. Coś okazjonalnego nazywasz normalnością i przekonujesz jakie to fajne, a coś bardzo częstego i trwającego 90% naszego życia jako nienormalnego.

Jesteś jak sprzedawca telewizorów na raty. Nie mówisz o ratach, Ty mówisz tylko o tej fajnej chwili pierwszego roku jak telewizor będzie nowy i zajebisty. I próbujesz insynuować to jako 'normalność'. To mi się nie podoba w Twoich wypowiedziach. Ty po prostu kłamiesz.

32 minuty temu, Messer napisał:

nadal nie mogę się określić nadal mianem człowieka szczęśliwego. Gdyby odciąć mnie od kobiet i innych moich słabości, to jestem nadal na lodzie.

Mnie można odcinać od kobiet - i nie czułbym, że jestem na lodzie. Może dlatego, że doskonale rozumiem to co napisałem powyżej, a nie roję sobie marzeń sennych jak Ty.

A co do bycia szczęśliwym - też nie jestem, bo to nawyk i praca nad sobą. Nigdy nie będę szczęśliwy, bo moja budowa mózgu na to nie pozwoli. Nie da się być cały czas szczęśliwym, to kwestia biologii a nie filozofii. Musiałbyś zaprojektować mózg ludzki na nowo. Można być jednak względnie szczęśliwym. I ja taki jestem. Przynajmniej na dziś, na teraz.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.